Przez kilka dni Pansy unikała mnie, jak tylko mogła. Kiedy kładłam się spać, jej jeszcze nie było, a kiedy rano wstawałam, jej łóżko było już puste. Podczas lekcji rzucała na mnie wylęknione spojrzenia, ale wiedziała, że podczas zajęć na oczach nauczycieli jej nie zaatakuję. Po tygodniu od tego niefortunnego wydarzenia w pokoju wspólnym Ślizgonów, Pasy wydało się, że może czuć się już bezpieczna, ale… niestety, a może na szczęście, była w błędzie. Kiedy wieczorem wróciłam do salonu Slytherinu po treningu quidditcha [do meczu z Gryfonami został nam już tylko tydzień], rozległ się ogłuszający trzask i Flagro aportował się na moim ramieniu.
-Dzięki – mruknęłam do niego i wyciągnęłam mu z dzioba list.
Byłbym zaszczycony, gdybyś raczyła przybyć do naszego domu na małą uroczystość. Jeśli jesteś zajęta nauką, to, oczywiście, nie będę miał Ci za złe, że nie przyjdziesz. Niemniej jednak, mógłby Cię zainteresować powód tej imprezki.
Tom
Zgniotłam list i wrzuciłam go do kominka. Czarny Pan doskonale wiedział, jak zmusić mnie do czegoś, niekoniecznie używając Mrocznego Znaku. Poszłam tylko pod prysznic [ostatnimi czasy pogoda nie była stworzona na treningi quidditcha], ubrałam szatę Śmierciożercy i teleportowałam się do komnaty Voldemorta.
-Wiedziałem, że przybędziesz – odezwał się Czarny Pan i ucałował moją dłoń.
-Jak mogłabym nie odpowiedzieć ci na wezwanie? – odpowiedziałam. – I odkąd ten dom jest nasz?
Voldemort zaśmiał się cicho, jak zawsze, kiedy dziwiłam się czemuś oczywistemu.
-Tobie też się coś należy, choćby nawet za samo pochodzenie – odrzekł.
-Fajnie, wiem już, że nie wyląduję pod mostem, kiedy Bes się dowie o moim ostatnim przeholowaniu z kocimiętką – zadrwiłam. – Dobra, a teraz gadaj, po co mnie tu wezwałeś.
Lord skinął ręką w stronę drzwi, które się otworzyły i w progu stanęli [a właściwie padli na kolana] państwo Parkinson, brat ojca mopsicy i sama szmata we własnej osobie. Za państwem Parkinson stał Barty.
-No, no – mruknęłam do Czarnego Pana, nie odrywając teraz już szkarłatnych oczu od twarzy Pansy. – Postarałeś się, skarbie.
-Sponiewierałem ich trochę przed twoim przybyciem – dodał Voldemort. – Ale teraz należą do ciebie.
-Świetnie – odparłam i przeszłam powoli przez komnatę, nadal wpatrując się w Pansy. Na jej twarzy widniały ślady łez.
Zatrzymałam się naprzeciwko pani Parkinson i przyjrzałam się jej.
-Anita, tak? – zapytałam spokojnie. Pani Parkinson tak się trzęsła ze strachu, że ledwo skinęła głową.
Uśmiechnęłam się drwiąco i dodałam:
-Źle wychowałaś córkę, Anito. A tu są takie zasady, że jeśli ktoś coś robi źle, to musi za to ponieść karę. Nie chcę tu jednak rozlewu krwi, oj nie…
Anita przestała ocierać płynące po jej twarzy łzy, a z jej gardła wyrwał się cichy, błagalny okrzyk, jednak ja przestałam zwracać na nią uwagę. Stanęłam przed ojcem mopsicy i spojrzałam na niego z góry.
-Ale ty byłeś chyba dobrym Śmierciożercą, prawda? – zapytałam, patrząc uważnie w mopsowatą twarz pana Parkinson. No, teraz już wiadomo po kim Pansy odziedziczyła tą mordę.
-Był, ale przed zniknięciem Czarnego Pana – odparł Barty, patrząc na jakiś pergamin. – Jako jeden z pierwszych wyparł się go.
Przeniosłam wzrok z twarzy pana Parkinsona na Barty’ego.
-Widzę, że macie tu całe kartoteki Śmierciożerców – zauważyłam z rozbawieniem.
-Musimy wiedzieć, czy są warci zaufania Czarnego Pana – odpowiedział Crouch.
Wróciłam do sądzenia moich pierwszych ofiar.
-Szkoda mi będzie was karać – zwróciłam się do rodziców Pansy. – Ale co kraj, to obyczaj.
Okrążyłam klęczących i zatrzymałam się przed Pansy. Z mojej twarzy w ułamku sekundy zniknął dobrotliwy uśmiech, a pojawiła się bezgraniczna wściekłość i nienawiść.
-Ty szmato – warknęłam do mopsicy i uderzyłam ją w twarz. Na jej policzku pojawiły się ślady moich paznokci. – Pożałujesz, że wmieszałaś się w moje życie, dziwko.
Nie wyciągnęłam nawet różdżki. Nie była mi potrzebna. Machnęłam ręką i Pansy wiła się już po lśniącej podłodze. Mijały minuty, a ja nie przerywałam zaklęcia. Pansy krzyczała coraz głośniej, jej matka płakała coraz żałośniej, a ja nie chciałam przestać torturować tej szmaty. Niech wie, co znaczy cierpienie…
Nagle cofnęłam zaklęcie.
-To na początek – wycedziłam. Parkinson była zbyt osłabiona, aby podnieść głowę, co przyprawiło mnie o niezwykle dobry humor. – Podobało się? Było to tak miłe, jak namawianie Dracona do zdrady? Przez ciebie, wredna jędzo, Malfoy mógł stracić życie! Jest ci z tym dobrze? Zadałam ci pytanie, odpowiadaj… Crucio!
Pansy znów wiła się po podłodze, ale jej krzyki nie wypełniały komnaty. Jęczała tylko jakieś niezrozumiałe słowa. Zaklęcie ustało.
-No, no – odezwał się Voldemort, wstając z tronu. – Czyżbyś nauczyła się czegoś od naszej Bellatrix?
Zaśmiałam się.
-Doprowadzenie tą… ehm… do utraty zmysłów nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Wykończyłabym ją psychicznie – odparłam, wskazując na dyszącą ciężko na podłodze Pansy.
Podeszłam do niej i ruszyłam ją butem.
-Do prawdy, nie rozumiem, jak Draco mógł nawet cię dotknąć – prychnęłam, patrząc z obrzydzeniem na Parkinson. – Mi się robi niedobrze na sam twój widok…
Klasnęłam w dłonie i po chwili w drzwiach stanął Glizdogon. Wyglądał na bardziej wylęknionego, niż wtedy, gdy go ostatnim razem widziałam.
-Zabrać ich – warknęłam – Ale wypuść panią Anitę i pana Gwidona. Doprowadź ich jakoś do porządku… nie bardzo mnie interesuje, jak to zrobisz, ale zabierz mi tą żałosną rodzinę sprzed oczu, bo zwymiotuję.
Glizdogon szturchnął w ramię pana Parkinsona, który podniósł żonę i wziął na ręce córkę i wszyscy, łącznie z Bartym opuścili komnatę. Wskoczyłam na swój tron i położyłam nogi na jednej z poręczy.
-Ułaskawiłaś tych zdrajców?! – zdziwił się Voldemort.
-Powinieneś się cieszyć, bo nie ubyło ci zwolenników – odpowiedziałam spokojnie. – Poza tym, oni nie byli niczemu winni. To nie ich wina, że mają tak zepsutą i nienormalną córkę…
Uśmiechnęłam się i zaczęłam bawić się różdżką.
-Ułaskawiłaś też i Malfoya, tak? – naciskał Lord. Schowałam różdżkę i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Oczywiście – prychnęłam. – Ukarałam go, ale Draco nadal żyje i nasze stosunki są o wiele lepsze.
Przez moją twarz przebiegł drwiący uśmiech, który trochę przeraził Czarnego Pana.
-Zabraniam ci… - zaczął, ale wpadłam mu w słowo:
-Czego? Powinieneś się cieszyć, że nie żyję na odludziu. Co, może według ciebie powinnam przywdziać habit i zabarykadować się w klasztorze?
Voldemort stanął przed moim tronem i oparł ręce na jego poręczach.
-Nie, po prostu się o ciebie martwię – odpowiedział. Moje oczy przybrały już normalny kolor.
-Daj mi spokój i znajdź sobie wreszcie kogoś – prychnęłam. Oburzenie Voldemorta było ogromne. Chwycił mnie za szatę na piersi i wysyczał:
-Nie zamierzam sobie nikogo znajdywać.
Roześmiałam się.
-Dobra, przecież wiem, że wolisz poczekać na Bellatrix – odpowiedziałam z szyderczym uśmiechem. – No wiesz… jak wróci z Azkabanu, będziecie już na zawsze razem…
Wstałam z tronu, wybuchnęłam śmiechem i drwiłam dalej:
-Zaprosicie mnie na ślub?... oj!
Voldemort chwycił mnie za włosy i potrząsnął mną.
-Mówiłem ci już, żebyś przestała mnie obrażać? – warknął. Uśmiechnęłam się lekko i westchnęłam.
-Ty jesteś taki prosty... jak każdy facet – powiedziałam z politowaniem, objęłam go za szyję i pocałowałam go w usta. Uścisk Czarnego Pana zelżał, a po chwili puścił całkowicie moje włosy.
Oderwałam się od niego i roześmiałam się.
-A nie mówiłam? – zapytałam. – W głębi serca jesteś nadal tym małym, zagubionym Tomciem, którego odwiedził w sierocińcu kiedyś Dumbledore… Nadal może masz trochę uczuć, ale nie masz nikogo, kto mógłby je w tobie odkryć… Żal mi ciebie…
Podeszłam i objęłam go w pasie.
-To dlatego Potter zawsze wygrywał z tobą – dodałam.
-Nie rozumiem…
-Właśnie – przerwałam mu. – Dlatego, że nie rozumiesz.
Puściłam go i teleportowałam się do salonu Ślizgonów, gdzie napadła na mnie Sapphire.
-Wiesz, gdzie jest Pansy? – zapytała.
-Nie, skąd mam niby wiedzieć? Nie interesuje mnie jej los, może sobie zdechnąć pod płotem jak pies, a ja i tak będę mieć ją głęboko w dupie – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami. – A co, nie mów mi, że ta szmata ujęła cię za serce.
-Nie, tylko że nie ma jej dziś cały dzień – odparła z kwaśną miną Sapphire.
Odwróciłam się do niej plecami, udając poszukiwanie czegoś w kufrze, ale uśmiechnęłam się do siebie. Odwaliłam dziś kawał dobrej roboty…
~*~
Rozdział mi się podoba, szczególnie końcówka. Zakończenia zawsze wychodzą najlepiej… xD A więc… dedykacja Cam :* Za jej oryginalne pomysły na swoim blogu xD
~blanikx
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 21:13
Super rozdzialik;P:P:****pZdr:D
30 listopada 2008 o 19:43
UsuńDzięki, też tak uważam xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 21:15
Hah, mam dedykację xD Dziękuję:) Rozdział faajny, choć chyba trochę krótki jak na Ciebie xD To coś czuję, że na pogrzeb Pansy też mnie nie zaprosisz… Cóż, życie. Pozdrawiam:)
30 listopada 2008 o 19:46
UsuńOj, chciałabyś iść na pogrzeb takiej szmaty? No, nie tylko wg Sophie Parkinson jest zdzirą xD Ale spokojnie, szykuje się tyle pogrzebów, że aż Ci zbrzydnie xD
~maika
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 21:20
troszke krotko, ale fajnie;], moze Voldek sie w koncu dowie, czemu przegrywa z Potterem…hehe, i jakos tak lagodnie potraktowala ta mopsice, heh.., pzdr;*
30 listopada 2008 o 19:47
UsuńW stylu Sophie jest dręczenie swoich ofiar przez dłuższy okres czasu, a nie na raz wszystko załatwić i po sprawie xD Cierpliwości… xD
~Olka
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 22:05
Fajny.Podobało mi się.Sophie dała Pansy nauczkę.W czym Potter zawsze wygrywał z Voldemortem? Czekam na następny.Pozdrawiam.
30 listopada 2008 o 19:50
UsuńWe wszystkim. No, może nie do końca. Voldek wygrał sobie sojuszniczkę [czyt. Sophie], a Potter nie. No i Harry przegrał w zasadzie najwięcej, bo jeśli Sophie coś chce – dostanie to. Jeśli będzie chciała śmierci Potterka, więc Harry zginie xD
~Motylek
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 22:06
Fajny rozdział,a le za krótki na Ciebie
30 listopada 2008 o 19:51
UsuńNom, zgadzam się, że krótki. Ale… chcecie długi? Ok. Napiszę taki rozdział, że go w 2 godziny nie przeczytacie! xD
~K&M
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 22:09
Łee, a miałam nadzieję, że trochę dłużej poznęca się nad Pansy… xD Super rozdział. Pozdrawiam
30 listopada 2008 o 19:52
UsuńDłużej… a nie lepiej… częściej? xD
princess_of_blood@vp.pl
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 22:11
mmm…Ten chyba podoba mi się najbardziej ;] Szczególnie moment ‚przemowy’ do rodziny Pansy ;P i rozmowa z Voldziem ;P U mnie też nowa notka- może skomentujesz? ;D
30 listopada 2008 o 19:53
UsuńSkomentuję, tylko znajdę trochę czasu xD
~Evera
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 22:22
Zrobiło mi się żal Pansy ale tylko ze względu na jej głupotę. Bo skoro wiedziała, jak zawzięta jest Sophie, to po co wyciągała ręce po jej chłopaka? Kara musi być i zemsta bolesna również. Tymczasem serdecznie zapraszam na nowy rozdział na hogwarckie-romanse.blog.onet.pl. Zapraszam do lektury i pozostawienia opinii w postaci komentarza. Pozdrawiam
30 listopada 2008 o 19:55
UsuńMi też jej żal, i też ze względu na jej głupotę. Żal mi też jej rodziców, dlatego, że mają za córkę taką idiotkę. I teraz cierpią przez nią xD
~Natasza__
OdpowiedzUsuń28 listopada 2008 o 22:23
Rozdział fajnySzkoda że tak krótko ją torturowałaA swoja droga to dziwne ma to imię ojciec ParkinsonPozdrawiam
30 listopada 2008 o 19:56
UsuńNie, nie tak dziwnie… xD Ale jeśli tak krótko ją torturowała, to nie znaczy, że już więcej tego nie zrobi xD
~Nicole
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 10:58
no zaje bisty ;dddd :*****
30 listopada 2008 o 19:56
UsuńDzięki xD
~krejzole66
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 12:54
Na blogu krejzole-konkursy.blog.onet.pl pojawiła sie nowa nocia !! Mam nadzieje że wpadniesz i skomentujesz ??
30 listopada 2008 o 19:57
UsuńEee… jeśli to nie był tylko BEZSENSOWNY spam, to, tak, skomciuję. Jeśli nie, to – wybacz, ale mam gdzieś konkursy. xD
~krejzole66
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 12:55
Na blogu krejzole-konkursy.blog.onet.pl pojawiła sie nowa nocia !! Mam nadzieje że wpadniesz i skomentujesz ??
30 listopada 2008 o 19:58
UsuńKurde mole, ila razy mam powtarzać, że nie życzę sobie podwójnych komów?!?!!?!?!??!?!!?!?!?!?!?!?
~Kate
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 14:08
Ślicznie.
30 listopada 2008 o 19:58
UsuńEhm… thx xD
~Clumsy
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 14:38
Napaść na Pansy była zarąbista xdwww.ps-love-you.blog.onet.pl
30 listopada 2008 o 19:59
UsuńNapaść? To była kara, a ja, na miejscu Pansy, kiedy była jeszcze bezpieczna w Hogwarcie, to bym zwiewała, gdzie pieprz rośnie, albo prosiła Sophie o przebaczenie, a nie wytrzeszczała oczy ze strachu xD
~Kagami
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 15:41
„Żal mi ciebie…” A mi jej. Dlaczego coraz bardziej nie lubię głównej bohaterki? Przecież powinno być inaczej. ;( Zakończenia chyba wcale nie wychodzą najlepiej. Czasem to mogą wszystko zepsuć. Jak na przykład w poprzedniej notce. Ta była dużo lepsza, choć numer 66 bije je na głowy. To trochę nienormalne, aby za zwykłe uwodzenie swojego chłopaka tak karać. W normalnym świecie… No tak, przecież to nie jest normalny świat, to magia, wszystko się może zdarzyć.Pozdrawiam! ;))P.S. Więcej moich spostrzeżeń znajdziesz w dwóch poprzednich notkach, które również skomentowałam. Dlaczego oddzielnie, też już znajdziesz tam. Jestem zła na siebie za swoją szczerość. Nie jest łatwo pisać prosto z mostu, co się myśli.
30 listopada 2008 o 20:01
UsuńSophie nie mówiła tego z sarkazmem, czy drwiną, tylko tak z … czułością, nie wiem, jak to jeszcze opisać xD No, i w zasadzie, to taki chłód Sophie ma po mnie xD Jeśli nie lubisz głównej bohaterki, to wkrótce się to zmieni, bo planuję nagłą zmianę jej charakteru pod czyimś względem… xD
~xXx_Krwawa_xXx
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 15:59
suuper…. szkoda, że Malfoy wytłumaczył się bo miałam nadzieję, że w szkole będzie miał przerąbane XD ale chociaż mopsica ma kłopoty ;D
30 listopada 2008 o 20:02
UsuńRaczej Sophie, jeśli Dumbel się dowie od niej o tym „porwaniu”… xD
margot14@onet.eu
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 19:22
Ładnie, ładnie, ale coś mało się nad nią znęcała… ;) pozdrawiam – dramione-draco-i-hermione – Gonia
30 listopada 2008 o 20:04
UsuńMoże i za mało, ale będzie robić to częściej xD Nie napomknęłam, że Volduś ma u siebie w domku mały loszek, gdzie trzyma więźniów? xD
~Ms.Riddle
OdpowiedzUsuń29 listopada 2008 o 21:14
No nareszcie pokazała tej mopsicy, gdzie jej miejsce… i bardzo dobrze ;) podoba mi sie cho*** noo :) masz telentaa i to wielkiego ;** nadia-riddle-love :))
30 listopada 2008 o 20:04
UsuńOh, dziękuję, to dla mnie zaszczyt xD
effie_95@vp.pl
OdpowiedzUsuń30 listopada 2008 o 20:05
Świetny rozdział:**. Kocham Cię za to, co piszesz!! :D:D A u mnie new (effie1995.blog.onet.pl)
30 listopada 2008 o 20:06
UsuńDziękuję, miło mi xD
~Leanne
OdpowiedzUsuń30 listopada 2008 o 22:02
Na twojego bloga natrafiłam poprez linki Cam, która jest równie świteną pisarką, jak ty. Od razu mówię: przeczytałam wszystko dokładnie i gratuluję ci wszystkich wspaniałych pomysłów na notki, które są ,,idealne”. Te kłótnie z Voldemortem… Dajże żyć! Wyjec, rzucanie szklankami w Voldemorta… Po prostu wszystko to co, jest zwiazane z Voldemortem na poważnie, lub i na śmiechu warte jest w mojej opinii świetne. Twoje opowiadanie porównóję do np. http://ten-inny-lord.blog.onet.pl/, który również jest odlotowy. Mam nadzieję, że poinformujesz mnie o następnym pos.cie na http://www.wspomnienia-elizabeth-malfoy.blog.onet.pl – wcale Cię nie nakłaniam, byś tam weszła. Twoja świetna główka nie jest po to, by czytać moje nędzne wypociny. Chcę po prostu, byś mnie tam poinformowałam. Jak najszybciej postaram się dodać cię do linków.
30 listopada 2008 o 22:27
UsuńJa Cię dodam do linków, oczywiście xD Przeczytam te Twoje „wypociny” xD Jeśli zakładasz bloga, to wiesz, że nie będą one złe xD Mi się każdy blog podoba, nom, oprócz blogów sweed emo xD