Wyszłam
z gabinetu Croucha po upływie pół godziny. On tylko siedział i pisał, co chwilę
zerkając na jakiś inny pergamin. Buddo, jakie to monotonne. Ja bym zasnęła po
dziesięciu minutach. Barty to miał naprawdę nudne życie.
Zeszłam
do swojego pokoju i rozejrzałam się po nim. Teraz będę musiała być ostrożna,
żeby nie nadziać się przez przypadek na jakiegoś bogina…
Upewniwszy
się, że nigdzie żadna Czarna Dziura na mnie nie czyha, wśliznęłam się do
środka. Wyciągnęłam skrzypce z szafki. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł,
tak prosty i jakże oczywisty.
Weszłam
do komnaty Voldemorta.
-
Rozkaż Glizdogonowi pozbyć się wszystkich boginów z tego domu – oświadczyłam. –
Albo sam się tym zajmij, jak wolisz.
Czarny
Pan zmroził mnie spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział, tylko podciągnął lwy
rękaw szaty i mocno ucisnął Mroczny Znak na swoim przedramieniu. Poczułam
pieczenie swojego tatuażu, ale tylko przez sekundę.
Wzruszyłam
ramionami i wyszłam. Co się będę. Nie mam ochoty patrzeć, jak Glizdogon ryczy
ze strachu na widok swojego bogina. A sądzę, że jest ich tu mnóstwo.
Wbiegłam
po schodach na drugie piętro i weszłam do jakiegoś pokoju. Chciałam mieć
spokój. Różdżką usunęłam kurz z podłogi. W pomieszczeniu nie było nic. Pusto.
Ściany wyklejone czarną tapetą w ciemnoczerwone, malutkie wzorki i czarny
parkiet były tu jedyną ozdobą. Zobaczyłam jeszcze krzesło, stojące na środku
pokoju. Wyglądało jak jedno z tych, których używa się podczas przesłuchań w
Ministerstwie Magii. Pewnie była to sala tortur… a piękne ściany były tylko na
pozór przyjazne. Ile osób tu zginęło?
Oparłam
się o krzesło, ułożyłam skrzypce na ramieniu i zaczęłam grać. Grałam tak i
grałam, kołysząc się w rytm muzyki*… Najpierw ostro szarpałam smyczkiem struny,
później nieco delikatniej… Minęło sporo czasu. Ale dla mnie wydało się to
chwilką, bardzo krótką chwilką.
W
końcu w pokoju zaległa cisza, bardzo kąsająca narząd słuchu po mojej głośnej
grze. Otworzyłam oczy. Piekły mnie od kurzy, który unosił się w powietrzu. I
mimo że usunęłam go z podłogi, nadal panował w pokoju ten niemiły zapach.
Poszłam
do swojego pokoju, żeby schować skrzypce. Prezent od Armanda, dopiero teraz go
odkryłam, po tak wielu latach, odkąd mi go dał. Grałam na tym instrumencie,
kiedy byłam mała, to zresztą on tego mnie nauczył.
Wyszłam
do ogrodu. Śnieg nie był już tak sprężysty i cudowny, jak w grudniu. Był ciężki
i nieco wilgotny, ale to drobiazg. Wyprostowałam się, przechyliłam się do tyłu
i padłam plecami w wielką zaspę. Leżałam tak przez kilka minut, obserwując, jak
deszcz ze śniegiem kropi mi na twarz. Podniosłam się dopiero wtedy, kiedy szata
na plecach całkowicie mi przemokła.
Dopiero
teraz zauważyłam, jak wielki jest ten ogród. Ze wszystkich czterech stron
otaczały go mury dworu Czarnego Pana. Ta cała gęsto rosnąca roślinność
sprawiała, że ogród zdawał mi się o połowę mniejszy. Teraz, gdy dookoła były
tylko obwiązane płatami materiału rośliny, a w wielu miejscach wystawały tylko
nagie badyle, sprawiał wrażenie ogromnego. I taki z pewnością był. Usiadłam na
ośnieżonej ławce i zaczęłam się dookoła rozglądać. Było już ciemno, dopiero
sobie uświadomiłam, jak bardzo ta gra mnie wciągnęła. Ja jednak widziałam
wszystko doskonale. Nie muszę mówić chyba, dlaczego tak się dzieje.
Zajrzałam
do kamiennej studni. Nie wiem, po co tutaj stała. Zdaje mi się, że tylko dla
ozdoby, bo każdy mógł sobie przecież wyczarować wodę, kiedy tylko chciał. A
Barty, który opiekował się tym ogrodem, nie miał z tym najmniejszej trudności.
Niemniej
jednak, woda w studni była zamarznięta. Albo pokrywała ją tylko cienka warstwa
lodu. Nieważne.
Zrobiło
mi się zimno. Stwierdziłam, że na rozgrzanie dobrze mi zrobi coś mocniejszego.
Wiem, nie powinnam tyle pić, ale to nie moja wina. To Voldemort pozwolił mi na
to. Zresztą, taka gwiazda jak ja, nawet niepełnoletnia, może się od czasu do
czasu napić.
Zeszłam
do piwnicy, gdzie trzymali alkohol. Ominęłam półki, na których stała trucizna i
wzięłam z jakiejś innej butelkę Była wypełniona białym płynem o ostrym zapachu.
Cóż, to do dna.
Wypiłam
kilka łyków, ale nie posmakowało mi. Wręcz przeciwnie. Skrzywiłam się i
zaczęłam się krztusić. O mało się nie udusiłam. Poczułam pieczenie w gardle. To
nie mogła być trucizna, nie.
I
nagle stało się coś, co spowodowało kolejny napad paniki. Nie tak wielkiej, jak
po ujrzeniu Czarnej Dziury, ale był to co najmniej szok. Spomiędzy moich
włosów, z miejsca, w których były uszy, zaczęło się dymić. To dymiło z moich uszu!
Przestraszyłam
się, że mogą mi się spalić włosy. Kilka metrów ode mnie zauważyłam stojącą pod
ścianą drewnianą beczkę, prawie tak wysoką jak ja, po brzegi wypełnioną wodą.
Bez wahania włożyłam do niej głowę. Woda wypełniła mi uszy, natychmiast mocząc
mi włosy. Ale przynajmniej przestało mi się dymić z uszu…
Wynurzyłam
się. Zakaszlałam. Nic mi to nie pomogło. Nie dość, że było mi zimno, to jeszcze
byłam okropnie mokra. Wkurzona, poszłam do sypialni Barty’ego. Było dość późno,
powinien już skończyć pracę. No a ja musiałam dostać się do niego niezauważona.
Wszak Voldemortowi by się nie spodobało, gdyby zauważył mnie, błąkającą się jak
duch po ciemnych korytarzach jego opustoszałego domu.
Tak,
jak się spodziewałam, Crouch leżał już w łóżku. Ale oczywiście, nawet tam nie
rozstawał się ze swoją pracą.
-
Zdaje mi się, że z tymi papierami sypiasz częściej, niż ze mną – odezwałam się,
kiedy zamknęłam drzwi.
Barty
zdjął okulary i odłożył je na szafkę nocną. Obserwował, jak suszę sobie różdżką
włosy.
-
Gdzie ty byłaś? – zapytał, podchodząc do mnie, żeby pomóc mi zdjąć obrzydliwie
zimne mokre ubranie. Nie lubiłam tego uczucia, kiedy jakieś odczucie, nie ważne
czy chłodu, czy gorąca, padało na moją wilgotną od mokrego materiału ciała.
-
Przestań, czuję się jeszcze młodsza niż jestem w rzeczywistości – chodziło mi
oczywiście o fakt, że Barty zdejmował ze mnie bluzkę, lecz w sposób, jaki robi
się to małemu dziecku.
Różdżką
wysuszyłam się w sekundę. Na moim ciele pojawiła się koszula nocna.
-
Jak jest późno? – zapytałam, kładąc się obok niego.
Barty
z powrotem wsadził na nos okulary, podniósł z podłogi kilka kartek pergaminu i
zerknął na zegarek na swoim przegubie.
-
Dwudziesta trzecia – mruknął. – Przeszkadza ci to światło?
Odpowiedziałam,
że nie przeszkadza. Obserwowałam go przez kilka minut, jak czyta te cztery
kartki. Albo pismo musiało być naprawdę malutkie, albo Barty uczył się tekstu
na pamięć. W ostateczności to mnie dłużył się czas.
Przewróciłam
się z prawego boku na plecy i westchnęłam ciężko.
-
Skończ już – poradziłam mu. – I zdejmij te okulary, głupio w nich wyglądasz.
-
Serio?
-
Nie, nadal jesteś zabójczo przystojny, ale przestań już czytać, bo zwariuję.
Barty
posłuchał mnie, jednak z pewnym oburzeniem, bo mamrotał coś pod nosem, że nie
pozwalam mu pracować i przeze mnie zostanie ukarany.
Zgasił
światło i machnął różdżką, żeby przydusić ogień w kominku. Zapanowała ciemność.
Tylko światło księżyca sprawiało, że wszystko dookoła było granatowo szare.
Odwróciłam
się twarzą do Barty’ego. On wpatrywał się we mnie, trochę zły, że przerwałam mu
pracę. Patrzył tak przez jakiś czas, nie odzywając się. Poczułam się dziwnie,
mogę nawet powiedzieć, że dreszcz strachu przebiegł mi po grzbiecie, aczkolwiek
usta same rozciągnęły się w nieśmiałym uśmiechu.
-
Czemu tak na mnie patrzysz? – zapytałam.
On
tylko wzruszył ramionami.
-
Zastanawiam się, czy piłaś – odparł.
Odwróciłam
na moment wzrok, a moje policzki pokrył nieznaczny rumieniec wstydu. On jednak
nie mógł tego zobaczyć, na szczęście.
-
Tylko troszkę, było mi zimno – mruknęłam, próbując niewinnym uśmiechem
załagodzić sytuację. – A co, wyrzucisz mnie?
Przewrócił
oczami, myśląc, że tego nie zauważę przez ciemność, panującą w pokoju.
Niestety, widziałam doskonale zniecierpliwienie na jego twarzy.
-
Wiesz, że nie – odpowiedział. – Ale nie możesz pić. Alkohol jest przeznaczony
dla osób dorosłych. Poza tym w piwnicy jest wiele niebezpiecznych, trujących
substancji, które właśnie powoli są przenoszone do innego pomieszczenia.
-
Daj spokój, napiłam się tylko kilka łyków jakiegoś białego napoju. O co tyle
krzyku…
Przewróciłam
się na drugi bok, kończąc tym samym rozmowę. Ale Crouch ani myślał przystawać
na moje warunki. Oparł się na łokciu i przysunął się bliżej, żebym go lepiej
mogła usłyszeć.
-
Zachowujesz się nieodpowiedzialnie – zaczął.
-
Odezwał się ten, który zachowuje się jak dorosły – mruknęłam. – Daj mi spokój.
-
Dobrze, jak sobie życzysz – te słowa wypowiedziane były z goryczą, jakby chciał
mi pokazać, że nie odezwie się do mnie, jeśli coś będę od niego chciała.
I
rzeczywiście, chyba to przewidział. Po dalszym zastanowieniu doszłam do
wniosku, że zachowałam się względem niego jak jego pani, nie jak kochanka.
-
Barty – szepnęłam. – Śpisz?
-
Nie.
-
Pardon, nie chciałam się tak unieść –
powiedziałam już normalnym głosem.
Nie
odpowiedział mi, tylko pocałował mnie w policzek.
-
Śpij już – usłyszałam tylko.
Usiadłam
na łóżku, oburzona tymi słowami.
-
Tobie łatwo jest powiedzieć – warknęłam. – Bo ty nie widzisz Czarnej, kiedy
tylko zamkniesz oczy.
Barty
oparł się na łokciu i przyjrzał mi się uważnie.
-
Dlaczego właściwie boisz się Czarnych Dziur? – zapytał. – Nie, będę wypowiadał
to słowo, nawet tysiąc razy, jeśli zechcę. Strach przed nazwą wzmaga strach
przed samą rzeczą. Wiesz, co mi to przypomina? Żałosny strach czarodziejów
przed nazywaniem Czarnego Pana po imieniu.
-
Wy też nie mówicie do niego per Voldemorcie – zauważyłam.
-
Z szacunku – wyjaśnił Crouch z uśmiechu. – No i znamy go trochę, prawda?
Westchnęłam
przeciągle, spazmatycznie i opadłam z powrotem na poduszki.
-
Więc? – dodał. – Co cię przeraża w…
-
Sam ten odgłos – odpowiedziałam ze złością. – Już ci mówiłam. Ten szum, ten
okropny widok… nie potrafię tego opisać słowami. Nie każ mi sobie jej
przypominać, bo zostanę tutaj przez miesiąc. Po prostu daj mi zapomnieć,
dobrze?
-
A nie chcesz pokonać strachu? – spytał.
-
Nie.
Odwróciłam
się do niego plecami. Nie chciałam już rozmawiać. Zamknęłam oczy i usiłowałam
zasnąć. Przerażający widok znów ukazała mi moja wyobraźnia. Ale przywykłam już
do tego, więc nie przeraził mnie tak bardzo.
Podobno
na końcu Czarnej Dziury jest Biała Dziura, którą wszystko wylatuje. Tak, tylko
nic nie ma prawa przetrwać w niej choćby sekundy, bo czarna cię wessie i
rozerwie na kawałeczki. Widziałam na ruchomych obrazkach w książce do
astronomii, co te potwory robią z planetą, a co dopiero z małym człowieczkiem.
A
tak w ogóle, to nie wierzę w istnienie Białych Dziur. Nigdy nic takiego nie
widziałam. No, Czarnych też w sumie nie widziałam na oczy, ale mugole przecież
robią im zdjęcia tymi swoimi satelitami. Założę się, że Anzelm by wiedział. On
wiedział dużo. Chociaż jego też nie znałam, to sądzę, że był bardzo mądrym
człowiekiem. Napisał wiele mądrych, naukowych książek. Muszę stwierdzić, że
miałam bardzo inteligentnego dziadka, jak na tak szaloną rodzinę, w której się
znalazł.
~*~
Nic
się w sumie nie działo, ale rozdział mi się podoba. Spokojny, ale całkiem w
porządku. Nie mogę się zbytnio rozpisywać, bo muszę jeszcze się trochę pouczyć
z geografii. Jutro mam sprawdzian J Dedykacja dla Satii :*
~mally
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2010 o 18:25
Fajny rozdział. Ciekawa jestem tylko co dokładnie Sophie wypiła. kojarzy mi się to tylko z jakąś trucizną. Barty to rzeczywiście ma nudne życie, papierki, papiery i od czasu do czasu papierzyska. xD Podoba mi się Biała Dziura, taki optymistyczny akcent w tej okropnej Czarnej. Pozdrawiam
11 stycznia 2010 o 21:08
UsuńJak widziałam białą dziurę w goglach, to aż odetchnęłam. Myślałam, że to będzie jakaś koszmarna, potworna potwora, jak czarna, ale jednak nie, bardzo przyjaźnie wygląda xD
~carmen37
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2010 o 18:50
hah chyba second xD
~carmen37
Usuń10 stycznia 2010 o 19:15
no, chyba pod względem odpowiedzialnosci to Sophie nie za bardzo powinna się wypowiadać xD Voldemort był, ale szkoda, ze tak mało.
11 stycznia 2010 o 21:11
UsuńEtam, jest odpowiedzialna, ale nie za to, co ważne xD Ja stwierdziłam, że Sophie nie jest dopuszczana do tego, żeby być odpowiedzialną. Bo tak. Armand z nią na polowania chodzi, żeby sobie nie pobrusziła szaty krwią, Voldek ze skóry wyłazi, aż potajemnie romansuje z Dumbledore’em, żeby ją chronił… xD
~kotka
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2010 o 19:05
No to third. Jest z niej mała panikara, a do tego nieodpowiedzialna. ale przynajmniej nie jest wszechmocna ;P Czemu oni śpia razem?! Ja bym się wkurzyła na miejscu Bartemiusza, bo Sophie jest rozkapryszona. No nic, czekam na next.
11 stycznia 2010 o 21:03
UsuńNo bo Barty jest cierpliwy, poza tym Sophie gorsze rzeczy robiła xD Rozwaliła okna np., walnęła go w twarz, aż rany zostały… xD
~Olka
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2010 o 19:55
Skoro Sophie boi się być sama to właściwie czemu poszła doBarty’ego na noc,a nie do Voldemorta? Czekam na next.Pozdrawiam.
11 stycznia 2010 o 21:12
UsuńBo Barty nie ma twarzy gada, bo Barty jest jej kochankiem i może z nim pogadać o wszystkim, bo Barty na nią się nie wydrze, jak poczuje od niej alkohol (no, może małe kazanko odprawi, ale nic poza tym) xD
~Kada113
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2010 o 20:20
5?? Mi się rozdział podobasama musze się uczyć z chemi… i z niemca
11 stycznia 2010 o 21:13
UsuńOł. Współczuję. Chemii się boję, a niemieckiego nie lubię xD
~Satia
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2010 o 20:44
Ech, Barty zakochał się w pergaminie. To dopiero;PA Sophie co wymyśliła? Co to miało być, nowa metoda na samobójstwo? Zamierza się rozchorować i umrzeć na zapalenie płuc? Ciekawe, co też ona wypiła na rozgrzewkę. Ale skoro poszedł jej dym z uszu to z całą pewnością rozgrzało ją na maxa;PNie rozumiem Sophie, czemu się tak koszmarnie boi tych czarnych dziur. I nie powinna się tak przejmować tą porażką w walce z boginem. Wziął ją z zaskoczenia. A w domu Czarnego Pana to naprawdę można znaleźć wszystko. Ciekawe, jak wyglądałby bogin Glizdogona. To mogłoby być ciekawe;PIiiiii !!! Notka dla mnie! Rajciu!!! Dziękuję:*
10 stycznia 2010 o 21:16
UsuńHeh, też się zastanawiam, jakby jego bogin wyglądał. Pewnie jakiś zmutowany kot, bo Glizdogon to w końcu szczur xD Porażka i Sophie to dwa różne pojęcia, ją to będzie prześladować przez długi czas xD
~Satia
Usuń10 stycznia 2010 o 21:57
No tak, nie ma nic gorszego niż zraniona duma:/ Zwłaszcza u takiej osoby jak Sophie.
klaudia1009@autograf.pl
Usuń11 stycznia 2010 o 19:20
no właśnie… a wracając do bogina Barty’ego, to może Frozen napisze jaką takowy przybiera postać? Pils! Frozen! Wierzę w ciebie, że coś wymyślisz;) W końcu ty zawsze masz fajne pomysły XD
11 stycznia 2010 o 21:06
UsuńLol. Zdradzę, że ja nie mam pojęcia, jaką postać przybiera bogin Croucha. Ale cicho, nie mówcie nikomu xD
~Satia
Usuń12 stycznia 2010 o 13:59
No to wymyśl! Podłączam się pod prośbę koleżanki. Hm… a tak szczerze mówiąc, to biorąc pod uwagę fakt, że Crouch jest kim jest i ma za sobą sporo przeżyć, to nie zdziwiłabym się, gdyby jego bogin to był dementor. Albo auror przychodzący by go aresztować;P
12 stycznia 2010 o 17:09
UsuńAlbo gwałciciel. Odsyłam do rozdziału 138 xD
~Satia
Usuń13 stycznia 2010 o 14:50
Pamiętam tamten rozdział. Też może być;)
~alice.
OdpowiedzUsuń11 stycznia 2010 o 14:52
Kurde no! Czy ty wiesz, czy ty wiesz, że nie skomentowałam Ci ost rozdziału? uhh, uhh! Wybaczysz? ;dhaha, Sophie zawsze wypije coś, czego nie powinna. xD Chociaż, powiem Ci, że sama chciałabym wypić to „coś” co ona. xD Dymienie z uszu musi być świetne. xD buhaha. xDOh, i jaki Barty opiekuńczy zrobił się. ;)) xD
klaudia1009@autograf.pl
OdpowiedzUsuń11 stycznia 2010 o 19:23
a tak poza tym , to nie wiedziałam, że lubisz Modę na sukces XD
11 stycznia 2010 o 21:03
UsuńUwielbiam wprost xD
leiwiess@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń11 stycznia 2010 o 19:53
Na blogu niesforny-uklad-zdarzen.blog.onet.plUkazała się nowa notka, oraz nowy wystrój bloga !serdecznie zapraszam i proszę o wyrażanie opinii.:D
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń11 stycznia 2010 o 21:55
A ja nie wiem, co powiedzieć. Cóż… walnę prosto z mostu, że mi się podobało i nie będę w bawełnę owijać, bo to nie w moim stylu. Pozdro ;).
11 stycznia 2010 o 22:08
UsuńW moim też nie xD
~Elizabeth Schmitt
Usuń12 stycznia 2010 o 16:16
Haha, widzisz więc obecną sytuację ;).
12 stycznia 2010 o 17:07
UsuńEeee…. jaką? xD
kroliki505@vp.pl
Usuń12 stycznia 2010 o 19:14
Ach, sama nie wiem. Może… a z resztą sama nie wiem ;). Elizabeth Schmitt
~Doska
OdpowiedzUsuń11 stycznia 2010 o 22:45
nie moge sobie wyobrazic Croucha w okularach? wiem…jestem czasem ograniczone, ale jakos tak…normalnie mi to nie wychodzi xD
~Doska
Usuń11 stycznia 2010 o 22:46
S.P. I nie ma to jak pic w ciemno, czyli nie wiadomo co… xD fajne byly te dymiace uszy
12 stycznia 2010 o 17:10
UsuńA potrafisz w ogóle sobie wyobrazić twarze (ludzkie twarze) bohaterów? Ja czasami nie xD