Wróciłam do domu Czarnego Pana w przemoczonym ubraniu, bo rozpadał się na nowo deszcz. Włosy przykleiły mi się po obu stronach do policzków. W tym momencie cieszyłam się, że nie potrafię przywrócić sobie z powrotem moich długich do pasa włosów, które zapuszczałam tak długo.
Weszłam na piętro, na którym znajdowała się komnata z basenem. Skoro byłam już mokra, to mogłam trochę się rozerwać. Lubiłam pływać, ale tylko w zimnej wodzie. Gdy miałam gorączkę, co zdarzało się na ogół bardzo rzadko, trzydzieści siedem stopni było dla mnie już mordercze.
Wskoczyłam do wody i zanurkowałam. Otworzyłam oczy i podpłynęłam pod ścianę basenu. Opadłam na dno i usiadłam na nim. Byłam tak chuda, że dla wody znaczyłam tyle, co kupka kości.
Powietrze kończyło mi się, ja jednak nie wypływałam na powierzchnię. Wiedziałam, że zwykły człowiek może wytrzymać pod wodą ponad trzy minuty. A ja przecież nie byłam zwykła. Mogłam tak siedzieć pięć minut, dziesięć, dwadzieścia…
Poczułam się słabo. Potrzebowałam powietrza. Nie chciałam się udusić. Albo raczej może nie miałam tego w planach. Po prostu siedziałam na dnie i czekałam, co się stanie.
Zobaczyłam, jak coś czarnego wpada do wody i podpływa do mnie. Zauważyłam, że jest to człowiek w szacie Śmierciożercy. Wszystko jednak działo się tak szybko, że nie zauważyłam, kim była ta osoba. Chwyciła mnie w ramiona i wyciągnęła na powierzchnię. Nie mogłam jednak oddychać. Zaczęłam się krztusić.
Barty przycisnął mnie z całej siły do ściany basenu. Udało mi się wypluć całą wodę, którą miałam w płucach i zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.
- Dziękuję – wyszeptałam. Drżałam lekko.
- Już myślałem, że chciałaś… dokończyć dzieła – mruknął.
Objęłam go za szyję i pocałowałam go w usta. Nie wiem, czemu to zrobiłam. W ogóle nie miałam ochoty na całowanie. Byłam okropnie zmęczona, myślałam tylko o tym, żeby położyć się we własnym łóżku i pójść spać. Rzeczywiście, miałam bardzo romantyczne plany na wieczór.
Barty pierwszy odsunął się ode mnie. Nie chciał mnie jednak puścić, nadal przyciskał mnie do brzegu basenu, jakby się bał, że z powrotem osunę się na dno i się utopię.
- Nie zapytałam cię wcześniej, bo jakoś mi z głowy wyleciało – zaczęłam. – Gdzie jest Sharpey Pail?
Policzki Barty’ego pokrył jasny rumieniec wstydu.
- Nie wiem, Czarny Pan ją odprawił – odpowiedział i posadził mnie na brzegu basenu. Po chwili sam wyszedł na powierzchnię. Poświęcił się dla mnie. Skoczył za mną do wody. Tym gestem bardzo nadrobił to, co stracił w moich oczach, kiedy wdał się w trochę dziwny i pogmatwany romans z Sharpey.
- Jak ci poszło na spotkaniu z rodzicami? – spytał.
Wzruszyłam ramionami.
- Jest jeszcze gorzej, niż było – odparłam. – Chcą, żebym do nich wróciła, ale nie mogę tego zrobić, bo mam do nich okropny żal. O wiele bardziej kocham Czarnego Pana niż ich. On nie opuścił mnie w trudnych dla mnie chwilach. Oni zrobili by to natychmiast.
Mówiłam to z niebiańskim spokojem. Nie miałam już zamiaru rozpłakać się na jego oczach, jak małe dziecko. Niezbyt udane samobójstwo było dużym doświadczeniem w moim życiu.
A co by było, gdybym naprawdę umarła? Czy przejęłabym się tym?
Teraz wiedziałam już, że tak naprawdę nie chciałam umierać. Pragnęłam spokoju, czego raczej śmierć nie mogła mi zapewnić. Zraniłabym tylko ludzi, którym na mnie zależało. Ale czy byli tacy ludzie?
- Czarny Pan powiedział, że złamałam ci serce – mruknęłam, nie patrząc Barty’emu w oczy. – Przepraszam. Nigdy nie mówię tego słowa, ale teraz naprawdę żałuję.
Crouch przytulił mnie.
- To były ciężkie chwile – przyznał. – Zapomnij o tym.
Wstał i podciągnął mnie na nogi. Jednym machnięciem różdżki osuszył jego i moje ubranie.
Odprowadził mnie pod same drzwi mojej sypialni. Okropny humor Voldemorta, o którym opowiedział mi po drodze, spowodowany kolejną liczbą mugolskich świadków rozbojów Śmierciożerców, utrzymywać się mógł jeszcze przez kilka dni, więc nie odważyłam się wpuścić Croucha do pokoju. Ten jednak ujął mój policzek i pocałował mnie na pożegnanie w usta, czego świadkiem był właśnie Riddle, który wyskoczył niespodziewanie ze swojej komnaty.
- Do jasnej cholery! – zawołał, marszcząc groźnie brwi. – Bo wezmę, przez kolano przełożę i zleję!
W jego słowach było na tyle dużo groteskowej złości, że nie mogłam się nie roześmiać.
- On mnie tylko odprowadził… - zaczęłam. Czarny Pan machnął ręką na Barty’ego, żeby zszedł mu z drogi i sam otworzył drzwi do mojej sypialni.
- Do łóżka już sam cię zaprowadzę, żebyś czasami przez przypadek nie trafiła do jego łóżka – warknął, patrząc podejrzliwie w stronę swojego najwierniejszego sługi.
Chwycił mnie za ramię i wciągnął do pokoju, zanim zdążyłam chociażby pomachać Crouchowi na pożegnanie.
- Nie pojmuję, dlaczego nie możecie się od siebie odkleić – odezwał się, kiedy podeszłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu koszuli nocnej. – Myślałem, że przejdzie ci po tej Pail…
- A czy nie byłoby cudownie, gdybyś w końcu zaakceptował, że twoja siostrzenica i najwierniejszy sługa są w sobie zakochani? – spytałam, wynurzając się z szafy.
- Nie, nigdy nie przyjmę do wiadomości, że naprawdę go kochasz – warknął Tom, krzyżując ręce na piersiach.
Weszłam do łazienki, żeby się przebrać. Słyszałam przez drzwi, jak Voldemort mamrocze coś pod nosem. Niewiele zrozumiałam, chociaż doszły do moich uszu słowa takie jak gówniarzeria i że pampersów zmieniać nie będzie.
Wyobraź sobie, jak Lord Voldemort zmienia pieluchy rozwrzeszczanemu dziecku. Słodki widok. Słodki, a za razem tak odrażający…
Wyszłam z łazienki i rozłożyłam ręce.
- Jak ci się podobam? – spytałam. – Jestem bardzo seksowna w tej piżamie, co?
Voldemort postukał się w czoło. No tak, bo rzeczywiście różowa, puchata piżama z czapką z króliczymi uszami była żałosna. Mnie się właśnie podobała.
- Gdybyś spała w tym każdej nocy, byłbym spokojniejszy – mruknął, wstając z brzegu łóżka. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- A skąd wiesz, że ja sypiam w piżamach? – zapytałam. – Mogę równie dobrze spać bez nich.
Voldemort zareagował natychmiast. Zanim zdążyłam zasłonić uszy rękami, ten ryknął na całe gardło:
- BARTEMIUSZ!
Byłam pewna, że gdyby ktoś w tym momencie spał, to obudziłby się bez dwóch zdań. Czarny Pan opuścił szybko mój pokój, podczas gdy ja tarzałam się ze śmiechu po podłodze.
Dużo czasu minęło, zanim udało mi się otrzeć łzy śmiechu i położyć się do łóżka. Nie myślałam teraz, że może to być początek niezłej awantury…
*
Następnego dnia wstałam wyspana jak nigdy dotąd. A ta czapka z uszami królika to całkiem dobry i przydatny wynalazek. Kiedy ją zdjęłam i spojrzałam do lustra, stwierdziłam, że moje włosy nie sterczą na wszystkie strony, jak to było kiedyś. To jest właśnie minus posiadania krótkich włosów. Ale przynajmniej schną o niebo krócej.
Kiedy już uporałam się z tymi wszystkimi szczegółowymi czynnościami, które należy zrobić rano, wytknęłam głowę za drzwi. Odetchnęłam z ulgą. Na korytarzu nikogo nie było. Tak, wiem, chore, żeby skradać się w swoim własnym domu, ale jeśli drugi domownik [czytaj: Lord Voldemort] buszuje po korytarzach nabuzowany, jak butelka szampana po wstrząśnięciu, to lepiej mu w drogę nie wchodzić.
Wymknęłam się na zewnątrz i zamknęłam drzwi najciszej jak umiałam. Udałam się na drugie piętro, gdzie znajdowały się gabinety Śmierciożerców. Wątpię, czy ktokolwiek spoza nas wie, że Śmierciożercy mają gabinety i muszą składać Voldemortowi raporty, jak w normalnej pracy. Może i brzmi to trochę komicznie, ale jest to bardzo przydatne.
Zapukałam do pokoju, w którym Barty spędził większość swojego życia. Weszłam do środka. Zastałam go, siedzącego za biurkiem, tak zawalonego wieżami z kartek pergaminu, że aż zdziwiłam się, że to się wszystko nie przewróciło.
- Nawet nie wiesz, jak groteskowo to wygląda – odezwałam się, siadając na brzegu wypolerowanego blatu.
Barty wychylił się zza jednej z kolumn. Miał wielką śliwę pod okiem, na której widok zakryłam sobie usta rękami, żeby nie krzyknąć z przerażenia.
- Chciałabym go widzieć w akcji – mruknęłam.
- Kiedy tak bije, to jest jeszcze bardziej przerażający, niż kiedy czaruje – odpowiedział Barty.
- Ale chyba mu nie… - zaczęłam. Sama myśl o tym zdała mi się przerażająca.
- Nie. W ramach przeprosin za to oko dał mi jeden wolny dzień.
Parsknęłam śmiechem. Muszę przyznać, że bardzo mi ulżyło.
- I w ten wolny dzień ty właśnie odpoczywasz – wskazałam na stosy pergaminów. Usiadłam mu na kolanach i oplotłam go rękami za szyję. – Chociaż przynajmniej nie będzie nas widać zza tych stosów.
Wbiłam zęby w jego szyję. Chwilę później poczułam, jak usta wypełniają mi się krwią. Bez większych problemów rozerwałam mu koszulę ostrymi paznokciami, których nawet Rita Skeeter by się nie powstydziła.
Tak właśnie spędziłam miłą część dnia, i to tuż po kłótni i pod nosem Czarnego Pana.
~*~
Trochę nudno wyszło, ale jutro mam sprawdzian z niemieckiego, więc jestem strasznie zestresowana. Nic tu dużo nie powiem xD Odciągam jak mogę bardzo ważny rozdział, bo muszę Sophie do tego odpowiednio przygotować. Dedykacja dla Destruo. :*
~Olka
OdpowiedzUsuń28 września 2009 o 22:18
Fajny rozdział.Wyobrażam sobie Sophie w tej koszuli i czapce z uszami królika.Musiała wyglądać uroczo.Czekam na next.Pozdrawiam.
29 września 2009 o 20:14
UsuńTak, z bladą, wychudzoną twarzą, przywodząc na myśl kościotrupa… seksbomba normalnie xD
~Lottie.
OdpowiedzUsuń28 września 2009 o 22:57
O, druga. xD Biedny Barty, pobity przez Voldzia. Pytanie za 100 punktów – co to za ważny rozdział, który odciągasz jak się da? Mam nadzieję, że to nie kolejny wątek dramatu… melodramatu? Tragedii, masakry i orzeszków. xD
29 września 2009 o 20:17
UsuńZałożę się, że się wszyscy ucieszycie xD I nie będziecie mówić, jak mnie nienawidzicie, wręcz przeciwnie, będą same komentarze, w których mówicie, że mnie kochacie xD Tak, postaram się takie uczucie w waszych sercach wzbudzić xD
~Lilly
OdpowiedzUsuń29 września 2009 o 08:25
3!!! wiesz co świetna piżamka :) nie możesz mu uleczyc jakoś tego oka? toć chyba z ozdóbką chodzić cały czas nie będzie:)
29 września 2009 o 20:18
UsuńJa tam nie wiem, jak Sophie będzie chciała, to mu uleczy xD A gdyby wszystko było takie proste, że jedno machnięcie różdżką i już, to Sophie nie chodziłaby jak anorektyczka xD
~Eles.
OdpowiedzUsuń29 września 2009 o 14:23
A dla mnie był gitez i maNojez xD Ale jak dla mnie, Voldemort był za spokojny. Powinien przełożyć przez kolano i zabić jednym uderzeniem xD
29 września 2009 o 20:21
UsuńSophie by go oskarżyła raz, za molestowanie [wykorzystywanie], dwa, za bicie dzieci xD
~Eles.
Usuń29 września 2009 o 20:25
Nie wydaje mi się, by ona kiedykolwiek uważała się za dziecko xD
29 września 2009 o 20:33
UsuńZa cudowne dziecko jak już xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń29 września 2009 o 15:18
Fajna notka. No i Barty uratował Sophie przed utonięciem. Czekam na ciąg dalszy.
29 września 2009 o 20:31
UsuńTak, bohater… xD Właśnie oglądałam film o szczurach xD Koffaniutkie xD Kupię sobie szczura xD Przynajmniej nie wariują tak, jak moja świnka morska xD
~W.
OdpowiedzUsuń29 września 2009 o 15:19
Jezu, uwielbiam teksty Lorda V. xDDDD Mi się podobało xP chociaż….. nie, nie będę się czepaiać tak jak moja pani od w-f…. xD
29 września 2009 o 20:32
UsuńCo chociaż? Krytyka jest dla mnie bardzo ważna xD Znając życie, jakaś literówka albo ortograf xD
~W.
Usuń30 września 2009 o 18:47
Prawde mówiąc to nie hehe…..xD a teraz bardzo cię proszę żeby Sophi przybrała ten swój normalny kształt ( niech będzie piękna i młoda buhahaha) bo jakoś nie mogę jej sobie wyobrazić takiej chudej i brzydkiej ….. Z góry dziex xDDD
30 września 2009 o 20:41
UsuńBrzydula bez okularów, hehe xD
~carmen37
OdpowiedzUsuń29 września 2009 o 16:44
Co to za ważny rozdział???? co? ;pA Voldejmort najlepszy i ta jego ,,groteskowa złość” :D
29 września 2009 o 20:34
UsuńWażny, bardzo ważny rozdział. Już go nawet napisałam, nie mogłam się powstrzymać xD
~Doska
OdpowiedzUsuń29 września 2009 o 21:54
hahhahahha ;) takie rozdzialy w twoim wykonaniu wlasnie kocham! usmialam sie jak dziki osiol :] od fragmentu „- Do jasnej cholery! – zawołał, marszcząc groźnie brwi. – Bo wezmę, przez kolano przełożę i zleję! W jego słowach było na tyle dużo groteskowej złości, że nie mogłam się nie roześmiać. – On mnie tylko odprowadził… – zaczęłam. Czarny Pan machnął ręką na Barty’ego, żeby zszedł mu z drogi i sam otworzył drzwi do mojej sypialni. – Do łóżka już sam cię zaprowadzę, żebyś czasami przez przypadek nie trafiła do jego łóżka – warknął, patrząc podejrzliwie w stronę swojego najwierniejszego sługi. ” przez „Słyszałam przez drzwi, jak Voldemort mamrocze coś pod nosem. Niewiele zrozumiałam, chociaż doszły do moich uszu słowa takie jak gówniarzeria i że pampersów zmieniać nie będzie.” po”- A skąd wiesz, że ja sypiam w piżamach? – zapytałam. – Mogę równie dobrze spać bez nich. Voldemort zareagował natychmiast. Zanim zdążyłam zasłonić uszy rękami, ten ryknął na całe gardło: – BARTEMIUSZ! Byłam pewna, że gdyby ktoś w tym momencie spał, to obudziłby się bez dwóch zdań. Czarny Pan opuścił szybko mój pokój, podczas gdy ja tarzałam się ze śmiechu po podłodze. ” smialam jak dzika :) naprawde super rozdzial (szczegolnie ten tekst –> – Do jasnej cholery! – zawołał, marszcząc groźnie brwi. – Bo wezmę, przez kolano przełożę i zleję! — wymiata!
29 września 2009 o 22:17
UsuńTak, wiem, czasem moja wyobraźnia mnie ponosi xD
~kotka
OdpowiedzUsuń30 września 2009 o 16:12
Mi sie rozdział podoba dużo bardziej, niż kiedy Sophie jest taka smutna. Niech już sobie śpi z bartym, byle by była szczęśliwa. A nie mógł jej uratować Draco? Podoba mi się fragment z Voldkiem.
30 września 2009 o 20:44
UsuńTak, żeby nadrobił w jej oczach? Phi, po co? I tak ją znów kiedyś zdradzi, taki to już typ faceta xD
~Nadine
OdpowiedzUsuń30 września 2009 o 18:18
Buahaha, ciągle mi się przypomina akcja, jak Voldemort ryknął na Barty’ego xDD Biedna Soph, tyle decybeli w jednym momencie… Ale w sumie niech Voldek tak się nie drze na starość, bo głos straci… ;ddNo to ładnie się nasza Serpens bawi. Najpierw kłóci z Czarnym Panem, a potem całuje Croucha i to w takim momencie, w którym sam CP może wpaść kiedy mu się żywnie podoba. A czy Sophie zajdzie w ciążę? xD Oooch, byłoby cudooownie! I może Czarny Pan w końcu zaakceptował ten ich związek, bo Barty musiałby się opiekować małym różowym czymś. xDD
30 września 2009 o 20:45
UsuńBuahahahaahahahaha, tak Voldemort by niańczył tego bobasa, bo by w życiu nie zaakceptował ich związku. Croucha by zajumał, a Sophie by się zagłodziła na śmierć xD
~Destruo.
OdpowiedzUsuń30 września 2009 o 21:40
O matko! Dedykacja dla mnie? ;* Aż się wzruszyłam. ;) Normalnie jak to zobaczyłam to mi aż poziom endorfin skoczył. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! A co do rozdziału, to mam nadzieję, że poprawa humoru Sophie to nie taki króciutki epizod, tylko, ze jak wpadnie do szkoły to z radości zabija Ashley, i będzie krew i zło! ;D
30 września 2009 o 21:42
UsuńKrew, zło i tony pudru się posypią xD