Westchnęłam ciężko, spazmatycznie i otworzyłam oczy. Czarny Pan patrzył na mnie z niepokojem, jakby się obawiał, że się nie obudzę.
- Która godzina? – spytałam.
- Bardzo wcześnie – odparł. – Długo nie spałaś.
- Nie mam na to ochoty – mruknęłam, wstając. – Idę coś zjeść.
Voldemort nic nie powiedział, ale najwyraźniej się ucieszył, że nie zachowuję się jak żywy trup. Odeszłam bez słowa. Zastanawiałam się, czy ktokolwiek w ogóle wie, że umarłam. Tak naprawdę, to nie czułam się jak żywa. Ręce miałam skostniałe, ale w inny sposób, niż zwykle. Prawie nie mogłam poruszać palcami, jakbym odmroziła sobie dłonie.
Stworek wyglądał na bardzo zatroskanego, kiedy podawał mi talerz ze śniadaniem. Kiedy podszedł bliżej, zauważyłam świeże łzy, przyklejone do jego rzadkich rzęs. Żaden Śmierciożerca raczej nic nie wiedział, chyba że odwiedził swojego pana, gdy spałam.
Zaczęłam się zastanawiać, jak w ogóle Voldemort dostał się do Hogwartu. Nie zawarł przecież z Dumbledore’em jakiegoś tajnego sojuszu. Gdyby Czarny Pan dostał się tam siłą, to do drzwi bębniłaby właśnie setka aurorów, rozjuszonych jak stado byków na widok czerwonej płachty.
Zjadłam zaledwie jednego tosta. Nie smakował mi. Czułam się, jakbym żuła dywan.
Wstałam do stołu i miałam wrócić do swojej sypialni, kiedy usłyszałam cichy trzask. Flagro pojawił się na szczycie oparcia jednego z krzeseł. W dziobie trzymał pożółkłą, pergaminową kopertę. Wzięłam ją od niego. Gdy próbowałam dostać się do listu, feniks obserwował mnie swoimi paciorkowatymi oczkami. To takie mądre stworzenie. Dostałam go jako prezent od wuja. Od tamtej chwili, kiedy się wykluł, był moim wiernym przyjacielem, zupełnie jak Gloria, ale bardziej niż ona wyrozumiałym. Pamiętam doskonale tą chwilę, kiedy narodził się w płomieniach…
Jajko zadrżało. Było duże, złote, w czerwone i żółte plamy. Zgodnie z zaleceniami wuja, włożyłam je do ognia. Jajo jednak nie spłonęło. Skorupka zaczęła pękać. Najpierw zobaczyłam, jak mały feniks dziobkiem rozbija górę jaja. Chwilę później pojawiła się na powierzchni mała, pomarszczona główka, później skrzydełka, którymi zamachał, żeby wydostać się ze skorupy. Wyciągnęłam ręce i włożyłam je do ognia, żeby wziąć feniksa. Nie poparzyłam się jednak. Gorące płomienie lizały moją skórę, nie wyrządzając jej najmniejszej krzywdy. Wtedy nie byłam jeszcze wampirem. Byłam małą, sześcioletnią dziewczynką, odkrywającą dopiero swoje moce. Nie miałam pojęcia, że dokładnie dziesięć lat później będę tęsknić za śmiercią, która ma przynieść mi ulgę w cierpieniu…
Wydobyłam w końcu list i rozłożyłam go. Od razu poznałam to pochyłe, wytworne pismo, przelane na pergamin za pomocą zręcznej ręki dyrektora Hogwartu i zielonego atramentu.
Sophie
Zapewne chciałabyś zadać mi wiele pytań. Zrobisz to, gdy tylko wrócisz do szkoły. Nie musisz się jednak spieszyć, zostań w domu, ile chcesz. Prosiłbym Cię jednak, żebyś odwiedziła swoich rodziców. Melania i Bonitus już zostali poinformowani przez Bes i Sethi’ego. Oczywiście, nie musisz robić tego natychmiast, ale wiedz, że rodzice wyrazili zgodę na Twoją wizytę.
Albus Dumbledore
No tak, bo oni rzeczywiście muszą mi udzielać zgody. Ich niedoczekanie.
Wściekła, poszłam od razu do Voldemorta, żeby mu o wszystkim powiedzieć. Ten słuchał uważnie, jak mówiłam mu ze złością w głosie o liście i jego treści. Gdy skończyłam, rzekł:
- Barty jest załamany tym, co zrobiłaś. Złamałaś mu serce.
Uniosłam brwi.
- A co to ma do rzeczy? – spytałam. – Słuchałeś mnie w ogóle?
- Tak. I sądzę, że powinnaś iść – odparł. – Musicie sobie coś wyjaśnić. Mam już dość listów z błaganiami o twój powrót.
Otworzyłam usta, ale szybko je zamknęłam. Jakie listy? Moi rodzice błagali, żebym do nich wróciła? Pierwsze słyszę. Jeśli nie zobaczę, to nie uwierzę.
- Nic mi nie mówiłeś – mruknęłam.
- Nie chciałem ci jeszcze bardziej zatruwać życia – odpowiedział z lekceważeniem Voldemort. – Co chwilę przylatywały sowy z prośbami, abym pozwolił twojej matce porozmawiać z tobą. No, bo ojciec nie był raczej zainteresowany.
Wzruszyłam ramionami. Po raz pierwszy byłam mu wdzięczna za to, że coś przede mną zataił.
- I dobrze, bo i tak do nich nie wrócę – warknęłam. – Masz rację, z tym coś trzeba zrobić. Jeszcze im coś strzeli do głowy i przyprowadzą tutaj cały tabun aurorów.
Aż wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
- Nie zrobią tego – brzmiała odpowiedź. – Nie wiedzą, gdzie mieszkam. Nikt tego nie wie, oprócz osób, którym sam to powiedziałem.
- A Dumbledore? – spytałam.
Voldemort milczał. Nie widziałam jeszcze nigdy, żeby nie potrafił odpowiedzieć na pytanie. Nawet mnie nie zbył.
- Myślisz, że powiedziałbym komuś z tego bzdurnego Zakonu Feniksa, gdzie jest nasz dom? – zapytał w końcu. – Kiedy będziesz gotowa, możesz iść ich odwiedzić.
Otrzymawszy zgodę, wstałam ze swojego tronu i ruszyłam do wyjścia. Ledwo wyszłam na zewnątrz, zobaczyłam na końcu korytarza Barty’ego. Udałam, że go nie zauważyłam i szybko otworzyłam drzwi do swojej sypialni. Zatrzasnęłam mu je prawie przed nosem. Cóż, śmiertelnik jak chce, to potrafi być szybki, niczym wampir.
Otworzyłam szafę i zaczęłam w niej grzebać. Wciąż miałam na sobie tą okropną szatę z Hogwartu. Musiałam się przebrać. Weszłam na chwilę do łazienki, żeby odkręcić złoty kurek, żeby napuścić sobie wody do wanny. Naprawdę, to miałam na celu zagłuszenie łomotania do drzwi. Mimo że nie zamknęłam ich na klucz, Barty nie wszedł do środka. Jako dobrze wychowany człowiek, potrafił uszanować prywatność innych, w odróżnieniu do mnie. Ja byłam zbyt rozpieszczana w dzieciństwie, nie tylko przez wuja, ale i Ghostów.
- Sophie, wpuść mnie – usłyszałam już chyba po raz setny zza drzwi.
Zakręciłam kurek. W końcu postanowiłam go wpuścić. Jego wytrwałość była godna podziwu.
- Dobrze, możesz wejść – mruknęłam. Barty natychmiast wszedł do środka. Nie zdążyłam się mu nawet dobrze przyjrzeć, bo chwycił mnie w ramiona i pocałował w usta.
- Jak mogłaś mi to zrobić, obiecałaś – powiedział, kiedy już mnie puścił, co przyjęłam z ulgą. Usiadłam na brzegu łóżka w dość wyzywający sposób. Barty zajął miejsce obok mnie.
- Przez długi moment, kiedy Bella powiedziała mi, że nie żyjesz… - dodał. – Myślałem, że sam umrę.
- Przepraszam, że sprawiłam ci przykrość – mruknęłam. – Byłam strasznie samolubna.
- Nie spałem przez ciebie całą noc – odpowiedział z wyrzutem Crouch. – Myślałem, że zobaczę cię w trumnie.
Rzeczywiście, wyglądał na zmęczonego. I mogę się założyć, że Voldemort nie dał mu wolnego dnia. Pewnie, Barty może sobie odchodzić od zmysłów, ale na drugi dzień do pracy standardowo musi iść.
- Przepraszam – powtórzyłam. – Możesz już iść? Chcę się wykąpać.
Barty zaśmiał się.
- Zwariowałaś. Od tej pory masz być pod stałym nadzorem, nie wiedziałaś? – spytał. – Nie zostawię cię samej w łazience.
- To co, będziesz patrzył, jak siedzę w wannie? – zapytałam. - Nie będę cię narażać na mój okropny widok.
Wstałam i poszłam do łazienki. Barty oparł się plecami o drzwi z drugiej strony.
- Masz do mnie cały czas mówić – usłyszałam. – W przeciwnym razie, rozwalę ci drzwi.
Zaśmiałam się, zdjęłam ubranie i wskoczyłam do wody.
- Wiesz, dostałam list od Dumbledore’a – odezwałam się. Jego groźbę, że rozwali mi drzwi potraktowałam poważnie. Kiedy działał w imieniu Czarnego Pana, był przerażający. Nie pozostawała w nim wtedy ani część tego wrażliwego chłopca, którym był na co dzień. – Muszę odwiedzić dziś Serpensów. Czegoś ode mnie chcą. Sądzę, że będą chcieli mnie przekonać, żebym do nich wróciła.
Usłyszałam jego drwiący śmiech.
- Najpierw wyrzucają cię na bruk, a później chcą cię z powrotem? – zapytał. – Coś to jest podejrzane.
- Wcale nie – odparłam. – Teraz mam kasę, dobre układy, bliskie znajomości ze Śmierciożercami… gdyby nie inne problemy, żyłabym sobie teraz spokojnie. I oni również, chronieni przez złowrogą aurę, roztaczaną przez ich córkę.
Zamilkłam i zanurzyłam się pod wodę. Spędziłam pod jej powierzchnią jakąś minutę lub dwie. Wystarczyło, żeby zaniepokoić Croucha.
- Sophie, jeszcze kilka sekund i tam wejdę – usłyszałam.
- Żyję, spokojnie! – zawołałam. – Nie wchodź.
Wyciągnęłam rękę, do której, jak przyciągnięty magnesem, przyleciał biały ręcznik, którym owinęłam się ciasno i wyszłam z łazienki.
- Czy musisz robić zawsze to, co ci każe Czarny Pan? – spytałam, podnosząc nowe ubrania z podłogi.
- Już mnie o to pytałaś – odrzekł. – A ja odpowiem ci tak samo. Tak, muszę robić, co mi każe, chyba że Czarny Pan powie, że już nie muszę. Ubierz się.
Chyba się trochę na mnie obraził, ale nie przejęłam się tym. Przejdzie mu. Nawet będzie się z tego śmiał. Kiedyś tam…
Weszłam z powrotem do łazienki i ubrałam się. Nie odezwałam się słowem. Skoro jest za mnie tak wielce odpowiedzialny, to niech to zajęcie będzie trochę bardziej stresujące.
Opuściłam łazienkę i powiedziałam mu, że teraz ruszam na spotkanie z rodzicami.
- Nie chcesz, żeby iść z tobą? – spytał.
- A czy wiesz, że jesteś jednym z najbardziej poszukiwanych Śmierciożerców? – zapytałam. – Jeśli nie wierzysz, to proszę.
Wyciągnęłam z kieszeni różdżkę i wyczarowałam nią jeden z plakatów, które wisiały na drzwiach magicznych sklepów na Pokątnej. Wcisnęłam go Crouchowi w ręce. Ten przyjrzał się swojemu ruchomemu zdjęciu, które zrobiono mu z tabliczką z numerem w jednej z celi w Azkabanie, na wypadek, gdyby uciekł. Pod nim wypisane było wielkimi literami:
Poszukiwany numer
jeden
- Powieś je sobie nad łóżkiem, gdyby cię czasami naszła ochota na przechadzki po Krakowie – poradziłam mu, wiążąc sobie pelerynę pod szyją. – Będę wieczorem.
Zanim coś zdążył powiedzieć, teleportowałam się. Mogę się założyć, że pierwsze, co zrobi, to pójdzie złożyć raport ustny Voldemortowi.
Pojawiłam się na dobrze znanym mi osiedlu. Z ciężkich, ołowianych chmur padał deszcz, zmieszany ze śniegiem. Ohyda.
Odnalazłam dom Serpensów. Nie różnił się bardzo od innych. Ogród był tylko trochę bardziej zaniedbany, niż u innych. Wspięłam się po schodkach i zadzwoniłam dzwonkiem. Rozległo się szczekanie. Chwilę później, drzwi się otworzyły i stanął w nich Bonitus. Ubrany był w szatę czarodzieja. Uznałam to za wielki postęp. Najwyraźniej właśnie wybierał się do pracy. Twarz mu pobladła, ale cofnął się, aby wpuścić mnie do środka.
Wąski hol przypominał mi korytarz w domu jakiejś starszej pani. Ściany wyłożone były boazerią, podłogę pokrywał trochę zakurzony, stary dywan w kwiaty. Poczułam się, jak w klatce. Ojciec bez słowa poprowadził mnie w głąb domu. Wskazał mi drzwi do salonu, a sam wszedł do innego pomieszczenia, którym musiała być kuchnia i powiedział coś do żony, która właśnie tam musiała się znajdować.
Chwilę później, oboje weszli do salonu, a Melania, ubrana w kwiecisty fartuch, spod którego wystawała szata czarownicy, wskazała mi fotel. Usiadłam. Wszystko wyglądało tu trochę mizerniej, niż u Ghostów, ale było też mniej zniszczone. No tak, w Dziurze było tylko o sześcioro dzieci więcej.
Przyjrzałam się uważniej matce. Była już uczesana i pomalowana, więc chyba spieszyła się do pracy, o czym świadczył strój, wystający spod fartucha.
- Zjesz coś? – zapytała cicho.
Pokręciłam głową.
- Już jadłam – odparłam. – Przyszłam tu wyłącznie z prośby Dumbledore’a. Nie wiem, dlaczego zgodziliście się na moją wizytę.
- Głupio postąpiliśmy, że wyrzuciliśmy cię z domu – zaczęła matka.
- Miałam tylko trzy lata – przerwałam jej lodowatym tonem. – Myślałaś, że sama sobie poradzę na ulicy? Trzyletnia dziewczynka nie jest w stanie samodzielnie zarobić ani sykla, nawet jeśli by chciała. Niestety, na prostytucję jest jeszcze za młoda. Co chcieliście tym osiągnąć?
Melania zalała się łzami. Żałosne. Była słaba. Albo taką tylko grała.
- Byłaś zbyt podobna do Anzelma – wybełkotała. – Nie mogłam na ciebie patrzeć…
- Więc dlaczego nie oddałaś mnie komuś? – spytałam z goryczą w głosie. – Przeżyłabym nawet sierociniec. Nie rozumiem, dlaczego teraz chcecie, żebym do was wróciła.
- Skąd…? – zapytał Bonitus, ale uśmiechnęłam się drwiąco i odpowiedziałam:
- Od Czarnego Pana – odparłam. – Od twojego brata, matko. Nie wiem nawet, czy mogę się tak do ciebie zwracać, to byłoby nie sprawiedliwe wobec Bes. Tom powiedział mi wszystko, jak go prosicie w listach, żeby pozwolił mi do was wrócić. Nawet gdyby mi an to pozwolił, ja i tak bym tego nie zrobiła. Wiem, że zależy wam tylko na moich pieniądzach i znajomościach.
- Zrozumieliśmy, że źle zrobiliśmy… - Bonitus chciał dojść do słowa, ale ja nie chciałam mu na to pozwolić.
- A gdybym tej nocy umarła na tym chodniku? – zawołałam. – Zrozumielibyście trzynaście lat później, że źle postąpiliście?! Czy zaraz po moim pogrzebie? Dlaczego teraz was tak wzięło na przeprosiny? Bo wczoraj umierałam w skrzydle szpitalnym ze świadomością, że nie kocha mnie własna matka? Wyrzuty sumienia, tak?!
Wstałam. Nie miałam pojęcia, po co Dumbledore chciał, żebym z nimi się spotkała. Każda rozmowa z nimi kończyła się kłótnią. Jeśli to można było nazwać rozmową.
- Nie odchodź, wysłuchaj nas – Melania pobiegła za mną. – Wybacz nam to…
- Nawet po trzynastu latach takie rany się nie goją – warknęłam. – Nie mam wam nic do powiedzenia. Jeśli chcecie złoto, to przyślę wam go tyle, że będziecie mogli sobie wyjechać i żyć dostatnio do końca. Cieszę się, że wróciliście do świata czarodziejów, życzę dalszych sukcesów w życiu.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Sekundę później teleportowałam się. Nic nam się nie udało załatwić. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, i tyle. Ale nasze stosunki tylko się pogorszyły.
Po Krakowie chodziłam cały dzień. Nie mogłam sobie nigdzie znaleźć miejsca. A moje włosy i ubranie robiły się coraz bardziej mokre od deszczu i śniegu. To był okropny dzień.
~*~
Mam nadzieję, że się podobało. Dość długi rozdział. Zmieniłam też szablon. Wybaczcie, że nie pisałam, ale miałam szlaban. I jeśli za chwilę nie wyłączę komputera, to znów dostanę jeszcze jeden na tydzień. Dedykacja dla Eles :*
~Lilly
OdpowiedzUsuń26 września 2009 o 17:30
1!!!
26 września 2009 o 17:34
UsuńGratuluję xD
~Lilly
Usuń26 września 2009 o 18:45
śliczny szablon :) kiedyś i ja miałam tą panienkę w szablonie tylko że czarno białą . śliczny rozdział, mam nadzieję że już koniec szlabanu i za 2 dni kolejny rozdział będzie. pozdrawiam :)
26 września 2009 o 21:01
UsuńGorzej, może być, że brat dziś popsuje komputer i nic nie napiszę przez długi czas xD Ale bądźmy dobrej myśli, że dziś nic nie zainstaluje i jutro się odpali xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń26 września 2009 o 17:49
Frozen, czemu Ty mnie nie słuchasz? ;( Prosiłam byś zmieniła tytuł rozdziału, bo jest błąd. To jest niewybaczalne. Rozdział bardzo mi się podobał. No i szablon też świetny.
26 września 2009 o 21:00
UsuńJa mam dysortografię. Więc zapytałam mamę, jak się pisze, a mama powiedziała, że tak bardziej pasuje xD
~Destruo.
OdpowiedzUsuń26 września 2009 o 19:23
Jaki zaje…bisty szablon!! No zakochałam się po prostu! xD A ja to jestem najbardziej ciekawa tego co będzie jak Sophie wróci do szkoły xD Pozdro. ;d
26 września 2009 o 22:10
UsuńBędzie po prostu tragedia xD
~Olka
OdpowiedzUsuń26 września 2009 o 20:17
Fajny rozdział i ładny szablon.Mnie się podobało.Ciekawe czy Sophie wybaczy swoim rodzicom? Czekam na next.Pozdrawiam.
26 września 2009 o 22:10
UsuńTo mściwe zmierzę, minie dość dużo czasu, zanim to zrobi. Jeśli w ogóle zrobi xD
~carmen37
OdpowiedzUsuń26 września 2009 o 20:53
Przepiękny szablon. A rozdział długi [:)] i superaśny. Mam nadzieję, że Sophie nie wybaczy rodzicom.Pozdrawiam
26 września 2009 o 22:11
UsuńTak, widać, że bardzo współczujesz Serpensom xD
~Lottie.
OdpowiedzUsuń27 września 2009 o 00:03
No, w końcu się doczekałam xD A ten szablon! Mmm… xD A rozdziału nie mam siły komentować. Dobrze, że Soph wrzeszczy i warczy na rodziców. xD
27 września 2009 o 10:26
UsuńTak, całe szczęście, że jest taka niemiła, a nie żywy trup xD
~Eles.
OdpowiedzUsuń27 września 2009 o 11:30
Dziękuję za dedykację xD No i bardzo dobrze, mnie się podobało. Tak, to bardzo twórczy i wystarczający komentarz . xD
27 września 2009 o 18:00
UsuńTak, twórczy, jak mój brat xD
~Eles.
Usuń27 września 2009 o 18:44
Za to stwierdzenie, jestem gotowa strzelić focha xD
27 września 2009 o 18:46
UsuńNie znasz mojego brata, kochana. On jest ma takie wielkie ambicje, żeby w Metinie mieć 80 level xD A to już coś xD
~Eles.
Usuń28 września 2009 o 16:08
No niby tak, ale z Twoich opowieści o nim, jakoś nie jestem przekonana. Ja mam trochę większe ambicje. Zostać archeologiem, mieć śliczny, mini zamek w przepięknym miejscu z gigantycznym ogrodem w którym będzie pełno starych, wielkich wierzb, brzóz. I założyć rodzinę. Mieć dzieci i męża, który nie zdradzi ani nie zostawi xD.
28 września 2009 o 18:02
UsuńNie jest tak źle, dziś dostał 5 z recytacji wiersza, czyli wdaje się w siostrę xD
andziaa131@buziaczek.pl
Usuń28 września 2009 o 18:18
Też dziś miałam zdawać wiersz. O mordowaniu roślin, iście poetycki. Ale nie przypomniałam polonistce, więc jest git xD~ Eles.
28 września 2009 o 18:27
UsuńJa kocham recytację, na każdy taki konkurs się zapisuję, też śpiewam trochę… ooo, muszę sobie znaleźć podkład do piosenki Ewy Demarczyk xD
~Doska
OdpowiedzUsuń27 września 2009 o 14:57
Odcinek interesujacy :) szkoda mi Barty’ego… wszyscy go poniewieraja. Ja tez nie czaje tego…po kija rodzice chca dziecko jak je 13 lat temu wywalili z domu? Bezsensu… i mysla ze dziewczyna im przebaczy? Chore!
27 września 2009 o 18:04
UsuńTak, ale niektórzy tak mają. Póki żyje dziecko, to się go nienawidzi, a po śmierci wyrzuty sumienia xD
~W.
OdpowiedzUsuń27 września 2009 o 14:57
Oczywiście fajna notka xD i szablon xD trochę mnie zdziwiłaś, że nie lała się krew w domu Serpensów, ale mi się podobało…. I jakbyś mogła mi powiedzieć…… jaka jest pora roku, bo przestałam się oriętować ??? XDDD
27 września 2009 o 18:11
UsuńŚrodek listopada xD
~W.
Usuń28 września 2009 o 17:29
Ok, dzięki tak jak myślałam xD a pani od majcy mówi że nie umiem liczyć..
28 września 2009 o 17:58
UsuńMoja mówi, że ja śpię na matmie xD
~Lady Morte
OdpowiedzUsuń27 września 2009 o 20:05
Właściwie, to nie mam co powiedzieć. Rożdział, jak zwykle, ja mam w domu „wieczór arabski”. Moja mama była za granicą, przywiozła sporo arabskich rzeczy, zaprośiliśmy rodzinkę, prebrałyśmy się i mamy wieczorek :)
27 września 2009 o 20:08
UsuńA ja mam wieczór nauki i walki o komputer. Tak jest przeważnie xD