- Zaraz cię wyciągnę – wydyszałam. Czułam, że patrzy na nas każdy, znajdujący się w tym pomieszczeniu. Uśmiechnęłam się do Syriusza, ale zbyt wcześnie. Tuż za sobą usłyszałam bojowy okrzyk Bellatrix:
- Expelliarmus!
Poczułam tylko, jak zaklęcie uderza we mnie z ogromną mocą i odrzuca daleko od kamiennego łuku. Spadłam na bok, tłukąc sobie przy tym boleśnie całe ramię. Odwróciłam się, pomimo tego i zobaczyłam wpadającego za zasłonę Syriusza. Ale to było przecież nie możliwe. Żadne zaklęcie tego typu nie mogło na mnie podziałać. A jednak… stałam się przyczyną śmierci Syriusza. Nie. On nie mógł umrzeć, wpadł tylko za zasłonę. Za zasłonę w Sali Śmierci.
Podczołgałam się do łuki i wybuchnęłam płaczem, który mieszał się z rozpaczliwym wołaniem Harry’ego. Nie miałam już po co żyć. Ale on wpadł tylko za zasłonę… Mimo to jakiś głos w głowie podpowiadał mi, że nic się już nie da zrobić. Ja nie mogę żyć bez niego, ale on beze mnie tak.
Umilkłam. Łzy się tu na nic nie przydadzą. Uniosłam się w powietrze i odleciałam nieco do tyłu, by mieć przed oczami kamienny łuk w całej swej okazałości. Nigdy tego nie robiłam, nawet nie całkiem wiedziałam, dlaczego znajduję się w powietrzu, ale jakaś cząstka mnie doskonale wiedziała, co teraz trzeba zrobić. Zewsząd otoczyła mnie muzyka, teraz ona całkowicie przejęła mój umysł. Ona i niewypowiedziane pragnienie przywrócenia Syriuszowi życia. Zaczęłam śpiewać, bez przyczyny, a może jakby od tego zależało moje życie? Zależało. Wiedziałam, że muszę umrzeć, by Syriusz mógł żyć. Z moich oczu płynęły łzy. Krwawe łzy, mówiące same za siebie…
- Every night in my dreams*
I see you, I feel you,
That is how I know you go on
Far across the distance
And spaces between us
You have come to show you go on
Near, far, wherever you are
I believe that the heart does go on
Once more you open the door
And you're here in my heart
And my heart will go on and on
Love can touch us one time
And last for a lifetime
And never let go till we're one
Love was when I loved you
One true time I hold to
In my life we'll always go on
Near, far, wherever you are
I believe that the heart does go on
Once more you open the door
And you're here in my heart
And my heart will go on and on
Wyciągnęłam ręce przed siebie, a z nich zaczęła wydobywać się srebrna iskra, łącząc się z łukiem. Przez sekundę przyszło mi na myśl, że to moja dusza…
You're here, there's nothing I fear,
And I know that my heart will go on
We'll stay forever this way
You are safe in my heart
And my heart will go on and on
Gdy muzyka ucichła, po prostu rozpłynęłam się w powietrzu. Czy umarłam? Jeśli tak wyglądała śmierć, nie było aż tak źle. Przez kilka sekund czułam przynoszący ulgę powiew chłodnego wiatru, rozwiewającego mi włosy. Nie śmiałam otworzyć oczu. Jednak po chwili to wszystko ustało, a ja poczułam mocne uderzenie o coś twardego. Uchyliłam powieki i zauważyłam, że leżę na podłodze w Ministerstwie Magii, całkiem niedaleko fontanny. Nie, na pewno nie umarłam. A może dostałam jeszcze jedną szansę i nie udało mi się wskrzesić Syriusza? Nie, moja moc przecież jest nieskończona… Ale dlaczego jeszcze żyję?
Usłyszałam czyjeś szybkie kroki, pomimo że w głowie mi huczało. W stronę wyjścia zmierzała Bella, ciągnąc za sobą Barty’ego.
- Chodź, jeśli by ci się coś stało, Sophie by mnie zabiła – mruknęła do niego. Wstałam i zrobiłam parę chwiejnych kroków w ich stronę. Kręciło mi się w głowie i gdyby nie moja wielka siła woli, już dawno bym leżała jak długa rozciągnięta na podłodze. Barty odwrócił się, usłyszawszy hałas, który spowodowałam, potykając się o własną nogę. O mało nie upadłam, ale on już tego wieczoru po raz drugi nadszedł mi z pomocą, chwytając mnie za kibić tuż nad wypolerowaną, drewnianą podłogą ministerstwa.
Bellatrix również do mnie podeszła. W tej chwili brakowało mi słów, by opisać, jak bardzo jej nienawidziłam. Ta patrzyła na mnie z mieszaniną politowania i współczucia.
- No proszę – odezwała się cicho. – Chciałaś oddać za niego życie, tak?
- Tak! – krzyknęłam, odpychając od siebie Barty’ego, który już bardzo zaczął mi przeszkadzać, powstrzymując mnie od rzucenia się na Bellę. – Jak śmiałaś!
Bella podeszła do mnie, zachowując jednak bezpieczną odległość i wyciągnęła w moją stronę rękę, by otrzeć mi z twarzy krew. Ja jednak odtrąciłam jej dłoń. Pragnęłam wyrwać jej rękę i cisnąć do fontanny, by jej krew zabarwiła wodę na czerwono. A jej głowę chciałam nabić na różdżkę głupio uśmiechającego się posągu czarodzieja.
Krzyknęłam coś do Barty’ego, aby mnie zostawił i rozkazałam, by natychmiast wracał do domu wuja, bez względu na to, co zamierza zrobić. Później nie pamiętałam już tych słów, jakby wypowiedział je ktoś inny. Kiedy zostałyśmy same z Bellatrix, krzyknęłam do niej:
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! Myślałam, że zastąpisz mi Darlę!
Bella teraz wyglądała na naprawdę zmieszaną.
- Posłuchaj, nie zastąpię ci Darli – rzekła. – Ona była jedyna w swoim rodzaju…
- Syriusz też był! – zawołałam. Nagle coś przerwało nam rozmowę. Był to odgłos kroków, jak się spodziewałam, Harry’ego.
- To Potter… - szepnęłam, wskazując w stronę fontanny, za którą dał nurka.
- No wyjdź, Harry! – krzyknęła do niego Bella. – Po co za mną biegłeś? Myślałam, że chcesz pomścić mojego drogiego kuzyna!
- Chcę! – rozległ się zza fontanny drżący głos Pottera. Zaczęłam trochę żałować tego, że tak na niego nawrzeszczałam. Bądź co bądź ja mam jeszcze Voldemorta, Barty’ego, Ghostów… A on? On ma tylko Dursleyów.
- Ajajaj! A więc dzidziuś go kochał? – drwiła Bellatrix. Gorycz, która zalewała moje serce osładzała trochę myśl, że w końcu pani Lestrange dowie się o utraconej przepowiedni, a co za tym idzie, wpadnie w panikę.
- Crucio! – wrzasnął Potter, wyskakując nagle zza fontanny. Zaklęcie nie sprawiło Bellatrix bólu, ale zwaliło ją z nóg. Harry skierował różdżkę w moją stronę, ale z kieszeni wyszarpnęłam swoją i krzyknęłam:
- Avada kedavra!
Potter uskoczył przed zaklęciem za fontannę, a szmaragdowy promień ugodził w głowę czarodzieja, która potoczyła się gdzieś w korytarz, rozsiewając dookoła siebie wióry.
- Jeszcze przedtem nie użyłeś Zakęcia Niewybaczalnego, co? – zapytała Bellatrix, podnosząc się na nogi i porzucając swój dziecięcy ton. – Chcesz może, bym udzieliła ci parę lekcji?
Machnęła różdżką, krzycząc Crucio, a zaklęcie znów chybiło celu. Z tym właśnie Śmierciożercy mają kłopot. Albo siedzą zbyt długo przed komputerem albo od urodzenia mają problemy ze wzrokiem…
- Dam ci jeszcze jedną szansę, Potter – powiedziała Bellatrix. – Oddaj mi przepowiednię, rzuć ją do mnie po podłodze… a może daruję ci życie.
Harry porazi pierwszy się roześmiał. Byłam prawie pewna, że ma na twarzy jeszcze nie zaschnięte łzy.
- No to będziesz musiała mnie zabić – ryknął. – Bo przepowiedni już nie ma! I twój stary kumpel Voldemort już o tym wie! Chyba nie będzie wami zachwycony, co?
- Co? – wrzasnęła Bella, teraz już naprawdę przerażona. – Co ty pleciesz?!
- Tak, przepowiednia roztrzaskała się, kiedy wciągałem Neville’a po stopniach – odparł Harry, nadal schroniony za posągiem.
- Kłamca! – zawołała Bella. – Accio przepowiednia! Accio! ACCIO!
- Nie ma czego przywołać – zza fontanny znów rozległ się głos Pottera.
Bellatrix przez chwilę wyglądała jakby miała zemdleć. Och, a więc już minęła jej euforia po morderstwie Syriusza…
- Panie, ja próbowałam! – jęknęła. – Ja się starałam, proszę! Nie każ mnie!
- Nie męcz się – warknął Harry. – Stąd cię nie usłyszy!
- Tak myślisz, Potter? – gdzieś za mną rozległ się wysoki, zimny głos. Znów zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się, ale Lord Voldemort uchronił mnie od upadku. Jak to jest, że za każdym razem ktoś musi przyjść mi z pomocą? Dlaczego nie mogę normalnie upaść jak człowiek? Tak chciałam poczuć, że to jest tylko sen, a gdy upadnę na podłogę, to się obudzę we własnym łóżku rankiem, tuż przed egzaminem z historii magii…
Zarzuciłam ręce na jego szyję, a wuj objął mnie w talii. Już nie mogłam stać o własnych siłach. Psychiczny ból po utracie Syriusza był zbyt silny. Odbierał mi nawet siły fizyczne…
- A więc roztrzaskałeś moją przepowiednię – stwierdził Voldemort. – Nie Bella, on nie kłamie. Widzę prawdę przezierającą z jego bezwartościowego umysłu. Miesiące pracy, przygotowań, a Harry Potter znów pokrzyżował plany moim Śmierciożercom.
Teraz Voldemort wprost przerażał mnie. Nie mogłam sobie przypomnieć, by kiedykolwiek w mojej obecności mówił do kogoś takim tonem. Jego dotyk też był inny. Tym razem podtrzymywał mnie jakoś sztywno, od niechcenia… jakbym parzyła go w dłonie.
- Panie, wybacz mi! – załkała Bella, rzucając się do jego stóp, gdy się do niej zbliżał, ciągnąc mnie za sobą. – Ja walczyłam z animagiem Blackiem!
- Zamilcz, Bella – rozkazał jej Czarny Pan. – Myślisz, że przyszedłem do Ministerstwa Magii, by wysłuchiwać twoich zasmarkanych przeprosin? Zaraz się tobą zajmę. I tobą też, moja kochana siostrzenico.
To mówiąc, chwycił mnie dość brutalnie za włosy.
- Wuju… - odezwałam się. – Ale on jest tutaj…
- Ucisz się – przerwał mi lodowatym tonem Voldemort. – Nie mam ci nic do powiedzenia, Potter. Za często mnie drażniłeś. Zbyt długo… Avada kedavra!
Harry stał naprzeciwko Czarnego Pana z różdżką wycelowaną w podłogę. Żywot Harry’ego Pottera nareszcie się zakończy…
Nagle posąg bezgłowego czarodzieja ożył, zeskoczył z cokołu i osłonił Pottera swym drewnianym ciałem. Zaklęcie ześliznęło się po jego piersi. Drewniana czarownica również opuściła swoje doczesne miejsce i zwaliła Bellatrix z nóg, jak nieudane zaklęcie Harry’ego.
- Co…? – zaczął Voldemort, ale po sekundzie wszystko sobie uświadomił. – Dumbledore!
W naszą stronę zmierzał Albus Dumbledore. Bellatrix wrzasnęła ze strachu, usiłując strząsnąć z siebie przygniatającą ją do podłogi drewnianą czarownicę.
Czarny Pan uniósł różdżkę i miotną w dyrektora Hogwartu avadą, ale ta minęła go zaledwie o parę centymetrów. Pozostałe posągi również ożyły. Jeden z nich, w tym przypadku centaur bez ręki, zaszarżował na Voldemorta, który deportował się ze mną na drugą stronę fontanny, byle jak najdalej od Dumbledore’a.
- To była głupota przychodzić tu dziś w nocy, Tom – zwrócił się do Voldemorta niefrasobliwym, przerażającym głosem. – Aurorzy są już w drodze.
- Zanim przyjdą, ja będę już daleko, a ty będziesz martwy – warknął Czarny Pan i strzelił w Dumbledore’a jeszcze kilkoma zaklęciami morderczymi, które, jak łatwo można przypuszczać, chybiły celu zaledwie o cal.
- Chyba nie chcesz mnie zabić, Dumbledore – powiedział Voldemort. Podtrzymywał mnie jedną ręką, bo prawa była mu potrzebna do władania różdżką. Jeszcze przeze mnie przegra ten pojedynek… Znów ktoś bliski straci przeze mnie życie…
- Obaj wiemy, Tom, że są inne sposoby zniszczenia człowieka – odparł Albus, idąc ku nam z tak beztroską miną, że aż przez moment zaczęłam się o niego bać. Nie, nie o jego życie. Zaczęłam się bać, czy coś nie tak jest z jego głową…
- Nie ma nic gorszego od śmierci – warknął Voldemort.
- Mylisz się – powiedział spokojnie Dumbledore. – Ale twoja niezdolność do zrozumienia, że są rzeczy o wiele gorsze od śmierci…
- Tak? – przerwałam mu zaskakująco trzeźwym tonem. – Skoro tak, to zabij mnie teraz, Dumbledore.
Odepchnęłam od siebie wuja i podeszłam do starca, w nadziei, że zakończy me cierpienie, a ja znów połączę się z Syriuszem.
Dumbledore jednak nie zrobił tego. Uniósł co prawda różdżkę, ale ja poczułam jedynie, że lecę do tyłu z wielką prędkością i uderzam plecami o ścianę, niedaleko jęczącej i szlochającej Bellatrix. Voldemort natomiast wściekł się. Jego twarz wykrzywił grymas gniewu i nienawiści. Obrzucił Dumbledore’a potokiem zaklęć i przekleństw.
- Nie waż się podnosić na nią ręki! – zawołał, kiedy jeden z posągów skoczył przed dyrektora, by uchronić go przed zielonym promieniem. Dumbledore machnął różdżką w stronę Voldemorta, ale ten deportował się na środek podium, opuszczone prze posągi. Dyrektor znów machnął różdżką, a woda w sadzawce wezbrała i pokryła Czarnego Pana tak, że wyglądał jakby był w kokonie. Bella ponownie wrzasnęła, a ja zwaliła z niej posąg czarownicy, który roztrzaskałam uderzeniem pięści w kupę wiórów.
- Nic nie możemy zrobić – rzekłam do niej, obejmując ją ramieniem. Czułam do niej obrzydzenie po tym, co zrobiła, ale musiałam myśleć racjonalnie. Bella była wierną sługą Voldemorta i z może będę umiała jej kiedyś wybaczyć… Albo i nie.
Wodny kokon opadł, ale nie było wewnątrz Voldemorta. Woda zmoczyła całą drewnianą posadzkę. Do moich uszu dotarł jęk bólu Harry’ego. Zobaczyłam go, wijącego się i skręcającego się na ziemi u stóp Dumbledore’a, który ukląkł przy nim.
- Zabij mnie teraz – z ust Pottera wydobył się niski, zimny głos. Nie był to jednak głos Pottera. – Skoro śmierć jest niczym, zabij tego chłopca.
Opętanie. Specjalność Czarnego Pana. Och, on nigdy nie próbował tego na mnie, nie. Po prostu opowiadał mi, zanim jeszcze odzyskał ciało, jak to jest. Ja jako jedyna odwiedzałam go podczas wygnania w puszczy albańskiej. Był mniej niż widmem, który chwycił mnie w objęcia pod koniec drugiej klasy w Komnacie Tajemnic. Był nawet mniej niż duchem. Ale widziałam go, unoszącego się ponad leśnym mchem…
Zewsząd rozległ się szum i szelest płaszczy. W sali deportowali się Aurorzy, na czele których stał Knot. Voldemort chwycił Bellatrix i zawołał do mnie z wyciągniętą ręką:
- Chodź… leć ze mną…
- Nie… - wybełkotałam. – Nie! Ratuj się… ratuj Bellatrix.
Ale Voldemort nie usłuchał mnie. Chwycił mnie za rękę i teleportował się. Przez chwilę myślałam, że ciśnienie mnie zmiażdży... Upadłam na podłogę. Nie obudziłam się. To była straszna rzeczywistość, z którą będę musiała żyć do końca swych dni…
- Zostaw nas – usłyszałam głos wuja. Po stukocie obcasów Belli zorientowałam się, że zostałam sam na sam z Czarnym Panem. Podniósł mnie z podłogi i zaniósł gdzieś. Nie miałam siły otworzyć oczu…
Voldemort usiadł ze mną na swoim tronie i przytulił mnie. Zrobił to jakoś sztywno i niezdarnie, ale sam gest był niewątpliwie bardzo szlachetny…
- Bardzo cię to bolało? – zapytałam. Miałam oczywiście na myśli opętanie Pottera. Wątpiłam, by Voldemort mógł znieść w ciele Harry’ego zbyt dużo czasu. Był dla niego zbyt prostoduszny, dobry…
- Tak – przyznał Lord.
- Dlatego, że nie potrafisz tego, co on, tak?
- Czego nie umiem?
- Kochać – odparłam. – Znam to proroctwo.
Voldemort po raz pierwszy od naszego przybycia do jego rezydencji okazał szczere zainteresowanie.
- Znasz? – zdziwił się. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Bo nie pytałeś.
Zapadło krępujące milczenie. Zamknęłam oczy, co przyniosło mi swego rodzaju ulgę. Bardzo mnie ciekawiło, co zrobi, jeśli mu powiem jej treść. Czy wyrzuci mnie z domu? Wtedy nie będę mu już do niczego potrzebna…
- To nic, to nic – mruknął. – Powiedz, no już.
Spod moich zamkniętych powiek wypłynęły łzy.
- I to jest to – odparłam. – Nie możesz zrozumieć, że cierpię. Zależy ci tylko na poznaniu treści przepowiedni. Ja już się nie liczę. Myślałam, że…
Urwałam. To słowo jakoś nie mogło mi przejść przez gardło. Nie po tym, co tego wieczoru przeszłam…
- Że co? – naciskał Voldemort.
- Ze choć trochę mnie kochasz – dokończyłam.
Czarny Pan westchnął ciężko.
- Zależy mi tylko na tobie – odrzekł. – Abym mógł dać ci wszystko, muszę mieć władzę. A do tego potrzebna mi jest przepowiednia.
Zaśmiałam się przez łzy.
- Tylko władza dla ciebie się liczyła – powiedziałam. – Gdybym nie była skillmagiem… gdybym nie znała przepowiedni… byłabym dla ciebie warta tyle, co moja matka.
- Nie obrażaj moich uczuć – przerwał mi Voldemort. Znów to krępujące milczenie. I co. Mam po prostu nie zdradzić mu treści tej jego upragnionej przepowiedni? Owszem, był dla mnie okropny, czasem wręcz brutalny, ale bądź co bądź to mój wuj, a łączy nas coś więcej niż mnie o Ghostów…
- Księżniczko, ja nie… - zaczął, ale przerwałam mu lodowatym tonem:
- Nie mów tak do mnie. Tak do mnie mówił…
Głos uwiązł mi w gardle. Zanim Voldemort zdążył się odezwać, wybuchnęłam płaczem. Czarny Pan objął mnie, na co rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Uspokój się, skarbie – szepnął. – Przepraszam. Wybaczysz?
Uspokoiłam się natychmiast po tych słowach. Wzięłam głęboki oddech i wyrecytowałam:
- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana… Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli. A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca… A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna… I jeden z nich musi zginąć z ręku drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje…
~*~
Dobra. Parę wyjaśnień. Zabiłam Syriusza, możecie kręcić nosami z niezadowolenia, ale takie są fakty. A Sophie go próbowała wskrzesić. Cóż, nie udało się. Ale nie powiedziałam, że nie uda się jej to za drugim razem. Tak jak obiecałam, dedykacja dla Claudii xD Nie będzie mnie w od poniedziałku przez 3 dni, więc notek też nie będzie, niestety…
* TU tłumaczenie. Celine Dion „Mu heart will go on”. Śpiewałam to rok temu na konkursie… ach, wspomnienia… xD
~Olka
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 01:11
Fajny rozdział.Sophie chyba uda się wskrzesić Syriusza.Ona też powinna przeżyć.Czekam na next.Pozdrawiam.
2 maja 2009 o 21:48
UsuńNie udało się jej go wskrzesić, pomimo że zmarł na skutek morderstwa. Tak, Sophie nie przywróci życia człowiekowi, który umarł śmiercią naturalną. Nawet skillmag ma takie ograniczenia xD
~kicyslawa
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 09:16
druga! zeczywiscie nieco mi sie nie spodobalo ze zabilas syriusza, ale jak powiedzialas o tym wskrzeszeniu to… ;]rozdzial jak zawsze genialny pod kazdy wzgledem!
2 maja 2009 o 21:49
UsuńNo tak, wielu się to pewnie nie spodobało xD A jak powiedziałam, że ona go wskrzesi, to nie było mowy o tym, że jej się to uda xD
~Ciemna Pani
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 10:31
Dobry rozdział. Ja z koleżanką, ćwiczyłyśmy tą piosenkę. Z resztą dobrze nam ona wychodzi :) No, a Sophie będzie chciała wskrzesić Syriusza, tak? Hmm… Czekam na next :)
2 maja 2009 o 21:51
UsuńRaczej nie. Skoro razsię jej nie udało, nie uda się i za drugim xD
~Kandahar
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 11:21
Niech ona go ożywi! Proszę Cię! Taki smutny ten rozdział napisałaś i jeszcze ta piosenka… Zawsze wierzyłam, że Voldemort ma w sobie coś z człowieka… xD
2 maja 2009 o 21:54
UsuńCóż, już wiem od dawna, czy go ożywię, czy nie xD Voldemort jest przecież człowiekiem, skoro wpada w furię, całuje się z Sophie, itp. Jak normalny człowiek. Voldziu nawet ząbki myje codziennie xD Jak człowiek xD
~Lottie
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 11:22
Wskrzesić Łapę? Coś dziwnego. No i to piosenką Celine Dion. xD Znowu rozdział jest fajny, genialny, fantastyczny… Muszę sięgnąc do słownika synonimów. ; ) Czekam na następny rozdział.
2 maja 2009 o 21:55
UsuńDziwne, oczywiście xD Planowałam to od dawna i czekałam tylko na reakcję czytelników xD
~Makotof
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 12:06
A i dobrze ze zabiłaś Syriusza bo byś musiała wszystko zmieniać i tyle rzeczy by sie nie wydarzyło :) był Barty mimo że robił za ,,popychadło” to wystarczy mi go do czasu nastepnej notki xD Udanego wyjazdu :)
2 maja 2009 o 21:57
UsuńSpoko, jeszcze w niedzielę się zobaczymy xD Barty robił za popychadło? Serio? Nawet nie wiem, pod jakim względem. Przecież tylko usłuchał rozkazu Sophie, ocalił ją od bolesnego upadku na ziemę kilkakrotnie… no, Bella kazała mu się zabierać z ministerstwa, ale to chyba był przejaw troski, a nie wyższości xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 12:35
Buuuu! ;( Ogłaszam żałobę międzynarodową! Jak mogłaś pozwolić zabić Syriusza bez pomszczenia? No jak? Ta Bellatrix powinna teraz umierać w torturach! Wskrześ go szybko, bo ja nie wytrzymam. Już nawet mnie nie interesowało co robi Barty, a wiesz że jak tak jest, to znaczy, że ze mną dzieje się coś złego. Olałam Claudię, mam gdzieś Voldka tylko wskrześ mi Syriusza! *zaryczana*
3 maja 2009 o 11:55
UsuńWskrzeszę Syriusza, zabiję Barty’ego. Jak Ci się podoba taki układ? xD
~Lilly
Usuń3 maja 2009 o 13:29
Jak to przeczytałam to gały mi wyszły…. jak zabijesz Barty’ego… to ja siebie zabiję! nie wolno mojego Ukochanego zabijać! Ja Ci dam nooo
3 maja 2009 o 14:06
UsuńTwojego? Oooo nie, tego już za wiele! A masz Purem, a masz! Barty to MÓJ ukochany! Następnym razem będzie domestos! xD
~Lilly
Usuń3 maja 2009 o 15:31
no sorka… ale się chyba zakochałam w nim…. tak o nim ślicznie piszesz ;P ale jakby był nawet dwulicowy i Cię zdradzał… też bym go lubiła ;P Nie boję sie tego pura….czy tam domestosa ;D wiesz sama po sobie że wampiry sa nieśmiertelne ;P
3 maja 2009 o 17:35
UsuńWampir, który oberwał Domestosem… jakie to poetyckie xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 12:35
PS: Nowa notka na http://jedna-krew-dwa-oblicza.blog.onet.pl/ serdecznie zapraszam x)
~kotka
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 13:07
Ja nie kręcę nosem, bo miałam bardziej przerażającą wizję tej notki xD Myślałam, że jeśli Black zginie, to Sophie popełni samobójstwo, albo coś, a to byłby pewnie koniec opowiadania. Trochę głupio, że teraz Zakon wie, po której stronie jest Sophie, ale notka jest fajna. P.S. Podziwiam Cię, bo jeśli śpiewałaś Celine Dion, to musisz mieć bardzo wysoki głos!
3 maja 2009 o 11:58
UsuńNie mam aż tak wysokiego głosu, jak się może wydawać xD No tak, rzeczywiście Sophie mogłaby popełnić samobójstwo i z pewnością kiedyś to zrobi, ale czy ja powiedziałam, że jeśli zabiję Syriusza, to Sophie NATYCHMIAST się zabije? No i kto powiedział, że to będzie koniec opowiadania xD Przecież jest więcej bohaterów, na przykład Barty… Sapphire… Voldemort… xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 14:40
Spodziewałam się więcej dramatyzmu, buzujących uczuć, litrów łez… Ale i tak jest faajnie;) Jednak chyba najbardziej spodobała mi się końcówka. Voldemort taki slodki się zrobił. ^^
3 maja 2009 o 12:00
UsuńTak, łodki jak cytryna^^ I bez przesady, przecież nie jestem jakimś emo, żeby pisać tylko o ryczącej Sophie. Akcja musi toczyć się dalej, nie mogę nagle zatrzymać fabuły, żeby się główna bohaterka mogła wypłakać xD
nothing_impossible@onet.eu
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 14:46
Jeeeej, odcinek suuuper jak zawsze ;]] Zapraszam na nowy odcinek na http://www.nothing-impossible.blog.onet.pl :))
3 maja 2009 o 12:00
UsuńDziękuję xD
~Gabika138
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 15:59
Fajny.xD.Jak zawsze.
3 maja 2009 o 12:01
UsuńBez przesady, czasem notki me są tak nudne, że aż żal dodawać xD
Cam_
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 19:46
Nowy rozdział na http://www.cameron-riddle.blog.onet.pl ; zapraszam do zapoznania się z treścią i wyrażenia opinii.
~ANNERIE.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 21:04
U Ciebie Voldemort to taki półczłowiek :”D Fajnie, że Barty był, ino mało. Czekam na następne. (głupia, mam gdzieś Syriusza, bardziej mnie Crouch interesuje xd)
3 maja 2009 o 12:02
UsuńNo to nice! Mało było Barty’ego, ale już się Sophie kończy rok szkolny, a wiadomo, że wakacje spędzi u wuja. Wkrótce Barty będzie w każdej notce przez jakiś czas, aż się wszystkim znudzi xD
~Lilly
Usuń3 maja 2009 o 13:32
Wcale nie znudzi…. No chyba ze jakaś nowa śmierciożerczyni dojdzie…. i by chciała go Ci odbić…
3 maja 2009 o 14:04
UsuńJeszcze raz ktoś przy mnie wspomni o „ŚMIERCIOŻERCZYNI”, a nie o kobiecie „Śmierciożercy”, to potraktuję Purem do mycia naczyń.
~Lilly
Usuń3 maja 2009 o 15:34
No ja już oberwałam Purem od Ciebie…. no ortografia to u mnie nie stest nawet na 4 miejscu ale jakoś tam się pisze…. sorka…. już się poprawię…
3 maja 2009 o 17:34
UsuńZaraz oberwiesz drugi raz Purem xD
~gorgie
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 22:43
Jak mogłaś zabić Syriusza?????Nie dałoby się go uratować czy coś???Wredna jędza. FochxD A teraz czekam na next z happy endem:
3 maja 2009 o 12:04
UsuńA mogłam ;-) Widzisz, nie wszystko kończy się happy endem, co ja szczególnie lubię xD Bardzo wątpię, by główni bohaterowie na moich blogach zakończyli swoje historie właśnie z uśmieszkiem xD
margot14@onet.eu
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 23:08
Pięknie… podkład naprawdę niezły… ciekawe, czy Soph jednak uda się wskrzesić Syriusza… jego mi chyba najbardziej szkoda było z HP. Jak pierwszy raz czytałam piątą część, to się rozpłakałam (hehe xD), jak ginął… za kolejnym razem było tylko ciut lepiej… najlepsza w sumie postać, a moją ulubioną częścią z HP jest trzecia – Więzień Azkabanu. No i tyle. Podobało mi się. ;) Chyba jak zwykle. Pozdrawiam – dramione-draco-i-hermione – Gonia
3 maja 2009 o 12:05
UsuńLol, każdy ryczy za Syriuszem, a za Snape’em już nikt. Albo za Voldekim. No kto jeszcze się poryczał, czytając ich smierć, oprócz mnie?!
princeles
OdpowiedzUsuń2 maja 2009 o 23:12
hej. przez przypadek weszłam na Twojego bloga. nie wiem, czy zdążę przeczytać dzisiaj całe opowiadanie, ale na początku muszę stwierdzić, że masz po prostu śliczny szablon. dodaję Cię do linków i zapraszam do mnie .
3 maja 2009 o 12:06
UsuńAaa, co mi tam, też Cię dodam xD