5 lipca 2010

Rozdział 271

Byłam już prawie spakowana. Nie wzięłam dużo rzeczy z Hogwartu, ale Sapphire była tak uprzejma, żeby mi wszystko przynieść, kiedy leżałam połamana. Zostały mi do zapakowania jeszcze tylko książki. Miałam duży problem, bo miałam mnóstwo książek, a mało miejsca w kufrze. Ktoś wszedł do pokoju i objął mnie w talii.
- Wiesz, że zobaczymy się dopiero pod koniec roku? – spytał cicho Barty.
- Tak, wiem – przyznałam, przeglądając jedną z książek Anzelma. – Do głupie, bo dopiero przyjechałeś. Zostałabym, gdyby nie te egzaminy.
Odwróciłam się, żeby pocałować go w usta. W końcu zadecydowałam, że wezmę te wszystkie książki. Muszę tylko użyć zaklęcia powiększająco-zmienjszającego. Machnęłam niedbale różdżką w kierunku kufra, rozległo się ciche pyknięcie, a ja wzięłam wszystkie książki, leżące na zaścielonym łóżku i wrzuciłam je do środka. Zajrzałam do kufra. Panował tam jeszcze większy nieład niż zwykle, ale cóż. Przecież nie wystawiam tego na widok publiczny.

Pozwoliłam się Barty’emu przytulić na pożegnanie, po czym wyszłam z nim z mojej sypialni. Chciałam jeszcze pomówić o czymś z Czarnym Panem. Zapukałam do drzwi jego pokoju.
- Dostałam list od Dumbledore’a – powiedziałam na starcie. – Muszę wracać do szkoły, jeśli chcę napisać dobrze te egzaminy.
Voldemort przyglądał mi się przez chwilę z najwyższą uwagą, lecz nie zobaczył żadnych podejrzanych objawów, podszedł do mnie.
- Czujesz się już dobrze? – zapytał ze słabo ukrywaną troską.
- Bardzo dobrze. Praktycznie mogłam już wracać wczoraj, ale wiesz – zakończyłam dość kulawo. – Pomogę Draconowi przy tej szafce, żeby było szybciej. Już się nie mogę doczekać tej walki.
Uśmiechnęłam się szeroko, ale Voldemort nie podzielał mojego zadowolenia. Doskonale wiedziałam, że gdyby mógł, to by mi zabronił w ogóle się w to wszystko mieszać. Albo lepiej. Zamknąłby mnie w pokoju i sam poszedł na wojnę. No, dokładnie to bitwę, bo póki co Voldemort się nie ujawnia.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł – rzekł. – Dopiero co wróciłaś do zdrowia, a ta czasu do bitwy zostało naprawdę niewiele, za jakiś tydzień… może więcej. To różnica trzech dni.
Spojrzałam na niego z bardzo zawiedzioną miną.
- Mogę przecież zrobić więcej niż Śmierciożercy – oświadczyłam.
- Ale tam będzie też twoja rodzina, co bardzo utrudnia sprawę – dodał. – Zastanowię się.
Pocałowałam go w policzek na pożegnanie i teleportowałam się prosto do Hogwartu. Po drodze napotkałam niewidzialną przeszkodę, a ja sama poczułam, jak przenosi mnie o wiele dalej, niż do szkoły.

Pojawiłam się w Zakazanym Lesie. Czyli Dumbledore musiał ulepszyć zabezpieczenia. Musiałam na nogach przejść przez cały las, taszcząc za sobą ciężką walizkę. Niewiele mi pomogło unoszenie jej przed sobą za pomocą czarów, bo sama co chwilę albo zaplątywałam się w ostre, giętkie łodygi jakichś roślin, albo wpadałam w wielkie kępy pokrzyw. Dlatego kiedy już wydostałam się z lasu, we włosach miałam mnóstwo liści, na twarzy kilka cienkich, czerwonych zadrapań, a szatę w strzępach. Na błoniach było kilka uczniów, tych, którzy akurat mieli lekcje później lub nie poszli na śniadanie.
- No i na co się gapisz? – rzuciłam wściekle w stronię jakiegoś Puchona z pierwszej klasy.
Od razu poszłam do dormitorium, żeby się przebrać. Byłam głodna, bo nie jadłam śniadania, dlatego zaraz potem poszłam do Wielkiej Sali. Moi znajomi bardzo się ucieszyli, że wróciłam, choć nie jestem pewna, czy była to szczera radość. Usiadłam pomiędzy Sapphire i Spirydionem (Malfoy, który siedział po drugiej stronie mojej przyjaciółki gdzieś zniknął, kiedy tylko mnie zobaczył) i wzięłam z wielkiego talerza kilka tostów.
- Sądziłam, że wrócisz później – odezwała się cicho Sapphire.
- Odwiedził mnie Armand, więc szybko wyzdrowiałam – wyjaśniłam mętnie. Nie uśmiechało mi się opowiadać o wszystkim Sapphire. Wszystkie te spotkanie, nie tylko z Armandem, ale w ogóle z nieśmiertelnymi były dla mnie bardzo osobiste i nie lubiłam o nich szczegółowo opowiadać. Nawet Barty’emu.
- Ashley już odczepiła się od Dracona – oznajmiła Sapphire. – Ale teraz kręci się niebezpiecznie koło Blaise’a i Notta.
Zerknęłam w jej stronę. Tego dnia szóstoklasiści ze Slytherinu zaczynali dopiero o dziesiątej, więc Pail skorzystała z okazji, by przed nimi wcisnąć się w inne ubranie niż szata szkolna, przez co bardzo wyróżniała się z tłumu uczniów w Wielkiej Sali, ubranych na czarno. Nie tylko siedzący przy stole Ślizgonów to zauważyli. Przy stole nauczycielskim profesor Sprout przyglądała się jej z umiarkowanym zainteresowaniem, zaś profesor McGonagall miała minę, jakby obserwowała wielkiego, rozdeptanego ślimaka. Cóż, nic dziwnego, skoro Ashley miała tego dnia na sobie jakiś obcisły, różowy kostium. Chyba chciała zgapić ode mnie strój z mojego pierwszego koncertu w Londynie. No, ale przynajmniej zmieniła kolorek. Na gorszy, co prawda, ale zmieniła.

Kiedy skończyłam śniadanie, wstałam od stołu i jeszcze raz zerknęłam na stół nauczycielski. Nie było przy nim Dumbledore’a, co by oznaczało, że albo nie ma go w szkole, albo jest w swoim gabinecie i przyjmuje jakiegoś gościa.
- Gdzie idziesz? – zapytał natychmiast Spirydion, jakby to była jego sprawa.
- Do Dumbledore’a – odparłam. – Muszę mu się zameldować, dziś rano przysłał mi sowę.
Nie mówiąc już nic więcej, wyszłam z Wielkiej Sali. Kiedy szłam, wiele głów odwracało się za mną. Nie wiedziałam, że mój powrót tak ich zaabsorbuje.
Wdrapałam się na siódme piętro, dysząc ciężko i trzymając się za bolący bok. I teraz sobie uświadomiłam, że nie znam hasła. No to pięknie. Pozostało mi tylko stać tu jak kołek, wpatrywać się w kamiennego gargulca i czekać, aż ktoś wyjdzie.
Ledwo o tym pomyślałam, posąg odskoczył na bok, a u szczytu schodów zobaczyłam nowego Ministra Magii, Rufusa Scrimgeour’a. Nie wyglądał na zadowolonego z życia. Obok niego szedł Dumbledore, z dobrotliwym uśmiechem na twarzy i mówił coś do ministra:
- …to moja sprawa, naprawdę, gdyby to chodziło teraźniejsze bezpieczeństwo ludzi, nie miałbym żadnych oporów, by ci o wszystkim powiedzieć, Rufusie.
Scrimgeour prychnął oburzony i nawet nie powiedział „do widzenia”, kiedy odchodził korytarzem. Przez przypadek popchnął mnie i o mało nie wylądowałam na podłodze.
- Sophie, co tu robisz? – spytał życzliwie Dumbledore.
- Dostałam dzisiaj rano sowę, więc przyszłam się zameldować – odpowiedziałam. – Ale nie będę już przeszkadzać…
Chciałam się wycofać, ale dyrektor przyłączył się do mnie i teraz szedł korytarzem razem ze mną.
- Nie musiałaś przychodzić już dzisiaj – rzekł. – Chciałem ci po prostu przypomnieć o egzaminach, nic więcej.
Wzruszyłam ramionami. Z jednej strony wkurzający z niego dziadek, ale zaś z drugiej… szkoda, że musi zginąć. Nie, żebym mu jakoś specjalnie współczuła. Po prostu czasami, kiedy nie gadał tyle o mugolach i szlamach, nie był tam bardzo po stronie dobra i był spokojny, dało się go lubić. Ale fakt, z tym spokojem czasami przeginał. Był za bardzo opanowany, chyba dzięki temu pasował tak bardzo do dobra.
Za to ci, którzy stali po stronie ciemności kojarzyli mi się z bardzo emocjonalnymi osobami, nie ukrywającymi uczuć, oczywiście w granicach rozsądku. A powinno być chyba odwrotnie, nie?

Doszliśmy do klasy, pod którą zaczęli już się gromadzić szóstoklasiści. Dumbledore pożegnał mnie skinieniem głowy i odszedł w swoją stronę. Oparłam się o ścianę niedaleko drzwi do klasy Flitwicka. Sapphire jeszcze nie było, Ashley, znając życie, spóźni się jakieś dziesięć minut i dostanie szlaban. Nikt się do mnie nie odzywał, bo każdy był zajęty powtarzaniem materiału. Nawet w przerwach między lekcjami wszyscy uczyli się jakby oszaleli. Skoro nie uczyli się na bieżąco, to teraz mają problem. To było bardzo dziwne uczucie znaleźć się znów w szkole. Poczułam się bardzo szczęśliwa i lekka, już drugi raz tego dnia. Teraz lubiłam ich wszystkich, nawet Harry’ego Pottera, z którym przyjaźniłam się tylko dla korzyści z tą przyjaźnią związanych. Jednak to uczucie nie mogło mi przyćmić prawdziwego powodu, dla którego tu teraz byłam. Musiałam pomóc Draconowi w naprawie szafki, aby cały plan przebiegł pomyślnie. Nie wiem, czy tym razem dam radę walczyć z tymi, z którymi dziś rozmawiam i żartuję. Czasami trzeba jako dobro oceniać mniejsze zło.
~*~


Ten rozdział nie jest może tak interesujący, jak planowałam, ale mój brat jest chory i w nocy prawie nie spałam. Ale pocieszająca jest jedna rzecz. Już niedługo bitwa, i tu, i na Selene. Na Siostrzenicy planuję coś super, zobaczycie. Zostawię jeszcze przez chwilę ten szablon, podoba mi się. Nie uważacie, że czcionka za bardzo razi w oczy? Dedykacja dla Lotties. :* 

14 komentarzy:

  1. kaka_89
    5 lipca 2010 o 13:28

    Hej masz bardzo fajnego bloga podoba mi się bardzo super szata graficzna i ten styl jest okiej a wolnej chwili zachęcam się na mój blog http://luska-89.blog.onet.pl pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. kaka_89
    5 lipca 2010 o 13:28

    Hej masz bardzo fajnego bloga podoba mi się bardzo super szata graficzna i ten styl jest okiej a wolnej chwili zachęcam się na mój blog http://luska-89.blog.onet.pl pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 lipca 2010 o 13:40
      Bardzo się cieszę, że podoba Ci się mój szablon, ale czy ten komentarz to nie jest jakaś forma spamu? xD

      Usuń
  3. ~P@protk@
    5 lipca 2010 o 14:38

    Druga ^^ Może kiedyś wkońcu będę pierwsza xD Biorę się do czytania ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 lipca 2010 o 21:15
      Tak, pniesz się coraz wyżej xD

      Usuń
  4. ~nicole .
    5 lipca 2010 o 15:24

    Bitwa!Juhu!Trochę razi,ale nie aż tak. xpTo co mam zrobić,żeby zostać Oceniającą? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 lipca 2010 o 21:19
      Jeszcze zostawię go przez następny rozdział, później już zmienię xD

      Usuń
  5. ~Allelek
    6 lipca 2010 o 13:05

    noo i nareszcie bedzie bitwa ! <3 Literki nie rażą po oczach moim zdaniem :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 lipca 2010 o 21:31
      No właśnie moim też xD A niektórzy mówią, że rażą xD

      Usuń
  6. ~deffener
    6 lipca 2010 o 20:19

    [SPAM] Jeśli interesują Cię perypetie piłkarzy i ich koleżanki, zapraszam na http://www.barca-citizen.blog.onet.pl . Na razie notka organizacyjna, a już niedługo pierwszy rozdział. Po za tym można się zgłaszać do blogów partnerskich, do czego zachęcam serdecznie. Pozdrawiam [Barca-citizen]

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Lotties .
    6 lipca 2010 o 20:44

    Wielkie dzięki za dedykację ; ] Nie no, jak wchodzę na tego bloga to od razu przez szablon mam dobry nastrój, taka pozytywna energia xD To, że zbliża się bitwa, to najlepsza wiadomość w tym tygodniu, przynajmniej dla mnie. Na pewno nas nie rozczarujesz, mam tylko nadzieję, że chociaż będę wtedy miała internet… A będę miała. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 lipca 2010 o 21:37
      No, już mam wszystko dokładnie wymyślone, mam piosenkę i w ogóle xD

      Usuń
  8. ~Olka
    18 lipca 2010 o 22:20

    Fajny rozdział i ładny szablon………..Fajnie że Sophie już jest zdrowa iwróciła do Hogwartu…………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 lipca 2010 o 18:36
      Po takich nudach, jakie ona przeżyła, to chyba każdy chciałby wrócić do szkoły.

      Usuń