10 stycznia 2010

Rozdział 229

Wyszłam z gabinetu Croucha po upływie pół godziny. On tylko siedział i pisał, co chwilę zerkając na jakiś inny pergamin. Buddo, jakie to monotonne. Ja bym zasnęła po dziesięciu minutach. Barty to miał naprawdę nudne życie.
Zeszłam do swojego pokoju i rozejrzałam się po nim. Teraz będę musiała być ostrożna, żeby nie nadziać się przez przypadek na jakiegoś bogina…

Upewniwszy się, że nigdzie żadna Czarna Dziura na mnie nie czyha, wśliznęłam się do środka. Wyciągnęłam skrzypce z szafki. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł, tak prosty i jakże oczywisty.
Weszłam do komnaty Voldemorta.
- Rozkaż Glizdogonowi pozbyć się wszystkich boginów z tego domu – oświadczyłam. – Albo sam się tym zajmij, jak wolisz.
Czarny Pan zmroził mnie spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział, tylko podciągnął lwy rękaw szaty i mocno ucisnął Mroczny Znak na swoim przedramieniu. Poczułam pieczenie swojego tatuażu, ale tylko przez sekundę.
Wzruszyłam ramionami i wyszłam. Co się będę. Nie mam ochoty patrzeć, jak Glizdogon ryczy ze strachu na widok swojego bogina. A sądzę, że jest ich tu mnóstwo.

Wbiegłam po schodach na drugie piętro i weszłam do jakiegoś pokoju. Chciałam mieć spokój. Różdżką usunęłam kurz z podłogi. W pomieszczeniu nie było nic. Pusto. Ściany wyklejone czarną tapetą w ciemnoczerwone, malutkie wzorki i czarny parkiet były tu jedyną ozdobą. Zobaczyłam jeszcze krzesło, stojące na środku pokoju. Wyglądało jak jedno z tych, których używa się podczas przesłuchań w Ministerstwie Magii. Pewnie była to sala tortur… a piękne ściany były tylko na pozór przyjazne. Ile osób tu zginęło?

Oparłam się o krzesło, ułożyłam skrzypce na ramieniu i zaczęłam grać. Grałam tak i grałam, kołysząc się w rytm muzyki*… Najpierw ostro szarpałam smyczkiem struny, później nieco delikatniej… Minęło sporo czasu. Ale dla mnie wydało się to chwilką, bardzo krótką chwilką.

W końcu w pokoju zaległa cisza, bardzo kąsająca narząd słuchu po mojej głośnej grze. Otworzyłam oczy. Piekły mnie od kurzy, który unosił się w powietrzu. I mimo że usunęłam go z podłogi, nadal panował w pokoju ten niemiły zapach.

Poszłam do swojego pokoju, żeby schować skrzypce. Prezent od Armanda, dopiero teraz go odkryłam, po tak wielu latach, odkąd mi go dał. Grałam na tym instrumencie, kiedy byłam mała, to zresztą on tego mnie nauczył.

Wyszłam do ogrodu. Śnieg nie był już tak sprężysty i cudowny, jak w grudniu. Był ciężki i nieco wilgotny, ale to drobiazg. Wyprostowałam się, przechyliłam się do tyłu i padłam plecami w wielką zaspę. Leżałam tak przez kilka minut, obserwując, jak deszcz ze śniegiem kropi mi na twarz. Podniosłam się dopiero wtedy, kiedy szata na plecach całkowicie mi przemokła.

Dopiero teraz zauważyłam, jak wielki jest ten ogród. Ze wszystkich czterech stron otaczały go mury dworu Czarnego Pana. Ta cała gęsto rosnąca roślinność sprawiała, że ogród zdawał mi się o połowę mniejszy. Teraz, gdy dookoła były tylko obwiązane płatami materiału rośliny, a w wielu miejscach wystawały tylko nagie badyle, sprawiał wrażenie ogromnego. I taki z pewnością był. Usiadłam na ośnieżonej ławce i zaczęłam się dookoła rozglądać. Było już ciemno, dopiero sobie uświadomiłam, jak bardzo ta gra mnie wciągnęła. Ja jednak widziałam wszystko doskonale. Nie muszę mówić chyba, dlaczego tak się dzieje.

Zajrzałam do kamiennej studni. Nie wiem, po co tutaj stała. Zdaje mi się, że tylko dla ozdoby, bo każdy mógł sobie przecież wyczarować wodę, kiedy tylko chciał. A Barty, który opiekował się tym ogrodem, nie miał z tym najmniejszej trudności.
Niemniej jednak, woda w studni była zamarznięta. Albo pokrywała ją tylko cienka warstwa lodu. Nieważne.

Zrobiło mi się zimno. Stwierdziłam, że na rozgrzanie dobrze mi zrobi coś mocniejszego. Wiem, nie powinnam tyle pić, ale to nie moja wina. To Voldemort pozwolił mi na to. Zresztą, taka gwiazda jak ja, nawet niepełnoletnia, może się od czasu do czasu napić.

Zeszłam do piwnicy, gdzie trzymali alkohol. Ominęłam półki, na których stała trucizna i wzięłam z jakiejś innej butelkę Była wypełniona białym płynem o ostrym zapachu. Cóż, to do dna.
Wypiłam kilka łyków, ale nie posmakowało mi. Wręcz przeciwnie. Skrzywiłam się i zaczęłam się krztusić. O mało się nie udusiłam. Poczułam pieczenie w gardle. To nie mogła być trucizna, nie.

I nagle stało się coś, co spowodowało kolejny napad paniki. Nie tak wielkiej, jak po ujrzeniu Czarnej Dziury, ale był to co najmniej szok. Spomiędzy moich włosów, z miejsca, w których były uszy, zaczęło się dymić. To dymiło z moich uszu!

Przestraszyłam się, że mogą mi się spalić włosy. Kilka metrów ode mnie zauważyłam stojącą pod ścianą drewnianą beczkę, prawie tak wysoką jak ja, po brzegi wypełnioną wodą. Bez wahania włożyłam do niej głowę. Woda wypełniła mi uszy, natychmiast mocząc mi włosy. Ale przynajmniej przestało mi się dymić z uszu…

Wynurzyłam się. Zakaszlałam. Nic mi to nie pomogło. Nie dość, że było mi zimno, to jeszcze byłam okropnie mokra. Wkurzona, poszłam do sypialni Barty’ego. Było dość późno, powinien już skończyć pracę. No a ja musiałam dostać się do niego niezauważona. Wszak Voldemortowi by się nie spodobało, gdyby zauważył mnie, błąkającą się jak duch po ciemnych korytarzach jego opustoszałego domu.

Tak, jak się spodziewałam, Crouch leżał już w łóżku. Ale oczywiście, nawet tam nie rozstawał się ze swoją pracą.
- Zdaje mi się, że z tymi papierami sypiasz częściej, niż ze mną – odezwałam się, kiedy zamknęłam drzwi.
Barty zdjął okulary i odłożył je na szafkę nocną. Obserwował, jak suszę sobie różdżką włosy.
- Gdzie ty byłaś? – zapytał, podchodząc do mnie, żeby pomóc mi zdjąć obrzydliwie zimne mokre ubranie. Nie lubiłam tego uczucia, kiedy jakieś odczucie, nie ważne czy chłodu, czy gorąca, padało na moją wilgotną od mokrego materiału ciała.
- Przestań, czuję się jeszcze młodsza niż jestem w rzeczywistości – chodziło mi oczywiście o fakt, że Barty zdejmował ze mnie bluzkę, lecz w sposób, jaki robi się to małemu dziecku.
Różdżką wysuszyłam się w sekundę. Na moim ciele pojawiła się koszula nocna.

- Jak jest późno? – zapytałam, kładąc się obok niego.
Barty z powrotem wsadził na nos okulary, podniósł z podłogi kilka kartek pergaminu i zerknął na zegarek na swoim przegubie.
- Dwudziesta trzecia – mruknął. – Przeszkadza ci to światło?
Odpowiedziałam, że nie przeszkadza. Obserwowałam go przez kilka minut, jak czyta te cztery kartki. Albo pismo musiało być naprawdę malutkie, albo Barty uczył się tekstu na pamięć. W ostateczności to mnie dłużył się czas.

Przewróciłam się z prawego boku na plecy i westchnęłam ciężko.
- Skończ już – poradziłam mu. – I zdejmij te okulary, głupio w nich wyglądasz.
- Serio?
- Nie, nadal jesteś zabójczo przystojny, ale przestań już czytać, bo zwariuję.
Barty posłuchał mnie, jednak z pewnym oburzeniem, bo mamrotał coś pod nosem, że nie pozwalam mu pracować i przeze mnie zostanie ukarany.

Zgasił światło i machnął różdżką, żeby przydusić ogień w kominku. Zapanowała ciemność. Tylko światło księżyca sprawiało, że wszystko dookoła było granatowo szare.

Odwróciłam się twarzą do Barty’ego. On wpatrywał się we mnie, trochę zły, że przerwałam mu pracę. Patrzył tak przez jakiś czas, nie odzywając się. Poczułam się dziwnie, mogę nawet powiedzieć, że dreszcz strachu przebiegł mi po grzbiecie, aczkolwiek usta same rozciągnęły się w nieśmiałym uśmiechu.
- Czemu tak na mnie patrzysz? – zapytałam.
On tylko wzruszył ramionami.
- Zastanawiam się, czy piłaś – odparł.
Odwróciłam na moment wzrok, a moje policzki pokrył nieznaczny rumieniec wstydu. On jednak nie mógł tego zobaczyć, na szczęście.
- Tylko troszkę, było mi zimno – mruknęłam, próbując niewinnym uśmiechem załagodzić sytuację. – A co, wyrzucisz mnie?
Przewrócił oczami, myśląc, że tego nie zauważę przez ciemność, panującą w pokoju. Niestety, widziałam doskonale zniecierpliwienie na jego twarzy.
- Wiesz, że nie – odpowiedział. – Ale nie możesz pić. Alkohol jest przeznaczony dla osób dorosłych. Poza tym w piwnicy jest wiele niebezpiecznych, trujących substancji, które właśnie powoli są przenoszone do innego pomieszczenia.
- Daj spokój, napiłam się tylko kilka łyków jakiegoś białego napoju. O co tyle krzyku…
Przewróciłam się na drugi bok, kończąc tym samym rozmowę. Ale Crouch ani myślał przystawać na moje warunki. Oparł się na łokciu i przysunął się bliżej, żebym go lepiej mogła usłyszeć.
- Zachowujesz się nieodpowiedzialnie – zaczął.
- Odezwał się ten, który zachowuje się jak dorosły – mruknęłam. – Daj mi spokój.
- Dobrze, jak sobie życzysz – te słowa wypowiedziane były z goryczą, jakby chciał mi pokazać, że nie odezwie się do mnie, jeśli coś będę od niego chciała.

I rzeczywiście, chyba to przewidział. Po dalszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że zachowałam się względem niego jak jego pani, nie jak kochanka.
- Barty – szepnęłam. – Śpisz?
- Nie.
- Pardon, nie chciałam się tak unieść – powiedziałam już normalnym głosem.
Nie odpowiedział mi, tylko pocałował mnie w policzek.
- Śpij już – usłyszałam tylko.
Usiadłam na łóżku, oburzona tymi słowami.
- Tobie łatwo jest powiedzieć – warknęłam. – Bo ty nie widzisz Czarnej, kiedy tylko zamkniesz oczy.
Barty oparł się na łokciu i przyjrzał mi się uważnie.
- Dlaczego właściwie boisz się Czarnych Dziur? – zapytał. – Nie, będę wypowiadał to słowo, nawet tysiąc razy, jeśli zechcę. Strach przed nazwą wzmaga strach przed samą rzeczą. Wiesz, co mi to przypomina? Żałosny strach czarodziejów przed nazywaniem Czarnego Pana po imieniu.
- Wy też nie mówicie do niego per Voldemorcie – zauważyłam.
- Z szacunku – wyjaśnił Crouch z uśmiechu. – No i znamy go trochę, prawda?
Westchnęłam przeciągle, spazmatycznie i opadłam z powrotem na poduszki.
- Więc? – dodał. – Co cię przeraża w…
- Sam ten odgłos – odpowiedziałam ze złością. – Już ci mówiłam. Ten szum, ten okropny widok… nie potrafię tego opisać słowami. Nie każ mi sobie jej przypominać, bo zostanę tutaj przez miesiąc. Po prostu daj mi zapomnieć, dobrze?
- A nie chcesz pokonać strachu? – spytał.
- Nie.
Odwróciłam się do niego plecami. Nie chciałam już rozmawiać. Zamknęłam oczy i usiłowałam zasnąć. Przerażający widok znów ukazała mi moja wyobraźnia. Ale przywykłam już do tego, więc nie przeraził mnie tak bardzo.

Podobno na końcu Czarnej Dziury jest Biała Dziura, którą wszystko wylatuje. Tak, tylko nic nie ma prawa przetrwać w niej choćby sekundy, bo czarna cię wessie i rozerwie na kawałeczki. Widziałam na ruchomych obrazkach w książce do astronomii, co te potwory robią z planetą, a co dopiero z małym człowieczkiem.

A tak w ogóle, to nie wierzę w istnienie Białych Dziur. Nigdy nic takiego nie widziałam. No, Czarnych też w sumie nie widziałam na oczy, ale mugole przecież robią im zdjęcia tymi swoimi satelitami. Założę się, że Anzelm by wiedział. On wiedział dużo. Chociaż jego też nie znałam, to sądzę, że był bardzo mądrym człowiekiem. Napisał wiele mądrych, naukowych książek. Muszę stwierdzić, że miałam bardzo inteligentnego dziadka, jak na tak szaloną rodzinę, w której się znalazł.

~*~


Nic się w sumie nie działo, ale rozdział mi się podoba. Spokojny, ale całkiem w porządku. Nie mogę się zbytnio rozpisywać, bo muszę jeszcze się trochę pouczyć z geografii. Jutro mam sprawdzian J Dedykacja dla Satii :* 

31 komentarzy:

  1. ~mally
    10 stycznia 2010 o 18:25

    Fajny rozdział. Ciekawa jestem tylko co dokładnie Sophie wypiła. kojarzy mi się to tylko z jakąś trucizną. Barty to rzeczywiście ma nudne życie, papierki, papiery i od czasu do czasu papierzyska. xD Podoba mi się Biała Dziura, taki optymistyczny akcent w tej okropnej Czarnej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 stycznia 2010 o 21:08
      Jak widziałam białą dziurę w goglach, to aż odetchnęłam. Myślałam, że to będzie jakaś koszmarna, potworna potwora, jak czarna, ale jednak nie, bardzo przyjaźnie wygląda xD

      Usuń
  2. ~carmen37
    10 stycznia 2010 o 18:50

    hah chyba second xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~carmen37
      10 stycznia 2010 o 19:15

      no, chyba pod względem odpowiedzialnosci to Sophie nie za bardzo powinna się wypowiadać xD Voldemort był, ale szkoda, ze tak mało.

      Usuń
    2. 11 stycznia 2010 o 21:11
      Etam, jest odpowiedzialna, ale nie za to, co ważne xD Ja stwierdziłam, że Sophie nie jest dopuszczana do tego, żeby być odpowiedzialną. Bo tak. Armand z nią na polowania chodzi, żeby sobie nie pobrusziła szaty krwią, Voldek ze skóry wyłazi, aż potajemnie romansuje z Dumbledore’em, żeby ją chronił… xD

      Usuń
  3. ~kotka
    10 stycznia 2010 o 19:05

    No to third. Jest z niej mała panikara, a do tego nieodpowiedzialna. ale przynajmniej nie jest wszechmocna ;P Czemu oni śpia razem?! Ja bym się wkurzyła na miejscu Bartemiusza, bo Sophie jest rozkapryszona. No nic, czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 stycznia 2010 o 21:03
      No bo Barty jest cierpliwy, poza tym Sophie gorsze rzeczy robiła xD Rozwaliła okna np., walnęła go w twarz, aż rany zostały… xD

      Usuń
  4. ~Olka
    10 stycznia 2010 o 19:55

    Skoro Sophie boi się być sama to właściwie czemu poszła doBarty’ego na noc,a nie do Voldemorta? Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 stycznia 2010 o 21:12
      Bo Barty nie ma twarzy gada, bo Barty jest jej kochankiem i może z nim pogadać o wszystkim, bo Barty na nią się nie wydrze, jak poczuje od niej alkohol (no, może małe kazanko odprawi, ale nic poza tym) xD

      Usuń
  5. ~Kada113
    10 stycznia 2010 o 20:20

    5?? Mi się rozdział podobasama musze się uczyć z chemi… i z niemca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 stycznia 2010 o 21:13
      Oł. Współczuję. Chemii się boję, a niemieckiego nie lubię xD

      Usuń
  6. ~Satia
    10 stycznia 2010 o 20:44

    Ech, Barty zakochał się w pergaminie. To dopiero;PA Sophie co wymyśliła? Co to miało być, nowa metoda na samobójstwo? Zamierza się rozchorować i umrzeć na zapalenie płuc? Ciekawe, co też ona wypiła na rozgrzewkę. Ale skoro poszedł jej dym z uszu to z całą pewnością rozgrzało ją na maxa;PNie rozumiem Sophie, czemu się tak koszmarnie boi tych czarnych dziur. I nie powinna się tak przejmować tą porażką w walce z boginem. Wziął ją z zaskoczenia. A w domu Czarnego Pana to naprawdę można znaleźć wszystko. Ciekawe, jak wyglądałby bogin Glizdogona. To mogłoby być ciekawe;PIiiiii !!! Notka dla mnie! Rajciu!!! Dziękuję:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 stycznia 2010 o 21:16
      Heh, też się zastanawiam, jakby jego bogin wyglądał. Pewnie jakiś zmutowany kot, bo Glizdogon to w końcu szczur xD Porażka i Sophie to dwa różne pojęcia, ją to będzie prześladować przez długi czas xD

      Usuń
    2. ~Satia
      10 stycznia 2010 o 21:57

      No tak, nie ma nic gorszego niż zraniona duma:/ Zwłaszcza u takiej osoby jak Sophie.

      Usuń
    3. klaudia1009@autograf.pl
      11 stycznia 2010 o 19:20

      no właśnie… a wracając do bogina Barty’ego, to może Frozen napisze jaką takowy przybiera postać? Pils! Frozen! Wierzę w ciebie, że coś wymyślisz;) W końcu ty zawsze masz fajne pomysły XD

      Usuń
    4. 11 stycznia 2010 o 21:06
      Lol. Zdradzę, że ja nie mam pojęcia, jaką postać przybiera bogin Croucha. Ale cicho, nie mówcie nikomu xD

      Usuń
    5. ~Satia
      12 stycznia 2010 o 13:59

      No to wymyśl! Podłączam się pod prośbę koleżanki. Hm… a tak szczerze mówiąc, to biorąc pod uwagę fakt, że Crouch jest kim jest i ma za sobą sporo przeżyć, to nie zdziwiłabym się, gdyby jego bogin to był dementor. Albo auror przychodzący by go aresztować;P

      Usuń
    6. 12 stycznia 2010 o 17:09
      Albo gwałciciel. Odsyłam do rozdziału 138 xD

      Usuń
    7. ~Satia
      13 stycznia 2010 o 14:50

      Pamiętam tamten rozdział. Też może być;)

      Usuń
  7. ~alice.
    11 stycznia 2010 o 14:52

    Kurde no! Czy ty wiesz, czy ty wiesz, że nie skomentowałam Ci ost rozdziału? uhh, uhh! Wybaczysz? ;dhaha, Sophie zawsze wypije coś, czego nie powinna. xD Chociaż, powiem Ci, że sama chciałabym wypić to „coś” co ona. xD Dymienie z uszu musi być świetne. xD buhaha. xDOh, i jaki Barty opiekuńczy zrobił się. ;)) xD

    OdpowiedzUsuń
  8. klaudia1009@autograf.pl
    11 stycznia 2010 o 19:23

    a tak poza tym , to nie wiedziałam, że lubisz Modę na sukces XD

    OdpowiedzUsuń
  9. leiwiess@buziaczek.pl
    11 stycznia 2010 o 19:53

    Na blogu niesforny-uklad-zdarzen.blog.onet.plUkazała się nowa notka, oraz nowy wystrój bloga !serdecznie zapraszam i proszę o wyrażanie opinii.:D

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Elizabeth Schmitt
    11 stycznia 2010 o 21:55

    A ja nie wiem, co powiedzieć. Cóż… walnę prosto z mostu, że mi się podobało i nie będę w bawełnę owijać, bo to nie w moim stylu. Pozdro ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 stycznia 2010 o 22:08
      W moim też nie xD

      Usuń
    2. ~Elizabeth Schmitt
      12 stycznia 2010 o 16:16

      Haha, widzisz więc obecną sytuację ;).

      Usuń
    3. 12 stycznia 2010 o 17:07
      Eeee…. jaką? xD

      Usuń
    4. kroliki505@vp.pl
      12 stycznia 2010 o 19:14

      Ach, sama nie wiem. Może… a z resztą sama nie wiem ;). Elizabeth Schmitt

      Usuń
  11. ~Doska
    11 stycznia 2010 o 22:45

    nie moge sobie wyobrazic Croucha w okularach? wiem…jestem czasem ograniczone, ale jakos tak…normalnie mi to nie wychodzi xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Doska
      11 stycznia 2010 o 22:46

      S.P. I nie ma to jak pic w ciemno, czyli nie wiadomo co… xD fajne byly te dymiace uszy

      Usuń
    2. 12 stycznia 2010 o 17:10
      A potrafisz w ogóle sobie wyobrazić twarze (ludzkie twarze) bohaterów? Ja czasami nie xD

      Usuń