Ofiarą przez chwilę targały przedśmiertne drgawki, kiedy już go puścił na zbity, brudny śnieg. Szara strużka śliny spływała mu po brodzie, oczy jeszcze przez krótki moment wywracały się w oczodołach, aż w końcu uciekły pod powieki.
- Wiem, jak się pije krew – mruknęłam, unosząc lekko brwi.
Armand nic na to nie powiedział, tylko objął mnie ramieniem i poprowadził do jakiegoś innego miejsca.
Na ławce leżał jakiś człowiek. Pijany, czuć było nawet z odległości kilku metrów. Mistrz pchnął mnie lekko w jego stronę. Zapytałam szeptem, co on robi złego, że muszę go pozbawić życia. Armand tylko wskazał palcem na pistolet, wystający z wewnętrznej kieszeni jego skórzanego płaszcza.
Trochę przerażona myślą, że będzie to moje pierwsze zabójstwo, ruszyłam na śpiącego zabójcę. Kiedy podniosłam go za ramiona w powietrze, obudził się, przewracając tępo oczami. Wbiłam zęby w jego szyję. Poczułam smak krwi, pomieszany z alkoholem. Zamknęłam ofiarę w mocnym uścisku. Usłyszałam jego jęki, słabnące z każdą chwilą, aż nagle usłyszałam jakieś przyspieszające dudnienie. Było to bicie jego serca. Czekałam, aż zacznie słabnąć, albo aż Armand mnie od niego oderwie.
Serce ofiary jednak nie chciało się zatrzymać. Mistrz postukał mnie w ramię.
- Wystarczy, kochanie – powiedział.
Oderwałam się od szyi mężczyzny. Teraz zdołałam się mu bardziej przyjrzeć. Był nie ogolony, przewracał mętnymi, piwnymi oczami, po obu stronach twarzy zwisały mu brudne strąki ciemnych włosów. Pistolet upadł na ziemię, kiedy wyrwałam go brutalnie ze snu. Upuściłam mężczyznę na beton.
Armand pochylił się nad nim, przyjrzał się dobrze jego piersi i zbadał mu puls.
- To ciekawe – mruknął do siebie. – Powinien już nie żyć.
Stanęłam obok niego i również utkwiłam wzrok w zabójcy.
- Piłam czasami krew o wiele dłużej, niż teraz – powiedziałam.
- Nie możesz zabić – stwierdził w końcu, podnosząc z ziemi dygoczącego mężczyznę. – Tylko dla czego.
Wbił zęby w jego kark i jednym, nieomylnym ruchem pozbawił go życia. Przyglądałam się temu spokojnie. W końcu upuścił ciało, wytarł usta chusteczką i wyprostował się.
- Chodź, muszę cię odprowadzić – rzekł.
- Czemu nie mogłam go zabić? – spytałam.
- Nie wiem.
Utkwiłam wzrok w chodniku. Miałam nadzieję, że on wie wszystko. Można powiedzieć, że byłam pewna. Jego ojcem był Marius, nie ukrywał przed swoim dzieckiem niektórych faktów. Armand za to wyjechał sobie gdzieś, pozostawiając mnie na pastwę losu. Aż tu nagle zjawia się po sześciu latach i mówi, że spał. Jasne.
Odprowadził mnie pod same drzwi mojej sypialni. Pocałował mnie w policzek, obiecał, że jutro też przyjdzie i odszedł. Weszłam do pokoju i stanęłam przed lustrem. Moje twarz prawie świeciła w ciemności od wypitej krwi, jakby ta rozjaśniała mi skórę od wewnątrz.
I tak będzie moje życie odtąd wyglądać. Rozświetlać je będzie jedynie krew. Teraz poczułam, że stałam się prawdziwym wampirem. Wcześniej żyłam życiem pożyczonym od nieśmiertelnych, Armand dzisiaj wprowadził mnie w ich świat.
*
Mistrz przychodził po mnie każdego wieczora. W końcu pozwalał mi na samodzielne poszukiwanie ofiar. Wiedziałam jednak, że on czai się gdzieś za krzakami albo za rogiem, żeby dobić cierpiącego niewyobrażalne męki człowieka.
Przez ten cały czas Barty się do mnie nie odzywał. Unikał mojego towarzystwa jak nigdy. Było to irytujące, bo mogłam zrobić co chciałam, nawet zmusić go do porozmawiania ze mną, a nie zrobiłam tego. Za bardzo szanowałam jego decyzję. A nie powinnam.
Pewnego wieczora Armand jak zwykle zjawił się w domu Voldemorta, żeby zabrać mnie na łowy. Zawsze pukał do drzwi mojego pokoju, cierpliwie czekał, aż wyjdę. Wtedy odejmował mnie ramieniem, bardzo lubił to robić, i prowadził mnie do wyjścia.
Tego dnia zrobił tak samo. Zobaczyłam kątem oka Barty’ego, jak zwykle zapracowanego, zmierzającego szybkim krokiem do komnaty Czarnego Pana. Kiedy mnie zobaczył, zwolnił trochę. Zatrzymał się tuż przed drzwiami. Nie wszedł jednak do środka. Odwróciłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Armand pociągnął mnie w stronę otwartych już drzwi wejściowych.
Usłyszałam przyspieszone kroki Croucha.
- Poczekajcie.
Armand westchnął ciężko i zamknął ze zniecierpliwieniem drzwi.
Barty zatrzymał się obok mnie. Wyglądał tak, jakby chciał się odezwać, ale Mistrz nie dał mu dojść do słowa.
- Pospiesz się, zabieram Sophie na łowy – warknął. – Nie możemy długo czekać, wiesz, co się z nami dzieje za dnia.
Crouch nawet nie spojrzał na niego, tylko od razy zwrócił się do mnie. Wątpię, czy w ogóle go słuchał.
- Porozmawiamy? – zapytał.
Sama wątpiłam w swoje szczęście. On chciał porozmawiać? Minęło zaledwie kilka dni od momentu, w którym się dowiedział o mojej zdradzie. Natychmiast się zgodziłam, czemu zaprotestował Armand.
- To ja cię do niej przyprowadziłem, więc siedź cicho – powiedział mu Barty, chwycił mnie za nadgarstek i poszedł ze mną do kuchni. Nawet się nie przejęłam, że za mocno ściskał moją rękę i dość brutalnie wciągnął mnie do pomieszczenia.
Postawił mnie pod kamienną ścianą i spojrzał mi w oczy.
- Nie ma sensu dalej tego ciągnąć, bo w końcu Czarny Pan i tak każe mi się z tobą pogodzić – rzekł.
Nie odzywałam się, słuchając w napięciu jego słów. Zamrugałam szybko. Cóż, zuchwałością z moje strony byłoby sądzić, że chce mi wybaczyć z własnej woli. Ale to i tak dużo, że zgodził się to zrobić dla Voldemorta.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu – dodał. – Zostańmy przyjaciółmi.
Słowo, irytujące każdego faceta, który liczy na coś więcej ze strony kobiety. Dla mnie to słowo było czymś więcej, niż fuksem, który miałam tego dnia. Przyniosło mi ulgę w cierpieniu, choć wiedziałam, że sama przyjaźń w końcu nie będzie mi wystarczała.
- Nie wiem, co powiedzieć – mruknęłam. – Nie mam nic przeciwko temu.
Barty uśmiechnął się, ujął mój podbródek i pocałował mnie w policzek. Nie znaczyło to więcej, niż tylko przyjacielski całus. Ale chociaż tyle udało mi się wskórać.
Też się uśmiechnęłam. Pod tą propozycją musiało kryć się coś, co chciał mi powiedzieć dopiero wtedy, kiedy zostaniemy dobrymi znajomymi. Nie chciałam teraz wiedzieć, co to miało być. Powiedziałam, że jeśli tylko będzie chciał się spotkać, natychmiast przyjdę, ale teraz muszę iść na łowy, bo jestem głodna. Naprawdę wcale mi na tym polowaniu nie zależało. Jedno słowo Croucha wystarczyło mi za całą jedną ofiarę. Nie chciałam po prostu sprawić przykrości Armandowi. Teraz mogę to powiedzieć. Odżyłam.
~*~
Przepraszam za krótki rozdział i nieobecność, ale jakoś nie mam weny. Porobiłabym sobie szablony w Photoshopie. Chciałam dać ten rozdział rano, ale wtedy na działce pracowałam, więc mnie nie było, a teraz jestem strasznie skonana. Dedykacja dla Elizabeth Schmitt :*
~carmen37
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 17:30
1
21 listopada 2009 o 17:34
UsuńBrawo xD
snem
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 17:40
Nie chodzi mi o statystykę tylko o nagłośnienie bardzo ważnej sprawy sprawy. Gdybyś przeczytała to byś wiedziała. ;][novusordomundi]
21 listopada 2009 o 17:46
UsuńTeż mnie tam obchodzi, dlaczego mi tą reklame zostawiłaś. Spam to spam, a ja go nie lubię.
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 18:27
O! Dedykacja dla mnie! Dzięki. A Barty chciał się pogodzić? No cóż, bynajmniej zastanawiające. Wg mnie to tak dziwne, jak miła Melisa [xD]. Polowania szczere były, czekam na next.
21 listopada 2009 o 18:50
UsuńWolał to zrobić, zanim Voldek go by popędził xD
~Jeanne & Savnay
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 18:27
Niech mnie kule biją, a może lepiej nie. Świetny rozdział. A przy okazji. Nowa notka na http://slodka-jak-krew.blog.onet.pl/Opinie mile widziane, zapracowana dziewucho.
~alice.
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 18:40
Zostańmy przyjaciółmi? xD A ileż Barty ma lat? xD Ehh.. Mam nadzieję, że jednak jakiś romans będzie jeszcze między nimi. xD Trochę krótki rozdział, ale mi się podoba. ;)) pzdr. xD
21 listopada 2009 o 18:53
UsuńNie słyszałaś tego, że facet dorasta do 6 lat, a później już tylko rośnie? xD Romans? Nie byłoby to nudne? xD
~Nadine
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 18:42
Ech, wolałabym powrót do tego, co ich łączyło (mam na myśli Sophie i Barty’ego), ale jak na razie muszą mi wystarczyć ich obecne stosunki względem siebie. Cóż, było trochę więcej błędów w tym rozdziale niż w poprzednim. A, i chwała Bogu za to, że jak Barty odpysknął Armandowi, to ten się na niego nie rzucił z obnażonymi kłami xDNo, to dodaj teraz szybciej 211 :***
21 listopada 2009 o 18:54
UsuńWooow, to byłby widok xD Aż się zaśmiałam, jak sobie wyobraziłam Armanda z rozdziawioną paszczą xD
~Nadine
Usuń22 listopada 2009 o 16:16
Ja bym się, zamiast śmiać, zdygała, ale dobra. :PNo bo skąd będziesz wiedzieć, co taki Armand chce z Tobą zrobić? Przecież od razu Cię do łóżka nie zaciągnie. xD
22 listopada 2009 o 18:14
UsuńJa bym się jednak raczej zaśmiała. No, a zaraz później polała ze strachu xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 19:02
Ale chyba wiesz o co mi chodziło z tą Melisą, co?
22 listopada 2009 o 18:18
UsuńWiem xD
~alice.
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 19:04
może i nudne. xD ale czasami mam ochotę na taką telenowelę. xDD
22 listopada 2009 o 18:19
UsuńNo to polecam „Modę na sukces” xD
~Olka
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 19:27
Dobrze że Barty chce być przyjacielem Sophie,przynajmniej będzie rozmawiał z nią.Czekam na next.Pozdrawiam.
22 listopada 2009 o 18:20
UsuńDla niej to nie wystarczy xD
~kicysława
OdpowiedzUsuń22 listopada 2009 o 11:37
Takie dziwne to pogodzenie, ale niech będzie xD Podoba mi się taka Soph, w koncu się doczekała Armanda. Się zastanawiam tylko… Kiedy Armand pił krew tego ćpuna, to oczy mu leciały do góry bo był głodny czy jakoś tak, cze od ilości dragów we krwi ofiary? ;]
22 listopada 2009 o 18:22
UsuńNormalnie, pił krew, a nie dragi xD
~wiki-pedia
OdpowiedzUsuń22 listopada 2009 o 16:31
Dobra, już nie będę się fochać na Bartiego….. xDDD „Zostańmy przyjaciółmi”…. skąd ja to znam ?????? Chyba już wiem xDDDD Rozdział fajny tylko Armand zachowuje się jak menel z pod mostu :
22 listopada 2009 o 18:25
UsuńCzemu? Przecież jest takim dżentelmenem i w ogóle… Tylko trochę za bardzo o Sophie zazdrosny xD
~wiki-pedia
Usuń23 listopada 2009 o 15:06
Pewnie mnie zaraz pobiją i obrzucą obelgami, ale ten cały Armand mi się nie podoba….. On jest niemisiowaty i taki dziwny….. I będzie zabierał Sophi, żeby pożywiła się żulami…..żul nie są warci Sophi…..XDDXDXDXDXD No i przydałaby się jechanka po szlamie :) Ale to tylko takie moje mini marzenie :)
24 listopada 2009 o 22:05
UsuńNie misiowaty? A Voldek misiowaty? xD
~wiki-pedia
Usuń25 listopada 2009 o 19:00
Tiaaaaa, Voldex jest misiowaty ;) A Armand jest taki ….. dziwny xD
25 listopada 2009 o 19:05
UsuńJak nie misiowaty, to jaki? xD
~Doska
OdpowiedzUsuń22 listopada 2009 o 22:22
ach… i znow jest blogo ;) Crouch przemowil, Soph odzyla…. czego chciec wiecej xD ale to mnie zastanawia… wampir, ktory nie moze zabic? intrygujace… ;) pozdrawiam :*
24 listopada 2009 o 22:11
UsuńNa tym polega soap opera xD
andziaa131@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń24 listopada 2009 o 19:41
Serdecznie zapraszam na nowy, wpół-jubileuszowy rozdział {corka-ciemnego-zla} Pt. „Dracula” ~Eles.
andziaa131@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń24 listopada 2009 o 19:50
Serdecznie zapraszam na nowy, wpół-jubileuszowy rozdział {corka-ciemnego-zla} Pt. „Dracula” ~Eles.
~kotka
OdpowiedzUsuń25 listopada 2009 o 15:45
Nie skomentowałam jeszcze? to dziwne. Ja za to nie mam weny na komentarz. Notka fajna, Sophie nie jest z tym „czymś” (Bartym). Fajne jest to, że nie może zabić, bo jest teraz bardziej „dobra”, a to nowość. Coś chciałam jeszcze napisać, no ale skleroza… W każdym razie, czekam na next!
25 listopada 2009 o 18:08
UsuńWkurzające jest to, że córki, wnuczki i inne ludzie z rodziny voldka muszą zawsze być super mordercami. A Sophie właśnie nie xD