- Dobrze już, nie musicie tak wymuszenie klaskać – powiedziałam. – Chcecie więcej? Tą piosenkę dedykuję tym, którzy sądzą, że są lepsi ode mnie.
Spojrzałam w stronę kuzynek Pail i uśmiechnęłam się drwiąco. Czas zaaplikować im coś w języku, przed którym obie uciekły.
- Viens je t'emmene sur l'océan*
Viens je t'emmene au gré du vent
Vers la lumiére du soleil levant
Viens je t'emmene sur mon bateau blanc
Faire une croisiére d' jour ou d' an
Découvrir la terre les yeux droit devant
Pour ne pas laisser même quelques instants
Les paysages defiler sans les voir avant
Connaître la mer les poissons volants
Découvrir une terre les oiseaux chantants
Visiter une île au large des Antilles
Mais encore sauvage sans aucune cage
Viens je t'emmene sur l'océan
Viens je t'emmene au gré du vent
Vers la lumiére du soleil levant
Viens je t'emmene sur mon bateau blanc
Faire une croisiere d' jour ou d' an
Découvrir la terre les yeux droit devant
Pour ne pas laisser même quelques instants
Les paysages defiler sans les voir avant
Comme l 'écuyer sur son cheval blanc
Fier d'avancer le coeur en avant
Faire ce voyage pour devenir grand
Lors de l'amarrage du beau bateau blanc
Viens je t'emmene sur l'océan
Viens je t'emmene au gré du vent
Vers la lumiére du soleil levant
Viens je t'emmene sur mon bateau blanc
Viens je t'emmene sur l'océan
Viens je t'emmene au gré du vent
Vers la lumiére du soleil levant
Viens je t'emmene sur mon bateau blanc
Uśmiechnęłam się i zeszłam ze sceny. Podeszłam do jednego ze stołów, nalałam sobie jakiegoś alkoholu do kieliszka i wypiłam jednym haustem. Tylko na to czekałam. Nie przepadałam za takimi trunkami, ale byłam w stanie zrobić wszystko, żeby wkurzyć wuja i oczywiście postawić na swoim.
Sapphire podeszła do mnie i zaczęła się rozpływać z zachwytu.
- Widziałaś minę Ashley Pail? – zapytała. – Głupia idiotka, skąd ona się tu w ogóle wzięła?
Wzruszyłam ramionami i wypiłam do dna czwartego drinka.
- Też bym to chciała wiedzieć – odpowiedziałam. – Idę zapytać Malfoya.
Opróżniłam piąty kieliszek i ruszyłam w stronę rozmawiającego z jakimś Śmierciożercą Lucjusza. Zatoczyłam się jednak i wpadłam w kogoś.
- O przepraszam… - mruknęłam.
Zrobiłam kolejny krok, tym razem wpadając w kolejnego gościa. Tamten odsunął się przerażony, przez co upadłam na podłogę, śmiejąc się nie wiem nawet z czego. Sapphire podniosła mnie z zatroskaną miną.
- Zostaw, sama sobie poradzę – wybełkotałam, biorąc ze stołu całą butelkę alkoholu.
Zataczając się, ruszyłam w stronę Malfoya. W końcu dotarłam do celu. Chwyciłam go pod ramie, żeby się nie przewrócić i zapytałam:
- Co tu robi ta blondynka? – wskazałam na Ashley Pail, stojącą niedaleko Dracona. – I jej kuzynka?
- Zaprosiłem je, ich ojcowie to moi dobrzy znajomi – odparł.
- Więc je stąd wyrzuć, obie zatruły mi życie – rozkazałam.
- Wiesz co, chodź.
Wziął mnie za ramię i zaprowadził gdzieś. Co chwilę potykałam się o brzegi sukni, ale Malfoy nie dał mi upaść. Oj, będę długo trzeźwieć. A kac następnego ranka będzie okropny. Aż się boję myśleć.
Lucjusz zaprowadził mnie do swojego pana. Opadłam na jego kolana, ciesząc się głupio z czegoś, czego teraz sobie nie mogę przypomnieć.
- Pomyślałem, że może się nią zajmiesz, panie – zwrócił się do Voldemorta Malfoy. Ten kazał mu odejść, a sam chwycił mnie pod ramiona i wyprowadził z sali.
- Jeszcze impreza się dobrze nie zaczęła, a ty już się przewracasz – odezwał się i posadził mnie pod ścianą.
Pogrzebał w kieszeni szaty. Po chwili wyciągnął z niej malutki flakonik z ciemnobrązowym płynem.
- Tak myślałem, że będziesz tego potrzebować – dodał, odkorkował buteleczkę i przytknął mi ją do ust. Wypiłam posłusznie.
Musiałam czekać chwilę, aż napój zaczął działać. Najpierw powoli zaczęło znikać to okropne uczucie, w głowie przestało mi wirować, a ja sama poczułam przemożną niechęć do alkoholu, przynajmniej na razie.
- I co, działa? – zapytał Czarny Pan, podciągając mnie na nogi.
- Dzięki, myślałam, że to już koniec imprezy dla mnie – odpowiedziałam.
Wróciłam z powrotem na salę. Jaki to cudowny wynalazek, taki eliksir na szybkie wytrzeźwienie. Odnalazłam wzrokiem Barty’ego. Ciśnienie natychmiast mi się podniosło, bo zobaczyłam wiszącą nad nim Sharpey. W takich chwilach wolałabym być pijana, naprawdę.
Ona już naprawdę nie odpuści. Kiedy podeszłam bliżej, moje nerwy jako tako ostygły, kiedy zobaczyłam wyraz twarzy Croucha. Wyglądał na znudzonego i trochę poirytowanego.
- …i wtedy zapytałam ją, jakiej farby używa – usłyszałam strzęp rozmowy, albo raczej monologu Sharpey. – A ona powiedziała, że jest meta… mate… meterfomomagiem.
- Chyba matemorfomagiem – odezwał się Barty.
Jego wzrok spotkał się z moim. Ucieszył się na mój widok, bo uśmiechnął się szeroko, z wyraźną ulgą.
Chwyciłam go za rękę, uśmiechnęłam się złośliwie do Pail i powiedziałam:
- Robienie z siebie idiotki nie zawsze się opłaca, co?
Otworzyła usta, żeby się odgryźć, ale uciszyłam ją ręką i wskazałam na tron, na którym dopiero co zasiadł Voldemort.
- Tylko spróbuj coś powiedzieć.
Odeszłam na drugi koniec sali, prowadząc za sobą Croucha. Tego wyraźnie coś bawiło, bo uśmiechał się tajemniczo. Spojrzałam na niego znacząco, ale on tylko pokręcił głową.
- Nic, po prostu się cieszę, że cię tu spotkałem.
Uniosłam brwi ze zdziwienia, ale nic nie powiedziałam.
Nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu w talii. Na początku pomyślałam, że to może Draco albo któryś inny ze Śmierciożerców, ale chwilę później zauważyłam, że nie mogę odczytać myśli właściciela tych lodowatych dłoni. Mogła to być tylko jedna osoba, która miała przede mną umysł zamknięty, ze względu na pokrewieństwo.
Barty wycofał się z sali, uśmiechając się triumfalnie. Położyłam głowę na ramieniu przybysza.
- Armand – szepnęłam. – Nie zauważyłam cię.
- Nadal jesteś taka słabiutka, jak wtedy, gdy cię ostatni raz widziałem…? – usłyszałam jego cichy głos tuż nad uchem.
- A jak sądzisz?
Jego dłonie zaczęły się powoli przesuwać po moim ciele.
- Dlaczego wróciłeś? – spytałam.
Nie byłam nawet tak zaskoczona jego nagłym pojawieniem się, jak wcześniej sądziłam.
- Stęskniłem się za tobą, moje dziecko – odrzekł.
- Tak? – zdziwiłam się. – Jakoś przez tyle lat nie paliłeś się do odezwania się do mnie choćby słowem. Mniejsza o to… Jak się tutaj właściwie dostałeś?
- Znajomości – odpowiedział krótko.
Obrócił mnie twarzą do siebie.
Armand miał długie, czarne włosy, białą, opalizującą skórę i hipnotyzujące oczy. Miał takie piękne spojrzenie… chyba piwne albo kasztanowe. Nie wiem już. Jego dłonie były smukłe, o długich palcach, zupełnie jak u jakiegoś Włocha, chociaż wiem, że nim nie był. Niewiele o nim wiedziałam. Ile mógł mieć lat, kiedy Marius dał mu Mroczną Krew? Dwadzieścia? Nie miał zmarszczek, żebym z nich mogła odczytać jego wiek.
Wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Chłonęłam wzrokiem tą zapomnianą już twarz swego ojca i stworzyciela.
- Wyrosłaś – zauważył Armand. – Jesteś już kobietą. Piękną kobietą…
Pochylił się nad moim karkiem, jakby chciał złożyć na nim pocałunek. Wiedziałam jednak, że chodzi mu o coś więcej. A mianowicie o krew.
Poczułam lekkie ukłucie. Po mojej szyi jednak nie spłynęła stróżka krwi, tak jak było w przypadku Sanguini’ego. Armand był zbyt zręcznym wampirem, by podczas tej operacji uronić choćby kroplę.
Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, dłonie w zaskakującym tempie robią się zimne. Nie odepchnęłam jednak swego Mistrza, mimo że ten pił łapczywie, nie zamierzając wcale skończyć.
- Może wystarczy? – zapytałam, prawie słabnąc w jego ramionach. Kolana ugięły się pode mną. Upływ krwi raczej mi nie służył. Armand odsunął się ode mnie. Twarz miał zaczerwienioną, dłonie, którymi mnie obejmował – gorące. Oczy pokrywała mu czerwona siatka żyłek.
Za to ja musiałam teraz lśnić w ciemności. Gdyby jakiś śmiertelnik mnie dotknął, przypominałabym mu chłodny marmur.
Odgarnęłam jego czarne włosy z szyi, w której utkwiłam wzrok. Upuścił mi już tyle krwi, że tera powinien z czystej uprzejmości dać mi trochę swojej.
- Piłaś? – zapytał.
- Tylko trochę – odparłam, ukrywając fakt mojego upicia się kilka chwil temu. – Czymś muszę zastępować krew, której tak uparcie zabrania mi Czarny Pan.
Armand popatrzył na mnie z oburzeniem.
- Czarny Pan odmawia ci krwi? – spytał. – Tobie?
Westchnęłam ciężko. Nie mogłam odczytać jego myśli, ani on nie mógł odczytać moich, ze względu na pokrewieństwo, lecz domyślałam się, co my teraz przyszło do głowy. Chciał, żebym z nim odeszła. Wtedy miałabym krwi pod dostatkiem. Jednak nie mogłabym zostawić Czarnego Pana.
- Mam ci tyle do powiedzenia, że nie wiem, od czego zacząć – odezwałam się.
- Nic nie mów – odparł, kładąc mi palce na ustach. – Poczekaj tu, za chwilę wrócę.
Uśmiechną się lekko ze swego rodzaju wyższością, po czym zniknął w drzwiach prowadzących do holu. Odetchnęłam nieznacznie. Armand wrócił. Claudia się myliła. Ale jej dowalę, kiedy się znów zjawi.
Obok mnie stanął Draco Malfoy. Wsunął ręce głęboko do kieszeni i zapytał:
- A ten gościu to kto?
- Mój Mistrz – odpowiedziałam z uśmiechem.
Podeszliśmy razem do najbliższego stołu. Ja, wyczerpana takim ubytkiem krwi, usiadłam na jego brzegu.
- Nie, ale tak naprawdę – odezwał się Malfoy. – Co to za facet?
- Armand.
Utkwiłam wzrok w otwartych drzwiach. Chciałam, żeby jak najszybciej wrócił. Po sześciu latach chciałam mu powiedzieć wszystko, co się wydarzyło.
Na krótki moment muzyka, grana przez gramofon, ucichła. W tym też momencie zjawił się przy mnie Armand.
- Czy mogę cię prosić? – zapytał.
Zaskoczona, poszłam za nim na środek sali.
Stare narzędzie do tworzenia muzyki zagrało coś innego. Tango*. Armand umiał tańczyć? Chociaż w sumie nie dziwię się mu, przecież tyle lat spędził w akademii swojego Mistrza, że Marius musiał go tego nauczyć.
Gdybym umiała opisać taniec i towarzyszące temu uczucia, zrobiłabym to. Mogę jedynie powiedzieć, że Armand nie nadepnął mi na stopę ani razu, znał wiele figur, a ja, prowadzona przez niego, nie byłam wcale taka okropna, jak sądziłam.
Kiedy muzyka już ucichła, wampir ucałował moją dłoń i odprowadził mnie na miejsce. Prawdziwy dżentelmen, powiedziałabym, gdybym nie znała wydarzeń, które nastąpiły później…
Ale wróćmy do sali balowej.
Usiadłam z powrotem na stole. Draco pokiwał głową z uznaniem.
- No… - zaczął. – To było… jak seks na parkiecie.
Zaśmiałam się.
- Tobie się wszystko z jednym kojarzy – zauważyłam.
~*~
Nareszcie, co? Dałam Armanda. Nadszedł ten czas, chociaż nie wiem, czy nie za szybko. Cóż. Sądzę, że się podobało xD Dedykacja dla Nadine :*
* Karol - La bateau Blanc, TU tłumaczenie.
* Pod gwiazdką muzyka xD
~alice.
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 20:12
1? 2? 3? ;>haha! ; D Seks na parkiecie? xD Ależ Draco ma myśli. xD ogólnie, podobało mi się, zresztą jak zawsze. ;DD pzdr. ;-**
13 listopada 2009 o 21:49
UsuńWrrar, prawda? xD
~Nadine
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 20:25
Jestem!Czytam!Łaaa!
~Nadine
Usuń13 listopada 2009 o 20:33
Och My God!*zapowietrzyła się*No po prostu… brak mi słów, Kobieto… Tak, dobrze rozumujesz, zwaliłaś mnie z nóg. Ostatnio mam pociąg do wampirów być może dlatego, że czytam o nich xD Ale wracając do rozdziału… Słuchaj, czuję się tak zaszczycona i doceniona jak nigdy dotąd! Boże, dedykacja DLA MNIE? W rozdziale, w którym jest Armand?! Mogę zemdleć?*mdleje*Dobra, obudźmy się. Wyobraziłam sobie taniec Sophie i jej Mistrza. Kurczę, to musiało być dopiero coś wspaniałego i niewiarygodnego… I Barty to też dżentelmen, tak szybko się ulotnił :P „Seks na parkiecie”? xDD Świetne. xDNo to… kurczaki, ciut się rozpisałam. :P To czekam na 208. A 207? Super liczba, super rozdział! ;***Uwielbiam Cię <3I Twoją historię <3
13 listopada 2009 o 22:00
UsuńTaak, ten taniec to było coś xD W końcu to dwa seksowne wampiry (każdy nieśmiertelny taki jest, oprócz tych ze Zmierzchu xD) xD
nadine7@onet.eu
Usuń13 listopada 2009 o 22:02
A, właśnie, skoro o wampirach mowa, to muszę zapytać, co sądzisz o sadze Zmierzch. xD Ja przeczytałam wszystkie cztery książki, ale ten ostatni tom to tak czytałam z przymusu. I Księgę Jacoba pominęłam całą. xDNie mam zamiaru wracać do tych książek. ;]Osobiście wolę Pottera. xD
13 listopada 2009 o 22:07
UsuńCzytasz mojego bloga od rozdziały 150? Jeśli tak, jeśli byłaś systematycznie wtedy, to widziałabyś, że miałam wcześniej taki button: „Stop z tandetą, stop z twillight”. To mówi samo za siebie xD
13 listopada 2009 o 22:01
UsuńCzytaj czytaj xD
Domitilla
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 20:31
3!? Boże! To było świetne. Jak fajnie, ze Armand w końcu się pojawił. Nie mogę się doczekac następnego!PozdrawiamDomitilla[opowiesc-diabla]
13 listopada 2009 o 21:57
UsuńI wierz mi, będzie się działo xD
~Olka
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 20:38
Mnie się rozdział podobał.Sophie wreszcie spotkała Armanda i nawet z nim zatańczyła,musi być bardzo zadowolona z tego spotkania.Czekam na next.Pozdrawiam.
13 listopada 2009 o 21:54
UsuńJest, ale już niedługo xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 21:15
OMG! Skarbie [wybacz to], to jest… nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. To przecudowne 100000000000000000000000000000 na 100. Haha, rekord pobiłam!
13 listopada 2009 o 21:54
UsuńHehehe, wiedziałam, że będzie radocha xD
~carmen37
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 21:27
Nie no, seks na parkiecie… Buhahahaha! *wala się po podłodze ze śmiechu* No i Armand. Nota rządzi, a muzyka w tle piękna.
13 listopada 2009 o 21:51
UsuńJak możesz się charnosić po podłodze ze śmiechu, skoro ten komentarz napisałaś? xD Zwracam uwagę na szczegóły xD
~wiki-pedia
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 22:36
Aaaaaaaaaaaaa !!!!!!!! Jest Armand !!!!!! Wreszcie Cud, miód i coś tam jeszcze :):):):):) Seks na parkiecie……. akurat moja mama ogląda Seks w wielkim mieście i mi kazała zdylać do pokoju…. szkoda xDDDDD
15 listopada 2009 o 12:15
UsuńJa tam tego nie oglądałam, nie interesują mnie takie tematy xD
klaudia1009@autograf.pl
OdpowiedzUsuń14 listopada 2009 o 10:40
Wow… jakie ten chłopak ma myśli… dobrze że dodałaś wampira… przez ostatnie dni sobie wyobrażałam jaki on wspaniały, a tu co? Jeszcze lepszy niż mi się wydawało… chyba będzie moją trzecią, a raczej czwartą miłością mego życia… hehe…. zaraz po Regulusie Blacku, Lordzie Voldemorcie, Legolasie z WP..pozdrawiam
15 listopada 2009 o 12:18
UsuńLegolas? Ja tam wolę to oko, Saurona xD Fajnie się miotało, jak miała wierza runąć xD
~kicysława
OdpowiedzUsuń14 listopada 2009 o 10:47
Armand, nareszcie! Najpierw ponyślałam, że znów Sanguini, ale niee, Armand wrócił ^^Chociaż sama nie wiem czy chcę widzieć co takiego zrobił… ale… ciekawość górą =p Czekam na kolejny rozdział!!!
15 listopada 2009 o 12:20
UsuńDziś nie będzie taki cudnowy, bo mam tylko półtorej godziny na rozdział na Siostrzenicę i półtorej na Czwórkę xD
~Lottie.
OdpowiedzUsuń14 listopada 2009 o 12:18
Seks na parkiecie? xD Draco rzeczywiście tylko o jednym. xD Ale się cieszę, że Armand jest. Jak przeczytałam tytuł rozdziału to wstałam i odtańczyłam taniec radości, wrzeszcząc: ”O, yeah! O, yeah! O, no! Jeszcze nie zdążę przeczytać!” Ale zdążyłam. Muszę iść. Mam przed sobą kilka ćwiczeniówek do odbrobienia. ; //
15 listopada 2009 o 12:22
UsuńJa mam przed sobą zadanie z matmy, jak sobie o nim pomyślę, to odechciewa mi się pisać notkę xD
Flos
OdpowiedzUsuń14 listopada 2009 o 16:03
Och jak ja dawno nic tu nie komentowałam. Tak po prawdzie zgadzam się z Draconem co do tego, że ten taniec był jak seks na parkiecie. Tango już takie po prostu jest. Ostatnio mnie coś tchnęło na wampiry więc oglądam seriale i filmy z nimi. Jest to jedna z najlepszych notek ostatnio napisanych przez ciebie.
15 listopada 2009 o 12:23
UsuńOglądnij „Królową Potępionych”, cud normalnie, mimo że informacje okropnie pozmieniane xD
~Doska
OdpowiedzUsuń14 listopada 2009 o 18:49
super… tylko jakos tam narazie malo tego Armanda, ale licze, ze w nastepnym rozdziale bedzie go znacznie wiecej ;) a Malfoy co? o jednym mysli? xD i takk… wyobrazam sobie Voldka cpajacego, a co? wohule to Czarny Pan jakos taki malo rozrywkowy na tym balu… napisz cos ekstra z jego udzialem xD pzdr ;*
15 listopada 2009 o 12:24
UsuńMoże jakiś spriptizik? Albo może hazardzik? xD
~Lady Sensitive
OdpowiedzUsuń15 listopada 2009 o 09:49
Ach, jak dobrze, że Sophie wreszcie udało się spotkać z Armandem. :) Bardzo się cieszę, że się pojawił :)Ale, ale! Jakich wydarzeń, które nastąpiły później??? ;>Czekam na ciąg dalszy :)Pozdrawiam!
15 listopada 2009 o 12:24
UsuńDowiedz się w 208 rozdziale xD