Około godziny 18:00, albo i później, kiedy zmęczona
pływaniem, czytałam dla relaksu podręcznik do astronomii, gdzieś nad moją głową
rozległ się potężny wybuch. Musiał ktoś podsadzić Wielką Salę albo salę
wejściową, a fala uderzeniowa musiała być potężna, bo aż żyrandol w salonie
Ślizgonów zadzwonił i obsypał siedzącą pod nim Pansy istnym deszczem pająków. Ślizgoni,
znani ze swojej ciekawości, czym prędzej opuścili pokój wspólny. Aż zdziwił
mnie ich refleks… Pobiegłam za tłumem do sali wejściowej. Gdy zdołałam
przepchać się przez tłum uczniów z różnych domów, spostrzegłam Freda i
George’a, cieszących michy, a na drugim stopniu schodów posiniałą i rozdętą ze
złości Umbridge. Aż dziw bierze, jak ten jej różowy sweterek się nie rozdarł
pod wpływem takiego ciśnienia… Fakt faktem, minę miała niezbyt zachęcającą.
Fred i George w tym samym momencie podnieśli różdżki,
zawołali „Accio miotły!”, gdzieś z
oddali dobiegł wszystkich głuchy huk i z lewej strony nadleciały dwie miotły,
wlokąc za sobą dwa grube łańcuchy. Tłum zawył z radości, za to twarz Umbridge
jeszcze bardziej się nadęła.
- Łap ich, Filch! – zawołała, na co Filch rzucił się w
stronę rudych bliźniaków, wymachując wściekle rękami. Jednak jako charłak, nie
mógł nic zrobić. Fred i George czym prędzej wskoczyli na swoje miotły,
odepchnęli się nogami od ziemi i wzbili się wysoko ponad głowy zgromadzonych,
śmiejąc się w głos z Umbridge.
- Już się nie zobaczymy – rzucił na pożegnanie Fred,
udając zawiedzionego. – Jeśli ktoś chciałby nabyć Kieszonkowe Bagno, którego
demonstracja była na górze, zapraszamy na ulicę Pokątną numer 93!
Czarodziejskie Dowcipy Weasley’ów!
- Specjalna zniżka dla tych, którzy użyją ich, by
pozbyć się tej starej nietoperzycy! – dodał George, którego łańcuch dyndał
złowieszczo z jego miotły nad głową Umbridge. Obaj bliźniacy podlecieli do
otwartego okna, a Fred rzucił od niechcenia:
- Irytku, zrób jej piekło w naszym imieniu.
Irytek zdjął z głowy dziwaczną czapkę i ukłonił się
Fredowi. Najwidoczniej nawet takie złośliwe widmo może czasem być posłuszne…
McGonagall i inni nauczyciele usiłowali zagonić tłum
uczniów do swoich dormitoriów [Umbridge musiała udać się do skrzydła
szpitalnego, by wziąć coś na nerwy]. Udało im się to dopiero po upływie dobrej
godziny. Ja udałam się do salonu Ślizgonów bez proszenia. Nie zwróciłam nawet
uwagi na to, że jako prefekt, muszę pomóc nauczycielom w tym żmudnym zajęciu.
Niech Draco zrobi to za mnie. Tak, on sobie poradzi…
Nie miałam już na nic siły. Z jednej strony cieszyłam
się, że Fred i George opuścili zamek, zrobili na złość Umbridge, etc, etc, ale
przez to ropucha będzie jeszcze bardziej nieznośna i natrętna. Cóż, najwyżej
zniknę na chwilę, dopóki ona sama nie wyniesie się z zamku. Nie mogę pozwolić,
by ktoś tak niegodny nadwyrężał moje nerwy…
Położyłam się do łóżka, zanim Sapphire i inne
lokatorki wróciły. Ależ będą zadziwione, kiedy zobaczą mnie już w łóżku.
Przeważnie, to ja kładłam się spać najpóźniej. A może w ogóle się tym nie
przejmą?
Siedziałam na jakimś turkusowym, skórzanym fotelu, światło
lampki świeciło mi po oczach. Przysłoniłam je, by się rozejrzeć. Znajdowałam
się w niewielkim, białym pomieszczeniu. Obok mojego ramienia stała umywalka, a
na niej strzykawka. Była w niej jakaś żółta substancja, której pochodzenia
wolałam nie znać. Zaczęłam się zastanawiać, co to właściwie jest za miejsce.
Moje przemyślenia przerwał odgłos kroków na korytarzu. Po chwili drzwi
otworzyły się i wszedł jakiś nieznany mi mężczyzna. Miał sterczące, siwe włosy,
zwariowane spojrzenie i z białą maską z tych, których używa się podczas
operacji. Zobaczyłam, że w ręku trzyma wiertło. Zesztywniałam ze strachu.
- Witam, moja droga – odezwał się ochryple mężczyzna,
zbliżając się do mnie powoli, jak lew, który zbliża się do swojej ofiary. – Na
przegląd, tak?
Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam z przerażeniem, jak
nakłada na pomarszczone dłonie tandetne, białe, gumowe rękawiczki, grzebie w
szafce, z której wreszcie wyciąga narzędzia dentystyczne.
Nagle z fotela wystrzeliły ku mnie metalowe dłonie,
które przygwoździły mnie do niego. Zaczęłam się wyrywać, ale nie dawało to
żadnego rezultatu. Dentysta odwrócił się do mnie, otworzył mi usta i włożył mi
do nich małe lusterko na patyku. Wolałam nie znać jego fachowej nazwy…
- Wydaje mi się – ciągnął stomatolog. – że trzeba trochę
skrócić te kły.
Chciałam zamknąć usta, ale dentysta wsadził mi w nie
jakiś szczękościsk i zaczął wielkimi kleszczami ucinać moje wampirze kły…
Obudziłam się z wrzaskiem. Zauważyłam, że zaplątałam
się w prześcieradło i cała jestem zlana zimnym potem. Sapphire przyglądała mi
się z niepokojem, za to pozostałe lokatorki trzęsły się ze śmiechu.
- Już się bałam, że masz jakiś napad… - mruknęła
Sapphire. – Rzucałaś się po łóżku, jak opętana.
- Pamiętasz mojego bogina? – spytałam. – To wcale nie
jest miłe, jeśli śni ci się dentysta, który chce skrócić twoje kły…
Wyplątałam się z prześcieradła, nadal drżąc ze
strachu. Postanowiłam nie iść tego dnia na lekcje. Był czwartek, a co za tym
idzie, kolejne dwie lekcje z Umbridge. Nie uśmiechało mi się spotykać dziś mej
umiłowanej pani dyrektor, szczególnie po tym, co się stało poprzedniego
wieczoru. Ale cóż ja będę robiła cały dzień? No tak, mogę odwiedzić Czarnego
Pana. Pomimo wiecznych sporów, które toczyłam z nim przez praktycznie całe moje
życie, trochę się za nim stęskniłam. Brakowało mi tego jego wiecznego
ględzenia, narzekania, warczenia na każdego, a zwłaszcza jego napadów furii.
- Zwolnisz mnie dziś, dobrze? – poprosiłam Sapphire,
kiedy wracałyśmy ze śniadania. – Po tym śnie nie jestem w stanie logicznie
myśleć, szczególnie na lekcji obrony.
- Dokąd pójdziesz? – zapytała beztrosko Sapphire. Cóż,
zawsze to ona zwalniała mnie z lekcji, gdy poczułam chęć małego wypadu ze
szkoły.
- Zatrudnię się w Biedronce i będę sprzedawać doniczki
za 2.50 – prychnęłam. – Oczywiście, że odwiedzę Czarnego Pana. On jak nikt,
rozumie moje lęki…
Odwróciłam się na pięcie i opuściłam zamek. Słońce
grzało jeszcze mocniej, niż wczoraj. Cóż, początek maja i efekt cieplarniany
stanowią zgrany duet. To dobrze, że spędzę ten duszny, gorący dzień w
klimatyzowanym domu swojego wuja…
Teleportowałam się dopiero, gdy doszłam do brzegu
jeziora. I nagle przyszła mi na myśl Darla. Ona też potrafiła przełamać te
zabezpieczenia, by deportować się i aportować tam, gdzie chciała. Tylko
Sapphire zawsze sprawiało to trudność.
Przed aportacją wprost do komnaty wuja powstrzymał
mnie jakiś wewnętrzny instynkt. Może choć raz, mogłabym okazać mu odrobinę
szacunku?
Zapukałam więc. Odpowiedziało mi znudzone,
zniecierpliwione „proszę”. Pchnęłam drzwi i weszłam do komnaty. Wyglądała tak,
jak zawsze, z jedną tylko zmianą. W kącie, po mojej lewej stronie, nieopodal
drzwi, stała fioletowa, bogato zdobiona [jak wszystko w tym domu] kanapa.
Zagwizdałam cicho.
- Ktoś udziela ci terapii? – zapytałam, nie odrywając
wzroku od kanapy. Voldemort podniósł się ze swojego tronu i odpowiedział
rozdrażnionym tonem:
- Muszę mieć jakąś wygodę na starość. Od siedzenia na
tym tronie bolą mnie plecy.
Zaśmiałam się i opadłam na ową wygodę wuja.
- Jest prawie tak twarda, jak krzesła w Wielkiej Sali
– stwierdziłam. Voldemort usiadł obok mnie, ale nic na to nie powiedział. Nawet
nie zapytał, dlaczego nie jestem w szkole. Cóż, tym lepiej dla mnie, bo nie
uśmiechało mi się tłumaczyć mu tego wszystkiego.
- Myślałem, że masz lekcje – odezwał się nagle
Voldemort. Cóż, nawet ja mogę się mylić…
- Bo mam – odparłam i położyłam się na wznak na
kanapie, z głową na kolanach wuja. – Ale nie byłam w stanie się dziś uczyć.
Śnił mi się dentysta.
Voldemort spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem. Przez
chwilę mogłam w nim rozpoznać dawnego Toma Riddle’a.
- Chciał poucinać moje kły – dodałam przejmującym szeptem.
– To było straszne.
Czarny Pan roześmiał się.
- Nie możesz bać się dentysty – stwierdził. – Jesteś
Śmierciożercą, a oni nie boją się niczego.
Tym razem ja się roześmiałam.
- Powiedział to ten, który boi się ciemności, śmierci
i trupów swoich własnych ofiar – odpowiedziałam. Policzki Voldemorta nieco
poczerwieniały. Jakie to dziwne, że ten osobnik posiada w sobie coś tak bardzo
ludzkiego, jak krew. Ba, dziwne jest, że potrafi się rumienić, jak zwykły
śmiertelnik.
- Nie boję się ciemności – prychnął, urażony. – Za to
ta twoja dentofobia…
- Potrafię się przynajmniej do tego przyznać –
przerwałam mu. – I nie mówmy już o dentystach, bo jeszcze się nie otrząsnęłam z
tego szoku.
Zamilkliśmy. Okazuje się, że oprócz kłótni, nie mamy
już o czym rozmawiać. Bo jaki temat byśmy rozpoczęli, skończy się on jak nic,
kolejną kłótnią, sporem, a może nawet rzucaniem w siebie szklankami.
- Niedługo mam Rytuał Dojrzałości – odezwałam się,
gdyż to bezczynne milczenie drażniło mnie coraz bardziej. Czarny Pan prychnął
pogardliwie.
- To śmieszne, jak podchodzisz do swojej wiary – rzekł
tonem znawcy. Podniosłam głowę z jego kolan i usiadłam, patrząc na niego z
wyrzutem.
- Wiara jest bardzo ważna – powiedziałam urażonym
tonem.
- Rozumiem i szanuję to – odparł spokojnie Czarny Pan.
Ponownie opadłam na jego podołek. – Ale nie możesz się okaleczać.
Spoważniałam jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć w
to, co usłyszałam.
- Skąd wiesz o…
- Od młodego Malfoya – przerwał mi Voldemort. – Ale
Draco powiedział mi to tylko dla twojego dobra.
Pochylił się nisko nade mną.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało – dodał.
- Jak ciężko ci to przechodzi przez gardło… -
westchnęłam. – Ale Draco złamał dane mi słowo. Obiecał, że nic ci nie powie.
Myślałam, że wszystko będzie już dobrze.
Lord wyprostował się, patrząc mi w oczy z wyrzutem.
- Jesteście razem? – zapytał. – Myślałem, ze pomożesz
mi zdobyć proroctwo.
- Pomogę – przyznałam. – Ona jest najważniejsza. Ale
teraz, niestety, muszę Dracona ukarać.
Usiadłam na kolach wuja, objęłam go za szyję i oparłam
policzek o jego pierś.
- Nie wiem tylko jak – dodałam. Cóż, użycie zaklęcia
Cruciatus nie wchodziło w grę. Naprawdę nie chciałam tego robić, ale musiałam.
Niech Draco zna swoje miejsce. Minęły już czasy, gdy kobiety były popychadłem. Poczułam,
jak Lord obejmuje mnie. Może jednak naprawdę mnie kochał? Może nawet mu
zależało?
Podniosłam głowę i pocałowałam go. Byłam trzeźwa,
oczywiście. Dziwne, że nie przejmowałam się tym grzechem. To przecież takie
jakby… kazirodztwo? Żadna religia [no, może oprócz religii egipskiej] nie
akceptowała związku pomiędzy osobami z rodziny. Przepraszam… był to nawet
ciężki grzech. Ale ja nie chciałam wiązać się ze swoim wujem, oh nie. Pragnęłam
tylko ukarać Dracona, a później mu o tym powiedzieć.
Czarny Pan oderwał się ode mnie. Jego twarz była bez
wyrazu. Jak zwykle z resztą, w krępujących sytuacjach. Przysunęłam się do
niego, ale on odwrócił głowę.
- Dość – powiedział lodowatym tonem.
- Dlaczego? – spytałam, zmuszając go, by spojrzał mi w
oczy. – Czy nie o to właśnie ci chodziło? Chciałeś, bym ci się oddała.
- Ale nie w ten sposób…
Przyłożyłam mu palec do ust, by go uciszyć.
- Muszę ukarać Dracona – powiedziałam prawie szeptem.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo irytuje mnie nie dotrzymywanie słowa. Drażni mnie
to. Tak bardzo, że mam wrażenie…
Umilkłam, przyglądając mu się badawczo. Co działo się
w jego głowie? Mogłam tylko zgadywać. Prawie słyszałam dźwięczny brzęk jego
myśli, obijających się jedna o drugą. Mogłam tylko czuć zapach jego szumiącej
krwi, którą nigdy nie chciał się ze mną podzielić. Słyszałam tylko szaleńcze
uderzenia serca tego niezdecydowanego egoisty…
- Chcesz ukarać swojego ukochanego, wykorzystując
mnie, tak? – spytał Voldemort. Uśmiechnęłam się.
- Oczywiście – odparłam. – Dokładnie tak. To cię tak
dziwi?
- A gdzie moje uczucia?
- Ależ wuju – przerwałam mu. – Przecież ty nie masz
uczuć.
Jeszcze raz na chwilę przywarłam do jego ust, po czym
wstałam, ukłoniłam się do przesady nisko i opuściłam jego komnatę. Czarny Pan,
gdy tylko sobie uświadomi, co zaszło, wścieknie się. Będzie rozbijał i
demolował pokoje w swoim własnym domu, rzucał zaklęcie Cruciatus na każdego,
którego napotka i wydzierał się na nich, po czym przyśle mi wyjca. Tak, to do
niego podobne.
~*~
Cóż, mam nadzieję, że się podobało. Jestem teraz w
stanie „apatii”, gdyż jutro czeka mnie sprawdzian z matmy, więc się nie
rozpisuję. Dedykacja dla Owianej Mrokiem
:*
~Mika
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 17:58
Pierwsza! Już się biorę za czytaniexD
22 marca 2009 o 18:10
UsuńGratuluję xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 18:12
Sen Sophie mnie rozwalił, ale pocałunek z Voldziem?! Spadłam z krzesła jak to przeczytałam. Przez ciebie nie prześpię dzisiejszej nocy!!
24 marca 2009 o 17:46
UsuńNo co, a nie tego się spodziewałaś? Przecież… ” tu jest za mało romantyzmu!”
~Claudia
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 18:13
D’Arvit, zobaczymy czy to wejdzie xDD
24 marca 2009 o 17:47
UsuńWeszło. Onet nie jest chyba za bardzo ze starofrancuskimi przekleństwami… xD
~maika
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 18:27
Fajnie ;]], dalej nie mogę się przyzwyczaić, że Sophie boi się zwykłego dentysty, no ale to ją bardziej hmm… urzeczywistnia..? Ja też mam taką fobie xDD No a Malfoy jak zwykle narozrabiał, to już chyba tradycja xDDD
24 marca 2009 o 17:51
UsuńTak, tradycja xD Ten jego mały „grzeszek” będzie później nawiązywał do dalszych losów jego i Sophie, ale to nie jest teraz ważne xD Cóż, ja panicznie boję się dentysty, wolałabym mieć przez cały tydzień sprawdziany z matmy, niż iść do tego… xD Jest dla mnie straszny prawie tak samo, jak Voldemort dla czarodziejó… aż się boję wypowiadać imię tego zawodu… xD
~Owiana Mrokiem
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 18:37
no jasne. bo Ci uwierzę. Dzięki. Po prostu dzięki. ta nota potrafiła przełamać moją depresję, w którą ostatnio wpadłam. Dzieki za dedyk. Ale cholerna ćpunko, Voldi był, jest, i będzie mój, czy Ci się to podoba, czy nie! hmmmm…. Ale się rozpisałam…
~Owiana Mrokiem
Usuń23 marca 2009 o 14:27
Gites majonez. Wciąż nie mogę uwierzyć w sen Sophie, choć przeczytałam go już 5 razy. Ale… Voldi i tak jest mój xD
24 marca 2009 o 19:01
UsuńNo co, nie śnią Ci się czasem takie nierealne pierdoły? Mów sobie co chcesz, bo Voldi i tak mnie woli xD
24 marca 2009 o 17:52
UsuńNie podoba mi się! Poza tym, Voldi i tak by mnie wolał, bo byłabym mu bardziej oddana xD
~Ciemna Pani
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 18:44
Współczucie, co do sprawdzianu z matmy. Ja się nie boje dentysty ( nie muszę zbyt czeęsto go odwiedzać – odziedziczyłam dobre zęby po mamie ) ale odcinanie kłów????!!!!!!!!! Nie no, sorry, ale to już przesada. A Sophie nie martwi się o Voldzia? Jeszcze przez ten pocałunek mu podskoczy ciśnienie…
24 marca 2009 o 17:53
UsuńNie skoczy mu xD Ona tak się przecież z nim droczy, nie widać tego? Cóż, nie wiedziałam, że potrafię pisać w tak przekonujący sposób… Poza tym, ona już się z nim całowała i to nie raz xD
~Ciemna Pani
Usuń24 marca 2009 o 18:50
Jak na razie, przypomniałam sobie dwa razy…
~Olka
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 19:43
Fajny rozdział.Podobało mi się.Nie dziwię się że Sophie boi się dentysty.Ja też się boję dentysty.Czekam na next.Pozdrawiam.
24 marca 2009 o 17:55
UsuńCóż, widzę, że to najczęściej spotykana fobia xD
~Gonia
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 20:17
A ja się dentysty nie boję :P Bo mój dentysta jest w porządku, chociaż leczył mi 7 zębów i ani razu nie dał mi znieczulenia xD Oczywiście rozdział ciekawy (wiesz? znudziło mi się pisać, jaki ten twój kolejny rozdział jest cudowny, itp. więc już nie będę pisać xD), podoba mi się :P I tyle xD dramione-draco-i-hermione
24 marca 2009 o 17:55
UsuńJa nie boję się bólu, ale samego dentysty xD Oni są przerażający…
~gorgie
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 20:17
Ten rozdział jest zabójczy:D:DI czekam na jego konsekwencje
24 marca 2009 o 17:58
UsuńBez przesady, cóż za konsekwencje mogą być?
~gorgie
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 20:17
Ten rozdział jest zabójczy:D:DI czekam na jego konsekwencje
~Ms.Riddle
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 21:24
Ja też się boję dentysty, tragedia ;d;p nie dziwie sie Sophi, ja bym zareagowała tak samo ;d;p Pocałunki z Voldziem były zabawne, nie wiem nawet czemu ;d;p dobra, zaczynam wymyślać;dp podobalo mi się ! nadia-riddle-love :)
24 marca 2009 o 18:00
UsuńZabawny? Dlaczego?! Miałam nadzieję, że będzie chociaż trochę romantyczny… aż tak okropnie piszę? xD
~Lilka / Lady Sensitive
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 21:26
Ach, jak ja kocham Twoje notki :) Są cudowne XDNiemożliwe! Czarny Pan był miły…! :D Pierwszy raz się z tym spotykam, szczerze mówiąc.Buziaki! :*Lady Sensitivewww.zgubiony-pamietnik.blog.onet.pl
24 marca 2009 o 18:01
UsuńDrugi xD Był miły dla Sophie, jak powrócił do ciała xD
k.baka_96@op.pl
OdpowiedzUsuń23 marca 2009 o 12:12
Niedawno zaczęłam czytać Twoje opowiadanie i bardzo,bardzo mi się spodobało. xD [alice--cullen] [zyc-jak-czarownica]
24 marca 2009 o 18:03
UsuńBardzo się cieszę xD
~xXxKrwawaxXx
OdpowiedzUsuń23 marca 2009 o 13:30
ehh..i znowu koniec. .fajny pomysł z tym strachem przed dentystami tylko zastanawiam się czy na prawdę się ich boisz czy to tylko do opowiadania xD
24 marca 2009 o 18:04
UsuńJak możesz mnie tak obrażać! Ja się panicznie boję dentysty! Niczego więcej, krwi, pająków… tylko sama-wiesz-czego… xD Aż się boję wymawiać nazwę tego zawodu…
~OlaK148
OdpowiedzUsuń23 marca 2009 o 13:32
Odcinek świetny, jak zawsze. Powodzenia na sprawdzianie ;*
24 marca 2009 o 18:05
UsuńDzięki, przyda się xD
~Ms.Riddle
OdpowiedzUsuń23 marca 2009 o 15:25
Nowy rozdział na nadia-riddle-love ;))
~jusi
OdpowiedzUsuń23 marca 2009 o 17:27
Śliczne. Masz pomysły. Uśmiać się na śmierć przy tym rozdziale idzie :D bardzo łany!!!
24 marca 2009 o 18:06
UsuńŚmiejecie się wszyscy, bo Sophie się boi dentysty…
~Załoga Expelliarmusa
OdpowiedzUsuń24 marca 2009 o 13:41
Pojawiła się juz ocena Twojego bloga na expelliarmus.xx.plPozdrawiam! :)
24 marca 2009 o 18:07
UsuńJezu, boję się… nieno, na serio… xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń24 marca 2009 o 15:49
Niezły rozdział. Ja się tam dentysty nie boję xd Ciekawa końcówka. Hm… Może niech ona jednak będzie z Voldkiem? xd
24 marca 2009 o 18:08
UsuńMoże tak… a może i nie… nic nigdy nie wiadomo… życie jest jak „Moda na sukces”… xD
izuniaa22@op.pl
OdpowiedzUsuń24 marca 2009 o 19:39
Hej :) Zapraszam Cię na pierwszą notkę na moim nowym blogu http://www.ludicrous-love.blog.onet.pl :)Pozdrawiam!!Lady Sensitivewww.zgubiony-pamietnik.blog.onet.pl