Zajęłam swoje miejsce i utkwiłam wzrok w McGonagall, która przeszła przez całą długość klasy i stanęła za swoim biurkiem. Sprawdziła listę obecności i rozdała uczniom prace domowe.
-A teraz, panno Brown, proszę wziąć pudełko i rozdać każdemu po jednej myszy – powiedziała na koniec McGonagall. Kiedy dostałam swoją pracę, z satysfakcją zdałam sobie sprawę, że dostałam W. Zawsze lubiłam transmutację, pomimo tego, że uczyła jej tak sroga nauczycielka ja Minerva McGonagall.
Yhm, yhm. Ten odgłos rozległ się całkiem wyraźnie w całej klasie, ale McGonagall nie zwróciła na niego uwagi. Zapewne dobrze wiedziała, że Dolores chce jej przerwać, ale Minerva nie należała do osób tak pobłażliwych, jak Trelawney, którą Umbridge doprowadziła do łez.
-Większości z was udało się już sprawić, że wasze ślimaki zniknęły – odezwała się McGonagall, kiedy Lavender rozdała wszystkim myszy z lekkim obrzydzeniem na twarzy. – Dzisiaj będziemy…
Yhm, yhm.
-Proszę? – zapytała profesor McGonagall z wyraźnie groźnym wyrazem twarzy.
-Ja zastanawiałam się tylko, czy pani profesor dostała moją notkę o dzisiejszej wizytacji – powiedziała Umbridge.
-Oczywiście. Inaczej zapytałabym panią, co pani robi w mojej klasie – odrzekła McGonagall i zwróciła się do uczniów: - Więc, mówiłam już, że będziemy ćwiczyć zaklęcie powodujące znikanie na czymś bardziej skomplikowanym, a mianowicie na myszy. A teraz do roboty.
Dolores nie chodziła za McGonagall, jak za Trelawney, za to siedziała w swoim kącie i robiła mnóstwo notatek. To denerwowało mnie jeszcze bardziej, niż jej głupie pokaszliwanie. Według mnie, zachowywała się nieco dziecinnie, jak na swój wiek.
Pod koniec lekcji, Lavender zebrała myszy z powrotem do pudełka, a Umbridge podeszła do McGonagall. Strasznie chciałam podsłuchać, co mówiła, ale Sapphire stwierdziła, że i tak mam u ropuchy przechlapane, więc nie warto pogarszać mojej sytuacji.
-Wkurza mnie, jak ty się tak zachowujesz – wycedziła.
-Ale to prawda. Umbridge i tak jest wściekła za tą twoją gadkę – zauważyła Sapphire.
-Daj spokój, przypominasz mi teraz mojego wuja – prychnęłam. – Jemu też tak bije.
Zastanowiła mnie jedna rzecz. Z jednej strony takie zachowanie Voldemorta jest okropnie denerwujące, ale z drugiej strony może mu na mnie zależy? Głupie, ale może prawdziwe… Gdyby miał mnie gdzieś, nie wysłałby mi wyjca. Gdybym był tylko dodatkiem do jego władzy, nie załatwiłby tak Barty’ego…
Nagle całe to rozczulenie zniknęło, a na jego miejscu pojawiła się fala gniewu. Nadopiekuńczy wujek jest czasem gorszy od nadopiekuńczej matki. Potrafi zniszczyć wszystko, co jest dla mnie ważne.
Złość rosła we mnie z każdą sekundą, kiedy wracałam po wszystkich lekcjach do dormitorium. Kiedy byłam już w salonie Ślizgonów, byłam tak wściekła, że zmiażdżyłam butem pionki do jakiejś gry, należącej do jakiegoś pierwszoroczniaka. Nie zatrzymałam się nawet, żeby przeprosić, co i tak byłoby cudem. Wpadłam do sypialni, rzuciłam na łóżko torbę i teleportowałam się do sali wejściowej w rezydencji Lorda Voldemorta. Barty’ego nie musiałam długo szukać. Wpadłam na niego na pierwszym piętrze, nieopodal drzwi do komnaty Czarnego Pana.
-Dobrze, że cię widzę – odezwałam się, patrząc z ukosa na pooraną bliznami twarz Croucha.
-Nie powinnaś tu teraz przychodzić – mruknął Barty.
-Jeśli masz na myśli Czarnego Pana, to mam go gdzieś – warknęłam.
-Dobrze, ale musimy iść spod jego drzwi – odpowiedział i pociągnął mnie schodami na drugie piętro. Otworzył jakieś drzwi i wepchnął mnie do środka.
-Jestem tu, żeby interweniować – odezwałam się.
Barty uniósł brwi w dość niegrzeczny sposób.
-Nie ma potrzeby – odparł.
-Spójrz na siebie! – wybuchnęłam i wcisnęłam mu do ręki lusterko, które pojawiło się niewiadomo skąd. – Wyglądasz, jakby cię napadł wilkołak!
Barty spojrzał w lusterko i odłożył je na stolik.
-Co się stało tamtej nocy? – zapytałam już spokojnie.
Barty westchnął i pokazał mi podłużną, zabliźnioną szramę na swoim karku.
-To ja zrobiłam? – zapytałam z lękiem. Dobrze wiedziałam, że mam nieco brutalne skłonności.
Barty podszedł do mnie i otworzył mi usta. Poczułam jego palce na swoich kłach. Owszem, wiedziałam też, że mam te kły po babce dzieciaków Ghostów, ale nie wiedziałam, że są groźne! Buddo, co ja zrobiłam!
Wyrwałam się Barty’emu i usiadłam na podłodze z twarzą ukrytą w dłoniach. Przeze mnie Barty stracił już resztę swojego życia, które ocaliłam mu pół roku temu…
-Sophie… - usłyszałam głos Croucha tuż nad moim uchem. – Nie myślisz chyba, że…
-Matka mojej babki była wampirem! – zawołałam z rozpaczą. – Czyli matka Bes była pół-wampirem. I tak na jedno wychodzi, mam te kły, czyli mogę zarażać…
-Nie możesz zarażać – przerwał mi Barty z dziwnym spokojem. – Nie jesteś rodzoną córką Bes Ghost. Z resztą, im też nic nie grozi, bo tylko prawdziwy wampir ma taką moc. Ty odziedziczyłaś te kły z chwilą, gdy stałaś się członkiem ich rodziny.
-Nic o tym nie wiedziałam – mruknęłam i wyciągnęłam różdżkę. Barty drgnął.
Roześmiałam się.
-Zabiję tego Voldemorta – dodałam i wycelowałam różdżką w twarz Barty’ego. Blizny zniknęły. – Co on ci zrobił?
Crouch wzruszył ramionami.
-Znasz go, wiesz, co on może zrobić człowiekowi – mruknął. Złość uderzyła mi do głowy. Wstałam z podłogi i przeszłam przez pokój.
-Nie rób głupstw, nie warto… – zaczął Barty.
-Warto. Czarny Pan zranił mnie po raz ostatni – przerwałam mu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zbiegłam schodami na pierwsze piętro i wpadłam do komnaty Voldemorta. Ten siedział na swoim tronie i nic nie robił. Można to było przewidzieć. Na dźwięk otwieranych drzwi, raczył podnieść głowę.
Przebiegłam przez jego komnatę jak burza i usiadłam mu na kolanach, przyciskając go do oparcia tronu. Różdżkę przycisnęłam mu do gardła i wysyczałam:
-My nędzny karaluchu, jeśli myślisz, że możesz pomiatać ludźmi o wiele szlachetniejszymi od siebie, to się grubo mylisz!
Urwałam, dysząc ciężko.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi – warknął Czarny Pan.
-Owszem, wiesz – wycedziłam przez zaciśnięte zęby – Jak ty w ogóle śmiałeś torturować Barty’ego!
Voldemort zaczął się ze mną siłować, chcąc wytrącić mi różdżkę w ręki. Udało mu się to, ale od czego mam jeszcze ręce? Na końcu wskazującego palca u prawej ręki pojawił się zielony błysk.
-Nie waż się więcej tego robić, bo cię zabiję, przyrzekam – warknęłam. Usłyszałam, jak moja różdżka toczy się po wypolerowanej podłodze.
-Przecież to był jego wina! – krzyknął Voldemort.
-Mylisz się! A z resztą… nie poszłam z nim do łóżka, idioto! – zawołałam.
-Nie potrafię tego pojąć, jak ty śmiesz się do mnie odzywać w ten sposób! – warknął Lord i strącił mnie ze swoich kolan. Upadłam na podłogę, a Voldemort podszedł do mnie i spojrzał na mnie z góry. Sięgnęłam po różdżkę, leżącą kilka cali ode mnie, ale Voldemort pochwycił ją szybciej ode mnie.
-I co teraz? – zadrwił.
Roześmiałam się.
-Co teraz zamierzasz? – zapytałam. – Będziesz mnie torturował? A może od razu zabijesz?
Voldemort przez chwilę bawił się moją różdżką.
-To ja wysłałem ci tą sowę – oznajmił.
-Wiem – warknęłam. – Wszędzie poznam twoje pismo.
Patrzyliśmy na siebie z taką nienawiścią, jak nigdy dotąd.
-Myślałem, że od razu zainterweniujesz – dodał cicho Czarny Pan. – Nie tego cię uczyłem.
-Nie interesują mnie twoje nauki! Możesz je sobie wsadzić w… - zaczęłam, ale Voldemort machnął różdżką i poczułam ból w każdej cząstce swojego ciała. Trwało to chwilę. Nie zdążyłam krzyknąć. Nawet, gdyby ból trwał dłużej, nie zrobiłabym tego. Nie chciałam dawać mu tej satysfakcji.
-To na początek – odezwał się Voldemort. Podparłam się ręką i odgarnęłam potargane włosy z twarzy.
-Ty nigdy się nie zmienisz – warknęłam. - Będziesz mnie torturować, żeby mnie ukarać. Znam cię aż za dobrze, żeby bać się ciebie.
-Jeszcze wyrosną z ciebie ludzie – powiedział spokojnie. – Ale wybacz mi, muszę to zrobić.
Znów machnął różdżką, a Zaklęcie Cruciatus podziałało z podwojoną siłą. Trwało też odrobinę dłużej. Nie złamał mnie jednak. Zacisnęłam zęby i poddałam się jego zaklęciu. Kiedy ustało, Voldemort wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać. Nie skorzystałam z jego pomocy. Wstałam o własnych siłach i podeszłam do niego. Nic nie powiedziałam, tylko splunęłam mu w twarz.
-Brzydzę się tobą – wysyczałam. Wyrwałam mu swoją różdżkę z ręki i odeszłam.
Nie byłam jeszcze na korytarzu, kiedy Voldemort złapał mnie za rękę i zawołał:
-Sophie, proszę… błagam cię, wybacz mi…
Uklęknął przede mną i ucałował moją dłoń. Milczałam przez chwilę, aż warknęłam:
-Nie brak ci tupetu.
Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Tuż za nimi teleportowałam się do sypialni dziewczyn. Nie chciało mi się już nic. Uczyć się, rozmawiać… Żyć.
~*~
Nad tym rozdziałem, szczególnie nad zakończeniem, napracowałam się nie mało. Początek trochę kulawy, ale ogólnie mnie się podobało. Ale to wy oceniacie. Notka z dedykacją dla Dark_Lady :*
~Dark_Lady
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 21:38
Yeah! Mam dedyk! Dziękuję ;** Po raz któryś pierwsza xD Świetna, tytuł też… Nie wiem czemu, ale tytuł jest dla mnie ważny bo daje takie „pierwsze wrażenie”. No i się sprawdziło – Jest boskie!
16 listopada 2008 o 15:01
UsuńHehe, postaram się częściej dawać w ogóle dedykacje xD
~Olka
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 22:34
Super!! Podobało mi się…..nie sądziłam że napiszesz takie zakończenie tego rozdziału…..początek też był fajny…..Czekam na następny.Pozdrawiam.
16 listopada 2008 o 15:02
UsuńTak, a to z tym charem wzięłam od mojego brata. On też ma takie nawyki xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 22:44
Świetny rozdział. Szkoda mi troche Barty’ego, bo on na tym najbardziej cierpi. Pozdrawiam
16 listopada 2008 o 15:02
UsuńMi też go szkoda. Jego życie w ogóle jest takie popieprzone. Ale nie skrócę jeszcze jego męk xD
~Anuśka
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 22:50
Rozdział jest bez JAKICHKOLWIEK zastrzeżeń!Zakończenie – PIĘKNE,Dziewczyno piszesz z klasą aż chce sie czytać,aż miło jest popatrzec na Twój trud,który przynosi tak rewelacyjne efekty.Niesamowite.Jestem pod wrażeniem jak wspaniale piszesz,bardzo mi się podobało,aż przeczytam go sobie jeszcze raz a potem następny…no i jeszcze jeden,a co..!?;p Pozdrawiam (romans-hogwart-moja-wizja)
16 listopada 2008 o 15:03
UsuńNom, poświęcam się dla tego bloga xD
Brillen
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 22:52
Rozdział podobał mi się oj podobał xD Ostatnie momenty były nie do pobicia normlanie xD :*lg-potter
16 listopada 2008 o 15:04
UsuńHeh, na początku zastanawiałam się, czy Voldemort za tego chara by jej nie dał w twarz, ale zrezygnowałam. Wszystkiego na raz nie mogę dać, bo mi się pomysły skończą xD
~xXxMAdzikxXx (krwawa)
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 23:21
cudo..piszesz tak fajnie, że aż chce się czytać….czekam…mimo, że piszesz szybko to i tak nie mogę się doczekać nowej notki
16 listopada 2008 o 15:05
UsuńHeh, aż miło xD Ale ja mam zastrzeżenia do błędów ort. xD
~Łapa
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 01:06
Taaak, notka świetna, szczególnie zakończenie xD.
16 listopada 2008 o 15:05
UsuńThx xD
~Demi
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 09:33
Ten rozdzialek byl ekstra ;) Czekam na nexta ;* pozdro ;* http://www.joe–jonas.blog.onet.pl
16 listopada 2008 o 15:05
UsuńDizęki xD
~Evera
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 09:33
Bardzo fajna notka. No i ten finał… zaskoczona jestem błagalną postawą Voldemorta, na mój gust zachował się… dość dziwnie jak na Lorda Voldemorta. Ale co tam. Sophie jak zwykle postawiła na swoim i bardzo słusznie że walczy o to, co dla niej ważne. Pozdrawiam serdecznie
16 listopada 2008 o 15:06
UsuńVoldemort może się boi, że Sophie go pożuci i stanie po stronie Dropsa? Byłaby jazda xD
~Natasza__
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 10:43
E no niech oni się pogodząBo tak będzie lepiejCzarny Pan nawet ją błagał więc mogła zostać i mu wybaczyćA i rozdział świetny ale jakiś taki krótkiPozdrawiam
16 listopada 2008 o 15:08
UsuńJeszcze się Lordzik załamie nerwowo i może nawet zrezygnuje z horkruksów, albo życia? xD
~AdriAnnkA
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 12:04
świetniee!!! Jak jak kocham jak ona tak pomiata Voldemortem xdddd no nieźle go załatwiła xd ukląkł przed nie? xdd dobraaa.. xdopozdr;*
16 listopada 2008 o 15:08
UsuńUklękł, ale nie spełnił jej życzenia, więc może zapomnieć o wybaczeniu, przynajmniej jak na razie xD
~Kate
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 15:34
SSopgie jest odważna. Tak postawic sie Voldziowi…supper;)
16 listopada 2008 o 15:09
UsuńNie było jeszcze uderzenia w gębole, tak to już wszystko xD
~Sabriel
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 15:47
Żeby własną siostrzenice tak zmartletowac….ech. Fakjnie:)
16 listopada 2008 o 15:10
UsuńZmaltretować… hehehe, nieźle określone xD To była raczej kara xD Nie powinien tego robić, bo wie, co ona przeżyła w domu rodziny Serpensów xD
~maika
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 16:48
oOo swietny rozdzial;], Voldek cos widze, ze ma zmienne humorki, hehe, pzdr;*
16 listopada 2008 o 15:10
UsuńTylko nie mów, że się starzeje, bo mi włosy wylecą… xD
~K&M
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 18:46
Rozdział super. A bedzie coś więcej o tych wampiach? xD A Voldemort niech się zdecyduje. Najpierw Sophie torturuje, a potem wielce prosi o wybaczenie i żeby wszystko wróciło do normy.
16 listopada 2008 o 15:12
UsuńBędzie o wampirach. Gdzieś w 6 klasie, na balu u Slughorna będzie przecież wampir. Więc Sophie musi jakoś zareagować i będzie dość dużo o tych ludkach xD
~Ms.Riddle
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 22:54
Boziu, jak ona pomiata Voldziem;d;p ma talent ;dp strasnzi mi sie ta notka podoba;dp jest genialna;d;p i biedny Barty ;((( nadia-riddle-love :))
16 listopada 2008 o 15:13
UsuńHehe, ale czasem jest miła xD Popieram, Barty jest bardzo biedny… xD
~Nadia
OdpowiedzUsuń16 listopada 2008 o 13:15
Właśnie taką Sophie lubię. A co nią będzie taki Voldemort rządził?! Myśli, że mu wszystko wolno? Ktoś musi go przywołać do porządku. Sophie nie jest taka głupia, jak inni jego śmierciożercy. Ona nie będzie mu się z pokorą kłanieć do ziemi. A najlepsze jest to, że sam ją tak wychował. Jestem sercem i duszą po stronie Sophie, a jej wujaszek niech się….. Może lepiej nie będę tego pisać.
16 listopada 2008 o 15:14
UsuńxD Jakby jej czasem sam pozwalał chodzić, a nie nosił ją cały czas na rękach, to może by była inna xD