- Naprawdę Sapphire zepchnęła cię ze schodów? – spytał z niedowierzaniem.
- No przecież ci mówię. Zepchnęła mnie, a później jeszcze nie pomogła mi – odpowiedziałam. – Przeleżałam połamana na środku holu w tym zimnie, nikt mnie nie znalazł do samego rana. W ogóle nie spałam, jestem zmęczona, a Sapphire musi mi za to zapłacić.
Crouch zmarszczył brwi. Wyglądał na bardzo zawiedzionego zachowaniem Sapphire. Albo moim. Chociaż raczej bardziej jej, bo ja nic nie zrobiłam i jestem tu poszkodowana.
- Kurde no, nie spodziewałem się tego, że będzie chciała się zemścić – mruknął. – Czarny Pan się zdenerwuje. Będzie bardzo zły. I tak jest już rozjuszony, lepiej go teraz nie niepokoić.
- A co mu jest? – spytałam.
- Dostał odpowiedź. Od Ghostów.
No, no, no. Nie wiedziałam, że Voldemort tak namiętnie koresponduje z moimi przybranymi rodzicami. Jeszcze się okaże, że wysyła swojej siostrze kartki na święta. Cóż. Trzeba będzie się go kiedyś zapytać. Ale nie teraz, najpierw muszę się mu poskarżyć i wypytać o list od Ghostów. Mimo że nic nas już ze sobą nie łączyło, ja chciałam wiedzieć, co się z nimi dzieje. Chciałam obserwować ich życie jako ktoś zupełnie nieważny.
Powiedziałam Barty’emu, że mimo wszystko i tak mu powiem o tym, jak spędziłam dzisiejszą noc. Crouch zatrzymał mnie tuż przed drzwiami do jego pokoju.
- Sophie… chcę, żebyś wiedziała… To, co ci zrobiła Sapphire… potępiam to, możesz mi wierzyć, zawiodłem się na niej i nie mam zamiaru więcej się z nią zadawać – powiedział.
Jego słowa były dla mnie dużą, znaczącą pociechą w tej sytuacji, ale nic nie mogło mnie powstrzymać od zrobienia tego, czego pragnęłam zrobić. Uśmiechnęłam się blado i zapukałam do drzwi.
- Chcę, żeby Czarny Pan ją ukarał, ale nie denerwuj go, dobrze? Później dowali nam wszystkim roboty – dodał.
Zgodziłam się oczywiście. Weszłam do środka. Voldemort siedział na swoim tronie i nerwowo gładził długim białym palcem kanciasty łeb Nagini. Na mój widok aż wstał z miejsca. Wielki wąż owinął się ciasno dookoła jego ramion. Zakołysał się, kiedy podszedł do mnie.
- Nie możesz się tak co chwilę urywać ze szkoły – odezwał się, a w jego głosie zabrzmiał wyraźnie zaznaczony gniew. – O co znów chodzi.
- Jeszcze nigdy ktoś, kogo torturowałeś, nie zemścił się na mnie – odpowiedziałam tonem poszkodowanego i przytuliłam się do niego. – Dzisiaj spędziłam noc na korytarzu w Hogwarcie przez Sapphire.
- Co, nie pozwoliła ci wejść do dormitorium? – zapytał z niedowierzaniem, ale i większym, wciąż narastającym gniewem.
- Nie rób sobie jaj ze mnie – odparłam. – Zepchnęła mnie wieczorem ze schodów, stoczyłam się na sam dół i połamałam sobie wszystkie kości. Mogłam się wykrwawić, miałam skręcony kark, a ona sobie zadrwiła i wróciła do dormitorium. Gdyby mnie nie znalazł Victor, nie wiem, co by się ze mną stało.
- Ale wszystko już z tobą w porządku?
Chwycił mnie za kark i przyjrzał mu się uważnie, aby się upewnić, że żaden kręg z niego nie wystaje.
- Teraz tak – powiedziałam, pociągając głośno nosem.
Wcale nie chciało mi się płakać, ani nawet nie miałam zamiaru tego robić, byłam zbyt wściekła, lecz dobrze było sprawić wrażenie bardzo mocno poszkodowanej, żeby nakłonić Czarnego Pana do zrobienia wszystkiego, o co go poproszę. A miałam dużo życzeń. Zwłaszcza związanych z Sapphire.
- Nie chcę, żebyś ją ściągał do lochów – dodałam. – Niech po torturach, wyjątkowo bolesnych, wróci tak do Hogwartu. Niech poczuje, jak to jest, kiedy się jest poważnie rannym i nikt nie może ci pomóc.
Uśmiechnęłam się mściwie na samą myśl o tym. Nareszcie będę mogła wyżyć się konkretnie.
- A kiedy już skończysz – ciągnęłam. – Przyprowadź ją tutaj. Mam dla niej małą niespodziankę, która upokorzy ją psychicznie.
- Jak sobie życzysz, kochanie – odpowiedział, ujął moją rękę i ucałował ją.
Kiedy wychodził, ja usiadłam na swoim tronie, zastanawiając się nad tym, jaką dziwną z wujem jesteśmy parą. Oczywiście w innym tego słowa znaczeniu. Byliśmy parą demonicznych, szalonych ludzi, nieśmiertelnych właściwie, gdybyśmy połączyli siły, gdybym ja traktowała poważnie to całe zajmowanie świata, ludziom żyłoby się o wiele gorzej.
Voldemort wrócił się po zaledwie dwóch minutach jego nieobecności.
- Co, już ją sprowadziliście? – spytałam znudzonym tonem.
- Nie, przypomniało mi się, że mam list dla ciebie – odpowiedział, szukając czegoś w wewnętrznej kieszeni swojej szaty. Wyciągnął z niej list, a właściwie zwykłą kartkę niezapakowaną w kopertę. Podał mi ją.
- Czytałeś? – zapytałam, przebiegając wzrokiem po tekście.
- No… myślałem, że to do mnie – odparł, wzruszając ramionami. – Ale ja nie śpiewam, więc musiało być do ciebie. Poza tym jest podpis.
Nie mówiąc już więcej ani słowa, wyszedł z komnaty. Ja zaś przeczytałam dokładnie list:
Bez zbędnych wstępów pragnąłbym poinformować Cię, Sophie, że Twój kontrakt z naszą wytwórnią będziemy zmuszeni zerwać, jeśli nie nagrasz czegoś nowego. Odnosisz olbrzymi sukces, jeśli chodzi o sprzedaże płyt, ale nasza wytwórnia jest wytwórnią na naprawdę wysokim poziomie, więc nie możemy sobie pozwolić na tak długie przerwy między nagraniami. Mamy nadzieję, że w najbliższym czasie stworzysz nową piosenkę (a przecież wiem, że możesz to zrobić w kilka minut). W przeciwnym razie przyślę Ci dokumenty do podpisania.
Joshua Lechner
Zgniotłam list w zaciśniętej pięści. Złość powoli rosła we mnie. Nie mogą zerwać tego kontraktu, kończy się on przecież za cztery lata. Jak ten australijski idiota śmiał narzekać na to, że nie nagrywam nic nowego. Przecież doskonale wiedział, że przeszłam ostatnio bardzo trudny okres i minie trochę czasu, zanim się pozbieram. Zresztą otrzymują swoją część dochodów ze sprzedaży tych wszystkich gadżetów. Dla mnie te pieniądze nie mają tak wielkiego znaczenia, w skarbcu mam ich jeszcze sporo.
Cisnęłam ciasno zgniecioną kartkę pergaminu w płonący ogień i przez wściekłość, która mną owładnęła, zaczęłam rozwalać wszystko, co tu było. A zbyt wielu rzeczy Voldemort tu nie umieścił. Właśnie przez te moje (i jego również) napady szału. W tej kwestii byliśmy akurat do siebie bardzo podobni.
Chwyciłam niewielki, pusty, antyczny wazon, stojący na gzymsie kominka i cisnęłam nim przez całą szerokość pokoju. Przeleciał przez niego i roztrzaskał się o przeciwległą ścianę. Ryknęłam ze złości i kolejną antyczną ozdobą roztrzaskałam wielkie, oprawione w srebrną ramę lustro.
W sumie demolowanie pokoju zajęło mi trochę. Z dołu dobiegały mnie co chwilę odgłosy tortur, wykrzykiwane jakieś zaklęcia, przekleństwa i wrzaski. Byłam jednak zbyt zajęta swoją złością na producentów z Australii, żeby się tym przejmować. Sapphire była teraz dla mnie niczym. Zwykłą mrówką, którą mogłabym zgnieść, gdyby przez przypadek weszła mi teraz w drogę.
Ktoś zapukał, ale nie usłyszałam tego. Dopiero, gdy wszedł do środka, uspokoiłam się nieco, dysząc ciężko.
Rabastan Lestrange wychylił niepewnie swoją głowę poza drzwi.
- Już skończyliśmy – oświadczył.
- Wprowadzić ją – rozkazałam lodowatym, ostrym głosem.
W takich momentach Śmierciożercy, i w ogóle ludzie bali się mnie najbardziej, pewnie dla tego zwolennicy Lorda Voldemorta traktowali mnie z takim szacunkiem, jak swojego pana.
Sapphire została wepchnięta przez Bellę i jej męża do pokoju. Zamknęli drzwi, ale ja nie zwracałam na nich już uwagi. Utkwiłam wzrok w Sapphire. Wyglądała tak jak kiedyś Barty, choć byłam pewna, że w jej przypadku użyto również zaklęć.
Zmasakrowana, napuchnięta twarz podniosła się trochę, by na mnie spojrzeć. Uśmiechnęłam się mściwie, ale nie powiedziałam ani słowa. Mogę załatwić dwie rzeczy jednocześnie. Przetwórnia chce piosenki, ja chcę zemsty.
Wyczarowałam mikrofon.
- Now I will tell you what I've done for you*
50 thousand tears I've cried
Screaming deceiving and bleeding for you
And you still won't hear me
Don't want your hand this time I'll save myself
Maybe I'll wake up for once
Not tormented daily defeated by you
Just when I thought I'd reached the bottom
I'm dying again
I'm going under
Drowning in you
I'm falling forever
I've got to break through
I'm going under
Blurring and stirring the truth and the lies
So I don't know what's real and what's not
Always confusing the thoughts in my head
So I can't trust myself anymore
I'm dying again
I'm going under
Drowning in you
I'm falling forever
I've got to break through
So go on and scream
Scream at me I'm so far away
I won't be broken again
I've got to breathe I can't keep going under
I'm dying again
I'm going under
Drowning in you
I'm falling forever
I've got to break through
I'm going under
I'm going under
I'm going under
Wyciągnęłam w bok rękę i upuściłam mikrofon, który upadł na podłogę z głośnym trzaskiem. Minęłam Sapphire, nie omieszkując przy okazji nastąpić jej na rękę. Z głośnym, szyderczym śmiechem zatrzasnęłam za sobą drzwi. Voldemort stał za drzwiami, oparty o balustradę, jak uprzednio Barty, kiedy przebierałam się w swojej sypialni. Ręce miał tak samo skrzyżowane na piersiach, jak on. Tylko minę miał inną. No i Barty był od niego o niebo przystojniejszy. Chociaż mimo… ehm… oryginalnego wyglądu Czarnego Pana, pociągał mnie w jakimś sensie. Ale zostawmy już ten temat.
Również skrzyżowałam ręce na piersiach, przybrawszy identyczną minę, jaką on miał.
- Możesz już ją odesłać z powrotem, sądzę, że nigdy więcej nie podniesie na mnie ręki – oświadczyłam.
Voldemort zawołał Rabastana, który zjawił się przy swoim panu natychmiast. Otrzymał rozkaz przyprowadzenia tu Sapphire. Zrobił to natychmiast.
Musiał ją podtrzymywać, żeby dziewczyna nie upadła. Z lubością patrzyłam na jej słabość. Sapphire miała obitą całą twarz, napuchniętą, chyba od jakiegoś zaklęcia, zakrwawione ręce, mnóstwo zadrapań, które były chyba dziełem Bellatrix. Niestety nie była połamana, ale dałam już sobie z nią spokój.
- Następnym razem pomyśl – zwróciłam się do niej z radosnym uśmiechem. – Zanim znów najdzie cię chęć na skręcenie mi karku. Wyprowadzić.
Ostatnie słowo skierowane było do Śmierciożercy. Rabastan uniósł prawą rękę do czoła i zszedł z Sapphire do holu, by mógł się stamtąd teleportować.
- Jest sobota – podjęłam na nowo temat. – Może zostanę tu do poniedziałku?
Voldemorta nie obchodziło, ile mam nieobecności nieusprawiedliwionych. Ważne było tylko, bym nie miała zaległości. Poza tym Dumbledore wiedział, że mam dużo spraw, związanych nie tylko z wujem, ale i z Zakonem, zawodem, w którym tkwię już od dawna no i ostatnio miałam wampiry na głowie.
Czarny Pan zgodził się oczywiście. Poszłam więc do swojego pokoju, by móc się uspokoić i napisać odpowiedź dla tego głupiej wytwórni, że piosenkę opublikuję, kiedy załatwią to moi ludzie. Zanim jeszcze zniknęłam w swoim pokoju, kazałam zająć się tym Voldemortowi. Niech coś z tym zrobi sam albo każe zrobić to innym. Mnie interesował tylko efekt.
Kiedy patrzyłam, jak Flagro odlatuje, poczułam się, jakbym nie była sama. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Darlę. Siedziała na biurku, twarz miała spokojną, lecz mocno oznaczoną czerwonymi łzami. Albo mi się to wydawało, albo widziałam ją naprawdę. Musiałam odwrócić od niej wzrok, nie mogłam znieść jej widoku, choć przyciągała ona spojrzenie jak martwe ciało.
Pokręciła głową.
- Nie poznaję cię.
Zaniosłam się szaleńczym śmiechem.
- A poznajesz Sapphire? – zawołałam. – Nazwała cię martwą! Nienawidzę jej, jej związek z Malfoyem jeszcze by przeżył, ale to, jak mówiła o tobie… nie przebaczę jej nawet za całą krew świata!
Uklękłam na trawie, która nadal nieprzerwalnie rosła na podłodze, i której nikt nie śmiał usuwać. Teraz już naprawdę chciałam płakać. I zrobiłam to. Łzy płynęły mi po twarzy i kapały z czubka nosa i policzków, niknąc w trawie.
- Nie żyjesz przez nią – dodałam. – Wolałabym, żeby ona umarła, niż ty. Słyszysz? Mogę odebrać jej życie, żeby wrócić je tobie!
Teraz zorientowałam się, że nie rozmawiam z prawdziwą Darlą. To jest tylko jej wspomnienie, nie istnieje naprawdę, powstało w moim urojonym świecie, a prawdziwa Darla nie żyje i nie słyszy tego, co mówię. Uderzyłam pięściami w podłogę, wyrwałam kilka kęp trawy wraz z korzeniami i z rykiem wściekłości i rozpaczy cisnęłam nimi przez cały pokój.
- Wszystko wiem, co mówisz i robisz – powiedziała spokojnie Darla. – Pamiętasz? Jesteśmy nieśmiertelne. My trzy. I choćbyśmy wszystkie umarły, zawsze będziemy żyć. Bo nasza przyjaźń jest wieczna, nasze wspomnienie będzie żyło w osobach, które nas znały.
- Ale dla niej zawsze byłaś martwa! – krzyknęłam. – Sapphire ma cię za nic więcej jak trupa! Nic do ciebie nie czuje, a ja cię kocham, dla mnie jesteś aniołem!
Podniosłam się z podłogi, wyszłam na okno, przekroczyłam framugę i stanęłam na parapecie. Odwróciłam się twarzą do okna, odchyliłam się do tyłu i spadłam w przestrzeń. Nie towarzyszyło temu to okropne uczucie odbijania się od twardego kamienia, jak wtedy, gdy spadałam ze schodów. Teraz czułam, że lecę, jakbym zaginała przestrzeń i światło, choć dookoła panowała niesamowita jasność.
Ta chwila zdawała się trwać całe wieki, choć naprawdę spadłam zaledwie po kilku sekundach. Spodziewałam się głuchego huknięcia, bólu w plecach lub czegoś gorszego, ale wpadłam prosto w czyjeś ramiona. Ramiona Barty’ego.
Otworzyłam na wpół zamknięte oczy i uśmiechnęłam się.
- Co tu robisz? – spytałam szeptem.
- O mało nie nabiłaś się na sekator – odpowiedział wymijająco Crouch. – Co jest z tobą? Najpierw skarżysz się, że Sapphire spycha cię ze schodów, chwilę później sama rzucasz się z okna swojego pokoju.
- Nic by mi się nie stało – odparłam. – Taki lot może sobie zafundować każdy, jeśli nie ma lęku wysokości.
Barty położył mnie na ziemi. Była już dobrze nagrzana od słońca. A więc zima minęła na dobre. Objęłam Croucha za szyję i pocałowałam go w usta. On jednak długo nie dał się tak czarować. Odsunął się ode mnie. Jego twarz po raz kolejny przybrała ten surowy, poważny wyraz twarzy. Dreszcz strachu zawsze przebiegał przez mój grzbiet, kiedy tak na mnie patrzył. Nie lubiłam tego.
- Przestań natychmiast – odezwał się. – I wytłumacz się zaraz.
- Dobrze. Ale ostrzegam cię, że zabrzmi to głupio – odrzekłam zrezygnowana. – Widziałam Darlę. Chyba niedobrze zrobiłam, że tak kazałam Sapphire zmasakrować.
- Właśnie zrobiłaś bardzo dobrze – wtrącił się Barty. – To, że przyjaźniła się z tobą nie daje jej uprawnień, aby mogła sobie pozwalać na wszystko. Weźmy też pod uwagę, że nie powinna zadawać się z Malfoyem, skoro ty z nim zerwałaś. Nie chcę ci mówić, co masz robić, ale ja już na pewno jej nie zaufam. Nie jestem typem człowieka, który daje milion szans, żeby ktoś inny mógł je sobie bez przeszkód łamać. Jeśli raz straciła moje zaufanie, nie będę się pakował w dalszą znajomość z nią.
- A mnie dałeś drugą szansę – zauważyłam, uśmiechając się delikatnie, żeby złagodzić sytuację.
- Ty byłaś wyjątkiem.
- A Armand? Jemu wybaczyłeś? – spytałam.
- Znów ten niemiły temat. Bardzo niemiły.
Wyprostował się i zajął się swoimi zmizerowanymi przez zimę roślinami. Cóż. Jeśli nie chciał o nim rozmawiać, ja nie miałam żadnych uprawnień, by nań naciskać. Podczołgałam się pod drzewo, żeby słońce nie miało do mnie dostępu i zaczęłam się przyglądać, jak Barty odcina uschnięte gałęzie krzewu.
~*~
Wyszło mi dość długo. Jestem zadowolona z tego rozdziału, pochwalę się. Ta piosenka wyjątkowo mi się podoba. Dedykacja dla Eles. :*
* Evanescence - "Going Under"; TU tłumaczenie.
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń24 lutego 2010 o 20:31
Pierwsza ;D.
24 lutego 2010 o 20:33
UsuńBrawo xD
~carmen37
Usuń24 lutego 2010 o 20:58
Fajnie że Sophie chce dalej śpiewać. Nic dodać, nic ująć xD
24 lutego 2010 o 21:03
UsuńOna by miała przestać śpiewać? Prędzej by przestała pić krew xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń24 lutego 2010 o 20:39
O, dobrze, że Sophie znów zaśpiewała ;D. Dalej się nie wypowiem, nie bardzo potrafię wyrazić sens swoich uczuć słowami, są one jednak pozytywne ;D. I cieszę się z nowego rozdziału ;).
24 lutego 2010 o 20:45
UsuńMusiała w końcu. Utraciłaby kontrakt, itp xD
~Elizabeth Schmitt
Usuń24 lutego 2010 o 20:49
Ja tam lubię jak śpiewa ;D. Wtedy są fajne piosenki do posłuchania ;D.
24 lutego 2010 o 20:50
UsuńWyszukane przeze mnie, whihhahahiha xD
~Monsmornia
OdpowiedzUsuń24 lutego 2010 o 21:10
BłaHahaha! nareszcie jej się dostało!Śmiesz twierdzić ,że Czarny Pan nie jest przystojny!Oczywiście ,że jest i to bardzo!Cóż takiego napisali mu Ghostowie ,że aż się zdenerwował?Jakoś brakuje mi spójności w moim komentarzu.Eh i znowu trzeba czekać na kolejny rozdział.Tak się uzależniłam od twojego opowiadania ,że żyje od jednego rozdziału do drugiego.Ha ha ra ha!Bardzo lubię tą piosenkę.Cieszę się ,że znalazła się w repertuarze Sophie.
24 lutego 2010 o 21:17
UsuńAle zaś nie spodoba się fanom, zobaczysz, jak zareaguje na to nasza królowa xD Ja tak nie twierdzę xD To słowa Sophie xD Zresztą ona nie ma prwa widzieć w Voldemorcie przystojnego faceta, bo to jej wujek xD
~Jaenelle
Usuń24 lutego 2010 o 22:48
Mam tak samo. Uwielbiam evanescence tak samo jak Sophie. Pisz szybko, bo zwariuje. Uzależniłam się od twojego opowiadania.
25 lutego 2010 o 09:35
UsuńNapiszę jutro xD
~Jaenelle
Usuń25 lutego 2010 o 14:19
Fajnie.
~Jaenelle
Usuń25 lutego 2010 o 14:44
Fajny szblon.
~Doska
OdpowiedzUsuń24 lutego 2010 o 21:33
Za mało tych tortur, nic nie poczuła… Mogli przynajmniej złamać jej rękę :P Wow…królewicz Barty zawsze na straży ;)
24 lutego 2010 o 21:56
UsuńDokładnie, trzeba być zwartym i gotowym, bo królowa Sophie może akurat sobie zażyczyć rzucić się z Kopca Kościuszki xD
~Olka
OdpowiedzUsuń24 lutego 2010 o 21:46
Fajnie że Sophie wróciła do tego co lubi robić…….czyli śpiewania.czkam na nową notkę.Pozdrawiam.
24 lutego 2010 o 21:58
UsuńNo właśnie, no baa xD
~Evelyn
OdpowiedzUsuń24 lutego 2010 o 22:15
Nareszcie :D. Brawo Barty, lubię go :D. Sapphire jest na prawdę niewdzięczna. Eh no cóż jeszcze powiedzieć. Czekam na następną notę . :D Pozdrawiam
25 lutego 2010 o 09:36
UsuńByły tortury – myślę, że jesteście zadowoleni xD
~Evelyn
Usuń25 lutego 2010 o 12:16
Ja jestem zadowolona chociaż trochę więcej mogli Sapphire torturować, ale oczywiście lepsze to niż nic xD.
25 lutego 2010 o 17:44
UsuńNo, czyli ten punkt tortur mamy zaliczony xD
~Onax3
OdpowiedzUsuń24 lutego 2010 o 22:20
(( ; Co do rozdziału, to jest cool. xDWiesz, tak sobie pomyślałam, że… Jakby kończyły Ci się pomysły, to taki jeden sobie obmyśliłam, że jakby Bella urodziła, i jakimś dziwnym trafem zginęła i ona i jej mąż…. Wtedy Soph i Barty mogliby zaadoptować to dzidzi. :D Ale wiesz, to tylko pomysł. :D
~Eles.
Usuń25 lutego 2010 o 08:16
No wiesz… Frozenka by się prędzej przestała uczyć, niż używała czyichś pomysłów. A poza tym jej wena jest nieśmiertelna ;).
25 lutego 2010 o 09:40
UsuńJa mam pomysł na całe opowiadanie, dlatego piszę tak często. Wiesz, na dlr i ch też by się przydało pisać często, ale nie mam pomysłów, zwłaszcza na Czwórkę. Więc piszę, jak mi przyjdzie pomysł xD Ale na dlr postaram się dziś dodać cóś ciekawego xD
~Eles.
OdpowiedzUsuń25 lutego 2010 o 08:15
Za mało tortur! Ta pind.a powinna zdechnąć i czyścić swoimi strąkami(czyt. jej wieśniackimi włosami) buty Sophie! Ale ona umrze, prędzej czy później, więc to mnie pociesza xD.
25 lutego 2010 o 09:38
UsuńNom, Rabastan ją w Zakazanym Lesie zostawił, bo przecież by go wykryli, gdyby do Hogwartu wszedł. Ma czyścić swoimi włosami buty Sophie? Żeby tłuszczem je pobrudziła? Phi. Ona nosi tylko firmowe albo na miare… szyte. Tzn, robione xD
~Eles.
Usuń25 lutego 2010 o 15:56
No tak, o tym łoju z jej łeba nie pomyślałam xD.
25 lutego 2010 o 17:34
UsuńNo widzisz, trzeba patrzeć na wszystko xD
~.
OdpowiedzUsuń25 lutego 2010 o 12:11
Ocenialnia http://www.kochamy-krytyke.blog.onet.pl zaprasza do oceny.
~Satia
OdpowiedzUsuń25 lutego 2010 o 17:47
Rany! Ale ona ma farta! Ja myślałam, że nie wyjdzie stamtąd żywa! Ale tak, jak jest, też mi odpowiada >:)Rozdział jest świetny. No i takiej właśnie reakcji oczekiwałam od Barty’ego. Dobrze, że zerwie kontakty z Sapphire. Skoro chciała skrzywdzić Sophie, to raczej nie ma już czego u niego szukać.Nie rozumiem tylko, po co Sophie poruszyła temat Armanda. Chyba miała ochotę na awanturę.Co do Czarnego Pana, to tradycyjnie jest świetny ;) A Sophie strasznie go wykorzystuje :/ W sumie w porządku, tylko żeby nie przeholowała. A co takiego napisali mu Ghostowie, że go tak wyprowadzili z równowagi?Rozdział bardzo fajny. Podoba mi się piosenka (choć nic nie przebije tamtej pamiętnej sytuacji, kiedy Sophie się schlała i śpiewała Bad Romance xD) Także ogólnie super:)
25 lutego 2010 o 18:41
UsuńWhehehe, Sophie chyba się trochę nudziła, za mało wrażeń, więc mała kłótnia by jeszcze w planie tego dnia nie zaszkodziła xD
~Satia
Usuń25 lutego 2010 o 18:52
No, ale czemu z Bartym? Mało ma dziewczyna problemów?W ogóle, to soki, że komentuję dopiero dziś, ale wczoraj już czasu nie było. Ale przeczytałam wczoraj;)Zastanawiam się, jaki jest teraz w twoim opo. miesiąc?
25 lutego 2010 o 18:56
UsuńTak. Też nad tym myślałam xD Nie no, żart xD Ron był zatruty w urodziny. Czyli 1 marca. To jest tak… jakoś… w książce byłby to rozdział „Tajemny Pokój”, czyli niedaleko kwietnia xD
~Monsmornia
Usuń25 lutego 2010 o 20:53
A tak propo…czy ciążą Belli nie trwa już trochę za długo?Wiemy ,że była w stanie błogosławionym kiedy zaczęły się problemy z magią Sophie czyli jakoś na krótko przed wakacjami między piątą a szóstą klasą.Załóżmy jednak ,że zygota powstała w lipcu ,jest marzec…no to już będzie 9 miesiąc!Chyba ,że ona jak słoń ma zamiar nosić dziecko pod sercem przez rok.
25 lutego 2010 o 20:56
UsuńŻe też musiałaś się teraz o tą ciążę upomnieć. Ja planowałam jakiś większy rozdział, takie zaskoczenie „a no przecież, Bella w ciąży była” a teraz to żadna niespodzianka. Wiedz jednak, że będzie to w przeciągu 3, 4 rozdziałów xD
~Satia
Usuń25 lutego 2010 o 23:54
O matko, faktycznie! Mnie też wyleciało to z głowy. No to czekam z niecierpliwością;)
26 lutego 2010 o 07:56
UsuńNo widzisz, a ja pamiętam o wszystkim, nawet o tym, że Belli zrobił Rudolf dziecko xD
Eles____
OdpowiedzUsuń25 lutego 2010 o 19:32
Serdecznie zapraszam na Prolog {erede}.