Szedł szybko na spotkanie ze swym panem. Wiedział, że
Voldemort nie lubił czekać. I tak był wystarczająco zły, gdy go ostatnio
widział. Wszedł w skrzydło, w którym znajdowała się komnata Czarnego Pana i
zapukał. Odpowiedź usłyszał dopiero po dłuższej chwili. Pchnął drzwi i wszedł
do środka. Voldemort wstał, gdy ujrzał swego najbardziej zaufanego sługę.
- Dobrze, połóż to tam – wskazał na kamienny fotel
swojej siostrzenicy. Barty położył stos pergaminowych dokumentów we wskazanym
miejscu. Już chciał odejść, złożywszy ukłon swemu panu, ale Voldemort zatrzymał
go, chwytając jego ramię kościstymi palcami.
- O co chodzi? – spytał Barty, starając się unikać
spojrzenia czerwonych oczu Voldemorta.
Czarny Pan stanął naprzeciw Croucha i odsunął jego
kołnierz. Na karku Barty’ego widniała podłużna, niezabliźniona jeszcze szrama.
Voldemort szarpnął mocniej za kołnierz, odsłaniając ramię i pierś swojego sługi.
Jak się spodziewał, na nich też zauważył ciemnoczerwone ślady po ugryzieniach. Bez
żadnego ostrzeżenia, zamachnął się i uderzył Barty’ego w twarz. Długie, białe
paznokcie rozcięły mu policzek. Twarz Voldemorta całkowicie się zmieniła. Była
naciągnięta złością i wybuchającą w jego wnętrzu furią.
- Spałeś z nią – stwierdził, obchodząc Barty’ego
dookoła. – Jak śmiałeś sprzeciwić się mojemu rozkazowi.
- Panie, to nie jest… - zaczął, ale Voldemort był zbyt
poirytowany, by dać mu dokończyć.
- Nawet nie wiesz jak ten bzdurny rytuał był dla niej
ważny – wycedził. Jeszcze nigdy nie czuł takiej niechęci do swojego
najwierniejszego sługi. Wiedział, że to obrzydzenie było chwilowe, ale nie mógł
zapanować nad gniewem. I nie chodziło mu jedynie o krzywdę, którą, w jego
mniemaniu, wyrządził Sophie, ale po prostu bał się, że stracił sługę. Sophie
miała mu więcej do zaoferowania, bo była kobietą. A przecież on, wielki Lord
Voldemort, nie będzie posuwał się do tak niedorzecznych metod jak jego
siostrzenica, która zdobywa wszystko, czego chce właśnie poprzez swoje wdzięki.
I jeszcze nadnaturalną moc czarodziejską, ale tylko w ostateczności.
- Wiem, właśnie dlatego staram się nie kontaktować… -
Barty po raz drugi podjął próbę wyjaśnienia swemu panu wszystkiego, jednak ten
znów mu przerwał:
- Milcz! Złamałeś dane mi słowo, więc zostaniesz
ukarany!
Barty pochylił przed nim głowę, mówiąc spokojnie:
- Oczywiście.
Crouch wiele razy już go zaskakiwał, co stało się i
teraz. Voldemort po prostu nie mógł ścierpieć, kiedy Bartemiusz z taką pokorą
przyjmował wszystkie jego wyskoki. Był to z pewnością człowiek o stalowych
nerwach, bo tak spokojnie znosił i Voldemorta i Sophie, którzy pod względem
charakteru byli bardzo do siebie podobni. Oboje łatwo się denerwowali i kłócili
się o byle co. Byli też obdarzeni nadnaturalną mocą magiczną, przez co byli
jeszcze bardziej niebezpieczni. Oboje czarujący, a zarazem śmiertelnie groźni.
Piękna byłaby z nich para, dążąca do władzy czarodziejów na świecie.
- Jeśli Sophie przez to coś sobie zrobi, zginiesz –
ciągnął Voldemort, z coraz większą satysfakcją szydząc z Barty’ego.
- Ależ wyciągasz pochopne wnioski, mój panie! –
zawołał Crouch, tracąc w końcu cierpliwość, co jeszcze bardziej ucieszyło
Czarnego Pana. – Nie dajesz mi dojść do słowa, a cały czas chcę wytłumaczyć, że
między nami nic nie było!
- Nic? – spytał Voldemort. – A te ślady zrobił ci może
Armand? Dał Sophie Mroczną Krew, a później zniknął! Ty zrobisz to samo!
Wykorzystasz ją, a potem zostawisz!
Barty w całym swoim życiu nie słyszał tylu
niedorzeczności. Był jednak bezsilny, kiedy Czarny Pan wybuchał gniewem i
oskarżał każdego, kogo spotkał na swej drodze, o zdradę i planowanie zamachu
stanu. Nie odpowiedział więc. Wiedział, że prędzej cz później kara go spotka.
Za to, czego nie zrobił, ale takie sytuacje zdarzały się dość często. Po kilku
dniach jednak, Lord zapominał mu owe błędy. Był chyba jednym, który doświadczył
tej łaski. Czarny Pan potrafił mu przebaczyć i to było dla niego najważniejsze.
Voldemort podwinął dokładnie rękaw swojej czarnej
szaty, odsłaniając lewe przedramię. Widniał na nim wypalony, ciemnoszary
Mroczny Znak. Nie był podobny do tego, który miał ścisły krąg jego
popleczników. Zbliżył do niego długi, biały palec i ucisnął go lekko. Magiczny
tatuaż stał się czarny jak węgiel. Barty poczuł jak jego własny pali go, ale
tylko przez chwilę. Czarny Pan musiał wezwać chyba kogoś konkretnego ze
Śmierciożerców, bo na korytarzu rozległ się tupot stóp tylko jednej osoby.
- Cóż, skoro Zaklęcie Cruciatus nie odnosi
upragnionego skutku, może zadowolą cię tortury, których używają mugole – rzekł
Voldemort z paskudnym uśmiechem na twarzy.
Do komnaty ktoś zapukał i drzwi się otworzyły. Oczom
Barty’ego i Voldemorta ukazał się Rabastan Lestrange. Był to młodszy brat
Rudolfusa, miał długie do ramion, mocno rude włosy, bladą, wykrzywioną
uśmiechem satysfakcji twarz i szare, bystre oczy. Crouch zaczął się
zastanawiać, na czym mają polegać te „mugolskie tortury” w wykonaniu Rabastana,
bo przecież ten pałał nienawiścią do wszystkiego, co mugolskie.
- Czy chciałeś mnie widzieć, panie? – spytał Rabastan,
chyląc czoło przed swym panem.
- Tak, Lestrange – rzekł Voldemort chłodnym i stanowczym
tonem. – Chciałbym, byś ukarał tego oto Bartemiusza za pewne… ehm, poważne
przewinienie.
- Tutaj? – zapytał Rabastan, wyciągając różdżkę.
- Ależ nie – powiedział spokojnie Lord. – Różdżka nie
będzie ci potrzebna. Ukaż go w lochach, ale tak, by zapamiętał dobrze, co do
niego mówiłem. Jeśli nie, sam zostaniesz ukarany.
Rabastan znów skłonił się nisko i skinął na Barty’ego,
by z nim wyszedł. Kiedy zamknął za nimi drzwi, od razu wybuchnął śmiechem.
Crouch obserwował go przez chwilę z niesmakiem, idąc w stronę lochów.
- Mówiłem ci, żebyś usłuchał Czarnego Pana i dał sobie
spokój z Dark Lady, ale nie – mówił Rabastan tonem, którego wcześniej użył
Voldemort. – Ty musisz dopełnić swego. To cię zgubi, bracie. I uwierz mi, nie
chcę poddawać cię torturom, ale cóż.
- Myślisz, że pozwoliłbym Sophie, żeby się ze mną
przespała? – spytał Barty. – Głupi jesteś. Ale to twój problem.
Przy wejściu do lochów, natknęli się na Rudolfa. Stał
oparty o kamienną framugę drzwi, minę miał raczej obojętną i znudzoną, a bródkę
okręcał sobie wokół palca.
- Mamy zadanie do wykonania – zwrócił się do niego
Rabastan, chichocząc pod nosem. Najwidoczniej sama myśl o tym, że największy
sługa Czarnego Pana wdał się u niego w niełaskę, wprawiała go w dobry humor.
- Tak? – zdziwił się Rudolf. – A jakie?
- Takie – odparł młodszy Lestrange, zamachnął się i z
całej siły uderzył niczego niespodziewającego się Barty’ego pięścią w twarz, aż
ten zwalił się z nóg.
*
Tego ranka humor raczej mi dopisywał. Co prawda, nadal
dręczyło mnie wczorajsze wspomnienie Claudii i jej opowieść, ale biorąc pod
uwagę całokształt i obrażoną minę Dracona podczas wszystkich lekcji, mogłam
powiedzieć, że dzień jest piękny i że dobrze się czuję. Sapphire nic nie
powiedziałam o wczorajszy zajściu, ale sama mogła się domyślić, będąc świadkiem
kłótni, która odbyła się podczas śniadania pomiędzy mną a Malfoyem.
- Przestań w końcu stroić humory, bo zaczyna mnie to
drażnić – odezwałam się, kiedy tylko Draco usiadł obok mnie. Nalał sobie soku z
dyni do swojego pucharu i warknął:
- Jak mam się nie denerwować, skoro za każdym razem,
kiedy wracasz od niego, wyglądasz
jakbyś się przeciskała przez gumową rurę.
- Za każdym razem? – spytałam głośnym szeptem. – A kto
mnie zdradzał z Parkinson? Kto wygadał mojemu wujowi o cilice? Ciesz się, że
nie poszłam z nim do łóżka, idioto.
Zerknęłam na Sapphire, która dusiła się ze śmiechu,
obserwowana z nieukrywanym niesmakiem przez Pansy i nie wiedzieć czemu,
Umbridge, która siedziała na tronie, który niegdyś należał do Dumbledore’a i
gapiła się na stół Ślizgonów.
- Też mi zaszczyt, wielmożna pani – odpowiedział ze
złością Malfoy. Wstałam z krzesła, rzucając Glorii, która czatowała tuż obok
mojej kostki, niedojedzony tost.
- A więc powinieneś się cieszyć, monsieur – odparłam,
odwróciłam się na pięcie i opuściłam Wielką Salę, zmierzając w stronę klasy do
numerologii. Byłam już na półpiętrze, kiedy dogoniła mnie Hermiona. Nie
rozmawiałam z nią chyba od tego czasu, kiedy Harry planował rozmowę z Syriuszem
przy użyciu kominka Umbridge.
- Cześć – powitała mnie.
Skinęłam głową, zwalniając nieco krok.
- Nie układa się między wami? – spytała nagle.
Zdziwiło mnie jej pytanie, bo nigdy raczej nie obchodziło ją, co się mi układa
w życiu, a co mi się wali.
- No tak – mruknęłam. – On cały czas posądza mnie o
zdradę.
Znów milczenie. Gdyby nie zależało mi na tej
znajomości, powiedziałabym Hermionie prosto z mostu, że powinna coś zrobić ze
sobą, że powinna o siebie jakoś zadbać, otworzyć się na ludzi, bo zostanie albo
starą panną, albo samotnicą bez przyjaciela.
- Dałabym sobie z nim spokój – ciągnęłam. – Ale jakoś
nie mogę.
- Skoro posądza cię o zdradę, to musi mieć jakiś powód
– zauważyła Hermiona.
- Ma – odpowiedziałam niechętnie. – Znasz Moody’ego,
prawda?
Panna Szlama popatrzyła po mnie, jakbym uciekła z
wariatkowa.
- Oczywiście – odparła. Roześmiałam się.
- Nie, chodzi mi o tego, który nauczał nas w czwartej
klasie.
Hermiona pokiwała głową. Pierwszy raz spotkałam się z
tym, że nie mogła czegoś pojąć, albo zrozumieć. Ale cóż, samotność czasem daje
się we znaki, nawet najinteligentniejszym osobom. Bądź co bądź, to przecież
szlama, a Czarny Pan od dziecka wpajał mi, że szlamy i mugole to zwierzęta i
nic nie potrafiące ciemnoty. Pomimo tych niedorzecznych prawd, nie zostawił
mnie, tak jak Armand. Samo wspomnienie o ukochanym ojcu i stworzycielu sprawiły
mi ból.
- Barty Crouch – odezwała się w końcu Hermiona.
- Nie chciała, abyś wypowiedziała to imię –
powiedziałam chłodnym tonem. – Czasem żałuję, że uratowałam mu życie. Może,
gdyby Dementor wyssał mu wtedy duszę, byłabym z Draconem teraz szczęśliwa.
Zacisnęłam powieki, spod których wypłynęły dwie
wielkie łzy. Chyba zwariowałam. Zwierzam się Hermionie Granger, dziewczynie z
mugolskiego domu. Ale Claudia by się uśmiała…
- Może wszystko byłoby dobrze, ale na mojej drodze do
szczęścia stoi wuj – dodałam, starając się opanować drżenie głosu. – Nie
pozwoli mi kochać Barty’ego, bo nie. Bo jemu się to nie podoba. Mówię ci to
wszystko, bo ci ufam. Ufam, że nikomu tego nie wyjawisz.
Nagle na lewym przedramieniu poczułam palący ból.
Czarny Pan nie da mi spokojnie żyć. Nawet nie pozwoli mi się spokojnie uczyć,
bo kiedy tylko zmierzam na lekcje, ten musi mnie wezwać. Znów będę mieć
zaległości w szkole, ale co go to obchodzi! Będzie się nade mną pastwić bez
względu na wszystko.
~*~
No, wydaje mi się, że wyszło to dość znośnie. Jutro
mam sprawdzian z fizyki, więc idę się uczyć. Rozdział z dedykacją dla April :*
~Patysia
OdpowiedzUsuń7 kwietnia 2009 o 21:08
Pierwsza!!!Fajna notka.Jak Voldi mógł ukarać tak Barty’ego?Czekam na następną notkę.
7 kwietnia 2009 o 21:23
UsuńCóż, najwyraźniej mógł, skoro to zrobił xD Ale i tak mu te kary nie dadzą rezultatów xD
~gorgie
OdpowiedzUsuń7 kwietnia 2009 o 22:41
To chyba Sophie będzie z Syriuszem skoro Bartemu ktoś (Volduś) nie pozwalają z nią być a z Draco się ciągle kłóci( bo to zdrajca i kabel:D) A notka była wspaniała. Zwłaszcza te kłótnie. Kocham kłótnie szczególnie gdy ty je piszesz a jeszcze bardziej je kocham gdy są one pomiędzy Sophie a Voldemortem. A może jedna taka mała kłótnia w następnej notce…?Czekam na next:)
8 kwietnia 2009 o 18:36
UsuńMówisz – masz xD Ale może nie będzie to taka do końca kłótnia. A Draco to nie kabel, bo to za mało powiedziane. Malfoy to konfident xD
~Olka
OdpowiedzUsuń7 kwietnia 2009 o 22:43
Fajny rozdział.Domyślałam się że Voldemort się wścieknie jak zobaczy te rany u Barty’ego i go ukaże.Czekam na next.Pozdrawiam.
8 kwietnia 2009 o 18:37
UsuńOn już się wściekł, za to go pobili Lestrange’owie xD Jeszcze Bellatrix tam brakowało xD
nothing_impossible@onet.eu
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 11:08
Świetne opowiadanie!! Bardzo mnie wciągnęło, aż przeczytałam kilka wcześniejszych rozdziałów ;] super naprawdę ;] mogłabyś mnie powiadomić o kolejnej notce? ;>Zapraszam do mnie na opowiadanie dla fanów Roberta Pattinsona i nie tylko ;> Niezwykła miłość dwojga ludzi pochodzących z różnych światów. Wyjdą z tej nadzwyczajnej przygody razem czy osobno? Zapraszam ;> http://nothing-impossible.blog.onet.pl/ pozdrawiam ;**
8 kwietnia 2009 o 18:40
UsuńCóż, mogę Cię informować. Wpadłam też na Twojego bloga i wszystko jest OK, tylko popracuj nad szablonem. Ale rozumiem, pierwsze tygodnie są zawsze trudne xD
~Owiana Mrokiem
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 12:32
O boziu. Chyba Voldemort przesadza. Masz po prostu świetną wenę!!
8 kwietnia 2009 o 18:41
UsuńTak, wczoraj miałam wenę do tego rozdziału. Do jutrzejszego też mam i to taką, że ach. Nieno, na serio, chyba już dziś coś napiszę xD
~Ciemna Pani
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 13:43
Jak powiedział ” mugolskie tortury” to myślałam że, np.: Będą dźgać go nożem, rozrywać mu skórę, a tu taki zawód…No nic. Rozdział jak zwykle fajny itp. itd. Aha, i zapomniałam. Muszę Cię trzochę pomęczyć w sprawie grafiki.Więc męczę Cię. Sorry, ale na nic więcej mnie nie stać. ZA GORĄCO!!!!!!! Idę po lody.
8 kwietnia 2009 o 18:43
UsuńPrzecież muszę Barty’ego oszczędzać, żeby teraz Sophie mogła się nad nim popastwić, a później z kolei znów Voldek, jak zobaczy ją w towarzystwie Croucha xD Cóż, szablon mam już gotowy, może się wam tylko trochę nagła zmiana kolorów nie spodobać. I nie jest to oczoj*ny zielony xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 14:37
Buuuu…. ;( mam deprechę. Jak tak mogłaś potrakotwać biednego Barty’ego? No jak?! Zalewam się teraz łzami i zastanawiam się co mu zrobili….
~Cam.
Usuń8 kwietnia 2009 o 15:41
Claudia, to już jest nas dwie. xd
~Claudia
Usuń8 kwietnia 2009 o 16:48
Wiedziałam, że ty mnie poprzesz xD Nie wiem jak Frozenka mogła mu to zrobić.
8 kwietnia 2009 o 18:44
UsuńOj, to, co mu zrobili, opiszę dokładnie w 120 rozdziale xD
~Czarna Kotka
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 15:07
Hej. Chociaż nie czytam od początku ( a żałuję ) to i tak ten rozdział mnie wciągnął. Świetny to mało powiedziane. Co do mugoli i szlam, to mam inne zdanie. Nienawidzę Tom’a Riddle’a i nic tego nie zmieni. xd. Pozdrawiam! { lza-na-dnie }
8 kwietnia 2009 o 18:46
UsuńNie lubisz Voldzia? To mój ulubiony „kochanek” xD No, zaraz potem jest Crouch, Snape i oczywiście Syriusz xD Uwielbiam Śmierciożerców, za to irytuje mnie Hermiona, zawsze z tym swoim obnoszeniem się, jakby była święta i lepsza od czystej krwi czarodziejów. Powinna siedzieć cicho i się cieszyć, że dano jej tą łaskę uczęszczania do Hogwartu xD Cóż, ale przecież każdy ma inne zdanie, nieprawdaż? xD
~K&M
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 16:12
To już zaczyna być nudne. Czemu ten biedny i niewinny Barty zawsze musi obrywać za „wyskoki” Sophie? Ale on też nie myśli. Mógł coś zrobić z tymi ranami. ;P
8 kwietnia 2009 o 18:48
UsuńJest jedno zasadnicze pytanie. Czy zna się na magicznej medycynie? A jakby np poszedł po jakąś miksturę albo pomoc do np… Narcyzy, albo Belli, bo to przecież baby są i mają większe doświadczenie w tym zakresie, to zaraz by się pokapowały i by doniosły Voldkowi xD Proste, czyż nie? xD No, a jakby Barty wydał Sophie, to oberwał by z kolei od niej xD
savnay_snape@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 17:49
Świetna notka. Voldemort korzysta z mugolskich metod, no cóż każdy musi kiedyś się rozwinąć. Czekam na next.
8 kwietnia 2009 o 18:49
UsuńPrawda? Nawet Voldemort ma w sobie trochę tolerancji do szlam xD
~kicyslawa
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 19:26
Jak zwykle super notka, ale nie sadzilam ze Sophie kiedykolwiek zwierzy sie Hermionie, ale nie narzekam ;) Poza tym to ciekawa jestem jak dalej to wszystko potoczy sie miedzy Drcaco, Bart’ym a Sophie i oczywiście Voldzio ^^czekam na nexxxta XD
8 kwietnia 2009 o 19:42
UsuńCóż, mogę zdradzić, że będzie się działo xD
nothing_impossible@onet.eu
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 20:01
Wiem, przydałby mi się szablon związany z tematyką opowiadania… Pracuję nad nim od początku, ale nigdy nie chce mi się porządnie zabrać do roboty ;d;d Leń ze mnie ;d Dzięki za opinię ;** nothing-impossible
9 kwietnia 2009 o 16:14
UsuńLeń? Ja jestem leniem. Już od tygodnia się przymieżam do wstawienia nowego szablonu, i jakoś mi nie idzie xD
~Makotof
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 20:28
Rozdział świetny mam nadzieje ze Sophi cos zrobi i Voldek bedzie załował tego co zrobił Barty’emu,i znowu mam te poczucie którego nie znosze a mianowicie: czytam,czytam i czekam aż Sophi zagosci u Voldzia i dowie sie o Bartym a tu…. Koniec rozdziału i znowu bede czekala ten dłuuuuuugi czas…no nic będe czekała :D
9 kwietnia 2009 o 16:16
UsuńNooo, Sophie się pojawi u Voldka, tak, ale nie będzie się z nim raczej kłócić xD
izuniaa22@op.pl
OdpowiedzUsuń8 kwietnia 2009 o 20:41
Biedny Barty. W końcu… Do niczego nie doszło! A Sophie też czeka podobna kara? :DA ja zapraszam Cię nareszcie na nową notkę na http://www.ludicrous-love.blog.onet.plPozdrawiam ;*Lady Sensitivezgubiony-pamietnik.blog.onet.pl
9 kwietnia 2009 o 16:17
UsuńNooo, gdyby Voldek spróbował w ten sposób ją ukarać… działoby się xD
o30@autograf.pl
OdpowiedzUsuń9 kwietnia 2009 o 14:10
Witam. Na moim blogu pojawił się 3 już rozdział. Zapraszam serdecznie i liczę na szczerą opinię! Pozdrawiam. { lza-na-dnie }
Cam_
OdpowiedzUsuń9 kwietnia 2009 o 15:32
Nowy rozdział na http://www.cameron-riddle.blog.onet.pl .
~Ms.Riddle
OdpowiedzUsuń9 kwietnia 2009 o 16:03
Mi się podoba torturowanie ludzi ;d;p ja w ogole jestem okropna, jezeli o to chodzi ;d:) Rozdział mi się podobał, nawet ze względu na to ;)) nadia-riddle-love
9 kwietnia 2009 o 16:17
UsuńNie jesteś aż taka zła, jak ja xD
~Ms.Riddle
Usuń9 kwietnia 2009 o 18:25
Mi nie chodzi o to, że cos w tym stylu robię, tylko upodobania;d;p uwielbiam czytać o czyimś cierpieniu ;d;p czy to nie szalone?:> Nowa notka na nadia-riddle-love :)) Zapraszam :)
9 kwietnia 2009 o 19:09
UsuńNo wiem xD Weź, ja lubię TYLKO czytać o cierpieniu xD Uwierz mi, jestem gorsza niż Ty xD Dlatego jestem samotnikiem xD