7 maja 2009

Rozdział 132

Po tym, co się wydarzyło w ministerstwie, myślałam, że dyrektor i w ogóle cały Zakon wyrzucą mnie i będą ścigać, aż dorwą i poślą do Azkabanu. Jednak nie. Zaraz pośniadaniu drugiego dnia po moim powrocie, Snape zatrzymał mnie na korytarzu i oznajmił, że Dumbledore mnie wzywa. Poczułam się dziwnie, gdy zwrócił się do mnie nieco chłodnym, aczkolwiek zatroskanym tonem, jakby mu było mnie żal, ale pod innym względem. Sama mu się z resztą nie dziwię. Od czasu śmierci Syriusza zdziwaczałam, nic nie jadłam i nie spałam, przez co wychudłam, a pod oczami miałam ciemne podkowy. Zmieniły mi się też tęczówki, pomimo iż albo nie byłam w stanie, albo wola odmawiała mi posłuszeństwa. Nie byłam już tym złotookim cudownym dzieckiem, które umiłowało muzykę ponad wszystko. Miałam czarne, puste oczy, najczęściej zalane łzami. Nie mogłam się zwrócić o pomoc do Sapphire, bo od naszej ostatniej rozmowy byłam na nią kompletnie obrażona. Nie okazywałam tego tak, jak to zwykle czyniłam. Nie krzyczałam. Po prostu mijałam ją na korytarzu, nawet nie zaszczycając ją spojrzeniem. Ona jednak, nigdy nie dawała za wygraną. Raz, kiedy wracałam z biblioteki, jeszcze tego dnia, gdy się pokłóciłyśmy, chwyciła mnie za ramię i mocno szarpnęła. Nie spodobało mi się to.
- Jak śmiesz?... – wydusiłam z siebie, zbyt zszokowana jej zuchwałym zachowaniem, by krzyknąć na cały korytarz.
- Musisz mnie wysłuchać – zażądała. Otworzyłam usta, nie mogąc z siebie słowa wydobyć.
- Och, do prawdy? – zapytałam z nagłym zainteresowaniem. – W takim razie, to ty mnie wysłuchasz. Nie chcę mieć z tobą nic więcej do czynienia. Zdradziłaś mnie. I wiesz, co ja myślę? Jeśli chcesz przeżyć, to odwal się ode mnie.
Odwróciłam się na pięcie i już miałam odejść, ale Sapphire nadal nie puszczała mojego ramienia. Zaczęłam je gwałtownie szarpać, lecz nie mogłam uwolnić się od jej uścisku. Przez moją głowę przemknęło kolejne, przerażające przemyślenie. Tracę swą wampirzą moc. Dawniej z łatwością mogłam odrzucić od siebie zapaśnika sumo, jeśli by tego wymagała sytuacja, a teraz nie mogę odsunąć od siebie słabej dziewczyny…
- Czego ode mnie chcesz! – wrzasnęłam, a mój głos poniósł się szerokim echem po korytarzu.
- Chcę ci to wyjaśnić… - wydyszała Sapphire, nadal szamocząc się ze mną. W końcu uspokoiłam się, a ona puściła moje ramię. Wprost nie mogłam znieść dotyku jej skóry. Gdzieś głęboko w moim umyśle zrodziło się pewne podejrzenie. Nie dotyczyło ono ani Czarnego Pana, ani Zakonu Feniksa, tylko Barty’ego. Gdybym nie przeżywała właśnie takiego załamania, nigdy by mi coś takiego do głowy nie przyszło, ale teraz…
- Powiem ci coś – warknęłam. – Już doszłam do wniosku, po co polazłaś do domu Czarnego Pana, by widzieć się z Bartym.
Sapphire patrzyła na mnie nie tyle zdziwionym, ale przerażonym wzrokiem.
- On mnie z tobą po prostu zdradza! – krzyknęłam. – Wiem, nie jesteśmy ze sobą oficjalnie, ale tak jest! Nie próbuj zaprzeczać! I daj mi w końcu spokój, zdrajco!
Tym razem już Sapphire za mną nie biegła. Odeszłam, pozostawiając ją po środku korytarza, z wytrzeszczonymi ze zdumienia oczami. A we mnie się wprost gotowało. Sapphire z pewnością powiedziała Crouchowi o moich problemach z magią. Teraz, kiedy jestem tak bezbronna, prawie jak jakaś mugolka, Barty przestał mną sobie zawracać głowę i zajął się moją najlepszą przyjaciółką. Ach, Darlo, jakże bym chciała, żebyś była teraz ze mną…

Przejdźmy teraz jednak do tematu Zakonu, a jest to z pewnością temat bardzo ważny. Otóż, gdy dyrektor wezwał mnie do siebie, spodziewałam się jakiegoś pochodu aurorów, co najmniej dwudziestu dementorów i samego ministra, jednak przeliczyłam się. Nie było nawet rodziców. I dobrze, nie będą musieli słuchać mojego tłumaczenia się. Z resztą, i tak nie planowałam żadnej przemowy. Najlepiej, aby mnie od razu zamknęli w Azkabanie, bez żadnych wyjaśnień. Niech pozwolą mi zwariować w spokoju…
Dumbledore siedział jak zwykle za biurkiem, złączywszy ze sobą koniuszki palców, śledził mnie, jak wchodzę do jego gabinetu i siadam na wskazanym przez Snape’a krześle naprzeciw biurka dyrektora. Przez chwilę milczał, zapewne czekając, aż pierwsza się odezwę.
- Jestem, Albusie – rozległ się znajomy mi głos zza moich pleców. Wyczułam słabo docierającą do mnie woń Remusa Lupina. Nawet się nie odwróciłam, by go powitać, jak to zrobił Dumbledore i również wskazał mu krzesło obok mnie.
Dyrektor spojrzał na mnie oceniającym spojrzeniem, po czym przemówił nadzwyczaj miękkim i spokojnym tonem:
- Chciałbym, abyś powiedziała mi, co już wie Lord Voldemort.
Pokręciłam głową.
- Nie, Dumbledore – odparłam lodowatym tonem. – Obiecałam mu. Owszem, zna treść przepowiedni. Nic więcej nie wiem. Prawdę mówiąc, wcale mnie to nie obchodzi.
Roześmiałam się. Był to jednak śmiech, bardzo upodabniający mnie do Bellatrix, która śmiała się w równie niedbały i wariacki sposób.
- Nie usunę cię ze szkoły – mówił Dumbledore.
- Mam to gdzieś – prychnęłam.
- Zostaniesz też w Zakonie – dodał Albus. Wzruszyłam ramionami. To aż śmieszne, jakie ten starzec pokłada we mnie nadzieje. Przecież już trzykrotnie go zdradziłam, zawiodłam jego zaufanie, pomogłam Czarnemu Panu, a nie jemu.
- Poślij mnie do Azkabanu – odezwałam się. – Nie obchodzi mnie to. Jeśli chcesz mieć winnego za śmierć Syriusza, masz mnie. To moja wina. Gdybym w porę powstrzymała Śmierciożerców i nie dopuściła do walki, on by żył.
Dumbledore po raz pierwszy się roześmiał, czym wzbudził we mnie gniew. Śmiał się, gdy Syriusz jest martwy. Powinien pogrążyć się w żałobie, a nie chichrać się, jak jakaś naćpana nastolatka.
- Wybacz mi – mruknął, gdy się opanował. – Ale twoje poczucie winy jest aż śmieszne. Syriusz nie zginął z twojego powodu.
- Nie? A niby kto pomagał Czarnemu Panu w zdobyciu przepowiedni? Byłam w stanie mordować członków Zakonu, byle tylko on poznał jej treść!
- Nie byłaś sobą, gdy wykonywałaś jego polecenia – stwierdził Dumbledore. – On oczarowywał nie tylko takie młode dziewczyny jak ty!
Wstałam z krzesła i oparłam się obiema rękami o jego biurko, a nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie.
- Dlaczego mnie tak bronisz, naiwny starcze? – wycedziłam, mrużąc czarne oczy ze złości. – Jestem już bezużyteczna, i dla ciebie i dla Voldemorta. Serdecznie dziękuję za okazaną mi łaskę odkupienia, ale nie skorzystam.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam szybkim krokiem do drzwi. Żal i rozpacz po utracie najbliższej mi osoby przyćmił na chwilę przypływ furii. Jak oni wszyscy śmiali wzywać mnie dokądkolwiek i okazywać mi łaskę?! Tylko ja mogę to robić, jak i tylko ja!
- Sophie – odezwał się Dumbledore, kiedy trzymałam już dłoń na klamce. – Zachowajmy się przez chwilę jak dorośli. Oczywiście, nie będę cię zatrzymywał siłą, ale proszę cię, zostań.
Odwróciłam do niego twarz.
- Dlaczego tak ci zależy, bym została? – zapytałam z ignorancją. Dyrektor odetchnął głęboko. Nie chciał mi wyjawić owej „tajemnicy”, czułam to. Prawie słyszałam, jak jego myśli toczą zbrojną walkę, niczym bitwa pod Grunwaldem.
- Obiecałem twoim rodzicom, że zatrzymam cię w Hogwarcie – skłamał Dumbledore. Wiedziałam, że kłamie. Pozostało we mnie jeszcze dość mocy, by to stwierdzić. Jednak nie chciałam się z nim kłócić. Westchnęłam.
- Dobra – mruknęłam. – Niech ci będzie. Ale obiecaj, że Bes i Sethi nie dowiedzą się o naszej rozmowie.
Dumbledore skłonił się lekko w moją stronę, jak to z kolei często czynił Lord Voldemort.
- Masz moje słowo – odparł. Gdy to usłyszałam, wyszłam bez słowa.
Po drodze, gdy wracałam do dormitorium, pogrążyłam się w myślach. To takie dziwne, a jakże banalne, że te wszystkie uczniaki cieszą się i leniuchują, z niecierpliwością wyczekując wakacji. Wystarczyło tylko kilka sekund wcześniej zareagować, a również byłabym w ich gronie. Z wytęsknieniem czekałabym na Express Hogwart który za kilka dni ma mnie zawieść z powrotem do domu, gdzie na stacji powitają mnie rodzice i być może wolny już Syriusz. To było moim największym marzeniem, odkąd go tylko poznałam. A gdy uciekł z Azkabanu, pragnęłam tego jeszcze bardziej. Podczas tego czasu, który z nim spędziłam, gdy tułał się w tych obdartych szatach po świecie, śpiewałam mu. A on mówił, że mnie kocha…
Oparłam się o chłodną ścianę w lochach i osunęłam się po niej. Wspomnienie tych cudownych chwil było dla mnie nie do zniesienia. Nie miałam już nawet czasu i woli, by zahamować łzy. Ukryłam twarz w dłoniach i wybuchnęłam płaczem. Chciałam, by znalazł się przy mnie jakiś nieśmiertelny. Wampiry zawsze zrozumieją żal drugiego innego. Mimo że jesteśmy piękni i cudowni, odczuwamy ból o wiele mocniej, niż normalny śmiertelnik. Chciałam, by Armand znów trzymał mnie w ramionach, jak wiele lat temu. Było to tak dawno, a jednak pamiętałam dotyk jego aksamitnej, magicznej skóry…
- Sophie…
Podniosłam zalaną ciemnopurpurowymi łzami twarz i zauważyłam Darlę. To była tylko mara, nic nie warte widmo, a jednak chciałam wypłakać się na jej ramieniu. Darla była spowita w białą, zwiewną suknię, dłonie miała prawie tak białe, jak moje. No, ale ona nie była przecież wampirzycą…
- Dlaczego nie Claudia? – zapytałam. – Dlaczego ty? Sprawiasz mi jeszcze większy ból.
Pokiwała głową. Na jej ustach widniał smutny uśmiech.
- Claudia… Och, ona uwielbia się z ciebie naśmiewać – powiedziała mglistym głosem. Brzmiał tak, jakby jego piękna właścicielka znajdowała się gdzieś daleko, w Komnacie Tajemnic na przykład. – Ale kocha cię, choć tak skrzętnie to ukrywa w swym dorosłym serduszku.
- Ja umrę – powiedziałam takim tonem, jakbym prosiła ją o pomoc. Ale wcale tego nie robiłam. – Tracę swoją moc, Sapphire zdradza mnie z moim ukochanym, a…
- Wcale tak nie myślisz – przerwała mi. – I wcale nie umrzesz. Jeszcze nie czas…
Gdy mrugnęłam, jej już nie było. Była gorsza od Claudii. Przychodziła do mnie, pocieszała i znikała. A chciałam jej opowiedzieć wszystko, wyrzucić to z siebie… Czułam się, jakby jakiś okropny jad dostał się do mojej krwi i pętał niewidzialną liną moje ciało. Czułam…

Obudziłam się po kilku minutach. Tak, zasnęłam dosłownie na kilka minut. Otworzyłam oczy. Powieki miałam ciężkie, nie mogłam się podnieść z podłogi. Z pozoru, nikogo ze mną nie było. Ale tylko z pozoru, bo kiedy już rozejrzałam się dookoła, zobaczyłam siedzącą naprzeciwko mnie pod przeciwległą ścianą, Sapphire. Miała kogi podkurczone, a oczy szeroko otwarte, we mnie wpatrzone. Od razu przepełnił mnie gniew, zupełnie jak krew, której pragnęłam bardziej od ludzkiego jedzenia.
- Jak śmiesz na mnie jeszcze patrzeć – warknęłam na powitanie. Gniew dodał mi siły. Wstałam. Sapphire zrobiła to samo. Patrzyła na mnie z taką żałością, że przez moment, zaledwie krótką chwilę, poczułam do niej sympatię.
- Przepraszam – powiedziała. – Nie powinnam była ci mówić, że widziałam się z Bartym…
- Tak, pewnie – prychnęłam. – Lepiej byłoby mnie okłamywać. Aż brak mi słów, by opisać, jak bardzo się tobą brzydzę. I nie chodzi tylko o to, co robisz, lub czego nie robisz z moim kochankiem. Chodzi o słowa, które ranią bardziej niż czyny.
- Pozwól mi dokończyć, błagam! – jęknęła Sapphire. Teraz przeraziłam się nie na żarty. Sapphire nigdy mnie o nic jeszcze nie błagała. Nigdy nie patrzyła na mnie takim wzrokiem, którego nie byłam nawet w stanie opisać. Odskoczyłam nieco do tyłu, jakbym się bała, że się czymś od niej zarażę. Głupim zachowaniem, na przykład.
- Wiem, że źle zrobiłam! – mówiła szybko Sapphire. – Nie wiedziałam, że tak cię to zdenerwuje, że rozmawiałam z Bartym… Szukałam go, żeby z nim pomówić, on wtedy pracował w ogrodzie… Nic złego o tobie nie mówiliśmy…
- Zaiste – przerwałam jej lodowatym tonem. – Nic złego, lecz nie prawdziwego.
Teraz przyszło mi na myśl jedno powiedzenie, jakże pasujące do tego sytuacji. Mimo że ufała Sapphire, która jako jedyna pozostała mi po śmierci Darli wierna, teraz nie potrafiłam już jej przebaczyć…
Kłamią niewolnicy, wolni mówią prawdę.
Sapphire nie potrafiła dłużej zachować zimnej krwi. Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się jak dziecko. Nie z bólu czy cierpienia. Z bezsilności. Nie mogła mnie przekonać. Ja i tak już jej nigdy nie uwierzę.
- Mówisz, że Barty był w ogrodzie – odezwałam się, nie zważając na łkającą rozpaczliwie przyjaciółkę. – Wiesz co? On nigdy by mnie tam nie wpuścił. A ty – tu przyklasnęłam jej z drwiącym śmiechem – zostałaś jego wybranką! I krzyżyk na drogę! Przekaż mu, że ma mnie już z głowy! Nie będę już więcej go błagać, by łaskawie zwrócił na mnie uwagę.
Odwróciłam się i pozostawiłam ją w lochu, prawie leżącą na kamiennej podłodze i zalewającą się łzami. Widok takiego zachowania przyjaciółki nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. Nic. Pustka. I bardzo dobrze. Teraz zostałam już nieodwołalnie sama na świecie, znienawidzona przez przyjaciół, odrzucona przez rodzinę i zdradzona przez ukochanego. Nie będę więcej troszczyć się o nich, jak to niegdyś czyniłam. Ja żyję sobie, oni sobie. Tyle że ja umrę w samotności, bolejąc nad utratą Syriusza.

~*~


I jak się podoba? Bo mi raczej bardzo. Sophie nieszczęśliwa, zdradzona w jej mniemaniu… Powiem szczerze, czuję się tak samo, bo wycieczka mnie nie zachwyciła. Dedykuję ten rozdział każdemu, kto go przeczytał.  

28 komentarzy:

  1. ~Olka
    8 maja 2009 o 00:20

    Świetny rozdział.Mnie się podobał…….Biedna Sophie,ciągle smutna.A teraz obwinia się za śmierć Syriusza.Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:06
      Skoro się obwinia, to tak jest xD

      Usuń
  2. ~Jeanne
    8 maja 2009 o 07:21

    Świetny rozdział. Troche szkoda mi tej Sophie, ale przeciesz, życie nie zawsze jest „różowe”. Czekam na next nocie. Żądzisz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:07
      Pewnie, rządzę, niczym w sejmie xD

      Usuń
  3. ~Night Angel
    8 maja 2009 o 07:26

    Znakomita notka.W co cały czs Dumbledore z nią gra?No nic czekam na następną.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Claudia
    8 maja 2009 o 07:54

    Z pełnym przekonaniem oświadczam, że Sophie to furiatka, Dumbledore to sidiota, a Sapphire jest za łagodna. Jakby wrzasnęła na Sophie, to ta może by się zamknęła i jej wysłuchała. Chociaż nie jestem pewna co do ostatiego x) Kiedy poznam Armanda? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:09
      Jeśli w ogóle go poznacie, to niebawem xDD Cóż, Sophie by się nieźle wkurzyła, jakby na nią Sapphire wrzasnęła. Oj, dostałaby w twarz, dostałaby… Ale przecież jest jeszcze Barty, który również może to zrobić, a potem upaść na kolana, błagając o wybaczenie xD

      Usuń
  5. ~gorgie
    8 maja 2009 o 13:42

    Mimo, że ubóstwiam optymistyczne notki ta była cudowna. Mnóstwo uczuć, uczucia,pełno uczuć. Tak może być cały czas. Tylko ty się lepiej czuj:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:11
      Och, skoro chcesz pełno uczuć, to masz do wyboru dwie rzeczy: mój blog i „Kroniki wampirów” xDD Noo, a takie smutne rozdziały będą się pojawiały raczej długo xD

      Usuń
  6. ~Lottie
    8 maja 2009 o 13:48

    Dumbledore ją okłamał, nieładnie, nieładnie… Dlaczego jej ufa? Może dlatego, bo widzi, że kochała Syriusza… Sapphire zaraz przez tą Sophie w depesję wpadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:13
      Prawidłowo, skoro żekomo Barty zdradza Sophie z nią, to jej problem. xD

      Usuń
  7. ~kicyslawa
    8 maja 2009 o 13:55

    biedna Soph…W życiu nie chciałabym tak się czuć…A, czy Dumbledore nie przedawkował Persenu, czy czegoś tam? Bo Sophie 3razy zdradziła jego i zakon i ogółem…Jest zła (za to ją kocham ;D) a on jej wybacza….Czy on jest normalny? Nie żebym coś miała do tego, że ona zostaje w Hogwarcie.I jeszcze coś chciałam…Hmmm…A, mam! Ciekawa jestem przyczyny, czemu Sophie traci swoją moc. Bo to już rzeczywiście jest bradzo niepojące….Z wytęskieniem czekam na kolejne ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:06
      Heh, wiagrę przedawkował xD Noo, skoro Dumbledore jej ufa, to znaczy, że albo dziecinnieje, albo ma w tym jakiś konkretny powód. Weźmy pod uwagę, że on wie, co się stanie w przyszłości, mimo że nie jest jasnowidzem, przeczuwa pewne wydarzenia, tak było w wersji Rowling, tak samo jest i u mnie xD

      Usuń
  8. ~Makotof
    8 maja 2009 o 14:02

    no no bardzo fajnie ja dzisiaj tez byłam na wycieczce,za wiele chodzenia ale jakos to znioslam ogolnie to rozdzial ciekawy i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:14
      Wiesz, ile ja się nachodziłam? Pod koniec łażenia po górach myślałam, że mi nogi do du…. do tyłka wejdą…

      Usuń
  9. ~Cam.
    8 maja 2009 o 17:04

    Irytuje mnie zachowanie Sophie. Nie przemawiają do mnie jej uczucia, a co dopiero uczynki. Taki niesophiowata się zrobiła. O.o Nawija, nawija i nawija, a nikomu dojść do głosu nie daje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:15
      No tak, bo myśli, że do niej świat należy. I tak jest, przynajmniej do chwili, gdy zaczęła tracić swoją nadnaturalną moc xD

      Usuń
  10. ~carmen37
    8 maja 2009 o 18:14

    A myśzucie harry’ego. Tak sobie myslę… Sophie obrażona na Sapphire, Cameron na Mię, Lily na Elizabeth… Same kłótnie naszych bohaterek z najlpszymi przyjaciółkami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 maja 2009 o 19:16
      To oczywiste, bo przecież świat nie jest różowy. Poza tym, nie myśl że od kogoś kopiuję pomysł, ja już mam całą historię obmyśloną i nie zmienię nic w kłótniach i sporach, zbyt to uwielbiam xD Jeśli Sophie ma się pokłócić z Bartym, przez np. Armanda, to tak się stanie xD

      Usuń
  11. ~Claudia
    8 maja 2009 o 18:37

    Nowa notka na http://jedna-krew-dwa-oblicza.blog.onet.pl/, serdecznie zapraszam x)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Leiwiess..x#
    8 maja 2009 o 22:34

    Frozenko to nie rozdział:dja odchodzę..www.zpamietnikalilkievans.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Flos
    9 maja 2009 o 10:51

    Długo nie czytałam twojego bloga, nie miałam po prostu czasu. Jednakże kiedy już jestem z powrotem to: primo rozdział chyba najlepszy jaki do tej pory czytałam, bardzo dobrze opisujesz emocje które targają Sophie, secondo wiem, że się czepiam, ale jest jeden błąd ortograficzny po śniadaniu (piszemy oddzielnie), terzo porównując treść do błędów to nie ma na co zwracać uwagi. Ojej, ale się rozpisałam, no to do następnej notki. PS Tą notkę ktoś powinien polecić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 maja 2009 o 14:56
      Nie miałabym nic przeciwko xD No, co do ortografów, pośniadaniu miałam napisane? To chyba raczej literówka, bo wiadomo, że się pisze to osobno xD

      Usuń
  14. ~Ciemna Pani
    9 maja 2009 o 12:27

    Taki kompletnie przybijający rozdział. Na miejscu Soph już bym się zabiła. A co do wycieczki – ja byłam przedwczoraj i wczoraj w Toruniu. A moje koleżanki, oczywiście, kłóciły się bez przerwy. A zresztą, co będę dużo gadać. Wejdź na trzynajlepszeprzyjaciolki.blog.onet.pl – dziś być może pojawi się nowy rozdział o wycieczce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 maja 2009 o 14:57
      Ja jak byłam we Wrocławiu, nie miałam nawet siły się kłócić, taki wycisk nam dawali na tych górach koło Wrocławia… Trzy dni tej tragedii!!!!

      Usuń
  15. nothing_impossible@onet.eu
    9 maja 2009 o 16:33

    Nowy odcinek na http://www.nothing-impossible.blog.onet.pl ;))

    OdpowiedzUsuń