18 marca 2009

Rozdział 112

Następnego dnia, przechodząc obok tablicy ogłoszeń, w oczy rzuciło mi się moje nazwisko. Podeszłam do tablicy i zauważyłam, że jest do niej przybita kartka z listą wszystkich uczniów z piątej klasy. Odnalazłam siebie pod koniec spisu i przeczytałam, że Sophie Serpens ze Slytherinu ma się tego dnia zgłosić do profesora Severusa Snape’a o godzinie 14:00 w sprawie porad zawodowych. Cóż, jakoś będę musiała się od tego wymigać, bo nie uśmiecha mi się spotykać sam na sam z groźnym, wnerwionym profesorem. Nie mam doprawdy pojęcia, o co on się na mnie obraził. To jakaś paranoja…
- Ja idę wcześniej – odezwała się Sapphire, która właśnie dołączyła do mnie.
- To świetnie, powiesz mi, jak było – mruknęłam, przebiegając wzrokiem po liście w poszukiwaniu Harry’ego. – Myślisz, że zostanie aurorem?
- Kto?
- Harry – odparłam. – Wtedy już niestety nie będę mogła być w…
Sapphire szturchnęła mnie mocno z żebra. Jęknęłam z bólu, łapiąc się za nie.
- Idiotko… - wysyczałam, ocierając łzy, które napłynęły mi do oczu. – Módl się, żebym ci nie oddała…
Ale Sapphire warknęła, bym milczała i wskazała ręką na drzwi wejściowe. Były uchylone, a stała w nich Umbridge, prowadząc ożywioną rozmowę z profesor McGonagall. Ta ostatnia najwyraźniej nie miała tak ucieszonej miny, jak pani dyrektor.
- Chciałaś, żeby usłyszała o Zakonie? – zapytała szeptem Sapphire, nie spuszczając wzroku z Umbridge i McGonagall. – Patrzyła na nas. Trzeba było jeszcze iść i powiedzieć jej o kryjówce Syriusza.
Tą uwagę puściłam mimo uszu. Utkwiłam wzrok w Umbridge. Najwyraźniej sprawiało jej radość rozkazywanie McGonagall. Wiedziała, że Minerva nie opuści szkoły ; znaczyła zbyt dużo, poza tym życzeniem Dumbledore’a było, by została tu dla uczniów.
- Niech jak najszybciej szlag trafi tą starą jędzę – mruknęłam pod nosem, zaciskając pięści ze złości. Od mojego powrotu z ferii wielkanocnych przybyło kolejnych pięć beznadziejnych zakazów i nakazów. Ostatnim z nich był [ku mojej wielkiej irytacji] zakaz słuchania muzyki podczas nauki, co oznaczało gwałtowny spadek popularności moich piosenek.

Zaraz po lekcjach, około 14:00, udałam się do gabinetu Snape’a. Oczywiście, spóźniłam się kilka minut, ale nauczyciele przestali już zwracać uwagę na to od kilku lat.
Gabinet Snape’a wyglądał tak, jak zwykle. Na półkach stały słoje z różnymi marynowanymi częściami zwierząt i roślin, na biurku stała zapalona garść świec. Zniknęła jednak myślodsiewnia Dumbledore’a. Sam Snape siedział za biurkiem. Minę miał lekko naburmuszoną. Po chwili dowiedziałam się, dlaczego. W ciemnym kącie gabinetu siedziała na twardym krześle Umbridge, spowita w wściekle różowy szal, okropny, nieco już zmechacony sweter tego samego koloru i nieodłączną podkładkę do notowania.
- Przepraszam, panie profesorze – odezwałam się, kładąc szczególny nacisk na dwa ostatnie słowa.
- Nie szkodzi – odpowiedział Snape. – Usiądź.
Wskazał mi krzesło przed swoim biurkiem, które, jak dopiero co zauważyłam, zawalone było podobnymi ulotkami i broszurami, co stolik w salonie Ślizgonów.
Starając się nie zerkać na Umbridge, która pożerała mnie wzrokiem, zajęłam wskazane miejsce. Severus zaczął przerzucać broszurki, uważnie śledząc każdy ruch swoich rąk.
- Jak sądzę, wiesz, czemu ma służyć ta rozmowa – odezwał się lodowatym, ale spokojnym głosem.
Skinęłam sztywno głową. Już załapałam, dlaczego Umbridge tu przyszła. Z dwóch powodów. Chciała mieć nad wszystkim kontrolę, albo wywęszyć, czy mnie i Snape’a nie łączą bliższe stosunki, niż powinny łączyć uczennicę i nauczyciela eliksirów. Oh tak, Severus był zawsze [przynajmniej w mniemaniu Umbridge] zbyt blisko Dumbledore’a, dlatego szuka sposobu, by go zwolnić.
- Myślałaś już, co będziesz robić po skończeniu szkoły? – zapytał Snape, nadal przeglądając ulotki. Jego wzrok zatrzymał się o ułamek sekundy dłużej na owej różowo-pomarańczowej kartce, zachęcającej do pracy z mugolami.
- Prawdę mówiąc, nigdy nie myślałam o tym – odpowiedziałam powoli. – Aczkolwiek nigdy nie chciałam opuścić Hogwartu tak na zawsze, to może mogłabym pracować tu…
Snape przyjrzał mi się badawczym wzrokiem. Umbridge zaczęła w kącie coś energicznie notować.
- Pracować? – powtórzył Snape. – Tutaj?
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Wydaje mi się, że nie mam najgorszych kwalifikacji – mruknęłam, nie spuszczając wzroku z nieruchomych, czarnych oczu profesora.
Severus spojrzał na pożółkły kawałek pergaminu, którego wcześniej nie zauważyłam.
- Cóż, jak na razie, twoje stopnie są bez zastrzeżeń – powiedział cicho, przebiegając wzrokiem po liście.
Z ciemnego kąta rozległ się nieśmiały, naciągany kaszel. Snape zignorował go, choć z pewnością go usłyszał.
- A nie myślałaś – dodał. – Żeby zostać na przykład… aurorem?
Uśmiechnęłam się lekko.
- Wiesz, profesorze, że mnie nigdy nie pociągała ochrona ludzi – odparłam. No tak, bo zwykle wolałam ludzi atakować.
Umbridge znów kaszlnęła, ale tym razem nieco głośniej i natarczywiej. Snape znów to zignorował.
- Myślałem, że nie będziesz chciała się marnować w Hogwarcie – zauważył. – Jeśli pani dyrektor źle się czuje, może pani odwiedzić skrzydło szpitalne. Pani Pomfrey z pewnością znajdzie coś od bólu gardła.
Umbridge wychyliła się do przodu tak, że rozdygotane światło świec padło na jej ciastowatą, sflaczałą, ropuszą twarz i tandetny, kłamliwy uśmiech.
- Ależ nie – odpowiedziała lepkim od słodyczy głosem. – Nie, chciałam tylko spytać, czy mogłabym się wtrącić.
- Właśnie to pani zrobiła – odrzekł lodowatym, ale uprzejmym tonem Severus. Zauważyłam, że jego dłonie zacisnęły się impulsywnie na jednej z niebiesko białych ulotek.
Umbridge zachichotała jak dziewczynka i zapytała:
- Czy Sophie ma odpowiednie kwalifikacje, by uczyć w Hogwarcie?
Snape uniósł brwi.
- Oczywiście, że je posiada – wycedził.
Tak, bo ty, stara ropucho je posiadasz, pomyślałam, odwracając się trochę, by móc obserwować tak znienawidzoną przez siebie twarz nauczycielki. Ta jednak, nie zrażona chłodną odpowiedzią Severusa, ciągnęła dalej:
- Ministerstwo nie zechce jej przyjąć na to stanowisko.
Snape przestał zwracać na nią uwagę, co chyba wyprowadziło ją z równowagi, ale nic więcej nie zrobiła, notując zawzięcie.
- Myślałam trochę o dalszym rozwinięciu swojej… kariery – odezwałam się nieśmiało. – Ale nie wiem, czy to dobry pomysł.
Posłałam mu spojrzenie typu „Nie wiem, czy wuj pozwoli” i odwróciłam wzrok.
- Za to ja uważam, że powinnaś robić to nadal – powiedział Severus, stykając palce w sposób charakterystyczny dla Dumbledore’a. – Praca nauczyciela to bardzo odpowiedzialny i nieco męczący zawód.
Pokiwałam głową.
- Chyba masz rację, profesorze – mruknęłam. Snape odchylił się lekko na nogach swojego krzesła.
- Cóż, możesz więc wracać do swoich zajęć – odparł. Wstałam, pożegnałam się, obrzuciłam wyzywającym spojrzeniem Umbridge, której żabie oczy patrzyły wprost w moje, gdy ją mijałam i wyszłam, trzaskając lekko z namysłem drzwi.
Udałam się do salonu Ślizgonów. Cóż, nie wiele wyniosłam z tej porady zawodowej. Uświadomiłam sobie tylko, że nie chcę opuszczać Hogwartu tak szybko. W końcu w tym miejscu przeżyłam swoje dobre i złe chwile. W tych murach żyłam z Darlą, w tych murach ona zginęła… w tych murach został zniszczony pierwszy horkruks, Syriusz został oswobodzony. Tu pojednałam się z Draconem. Zapewne, czeka mnie tu jeszcze mnóstwo historycznych zdarzeń. I pomyśleć, że jeszcze tylko dwa lata zostały do końca tej przygody…

Tłumek Ślizgonów w salonie bardzo się przerzedził, gdyż większość z nich, głównie pierwszoroczniaki, spędzali wolne popołudnie na błoniach. Ku swojemu zaskoczeniu stwierdziłam, że jedynym „kotem” jest Spirydion, namiętnie pochłaniający kolejny z tomów ze szkolnej biblioteki. Ruszyłam ku niemu, ale drogę zastawiła mi Sapphire.
- Jak wypadło spotkanie? – spytała z uśmiechem do złudzenia przypominającym uśmiech Umbridge.
- Bardzo fajnie – burknęłam, nie patrząc na nią.
- Była Umbridge, tak?
Skinęłam niezbyt przytomnie głową, zastanawiając się, co powiem bratu. Musiałam coś zrobić z naszymi relacjami, bo ostatnio coś się rozmijaliśmy…
- I co Snape… - zaczęła Sapphire, ale uciszyłam ją ręką, nadal patrząc na Spirydiona.
- Później, dobrze? – mruknęłam i podeszłam do siedzącego w odludziu brata. Usiadłam na poręczy jego fotela i spytałam:
- Co czytasz?
Spirydion przewrócił pożółkłą kartkę książki i odpowiedział lekceważącym tonem:
- Praktyczna obrona przed czarną magią.
Westchnęłam cicho. Biedactwo. Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo chce się uczyć obrony… Gdyby mi powiedział, nie odpowiedziałabym nawet na wezwanie wuja, by mu pomóc.
- Jeśli chcesz, mogę z tobą poćwiczyć – zaproponowałam.
- Dzięki, wystarczy mi książka – brzmiała odpowiedź.
- Niczego się nie nauczysz w ten sposób – wyjaśniłam tonem znawcy. – Twoja różdżka musi się przyzwyczaić do zaklęć, a mniemam, że nie używałeś jej zbyt często.
Spirydion tylko wzruszył ramionami, jakby go nie obchodziły moje słowa. Znów zaczytał się w swojej książce. Nie rozważał moich słów, nawet o mnie nie pomyślał. Przez umysł przemykały mu zdania, wyczytane w podręczniku. Nic więcej tam nie znalazłam…
- Spirydionie – odezwałam się, przykucając przed nim. – Powiedz mi, co się stało?
Spirytus złożył książkę na kolanach i spojrzał mi prosto w oczy. Jego chłodne, ciemne tęczówki nie wyrażały niczego. Jego spojrzenie przypominało spojrzenie Snape’a. Nie widziałam w tych oczach nic, tylko dwa ciemne, puste tunele.
- Mama i tata zabronili mi z tobą się kontaktować – odparł. Powiedział to tak niefrasobliwie, jakby nie obszedł go ten cały zakaz. Wyglądał, jakby go to nawet cieszyło. Za to mnie ten idiotyczny pomysł rodziców bardzo zirytował.
- Co? – zapytałam z niedowierzeniem. – Nie mogą ci tego zabronić! Przecież jesteśmy w tym samym domu, to jasne, że będziemy się widywać… to ich odizolowanie nic nie da! Wiem, bo próbowałam to samo z Draconem.
Chwyciłam jego rękę tak, jak to często czyniłam z Ripem i Spajkiem.
- No, ale jeśli nie chcesz się ze mną widywać… - dodałam już poważniejszym i spokojniejszym tonem. – To twoja decyzja.
Spirydion przez chwilę bił się z myślami, aż w końcu przytulił się do mnie. Zacisnęłam mocno powieki, ale łzy i tak popłynęły mi po policzkach.
- Głupi pomysł mieli ci leniwi, głupi rodzice – powiedział Spirydion, kiedy odsunął się ode mnie. Zaśmiałam się mimowolnie.
- Powiedz mi… czy oni dobrze cię traktują? – zapytałam.
Spirytus wzruszył ramionami.
- Tak sobie – mruknął. – Są raczej surowi. Kiedy któreś z nich wypowie twoje imię, wzdrygają się, jakby powiedzieli imię Czarnego Pana.
Oboje roześmialiśmy się.
- Jestem tak straszna, jak Voldemort, tak? – spytałam. – Wiesz… gdybyś kiedyś potrzebował jednak mojej pomocy, to zawsze możesz ją u mnie znajdziesz. Nie ważne, kiedy.
- Nawet teraz?

Oboje opuściliśmy dormitorium. Wiedziałam, gdzie mogłabym z nim poćwiczyć kilka zaklęć obronnych. Takich, jakie powinny się znaleźć na praktycznym egzaminie z obrony przed czarną magią.
Słońce grzało mocno, więc niektórzy pozdejmowali szaty i w samej bieliźnie pływali dla ochłody w jeziorze. Wśród tych śmiałków zauważyłam też Malfoya.
- Co za zuchwałość… - mruknęłam, kiedy przechodziłam z bratem niedaleko brzegu. Poprowadziłam Spirydiona w stronę Bijącej Wierzby, machnęłam różdżką, a drzewo przestało wymachiwać wściekle gałęziami, ochraniając tym samym Spirydiona przed jednym z nich.
- Panowie przodem – powiedziałam, wskazując mu wąskie przejście pomiędzy jej korzeniami. Spirytus wczołgał się do środka, a ja za nim.
Gdy w końcu udało nam się przeleźć przez niewiele większy niż sam korytarz otwór w ścianie, naszym oczom ukazał się zrujnowany, zakurzony i staromodny pokój. Tu niegdyś mieszkał Syriusz, by uchronić się przed ministerstwem…
- No to co, zaczynamy? – spytałam. Spirytus wyciągnął różdżkę i skierował jej koniec we mnie z wojowniczą miną, na co roześmiałam się.
- Nigdy mnie nie pokonasz – odparłam.

~*~

Ale już późna pora… prawie północ. Publikuję normalnie w ostatniej chwili… Nie rozgaduję się zbytnio. Powiem tylko, że ten rozdział, pomimo swej nudności, udał mi się nawet xD Dedykacja dla Every :*

28 komentarzy:

  1. ~Olka
    18 marca 2009 o 23:55

    Fajny rozdział.Podobał mi się(jak każdy).Sophie chciałaby być nauczycielem?zawsze chciała robić karierę muzyczną.Czekam na następną notkę.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 20:49
      Nigdy nie powiedziałam, co ona chciała zawsze robić xD

      Usuń
  2. ~Ciemna Pani
    19 marca 2009 o 07:27

    No… Hmm… Nie wiem jak to określić. Trochę nudnawo, mało sensacji. Mam nową klawiaturkę więc dobrze mi się pisze. KOLEJNY RAZ MÓWIĘ zlotekompasy.blog.onet.pl !!!!!!!!! Wejdź koniecznie bo jeszcze nie widziałam twojego komentarza. I znowu nie było romansu, w notce. Dzisiaj mam strasznie dużo lekcjii i jutro też, więc 20.03 musisz napisać coś rozluźniajacego, bo jak nie to się zezłoszczę…I wyjmę ostre narzędzia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 20:51
      Ale nie płyn do naczyć, prawda? xD Nom, może mało romansu. Ale będzie xD I to niedługo xD Co do tego bloga Twojego, to ja nie chcę należeć do jakiejś organizacji!!!!!!

      Usuń
    2. ~Ciemna Pani
      19 marca 2009 o 21:14

      Nie wiem o co ci chodzi z tą organizacją. No juz nieważne, dam ci spokój. A jeśli nie zmienisz wystroju bloga, to zamiast płynu do naczyń, posypię Cię proszkiem do prania. Albo coś innego, zobaczy się…

      Usuń
    3. 22 maja 2009 o 17:39
      Nie lepiej wsypać tego proszku do herbaty? Och, nie do herbaty, nie lubię jej xD

      Usuń
  3. ~Owiana Mrokiem
    19 marca 2009 o 15:46

    Hmmm… Teorytycznie na to patrząc to toćku nudno, bo nie było Voldemorta ^^ I dlaczego księżno nie doatję info?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 20:52
      Lol, Voldemort ma być w każdej notce? I tak Riddle jest mój, od góry do dołu i na odwrót xD A info nie było, bo o 23:30 skończyłam dodawać ten rozdział i tata mi potem neta wyłączył, więc nie zdążyłam xD

      Usuń
  4. ~gorgie
    19 marca 2009 o 17:26

    A Ty jak zwykle zakończyłaś w najlepszym momencie:pMasz racje troche powiało tu nudą, lecz w następnym odcinku Sophie będzie uczyła braciszka. Szykuje się ciekawie……….

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 20:53
      Nom, a co więcej Spirydion może ma trochę tej subtelnej mocy Sophie… xD

      Usuń
  5. ~Gonia
    19 marca 2009 o 17:50

    Ładnie, fajnie i ciekawie. I tyle :P Pozdrawiamdramione-draco-i-hermione

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 20:54
      Nom, być może… ale powiało jednak nieco nudą… xD

      Usuń
  6. ~Mika
    19 marca 2009 o 19:05

    Powiem może tak: Jesteś przerażająco dobrą pisarką. Wciągnęłam się w rozdział, tak naprawdę(bez urazy) o niczym. Bo nic tu porywającego nie było, a jednak jest dobry. Nawet bardzo dobry.Szacunek, dziewczyno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 20:55
      Eee, przesadzasz, choć dziękuję xD

      Usuń
  7. ~K&M
    19 marca 2009 o 21:12

    Sophie nauczycielem? Jakoś nie moge sobie tego wyobrazić. A miło z jej strony, że zajęła się edukacją brata. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 22:34
      Prawda? Nareszcie sobie o nim przypomniała xD

      Usuń
  8. ~Ms.Riddle
    19 marca 2009 o 21:12

    Ja nie nadążam za Twoim wstawianiem rozdziałów;d;p xD poprzednicy mają trochę racji, było trochę nudnawo, ale przecież nie może być ciągle akcja;d;p nadia-riddle-love

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 22:37
      No tak… bo by się znudziła akcja… rzeczywiście, muszę dać tu trochę romantyzmu, bo mi wszyscy zaśnienie xD

      Usuń
  9. izuniaa22@op.pl
    19 marca 2009 o 21:12

    Aaa, Sophie i nauczyciel?! A nie lepiej żeby śpiewała zawodowo? :DBardzo przyjemny rozdział :) Ach, ten żabi uśmiech Umbridge… Tylko tego brak każdemu do posiadania lepszego humoru XDPozdrawiam! :*Lilkazgubiony-pamietnikcassy-ch-andra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 22:40
      Pewnie, Umbridge każdemu da dobry humor xD

      Usuń
  10. ~Evera
    19 marca 2009 o 21:26

    Rozdział świetny i nawet wzruszyłam się tym uściskiem Sophie i Spirydiona, jak w ogóle możne rozdzielać rodzeństwo, albo nakazać jednemu z nich unikać drugiego. Czyste szaleństwo. Sophie jest bardzo nieprzewidywalna i nieokiełznana, co już pewnie wcześniej pisałam, więc nie zaskoczył mnie jej pomysł dotyczący przyszłości w Hogwarcie. A co do dedykacji… serdecznie dziękuję, czuję się wyróżniona. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2009 o 22:40
      Nom… szkoda, że u mnie tak nie ma… Mój brat by mnie w kiblu utopił, byleby grać dłużej na kompie xD

      Usuń
  11. leannelestrange7@amorki.pl
    19 marca 2009 o 22:01

    Nn na http://www.owiana-mrokiem.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Claudia
    20 marca 2009 o 13:24

    Sophie mogłaby uczyć mugoloznawstwa, wujek by jej układał plan lekcji xDD wolę nie myśleć co by się działo na OPCM xD Po przeczytaniu tego rozdziału stwierdzam że mieć rodzeństwo to nie jest taki zły los xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 marca 2009 o 19:04
      Tak, Voldek bardzo by się uciaszył i wykazałby się kreatywnymi pomysłami xD

      Usuń
  13. ~Laydy ;**
    20 marca 2009 o 16:25

    U mnie next xdZapraszam serdecznie ;)przewidziec-przyszlosc.blog.onet.plLicze na szczerą opinię ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Cam.
    20 marca 2009 o 17:21

    A mi się rozdział nie wydawał nudny. Był dosyć ciekawy, a zwłaszcza rozmowa z Severusem xd I później ta rodzinna chwila ze Spirytusem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 marca 2009 o 19:05
      Tak, są jedną szczęśliwą rodzinką… Sophie, Spirytus i Voldek… jeszcze brakuje pikniku i kraciastego kocyka xD

      Usuń