9 czerwca 2009

Rozdział 147

Wpatrywałam się w miejsce na trawie, gdzie upadł list, mimo że Barty dawno już go podniósł i zdążył przeczytać. Nie odzywał się jednak, czekając, aż ja zrobię to pierwsza. Ja natomiast milczałam. Myślałam, co musiał zrobić Dumbledore, żeby przekonać ministerstwo do wydania testamentu Syriusza. Choć z drugiej strony, skoro na stanowisku ministra nie siedzi już Knot, pracownicy spokornieli i robią wszystko, co dyrektor Hogwartu im każe…
- Chyba nie pójdę – mruknęłam.
Aż coś mi się przewróciło w żołądku, jak sobie pomyślałam, że będzie tam Harry Potter i cała jego banda. Mogę się też spodziewać kilku członków Zakonu Feniksa. Na pewno nie chciałabym się spotkać z Remusem Lupinem. On jest chyba najbardziej oddanym fanek i obrońcą Wybrańca. Już słyszę jest wywód… Nie spodziewaliśmy się tego po tobie, Dumbledore tak ci ufa, nawet mianował cię prefektem szkoły, a ty cały czas przesiadujesz u Voldemorta, zamiast nadskakiwać Harry’emu…
Albo Moody… On nie zawahałby się nawet przed ugodzeniem we mnie zaklęciem, jak zrobił to Evanowi. Gdyby Barty nie udawał go, to nie miałabym do Szalonookiego za grosz sympatii. Alastor powiedziałby inaczej. Co to za zachowanie? Natychmiast masz tu wrócić, nie po to jesteś w Zakonie, by bezczynnie ślęczeć w tym zamczysku Sama-Wiesz-Kogo!
Molly Weasley by mnie zabiła samym spojrzeniem. Kocha Pottera tylko dla tego, że jest takim miłym, ułożonym chłopaczkiem bez charakteru, który zawsze wpada w kłopoty, oczywiście, nie z jego winy. Jeśli bym przeżyła jej wzrok, to zaraz by się rozpłakała i wyrzuciła z siebie: Harry to takie dobre dziecko! Podła jesteś!
Na samą myśl o tym aż wnętrzności zaczęły mi się skręcać ze złości. Nic, tylko Harry to, Harry tamto. Nie chciałam wracać do tamtego świata. Wolałam zostać tu, gdzie nikt nie uznawał wyższości Pottera. Gdzie każdy twierdził, że największym czarodziejem jest Lord Voldemort.
- Ale chcesz poznać treść testamentu, prawda? – spytał cicho Barty.
- Nie zależy mi na otrzymaniu czegoś po Syriuszu – odpowiedziałam. – Nie chcę mieć niczego, co należało do niego. Boję się tylko o Stworka. Z resztą, będzie tam Harry Potter…
- Nie możesz przed nim uciekać, bo pomyśli, że się go boisz. No, a jeśli by do tego doszedł, to zrobiłoby się bardzo niebezpiecznie, nie tylko dla ciebie, ale i Czarnego Pana… dla nas wszystkich – rzekł Barty. Jego słowa brzmiały bardzo sensownie, jak wszystko, co wychodziło z jego ust.
- Nie boję się go – oświadczyłam. – Ale nie chcę słuchać tego wszystkiego… Sophie to, Sophie tamto, biedny Harry to mały bohater… Nie, ja nie mam na to nerwów.
- Ale na to wygląda.
Oddał mi list, pocałował mnie w policzek i odszedł. Zostałam w ogrodzie sama. Wiatr powiewał lekko koronami drzew i starannie przystrzyżoną trawą. Usiadłam na ławce i zaczęłam się zastanawiać. Iść czy nie iść, oto jest pytanie. Bardzo chciałam usłyszeć choć treść tego testamentu, by po prostu zaspokoić ciekawość, ale z drugiej strony wolałam tu zostać. Dlaczego Dumbledore musiał wybrać tak niewygodne dla mnie miejsce? Przecież mógł mnie zaprosić do własnego domu, czy mógł przyjść do Dziury… przecież chata Weasleyów jest dalej, niż dom Ghostów.
Ale jemu chodziło chyba o coś innego, jak moje uczucia czy drogę. Chciał mnie przekonać do zdrajców i szlam, po raz setny chyba. Muszę przyznać, że podziwiam jego determinację i wytrwałość, ale z tego raczej nic nie wyjdzie. Zwłaszcza po tym, co się stało ostatnio. Na siłę próbowałam zaprzyjaźnić się z Hermioną, zrozumieć Harry’ego, przestać brzydzić się niechlujnym zachowaniem Rona… Ale moich uczuć nie zmieni nawet zmuszanie mnie do odwiedzania Weasleyów.

Nadszedł wieczór. Już zdecydowałam. Oni przecież nie wiedzą o moich problemach z magią. Nie mogą mi nic zrobić. Po prostu tam pójdę, zignoruję wszystkich, wysłucham Dumbledore’a i wrócę do domu.
Wstałam z ławki, poszłam do pokoju po płaszcz i zawiązałam go pod szyją. Mimo że było ciepło, nie chciałam im pokazać, jak bardzo schudłam. Wzięliby mnie za jakiegoś inferiusa, czy coś…
Teleportowałam się prosto na podwórko Nory. Nie dbałam o grzeczność. Podeszłam do drzwi i załomotałam w nie. Nikt mi nie odpowiedział. Rozległy się przyspieszone kroki, ktoś przyłożył oko do judasza i zapytał drżącym z emocji głosem:
- Kto tam?
- Śmierciożerca – zadrwiłam. – To ja, dostałam list od Dumbledore’a.
Molly Weasley zawahała się, ale w końcu otworzyła drzwi. Bez słowa minęłam ją i weszłam do oświetlonej kuchni. Chyba przeszkodziłam im w spożywaniu kolacji, albo raczej w jej kończeniu, bo stos talerzy piętrzył się już na środku stołu. Jak się spodziewałam, oprócz Weasleyów, Harry’ego i Hermiony, był też Lupin i Tonks. Jej najwidoczniej też nie wiodło się najlepiej. Jej długie, różowe włosy zastąpiły krótkie, wyliniałe mysie kosmyki, twarz jeszcze bardziej jej wyszczuplała i jako jedyna miała na sobie szatę zakrywającą całe ramiona. Chyba też chciała ukryć, że nagle wyszczuplała. Oderwałam od niej oczy i spojrzałam na Molly, doskonale naśladując pogardliwy wzrok Bellatrix.
- Dumbledore czeka w salonie – powiedziała i wskazała mi drzwi. Bez słowa weszłam do wskazanego mi pomieszczenia. Dyrektor najwyraźniej nie chciał spożyć kolacji w towarzystwie domowników. Siedział w fotelu i błądził wzrokiem po ścianach. Był chyba w dobrym humorze, na to skazywała cała jego postać, która aż emanowała pozytywną energią. Ja już zapomniałam, jakie to uczucie, kiedy bije ode mnie magia.
- Och, Sophie, jesteś chyba trochę za wcześnie – ucieszył się, kiedy mnie zauważył. – Siadaj.
Usiadłam sztywno na kanapie i utkwiłam wzrok w Albusie. Ten wstał z fotela i dodał:
- Poczekaj chwilkę, pójdę po resztę.
Mówiąc to, opuścił czym prędzej salon, pozostawiając mnie samą. Pójdzie po resztę? Co to ma znaczyć? Och, pewnie ma nadzieję, że się rozpłaczę, i poszedł zawołać resztę, żeby to zobaczyła i trochę się pośmiała w tych mrocznych czasach. Niestety, przeliczył się. Nie mam zamiaru okazywać jakichkolwiek emocji. Nie przyszłam tu, by być rozrywką dla nic niewartych zdrajców.

Dumbledore wrócił zaledwie kilkanaście sekund później. Za nim wszedł do salonu Lupin, Tonks, Artur i Molly Weasley i Harry oczywiście. Po co tego smarkacza tu przyciągnęli, to ja nie wiem. Słyszał już testament. Teraz niech spada.
Wszyscy zajęli miejsca, a Dumbledore pogrzebał w wewnętrznej kieszeni. Wyciągnął z niej zwinięty ciasno kawałek pergaminu, w którym wszyscy utkwili swe spojrzenie.
- Słyszeliście już treść testamentu – odezwałam się lodowatym głosem. – Po co tutaj przyszliście?
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać, ale to później – odparł Dumbledore, zakaszlał dwukrotnie i powiedział dostojnym tonem: - Syriusz podzielił swoje pieniądze między ciebie a Harry’ego. Tak samo, ofiarował wam dom, wszystkie swoje rzeczy i…
Wyciągnął różdżkę i machnął nią. Rozległ się donośny trzask, a na skromnym dywanie Weasleyów pojawił się Stworek. Kiedy już odzyskał równowagę po przymuszonej deportacji, zamrugał załzawionymi oczami i doskoczył do mnie. Chwycił się kurczowo mojej kostki, łkając cicho.
- Nie chcę od Syriusza – oświadczyłam, nie zwracając uwagi na dygocącego skrzata. – Złoto ma zostać w jego skarbcu. Dom kompletnie mnie nie interesuje, a jego pozostałe rzeczy mają zostać na miejscu.
- Skoro taka jest twoja decyzja… - zaczął Dumbledore i zerknął na pergamin. – Zostaje jeszcze kwestia Stworka.
- Powiedziałem już, że może pracować w Hogwarcie z innymi skrzatami – wtrącił się bezczelnie Harry. Po raz pierwszy od naszej wyprawy do ministerstwa spojrzałam mu prosto w oczy.
- I on oczywiście to właśnie robi, tak? – zapytałam wyniośle. – Bo co, bo ty tak każesz?
- No, Syriusz dał go nam obojgu – odrzekł.
Spojrzałam na Stworka. Miał na sobie szatę, którą noszą zwykle skrzaty, pracujące w Hogwarcie. Nie dbał o nią. Była poplamiona, jeden rękaw całkowicie spalony. Wstałam i zrzuciłam na podłogę płaszcz, który Stworek natychmiast porwał z ziemi. Uśmiechnęłam się mściwie na ten widok. Wystarczył sam gest skrzata, bym ja sama miała przewagę nad wymądrzającym się Harrym.
- Stworek jest nasz wspólny, jak trafnie to zauważyłeś przez te mętne szkła – odpowiedziałam. – Skrzaty domowe są na ogół sługami jednej osoby lub rodziny. My dzięki bogom rodziną nie jesteśmy, więc mamy problem. W takim przypadku, to skrzat ma prawo podjąć decyzję, komu chce bardziej służyć. A tu chyba nie mamy żadnych wątpliwości…
Wyciągnęłam rękę w stronę Stworka. Skrzat pochwycił moje dwa palce, świdrując nienawistnym spojrzeniem Harry’ego, który zaczął szukać pomocy u umiłowanego dyrektora.
- Nigdy nie lubiłeś Stworka – odezwałam się, kiedy otwierał usta, żeby coś powiedzieć. – I wiesz, trzeba było czasem trochę dokładniej posłuchać Hermiony. Stworek od dziś zamieszka ze mną na dworze Czarnego Pana. Cóż, Glizdogon będzie miał w nim wyrękę.
Ruszyłam w stronę drzwi, ubierając po drodze płaszcz. Stworek dreptał tuż obok mnie, jakby się bał, że Harry rzuci się za nim. Jednak Potter nie chciał go wcale. Cieszył się, że się go pozbył, choć z drugiej strony był zły, że po raz kolejny wyszło na moje.
- Stój – zawołał za mną Lupin. Zatrzymałam się gwałtownie. Nie na komendę. Na ton, jakim się do mnie odezwał. Mogłam tolerować rozkazy u Bes, u Voldemorta czy Barty’ego. Nidy jednak nie u podłego zdrajcy. Odwróciłam się powoli.
- Czy ty na mnie krzyknąłeś? – zapytałam cicho. Lupin milczał. Silny rumieniec wystąpił mi na twarz.
- Zapytałam, czy ty na mnie krzyknąłeś – wycedziłam. Drwiący uśmiech ustąpił miejsca złości. – Czy mogę wiedzieć, jakim prawem zatrzymujesz mnie?
- Musimy z tobą porozmawiać, inaczej nie wyjdziesz stąd – oświadczył Dumbledore. Na początku sądziłam, że żartują sobie ze mnie. Oni mieliby mi czegoś zabronić? Z ich wpływami, wielkim bogactwem i znajomością Lorda Voldemorta to rzeczywiście biją mnie na głowę.
- Dobrze, porozmawiajmy – zgodziłam się. Skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się o framugę zamkniętych drzwi, za którymi na sto procent podsłuchiwała reszta. Spojrzałam w dół i nie przeliczyłam się. Między drzwi a podłogę wciśnięty był sznurek barwy ludzkiej skóry.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć – zaczął Lupin. – Ale niepokoimy się o ciebie. Nie, naprawdę tak jest. Wiemy, jak się czujesz po śmierci Syriusza i nie chcemy…
- Co was obchodzą moje uczucia, co? – spytałam z pretensją. – Może i czuję się źle, ale mam wśród Śmierciożerców o wiele więcej przyjaciół, niż w Zakonie Feniksa. Myślicie, że chcę być na każde zawołanie Wybrańca od siedmiu boleści i jego zastępów słabych szlam, zdrajców i innych dziwadeł? Ja już mówiłam, że nie będę usługiwać Potterowi. Nie jestem jego osobistą ochroną.
- Ależ nikt ci tego nie każe – wtrąciłam się pani Weasley. – Harry potrzebuje pomocy, nie chce…
- Dość – przerwał jej Wybraniec. – Pani Weasley, ja nie chcę pomocy. Skoro to dla niej takie trudne, bez łaski.
Otworzyłam szeroko usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Byłam zbyt zniesmaczona i zszokowana, by coś powiedzieć. Kiedy już tlen dopłynął do mojego mózgu, a trwało to dobrą chwilę, wyrzuciłam z siebie:
- Nigdy nie spodziewałabym się, że taki bachor jak ty będzie śmiał odezwać się do mnie w taki sposób.
Odwróciłam się. Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Rozległy się przyspieszone kroki, jakiś trzask, a ja poczułam, jak ktoś przykłada mi koniec różdżki do pleców.

~*~


Męczyłam się nad tym rozdziałem, oj, męczyłam się… Ale chyba nie poszło to na marne. No to jutro mam występ i konkurs, więc idę się poduczyć tego i owego. Dedykacja dla Lilly :* 

29 komentarzy:

  1. ~Claudia
    9 czerwca 2009 o 19:39

    Pierwsza?

    OdpowiedzUsuń
  2. ~carmen37
    9 czerwca 2009 o 19:39

    2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 czerwca 2009 o 19:49
      Gratuluję xD

      Usuń
    2. ~carmen37
      9 czerwca 2009 o 20:24

      Ciekawa jestem, kto to był. Osobiście stawiam na Moody’ego.

      Usuń
    3. 9 czerwca 2009 o 20:33
      Ale Moody’ego nie było xD

      Usuń
  3. ~Claudia
    9 czerwca 2009 o 19:42

    Czytałam jednym tchem xD No i może trochę niedokładnie. Jakoś tak dziwnie z tym Stworkiem. No i obiecałaś mi Claudię xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 czerwca 2009 o 19:50
      Będzie Claudia, jednak na razie musisz trochę za nią potęsknić, bo szybko jej nie dam. Ale jak już wpadnie, to będzie w niespodziewanym i dziwnym momencie xD I wtedy będziesz już zadowolona, mogę się założyć xD

      Usuń
  4. ~Eleanor S.
    9 czerwca 2009 o 19:49

    Super rozdział, i nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że tą różdżkę do jej pleców przyłożyła Panna Szlama, prawda? ^^ Pozdrawiam <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 czerwca 2009 o 19:52
      No jak niby, skoro Hermiona była za drzwiami? A Sophie się przecież odwróciła do nich twarzą, więc by widziała, jak ktoś wchodzi xD

      Usuń
  5. ~Eleanor S.
    9 czerwca 2009 o 19:56

    A no nie wiem. Takie moje przypuszczenia, bo ta szlama do wszystkiego zdolna xD .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 czerwca 2009 o 19:56
      Tak samo jak i wilkołak xD

      Usuń
    2. ~Lady Morte
      9 czerwca 2009 o 20:05

      Niby że Lupin? xD

      Usuń
    3. 9 czerwca 2009 o 20:09
      A może Dumbledore?

      Usuń
    4. kagnieszka2@poczta.onet.pl
      10 czerwca 2009 o 15:24

      Dumbledore wilkołakiem?

      Usuń
    5. 10 czerwca 2009 o 22:48
      Nie, może to wilkołak, wiesz kto nim jest [Lupin, no nie?] xD

      Usuń
  6. ~Ele
    9 czerwca 2009 o 19:57

    Dokładnie. Ale ja bym mu tak za to odwinęła, że miałby jeszcze bardziej poharataną mordę niż wcześniej xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 czerwca 2009 o 20:09
      Lubiłam go, ale po przeczytaniu 5 części Pottera stwierdziłam, że mógłby być przewodniczącym jego fan clubu.

      Usuń
  7. ~Lady Morte
    9 czerwca 2009 o 20:04

    Całkiem, całkiem. Końcówka mnie powaliła, nie moge sie doczekać następnego rozdziału :) no dobra, lecę robić lekcje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 czerwca 2009 o 20:10
      A ja muszę się nauczyć słów piosenki Titanica, bo jutro mam konkurs xD

      Usuń
    2. kagnieszka2@poczta.onet.pl
      10 czerwca 2009 o 15:25

      Współczucie

      Usuń
    3. 10 czerwca 2009 o 22:50
      Już nie ma czego xD

      Usuń
  8. ~Olka
    9 czerwca 2009 o 22:31

    Fajny rozdział.Ciekawe kto przyłożył różdżkę do pleców Sophie? Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 czerwca 2009 o 22:50
      No, każdy się chyba zastanawia… xD

      Usuń
  9. ~Lilly
    9 czerwca 2009 o 22:45

    dzięki za dedyk;:) nie jestem 1 a mogłabym być… bo jak czytałam było 0 komentarzy, ale niestety byłam w tym czasie na wieczorku 3 klas gimnazjum i czytałam z komy:) tak nie mogłam sie doczekać:) notka extra… no to stawiajmy… Dumberdor nie mógłyby raczej przyłożyć różdżki, bo on taki nie jest. Molly też nie, bo choć nie znosi jej to w końcu troszkę wyrozumiała matka… lupin krzyknął to już odpada…. moody, był tak bardzo zdziwiony słowami Sophie, ze siedział spokojnie w miejscu.. no to zostaje sam Potter… wkurzył się za to jak go nazwałaś i chciał się odwdzięczyć… jakimś zaklęciem:)pozdrawiam :) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 czerwca 2009 o 22:51
      Tak, to pociągająca wizja, zwłaszcza później, kiedy Sophie się już zorientuje, kto śmiał xD

      Usuń
  10. ~kicyslawa
    10 czerwca 2009 o 18:52

    Stawiam, ze to Lupin stoi za jej plecami z rozdzka w reku, a moze to potter postanowil przyszpanowac? piekne by bylo, gdyby Sophie sie z nim zmierzyla i spuscila mu publicznie takie manto jakich malo… ;]rozdzial jak zawsze genialny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 czerwca 2009 o 22:52
      Harry Potter znów w akcji, tylke że przegrywa i wychodzi z niej z podbitym okiem [jeśli dobrze pójdzie i zdąży schować się za Dumbledore'a] xD

      Usuń
  11. ~Claudia
    10 czerwca 2009 o 21:08

    Nowa notka na http://jedna-krew-dwa-oblicza.blog.onet.pl/ serdecznie zapraszam xD

    OdpowiedzUsuń