9 listopada 2009

Rozdział 205

Następnego dnia, kiedy przypomniałam matce, że jutro idę na imprezę, ta od razu się wtrąciła.
- Masz szatę wyjściową? – zapytała, po czym prawie natychmiast sama sobie odpowiedziała: - No oczywiście, że nie. Zabieram cię na Pokątną zaraz po obiedzie.

No, rzeczywiście zaraz. Mam mało czasu, a chciałam jeszcze coś zrobić. W nocy to wszystko przemyślałam, i postanowiłam się pogodzić z Bartym. Ba, nawet wzięłam pod uwagę rozejm z Draconem. Nie chciałam się jednak z nim zejść. Nasz związek nie wytrzymał próby czasu, za bardzo się od siebie różniliśmy. Albo może za bardzo byliśmy do siebie podobni?

Jak Bes obiecała, wzięła mnie na zakupy zaraz po obiedzie. Victorowi kazała posprzątać ze stołu, przez co chyba się na mnie trochę obraził, bo on też miał swoje plany.
Teleportowałam się obok matki, po kostki tonąc w śniegu. Wampiry odczuwają zimno tak samo jak śmiertelni, ale tylko wtedy, kiedy nie napijemy się gorącej krwi. A ja byłam akurat na głodzie, więc zmarszczyłam brwi, kiedy brnęłyśmy przez wiejący w twarz lodowaty wiatr.

Doszłyśmy do madame Malkin. Zauważyłam, że prawie wszystkie witryny sklepów świeciły pustkami, a okna zabite były deskami. A ten sklep z odzieżą był jednym z wyjątków. Nie było tam jednak tłumów. Właścicielka, ubrana w karmazynową szatę czarownicy, siedziała za biurkiem i czytała „Proroka Codziennego” ze znudzoną miną. Gdy zobaczyła nowych klientów, uśmiech wystąpił na jej twarz.

- Pomóc w czymś? – zapytała natychmiast.
- Potrzebujemy szaty wyjściowej – odpowiedziała Bes tonem znawcy. Co jak co, ale jeśli chodziło o modę, była doskonale poinformowana.
Madame Malkin kazała mi wejść na stołek, a sama zaprowadziła Bes za jakiś parawan. Rozmawiały przez jakiś czas, aż w końcu wyszły zza niego. Zmarszczyłam lekko brwi, widząc ten stos sukienek, które trzymała moja matka.

- To jak, która ci się podoba? – zapytała.
- Wszystko jedno – mruknęłam. – Którakolwiek. Sama wybierz.
- Cóż, to przymierzysz wszystkie – oświadczyła, podała mi pierwszą z brzegu i wepchnęła za parawan. Ubrałam jasnoniebieską szatę, aż za bardzo obszytą falbankami i stanęłam na stołku, który wskazała mi właścicielka.
- Mam dzisiaj jeszcze parę spraw do załatwienia – odezwałam się, kiedy obie kobiety dyskutowały na temat szaty. – Więc może się streszczysz?
Bes natychmiastowo podjęła decyzję.
- Przymierz tą, w tej wydajesz się jeszcze niższa, niż jesteś.
Szczere. Ubrałam białą, zwiewną sukienkę, niczym jakaś dziewica z „Pana Tadeusza”.
- To jest bal u Malfoyów – powiedziałam. – Nie sądzę, by to pasowało na taką okazję.

Cóż, ogólnie nie przepadam za zakupami. Nie wszystkie dziewczyny je lubią, a ja właśnie należę do tej nielicznej mniejszości. W sumie to całe mierzenie, dyskutowanie i przebieranie się zajęło nam ponad dwie godziny. Wybrałyśmy w końcu granatową szatę wyjściową, uszytą z brokatu, na tyle odpowiednią, że Bes uznała ten zakup za udany. A ja stwierdziłam, że nie chcę już do końca życia oglądać szat wyjściowych.

Kiedy wrzuciłam już suknię do szafy, Bes nadal stała w drzwiach mojego pokoju, przypatrując się mi uważnie.
- A cóż to za ważne sprawy, które masz załatwić? – zapytała.
- Muszę pogadać z paroma osobami – mruknęłam. – Może się nawet pogodzimy… będę wieczorem.
Zanim ta zdążyła otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ja już się teleportowałam. Najpierw zjawiłam się w gabinecie Croucha. Z nim nie powinno mi długo zejść.
Barty siedział za swoim biurkiem, bawił się piórem i rozwiązywał jakąś krzyżówkę. Zaskoczył mnie ten widok równie bardzo, jak jego mój. Wyprostował się w swoim fotelu i odłożył krzyżówkę na biurko.
- Cześć – odezwałam się. – A więc to tak pracujesz?
- Czarny Pan nic nam nie zadał do roboty – odparł. – Więc siedzimy i robimy co chcemy.
- Cóż – mruknęłam. – Kiedyś i on musi się zestarzeć.
Usiadłam na brzegu stołu i milczałam. Zastanawiałam się, jak zacząć. Przecież go nie przeproszę, choć to byłoby najprostsze. Musi jednak być jakaś hierarchia ważności. Kto tu jest sługą, a kto rządzi.
- Głupio wyszło z tą kłótnią – zaczęłam. – Wybacz.
Barty patrzył na mnie uważnie przez chwilę, nie odzywając się ani słowem.
- Mam ci ulec – odezwał się w końcu. – Znowu. I jakie mam inne wyjście?
Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Obeszłam biurko dookoła i objęłam go za szyję. Gdyby się nie uśmiechnął, nawet bym nie odważyła się do niego podejść. Jego groźna mina mnie przerażała.

- Idziesz na tą imprezę do Malfoyów? – zapytałam.
Crouch pokiwał tylko głową, gładząc moje włosy.
- Dostałem zaproszenie – odpowiedział. – I znów nie mam innego wyjścia, bo odmówić jest niezręcznie. Chociaż uważam, że to tylko strata czasu.
- Nudny jesteś, jak flaki z olejem – stwierdziłam. – Całe życie chcesz spędzić na babraniu się w martwych ciałach i grzebaniu w dokumentach? Z przerwami na rozwiązywanie krzyżówek?
Crouch tylko się roześmiał.
- A dlaczego nie? – zapytał. – Ty może byś nie wytrzymałą w jednym miejscu godziny, ale ja jestem inny.
Cóż, było to z pewnością bardzo inteligentne zdanie, ja jednak nie miałam czasu i chęci na roztrząsanie tego. Wstałam.
- To co, widzimy się jutro – powiedziałam. – Muszę jeszcze pogadać z jedną osobą.
Uśmiechnęłam się i zniknęłam Barty’emu z oczu.

Pojawiłam się na zaśnieżonych schodach. Nikt nawet nie raczył ich oskrobać z lodu, przekonałam się o tym z kolejnym krokiem, bo pośliznęłam się i musiałam chwycić poręcz, tak samo zimną i nieprzyjemną, żeby nie spaść tyłkiem w śnieg.

Zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę później usłyszałam kroki. Otworzyła mi Narcyza, z tą swoją oczywistą, dumną miną. Kiedy jednak mnie poznała, uśmiech natychmiast wystąpił na jej twarz.
- Nie musisz przecież dzwonić, wchodź, kiedy zechcesz – rzuciła na powitanie i odsunęła się, żebym mogła wejść do środka.
Nie było mnie tu dawno, jednak nic się nie zmieniło. Obrazy z taką samą wyższością śledziły nie wzrokiem, kiedy Narcyza prowadziła mnie do salonu.
Usiadłam w fotelu przed kominkiem.
- Sądzę, że chcesz się spotkać z Draconem – odezwała się.
- Tak, mam nadzieję, że jest u siebie – odpowiedziałam, zastanawiając się, gdzie, do cholery, będą robić ten bal, skoro w salonie nadal wszystko stoi tak, jak zawsze. – Możesz go sprowadzić?
- Oczywiście.
Poderwała się gwałtownie ze swojego fotela i wybiegła z salonu, jakby chciała jak najszybciej mi usłużyć. To już jest śmieszne…

Wróciła, prowadząc Dracona. Kiedy jej syn wszedł do środka, zamknęła drzwi, żeby nam nie przeszkadzać. Martwi się o niego, a zostawia go sam na sam z rozwścieczoną wampirzycą. Nigdy nie zrozumiem matek.

Założyłam nogę na nogę.
- Usiądź, nie krępuj się – odezwałam się pierwsza.
Obserwowałam, jak siada naprzeciwko mnie, nie spuszczając wzroku z moich uchylonych ustach, przez które można było dostrzec moje wspaniałe kły, jeśli się patrzyło uważnie.
- Przecież jutro się zobaczymy, nie musiałaś się fatygować – powiedział Malfoy.
Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na swoje dłonie, które złożyłam na podołku.
- Stwierdziłam, że do takiej rozmowy będzie potrzebna cisza, spokój i odrobina prywatności – odparłam. – Widzisz, zastanawiałam się długo, czy ci wybaczyć. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu już dłużej ciągnąć tych waśni. Jestem w stanie ci przebaczyć.
Draco otworzył usta, ale uprzedziłam go.
- Pamiętaj jednak – dodałam. – Że moje uczucia są do ciebie jeszcze bardzo delikatne, będę cię uważnie obserwować, aby w końcu się przekonać, czy jesteś wart zaufania.
On pokiwał tylko głową. Ochota do mówienia już mu najwyraźniej przeszła, więc odezwałam się po raz trzeci:
- Nie przyszłam tutaj, żeby cię ranić, ale muszę to powiedzieć. Na razie nie możemy być razem, bo nic już do ciebie nie czuję.
Draco spuścił na chwilę wzrok i westchnął ciężko.
- A więc jego wybrałaś – mruknął i spojrzał mi prosto w oczy. – Croucha.
Znów się zaśmiałam, ale był to tylko skutek nerwów.
- Nie. Nie chcę się teraz z nikim wiązać – wyjaśniłam mu. – Bardzo jestem zajęta ostatnio. Nauka, Czarny Pan, Zakon Feniksa, Syriusz… Bardzo tęsknię za Armandem, mój umysł skierował się ostatnio tylko w jego stronę, nie potrafię myśleć o czymś innym…
Przyznam, że jednak rozminęłam się nieco z prawdą. Cały czas teraz siedziały mi w głowie słowa Claudii. Jej przepowiednia… Nie dość, że nie chciała mi jej wyjaśnić, to nawet zdradzić nie raczyła.

Wstałam. Draco uczynił to samo.
- Jest jednak jakaś szansa… - zaczął.
- Nie wiem – odparłam. – Być może. Nie mam teraz do tego głowy. Muszę już wracać do domu, bo robi się ciemno.

Teleportowałam się od razu z holu. Kiedy pojawiłam się centralnie po środku kuchni, było już dobrze po siedemnastej. Bes przygotowywała kolację.
- Usiądź, zaraz ci nałożę – odezwała się, kiedy tylko się zorientowała, że stoję obok niej.
Zrobiłam, co kazała.
Bes podetknęła mi pod nos talerz z bigosem, na co skrzywiłam się tak, że dokładnie było mi widać długie kły.
- Nie lubię tego – mruknęłam, marszcząc nos, żeby nie wdychać cuchnącej woni znienawidzonej potrawy. Ugotowana kapusta i mięso. Dwa najgorsze składniki do stworzenia posiłku, a jak jeszcze występują razem… Aż wzdrygnęłam się z niesmakiem.
Odsunęłam do siebie talerz i sięgnęłam po kromkę chleba, którą Bes mi podsunęła.
- Wystarczy mi to – dodałam, wstając z miejsca. – Te zakupy strasznie mnie zmęczyły, idę spać.
Zjadłam kromkę w drodze do swojego pokoju. Nie zamierzałam jednak iść spać, o nie. Jestem stworzeniem nocnym, więc będę prowadziła nocne życie, jak na prawdziwego wampira przystało. To teleportowanie już zaczęło się robić uciążliwe. Już ostatni raz tego dnia aportowałam się, tym razem przed drzwiami komnaty Czarnego Pana.

Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka. Voldemort siedział na swoim kamiennym tronie, z nogą założoną na nogę i czytał coś zawzięcie. Wyglądał, jakby chciał zapamiętać to, co w jego książce było napisane.
- Co tak uparcie studiujesz? – zapytałam, siadając na swoim tronie i zaglądając mu przez ramię.
- Słownik do francuskiego – odpowiedział.
Przekrzywiłam głowę i poprosiła, żeby powtórzył, bo tak mnie ta odpowiedź zdziwiła, że na początku pomyślałam, że się przesłyszałam.
- A po co ci znać francuski? – spytałam, kiedy już się oswoiłam z tą dziwną prawdą.
- Zaczyna mnie wkurzać, że rozumiem tylko poszczególne słowa z tych zdań, które wymieniacie czasami z Bartym – odparł. Nawet nie oderwał wzroku od grupy wyrazów na literę „C”.
Zarumieniłam się lekko. Cóż. Nie przeczę, że czasami, kiedy szczególnie mi zależało, żeby nikt nie podsłuchał moich i Croucha rozmów, używałam swojego ojczystego języka, który ze wszystkich Śmierciożerców, panoszących się codziennie po domu, znał tylko Barty i ja.

- Rozmawiamy tak, bo może nie chcemy, żeby ktoś wścibski nas zrozumiał? – spytałam. – Na przykład osoba starzejącego się wujka?
- Bardzo śmieszne – warknął. – Skoro nie chcecie, żeby was zrozumiano, to może ukrywacie coś przede mną?
- A niby co? – zdziwiłam się. – Miłej nauki.
Z tyłu głowy zapaliła mi się czerwona lampka. Trzeba było uciekać, póki czas. Wyszłam więc czym prędzej z komnaty i pobiegłam do sypialni Barty’ego, żeby podzielić się z nim tą „radosną” wiadomością.

Zapukałam do drzwi jego pokoju i weszłam do środka. Zastałam go, siedzącego przed kominkiem i gapiącego się w ogień. W ręku trzymał szklankę z jakimś bursztynowym alkoholem, którego butelka, opróżniona już prawie do połowy stała tuż obok.
- No weź już przestań, to twoje „nic nie robienie” mnie dołuje – odezwałam się.
Usiadłam obok niego i objęłam go ręką w pasie.
- Są święta, nie możesz mi tego zabronić – odpowiedział i dopił do końca trunek ze szklanki.
- Byłam właśnie u Czarnego Pana – podjęłam na nowo temat. – Nie zgadniesz, co robi. Uczy się francuskiego.
Barty spojrzał na mnie. Zauważyłam, że był już dość pijany. Na tyle, żeby po stanięciu na nogi, zatoczyć się i upaść z powrotem na ziemię.
- Chce zostać poliglotą, czy co? – zdziwił się.
Sięgnął po butelkę i napełnił alkoholem szklankę. Upił trochę i z powrotem wpatrzył się w ogień. Zaśmiałam się.
- Śmieszne, ale tak naprawdę chce dowiedzieć się, o czym rozmawiamy – powiedziałam. – Będziemy musieli przejść na…
- Niemiecki? – wtrącił Crouch.
Zmroziłam go spojrzeniem.
- Nie znam słowa z tego języka – oświadczyłam.

Barty wypił jednym haustem całą zawartość szklanki, czym wzbudził mój podziw, bo ja, sądząc po zapachu owego trunku, udławiłabym się nim już dawno, i wrzucił kieliszek do ognia, po czym objął mnie w talii i pocałował w usta. Poczułam mocny smak alkoholu. I pomyśleć, że już jutro o tej porze będę mogła napić się go bez żadnych zastrzeżeń ze strony dorosłych. Nareszcie!

Crouch położył mnie na plecach. Już postanowiłam nie nalegać, żeby przeniósł mnie na łóżko. Wolałam nie mieć tego problemu podnoszenia go z powrotem na nogi tuż po tym, kiedy by się zatoczył i wpadł w stół czy podobny mebel.
Nie czułam się komfortowo, kiedy kochałam się z pijanym Crouchem. Cały czas musiałam uważać, żeby przez przypadek nie przekręcił się na prawy bok i nie wpadł do kominka. Ja tam mam mocniejszą głowę od niego.

~*~


Ale mi się świetnie ten rozdział pisało… I wenę miałam cudowną, i spokój, bo jutro do szkoły nie idę… Opublikowałabym go wcześniej, ale przypomniałam sobie, że mam lekcje z matmy i musiałam czym prędzej na nie pędzić. Cóż, skleroza. Dedykacja dla Eles :* 

29 komentarzy:

  1. ~Nadine
    9 listopada 2009 o 22:23

    FIRST! xDRozdział świetny, Voldek uczy się franca? Buahaha! xDD Aż się roześmiałam. :P No i pijany Barty… Matko, co za widok. A Soph dzisiaj jakaś taka ugodowa – ze wszystkimi do porozumienia. xDCóż, no to na bal czekam. xD ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 19:46
      Sojusze z każdym podpisuje xD

      Usuń
    2. nadine7@onet.eu
      10 listopada 2009 o 21:45

      Tak, faktycznie. Ale jeśli ze wszystkimi będzie miała pokój, to z kim się będzie kłóciła? xDChociaż nie, wydaje mi się, że z Potterem się nie pogodzi. xD

      Usuń
    3. 11 listopada 2009 o 17:47
      Byłabyś zaskoczona, jakbyś przeczytała rozdziały, które napisałam na siódmą klasę xD No, ale skoro się z kimś pogodziła, to się z nim wkrótce pokłóci, to pewne xD

      Usuń
  2. ~Olka
    9 listopada 2009 o 23:13

    Świetny rozdział i ładny szablon……Fajnie że Sophie przebaczyła Bartiemu i Draconowi.Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 19:49
      Etam zaraz fajnie, przebaczyła mu, żeby się znów z nim pokłócić xD Po to właśnie się ludzie godzą ze sobą xD

      Usuń
  3. ~kicysława
    9 listopada 2009 o 23:43

    Hahaha! Nie no, w życiu nie podejrzewałabym Voldemorta o jakieś teorie spiskowe! Co to się porobiło, żeby się Francuskiego uczył! xD Poza tym to ja tam bardziej jestem za Sophie- Barty niż Draco-Soph ;pGrunt, że wyjaśniła sobie z tlenionym co nieco ;)Bosssko się czytało xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 19:52
      Jak już wcześniej powiedziałam, pogodzili się, żeby się pokłócić xD I to ostro xD

      Usuń
  4. ~Lottie.
    10 listopada 2009 o 13:09

    Pogodzenie się z Draco i z Barty’m. Okey, może być. Voldzio-poliglota mnie załamał xD A załóżmy, że się nauczy. I co wtedy? O, zgrozo. xD Pijany Barty… No nie. xD A może znają jeszcze obydwoje jakiś język? Jak coś, to zmusi się Sophie do nauczenia niemieckiego. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 19:55
      A co, jak Voldek zna niemiecki? xD Cóż, pozostaje greka, Marius by jej mógł nauczyć xD

      Usuń
  5. ~alice.
    10 listopada 2009 o 13:43

    Przespała się z pijanym Barty’m? xD gratuluję. xD Żeby wpadł jej do tego kominka. ;PP (…) nie no żartuję. xD pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 19:56
      Sfajczyłby się, wraz z Sophie, bo wampiry się og odnia zajarają xD

      Usuń
  6. ~Eles.
    10 listopada 2009 o 14:12

    Ooo, dziękuję za dedykacje xD. A dla mnie Malfoy trochę zacho9wuje się jak typowy kapuć. I to taki z różowym futerkiem xD. Dobra. Sophie jest wampirem, córką jego pana, ale to nie znaczy, że musi się na wszystko godzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 19:58
      Ale ma więcej serca, niż Voldek xD

      Usuń
    2. ~Eles.
      11 listopada 2009 o 20:59

      Ale mi chodziło, że Malfoy nie musi się na wszystko godzić xDD

      Usuń
    3. 11 listopada 2009 o 21:02
      Ja kto nie? Przecież to Śmierciożerca, musi xD

      Usuń
  7. ~Jeanne & Savnay
    10 listopada 2009 o 17:06

    Zaskakujący rozdział. Zapraszam na nowy rozdział na http://slodka-jak-krew.blog.onet.pl/Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~wiki-pedia
    10 listopada 2009 o 18:05

    Szpan !!!! Super szablon !!!!! Voldex poliglota….. xDDD Barty się upił !!! Buhahahahaha…….. to w takim razie on będzie żulem, Sophi po imprezie u Malfoyów będzie żulinką, a Voldex będzie żulinarzem xDDDDD No i oczwiście zagadzam się z Sophi… też nie lubię bigosu xdDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 20:00
      Ja też nienawidzę bigosu, boszzz, takie to okropne, że aż się właśnie wzdrygnęłam xD Odmiana żula: on – żulona – żulinaono – żulisko xD

      Usuń
    2. ~wiki-pedia
      11 listopada 2009 o 11:09

      Z koleżankami odmieniałyśmy tak :- tata – żul- mama – żulinowa- córka – żulinówna- syn – żulinek- babcia – żulina- dziadek – żulin xDDDDDD

      Usuń
    3. 11 listopada 2009 o 17:40
      Trafnie xD Odmiana żula przejdzie do historii xD

      Usuń
  9. ~kotka
    10 listopada 2009 o 19:31

    Notka całkiem zabawna, ale nie podoba mi się sposób, w jaki Sophie załatwiła sprawę z Draco. Jak ty robisz takie fajne szablony?! Ja się dwoję, troję, a efekt wygląda na zabawę sześciolatki! No, nie ważne, pomysł z nauczeniem Voldka francuskiego jest ciekawy. „Starzejący się wujek” – świetne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2009 o 20:11
      Voldek by się mógł na korki zapisać xD Normalnie, w photoshopie 7 xD

      Usuń
  10. ~carmen37
    10 listopada 2009 o 21:37

    Voldek i francuski? The best!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 listopada 2009 o 17:49
      Voldek chce być wszechwiedzący xD

      Usuń
  11. ~Doska
    10 listopada 2009 o 21:46

    Ach… swietny rozdzial :) ciesze sie, ze pogodzila sie z Crouchem, no nieee… Voldek to daje czadu… xD skoro Lysy nauczy sie francuskiego to Soph i Barty beda musieli zmienic jezyk… moze na japonski? xD to dopiero trudna paplanina ;) pzdr ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 listopada 2009 o 17:53
      Wyobraź sobie, jak oni piszą na klawiaturze… xD

      Usuń
  12. ~Liz Schmitt
    11 listopada 2009 o 17:42

    O! Coś wywęszyłam! Żarcik mi się wyostrzył, wiem o tym od lat xD. O, coś się święci! Czekam na next. [Ale se polewę zrobiłam xP.]

    OdpowiedzUsuń