-To od Dumbledore’a – powiedział Spirydion.
-Dobra, dzięki – mruknęłam, siłując się z cienkim sznureczkiem listu. Zawsze irytowały mnie wiadomości od Albusa, bo zawsze Dumbledore tak ciasno wiązał te listy, że nie sposób się było do nich dobrać.
Byłbym zaszczycony, gdybyś mogła przyjść do mojego gabinetu. Mamy pewną sprawę do omówienia, nie cierpiącą zwłoki, a Twoja obecność jest niezbędna.
Albus
Zaskakująca sprawa… My? Co to znaczy my? Chyba Dumbledore nie ściągnął tutaj Zakonu, czy… Syriusza. Nie, przecież nie jest aż tak głupi i naiwny. Owszem, to wielki czarodziej, ale bądź co bądź, to kochaś mugoli…
Schowałam list do kieszeni i opuściłam lochy. Weszłam po schodach na piętro, gdzie znajdował się gabinet dyrektora i stanęłam przed kamiennym gargulcem.
-Cytrynowe dropsy? – palnęłam pierwsze hasło, jakie mi przyszło do głowy. Ku mojemu zaskoczeniu, posąg odskoczył, ukazując mi przejście. Wbiegłam po schodach i zapukałam. Odpowiedziało mi spokojne „proszę” Dumbledore’a. Pchnęłam drewniane drzwi i weszłam. Gabinet wyglądał jak zwykle. Na ścianach wisiały portrety byłych, niby śpiących dyrektorów Hogwartu, na środku stały stoliki z przedmiotami o cienkich nóżkach, a za biurkiem siedział Dumbledore. Nie był jednak sam. Do jego stołu dostawiono krzesła i teraz siedzieli na nich Snape, McGonagall, Flitwick i Sprout.
-Siadaj, proszę – powiedział Dumbledore.
Usiadłam na wskazanym przez niego krześle, wodząc wzrokiem po twarzach wszystkich.
-Czy mi się wydaje, że brakuje tu naszej kochanej Dolores… - mruknęłam.
Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie.
-Powiedziałem pani profesor Umbridge, aby nie nadzorowała tego spotkania – odpowiedział spokojnie.
-To jakieś spotkanie Zakonu, bo nie wiem – dodałam, patrząc nieufnie na Dumbledore’a i pozostałych.
-Nie – odrzekł Albus i zetknął ze sobą w swój zwykły sposób koniuszki palców. – Dotyczy to jednak w dużej mierze ciebie.
Uniosłam brwi.
-Mnie? – zdziwiłam się.
-Ciebie – powtórzył Dumbledore. – I panny Parkinson.
Przekrzywiłam głowę i uniosłam brwi tak wysoko, że zniknęły pod grzywką. Zaczynałam rozumieć, po co mnie wezwał. I dlaczego towarzyszą mu opiekunowie wszystkich domów.
-A więc? – zapytałam spokojnie. Nie chciałam pokazać, że ta sprawa mnie rusza, bo okazałoby się, że jestem trochę zaniepokojona.
-Dziś dostałem list od rodziców Pansy – powiedział Albus, wręczając mi kawałek pergaminu. – Przeczytaj go, proszę.
Wzięłam list i na wstępie zauważyłam, że autor był zapewne bardzo zdenerwowany, sądząc po staranności pisma.
Drogi Panie Profesorze Dumbledore
Zwracamy się do Pana z prośbą o zwolnienie naszej córki – Pansy z najbliższych dni w szkole z powodu jej nagłej choroby.
Anita Parkinson
Oddałam list Dumbledore’owi, coraz bardziej zadziwiona.
-Po co mi o tym mówisz, Dumbledore? – zapytałam spokojnie.
-Wydaje mi się, że masz jakieś wiadomości o stanie zdrowia panny Parkinson – odpowiedział bez ogródek dyrektor.
Moja twarz nadal była bez wyrazu.
-Skąd takie mniemanie? – spytałam.
-Ostatnio nie bardzo lubiłyście się z Pansy – odpowiedział Dumbledore.
Na mojej twarzy po raz pierwszy ukazał się uśmiech. Był on jednak bardziej groźny, niż serdeczny.
-Czy pan sugeruje, Dumbledore – zaczęłam. – że to może mieć jakiś związek z chorobą Pansy?
Dumbledore nie odpowiedział od razu. Patrzył przez chwilę na mnie, potem przeniósł wzrok na Snape’a, który skinął lekko głową.
-Niedawno między tobą a Draconem nie układało się za dobrze, mam rację? – zapytał łagodnie Severus.
Uśmiech zniknął z mojej twarzy, na którą wystąpił gniew.
-Nie panu do tego, Snape, co jest między mną a Malfoyem – odwarknęłam. – Na szczęście, jest już lepiej, ale… dzięki za troskę.
Założyłam nogę na nogę i wpatrzyłam się w czarne oczy Snape’a. Jak ten… ten idiota mógł wtykać nos w moje życie osobiste! Nie dość, że się wtrąca, to jeszcze donosi o wszystkim temu krzywonosemu wariatowi! No, jeszcze gorszy jest od Voldemorta…
-Powiedzmy otwarcie – odezwał się znowu Dumbledore. - Czy to ty ukarałaś pannę Parkinson za to, że chciała uwieść Dracona?
Złość całkowicie by mnie opanowała, gdybym się w porę nie powstrzymała. Uśmiechnęłam się drwiąco i odpowiedziałam:
-Jeśli chce mnie pan bezpodstawnie oskarżać, ja mogę dać panu dowody, Dumbledore. Wpadną do domu Parkinson i mogę ją nawet zabić. Wtedy będzie mieć pan pewność. Ale teraz proszę się ode mnie odwalić, dobrze?
Wstałam i dodałam na odchodnym:
-Proszę dać Pansy odpocząć, co?
I wyszłam, trzaskając drzwiami. Skąd on do licha wie, co się stało w rezydencji Czarnego Pana? Nikt by mu przecież nie wygadał! Może rodzina mopsicy nie jest do końca szczera z ich panem? A może ktoś nas wydał? Tylko kto… Glizdogon? Nie, on jest zbyt głupi, by samodzielnie coś dokonać… Barty? Jest przecież najwierniejszym sługą Czarnego Pana, nie mógłby nas zdradzić… Skąd więc Dumbledore wie? Zapewne sam się domyślił. Gdyby nie Snape…
Zatrzymałam się gwałtownie na schodach prowadzących do lochu. Snape! Snape mu wszystko powiedział! Od czasu odrodzenia Voldemorta jest na bieżąco ze zdarzeniami w jego rezydencji. Zna każdy nasz plan! To on podsunął Dumbledore’owi ten pomysł…
Wbiegłam z powrotem po schodach do sali wejściowej i wpadłam na Severusa. Pierwsze, co zrobiłam, był policzek, który wymierzyłam Snape’owi.
-Jak ty śmiałeś?! – zawołam, z trudem łapiąc oddech. Szok, którego doznałam, nie chciał minąć.
-Co chciałem?... – zapytał Snape, trzymając się za policzek, na którym widniał czerwony ślad mojej ręki.
Nie wytrzymałam i znów dałam mu w twarz, tak więc Severus miał na obu policzkach piękne czerwone siniaki.
-I jeszcze mi tu kłamie w żywe oczy! – krzyknęłam. – Jak śmiesz nawet pytać! Zdradziłeś Czar…
Snape zakrył mi usta dłonią i rozejrzał się dookoła.
-Będziemy mieli przez ciebie kłopoty – wyszeptał ze złością.
-Ja już mam kłopoty i to dzięki tobie! – wysyczałam.
Snape „zaciągnął” mnie do swojego gabinetu. Kiedy
byliśmy na miejscu, wepchnął mnie do niego i zatrzasnął drzwi.
-Jak śmiałeś wydać mnie Dumbledore’owi?! – zawołałam.
-Czyli jednak dorwałaś Parkinson? – zapytał.
-Nie wiem, czy mogę ci zaufać – wycedziłam.
Snape usiadł za biurkiem i wskazał mi krzesło.
-Możesz, skoro Czarny Pan mi ufa – odrzekł spokojnie
Snape. Roześmiałam się szyderczo.
-Tak, a skąd on może wiedzieć, czy nie zdradziłeś go,
jak zdradziłeś mnie? – warknęłam.
-Siadaj.
-Dziękuję, postoję – odpowiedziałam ze złością. – I nie
zmieniaj tematu. Zdradzając mnie, zdradzasz też mojego wuja. To bardzo poważne
wykroczenie, Snape, możesz przypłacić je życiem.
Snape
uśmiechnął się. -Doskonale znam te wszystkie zasady – odparł spokojnie. – I nigdy nie wydałbym cię Dumbledore’owi.
Położyłam ręce na oparciu krzesła, które wskazał mi Severus i zapytałam z pretensją w głosie:
-A więc skąd on wie o tym, co się stało Parkinson?
-Potwierdzasz to?
-Należało się jej – warknęłam. – Po jaką cholerę chciała poderwać mi Dracona? Podła szmata. Jeszcze nie ukarałam jej wystarczająco. Jeśli przeżyje… oh, wybacz. Jeśli zniesie to psychicznie, to ją wypuszczę. Jeśli nie, to będziemy mieli jednego ucznia mniej, co?
Uśmiechnęłam się drwiąco i opuściłam gabinet Snape’a. Żeby tłumaczyć się przed takim gnojkiem, jak Severus to już jest szczyt głupoty. Może byłoby lep0iej, gdyby Umbridge rzeczywiście wypieprzyła go z Hogwartu, przynajmniej nie utrudniałby mi działania.
Choć z drugiej strony… Snape może stać się przydatny, na przykład może mnie uwalniać od szlabanów Umbridge…
~*~
Krótko trochę, ale był dziś Taniec z Gwiazdami i nie miałam czasu troszkę xD Dobrze, że wygrała Agata Kulesza, choć głosowałam Żmudzie xD
Co do rozdziału, to jest średni. Nie było akcji, ale ten odcinek będzie trochę bardziej potrzebny do dalszych wydarzeń, niż inne xD Jeszcze dedykacja dla K&M :* I papatki, jutro się postaram dodać coś na Dark-Love-Riddle xD