Bardzo chciałam uczestniczyć w pogrzebie, choćby dlatego, że znaliśmy się bardzo dobrze. Nie musieliśmy się lubić. Na pogrzeb Pottera też bym przyszła, gdyby zginął.
- Jak zamierzasz się zakamuflować? – zapytał mnie Voldemort w dzień pogrzebu, kiedy stałam przez otwartą szafą i grzebałam w niej.
- Przebiorę się za kogoś. Albo po prostu ubiorę kaptur – mruknęłam i wyciągnęłam czarną, długą szatę. Przez głowę zdjęłam koszulę nocną i ubrałam szatę. Odwróciłam się do lustra i przyjrzałam się sobie. – Całkiem nieźle. Ale mój wzrost chyba trochę rzuca się w oczy, nie? Muszę być wyższa.
Wyciągnęłam z drugiej szafy czarne, lśniące buty na trzydziestocentymetrowych koturnach i ubrałam je. Szata, która była szyta dla mnie na miarę, nie przystosowana była do tak wysokich butów, więc musiałam różdżką przedłużyć ją. Voldemort przyglądał się tej całej operacji z zainteresowaniem.
- Jak myślisz, w jakim kolorze włosów będzie mi tak samo dobrze, co w czarnym? – zapytałam, przeglądając się w lustrze.
- W każdy.
- To chciałam usłyszeć – odparłam i stuknęłam lekko różdżką w czubek głowy, a włosy nagle same skręciły się w ciasne loczki, podobne do tych, które nosiła swego czasu Rita Skeeter, ale moje były koloru krwiście czerwonego. Zarzuciłam kaptur na głowę, podeszłam do Czarnego Pana i pocałowałam go w policzek. Nie musiała już wspinać się na palce ani czynić jakichś większych akrobacji. Voldemort po prostu musiał się trochę pochylić.
- Ale nie wdawaj się tam w żadne rozmowy – poprosił mnie, zanim się teleportowałam. – Mogą cię poznać.
- Dobrze – odpowiedziałam krótko i zniknęłam.
Pojawiłam się za chatką Hagrida, jak planowałam. Nie było w niej nikogo, ale kiedy przechodziłam koło drzwi, usłyszałam stłumione szczekanie i drapanie po drzwiach, więc domyśliłam się, że to pewnie Kieł.
Już z oddali zobaczyłam na błoniach, niedaleko brzegu jeziora ustawione setki czarnych, prostych krzeseł. Większość z nich było już pozajmowane. Na niebie pojawiło się coś dziwnego. Kiedy się przybliżyło, poznałam jasnoniebieski, wielkości domu powóz, ciągnięty przez tuzin skrzydlatych, równie olbrzymich koni. Wylądował na skraju lasu, prawie w tym samym miejscu, co trzy lata temu, kiedy madame Maxime przyjechała ze swoimi uczniami na Turniej Trójmagiczny. Zobaczyłam ją, jak wychodzi z powozu i rzuca się w ramiona Hagrida. Poczułam lekkie ukłucie smutku. Ona przyleciała z Francji. Jeszcze prawie oddychała powietrzem francuskim. A ja będę skazana na siedzenie w tym kraju sama nie wiem, jak długo.
Zobaczyłam sporo znajomych ludzi. Na końcu długiego rzędu krzeseł zobaczyłam Dolores Umbridge. Ubrana była w czarną szatę, a na głowie miała swoją okropną, aksamitną przepaskę. Na jej twarzy malował się mało przekonujący żal. Jeszcze większego poirytowania doznała, kiedy zobaczyłam Ritę Skeeter, siedzącą kilka rzędów dalej od Umbridge. W ręku trzymała swoje jadowicie zielone pióro i ssała jego koniuszek z wyraźną przyjemnością. Na kolanach miała rozłożony pergamin. O wiele dalej od tej pary zobaczyłam całą rodzinę Weasleyów. Fleur, której łzy błyszczały na policzkach, pomagała usiąść Billowi. Szalonooki Moody i Kingsley usiedli niedaleko nich. Mój wzrok przyciągnęła bardzo dziwna para. Remus Lupin i Nimfadora Tonks, której włosy na nowo stały się wściekle różowe. Oboje trzymali się za ręce, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Usiedli obok Ginny Weasley i pogrążyli się w rozmowie. Zobaczyłam Harry’ego Pottera, a mój żołądek skręcił się w nieprzyjemny sposób. Miejsce obok niego było wolne. Podeszłam szybkim krokiem w jego stronę i usiadłam na wolnym krześle.
- Wolne? – zapytałam mocno zmienionym, niskim głosem. Gdybym mogła, roześmiałabym się, słysząc jego brzmienie, ale zachowałam kamienną twarz.
- Tak, jasne – mruknął Harry.
Ciekawa, jak zareaguje, kiedy mnie zobaczy, zdjęłam kaptur. Zerknął na mnie, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił. Nie poznał mnie.
- Dobrze znałeś tego Dumbledore’a? – spytałam, chcąc podtrzymać rozmowę. Chciałam dowiedzieć się, co po tym wszystkim o mnie myśli.
- Dobrze. Przynajmniej tak mi się wydaje – odparł, wzruszając ramionami. – A pani? Skąd pani go zna?
- Mów mi Rose – powiedziałam już raźniejszym głosem. – Och, Dumbledore… on był dyrektorem, kiedy chodziłam do Hogwartu. Znasz Nimfadorę Tonks? Chodziłyśmy razem do klasy, tyle że ja byłam w… Ravenclawie. Jak to się stało, że on umarł? Słyszałam coś o Śmierciożercach i bitwie w tym zamku.
Harry po raz pierwszy spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a może nawet i oburzeniem.
- Gdzie ty byłaś, skoro o niczym nie wiesz? – zapytał.
- Ja byłam w… Nowym Orleanie – skłamałam. Musiałam podać mu jak najwięcej całkowicie innych informacji, żeby nie mógł ich ze mną powiązać. – To co z tymi Śmierciożercami?
- Wdarli się do zamku – odpowiedział, a w jego głosie po raz pierwszy zabrzmiała w ogóle nie ukrywana złość i nienawiść. – Kiedy go nie było. Dumbledore był bardzo słaby, byłem z nim, ale mnie oszołomił, kiedy na wieżę astronomiczną weszli Śmierciożercy. Było ich wielu, ale jeden z nich pozbawił go różdżki. Mógłby sobie poradzić z nimi nawet bez niej, ale… ale chyba nie chciał.
Zamilkł na chwilę. Zaskoczyło mnie, że kryje Dracona. Może, tak jak Dumbledore, widział nadzieję na ocalenie jego duszy przed złem? Dałam mu jeszcze dziesięć sekund na rozpamiętywanie tamtych zdarzeń, po czym odezwałam się:
- A więc byłeś tam. Wyglądasz na bardzo wstrząśniętego. Przykro mi z powodu jego śmierci.
Harry znów wzruszył ramionami.
- Nie wstrząsnęła mnie jego śmierć, tylko ludzie, którzy tam byli – warknął. – Nie mówię, że zaskoczyła mnie obecność Fenrira Greybacka czy Bellatriks Lestrange, ale Draco Malfoy? I Sophie Serpens. Znałem ją, cały czas myślałem, że jest po naszej stronie. Dumbledore tak jej ufał, nawet tuż przed śmiercią. A wiesz, co ona zrobiła? Wypiła mu krew.
Na jego twarzy pojawił się nowy wyraz, mianowicie obrzydzenie. Poczułam się dotknięta tonem, jakim to mówił, ale nie dałam mu poznać, że mnie to zainteresowało.
- Sophie Serpens? Ona była w Zakonie, zdaje się – mruknęłam.
- Była – przyznał z goryczą w głosie Potter. – A Dumbledore’a zdradziła już tyle razy, że sam już nie rozumiem, dlaczego jej to wszystko wybaczył.
- Tak, też nie rozumiem.
Zapanowała cisza. Krzesła były już prawie pozajmowane. Jeszcze tylko kilkunastu uczniów nie usiadło.
- Jak mówiłam, znałam Dumbledore’a – podjęłam na nowo. – Dużo słyszałam o twojej dobroci i o tym, że potrafisz wybaczać, jak zresztą każdy szlachetny człowiek. O tych Śmierciożercach mówisz z taką nienawiścią. Wybaczyłbyś im, gdyby przyznali, że zbłądzili?
Harry przyglądał mi się przez krótką chwilę, nie mówiąc ani słowa. Na początku pomyślałam, że może zaczął znajdować podobieństwo, ale nie. Powiedział tylko dziwne słowa, zanim odpowiedział na moje pytanie:
- Dumbledore miał taki sam kolor oczu jak ty. To byłoby trudne przebaczyć ich, ale gdyby przeprosili i skończyli z dawnym życiem… Nie wszyscy by otrzymali moje wybaczenie. Bellatriks Lestrange, ten wilkołak, Severus Snape… to on zabił Dumbledore’a.
- A Sophie Serpens?
- Ona… - zawahał się. – Dumbledore ufał jej do końca. Sądzę, że ona by je otrzymała.
Uśmiechnęłam się lekko. Nie było już czasu na rozmowy, bo do katedry stojącej obok białego, marmurowego podestu, gdzie chyba miało spocząć ciało Dumbledore’a, stanął niski, łysiejący mężczyzna. Nagle dobiegła wszystkich przedziwna muzyka. Słyszałam, jak Ginny informuje Harry’ego szeptem, iż dochodzi z jeziora. Zwróciłam tam wzrok i rzeczywiście. Z jeziora dobiegały pieśni, śpiewane przez trytony. Zobaczyłam łzy w oczach Harry’ego.
Pojawił się Hagrid z ciałem Dumbledore’a w ramionach. Było owinięte w fioletowym aksamitem w złote gwiazdki. Twarz pół-olbrzyma lśniła od łez. Zobaczyłam, że wszyscy płaczą. Nie tylko kobiety, ale i niektórzy mężczyźni. Obok Lupina zobaczyłam siedzącego Syriusza. Dwie samotne łzy spłynęły mu po twarzy w długie włosy. Poczułam przemożną chęć pocieszenia go. Nie mogłam jednak tego zrobić, musiałam siedzieć na tym głupim krześle, przez co nowe uczucie obudziło się we mnie. Obrzydzenie do samej siebie. Syriusz zerknął na mnie i nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale szybko odwróciłam wzrok. Dla pozorów pozwoliłam kilku łzom popłynąć po twarzy.
Hagrid położył ciało Dumbledore’a na marmurowym podeście, po czym wrócił na sam koniec, żeby usiąść obok olbrzyma Graupa i zanieść się szlochem. Przyrodni brat poklepał go po ramieniu tak, że ten zapadł się trochę w ziemię. Niski człowieczek przemówił. Sama dobrze nie słyszałam, co mówił, ale nie interesowało mnie to zbytnio. Byłam zbyt zajęta obserwowaniem ludzi. Zobaczyłam dwa rzędy przed nami Ghostów. Poczułam się okropnie. Nienawidziłam chodzić pod przebraniem, ale zobaczyłam w tym radośniejszą stronę. Nie musiałam przyjść na pogrzeb z kilkoma ochroniarzami.
Kiedy mężczyzna skończył przemawiać, a wszyscy zaczęli bić brawa, usiłowałam się podnieść z krzesła, ale nic to nie dało.
- Pomożesz mi? – zapytałam Harry’ego.
On, widząc moją żałosną próbę stanięcia na nogi, chwycił mnie za rękę i pomógł mi podnieść się z krzesła.
- Dzięki, to przez te buty – wyjaśniłam i ruszyłam w stronę katedry, za którą stał ów niski człowiek. Na migi dałam mu do zrozumienia, że chcę coś powiedzieć. On, jakby się tego spodziewał, tylko skinął głową i ustąpił mi miejsca. Zakaszlałam cicho (yhm, yhm), w sposób bardzo charakterystyczny dla profesor Umbridge, a uczniowie, którzy na własnej skórze odczuli potęgę jej magicznego pióra, zaśmiali się cicho. Nikt jednak nie zwrócił im na to uwagi. Wszyscy wpatrywali się we mnie z podejrzeniem, ale i zainteresowaniem.
- Domyślam się, że zadajecie sobie pytanie, co taka osoba jak ja sobie myśli, zabierając głos na pogrzebie tak zacnej osoby, jaką był Albus Dumbledore – przemówiłam. – Cóż, znaliśmy się dość dobrze, nie zawsze lubiliśmy, ale on nigdy nie przestał mi przebaczać. Wciąż, kiedy go zawodziłam, on dawał mi drugą szansę. Starał się odkryć we mnie dobrą stronę, która została przygnieciona przez tą złą. Wiecie, śpiewałam na trzech pogrzebach. Raz na pogrzebie mojego najlepszego przyjaciela, zamordowanego przez jednego z członków Zakonu, drugi na pogrzebie dziewczyny, którą traktowałam jak siostrę i trzeci, ostatni raz, całkiem nie tak dawno temu.
Zamilkłam na chwilę, rozglądając się, czy czasami ludzie już nie zorientowali się, kim jestem. Nikt nic podejrzanego nie zauważył. I to chyba jest kolejna cecha owych „dobrych”. Są mało spostrzegawczy. Już chciałam ponownie przemówić, kiedy moim oczom ukazał się Jacques. Siedział niedaleko Bes i przyglądał mi się z lekkim uśmiechem na twarzy. On musiał mnie poznać. W jego oczach zobaczyłam to, co zobaczyłam w oczach Syriusza, kiedy na niego spojrzałam podczas przemowy mężczyzny prowadzącego tę uroczystość.
- Śpiewanie to coś, co wychodzi mi najlepiej – podjęłam. – Widzę w oczach niektórych, że już mnie poznają. Nie chcę się z wami bawić w zgadywanki, jak podczas tej bitwy.
Potrząsnęłam lekko głową, a włosy nagle wyprostowały mi się i z powrotem stały się czarne. Koturny zniknęły, przez co wróciłam do swojego normalnego wzrostu. Z ust niektórych wydarły się zduszone okrzyki przerażenia. Nie spodziewali się Sophie Serpens na pogrzebie Dumbledore’a. Nie mieli jednak już okazji czegokolwiek zrobić, bo wyciągnęłam różdżkę i zatoczyłam nią w powietrzu koło, a muzyka wypełniła całe błonia. Zawsze, gdy śpiewałam, ludzi paraliżowała jakaś dziwna, hipnotyzująca siła.
- You, you know how to get me so low*
My heart had a crash when we spoke
I can't fix what you broke
You, you always have a reason
Again and again this feelin'
Why do I give in?
And I always was, always was one for crying
I always was one for tears
The sun's getting cold, It's snowing
Looks like an Early Winter for us
Looks like an Early Winter for us
An Early Winter
Oh I need you to turn me over
It's sad the map of the world is on you
The moon gravitates around you
The seasons escape you
And I always was, always was one for crying
I always was one for tears
No, I never was, never was one for lying
You lied to me all of these years
The sun's getting cold, It's snowing
Looks like an Early Winter for us
Looks like an Early Winter for us
An Early Winter
Oh I need you to turn me over
Why?
Why do you act so stupid?
Why?
You know that I'm always right.
It looks like an Early Winter for us
It hurts and I can't remember sunlight
An Early Winter for us
The leaves are changing colors for us
And it gets too much, yeah it gets so much
Starting over and over and over again
And it gets too much, yeah it gets so much
Starting over and over and over again
And it gets too much, yeah it gets so much
It looks like an Early Winter for us
Skończyłam ostatni obrót i zanim ktoś się zorientował, zniknęłam. Zdążyłam tylko zobaczyć, jak ciało Dumbledore’a staje w płomieniach i zamienia się w marmurowy, biały grobowiec. Nie opuściłam jednak terenu szkoły, o nie. Udało mi się teleportować za chatkę Hagrida, skąd miałam dobry widok na wszystko, co się dzieje. Od strony Zakazanego Lasu wystrzeliła setka strzał. Centaury w ten sposób oddały hołd dyrektorowi Hogwartu. Poczułam niepokój i wyrzuty sumienia. Nie wiem, czy oni wszyscy będą tak spostrzegawczy, żeby zauważyć, że dałam im wskazówkę, dotyczącą dalszych losów świata czarodziejów. Tak, czeka ich zima, będą musieli się trzymać razem, żeby nie wyginąć, a słońce i księżyc będą się kręcić wokół jednej osoby. Mianowicie, Voldemorta. Nie, nie ma się czym przejmować. Jeśli musiałam im ujawnić swoją postać, by mnie poznali, nie dostrzegą prawdy ukrytej w piosence. Poza tym nie wszyscy rozumieją angielski.
Długo, bardzo długo czekałam za tą chatką Hagrida, aż wszyscy się rozejdą. Raz czy dwa poczułam lekki niepokój, kiedy pół-olbrzym wchodził i wychodził ze swojego domostwa, ale nic nie zauważył. Około trzeciej po południu wszyscy się rozeszli, a błonia pozostały puste. Niebo szybko ciemniało, jakby zbliżała się noc, ale to było tylko złudzenie. Zbliżała się burza. Nie chciałam zmoknąć, więc szybkim krokiem podeszłam do grobowca. Niektórzy zostawili tu kwiaty, więc i ja wyczarowałam jeden. Czerwoną różę, mój ulubiony gatunek. Wyczarowałam też karteczkę, którą przypięłam do niej. Piórem, które pojawiło się w mojej ręce napisałam:
Zaufałeś mi, ale byłeś za głupi, żeby pojąć prawdę o mnie albo ja byłam zbyt głupia, żeby zrozumieć Ciebie.
Sophie
Nie wiedziałam ani nawet się nie domyślałam, co Dumbledore we mnie widział. To nie dawało mi spokoju. Zrzuciłam wszystkie kwiaty, które zaśmiecały grobowiec na trawę, po czym przymocowałam na trwałe różę. Rzuciłam na nią zaklęcie, aby nigdy nie zmarniała i nie uschła. Poczułam zapach śmiertelnika. Nawet nie zdążyłam wyczuć, kim był, tak się przeraziłam i odwróciłam się gwałtownie z różdżką wycelowaną w twarz owej osoby.
- Ach, to ty – mruknęłam i poczułam nagły przypływ ulgi.
To Jacques zatrzymał się tuż obok mnie.
- Od dawna wiedziałem, że to ty – odezwał się cicho. – Więc postanowiłem czekać, aż tu przyjdziesz.
- Dobrze mnie znasz – zauważyłam.
- Być może – Jacques tylko wzruszył ramionami. – Chodź, zrobię herbatę i spokojnie porozmawiamy.
Pozwoliłam chwycić się za rękę i wyprowadzić z terenu szkoły. Kiedy znaleźliśmy się za bramą Hogwartu, teleportował się razem ze mną.
~*~
Nie planowałam dać tej piosenki, bo miała być ona przy zakończeniu siódmej klasy, ale teraz mam lepszą, więc tę mogłam tu wykorzystać. Muszę powiedzieć, że ten rozdział nie jest najgorszy. Nawet mi się podoba, choć był całkiem spokojny. No i w ten sposób kończy się szósta część. Jeszcze została mi siódma. Boże, naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się, i Wam, wytrwać tak długo. Dedykacja dla alice. :*
* Gwen Stefani „Early Winter”, Tu tłumaczenie
lady_i@op.pl
OdpowiedzUsuń29 lipca 2010 o 12:47
Pierwsza!Lece czytać. xDNadine
lady_i@op.pl
Usuń29 lipca 2010 o 12:58
Widzę, że nagłówek doskonale oddaje rozdział.Cała Sophie, zawsze musi zwrócić na siebie uwagę, nawet na pogrzebie. Chybaby bez tego nie przeżyła. :P A powiem Ci, że tej piosenki nie znam. Muszę jej posłuchać. Lubię tego Ja… Jacq… Tego Francuza, no. xD Trochę mi Syriusza przypomina.Nadine
29 lipca 2010 o 13:19
UsuńJacques. No, to takie połączenie Barty’ego i Syriusza, nie wiem, jakoś tak mi wyszło, nie planowałam tego xD
29 lipca 2010 o 13:18
UsuńGratuluję refleksu xD
~Nieśmiertelna
OdpowiedzUsuń29 lipca 2010 o 13:05
Druga? xD
29 lipca 2010 o 13:18
UsuńOui, brawo xD
~Nieśmiertelna
Usuń29 lipca 2010 o 13:38
Liczyć potrafię, świetnie xD Kurde mać, no. Co ja mam Ci tu do jasnej cholery pisać? xD po raz 23743874 jakie to wszystko świetne, wspaniałe i w ogóle? Jakoś nie wyobrażam sobie Sophie w fryzurze a la Rita Skeeter xD
29 lipca 2010 o 17:19
UsuńWłaśnie, o to chodziło. Żeby nikt jej nie rozpoznał, każdy przecież wie, kto Sophie zna, że nigdy by się za Ritę nie przebrała xD
~Nieśmiertelna
Usuń29 lipca 2010 o 23:46
Nikt o zdrowym umyśle by nie podejrzewał Sophie o jakiekolwiek upodobania podobne do Skeeter xD
30 lipca 2010 o 18:23
UsuńNo i widzisz, chociaż z drugiej strony mogłaby sobie zrobić fryzurę a’la Umbridge, byłoby jeszcze mniejsze podobieństwo xD
~Nieśmiertelna
Usuń30 lipca 2010 o 19:18
O fu, fu, fu! NIE! Tylko nie to! Nie strasz mnie, dobrze? xDEj, a Nowy Sącz to gdzieś niedaleko Ciebie, co nie?
30 lipca 2010 o 19:47
UsuńNowy Sącz? Hmmm. Niedaleko, mama mówi, że ok. 60 kilometrów xD
~Satia
OdpowiedzUsuń29 lipca 2010 o 14:42
Ta Sophie to jednak ma tupet. Ale nie rozumiem, po co się ukrywała, skoro od samego początku zamierzała się ujawnić. Ale cóż, to cała Sophie.Będę szczera, nie podobał mi się ten rozdział. Jakiś taki dziwny był, sama nie wiem czemu :/ No nic, czekam na next ;)
29 lipca 2010 o 17:06
UsuńOna nie planowała tego. Zresztą, nawet gdyby, to wszyscy by się natychmiast na nią rzucili, nawet by nie zdążyła zareagować. A kiedy śpiewała, wszyscy byli jakby w transie. Może rozdział nie wyszedł ciekawie czy jakoś składnie, ale mnie się w nim podoba sam sposób opisania. Są opisy i w ogóle xD
~Satia
Usuń29 lipca 2010 o 18:16
Nie no ogólnie ten rozdział ma wszystko, co powinna mieć dobra notka. Po prostu nieco inaczej sobie to wszystko wyobrażałam. Też może to dlatego.I czy ja wiem, czy wszyscy by się na nią rzucili. Możliwe, ale kilka osób ją przecież poznało ;)Też dawno nie było Jacquesa. A i kiedy można się spodziewać, że dasz coś ze Spirydionem?
30 lipca 2010 o 18:18
UsuńNa urodzinach Sophie xD Będą już za dwie notki xD To znaczy, jeszcze jedna z Jacquesem i druga to jej urodziny xD W ogóle to wtedy się wszystko wyjaśni, wiesz, to z Francją, dlaczego nie może tam wrócić xD
~Satia
Usuń3 sierpnia 2010 o 22:31
Ooo, no właśnie już dawno się nad tym zastanawiałam. Bo ona tak tęskni za swoim krajem, ale nawet nie jedzie go odwiedzić… hm… no to czekam z niecierpliwością, bo zapowiada się baaaardzo ciekawie :*
3 sierpnia 2010 o 22:37
UsuńNo, i to nie jest wina Sophie xD Raczej bardziej jej rodziców xD
~Olka
OdpowiedzUsuń29 lipca 2010 o 18:05
Mnie się rozdział podobał………..Ale Sophie założyła wysokie buty,jak ona mogła w tym chodzić,i się nie przewrócić……….Pozdrawiam.
30 lipca 2010 o 18:31
UsuńCóż, skoro te buty miała w szafce, to kiedyś w nich chodziła.
~Allelek
OdpowiedzUsuń30 lipca 2010 o 16:57
wow, mnie się rozdział bardzo podobał i ta piosenka mmm cudowna ! *-*
30 lipca 2010 o 18:37
UsuńPiosenka świetna, ale teledysk cudowny xD
~alice.
OdpowiedzUsuń31 lipca 2010 o 13:19
A mi podoba się ten rozdział, choć jest spokojny. Lubię czasem przeczytać coś innego. ;)Dziękuję za dedykację. ;*pozdrawiam. ;))
31 lipca 2010 o 13:41
UsuńJa właśnie przepisuję rozdział na Selene Snape i na Youtube oglądam „Zmierzch”. Mój Boże, to jeszcze gorsze niż gra Metin, nuda i tragedia, ale chcę mieć jakieś podstawy, żeby krytykować xD
~Doska
OdpowiedzUsuń1 sierpnia 2010 o 23:52
Świetna część, smutna trochę, ale świetna. Przepraszam, że dopiero teraz, ale niedawno wróciłam do domu znad morza :) Pzdr
2 sierpnia 2010 o 09:52
UsuńSpoko xD Udała Ci się pogoda? Moja koleżanka też pojechała, ale się jej udał cały czas deszcz xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń3 sierpnia 2010 o 20:57
Aaach, miałam straszne zaległości, ale już je nadrobiłam :)Próbowałam asobie wyobrazić Sophie w czerwonych włosach, koturnach i całym tym stroju, i chyba tak źle mi to nie wyszło :)Podoba mi się rozdział.Rzeczywiście, gdy teraz nie ma Dumbledore’a… Cięzko im będzie, oj tak. Ładnie ze strony Sophie, że się ujawniła i że zaśpiewała. Ale ta kartka… to mnie rozwaliło. Była niezwykła, pełna przemyśleń :)Całuję ;*
3 sierpnia 2010 o 21:09
UsuńNo, długo Cię nie było. Kiedy rozdział? xD No, nad tymi przemyśleniami to ja musiałam myśleć, Sophie sobie tylko położyła i zadowolona xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń4 sierpnia 2010 o 00:04
Tam – ta – dadam!Mam przyjemność zaprosić Cię na XII rozdział na http://www.the-reason-to-cry.blog.onet.plCałuję ;*