22 lipca 2013

Rozdział 339

         Glizdogon wkroczył do piwnicy. Był tak niski, że nie musiał się wcale schylać, kiedy wchodził do środka. W dłoni ściskał płonącą różdżkę, jego twarz wyrażała determinację. Na samym początku światło z płonących słońc Rona oślepiło go. Przez krótki moment wpatrywał się w Rona i Harry’ego, a oni wpatrywali się w niego. Na niedokładnie ogolonej twarzy Glizdogona pojawił się wyraz zaskoczenia, ale trwało to zaledwie chwilę. Dwaj Gryfoni rzucili się na niego – Ron chwycił go za nadgarstek, Potter zaś zakrył mu usta ręką. Z różdżki Śmierciożercy sypały się iskry, hulające po całej piwnicy, a ja stałam jak wryta i przyglądałam się temu idiotycznie.
- Co wy robicie? – wyszeptałam gorączkowo. – Zwariowaliście? Przestańcie, przecież go nie zabijecie!
- A masz lepszy pomysł? – wydyszał Harry, ponieważ srebrna ręka Glizdogona, podarunek od Czarnego Pana, zacisnęła się na gardle Gryfona.
Z góry dobiegł nas zniecierpliwiony głos Lucjusza Malfoya, a Ron uniósł głowę, doskonale udając głos walczącego z nim mężczyzny:
- Nic tu się nie dzieje! Wszystko jest w porządku!
Pettigrew wypuścił z dłoni różdżkę, a srebrna, metalowa rękawica zacisnęła się jeszcze mocniej na szyi Harry’ego. Jego twarz poczerwieniała mocno, oczy wyszły na wierzch, a z gardła wyrwał mu się długi, nieprzyjemny dla ucha charkot. Nie miałam pojęcia, co robić! Byłam związana, liny zaciskały się dookoła mojego ciała coraz mocniej, kiedy siłowałam się z nimi, natomiast Śmierciożerca walczył z Gryfonami, starając się uwolnić od uścisku Pottera, który wciąż zasłaniał mu usta.
- Chcesz mnie zabić? – wycharczał Harry na wydechu, z trudem łapiąc powietrze. Dreptałam w miejscu, nie mając pojęcia, co zrobić. Od zawsze obawiałam się takiej sytuacji – że będę musiała się opowiedzieć po którejś ze stron. – Po tym, jak uratowałem ci życie? Jesteś chyba mi coś winien…
Ku mojemu zdumieniu, ręka Glizdogona zadrżała, a uścisk jego palców zelżał, co pozwoliło Potterowi oderwać ją od swojego gardła. Myślałam, że wszystko się już skończyło, ale był to jednak początek walki. Małe, wytrzeszczone oczy Petera wypełniło przerażenie, a on wydał z siebie stłumione stęknięcie, gdyż stalowa, błyszcząca w ostrym świetle dłoń zwróciła się ku niemu. Aż rozdziawiłam usta z zaskoczenia, kiedy ujrzałam, jak zaciska się na jego szyi. Pettigrew zaczął się gwałtownie szarpać, siłując się ze swoją własną ręką, którą tak łaskawie obdarował go Lord Voldemort. Harry i Ron rzucili się ku niemu, aby ją odciągnąć, jednak Śmierciożerca wciąż szamotał się, duszony przez jakąś tajemniczą siłę. Nie mogłam patrzeć na to spokojnie… nie przepadałam za nim, jego odpychająca powłoka brzydziła mnie, jednak był wiernym sługom nie tylko Czarnego Pana, ale i moim. Służył mi tak, jak umiał najlepiej w tej całej swojej karłowatości i nieumiejętności właściwego posługiwania się magią.
Rzuciłam się w jego stronę, zdając sobie sprawę, że mam do dyspozycji tylko spętaną, prawą dłoń i kły. To była czysto spontaniczna decyzja. Odepchnęłam kopniakiem Rona, który próbował uwolnić Glizdogona jakimś zaklęciem i wbiłam zęby prosto w srebrny, twardy nadgarstek Petera. Nic to nie dało, tylko Śmierciożerca wydał z siebie kolejny, bełkotliwy odgłos bólu. Puściłam, przerażona i drżąca, szukając w głowie jakiegoś genialnego pomysłu, który ocaliłby tchórzliwemu słudze życie. Iskry sypały się z całego mojego ciała i szalały po nisko sklepionej komórce, kiedy walczyłam nie tylko z żelazną ręką Glizdogona, ale i z linami, które nagle wydały mi się żywe. Czułam krew, płynącą mi z uszu i nosa, lecz w końcu udało mi się z ogromnym wysiłkiem wyswobodzić jedno przedramię. Natychmiast chwyciłam mocno srebrną rękawicę i, zaciskając z całej siły zęby, usiłowałam ją odciągnąć jak najdalej od gardła czarodzieja. Nie walczyłam z nią jako śmiertelniczka. Walczyłam jako Nieśmiertelna, moje lodowate przedramię nagle stało się twarde, jak marmur, żyły, które pojawiły się tuż pod skórą, zniknęły nagle, a ja poczułam moc, która jeszcze nigdy nie gościła w moim ciele. Owszem, bardzo często magia… rozpierała mnie, lecz nigdy nie była tak unormowana, jak teraz. Z głośnym okrzykiem oderwałam dłoń od gardła Glizdogona, który zachłysnął się ze świstem powietrzem.
Nie mogłam opanować drżenia mego ciała. Upadłam obok niego, dysząc ciężko. Krwisty pot spływał mi po twarzy strumieniami, a w piersiach coś kłuło mnie okropnie, jakbym dopiero co przebiegła cały Zakazany Las, ścigana przez stado centaurów. Podparłam się na krzywo wystającym przedramieniu, które wróciło już do swojej dawnej formy, a Harry pochylił się nade mną, aby sprawdzić, czy nic mi nie jest. Otarł moją twarz rękawem; w jego zielonych, skrytych za pękniętymi okularami oczach widziałam cień strachu. Wrócił już do siebie, opuchlizna zeszła już całkowicie, choć niektóre miejsca na czole i policzkach miał mocno zaczerwienione i podrażnione. Ron natomiast pochylił się nad ledwo oddychającym, lecz z całą pewnością żyjącym Glizdogonem.
- Nic mu… nic mu nie będzie… - wyrzuciłam z siebie na wydechu, usiłując się uspokoić. – Nie mogłam pozwolić… mu umrzeć…
Ani Potter, ani Weasley nie skomentowali tego, co powiedziałam, tylko pospieszyli schodami na górę, starając się nie robić hałasu.
Tę walkę wygrałam. Udało mi się pokonać śmiercionośną dłoń, która teraz spoczywała na wilgotnej podłodze. Znów należała do Glizdogona, nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów. Wygrałam. Tak. Udało mi się. Pokonałam Voldemorta.
Skuliłam się, przyłożyłam policzek do zimnej, nieprzyjemnej podłogi, a coś we mnie pękło. Skrzywiłam się okropnie, ale nie mogłam pohamować łez, które cisnęły mi się od jakiegoś czasu do oczu. Jednak nie były krwiste i ciężkie, tylko zwyczajne, słone, przezroczyste… jak morska woda. Uroniłam jedynie kilka łez. Szybko podniosłam się i odetchnęłam kilkakrotnie. Złe emocje wypełniły miejsce, które jeszcze chwilę temu zajmowała gorycz i rozpacz.
Byłam gotowa na zemstę.
Poderwałam głowę, gdyż do moich uszu dobiegły odgłosy walki, jakieś przypadkowe huki, krzyki, przekleństwa… To było oczywiste. Harry i Ron musieli odbić Hermionę, nie mogli zostawić jej tutaj Greybackowi na pożarcie. Ruszyłam szybko w stronę schodów, jednak byłam ledwo na drugim stopniu, kiedy poczułam na lewym przedramieniu ból. Palący i potężny, który nasilił się sekundę później. Czarny Pan był wściekły i leciał tutaj. Zatrzymałam się, zaciskając zęby, aby powstrzymać cisnący się przez gardło do ust jęk. Przygryzłam sobie język do krwi, ponieważ ból narastał. Voldemort wpadł w gniew. Był niecierpliwy, co oznaczało, że któreś z jego sług przerwało mu właśnie coś ważnego. Nieznośne szczypanie nagle… skończyło się. Wszystko ustąpiło, a ja odetchnęłam z ulgą. Odsunęłam się od ściany, do której nieświadomie przywarłam, a moje emocje wróciły ze zdwojoną siłą.
Błyskawicznie wbiegłam po schodach i wydostałam się z piwnic, po czym pokonałam salę wejściową bez najmniejszego problemu, z każdą sekundą zbliżając się do salonu, w którym trwało piekło. Marmurowa podłoga zatrzęsła się pod moimi stopami, a dźwięczny huk wypełnił mi uszy. Gdy wpadłam do pięknej jeszcze jakiś czas temu komnaty, moim oczom ukazał się roztrzaskany, kryształowy żyrandol. Poranieni Malfoyowie, rozwścieczona Bellatriks… cisnęła nożem w stronę jakiegoś kłębu światła, które szybko zniknęło z głośnym, suchym trzaskiem.
I wszystko się skończyło.
Bella stała pochylona lekko, dysząc ciężko, Draco zaś dźwigał się z podłogi. Całą twarz miał zakrwawioną. Bartemiusz otrzepywał się z pyłu, który unosił się w całym pomieszczeniu. Narcyza łkała cicho w kącie, a Lucjusz, który właśnie poderwał się na równe nogi, rozglądał się dookoła. Wszyscy dygotali straszliwie od nadmiaru emocji; tak bardzo byli podekscytowani, że nawet nie zauważyli mojej obecności. Trwaliśmy w jakimś zawieszeniu, w pustostanie, w czymś, co bardzo przypominało teleportację, tylko że my nie wybieraliśmy się do nikąd. To On. To Czarny Pan zbliżał się tutaj, był już…
Kolejna eksplozja.
Szkło w pięknym, wysokim, gotyckim oknie rozprysło się gwałtownie, ciągnąc za sobą kamień, drewno i kawałki tapety i zaśmiecając resztkami ściany cały salon. Lord Voldemort zjawił się tak, jak go o to poproszono. Wściekły, cały spięty, jaśniejący jakąś magiczną aurą. Jego oczy lśniły, niczym dwie wielkie, szkarłatne lampy. Każdy, nawet Bellatriks, uciekał przed jego morderczym, wyzywającym wzrokiem. Nikt nie śmiał się odezwać, a Czarny Pan najwyraźniej oczekiwał na pierwszy głos. Chciał mieć pretekst do wymyślnych tortur. Przesiąknięta cuchnącym strachem atmosfera udzieliła się nawet mnie. Zamarłam, zbyt przerażona, aby poruszyć jakimkolwiek mięśniem.
Voldemort jeszcze raz rozejrzał się.
- Więc? – jego głos zadźwięczał w powietrzu, niczym złowrogie zaklęcie. – Kim jest śmiałek, który miał odwagę przerwać mi wyprawę? No? Niech teraz się ujawni!
Nikt jednak nie ruszył się z miejsca. Jednak jego uwaga, jak i uwaga pozostałych, została prawie natychmiast rozproszona przez kolejny hałas przy drzwiach. Ktoś powalił mnie na podłogę. Poczułam smród zakrzepniętej krwi, potu i brudu – natychmiast poznałam Greybacka. Nie miał najmniejszego problemu, aby mnie okiełznać. Mimo że magia wypełniała mnie całą, gotowa, aby tylko znaleźć ujście, moje fizyczne ciało było wyczerpane walką z żelazną ręką Glizdogona. Jęknęłam mimowolnie, kiedy twarzą uderzyłam w pokrytą kurzem, zimną, marmurową podłogę. Wilkołak postawił mnie na nogi i popchnął w stronę Voldemorta. On nie odczuwał strachu. Był tak pewny siebie, że czuł się niemalże równy Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
- Złapaliśmy tę małą razem z Harrym Potterem i jego towarzyszami. Oni niestety zdążyli nam umknąć, ale mamy ją – wyrecytował Greyback, potrząsając bezwiednie moim ramieniem, rozdzierając mi tym samym szatę swoimi długimi, twardymi, brudnymi pazurami. – Kiedy ujawni swoją tożsamość, wypytamy ją o wszystko i, panie mój, z pewnością dotrzemy do Pottera.
Voldemort nawet nie drgnął. Jego wzrok prześlizgnął się po mnie i utkwił w odzianym w szatę Śmierciożerców potworowi. Nie było to przychylne spojrzenie; czaiło się w nim coś o wiele bardziej przerażającego od czystego gniewu. Coś na kształt groźby i prowokacji.
- Ty mnie będziesz pouczał, brudny wilkołaku? – wysyczał przez zaciśnięte zęby, doskoczył do niego tak gwałtownie, że stał się dla mnie rozmazaną, czarną smugą. Siła jego magii cisnęła Greybackiem tak, że przeleciał przez całą długość salonu i uderzył plecami o ścianę nad kominkiem. Voldemort nie musiał podnosić głosu, aby wzbudzić przerażenie w kimkolwiek, nawet w swoich sługach. Zwrócił się twarzą do Malfoyów i zawołał: - Rozkazałem wam wzywać mnie tylko wtedy, kiedy schwytacie Pottera! Macie go?
W głosie Czarnego Pana zabrzmiała ironia. To był dobry znak. Znałam go na tyle dobrze, aby rozpoznać, że szyderstwo zawsze było zapowiedzią dobrego humoru. Jednak… czy tym razem? Harry Potter znowu mu umknął, co musiało być dla niego osobistą porażką. Nie chciałam, aby poruszał jego temat, ponieważ sam niepotrzebnie wzbudzi w sobie gniew. Płomyczek nadziei zapłonął w mojej piersi, kiedy zwrócił wzrok na mnie.
Patrzyłam na niego, a on patrzył na mnie. Trwało to zaledwie kilka sekund, gdy Voldemort znowu spojrzał na Malfoyów i zapytał:
- Nie potraficie jej zidentyfikować?
Choć żadna z przebywających w zrujnowanej komnacie osób nie powiedziała na ten temat ani słowa, wszyscy skinęli mechanicznie głowami. Na nowo wypełniła mnie rozpacz, mieszając się niebezpiecznie z gniewem. Zerknęłam na Barty’ego, który stał obok kominka z kamienną twarzą, wpatrzony w swego umiłowanego pana. Nie mogłam mu wybaczyć tego, że wciąż uparcie twierdził, że mnie nie zna. Gdzieś w okolicach serca poczułam nieprzyjemne kłucie i kołatanie. Myślałam, że za chwilę wybuchnę, ale nie mówiłam nic. Wiedziałam, że to nie pomoże mi w powstrzymaniu gniewu.
Voldemort natomiast podszedł do mnie leniwie, specjalnie przeciągając tę chwilę. Dostrzegłam w jego szkarłatnych oczach błysk rozpoznania, choć drwiący uśmieszek szybko wygiął mu wargi. Kiedy już do mnie dotarł, pochylił się nieco i uniósł wielką, białą, czystą dłoń. Długi palec wsunął się pomiędzy moje wargi i odsunął nieco górną, ukazując ogromny, lśniący kieł. Obrzuciłam go mało sympatycznym, wręcz pogardliwym spojrzeniem, obruszona do granic możliwości, że droczy się ze mną w tak irytujący sposób. To był zapalnik.
Wydobył spomiędzy silnych więzów moje lewe przedramię i podciągnął rękaw. Mroczny Znak wyraźnie rysował się czernią na tle mojej białej skóry, lśniącej perłowo dzięki utracie krwi. Zmarszczyłam brwi i odsunęłam się, gdy pochylił się nade mną jeszcze bardziej i musnął wargami mój policzek. Coś we mnie pękło.
- Jak mogliście nie poznać tej wiedźmy – zadrwił Voldemort, odwracając się, a jego peleryna załopotała za nim, wydając nieprzyjemny dla ucha dźwięk. – Tylko ona jest tak zuchwała.
Zaśmiał się, lecz w tym śmiechu było coś złowrogiego.
- Zechcesz coś powiedzieć, kochanie? – zadrwił, rzucając mi przelotne, pełne pogardy spojrzenie.
Obnażyłam kły. Czułam w sobie potęgę jeszcze większą, niż podczas walki z dłonią Glizdogona. Przemiana nastąpiła już we mnie, a teraz usiłowała przejąć ciało. Szkarłatne i szmaragdowozielone iskry sypały się ze mnie, zderzały się ze ścianami i wydawały z siebie przerażające, dźwięczne odgłosy. Dyszałam ciężko, usiłując złapać oddech, bo liny ściskały moją pierś, jak tylko mogły najmocniej.
- Nigdy dotąd nie podejrzewałam, że osoby tak bliskie mojemu sercu – wyrzuciłam z siebie nienaturalnie niskim głosem – odwrócą się ode mnie w takiej chwili. Mało tego. Oskarżą mnie o kłamstwo i o zdradę.
Wiedziałam, że przesadzam. Ale oni tez przesadzili. Nie myślałam już. Znów obnażyłam kły, jakby coś próbowało wydobyć się z mojego gardła. Musiałam natychmiast rozerwać liny, bo mnie zgniotą! Musiałam! Musiałam to zrobić!
Przez chwilę myślałam, że energia za chwilę rozsadzi moje słabe, śmiertelne ciało i zmieni je w czarną dziurę. Pochłonę wszystko i wszystkich, aby tylko zemścić się za moją krzywdę. Ale nic takiego się nie stało. Ogromna kula magiczna eksplodowała we mnie, to fakt, ale rozerwała liny. Ujrzałam przez moment swoje złote skrzydła, kudłate łapy zakończone brązowymi, błyszczącymi pazurami. Wydałam z siebie potężny ryk, który przywrócił mnie do ludzkiej postaci.
Zjeżyłam się i zasyczałam, wyciągnęłam ramiona ku górze i wystrzeliłam w powietrze. Przylgnęłam do sufitu niczym rozwścieczony kocur, z piersią tuż przy płaskiej ścianie, gotując się do skoku. Chciałam im pokazać, że mają do czynienia ze mną. Z prawdziwą Sophie, obojętnie, czy byłam wredna, czy parszywa.
 La la la la
 La la la la
 La la la la

 I want you to love me, like I'm a hot ride
 Keep thinking of me, doing what you like
 So boy forget about the world cuz it's gon' be me and you tonight
 I'm wanna make you beg for it, then imma make you swallow your pride
 Oooohhh

 Want you to make me feel like I'm the only girl in the world
 Like I'm the only one that you'll ever love
 Like I'm the only one who knows your heart
 Only girl in the world...
 Like I'm the only one that's in command
 Cuz I'm the only one who understands how to make you feel like a man, yeah
 Want you to make me feel like I'm the only girl in the world
 Like I'm the only one that you'll ever love
 Like I'm the only one who knows your heart
 Only one...

 Want you to take me like a thief in the night
 Hold me like a pillow, make me feel right
 Baby I'll tell you all my secrets that I'm keepin', you can come inside
 And when you enter, you ain't leavin', be my prisoner for the night, oh

 Want you to make me feel like I'm the only girl in the world
 Like I'm the only one that you'll ever love
 Like I'm the only one who knows your heart
 Only girl in the world...
 Like I'm the only one that's in command
 Cuz I'm the only one who understands, like I'm the only one
 Who knows your heart, only one...

 Take me for a ride, ride
 Oh baby, take me high, high
 Let me make you rise, rise
 Oh make it last all night, night
 Take me for a ride, ride
 Oh baby, take me high, high
 Let me make you rise, rise
 Make it last all night

 Want you to make me feel like I'm the only girl in the world
 Like I'm the only one that you'll ever love
 Like I'm the only one who knows your heart
 Only girl in the world...
 Like I'm the only one that's in command
 Cuz I'm the only one who understands, how to make you feel like a man
 Only girl in the world...
 Girl in the world...
 Only girl in the world...
 Girl in the world...

Dyszałam, jak po walce z Glizdogonem. Wciąż cała parowałam, choć iskry przestały ganiać po zrujnowanym salonie. Śpiewając, nie widziałam niczego. Tylko dym i złoto. Światła, biegające dookoła mojej głowy, swąd spalonej tkaniny…
Salon był w ruinie. Wyrwany ze ściany kominek porzucony był gdzieś w kącie, a gruz mieszał się ze szkłem i kryształami z żyrandola. Przełknęłam ślinę i wyprostowałam się z godnością. Cały gniew wypełzł we mnie, przeradzając się w przeogromne zmęczenie. Przez króciutki moment poczułam swego rodzaju wstyd, gdyż, koniec końców, nie udało mi się powstrzymać wybuchu wściekłości. Nie chciałam już zemsty. Ich przerażenie mi wystarczyło, choć żal we mnie pozostał. Ogromny żal i gorycz, którym musiałam poświęcić trochę czasu. Wszyscy przyglądali mi się tak, jak przed chwilą patrzyli na Czarnego Pana. Ich twarze mierziły mnie.

~*~

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, zapewne we środę go zbetuję. Ale przynajmniej Sophie śpiewa, a tego ode mnie oczekiwaliście. Noo, środa w ogóle będzie bardzo pracowitym dniem, tutaj poprawić, rozdział na Kochanku, post na Proroku… Wysłałam już kartki do osób, które podały mi adresy, mam nadzieję, że niedługo dotrą. A dedykacja dla Was wszystkich, bo o ten odcinek wyjątkowo zawracaliście mi głowę :*

* Pod gwiazdką link.

7 komentarzy:

  1. ~Aga ;)
    22 lipca 2013 o 23:09

    Co się dziwisz, że marudzimy ja tu czekam od 5.30 xDD Nie marudź. Mnie się rozdział bardzo podoba. Harry i Ron oczywiście olali Sophie, jak wszyscy ostatnio xDD Ja tam się nie mam do czego przyczepić. Smutno się zrobiło. Czekam na rozdział na kochanku, bo kiedy ty to przerwałaś… no tak 19 MAJA ! I to w takim momencie xDD Ciekawe kiedy dojdzie kartka od cb, na swoją koszulkę czekam już 2,5 tygodnia i dalej jej nie mam xDD Właśnie sobie uświadomiłam, że 21 miałam 2 lata z SCP *.* I akurat takie fajne rozdziały :D Kiedy nowy ? Muszę wiedzieć kiedy Cię męczyć :D
    ;*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 lipca 2013 o 07:38
      Kurcze, już wiem, co wczoraj zapomniałam zrobić! Zmienić datę, za chwilę to uczynię.
      Kolejny będzie dość spokojny, dopiero na kolejne, bitewne emocje trzeba będzie czekać aż do bitwy o Hogwart :D

      Usuń
  2. ~Tenebris Lupus
    23 lipca 2013 o 08:43

    Ja też czekam już od dawna ;D. Tak już jest, jak się przeczyta całego bloga i z niecierpliwością czeka na następne rozdziały. A co do rozdziału, nie mam pojęcia co ci się w nim nie podobało, jak dla mnie był na prawdę niezły. Masz niesamowicie lekkie pióro, dlatego twoją twórczość tak łatwo i przyjemnie się czyta. Trzymasz poziom przez całe opowiadanie, oby tak dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 lipca 2013 o 21:25
      Co do lekkości pióra, to tak, każdy, kto napisał tyle tego w swoim życiu, to jakoś tam musi mu to wychodzić, ale ogólnie jestem niezadowolona. Może od siebie za dużo wymagam albo wiem, że jestem w stanie lepiej pisać xD

      Usuń
  3. ~Rickmanicka
    23 lipca 2013 o 17:27

    Jeśli masz ochotę, czas – zapraszam – http://sevmiones-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. ~YuukieChan
    27 lipca 2013 o 18:47

    Rozdział świetny najbardziej przypasował mi Voldemort, on to zawsze pozna Sophie szczególnie po jej zachowaniu.
    Pozdrawiam YuukieChan :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 lipca 2013 o 19:23
      Brooke z „Mody na sukces” powiedziałaby – to przeznaczenie! Nie można się temu opierać!

      Usuń