Na drugi dzień, kiedy byliśmy już zaledwie o cal od zwycięstwa, stało się coś, co wymazało z mojej głowy wszystko związane z szafą i nie tylko. Mianowicie, dostałam list. Tej sowy jeszcze nie widziałam, ale natychmiast rozpoznałam ten znajomy, drobny charakter pisma.
- To od tego Fletchera? – zapytała Sapphire, smarując sobie miodem połówkę bułki.
- Nie, on nie umie tak ładnie pisać – pokazałam jej kopertę, na której wypisany był mój adres, po czym wydobyłam z niej list. – Od Barty’ego.
Kochana Sophie
Mogę się tylko domyślać, że Cię to zainteresuje, a mniemam, że tak. Przejdę więc od razu do rzeczy. Nauczyciele Hogwartu i Dumbledore już o tym wiedzą, a co za tym idzie, wie o tym i Czarny Pan. Zakazał mi o tym mówić, a jestem jedynym Śmierciożercą, któremu to zdradził. Uznałem jednak, że trochę mogę nagiąć tę zasadę, nie chciałbym Cię oszukiwać. Powiem tyle, że przyszły rok zapowiada się bardzo interesująco. Będziesz zaskoczona, kiedy już o wszystkim się dowiesz. Powiedziałbym Ci wszystko, ale to ma być dla uczniów niespodzianka.
Barty
PS: Słyszałem, że planujesz na wakacje koncert. Nie jestem pewien, czy to prawda, czy jakaś plotka, ale wiedz, że szybko się roznosi.
Nosz kurde. Rozejrzałam się dookoła z wyrazem niemocy na twarzy. I tak też się czułam. Cholera. Co to ma znowu znaczyć? Wiedzą nauczyciele, wie Dumbledore… Nawet Voldemort wie! A mnie nic nie chcą powiedzieć! Chociaż Barty mógłby rzucić jakiś jeden termin… głupie słowo.
- Sophie, chodź, musimy… - zaczął Malfoy, ale przerwałam mu, grzebiąc zawzięcie w torbie.
- Nie teraz. Muszę wysłać list.
Wydobyłam pióro i butelkę atramentu, pergaminu nie mogłam znaleźć, więc go wyczarowałam. Rozłożyłam to wszystko pomiędzy solniczkami, złotymi dzbankami z sokiem pomarańczowym i zaczęłam pisać.
Barty, Ty naprawdę chcesz mnie wyprowadzić z równowagi. Mógłbyś chociaż wyjawić mi jedno słówko. I nie mów mi tylko i zepsuciu niespodzianki, znam Cię. Co to będzie za przedsięwzięcie? Zachowujesz taką dyskrecję, jak przy Turnieju Trójmagicznym. Ale to nie może o to chodzić, prawda? Nie zgadzają się daty, no i te ostatnie wydarzenia…
Oczekuję, że powiesz mi coś więcej.
Sophie
Przywiązałam do wyciągniętej nóżki cierpliwie czekającej sowy liścik, a ta odbiła się od blatu stołu i poleciała. Wstałam i przeciągnęłam się.
- Przydałoby się popracować – mruknęłam do Sapphire. – Będę w Pokoju.
Opuściłam Wielką Salę, aby udać się do Pokoju Życzeń. Draco już tam był. Bez słowa wzięłam się do pracy, ale myślami byłam gdzie indziej.
*
Całą sobotę spędziliśmy z Draconem na naprawie tej przeklętej szafki. Jedyną przerwę zrobiliśmy sobie na kolację, ale opłaciło się. Po posiłku wróciliśmy do Pokoju Życzeń, żeby ukończyć naprawę. O dziewiątej szafa była już sprawna.
Odsunęłam się ostrożnie od mebla, wpatrując się w niego uważnie. Nie było innej możliwości na sprawdzenie, czy naprawdę jest sprawny. Trzeba do niej wleźć i sprawdzić. Tak też zrobiłam.
- Ej, co ty robisz? – Malfoy chwycił mnie za ramię.
- Sprawdzam, że działa – wyjaśniłam. – Nie ma innej możliwości. Spokojnie, potrafię się teleportować, jeśli coś będzie nie tak, po prostu się z tej szafki deportuję.
Zamknęłam drzwi, wyciągnęłam różdżkę i stuknęłam nią w drewnianą ścianę. Poczułam, jak podłoga pode mną wibruje, coraz silniej, zdaje się… Rozległo się ciche pyknięcie i pojawiłam się w drugiej szafce. Tak, na pewno była to inna szafa, bo ta, którą naprawialiśmy, miała ściany ciemnozielone, a ta zaś ma ciemnoczerwone. Pchnęłam drzwiczki i wyszłam na zewnątrz.
Znajdowałam się w sklepie Borgina i Burkesa, ale było to chyba zaplecze czy jakiś schowek, bo wszędzie było mnóstwo dziwnych, prawdopodobnie nielegalnych przedmiotów.
Wyszłam z owego pomieszczenia i rzeczywiście znalazłam się w sklepie. Borgin siedział na krześle za ladą i czytał „Proroka Codziennego”. Kiedy usłyszał skrzypnięcie podłogi, poderwał się na nogi.
- Ach… to panienka… - wydyszał. – A więc? Udało się wam?
- Co się udało? – spytałam zdziwiona.
- No… naprawić jedną z dwukierunkowych szafek – odparł. – Panicz Malfoy miał to chyba zrobić.
Obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem.
- Tak, naprawiliśmy – przyznałam. – Ale nikomu ani słowa o tym.
Wróciłam do pomieszczenia, gdzie stała druga szafka, weszłam do środka i wróciłam do Pokoju Życzeń.
Kiedy wyszłam z szafy, zobaczyłam Dracona, stojącego tam, gdzie wcześniej, z wyrazem przestrachu na twarzy. Kiedy mnie zauważył, uśmiechnął się.
- Udało się – oznajmiłam mu, również się uśmiechając. – Byłam u Borgina i Burkesa.
Malfoy ryknął triumfalnie. Chwycił mnie pod ramię i zaczął ze mną tańczyć jakiś taniec połamaniec. To było bardzo wzruszające patrzeć, jak się cieszy z wykonanego zadania, ale nie miałam na to akurat nastroju. Zaczęliśmy śpiewać:
- Komar to jest zwierze, kur*a jego mać,
jak cie nie uje*ie to nie może spać,
hej, czy widzisz komara, jak mu dupa świeci
przy*ierdol mu gazetą, wyżej nie poleci
Mówi do mnie ojciec, synu nie masz racji
komar szuka dupy do-o kopulacji.
hej czy widzisz komara, jak mu dupa świeci
przy*ierdol mu gazetą, wyżej nie poleci.
Lata komar w nocy, lata komar w dzień
ciągle widzę jego pie*dolony cień,
hej czy widzisz komara jak mu dupa świeci
przy*ierdol mu gazetą, wyżej nie poleci.
Lata komar lata i szuka kobiety,
patrzy czy jakaś dupa nie wystaje zza tapety
hej czy widzisz komara jak mu dupa świeci
przy*ierdol mu gazetą, wyżej nie poleci…
Ostatniej zwrotki już nam nie było dane zaśpiewać. Malfoy zatrzymał się gwałtownie, nasłuchując. Ja również się uspokoiłam, wpatrując się w drzwi. Ktoś wszedł do środka. Natychmiast rozpoznałam te sznurki paciorków, powiększające oczy okulary i plątaninę kolorowych chust. Zaleciało kuchenną ognistą whisky. Trelawney!
Chroboty i kroki ucichły, ale za to rozbrzmiał głos nauczycielki:
- Kto tu jest?
Malfoy nagle wyskoczył zza szafy, obrócił ją gwałtownie i wyrzucił z Pokoju Życzeń. Rozległ się huk i odgłos tłuczonego szkła, po czym jakiś okrzyk, ale Draco już zatrzasnął drzwi. Kiedy do mnie wrócił, wyglądał na zaniepokojonego, ręce mu się trzęsły.
- Po co ta stara nietoperzyca tu przylazła? – wyszeptałam, równie wystraszona jak on.
- Och, często ją tu widuję – mruknął. – Ale wtedy zdążę się schować, zanim zorientuje, że nie jest sama. Przychodzi, żeby zamknąć tu butelki z jakimś alkoholem. O, tutaj.
Podszedł do jakiejś wysokiej szafy. Kiedy ją otworzył, moim oczom ukazały się półki, wypełnione butelkami z różnymi trunkami o różnej ilości. Większość butelek było prawie pustych.
Nagle coś mi przyszło do głowy.
- Poczekaj tu – powiedziałam mu, a sama podbiegłam do drzwi i przyłożyłam do nich ucho. Ciekawa byłam, czy Trelawney już sobie poszła, czy nadal próbuje się dostać do Pokoju. Usłyszałam jakieś strzępy rozmów.
- Głosy? Co mówiły?
- Nic nie mówiły. Na początku piały…
- Piały?
- Tak, z zachwytu. Później zaczęły coś śpiewać… coś o komarze…
Oderwałam ucho od drzwi i rzuciłam się ku Draconowi. Chwyciłam go za ramię i wciągnęłam za stertę starych, śmierdzących kufrów.
- Potter jest za drzwiami – wyszeptałam. – Rozmawia z Trelawney. Ona wszystko mu powiedziała, zaraz pójdą do Dumbledore’a… Musimy stąd się wydostać.
- Do duże pomieszczenie, nie znajdą nas – przerwał mi cicho tleniony. – Poczekajmy kilka minut, później znów posłuchasz, czy ktoś jest na korytarzu.
Zgodziłam się. W końcu nie było innego wyjścia. Nawet gdybym mogła stać się niewidzialna, to będący na korytarzu zobaczyliby, jak otwierają się drzwi. A wtedy naraziłabym nie tylko Dracona, ale i całą naszą misję.
Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Siedzieliśmy skuleni za stertą cuchnących kufrów, nie odzywając się do siebie ani słowem. Bitwa była już tak blisko… a ja nie mogłam nawet poinformować Czarnego Pana o zakończeniu naprawy szafy.
Nie mogłam dłużej czekać. Wyprostowałam się, podeszłam do drzwi i przyłożyłam do nich ucho. Nie było słychać żadnych głosów, więc uchyliłam drzwi. Korytarz był pusty, ostatnie promienie zachodzącego słońca rozlały się po marmurowej podłodze.
- Pusto, idziemy – zwróciłam się do Malfoya, który również wstał.
Nagle wzdrygnął się, pogrzebał w kieszeni i wyciągnął z niej złotą monetę. Coś musiał z niej odczytać, bo twarz mu pobladła.
- Dumbledore’a nie ma w szkole – oznajmił.
Zaświtało mi w głowie.
- Hej, czy to nie jest taka moneta, których używali członkowie GD, żeby się porozumiewać? – zapytałam.
- Tak, to właśnie taka moneta – odparł. - Madame Rosmerta, wiesz, ta z Trzech Mioteł, jest pod działaniem Imperiusa. Właśnie mi przysłała wiadomość, że Dumbledore opuścił szkołę.
Uśmiechnęłam się. Nareszcie. Będzie bitwa.
- Użyj szafki – powiedziałam Malfoyowi. – I czekaj u Borgina i Burkesa na Śmierciożerców.
Draco przełknął ślinę. Wyglądał na przerażonego, ale skinął głową. Weszłam z powrotem do szafki, stuknęłam różdżką w drzwi, a ona przeniosła mnie do sklepu Borgina i Burkesa. Nie fatygowałam jednak właściciela sklepu. Wydostałam się z szafy i od razu teleportowałam się.
Od razu, nawet nie pukając, weszłam do komnaty wuja. Już na korytarzu usłyszałam odgłosy rozmów, dobiegających z pokoju. Musiało tam być około dwudziestu osób, skoro tak hałasowali…
Faktycznie, nie pomyliłam się. Grupa Śmierciożerców stała po środku komnaty, a Voldemort przechadzał się przed swoim tronem, słuchając, jak przekrzykują się jedno przez drugiego, próbując mu coś przekazać.
- Cisza! – krzyknął w końcu, a wszyscy ucichli.
Teraz wszystkich uwaga skupiła się na mnie. Przeszłam przez pokój i chwyciłam Voldemorta za ramię.
- Szafa naprawiona – oświadczyłam mu. – Ale nie to jest najlepsze. Nie ma Dumbledore’a. Szkoła jest bez ochrony, będzie można się tam spokojnie wśliznąć.
Czarny Pan przyglądał mi się przez chwilę.
- Jesteś pewna, że chcesz…
- Tak – odpowiedziałam, zanim wypowiedział do końca swoją myśl.
Zmarszczył czoło, ale w końcu skinął głową.
- Przygotuj się – mruknął, po czym zwrócił się do Śmierciożerców o wiele bardziej stanowczym i ostrym tonem: - Wyjdźcie wszyscy. No już.
Śmierciożercy zaczęli tłoczyć się do wyjścia. Voldemort rzucił na mnie ostatnie pojrzenie i również wyszedł. Wyczarowałam wielkie lustro i ustawiłam je obok kominka pod ścianą. Znów machnęłam różdżką, a na fotelu pojawił się wielki stos ostrych, srebrnych noży.
Uniosłam jeden z nich na wysokość piersi, przyglądając się ostrzu i zastanawiając się, gdzie go najlepiej wbić. Ktoś wszedł do pokoju. Pewna byłam, że to Voldemort, więc opuściłam szybko nóż. Okazało się jednak, że to Barty przyszedł do swojego pana, a zastał mnie.
- Och, cześć – odezwałam się. – Przyszedłeś do mojego wuja?
- Po co ci nóż? – zapytał niepewnie.
Machnęłam tylko lekceważąco ręką.
- Chcę się przygotować do walki, to nic – mruknęłam i podeszłam do niego. – Pomożesz mi?
Mrugnęłam do niego i wcisnęła mu do ręki nóż, ale Crouch zrobił taką minę, jakby mu się zbierało na pawia.
- No, wbijaj, gdzie chcesz – dodałam, rozkładając ramiona. Barty wytrzeszczył oczy.
- Mam to w ciebie wbić? – spytał prawie szeptem.
- To jakiś problem?
Barty oddał mi nóż z wyrazem oburzenia na twarzy.
- Nie chcę cię zabić – powiedział, ale tylko prychnęłam z pogardą.
- Nic mi nie będzie, już mówiłam – oświadczyłam. – Gdybym miała umrzeć przez każde dźgnięcie nożem, już dawno bym nie żyła. Mam ci pokazać, jak się wbija nóż? Och, daj spokój, tyle razy to robiłeś.
Nic więcej już nie mówiąc, wbiłam sobie nóż w mostek. Jego ostrze zagłębiło się we mnie do połowy, po szacie pociekła krew, ale zniosłam to bez jednego stęknięcia. Z fotela wzięłam tasak, który utkwił w moim ramieniu.
Podałam Crouchowi kilka noży, a sama stanęłam przed lustrem i wbiłam kolejne ostrze w pierś. Uśmiechnęłam się do Śmierciożercy, by go zachęcić.
- Nie bój się – dodałam.
Barty z niepewną miną dźgnął nożem mój lewy bark. Przez chwilę miał taką minę, jakby myślał, że za chwilę upadnę na podłogę.
- Pospiesz się, Czarny Pan zaraz tu przyjdzie – ponagliłam go.
Barty wbił nóż w moje plecy. Stęknęłam cicho z bólu, a Crouch natychmiast wyrwał mi go z ciała.
- Wbijaj dalej, ale nie dźgaj mnie w kręgosłup - powiedział mu, z rozmachem umieszczając kolejny cienki, srebrny nożyk w brzuchu.
Kiedy wszystkie noże były już wykorzystane, obróciłam się tyłem do lustra, żeby obejrzeć cały efekt ze wszystkich stron.
- Całkiem nieźle – mruknęłam. – Trochę nierównomiernie, ale nie ma już czasu poprawiać. Podaj mi płaszcz.
Rzuciłam ostatnie spojrzenie na moje odbicie w Listrze. Teraz wyglądałam jak wyliniały jeż. Crouch wyciągnął w moją stronę rękę z czarną peleryną, ale ja prychnęłam:
- Nie ten, tamten od Armanda. Przywołaj go.
Barty posłusznie spełnił rozkaz, ale nie miał zadowolonej miny. Dobrze wiedziałam, że ufał mi tak bardzo, że nie musiał być zazdrosny, ale to nie dotyczyło chyba Armanda. Nie miał jednak powodów żywić do niego szczególnej niechęci, bo już nigdy nie popełniłabym takiego błędu jak kiedyś.
Podeszłam z powrotem do Listra i narzuciłam na ramiona płaszcz. Pod normalnym sterczące pod różnymi kontami noże byłyby widoczne, lecz nie pod tym. Kiedy tylko ubrałam pelerynę, wszystkie uwypuklenia zniknęły, jakbym nie miała pod spodem nic.
- Sprytna sztuczka – odezwałam się, z rozbawieniem patrząc na zdumioną twarz Barty’ego.
Ktoś wszedł do pokoju. Czarny Pan przyjrzał się najpierw Crouchowi, później mnie.
- Ładny płaszcz – powiedział, zamykając płaszcz. – Nowy? No, nieważne. Myślałem, że szykujesz coś na tę bitwę.
Podwinęłam trochę rękach, żeby mu pokazać nóż, tkwiący w prawym przedramieniu.
- Mam jeszcze coś, ale tylko wtedy, kiedy będzie to naprawdę konieczne – odpowiedziałam i podeszłam do Czarnego Pana, by się do niego przytulić.
~*~
Napisałabym więcej, ale za chwilę idę na wernisaż. Zmieniłam szablon, żebyście się mogli wczuć w nastrój. W następnym rozdziale bitwa, mam kolejny świetny pomysł. Dedykacja dla nicole . :*
PS: Jakby ktoś chciał w oryginale piosenkę o komarze, to TU jest.
~nicole .
OdpowiedzUsuń9 lipca 2010 o 17:54
Dziękuję. :*I: PIERWSZA!!!!!
9 lipca 2010 o 17:59
UsuńGratuluję xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń9 lipca 2010 o 18:00
Trochę się przestraszyłam. xD
10 lipca 2010 o 10:02
UsuńAle czego? xD
~www.sayonara.fora.pl
OdpowiedzUsuń9 lipca 2010 o 19:28
Założyłeś/aś bloga, lecz brak Ci czytelników ? A może szukasz bloga, który sprosta Twoim wymaganiom ? Forum SAYONARA Ci pomoże ! http://www.sayonara.fora.pl
kroliki505@vp.pl
OdpowiedzUsuń9 lipca 2010 o 21:18
Genialna ta piosenka, słyszałam już ją kiedyś. Jak Sophie tak kazała w siebie rzucać nożami, to aż się bałam wyobrażać xD. Fajny szablon ;D. [Elizabeth Schmitt]
10 lipca 2010 o 10:15
UsuńEtam, właśnie to było najlepsze xD I będę musiała jutro znów zmienić szablon, żeby wyszedł taki… bitewny… Bo następny rozdział to już walki będą xD No i nieubłagalnie zbliżamy się do 7 części Pottera xD
~Satia
OdpowiedzUsuń9 lipca 2010 o 21:28
Rany, skąd ty bierzesz takie piosenki? No cóż, fakt że klną na czym świat stoi, ale i tak się uśmiałam, zwłaszcza że ostatnio jak moja siostra z Polski wróciła, to była tak pogryziona przez te zacne stworzenia i tak na nie narzekała, że ta piosenka naprawdę wydała mi się teraz pocieszna :)Co do informowania mnie, to owszem. Fakt, że napisałam Epilog, ale to dopiero pierwsza część. Pod tym samym adresem mam zamiar napisać jeszcze dwie części tego samego opowiadania, także nie ma obaw :*
10 lipca 2010 o 10:14
UsuńNo, to robisz tak, jak na na Drak Love Riddle xD Co do śmiesznych piosenek, mam jeszcze piosenkę o g.ównie xD Mój smark brat znalazł w internecie xD
~Allelek
OdpowiedzUsuń10 lipca 2010 o 16:06
Niemoge się doczekać bitwy ! :D a ta piosenka o komarze poprostu boska ! <3
10 lipca 2010 o 19:45
UsuńTaak, zwłaszcza początek, fajnie się zaczyna xD Jakby nikt nie wiedział, że komar to zwierze xD Chociaż faktycznie to jest owad xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń10 lipca 2010 o 19:57
Tych noży. xDNie, komara wiesz. xD
10 lipca 2010 o 20:13
UsuńA żebyś wiedziała! Ja się bardzo boję tych dużych komarów, samców chyba xD Wiesz, kiedyś jednego zeszytem z chemii rozbabrałąm na suficie xD
~Nieśmiertelna
OdpowiedzUsuń11 lipca 2010 o 10:30
Ratunku. Pomocy! KOMARY! Boję się ich xD wszystko mnie zaczyna zżerać od środka na samą myśl o tej Bitwie. Aaaa, już się nie mogę doczeeekaać! : D Piosenka o upierdliwych stworzeniach szerzej zwanych komarami zajeb*sta ;D A ja powróciłam z obozu i czuję się jak anorektyczka xD 15 kilo zrzuciłam xD
12 lipca 2010 o 20:19
UsuńPiętnaście? To jakiś chyba poligon był, a nie obóz xD O, ciekawa jestem, ile ja po pielgrzymce schudnę xD
~Nieśmiertelna
Usuń12 lipca 2010 o 22:59
6 godzin dziennie tenisa, 3 km rowerem w jedną stronę na korty cały czas pod górkę i 10 km rozgrzeweczki dziennie ;D Chodzisz na pielgrzymki? Podziwiam Cię xD
12 lipca 2010 o 23:02
UsuńLol, faktycznie poligon xD Ja jestem zbyt leniwa, żeby się tak wysilać xD Wolę sobie usiąść z zeszytem i pisać xD
~Nieśmiertelna
Usuń12 lipca 2010 o 23:36
Moim zdaniem to był jakiś obóz kontrentacyjny (czy jak to się tam pisze xD), ale dobra :D ja nie potrafię tak usiąść na krześle w jadalni z zeszytem w ręku i zacząć pisać. Ja muszę mieć laptop bądź komputer ;D
12 lipca 2010 o 23:51
UsuńNo, ja mam komputer, ale lepiej go nie ruszać z biurka, bo się zepsuje. Ja tam zresztą piszę tradycyjnie, w zeszycie xD
~Nieśmiertelna
Usuń13 lipca 2010 o 00:13
Ja tak nie potrafię xD napiszę może z dziesięć stron, ale dalej nie mogę xD wena i wyobraźnia mi się hamują xD
13 lipca 2010 o 18:46
UsuńA mnie właśnie stresuje komputer. Że coś mi się zawiesi, usunie i od nowa rozdział pisać. Już mi się tak kilka razy zrobiło xD
~Nieśmiertelna
Usuń13 lipca 2010 o 20:10
No to ja mam na odwrót xD ech, mi się to na szczęście nie zdarza. Posłuchaj, ja wiem, że to teraz Bitwa będzie i masz jakieś ultragenialne pomysły, ale mam nadzieję, że dodasz tą zacną bijatykę przed 18.07, prawda? xD
15 lipca 2010 o 21:30
UsuńOczywiście. Tę bitwę piszę już od dawna, by była idealna xD Może nawet dzisiaj mi się uda dodać. A jeśli nie, to ewentualnie 17 lipca xD
~Nieśmiertelna
Usuń15 lipca 2010 o 22:18
Tak tak tak! DZISIAJ! Różowy Voldemorcie, jak ja się napalam na tę Bitwę xD
15 lipca 2010 o 22:21
UsuńJuż jest, ale poczekaj jeszcze na szablon xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń11 lipca 2010 o 10:56
Ja jednego przez sen zamordowałam. xD
12 lipca 2010 o 20:18
UsuńJa przez przypadek pająka zabiłam poduszką, jak łózko ścieliłam. Nie zauważyłam go xD
~Doska
OdpowiedzUsuń12 lipca 2010 o 12:54
Przepraszam Cię za tak długą nieobecność… Nadrobiłam zaległości i jestem już na bieżąco, ten odcinek jest świetny. A piosenka o komarze boska xD uśmiałam się jak głupia. Czekam z niecierpliwością na bitwę :) pzdr :*
12 lipca 2010 o 20:18
UsuńPewnie, taka głupia, że aż śmieszna. Najlepszy jest początek xD
~critic.
OdpowiedzUsuń12 lipca 2010 o 18:09
[SPAM]Powstała nowa ocenialnia. Jeśli nie boisz się krytyki to zgłoś się do oceny na http://helpful-critic.blog.onet.pl/ Gwarantuję, że poznasz prawdę o swoim blogu.
~Jaenelle
OdpowiedzUsuń13 lipca 2010 o 16:41
Zapraszam na 11 rozdział na la-morte-e-effetto.blog.onet.pl
~Adusia
OdpowiedzUsuń13 lipca 2010 o 18:47
Świetne opowiadanie. Zapraszam też na moje http://www.tajemnicza-czarownica.blog.onet.pl
14 lipca 2010 o 17:02
UsuńBardzo dziękuję, ale wątpię, byś przeczytała choć jeden rozdział xD
~Adrianna
Usuń15 lipca 2010 o 15:26
A żebyś wiedziała,że przeczytałam twoje opowiadanie. Prawda że nie całe tylko od połowy. Jestem ciekawa tej bitwy. Te noże które sophie sobie wbiła…to było przerażające! Nie wiem jak mogła to sobie zrobić. Przecież to boli… Piosenka o komarach jest śmieszna. Podobał mi się też rozdział w którym sophie zaśpiewała piosenkę lady gagi. Czy też to jak się spaliła. Czytam twoje opowiadanie. Jest ciekawe…zwłaszcza teraz jak ma być ta bitwa.
15 lipca 2010 o 21:27
UsuńNo, tu też będzie piosenka Gagi xD Może uda mi się dzisiaj skończyć rozdział xD
~Adrianna
Usuń15 lipca 2010 o 22:49
To fajnie. :):):)
~Olka
OdpowiedzUsuń19 lipca 2010 o 22:43
Fajna ta piosenka o komarze,taka zabawna…………..Pozdrawiam.
20 lipca 2010 o 18:28
UsuńTeż mi się podoba, jak już włączyłam, to nie mogłam wyłączyć xD