24 marca 2009

Rozdział 115

Postanowiłam odwiedzić teraz dla odmiany Croucha. Przeszłam całe piętro w jego poszukiwaniu, ale natrafiałam albo na zamknięte drzwi, albo na pusty pokój. Cóż, to normalka w tym domu. Normalne też było moje zdenerwowanie. Na bogów, przecież tylu Śmierciożerców uciekło z Azkabanu, a ja nie mogę trafić na żadnego z nich! Nawet Glizdogon nigdzie się nie wałęsa.
Zbiegłam po schodach na parter, a tam – zbawienie! Jest śmiertelnik w tym domu!
- Witaj, Lucjuszu – powitałam ową żywą duszę z nieco chłodnym uśmiechem. Nie mogłam przecież pokazać, że ucieszyłam się na widok tego hipokryty.
- Ja tylko na chwilę – odparł nieco zarozumiałym tonem. – Mam dla niego nowe…
- Nie teraz – przerwałam mu z gorzkim uśmiechem. – Mój ukochany wuj jest teraz trochę… możesz wyjść stamtąd ze złamaną nogą.
Uśmiechnęłam się szerzej na widok jego zdziwionej, ale i poszarzałej ze słabo ukrywanego strachu twarzy i udałam się w podskokach do lochów. Ach, to miejsce przywołuje wspomnienia… I to jakże szczęśliwe wspomnienia. Co prawda, zdrada Dracona nie była najprzyjemniejszym doznaniem, ale sama zemsta na jego „kochance”… sama rozkosz. Nie dziwota, że Czarnemu Panu tak przypadł do gustu ten rodzaj „sportu”.
W lochach było aż gęsto od ciemności, jednak mój specyficzny wzrok potrafił sobie z tym poradzić. Przeszłam się przez wszystkie korytarze, podziwiając poszczególne cele. Nie było tak ekscytująco jak w muzeum, ale miło było podziwiać coś, co należało tylko do mnie. No i po części do Voldemorta, bo to przecież ja projektowałam…
Ku memu zdziwieniu, gdy przechadzałam się właśnie jednym z najgłębszych i najmroczniejszych korytarzy, dosłyszałam jakieś szmery, popiskiwania i ludzki głos. Tak, z pewnością byli tu śmiertelnicy. Teraz wyraźnie czułam woń ludzkiej krwi. Był to znajomy mi zapach owej cieczy. Ale przecież Czarny Pan nie zamknął by tu Śmierciożercy, to absurd…
Poszłam za zapachem krwi. Mój słuch nie był tak wyostrzony jak u prawdziwego wampira, ale węch miałam bardzo czuły, szczególnie na woń krwi. Doszłam do rozwidlenia. Nie potrzebowałam już wampirzego słuchu, by usłyszeć ludzką rozmowę. Skręciłam w lewo i zobaczyłam majaczącą w słabych, rozdygotanych płomykach dwóch świec nieco pochyloną postać, klęczącą przed kratami. W celi zobaczyłam – nie mogłam się mylić – Glizdogona. Wszędzie poznam tę kupę brudnych, starych szmat…
- Co wy tu wyrabiacie, na Boga? – zapytałam, podchodząc bliżej. Postacią, klęczącą przy Glizdogonie okazał się, jak się domyślałam, Barty. Jak bardzo się za nim stęskniłam. Tęskniłam nawet za Glizdogonem. Chciałam w końcu porozmawiać z kimś z naszych. Z kimś, który był w miarę normalny, chociaż nawet nierozgarnięty, tak jak Peter.
Barty podniósł jedną ze świec. Dziwne, że nie użył różdżki…
- Przyszedłem przynieść Peterowi coś do jedzenia – odparł Crouch, a gdy spostrzegł, że mój wzrok zatrzymał się na świecach, dodał: - Czarny Pan zabrał mi różdżkę. Nie chciał, żebym się z tobą potajemnie spotykał. Wiesz, on podejrzewa jakiś romans…
Parsknęłam śmiechem, ale Barty’emu nie było najwyraźniej zbyt wesoło.
- Jest głupi – stwierdziłam. – Przecież wie jak mi zależy na tym rytuale…
Usiadłam na podłodze obok niego i popatrzyłam po Glizdogonie. Wyglądał jeszcze bardziej żałośnie, niż zwykle. Myślałam, że to nie możliwe, ale jednak nie… Miał minę niesprawiedliwie obitego psa, więc zapytałam:
- Za co siedzisz?
Glizdogon głośno pociągnął nosem.
- Czarny Pan był bardzo zły, gdy go ostatnim razem opuściłaś, panienko – odpowiedział pokornym głosem.
- Możesz mi wierzyć, że niedługo stąd wyjdziesz – mruknęłam. Oczywiście. Nie mogąc wyładować swój złości, Voldemort robi to na swoich sługach. Jednemu zabiera różdżkę, a drugiego wtrąca bez powodu do lochu.
- Pomówmy – powiedziałam cicho do Barty’ego, po czym wstałam, oczekując, że on zrobi to samo.
- Nie wiem, czy Czarnemu… - zaczął, ale chwyciłam go za ramię i poprosiłam:
- To ważne dla mnie.
Barty wstał z głośnym westchnieniem niezadowolenia i skręcił w prawo. Oparł się o ścianę, skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał na mnie w sposób, który bardzo mi się nie spodobał. Nie chciałam drugiego Dracona. Wystarczył mi jeden, arogancki, dumny i cyniczny arystokrata.
- Przepraszam, to przeze mnie straciłeś różdżkę – zaczęłam, błądząc wzrokiem po ścianie, unikając niebieskich tęczówek Croucha.
- Zgadza się – przyznał. – Czarny Pan obiecał, że odda mi ją, jeśli przestanę cię… jak on to nazwał… obmacywać.
Cofnęłam się o krok.
- Tak powiedział? – zdziwiłam się. – Cóż, sam robi to samo, a czepia się ciebie… Cóż, jeśli jednak jest dla ciebie ważniejsza twoja różdżka, niż nasze dobre relacje, oczywiście przestanę się z tobą spotykać. Twoja decyzja.
Utkwiłam swoje srebrne oczy w jasnoniebieskich tęczówkach Barty’ego. Teraz z kolei on unikał mojego spojrzenia.
- Nie chodzi o to – odpowiedział po krótkim namyśle, wykręcając sobie palce. – Możemy się widywać, ale nasze relacje muszą być takie, jak moje z twoim wujem.
Obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem.
- Cóż, skoro wolisz, bym zwracała się do ciebie po nazwisku – rzekłam. – Dobrze. A teraz uwolnij Glizdogona, Crouch.
Wyszłam zza zakrętu, machnęłam różdżką, a cela Petera otworzyła się, skrzypiąc donośnie.
- Sophie, to tylko na ten czas, dopóki… - zaczął Barty, ale odwróciłam się gwałtownie i przytknęłam koniec swojej różdżki do jego gardła. Crouch zastygł w miejscu, bojąc się oddychać. Doskonale znał mój upór, moje magiczne zdolności i niebezpieczeństwo, w którym się znalazł.
Powoli zbliżyłam swoją starz do twarzy Barty’ego i wysyczałam:
- Nie mam zamiaru grać na twoich warunkach. Nie będę ci ulegać tylko wtedy, kiedy ty masz na to ochotę.
Chwyciłam go z tyłu za włosy i wbiłam kły w jego kark. Usta wypełniły mi się jego gorącą krwią. Od dawna pragnęłam to zrobić, ale nie miałam do tego śmiałości. Teraz, kiedy sączyłam jego krew, a on nie opierał mi się, stwierdziłam, że nie koniecznie musiałam tak długo się głodzić. Ach, jakże brakowało mi tego pełnego, gorącego smaku krwi…
Oderwałam się od jego karku, oblizałam wargi i uśmiechnęłam się, mówiąc:
- Masz dobrą krew. Zawsze chciałam to zrobić.
Odwróciłam się na pięcie i opuściłam korytarz. Po chwili, kiedy byłam już w połowie drogi do wyjścia, a cele były tu już o wiele bardziej zadbane, posłyszałam odgłos echa odbijających się od ścian kroków. Nie dałam się jednak dogonić. Z nadnaturalną prędkością dopadłam do wyjścia. Światło, wpadające przez okna, wypełnione witrażami, poraziło mnie i oślepiło na krótki moment.
- Nie chcę, żebyś mi ulegała! – zawołał za mną Barty, wypadając z lochów. Odwróciłam się ze złością.
- Nie? – spytałam. – To czego ty chcesz? Albo mnie kochasz, albo nie, zdecyduj się!
Barty chwycił impulsywnie moją dłoń.
- Kocham – powiedział, siląc się na spokój. – Nie możemy być razem na dłuższy czas, bo…
- Nie będę twoją branką – warknęłam, wyrywając rękę z jego uścisku. Odwróciłam się na pięcie, ale ten nie dał mi spokoju, chwytając mnie teraz z kolei za ramię.
- Nie jesteś! – krzyknął. Tę kłótnię musieli słyszeć chyba wszyscy, przebywający w tym domu, włączając w to „przygłuchego” Lorda.
- Nie mów, że wiedziesz życie mnicha! – zawołałam. – Ile dziewczyn już uwiodłeś, czarując je swoim wdziękiem? Przyznaj się!
Barty mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, próbując się najprawdopodobniej wytłumaczyć, ale uderzyłam go zaciśniętymi pięściami w klatkę piersiową, wybuchając żałosnym płaczem.
- Miałam nadzieję, że z czasem przestanę cię kochać! – powiedziałam ze złością. Nie miałam już siły na krzyki. – Ale ty mi to cały czas utrudniasz!
Tym razem nie udało mu się mnie powstrzymać. Okręciłam się na pięcie i zniknęłam z suchym trzaskiem.
I znów wszystko powraca na nowo. Znów jestem nieszczęśliwa, cierpię z powodu nieszczęśliwej miłości. Uczucie Barty’ego mogło być prawdziwe, ale cóż z tego, skoro utrudnia nam to Czarny Pan? Przecież nie będę go błagać, by pozwolił nam się spotykać. Już i tak udowodnił, zabierając Crouchowi różdżkę, że nie mamy szans na jego „błogosławieństwo”.

Chciałam udać się do dormitorium Ślizgonów. Było już z pewnością po lekcjach. Nie miałam pojęcia, skąd to wiem. Po prosu miałam przeczucie. Na błoniach jak zwykle było mnóstwo uczniów, jednak już nie tak dużo, jak w weekend. Przemknęłam niezauważona przez błonia i pobiegłam do dormitorium. Przez okno, pozostawione przeze mnie z łaski w salonie, wpływało ciepłe światło słońca, tak ukochanej przeze mnie gwiazdy. Śmiertelnicy nawet nie wiedzą, jakimi są szczęściarzami. Mają słońce tylko dla siebie i mogą się nim cieszyć przez całe lata… A my? Jeśli nie potrafimy na siebie rzucić odpowiednich zaklęć, jesteśmy skazani na wieki w mroku nocy! Nic dziwnego, że w końcu jeden po drugim, tracimy chęć do życia… Biedny Armand. Teraz, kiedy o nim myślę, chce mi się płakać. Jest taki stary, taki mądry, a słońca nie widział kilkaset lat. W sumie, mogłabym coś dla niego zrobić, ale to jest w obecnej sytuacji nierealne. Nie do zrobienia.
Usiadłam w jednym z foteli, naprzeciwko okna, bym mogła spokojnie patrzeć prosto w słońce. Tych kilka osób, które przebywały w salonie, nawet nie zwróciły na mnie uwagi. No tak. Zwykła, szara Sophie. Nie zasługuje nawet na uwagę tak samo szarej myszy…

~*~


Wybaczcie, że tak krótko, ale mam dziś ograniczony limit czasowy na komputerze. Cóż, mam nadzieję, że się podobało, bo był Barty. Niektórzy chcieli, by się pojawił, więc proszę xD Dedykacja dla Claudii :* z okazji urodzin^^ 

41 komentarzy:

  1. ~Ciemna Pani
    24 marca 2009 o 19:44

    Pierwsza!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Claudia
    24 marca 2009 o 19:47

    Kocham cię!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 marca 2009 o 20:15
      Ach, dziękuję xD Cóż za zaszczyt xD

      Usuń
  3. ~Claudia
    24 marca 2009 o 19:49

    Teraz wyjaśnie dlaczego xDD Po piewsze: za dedyk xD, po drugie: za Braty’ego, po trzecie: za Sophie sączącą jego krew xDD, po czwarte: za miłość tych dwojga xDD, a pokocham cię mocniej jeśli usuniesz jakoś Dracona xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 marca 2009 o 20:15
      No wiesz… wszystkiego mieć nie można xD

      Usuń
    2. ~Claudia
      26 marca 2009 o 19:51

      Ale można próbować. Rozumiem, że go nie uśmiercisz, prawda? (patrzy z nadzieją poprzez łzy) xDD

      Usuń
    3. 26 marca 2009 o 20:05
      Barty’ego? Ależ oczywiście, że Ci nie powiem xD Możesz nadal patrzeć z nadzieją, może one będą słuszne, może nie… xD

      Usuń
    4. ~Claudia
      27 marca 2009 o 15:38

      Nie chodziło mi o Barty’ego tylko Dracona xDD

      Usuń
  4. ~Owiana Mrokiem
    24 marca 2009 o 20:27

    Nie podoba mi się, bo Sophie nie jest szarą myszka i nie było Voldka. Ale moze nastepnym razem postarasz się, dla niektórych z nas, co tylko za ceimnymi typami przepadają xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:06
      Niestaty, kochanie. Nie postaram się tym razem, bo mam mało czasu [ograniczony limit czasowy na kompie] przez złośliwego ojca.

      Usuń
  5. ~Lady Sensitive
    24 marca 2009 o 20:27

    Aa, jak to napiła się jego krwi?! :DNo nieźle. Dziewczyno, Ty weź napisz książkę czy coś, masz naprawdę dar :P O tak, podobają mi się sceny Sophie z Bartym :D:DBuziaki! :*Lady Sensitivewww.zgubiony-pamietnik.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:07
      Napiła się xD I nawet jej smakowało xD

      Usuń
  6. ~K&M
    24 marca 2009 o 21:18

    Wkurza mnie już to przesadne posłuszeństwo Barty’ego wobec Voldemorta. Może się go bać, no ale bez przesady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:08
      Ale Barty to psychol xD Jak każdy Śmierciożerca, lecz na swój sposób. Na przykład Sophie też jest mu posłuszna do przesady, ale nie robi wszystkiego, co jej każe xD

      Usuń
  7. ~_Eveline_Stewart_
    24 marca 2009 o 21:24

    Talentu do pisania długich komentarzy nie mam. Ale ten rozdział był świetyny! [zyc-jak-czarownica]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:09
      Za to ja, jak walnę komentarz…

      Usuń
  8. ~Cam.
    24 marca 2009 o 22:02

    Bardzo dobry rozdział. Sama już nie wiem, z kim powinna być ta twoja Sophie. Jednakże najbardziej chyba podoba mi się Barty xd Pomijając fakt, że zmieni mi sie za dwa dni x)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:10
      No tak xD Cóż, ja też lubię Barty’ego, ale on chyba jest nieco „ograniczony”… mowa tu o postawieniu na pierwszym miejscu Voldka xD

      Usuń
  9. ~Olka
    24 marca 2009 o 22:22

    Fajny rozdział.Podobał mi się(jak każdy)……Sophie jest biedna,ciągle smutna.Niech będzie w stałym związku z Draconem,będzie weselsza(chyba).Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:11
      Stały związek nie oznacza szczęścia, niestety…

      Usuń
  10. ~Makoto
    24 marca 2009 o 22:29

    Od dłuższego czasu czytam twoje opowiadanie ale no ekhem.. no nie komentowałam bo coś mi to nie szło.ale sie odważyłam i niech już tak zostanie:))Ten rozdział podoba mi się że względu na to że był w nim Barty…ale szkoda że bez wujcia Voldzia,Błagam zrób romans Sophi z Bartym ale nie poganiam cie,niech jeszcze troche pocierpią a Czarny Pan niech sie w końcu przekona że Barty jest najleprzym kandydatem dla Sophi.czekam na next:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:12
      Lepszym kandydatem… cóż, może zmienisz zdanie, gdy przeczytasz jeszcze z… 50 [nie chcę straszyć] rozdziałów xD

      Usuń
  11. ~Meg
    24 marca 2009 o 22:43

    Dziewczyno, znać mnie nie znasz, nic o mnie nie wiesz, tak samo jak ja o Tobie, ale ręczę za siebie, Ciebie i Bóg wie kogo że jesteś niesamowita! Jak Ty to robisz?! Ja pisze bloga, a tak i tak mi nie wychodzi! Ty jesteś wprost idealna!Przez ostatni tydzień czytałam go od samego początku (wow!) i powiem jedno – masz kobieto talent i go nie zmarnuj. ^^ Tylko wkurza mnie jedno… to cholerne, doskonałe posłuszeństwo Barty’ego wobec Voldzia. Grrr… :PA Sophie jest tajemniczą postacią… Jak każda ma swoje minusy, ale jest po prostu re-we-la-cyj-na. Chyba starczy tych pochwał, aczkolwiek pozytywów nigdy za wiele. xDUwielbiam Cię, no! ;***I czekam na C.D.N. ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:13
      Cóż, Barty chyba rzeczywiście jest zbyt posłuszny. Taki grzeczny, mił chłopiec, nieprawdaż? Muszę z niego zrobić mężczyznę… ale jeszcze nie teraz, niech Sophie poczeka i Crouch tak samo xD

      Usuń
    2. ~Meg
      26 marca 2009 o 21:10

      Ja również poczekam. Z niecierpliwością, ale jednak poczekam. :)):*

      Usuń
    3. 26 marca 2009 o 21:23
      Oj, to będziesz się musiała uzbroić w cierpliwość xD

      Usuń
  12. ~Gonia
    24 marca 2009 o 23:03

    Przeczytałam :) Nie wyrażam opinii, bo robię to już po raz milionowy xD dramione-draco-i-hermione

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Ciemna Pani
    25 marca 2009 o 10:25

    Ech… Jakos tym razem było nudnawo. Chocarz jeden moment mi się spodobał: Jak wysysa krew Bartyego. Tak, to było dobre… Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:16
      A nie dziwi Cię, że Crouch nadal żyje? Bo jak wampir ugryzie, to śmiertelny raczej zdycha…

      Usuń
  14. ~xXxKrwawaxXx
    25 marca 2009 o 12:25

    kolejna super część xD ..ale zakończenie jakieś takie smunte …z tym porównaniem do szarej myszy ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:17
      Ale mi się podoba to porównanie. Było takie… poetyckie xD Ostatnio próbuję swoich sił w tym zakresie, więc muszę gdzieś poćwiczyć xD

      Usuń
  15. ekstremalna@onet.eu
    25 marca 2009 o 16:27

    Witam. Z góry przepraszam jeżeli uznasz to za spam, ale tylko w ten sposób mogę zyskać pierwsze osoby, które zgłoszą się do oceny bloga.Powstała nowa ocenialnia http://valutare.blog.onet.pl/, która gwarantuje niezaprzeczalnie dobrą jakość oceną, z domieszką krytyki jak i pochwały. Chcesz się zgłosić? Zrób to!Ps. Na blogu trwa poszukiwanie oceniających, może to będziesz ty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 21:24
      Oceniającą nie będę, cóż xD

      Usuń
  16. ~Mika
    25 marca 2009 o 20:00

    No, no! Sophie kosztuje krwi czarodzieja??? Już mi się podoba!!! Czekam na dalsze części! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:20
      Prawda? I robi to coraz częściej xD

      Usuń
  17. ~gorgie
    25 marca 2009 o 20:17

    Ta notka strasznie mi sie podobała i według mnie wcale nie była taka krótka:)A tak strasznie mi sie podobało za Bartego i fragment z piciem jego krwiW ostatnim komentarzu napisałam, że nie moge się doczekać konsekwencji tego rozdziału a tu szczególnie mi chodziło o furię Voldemorta;dA to moze w następnej notce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:21
      Bez przesady, Voldziu nie będzie cały czas bił Sophie, albo znęcał się na Bartym xD Niech pomęczy kogoś innego. Lucjusza na przykład? Dlatego go umieściłąm w tym rozdziale xD

      Usuń
  18. ~Kasia
    26 marca 2009 o 08:43

    Ja bym chciała żeby Sophie była z Draco i żeby oboje zdecydowali się omóc Dumbledorowi wbrew Czarnemu anu i rodzicami Draco było oby wtedy ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2009 o 20:22
      Wtedy byłby raczej happy end. A gdzie zawiła fabua, jak w „Modzie na sukces”?

      Usuń