Wśród sług Czarnego Pana przetoczyły się śmiechy i wymieniane ukradkiem uwagi.
- Dumbledore zapędzony w kozi róg – zadrwiła Alecto Carrow. Nigdy jej nie lubiła. Pewnie dla tego, że nigdy wcześniej z nią nie rozmawiałam. Ale nie sprawiała jakoś najlepszego wrażenia. – Dobra robota, Draco.
- Dobry wieczór, Amycusie – przywitał jej brata Dumbledore, pochylając uprzejmie głowę w jego stronę. – I Alecto, jak miło cię widzieć.
Śmierciożercy znów zaczęli chichotać. Zerknęłam na Barty’ego, stojącego tuż za mną. Mimo że jego twarz ukryta była w cieniu, pod kapturem, stał niewzruszony, nie śmiał się złośliwie, jak robiła to reszta jego towarzyszy broni.
- Co, myślisz, Dumbledore, że te głupie żarciki pomogą ci w obliczu nadchodzącej śmierci? – zapytała Bellatriks.
- Żarciki? To po prostu dobre maniery, których tobie, Bellatriks, bez wątpienia brakuje – odparł dyrektor Hogwartu. Śmierciożercy znów się zaśmiali, ale tym razem nie z Dumbledore’a, tylko z Belli, która prychnęła rozzłoszczona, a jej twarz pokrył lekki rumieniec wstydu. Żeby ukryć zażenowanie, zwróciła się do Dracona:
- Zrób to, zabij go i miejmy to z głowy.
Wilkołak głośno poparł słowa Lestrange i zrobił kilka kroków do przodu. Stanął całkiem niedaleko mnie. W nozdrza uderzył mnie smród brudu, więc skrzywiłam się i odskoczyłam trochę na bok.
- To ty, Fenrirze? – zapytał Dumbledore głosem już nie tak radosnym, jak zaledwie minutę temu. Twarz mu jeszcze bardziej poszarzała, a on sam westchnął przeciągle.
- Zgadza się – odrzekł Greyback. – Poznajesz mnie, tak? Cieszysz się, że mnie widzisz, prawda?
- Powiem szczerze – Dumbledore lekko uśmiechnął się, mimo sił, które tak szybko opuszczały jego ciało, że widać to było prawie gołym okiem. – Budzisz we mnie odrazę. Jestem wstrząśnięty, że zostałeś zaproszony przez Dracona na tę… ehm… małą uroczystość.
- Nie zapraszałem go – wtrącił się Malfoy i, mimo że bał się, można w jego głosie było usłyszeć nieskrywaną złość. – Sam się wprosił. Gdybym wiedział, że się pojawi…
Dumbledore przyjrzał się reszcie Śmierciożerców. Jego wzrok padł na mnie, później na Croucha, stojącego za mną. Ciekawa byłam, co o mnie powie. Na pewno, że był przekonany o mojej dobroci, a teraz okropnie się na mnie zawiódł. Tak, bo co innego mógł mi powiedzieć? Że jest mi wdzięczny, że jestem tutaj z innymi Śmierciożercami? Jednak, ku mojemu zdziwieniu, zwrócił się najpierw do Barty’ego.
- I pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu byłeś całkowicie mi posłuszny, kiedy dałem ci veritaserum – rzekł i znów westchnął ciężko. – Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, kiedy odzyskałeś duszę. Lord Voldemort musiał być bardzo zadowolony z ciebie, skoro pozwolił ci tak bardzo zbliżyć się do…
- Zamknij się, sku*wysypu – przerwał mu Barty głosem tak lodowatym i tak stanowczym, że aż wzdrygnęłam się lekko. No i to przekleństwo… pierwszy raz słyszę, żeby używał takich słów. Zdjął kaptur z głowy. Twarz miał jeszcze bledszą niż zwykle, spokojną, ale i zaciętą. Wyciągnął różdżkę i wycelował w dyrektora Hogwartu. – To nie jest twoja sprawa, starcze, na co pozwala mi Czarny Pan.
Z pewnością nie chciał zabić Dumbledore’a, jednak mimo wszystko, tak dla bezpieczeństwa, chwyciłam go za nadgarstek i opuściłam jego rękę. To zwróciło uwagę Albusa na mnie.
- Sophie – zwrócił się do mnie po imieniu. – Ja zawsze byłem przekonany o twojej dobroci. Mimo że teraz stoisz razem z tymi wszystkimi Śmierciożercami, to nadal ci ufam. I mam nadzieję, że zaufają ci też pozostali członkowie Zakonu.
Zaśmiałam się.
- No to bardzo jesteś naiwny, profesorze – warknęłam. Mimo że czułam do niego mocną niechęć, nie mogłam się zdobyć na drwienie z niego, podczas gdy on leżał już na łożu śmierci. – Za chwilę zginiesz, powinieneś mną gardzić.
- Ale tak nie jest – odrzekł spokojnie Dumbledore, przyglądając mi się uważnie. – Wiem, że za chwilę umrę. Mimo wszystko nadal będę wierzyć w twoją niewinność. Jeszcze kiedyś to potwierdzisz, mimo że teraz tego nie dopuszczasz do świadomości. Sophie, ja jestem mądrym człowiekiem, głupio byłoby zaprzeczać. Uwierz mi.
Schowałam różdżkę do kieszeni i podeszłam do niego.
- Zawsze zastanawiałam się, jak smakuje twoja krew – powiedziałam, klękając na jednym kolanie przed Dumbledore’em, po czym ujęłam jego zdrową rękę i podwinęłam rękaw. Dyrektor nie zaprotestował, tylko przyglądał mi się spokojnie, jakby oglądał średnio interesującą reklamę telewizyjną.
- Sophie, nie rób tego – usłyszałam cichy głos Barty’ego.
- Zrobię, jeśli będę chciała – odpowiedziałam i wbiłam kły w bardzo dobrze widoczną żyłę na jego przegubie. Krew, mimo jego wieku, obficie trysnęła, błyskawicznie wypełniając mi usta. Kiedy spłynęła do gardła, poczułam okropny ból, jakby jakiś wir zasysał mojr wnętrzności. Jakbym piła krew martwego…
Zakrztusiłam się. Zaczęłam kaszleć, krew, którą miałam w ustach, zabrudziła mi szatę. Ktoś odciągnął mnie do tyłu, wśród Śmierciożerców wybuchły jakieś szepty i szmery. Osoba, która mnie odciągnęła od Dumbledore’a, podetknęła mi pod usta swój nadgarstek, w który wbiłam zęby. Po smaku tej krwi poznałam, że to Crouch. Nie potrzebowałam jej dużo. Zaledwie parę małych łyczków, żeby przezwyciężyła ona krew Dumbledore’a.
Szmer, który wywołali Śmierciożercy został szybko przerwany przez przybycie jakiegoś nowego gościa. Oderwałam się od rany i szybko się rozejrzałam. Na szczyt wieży astronomicznej wdrapał się właśnie Snape. Omiótł wszystkich swoimi czarnymi oczami, po czym utkwił wzrok w Draconie.
- Mamy problem, Snape – zwrócił się do niego Amycus. – On chyba nie jest w stanie tego zrobić.
Mistrz Eliksirów podszedł do Dumbledore’a, który wypowiedział cicho jego imię. Jeszcze nigdy nie słyszałam, by mówił do kogoś takim głosem. Jakby… błagał.
Snape uniósł różdżkę, a z ust dyrektora wydobyły się kolejne słowa:
- Severusie, błagam…
- Avada kedavra!
Z różdżki Mistrza Eliksirów wystrzelił strumień zielonego światła i ugodził Dumbledore’a prosto w pierś. Jakaś niewidzialna siła poderwała go w powietrze, gdzie zawisł przez ułamek sekundy, by później przetoczyć się przez balustradę i zniknąć nam z oczu. Staliśmy wszyscy przez chwilę, wpatrując się w miejsce, gdzie zginął Dumbledore. Chwilę otępienia przerwał głos Snape’a:
- Szybko, wynośmy się stąd.
Chwycił Malfoya za kark i jako pierwszy rzucił się w stronę schodów. Barty chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. U stóp schodów czekała nas niespodzianka. Członkowie Zakonu, aurorzy, jacyś uczniowie z Hogwartu… Zamiast rzucić się na Severusa, pozwolili mu spokojnie przebiec, ale obskoczyli mnie. Odepchnęłam od siebie Croucha i zmieniłam się w wielką, straszną chimerę. Nie byłam już ani człowiekiem, ani miłą kotką, której postać zwykle przybierałam. Teraz byłam wielkim potworem, z ogonem węża, głową lwa i tułowiem kozy. Pazurami gada odepchnęłam kilku czarodziejów, a wielkimi, skórzastymi skrzydłami smoka przypadkowo staranowałam ścianę. Usłyszałam, jak Bellatriks wyje z zachwytu. Machnęła różdżką, a w przeciwległej ścianie zrobiła się ogromna dziura. Ryknęłam przeraźliwie, a ludzie, którzy znajdowali się dookoła mnie albo nie zdążyli jeszcze uciec, zakryli uszy rękami i skrzywili się okropnie.
Pobiegłam korytarzem, taranując zbroje, meble i w ogóle wszystko, co znajdowało się w zasięgu moich łap i skrzydeł. Kiedy dotarłam do głównych schodów, zeskoczyłam wprost do holu i wylądowałam miękko na kamiennej podłodze. Wyłamałam drzwi wejściowe. Nareszcie wydostałam się na zewnątrz. Śmierciożercy, którym udało się już wydostać na zewnątrz, odwrócili się gwałtownie, żeby zbadać, co zrobiło taki hałas. Znów ryknęłam, jak mogłam najgłośniej. Zauważyłam, że płonie chatka Hagrida. Znów wyskoczyłam w powietrze, żeby przeskoczyć ogromną, żelazną bramę. Wylądowałam przed Śmierciożercami, którzy już się tam zgromadzili, czekając na mnie. Zauważyłam Pottera, biegnącego w stronę bramy. Był już bardzo blisko. Położyłam się płasko na ziemi, żeby wszyscy moi słudzy mogli usiąść na moim grzbiecie. Kiedy już się upewniłam, że wszyscy już dotarli, nawet Greyback, rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Usłyszałam dobiegające z dołu krzyki Harry’ego.
Nie miałam pojęcia, dokąd mam lecieć. Odwróciłam na chwilę swój wielki, lwi łeb, żeby zobaczyć Śmierciożerców. Siedzieli wszyscy, trochę przestraszeni, ale zmęczeni i szczęśliwi. Mruknęłam porozumiewawczo, żeby ktoś z łaski swojej wskazał mi drogę. Poczułam lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, dotyczące śmierci Dumbledore’a. Kiedy chciałam się zabić, osobiście poinformował o tym Czarnego Pana i pozwolił mu nawet zabrać mnie ze szkoły.
- Leć na zachód! – usłyszałam lekko stłumiony przez świst powietrza głos Bellatriks.
Otworzyłam paszczę, a której buchnął strumień ognia. Usłyszałam wrzaski przerażenia, co bardzo poprawiło mi humor. Machnęłam kilkakrotnie skrzydłami, żeby przyspieszyć.
Do zamku Czarnego Pana dotarliśmy po dwóch godzinach. Przez to wszystko nawet nie zapamiętałam, w której części kraju znajdował się Hogwart. Nareszcie udało mi się wylądować na wielkim podwórku przed domem. Było bardzo zapuszczone, co przyjęłam z ulgą, bo przez przypadek złamałam ogonem kilka drzew. Śmierciożercy chyba z dużą radością zsiedli z mojego grzbietu. Barty zeskoczył na ziemię jako ostatni. Pogłaskał mój włochaty pysk i ucałował mnie w nos.
- Dziękuję – powiedział bardzo cicho i odsunął się, żebym mogła przybrać swoją ludzką postać.
- To było niesamowite – odezwałam się z szerokim uśmiechem. – Jeszcze nigdy nie udało mi się tak długo pozostać pod postacią chimery.
Twarz Croucha przybrała poważny wyraz.
- Czyli w każdej chwili mogłaś się zamienić z powrotem w człowieka? – spytał.
Moje policzki pokrył silny rumieniec.
- Tak, ale stwierdziłam, że wam tego nie powiem, bo byście nigdy ze mną nie polecieli – wyjaśniłam.
Bartemiusz nic więcej już nie powiedział, tylko chwycił moją rękę i skierował się w stronę drzwi wejściowych. Wszyscy Śmierciożercy byli już w komnacie Voldemorta, bo kiedy weszliśmy do środka, panował straszny gwar. Każdy chciał poinformować swojego pana, co się stało.
- Milczeć – uciszył ich, nawet nie podnosząc głosu, ale wszyscy nie odezwali się już ani słowem, patrząc na niego z uwielbieniem. – Nie mam zaufania do żadnego z was. Sophie, ty mi powiedz.
Rozejrzałam się niepewnie. Cóż, pierwsze słyszę, żeby Voldemort miał do mnie zaufanie, ale dobrze. Wzięłam kilka głębokich oddechów, usiadłam na swoim tronie i podjęłam:
- Najpierw dostaliśmy się przez dwukierunkową szafkę do wieży astronomicznej, zgodnie z planem. Oczywiście, napotkaliśmy straże Dumbledore’a, więc trochę trwało, zanim dostaliśmy się na górę. Draco zdążył już go rozbroić, ale w końcu zabił go Snape. Nic ciekawego, przed śmiercią powiedział kilka słów do każdego z nas. Mnie przekonywał, że jednak jestem dobra i takie tam pierdoły. Oczywiście to nie prawda, bo zawsze będę po twojej stronie. Nieważne. Kiedy trafiło go zaklęcie, spadł z samej góry wieży astronomicznej, więc nawet gdyby przeżył mordercze zaklęcie, w co wątpię, bo nie jest wampirem, to pogruchotałby sobie wszystkie kości, uderzając w ziemię.
Zamilkłam, przyglądając się z uwagą wujowi. Ten wstał z tronu i zaczął się przechadzać po komnacie. Śmierciożercy śledzili go wzrokiem, niepewni, czy ta wiadomość uszczęśliwiła czy zaniepokoiła Voldemorta. Raczej to drugie, bo czoło miał zmarszczone, a twarz napiętą.
- A Potter? – zapytał w końcu. – Co z Potterem? Nie było go tam?
- Nie przypominam sobie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Natychmiast rzuciłby się na nas, gdyby był na szczycie wieży. Wiem, że dopadł Severusa pod chatką Hagrida. Przez chwilę walczyli, ale Snape poradził sobie z nim bez problemu. To dziwne, bo nikt nie wiedział, że to on zabił Dumbledore’a. Może był pod wejściem na wieżę i słyszał, jak Snape wykrzykuje zaklęcie. Jest jeszcze jedna możliwość, ale bardzo nikła…
Urwałam, zerkając z niepokojem na wuja. Ten zatrzymał się gwałtownie.
- Jaka? – ponaglił mnie.
- No… Potter ma pelerynę-niewidkę – zaczęłam niepewnie. – Mógł być gdzieś na wieży, ale gdyby był, to by nie dopuścił do tego. Znam go, on nigdy nie siedzi spokojnie, kiedy chodzi o jego przyjaciół, a zwłaszcza o Dumbledore’a. Draco, widziałeś kogoś?
Malfoy wzdrygnął się gwałtownie, kiedy wypowiedziałam jego imię. Rozejrzał się, szukając wsparcia w Śmierciożercach, ale oni patrzyli na niego z takim samym napięciem jak Voldemort.
- No, kiedy wszedłem na szczyt wieży, n-nie zauważyłem nikogo – odrzekł, trochę się jąkając. – Dumbledore p-przyleciał na miotle, w-wylądował, a ja go rozbroiłem.
Czarny Pan przeniósł wzrok z Malfoya na mnie.
- Cóż, zostawmy to – mruknął i znowu zaczął się przechadzać po pokoju. – Jestem z was bardzo zadowolony, nie ponieśliście większych obrażeń, za to fani Dumbledore’a teraz rozpaczają po jego utracie. Są osłabieni. Trzeba kuć żelazo, póki gorące. Do pracy.
Wszyscy zaczęli opuszczać komnatę, rozmawiając przyciszonymi, ale podnieconymi głosami. Wstałam, żeby również wyjść, ale Czarny Pan zatrzymał mnie.
- Bałem się, że coś ci się stanie – wyznał, podchodząc do mnie. – Jednak poradziłaś sobie całkiem nieźle. Zadecydowałem, że będzie cię pilnować jedynie dwuosobowa ochrona.
Zamrugałam szybko.
- Ochrona? – powtórzyłam. – A po co mi ochrona? Chyba po to, żebym musiała ich bronić, kiedy ktoś mnie napadnie.
- Jutro o tym porozmawiamy – uprzedził mnie Voldemort, zanim wpadłam w większą złość. – Jutro o tym porozmawiamy. Słuchaj, zostaje bardzo ważna kwestia, mianowicie mówię o twojej dalszej edukacji. Teraz, kiedy już nie ma Dumbledore’a, a my praktycznie i tak rządzimy, nie musisz się martwić o powrót do Hogwartu na ostatni rok. Nie możesz jednak teraz tam wracać, bo cię ukamienują, zanim wejdziesz do zamku. Dopóki nie opanujemy szkoły, zostaniesz tutaj.
- A co z pogrzebem Dumbledore’a? – zapytałam. – Mimo wszystko chciałabym na niego pójść.
Voldemort przygryzł dolną wargę. Nie spodobał się mu ten pomysł, byłam pewna, ale postanowił nie wyjawiać swojego zdania.
- Najwyżej przebierzesz się za kogoś, to mało ważne w tej chwili – odparł. – Wiesz, kiedy po ciebie przyleciałem, żeby odebrać cię z Hogwartu, tej nocy, kiedy… Sama wiesz. Dumbledore przybył tu, żeby mnie poinformować o twojej rzekomej śmierci, to już wiesz. Ale od kiedy on nie żyje, nie możemy tu spędzać teraz całego naszego czasu. Musimy zmienić kwaterę, przynajmniej na razie.
Uniosłam brwi.
- Dlaczego?
- Bo teraz, kiedy on nie żyje, każdy, kto znał go osobiście albo przynajmniej z nim rozmawiał, może tu wejść – wyjaśnił. – Dopóki nie umocnię zaklęć ochronnych, nie możemy tu zostać. Wiem, że masz siedemnaste urodziny siódmego lipca. Zostaniemy tutaj aż do nich. Później przeniesiemy się do domu Malfoyów.
- Dlaczego? – powtórzyłam, coraz bardziej przerażona i zniesmaczona.
Cudownie. Lepszej kryjówki jak dom Lucjusza Malfoya chyba nie mógł znaleźć.
- Bo to najbezpieczniejsze w tej chwili miejsce – odrzekł. – Żaden z członków Zakonu nie odwiedził jeszcze jego domu. A teraz idź już spać.
Nie było sensu się upierać przy swoim. Teraz, kiedy już wróciłam z bitwy, a wszystkie emocje opadły, poczułam się bardzo zmęczona. Pozwoliłam się odprowadzić wujowi do sypialni. Kiedy zamknął za sobą drzwi, kiedy wychodził, opadłam na łóżko w ubraniach i prawie natychmiast zasnęłam.
~*~
Muszę przyznać, że to dobry rozdział. Nie jest zachwycający, ale taki w sam raz. Chyba trochę krótszy, niż poprzedni, ale w tym nie było piosenki, ona bądź co bądź zawsze odcinek wydłuża. W sobotę byłam w Krakowie, więc nic nie mogłam dodać. Jutro może napiszę coś na Selene Snape albo Dark Love Riddle. Wypowiadajcie się, na co mam jutro napisać. Musiałam zmienić szablon, mimo że tamten był ładny. Pewnie jeszcze do niego wrócę. Dedykacja dla Nadine :*
~Nadine
OdpowiedzUsuń21 lipca 2010 o 13:31
Pierwsza!Zaraz przeczytam xD
~Nadine
Usuń21 lipca 2010 o 14:01
Kurde, Groszek do mnie dzwoniła i się zagadałam. :PCo do rozdziału… Jestem usatysfakcjonowana jego długością i zawartością. Kocham Twojego Barty’ego, jest taki zdecydowany, ale jednocześnie wrażliwy. Sophie wypiła krew Dumbledore’a. Nie powiem, blee, no ale niech Ci będzie. xD A Voldi się troszczył o swoją kochaną siostrzenicę. Miałaś super pomysł z tą chimerą, uwielbiam te stworzenia, tak jak sfinksy i hipogryfy. Są świetne! xD A czy Soph i Barty nie mogliby wziąć ślubu? Proooszę! xDHihi, zrobiłam Ci na złość tym Hufflepuffem, co? xDDziękuję za dedykację! :*
22 lipca 2010 o 09:48
UsuńHa, domyślam się, że to na złość mnie xD Cóż, Sophie tak zareagowała, bo to była dobra krew, tak jak z Ollivanderem było. Ona może pić jedynie krew złoczyńców xD Jak każdy wampir. A Sophie jeszcze na ślub za młoda xD
22 lipca 2010 o 09:51
UsuńGratuluję xD
~Satia
OdpowiedzUsuń21 lipca 2010 o 14:58
Hm… ten Dumbledore to potrafi być jednak irytujący. On by się nawet w Voldemorcie doszukiwał tych dobrych cech. Przyznam się szczerze, że nigdy nie lubiłam dyrka :/No, Sophie dała niezły pokaz mocy. I ma rację, jeśli chodzi o pomysł z ochroną. Taka ochrona przeszkadzałaby jej o wiele bardziej niż pomagała.A przy okazji, coś mi się przypomniało. Co ze Spirydionem. On się chyba zobowiązał, że zostanie śmierciożercą, jak Sophie coś tam zrobi (nie pamiętam teraz co). To został nim czy nie?Rozdział jest świetny. Szablon też nawet niezły ;) Pozdrawiam :*
22 lipca 2010 o 09:45
UsuńNo, Spirydion się pojawi, ale do bitwy go nie mogłamw sadzić, bo by do szkoły nie mógł chodzić. Wiesz, dla Sophie to ostatnia klasa, a dla niego… Miałby kłopoty aż do końca Hogwartu albo musiałby w ogóle szkołę zmienić xD
~Satia
Usuń25 lipca 2010 o 13:30
No niby wiem, ale ja wcale nie sugerowałam, żebyś takiego dzieciaka (choćby nie wiem jak zdolnym był czarodziejem) wysyłała na bitwę ;) Miałam raczej na myśli oznakowanie. Mam szczerą nadzieję, że opiszesz całą tę ceremonię czy co to tam będzie ;P
25 lipca 2010 o 23:08
UsuńOczywiście, opiszę. Ale chyba Spirydion musi trochę podrosnąć, by otrzymać Mroczny Znak. Jest słabszy od siostry, nie? xD
~Olka
OdpowiedzUsuń21 lipca 2010 o 20:18
Fajny rozdział i ładny szablon………..Ale Sophie dała popis.Nic dziwnego że wszyscy się przestraszyli……………Pozdrawiam.
22 lipca 2010 o 09:40
UsuńW końcu kilkunasto metrowa chimera to nie byle co xD
~P@protk@
OdpowiedzUsuń21 lipca 2010 o 21:46
Trzecia ^^ Biorę się do czytania xD
~P@protk@
Usuń21 lipca 2010 o 21:59
Wróć, czwarta xD Wiem, nie umiem liczyć xD Już przeczytałam ^^ Fajnie opisane :)
22 lipca 2010 o 09:39
UsuńZaiast pustego komentarza, wolałabym informacje, co było fajne, a co nie.
~Lotties .
OdpowiedzUsuń21 lipca 2010 o 22:54
I pewnie okaże się, że Sophie jednak jest dobra… kiedyś. Ale nie będę zgadywać. Gdyby ktoś mi zgadywał fabułę, to starałabym się ją zmienić.
22 lipca 2010 o 09:38
UsuńNie starałabym się zmienić. Ale czy Ty widziałaś kiedyś, żeby moje opowiadania były przewidywalne? To, że Sophie zrobi jakiś dobry uczynek, nie znaczy, że jest dobra xD
~Destruo.
OdpowiedzUsuń23 lipca 2010 o 10:45
Wow! :Dtylko za mało rozlewu krwi :D
23 lipca 2010 o 10:51
UsuńOj tam, był rozlew krwi, Dumbledore napił się czegoś wcześniej, Sophie napiła się teraz i jest, oboje się napili xD Krew była xD
~Nieśmiertelna
OdpowiedzUsuń23 lipca 2010 o 15:12
Muszę Ci powiedzieć, że $//33t/$//3 to zwierzę co w nagłówku jest :D mogę go zaadoptować? xD A co do rozdziału to po raz kolejny czytałam go z wypiekami na twarzy xD zaczęłam we środę, skończyłam wczoraj, a dzisiaj komentuję xD nie chcę mi się rozpisywać jak bardzo było genialnie, wspaniale etc. etc.I doszłam do wniosku, że jestem spokrewniona z Sophie xD
23 lipca 2010 o 19:30
UsuńHahaha, cieszę się xD (Nie zrozumiałam ani literki z tego dziwnego, wzorzystego słowa, pokemoniaste, tak to się dziś nazywa?). Jesteś z nią spotkrewniona? Czemu? O, jeśli jesteś z nią spokrewniona, to ejsteś i spokrewnuiona ze mną, ha xD
~Nieśmiertelna
Usuń28 lipca 2010 o 14:46
Pisałam to z jakieś 10 min xD w każdym bądź razie, słodkie to coś (chimera, tak? xD) co jest w nagłówku. Hahahaha, to miło :D czyli mam następną siostrę? xD A tak na ogół to chyba napadnę Twoje zacne miasto na początku września, cieszysz się? ;D
28 lipca 2010 o 17:16
UsuńOooo, naprawdę? Bardzo się cieszę xD
~alice.
OdpowiedzUsuń27 lipca 2010 o 10:52
Wróciłam do świata żywych. Mam nadzieję, że się cieszysz z mojego powrotu. xD Matko! Miałam tyle rozdziałów do nadrobienia na tym blogu, że cały ranek czytałam, ale opłacało się. Rozdziały są genialne. Ten ostatni najbardziej mi się podoba. Dlaczego? Bo już zaczyna się bitwa! Wcześniej też wspominałaś o niej, ale teraz to już w ogóle. ;);)Nie mogę się już doczekać kolejnego! <33Ps. Na innych blogach nadrobię wieczorem. nie gniewaj się. ;>
27 lipca 2010 o 12:45
UsuńBardzo się wszyscy cieszymy xD No, ale chyba bitwa pod koniec 7 klasy będzie jeszcze lepsza, nie? xD Do nadrobienia na dlr masz dość dużo, na czwórce hogwartu jeden rozdział, zdaje się. O, mogłabyś mi podać Twój numer gg? Bo usunęła mi się lista xD