27 grudnia 2010

Rozdział 292

Obudziłam się rano tak cudownie wypoczęta, że przez moment leżałam z zamkniętymi oczami rozkoszując się tą chwilę. W końcu przetoczyłam się na drugi bok i uniosłam niesamowicie lekkie powieki. Pokój, który dla mnie wynajęto okazał się być naprawdę piękny. Wielkie okna przysłonięte były cieniutkimi, śnieżnobiałymi firankami sięgającymi podłogi wyłożonej kremową wykładziną. Ściany wyklejone były purpurowo-złotą aksamitną tapetą. Łóżko, na którym leżałam wciąż ubrana w srebrny kostium, w którym wczoraj zasnęłam było wielkie, półokrągłe, z białym, w połowie przezroczystym baldachimem, pościel uszyto z kremowobiałej satyny. W kącie stałą drewniana szafa z malowanymi złotą farbą wzorami i biała toaletka. Po tych wygodach, które miałam w domach swoim i Malfoyów, ten pokój nie wydał mi się tak cudowny jak zdałby się zwykłemu człowiekowi, ale i tak byłam pod wrażeniem. Hermionie musiało teraz brakować takich wygód. Jestem pewna, że pod moją nieobecność Bellatriks często ją „odwiedzała”. No, ale na jej wybryki często patrzyłam przez palce. Miałam po prostu do niej słabość, a ona była mi oddana, mogłam jej zaufać. Oczywiście w granicach rozsądku. Jedyną osobą, której powiedziałabym wszystko był, jak łatwo zgadnąć, Barty. Kiedy nie chciałam, by wuj o czymś wiedział, szłam do niego. Był najwierniejszym sługą Voldemorta, nie było wątpliwości, ale jeśli ja o coś go prosiłam, bezzwłocznie to wykonywał.
Z kufra wyciągnęłam jakieś ubranie, po czym udałam się do łazienki przy moim pokoju. Już siedziałam w ogromnej wannie, w której, po naciśnięciu dużego, białego guzika pojawiały się bąbelki, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Sophie, gotowa na zwiedzanie Berlina? – usłyszałam głos Prospera.
- Już prawie. Jak tu wszedłeś? – spytałam.
- Twoja straż mnie wpuściła. Pospiesz się, nie uśmiecha mi się stać pod drzwiami tyle czasu.
No cóż. Faktycznie moi Śmierciożercy byli świetnymi ochroniarzami. Mogłabym ich wypożyczać angielskiej królowej. Skoro wpuścili do mojej sypialni Prospera, mogli zrobić to samo z jakimś członkiem Zakonu. A wtedy nie byłoby już tak wesoło.
Wyszłam z wanny i ubrałam się szybko. Za drzwiami czekał Charpentier; miał nieco zniecierpliwioną miną, ale uśmiechnął się na mój widok.
- Nie było mowy o zwiedzaniu Berlina – powiedziałam, zanim ten zdążył się odezwać. – Po pierwsze, chcę od razu jechać do Rzymu, po drugie ani ja, ani ty nie znasz niemieckiego, więc nigdy nie dogadamy się z mieszkańcami. A po trzecie, zamierzam wypocząć przed następnym koncertem.
Problem był taki, że Prosper ogólnie mówił tylko po francusku, jego angielski był raczej średni. Inaczej jednak nie szło się z nim dogadać, nawet na migi. Wiem, próbowałam.
- Ależ kochanie, musimy przecież dać cię ludziom! Twoi fani są spragnieni twojego towarzystwa! Chodź, idziemy – chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi.
Był wysokim mężczyzną, może nie tak silny jak ja, ale w końcu posiadałam moc, którą obdarzył mnie Armand, więc nie ma się co dziwić. Postanowiłam mu się nie opierać. Był moim producentem i opiekował się moją karierą, on wie lepiej ode mnie, co jest dla niej najlepsze. A ja chciałam powrócić do branży. Poza tym dzień był ciepły i słoneczny, przyjemnie było się przejść ulicami. A tak właściwie, to przyjemnie byłoby się przejść, gdyby nie te tłumy.

*

Szedł ciemną, zamgloną uliczką, powiewając długą, czarną peleryną. W miejscu, w którym obecnie przebywał nie było wcale tak słonecznie i ciepło jak w Berlinie. Ciężkie, burzowe, ciemne chmury przysłaniały niebo, deszcz był już blisko. Musiał ubrać kaptur, by mijający go ludzie nie zaczęli czegoś podejrzewać. Tego jeszcze mu brakowało – być rozpoznanym pod obskurną karczmą w małym miasteczku pod Tiraną. Miał sentyment do tego kraju. Kąciki ust drgnęły mu lekko. Lord Voldemort i stare sentymenty. Jedno zupełnie wykluczało drugie, a jednak. Nikt by się nie spodziewał, że Czarny Pan może odczuwać coś takiego.
Przekroczył próg baru. Był mały i zatłoczony, zewsząd otaczała go hołota. Przecisnął się w stronę jakiegoś pustego stolika. Nic dziwnego, że nikt nie chciał tam siedzieć. Drewniany blat pokrywało coś, co przypominało zaschniętą krew. Węch Czarnego Pana był o wiele czulszy, więc bez problemu wyczuł, że nie dało się jej usunąć. Nie przeszkadzała mu jednak. Miał styczność z krwią bardzo często; od kiedy Sophie rozwinęła się w pełni jako wampirzyca, o wiele za często.
Podeszła do niego kelnerka. W sekundę spenetrował jej umysł. Była czarownicą półkrwi, pracowała tu, bo jej mąż został zwolniony z pracy i nie miał kto wyżywić dwójki jej dzieci. Wzruszające. Była dość ładną dziewczyną, ale jakoś go nie pociągała. Miała ciemniejszą, charakterystyczną dla Albanek karnację, burzę brązowych włosów opadających jej aż do ramion, oczy zaś pomalowane trochę zbyt mocno czarną kredką patrzyły na niego z pogardą. Och, gdyby wiedziała, od kogo aktualnie przyjmuje zamówienie… Może jej to nawet pokaże? Zamówił szklankę czerwonego wina. Dziewczyna odeszła bez słowa w stronę baru.
Zabębnił palcami o blat brudnego stołu. Musiał ubrać czarne, skórzane rękawiczki; jego dłonie zawsze budziły w ludziach strach i zaskoczenie. Wziął postawiony przed nim puchar z winem i zaczął powoli sączyć alkohol. Skrzywił się lekko pod kapturem, kiedy przełknął pierwszy łyk. Było to wino płytkie w smaku, całkowicie pozbawionym tej słodkiej nuty dostojeństwa.
Odłożył pusty kielich. Wstąpił tu tylko po to, żeby się czegoś napić, ale z drugiej strony mógł się trochę zabawić. A nawet nieco bardziej, niż tylko trochę. Dyskretnie wyciągnął różdżkę z kieszeni płaszcza i wycelował jej koniec w kelnerkę, która właśnie przyjmowała zamówienie od kilku mocno podchmielonych mężczyzn na drugim końcu sali. Imperius bardzo łatwo spętał jej wolę. Zbyt łatwo. Nawet się nie opierała. Posłusznie podeszła do niego, zapominając o klientach.
Voldemort wstał. Był od niej dużo wyższy, ale nie poczuł tego dziwnego wrażenia, które robił na nim wzrost jego siostrzenicy. Albanka była od niej przynajmniej o głowę wyższa. Bez słowa skierował się w stronę drewnianych, nieheblowanych schodów prowadzących na piętro, gdzie musiały znajdować się pokoje do wynajęcia.
Nie mylił się. Otworzył pierwsze drzwi i wszedł do środka. Dziewczyna posłusznie weszła za nim. Pokój okazał się tak obskurny i biedny jak cała karczma. Małe okno przysłonięte było wyblakłą, czerwoną zasłoną, w której coś brzęczało dziwnie. W kącie stało drewniane, skrzypiące łóżko nakryte granatową kołdrą. Kiedy kliknął zamek w drzwiach, zdjął z Albanki zaklęcie Imperius. Dziewczyna wzdrygnęła się, jakby ktoś obudził ją gwałtownie z głębokiego snu. Przez chwilę przyglądała się zaniepokojona tajemniczemu mężczyźnie. Dopiero kiedy zdjął z głowy kaptur, wrzasnęła ze strachu i rzuciła się do wyjścia. Bezskutecznie szarpała klamkę, z pokoju nie udało się jej wydostać.
- Sądząc po reakcji wiesz, kim jestem – przemówił cicho Czarny Pan, powoli zdejmując rękawiczki. Uśmiechnął się lekko, kiedy dziewczyna zaczęła coś bełkotać w niezrozumiałej dla niego szeleszczącej mowie. Owszem, znał język polski, ale nauczył się go tylko ze względu na to, że w tym kraju znajdował się Hogwart. Nie miał pojęcia, dlaczego założyciele przenieśli szkołę do tak niepozornego państwa.
Czarownica bluznęła potokiem przekleństw, wśród nich znalazło się też kilka angielskich. Voldemort bez trudu chwycił ją za ramiona i rzucił na łóżko. Mogła krzyczeć, ile tylko chciała. Nikt jej nie usłyszy. On już się o to postarał. A będzie krzyczeć, o taaak.
Unieruchomił ją pod sobą zaciskając jej dłoń na gardle.
- Tylko drgnij, a cię zabiję, rozumiesz? – wysyczał, mrużąc oczy.
Obrzydliwe łzy ściekały dziewczynie po twarzy. Po długiej chwili, zrozumiawszy pytanie, pokiwała głową na tyle, na ile jej pozwalały jej zakleszczone na jej gardle kościste, smukłe palce.
Drugą ręką sięgnął o wiele niżej, niż do jej nadgarstka. Dziewczyna zesztywniała w jego silnym uścisku, szybkim ruchem ręki zdarł z niej szatę, pozostawiając ją w samej bieliźnie. Policzki czarownicy zapłonęły rumieńcem wstydu.
- Bądźmy ze sobą szczerzy – zwrócił się do niej Voldemort. – Oboje wiemy, że i tak umrzesz. Zabiję cię, to jest pewne. Ale jeśli chcesz, żeby ostatnie chwile twojego życia były jako tako przyjemne, bądź posłuszna. Inaczej zginiesz w torturach, jak tysiące moich wcześniejszych ofiar.
Ponownie pokiwała głową. W jej niebieskich oczach widział strach. Strach, który działał na niego pobudzająco. Oczywiście, wolał widzieć w nich to uczucie i swego rodzaju pożądanie, które widział w oczach Sophie. Ale zignorował to i wyrzucił siostrzenicę ze swoich myśli.
Jego ręce penetrowały ciało Albanki bez cienia litości czy delikatności. W końcu było na nim pełno śladów ciemnych sińców i zadrapań. Wplótł palce jednej ręki w jej włosy, drugą rękę zacisnął na jej nadgarstku. Pochylił się nad jej twarzą, dziewczyna instynktownie zamknęła powieki, by nie patrzeć w te brutalne, czerwone oczy… I nagle wszystko się skończyło. Czarny Pan chwycił ją, uniósł wysoko i cisnął o podłogę z taką siłą, że wszystkie szklane przedmioty znajdujące się w pokoju zadźwięczały. Kopniakiem przewrócił jej martwe ciało na plecy. Stróżka krwi ciekła jej z guza na czole.
Ze złością opadł na obrzydliwe łóżko. Po raz pierwszy poczuł do siebie swego rodzaju wstręt. Nie mógł patrzeć na tą kobietę, leżącą u jego stóp. Mimowolnie zmarszczył swój płaski nos, czując odór śmierci. W ogóle nie poczuł w niej magii. Nie wskrzesił z niej ani knuta czarodziejskości. A właśnie po to ją tu sprowadził. By znów to poczuć. Dookoła Sophie zawsze unosił się ten aromat…
Zaklął głośno. Tego dnia chciał o niej zapomnieć, ale w głowie wciąż tłukła mu się ta cholerna Sophie. Wbrew wszystkiemu nikt nie zaspokajał jego potrzeb tak dobrze jak ona. Żadnej innej kobiecie się to nie udawało. A przecież pozwalała mu jedynie na pocałunki. Nie chciała od niego niczego więcej, podobnie jak i on tego nie chciał. Ograniczał ich nie tylko Barty, ale głównie i to, jakby zareagowała jego siostra, gdyby się dowiedziała, co zrobili. W duchu poczuł pewne zakłopotanie na samą myśl o tym. Teraz już wiedział, że seks z Sophie w ogóle go nie interesował. Owszem, była bardzo pociągającą dziewczyną, zupełnie w jego stylu, nieco wulgarna, butna… o tak, to na pewno. Była bardzo butna. Mimo kropli trywialności, typowej dla ludzi bez kultury osobistej, była osobą o arystokratycznym charakterze. Znała swoją pozycję w domu i potrafiła z niej korzystać.
Tak myśląc o siostrzenicy nawiedziła go pewna koncepcja. Musi to dzisiaj zrobić. Och, spotkał się z nią całkiem niedawno, ale teraz potrzebował tego o wiele mocniej, niż zwykle. Wstał, jednym ruchem ręki doprowadził swój wygląd do porządku, przestąpił nad martwym ciałem Albanki i otworzył okno na oścież. Zawahał się. Miał w Albanii coś jeszcze do załatwienia, nie musiał lecieć teraz do Berlina. Poza tym, nie przepadał za tym miastem.

Wyleciał przez okno czując, jak chłodny pęd powietrza przyjemnie owiewa mu twarz, łagodząc gorączkę, która nim owładnęła. Leciał długo, mijając marnie wyglądające budynki i lasy. Dopiero dwie godziny później dotarł do kamiennej wieży pośrodku rozległego pustkowia. Mimo pełni lata, nie rosły tu nawet chwasty. Wylądował niedaleko samotnie stojącej kilkanaście stóp od wieży. Musiał teraz o czymś porozmawiać. Szybkim krokiem dotarł do pozadzieranych drzazgami drzwi i załomotał w nie. Nie musiał długo czekać. Zaledwie kilka sekund później otworzył mu jakiś starzec. Miał nieco skośne oczy, krótką siwą brodę i wąsy, na głowie zaś tradycyjną białą qeleshe.
- Spodziewałem się, że mnie odwiedzisz – rzekł, kiedy wpuścił go do środka. Powiódł go na drugie piętro, gdzie mieściło się pomieszczenie podobne do małego, skromnego saloniku. Oboje usiedli w fotelach, naprzeciwko siebie, przez chwilę patrząc sobie w oczy. W końcu starzec przemówił: - Tak myślałem, że zjawisz się tutaj, co prawda miałem nadzieję, że będzie to nieco później, ale… No cóż. A więc, do rzeczy.
- Nie baw się ze mną – mruknął Czarny Pan, a w jego czerwonych oczach zalśniła groźba. – Dobrze wiesz, z jakich pobudek tu jestem.
Starzec uśmiechnął się dobrodusznie, Voldemort jednak nadal nie zmieniał swego kamiennego wyrazu twarzy. Albańczyk wstał, podszedł do lakierowanego barku i wyciągnął z niego butelkę i dwa kieliszki czerwonego wina, z pewnością o wiele lepszego od tego, które Czarny Pan pił w obskurnej karczmie.
- Dziękuję – wziął od starca swój puchar i upił łyk. Z zadowoleniem stwierdził, że trunek posiada nutę głębokiego smaku, który lubił. – Powiedz mi, Bülent*, co wiesz o Czarnej Różdżce.
Słysząc lekkie zniecierpliwienie w jego głosie, starzec zaśmiał się cicho.
- Spieszysz się gdzieś, mam rację? – zapytał, swobodnie schodząc z tematu. Wiedział, co mu groziło ze strony Lorda Voldemorta, ale jakoś nie martwiła go perspektywa powolnej, bolesnej śmierci, którą z rozkoszą by mu zafundował. Och tak, Czarnego Pana bardzo denerwowała osoba Bülenta Gazi’ego. Czasami wprost drżał z bezsilnej złości. Albańczyk posiadał wszak rozległą wiedzę nie tylko na temat magii, ale i innych zjawisk, które Voldemortowi bardzo były przydatne. Nie mógł go zabić, choć bardzo tego pragną.
- Tak, spieszę się – ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem. – Dlatego proszę, byś opowiedział mi o Czarnej Różdżce więcej od Ollivandera.
Nie była to prośba. To był rozkaz. Ale Bülent przywykł już do wysłuchiwania rozkazów z jego strony. Pokiwał lekko głową, powoli sącząc wino ze swojego pucharka.
- Wiedziałem, że przybędziesz, by o nią zapytać. Tak, Tom, twoja stara różdżka nie wystarcza ci, mam rację? Pragniesz czegoś, co będzie silniejsze. O wiele silniejsze od zwyczajnej różdżki…
- To cudownie, że tak dobrze mnie rozumiesz – przerwał mu Voldemort, zaciskając długie palce na krawędzi stołu. – Ale opowiedz mi więcej.
Bülent westchnął ciężko i pochylił się nieco do przodu, by lepiej widzieć swojego rozmówcę.
- Pewnie znasz historię o Trzech Braciach. Najstarszy z nich dostał różdżkę z czarnego bzu, którą później chwalił się w karczmie. W nocy jeden z czarodziejów ukradł mu ją i, dla pewności, poderżnął mu gardło – rzekł, ze stoickim spokojem patrząc w twarz Voldemorta. – Długo się nią nie pocieszył. Czarna Różdżka zebrała krwawy plon, Tom, musisz o tym pamiętać. Dlatego pomyślałem sobie, czy zgodzisz się ze mną, kiedy ci powiem, że wcale nie potrzebujesz Berła Śmierci, by być niezwyciężonym. Masz to coś tuż pod nosem, a nie dostrzegasz tego.
Czarny Pan zmarszczył lekko czoło. Zaczynała go powoli irytować ta tajemniczość Albańczyka. Chciał prostej rady albo informacji, a zagadek. Miał ich w życiu już nadto.
- Możesz wyrazić się jaśniej? – zapytał z wyraźnie brzmiącą groźbą w głosie.
- Opowiadałeś mi kiedyś o swojej siostrzenicy. Z tego, co udało mi się zrozumieć, posiada wielką moc – powiedział. – Jest skillmagiem. Chcę wiedzieć o niej nieco więcej.
Voldemort uniósł jedną brew i przekrzywił lekko głowę. Już domyślał się, do czego zmierzał Bülent. Nie zamierzał się z tym w ogóle zgodzić, ale ciekaw był jego opinii na ten temat.
- Sophie jest wampirzycą. I to bardzo zachłanną wampirzycą. Lubi krew, przez nią jest trochę rozchwiana emocjonalnie, ale nie można się temu dziwić. Jest jak każdy krwiopijca. Kiedy brakuje jej krwi, staje się niebezpieczna. Szczególnie polubiła – kąciki ust drgnęły mu lekko – moją krew.
Bülent uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Szkolisz ją? – zapytał.
- Nie. Sophie uczy się w Hogwarcie, osiąga bardzo dobre wyniki.
Gazi pogładził swoją siwą brodę, zastanawiając się nad czymś usilnie.
- To dobrze, że kontynuujesz czarodziejską tradycję i wysyłasz swoją podopieczną do Hogwartu. Jest w Slytherinie, mam rację? Ale taką dziewczynę powinieneś sam wychować. Umieściłeś ją w domu, który popiera Zakon Feniksa. Sam jesteś zupełnym przeciwieństwem tej rodziny, przez co Sophie czuje się… rozdarta. Musisz jej pokazać, że będzie miała o wiele więcej korzyści zostając z tobą. Jej czarna magia nie jest rozwinięta w sposób, jaki by cię usatysfakcjonował – powiedział, teraz już bez cienia uśmiechu. Jego twarz wyrażała jedynie powagę i skupienie. Wstał i zaczął krążyć po pokoju. – Ty i ona posiadacie zalążek tej magii, ale osobno niczego nie zdziałacie. Musicie działać razem. Rozumiesz już?
Voldemort przyglądał się niewidzącym wzrokiem swojemu opróżnionemu pucharowi. Słowa Gazi’ego brzmiały bardzo rozsądnie. Może faktycznie miał rację? Bardzo dobrze z Sophie do siebie pasowali, zwłaszcza pod aspektem magii. Nie zamierzał jej jednak wykorzystać. Czułby pewien dyskomfort, zwłaszcza, że od zawsze coś do niej czuł. Była jak Nagini, tylko posiadała swoje zdanie i zwykle robiła to, na co miała ochotę. Mimo wszystko lubił ją mieć przy sobie, ciężko było mu się z nią rozstać, no i martwił się o nią, ostatnio praktycznie cały czas. Może wysłanie z nią tylko sześciu Śmierciożerców było błędem?
Wstał.
- Już wychodzisz? – zdziwił się Bülent.
- Muszę coś zrobić – odparł, bardziej skupiony na swoich myślach niż na tym, co mówi.
Podszedł do okna, otworzył je i wyleciał przez nie. Zwykle deportował się z tego miejsca, ale tym razem poczuł, że wolałby przebyć tę drogę w powietrzu.

Kiedy dotarł do Włoch, było już późno. Bez trudu spenetrował umysły kilku mugoli, z których dowiedział się, gdzie znajduje się hotel, w którym jego siostrzenica miała spędzić tę noc. Podleciał na ostatnie piętro, gdzie, jak się później okazało, wynajęto jej pokój i zajrzał przez okno. Miał nadzieję, że jeszcze nie śpi. W końcu jej koncert skończył się zaledwie półtorej godziny wcześniej. Niestety, pomylił się. Zobaczył, że wszystkie lampy w pokoju są pogaszona, a w łóżku leży dziewczyna, bez wątpienia pogrążona w głębokim śnie. Cicho otworzył okno różdżką i wśliznął się do środka.
Kiedy podszedł bliżej, poczuł ten delikatny aromat uśpionej w niej magii. Włosy Sophie rozsypały się po satynowej poduszce, tworząc mocny kontrast z jej bielą. Zrzucił szaty i położył się obok niej. Nie miał wobec niej żadnych zamiarów. Po prostu zawsze sypiał nago. Objął ją w talii i ze śmiechem zauważył, że posiada ten odruch, o którym mówił mu kiedyś Armand. Chwycił jej nadgarstek tuż przy swojej szyi i przez chwilę mocował się z jej silną dłonią, próbującą zacisnąć się na jego gardle. W końcu opór ramienia zelżał, a dziewczyna otworzyła zaspane oczy. Zamrugała szybko, kiedy go zobaczyła.
- Co tu robisz? – zapytała cicho, przysuwając się do niego. – I dlaczego nie masz ubrania? Chyba nie chcesz mi zrobić krzywdy swoim…
Nie dokończyła, bo objęła go za szyję i pocałowała w wąskie usta. Kiedy wsunęła mu język między wargi, poczuł, że zapach magii staje się intensywniejszy. O to mu właśnie chodziło. Przetoczył się na nią, jedną ręką chwycił za włosy, wplatając w nie palce, drugą zaś wsunął pod jej głowę, by ją podtrzymać. Był już przyzwyczajony do takich sytuacji, Sophie często odwiedzała go albo w jego sypialni, albo w komnacie. Ale ta sytuacja była chyba zbyt intymna. Z zaskoczeniem odkrył, że jej ciało, ubrane tylko w bieliznę, jest o wiele zimniejszej od jego, jest spokojne i nie drży z bezsensownych emocji, jak działo się to z jego poprzednimi kobietami.
Na chwile oderwała się od jego ust, żeby popatrzyć mu w oczy i zapytać:
- Dlaczego odwiedzasz mnie w tym mugolskim hotelu?
- Później, później… - odpowiedział tylko i pochylił głowę, żeby pocałować ją w szyję.
Przez chwilę wdychał ten niesamowity, paraliżujący zapach magii. Nawet nie poczuł, jak dziewczyna obejmuje go i wbija paznokcie w jego ramiona. Rozbudził w niej pragnienie, chciała zobaczyć tą gęstą, szkarłatną substancję na jego białych, emanujących cudownym blaskiem ramionach. A później chciała wbić w jego szyję kły i pić krew prosto z jego tętnicy. Był teraz o wiele cieplejszy niż zwykle, z zadowoleniem dostrzegła, że może obudzić w nim człowieka.
W końcu kilka wąskich, czerwonych stróżek zaczęły spływać z jego pleców niżej, na pośladki ukryte pod kołdrą, brudząc ją po drodze swoim szkarłatem. Sophie wbiła kły w jego szyję, zamykając go w o wiele silniejszym uścisku, niż planowała. Ale nie martwiła się o niego, był silnym mężczyzną. Gorąca krew płynęła jej do gardła, docierając do każdego zakamarka jej ciała. Z rozkoszą objęła go kolanami w pasie, czuła jak jego pierś unosi się w rytmicznym, głębokim oddechu. Jej ciało szybko robiło się gorące od przyjmowanej krwi. Voldemort odsunął jej głowę od swojej szyi; z zaskoczeniem zauważył, że nie protestowała. Kiedy na niego spojrzała, oczy miała lekko zamglone. Chwycił w garść jej włosy i znów pochwycił jej usta. Zawzięcie walczył z jej językiem, władczo penetrując każdy kawałek jej ciała kościstymi dłońmi. Poczuł niesamowitą siłę pulsującą pod jej skórą. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, zewsząd otaczała go cudowna, paraliżująca magia. Przesunął język aż do jej brzucha. Sophie zaśmiała się cicho, ale chwilę późnej jej gardło opuściło przeciągłe westchnienie, kiedy przygryzł jej białą skórę. Ich usta złączyły się w ostatnim, głębokim pocałunku, w końcu odsunęli się od siebie, z oczami pałającymi od emocji. Sophie oparła głowę na ramieniu Voldemorta, twarz ukryła w zagłębieniu jego szyi, rękę położyła Ne jego piersi. Czarny Pan zaś objął ją w talii, drugą ręką zaczął gładzić jej policzek. Musnął wargami jej szyję, później dekolt.
- Co cie tu przywiodło? – zapytała po raz trzeci, rysując palcem koła na jego piersi.
- Tęskniłem za tobą, chciałem znów cię dotknąć, poczuć zapach twojej magii – odpowiedział nieco zadumanym głosem. – Byłem w Albanii, jutro gdzieś cię zabiorę, musisz kogoś poznać. Ten czarodziej pomógł mi podjąć niejedną decyzję w moim życiu. Ale teraz śpij.
Przytulił ją do siebie tak mocno jak się tylko dało. Byli teraz bliżej siebie, jak nigdy dotąd. Voldemort gładził jej włosy długo po tym, jak zasnęła. Jej ciepły ciężar sprawiał mu przyjemność, lubił to uczucie. Zamknął oczy i, po raz pierwszy od wielu, bardzo wielu nocy, zasnął, nienękany żadnymi kłopotami.

*

Rano obudził się wcześnie, cudownie wypoczęty i lekki. Sophie wciąż leżała u jego boku, zimna tak, jakby była martwa. Ale oddychała, jej pierś poruszała się, a Voldemort słyszał cichy szmer wdychanego i wydychanego powietrza. Wyglądali teraz zupełnie jak para kochanków, wtulonych w siebie z wielkim uczuciem. Czarny Pan poruszył się lekko, nie chcąc wykonać żadnego gwałtowniejszego gestu, by jej nie obudzić lub nie sprowokować do wykonania odruchu. Promienie słońca igrały na ich boskich, białych ciałach, twarz Sophie miała zupełnie inny wyraz niż w nocy. Już dawno nie widział jej takiej słodkiej i niewinnej. Musnął ustami skórę pod jej okiem. Ten delikatny ruch wyrwał ją ze snu. Uśmiechnęła się mimowolnie i otworzyła oczy.
- Myślałam, że już cię nie będzie, kiedy się obudzę – mruknęła i wdrapała się na jego pierś, by położyć głowę tuż pod jego szczęką.
- Obiecałem ci coś, pamiętasz? Zapoznam cię z pewnym czarodziejem, bardzo interesuje go twoja historia.
Przesunął kilkakrotnie ręką po jej plecach i pochylił się, by pocałować ją w policzek. Dziewczyna zrobiła urażoną minę.
- Tylko tyle? W nocy mało brakowało, a być mnie zerżnął. Przeszło ci coś takiego przez myśl, nawet nie próbuj zaprzeczać – stwierdziła.
Kąciki jego ust uniosły się lekko, a on sam przesunął językiem po jej szyi. Ach, to jej słownictwo, pomyślał. Westchnęła cicho, kiedy zacisnął zęby na jej tętnicy.
- Kiedy znajdujemy się w tak intymnej sytuacji, nie czujesz się, jakbyś zdradzała Bartemiusza? – zapytał.
- A powinnam?
Voldemort wzruszył tylko ramionami i podniósł z podłogi różdżkę, którą machnął krótko, a jego szata pojawiła się z powrotem na jego ciele.
- Zdecydowanie wolę cię bez ubrań, wiesz? – odezwała się Sophie, kiedy Czarny Pan wyszedł z łóżka.
- Nie dziwię ci się – odrzekł z cichym, pobłażliwym śmiechem. – Idź się ubrać, za moment wyruszamy.
Czarnowłosa nic nie odpowiedziała, tylko odwróciła się i poszła do łazienki. Chwilę później usłyszał odgłos chlupotu wody, co oznaczało, że Sophie weszła już do wanny. Wiedział, że lubiła poranne kąpiele. Oparł się pokusie, by odwiedzić ją w łazience. Całowanie jej, nawet tak namiętna jak tej nocy zupełnie różniło się od zakłócania jej intymności. Wątpił by i Barty’emu pozwalała na towarzyszenie jej podczas kąpieli.
Czekał na nią oparty o ścianę, ze wzrokiem utkwionym w klamce do drzwi wejściowych. Śmierciożercy, którzy jej strzegli, okazali się być do niczego. Powinni stać przy jej łóżku, a nie, jak kretyni, za drzwiami. Każdy mógł wlecieć tu przez okno i zrobić jej krzywdę. O ile on sam już tego nie uczynił. Mogła przecież tego wszystkiego nie chcieć, ale nic mu nie mówiła, bo była po prostu dobrze wychowana.
Kiedy tylko wyszła z łazienki, natychmiast do niej podszedł.
- Sophie, powiedz mi, czy podoba ci się, w jaki sposób cię dotykam? – zapytał.
Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie.
- No cóż, myślałam, że to, z jaką rozkoszą pozwalam ci robić z moim ciałem, co zechcesz, wystarczy, ale skoro wolisz mieć to jasno powiedziane… tak, podoba mi się. Zrób to jeszcze raz – odpowiedziała i powiodła jego dłoń do swojego pośladka. Voldemort, lekko zaskoczony, ale i zadowolony z odpowiedzi, władczym, zdecydowanym ruchem pochwycił go i podciągnął swoją siostrzenicę do góry. Nie musiał nic więcej robić, Sophie pocałowała go w usta, z czułością ssąc jego dolną wargę, pieszcząc językiem dziąsła i policzki. Zamruczał z zadowolenia, kiedy okazała mu swego rodzaju brutalność. Brutalność podobną do tej, jaką on okazywał.
W końcu pozwolił jej zsunąć się z siebie na podłogę. Zrobił to w ostatniej chwili, bo do pokoju ktoś wszedł. Natychmiast poznał tego mężczyznę w damskim przebraniu. Prosper Charpentier zrobił taką minę, jakby zobaczył ducha.
- Dlaczego nie zapukałeś? Nachodzisz Sophie, kiedy śpi? – zapytał go, a w jego głosie zabrzmiała nutka groźby.
- Ależ nie, ja po prostu przyszedłem, by ją zabrać do miasta – wydukał słabą angielszczyzną Francuz.
- Dziś, dla odmiany, ja ją gdzieś zabiorę – poinformował go Lord Voldemort, obejmując siostrzenicę ramieniem.
- Ale panie mój, nie możesz…
- JA czegoś nie mogę? – przerwał mu cichym, jadowitym, ale spokojny głosem Czarny Pan i wyciągnął różdżkę. – Posłuchaj mnie, Charpentier. Jeśli chcesz dożyć śniadania, nie mów już ani słowa.
Opuścił różdżką, objął Sophie w talii i wystrzelił przez otwarte na oścież okno. Jej włosy trzaskały w powietrzu, prawie całkowicie zasłaniając jej twarz. Udało mu się przelotnie dostrzec jedno oko, które nie było, jak jeszcze chwilę temu, żółte, ale szkarłatne, z pionową, wąską źrenicą. Poczuł jej dłoń na swoim pośladku.
- Myślałam, że naprawdę go zabijesz – odezwała się cicho.
Kąciki ust drgnęły mu lekko. Dobrze wiedział, jak jej imponował, zwłaszcza kiedy był ostry i władczy. Czasami starał się być trochę bardziej uczuciowy, wszystko to robił dla niej. To było dziwne uczucie troszczyć się o kogoś. Dziwne, ale całkiem przyjemne. Teraz jednak jego pupilka była bezpieczna, miał ja przy sobie i nie chciał się z nią rozstawać. Może Gazi miał rację? Może powinien zacząć ją szkolić?
- Możemy się już stąd teleportować – poinformował ją.
Sophie, która przez ten kwadrans przyciskała głowę do jego piersi, spojrzała na niego. Lubiła wsłuchiwać się w jego rytmiczne bicie serca, w szmer krwi… Czuła jej delikatny aromat.
- Hmm? No tak, w takim razie deportuj się. Chcę poznać tego człowieka i twoje plany – odpowiedziała z dzikim błyskiem w oku.
Voldemort spełnił tę prośbę. Odczuł dumę, kiedy dosłyszał w jej tonie ostrą nutę, bardziej przypominającą rozkaz niż prośbę. Przez moment oboje walczyli ze zgniatającym ich ciśnieniem, po czym wylądowali przed wieżą, pośrodku jakiegoś dziwnego pustkowia.

~*~

W Wigilię nie wolno nam używać komputera, więc rozdział jest dzisiaj. Chciałam go napisać z punktu widzenia Voldemorta i spodobało mi się to. Chyba częściej będę coś takiego robić. No, mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze przed Sylwestrem. Idę adresować moją pracę na konkurs, jutro muszę ją wysłać. Dedykacja dla Nightmare :*

* pod gwiazdką znajduje się link do bohatera. 

45 komentarzy:

  1. ~olka
    27 grudnia 2010 o 16:49

    Fajnie ci to wyszło.Mi się podobało.Pewnie na tym spotkaniu Albańczyk będzie zadawał Sophie sporo pytań………….Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 grudnia 2010 o 19:30
      Nie koniecznie. Może po prostu się jej przyjrzeć xD

      Usuń
  2. ~nicole .
    27 grudnia 2010 o 17:22

    Oj, Frozenko Frozenko xd Wariujesz xd Sophie i Voldzio to niezła para, jednak wolę ją z Barty’m xD Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 grudnia 2010 o 19:32
      Etam znów wariuję. Przecież nic się między nimi nie wydarzyło, to jest normalne. Normalne to pojęcie względne xD

      Usuń
  3. ~angi_414
    27 grudnia 2010 o 17:43

    Druga! ;) Fajny rozdział, ale jak dla mnie to już leciuteńka przesada z tymi akcjami voldzia i sophie xD w końcu zaczyna się nam tu robić pewien trójkącik xD pozdrawiam ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. ~P@protk@
    27 grudnia 2010 o 18:38

    Ok, już biorę się do czytania xD. A i wysyłam Ci zaproszenie do znajomych na deviantarcie (Lilka1314) ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. ~P@protk@
    27 grudnia 2010 o 18:38

    Ok, już biorę się do czytania xD. A i wysyłam Ci zaproszenie do znajomych na deviantarcie (Lilka1314) ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 grudnia 2010 o 19:33
      Ja mam dwa konta na da, jedno z moimi zdjęciami jako modelki i drugie ze zdjęciami, które sama robię xD

      Usuń
  6. ~Sheirana
    27 grudnia 2010 o 19:18

    No, no, no… Dobrana para xD Aczkolwiek nadal jestem fanką Barty’ego ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 grudnia 2010 o 19:34
      Ależ wszystkie jesteśmy! Ja przecież nie każę się Sophie wiązać z Voldkiem. Chcę po prostu, żeby byli sobie jeszcze bliżsi xD Żeby im się było trudniej rozstać xD

      Usuń
    2. ~Sheirana
      27 grudnia 2010 o 21:31

      Haha, spoko xD Ładny trójkącik się z tego robi xD

      Usuń
    3. 27 grudnia 2010 o 21:36
      Barty, dostając Sophie, dostał też Voldka xD

      Usuń
    4. ~Sheirana
      27 grudnia 2010 o 22:15

      No tak xD Pełen pakiet rodzinny xD

      Usuń
  7. ~Emma D.
    27 grudnia 2010 o 20:22

    Suuuper rozdział i szablon. ! Już nie moge doczekać się NN .! :* buziaki i pozdrawiam :) A i zapraszam na mój nowy blog http://www.dramion-riddle.blog.onet.pl :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 grudnia 2010 o 20:30
      No cóż przyjdzie mi tu powiedzieć… „buziaki” i… pomniejsz czcionkę na blogu, bo jej gigantyzm mnie onieśmiela.

      Usuń
  8. ~Nightmare
    27 grudnia 2010 o 20:36

    To było…rozdział jest…nie, czekaj. Nie mogę się wysłowić. Wiesz, szukam jakiegoś słowa o wiele mocniejszego od ekstra czy super…wspaniałe…nie, to też nie to. W każdym razie wiesz, o co chodzi, prawda? Po prostu…ŁOŁ ! To było genialne ! Wszystko, co lubię w opowiadaniach, zostało tu zawarte i to z jakim kunsztem ! Nie jestem w stanie wyrazić mego podziwu. ;] P.S. Dziękuję za dedykację. ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 grudnia 2010 o 20:44
      Och, merci xD Ale co właściwie było w nim takiego… super? No, oczywiście, wystarczy już sama obecność Voldemorta, ale on pojawia się często. Więc co?

      Usuń
    2. ~Nightmare
      27 grudnia 2010 o 22:01

      Ach, to trudno określić. Świetne jest już to, jak go przedstawiasz. Pokazujesz to, jak powoli odkrywa swoje uczucia, nie robiąc z niego kochliweo voldusia. Pozostawiasz go „rowlingowskiego”, a jednocześnie nadajesz mu zupełnie nowy charakter. Musisz też wiedzieć, że, być może przypadkiem, ma on u ciebie prawie wszystkie cechy psychopaty. Impulsywność, agresję, skłonność do przemocy, brutalność, natychmiastowa potrzeba zaspokajania wyłącznie swoich potrzeb, charyzmę, spory urok osobisty, egocentrycyzm, płytkość emocji i, właśnie, uczuć…a jednak coś tam czuje. Nic, że wyłącznie do swojej siostrzenicy. Poza tym, co by tu dużo mówić, intymność/erotyka. ;] Możesz się śmiać,ale moim zdaniem, jest on dość pociągającym mężczyzną. Nieważne, że fikcyjnym. ;p Uwielbiam opowiadania, w których autor ukazuje seksualność per Lorda. No, i, jak już mówiłam, lubię też, kiedy tekst pisany jest z perspektywy Czarnego Pana. Zostawiając już Go w spokoju, powiem, że podoba mi się to, jak władasz słowem. Masz ładny styl, który sprawia, że chce się czytać więcej i więcej. Powiedz, więcej czytasz czy piszesz ? Ja swych sił w sklejaniu tekstu próbuję dopiero od niedawna i bardzo mnie to interesuje.Lepiej nie umiem tego wyjaśnić. Po prostu bardzo mi się podobało. ;]Bitte.

      Usuń
    3. 27 grudnia 2010 o 22:59
      Doskonale Go opisałaś xD I nie mam zamiaru wcale się śmiać, bo Voldemort jest pociągający xD I to bardzo. Ale pamiętaj – On jest only mon xD Czyli tylko mój xD Więcej piszę. Czytam tylko wybrane książki, ogólnie nie mam za bardzo czasu na czytanie, ciągle piszę. Nawet trochę olewam naukę, by móc pisać. Co ja mówię, bardzo olewam. Wiem, nie powinnam, ale jestem jak ten Voldek, muszę natychmiast zaspokoić potrzebę pisania xD

      Usuń
    4. ~Nightmare
      28 grudnia 2010 o 00:18

      Tak, ale opisałam Go na podstawie książki autorstwa pana Roberta D. Hare pt.”Psychopaci są wśród nas”. Uprzedzam pytanie: „Na cholerę?” albo „Po jakiego grzyba?” czy „Yyy…ale po co?”, i odpowiadam, że po prostu interesuję się psychologią. Takie moje małe zboczenie.Powiem Ci, że Czarnemu Panu brakuje kilku cech do 100% psychopaty. Zarówno u Ciebie, jak i u szanownej pani Rowling. Ja za to czytam co tylko wpadnie mi w ręce. Teoretycznie. Praktycznie brakuje mi na to czasu, i niekiedy, chęci.Książki, które mam zamiar przeczytać ułożyły mi już ładną, średnio stabilną wieżę. Ach, szkoła…nauka…jestem na to za leniwa. Znaczy…uczę się, ale prawda jest taka, że nigdy mi się nie chce. Zresztą po co ja to piszę? Nieważne. Ach, powiem Ci, że, moim zdaniem, Voldemort jest cudowny…i ma uroczy nos. ;] Stwierdzam, że jednak wolę dorosłego Czarnego Pana od Toma Riddle’a. Zapewne nie dogadamy się w sprawie tego, do kogo on należy. Do mnie czy do Ciebie? Prawda niestety jest taka, że tylko do jakiegoś miliona fanek na całym świecie. (Szlag by je trafił.)

      Usuń
    5. 28 grudnia 2010 o 08:42
      Powiem szczerze, mnie jakoś Tom Riddle nie pociąga. Naprawdę. Może i jest niesamowicie przystojny, ale jest taki… zwyczajny. Przynajmniej dla mnie. No, ale czyżbym miała do czynienia z przyszłą panią psycholog? Jak mi pisanie do głowy uderzy, to będę wiedziała, do kogo się zgłosić xD Mówiłaś, że do prawdziwego psychola brakuje mu kilku cech?

      Usuń
    6. ~Nightmare
      28 grudnia 2010 o 15:42

      Aha, przede wszystkim Voldek nie jest jakoś strasznie kłamliwy, a psychopaci lepiej nawet radzą sobie z wciskaniem ludziom kitu niż w mówieniu prawdy. Ich wypowiedzi często nie są spójne, a niekiedy nawet się wykluczają, nie współgrają też z czynami. Ostatnio czytałam o kobiecie, która w furii zabiła swoją córkę. Zapytana, dlaczego tak postąpiła, odpowiedziała, że kocha dzieci i, kiedy tylko wyjdzie z więzienia, zrobi sobie kolejne. Oskarżono ją też o zaniedbywanie i znęcanie się nad córką. Psychopaci dużo mówią, ale nie zawsze z sensem. Niekiedy paplają, np. o zielono-niebieskich małych ludzikach ze skrzydełkami, którzy latają nad ludożerczymi kwiatami, ale robią to w taki sposób, że byłabyś skłonna w nie uwierzyć. Po prostu wiedzą, jak wykorzystać swoją charyzmę, urok osobisty, postawę i gestykulację. Tak to określił pan Hare. Nie przejmują się też problemami, potrzebami innych ludzi. Są ukierunkowani wyłącznie na swoje „ja”.Skoro j a czegoś chcę, to z pewnością to dostanę. Nieważne, czy ktoś na tym ucierpi. U wszystkich socjopatów występuje też niepokojące zachowanie w młodym wieku,a działalność przestępczą rozpoczynają bardzo wcześnie, średnio około 12 roku życia. Jak wiemy, młody Tom stronił nieco od ludzi, ale nie wykazywał żadnych niepokojących oznak. Jednak pojawia się u niego wątek kradzieży zabawek w sierocińcu. Może wydawać się on nic nieznaczący, ale jeżeli ktoś interesuje się tą przypadłością, zauważy, że praktycznie nie istnieje psychopata, który w życiu niczego nie ukradł. Występuje u nich także płytkość uczuć. Jak to zgrabnie ujęto w książce, „znają słowa, ale nie znają melodii”. Ktoś z tym zaburzeniem powie drugiej osobie, ze ją kocha, ale tak naprawdę nie wie, jak wygląda owa miłość.Brak w nich także poczucia odpowiedzialności. Co ciekawe, psychopaci nie odczuwają również strachu ani wyrzutów sumienia Ich mózgi pracują nieco inaczej. Każdy człowiek ma lepiej wykształconą którąś półkulę mózgową, podczas gdy Oni używają obu naraz. Ale chyba za bardzo się rozpisałam, co? W dodatku na niezbyt ciekawy temat. Czy przyszłą panią psycholog? Hmm…mam taka nadzieję. ;]

      Usuń
    7. 28 grudnia 2010 o 15:49
      To ciekawe, co mówisz. Widzę, że się na tym znasz xD No cóż, sama jeszcze nie wiem, czy Voldemort z mojego opowiadania kocha Sophie naprawdę, czy tylko tak mówi. Sądzę jednak, że nie zrobię z niego takiego czubka i pozwolę mu na trochę uczucia. Ja kiedyś oglądałam taki film… o kobiecie, która do przesady była religijna, okłamywała swoją córkę… to jest ekranizacja książki. Ta córka posiadała pewne moce, posługiwała się telekinezą… Chciałabym tą książkę kiedyś przeczytać, ale u mnie w bibliotece jej nie ma :(

      Usuń
    8. ~Nightmare
      28 grudnia 2010 o 16:38

      Stephen King – „Carrie” ? Ta książka pasuje do Twojego opisu. Tak, o tą Ci chodzi? Czytałam ją. Jest po prostu świetna.

      Usuń
    9. 28 grudnia 2010 o 18:28
      Tak, dokładnie. Ale film był świetnie nagrany, mimo że miałam szkołę na drugi dzień, siedziałam do 4:00 nad ranem i oglądałam xD

      Usuń
    10. ~Nightmare
      28 grudnia 2010 o 18:50

      Ach, filmu niestety nie widziałam, ale książka bardzo mi się podobała. Raczej nie przepadam za twórczością Kinga, wydaje mi się taka trochę…przesadzona. Na przykład w książce pt. „Czarny dom” złym bohaterem był duch z innego wymiaru, który za pomocą dzieci z wszelakich światów, chciał zbudować jakąś wieżę. No, dobrze, pomysł dość…oryginalny, ale jakoś zraził mnie diabelski wygląd owego ducha. Czarne charaktery powinny być straszne, ale, według mnie, dwumetrowy mężczyzna o czerwonej, sięgającej ziemi twarzy i jednym oku na środku czoła, jest już przegięciem. Dla mnie jest to raczej komiczne, nie przerażające. Poza tym nie pałam sympatią do rodzaju narracji, jaki stosuje pan King („lecimy”, „widzimy”). No cóż. Za to uwielbiam takich pisarzy jak Anne Rice, Trudi Canavan, szanowna pani Rowling czy Kay Hooper. Dopisałabym Toma knox’a, gdyby nie zraziła mnie jego nowa książka. Widzę, że nastąpił mały bunt ze strony czytelników. No, może nie do końca bunt. Ja jednak sądzę, że Sophie zdecydowanie bardziej pasuje do swego wuja niż do Crouch’a , za którym z resztą średnio przepadam. Nie mam nic przeciwko tej postaci, ale nie należy on do moich ulubionych bohaterów.

      Usuń
    11. 29 grudnia 2010 o 08:35
      Ooooch, ja też uwielbiam Anne Rice. Cudownie pisze, te jej wszystkie porównania, opisy… aż chce się czytać takie książki. Uwielbiam zwłaszcza wszystkie z „Kronik wampirów”. Cóż, ja tam sama nie wiem, według mnie Sophie pasuje i do jednego, i do drugiego. I może „być” z jednym, i z drugim. W końcu z Crouchem jest związana, a z Voldemortem łączy ją coś szczególnego. Barty nie ma nic przeciwko i Czarny Pan również xD

      Usuń
  9. ~Doska
    28 grudnia 2010 o 17:18

    jestem jestem i nadrobiłam zaległości ;) muszę przyznać, że atmosfera pomiędzy Voldim a Soph zagęszcza się dość niebezpiecznie, wręcz aż tam kipi xD w sumie to ja bardziej opowiadam się za związkiem Barty – Sophie, bo lubię Croucha no ale…. to nie mój scenariusz ;) pzdr i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 grudnia 2010 o 18:27
      Whaha, wszystkim to się wydaje przesadzone, ale ja lubię i tą, i tą parę xD

      Usuń
    2. ~Doska
      29 grudnia 2010 o 18:31

      no ja już wolę Voldka niż Malfoya xD i sorry, że jeszcze nie przeczytałam twojego drugiego bloga, ale ostatnio nie mam czasu :(

      Usuń
    3. 29 grudnia 2010 o 21:12
      Eee, a którego? Bo mam ich więcej niż dwa xD

      Usuń
    4. ~Doska
      29 grudnia 2010 o 22:50

      douce-fleur xd i wiesz co, od jakiegoś miesiąca chodzi mi pomysł po głowie, żeby sama coś stworzyć z pottera xD

      Usuń
    5. 30 grudnia 2010 o 07:39
      Naprawdę? No, to byś miała pierwszą czytelniczkę xD Jakbyś szablon chciała, to się do mnie możesz zgłosić xD A z jakiej tematyki, jeśli można wiedzieć?

      Usuń
    6. ~Doska
      30 grudnia 2010 o 13:11

      Ok, jak coś to dam znać ;) a tematyka to hogwart za czasów huncwotów, tak na wesoło xD dalej jesteś chętna? bo nie wiem czy akurat to cię interesuje ;p

      Usuń
    7. 30 grudnia 2010 o 14:24
      Wiesz, nawet jak jest jakaś okropna tematyka, a ktoś z moich znajomych dobrze pisze, to ja czytam. Czasami faktycznie czytam tylko dlatego, że temat mnie interesuje. Ale przeważnie nie ma on znaczenia (no, chyba że to zmierzch albo o biberze).

      Usuń
    8. ~Doska
      30 grudnia 2010 o 15:09

      Ani bieber ani zmierzch mi raczej nie grożą xD to co… jak coś to dam ci znać, ok? ;)

      Usuń
    9. 30 grudnia 2010 o 16:28
      Ok, jak będziesz chciała szablon, to Ci zrobię xD

      Usuń
  10. ~Destruo.
    29 grudnia 2010 o 22:34

    Podoba mi si ten rozdział! ^ ^ Aczkolwiek wolę rozdziały oczami Sophie ^^ No i czekam na masakre z Hermioną i Paulliną ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 grudnia 2010 o 07:41
      Dziwnie brzmi imię Paulina w zestawieniu z Hermioną i Sophie, nie?

      Usuń
  11. ~Amelia
    8 stycznia 2011 o 19:13

    Matko, jak ja się opuściłam w czytaniu Twojego opowiadania. Czytając ten rozdział przypomniały mi się wcześniejsze, w których też były sceny z deka erotyczne, ale szerze powiedziawszy były nieudolnie napisane. Teraz widać, że po pierwsze dorosłaś, a po drugie masz w tym większą wprawę. Jeszce raz z rozdziału na rozdział idzie Ci co raz lepiej. Jako beta wielu opowiadań widziałam wszystko, a to co Ty piszesz zaliczam do „wagi ciężkiej”, czyli najlepszych. Wiem, że jestem strasznie nieskładna, ale to przez temperaturę. Pamiętaj w liceum jedyny moment żeby odpocząć to choroba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 stycznia 2011 o 14:18
      Taak, moje sceny erotyczne były straszne, przyznam. Ale teraz ćwiczę, może ich tu być dużo, ale cóż. Im więcej ćwiczeń, tym lepszy wynik.

      Usuń
  12. ~pałacowe-oceny
    9 stycznia 2011 o 14:19

    „Mądry człowiek nie opłakuje przegranej, lecz szuka sposobu jak wyleczyć odniesione rany” – Szekspir – Jeśli Ty także jesteś jednym z mądrych ludzi to nie zwlekaj i zgłoś się do oceny na http://WWW.palacowe-oceny.blog.onet.pl aby dowiedzieć się, co zmienić w swoim blogu i prowadzić go lepiej! Nie opłakuj złych ocen wręcz przeciwnie! Bądź z nich dumny i podnoś poziom swojego bloga, byś kiedyś mógł się zgłosić i z dumą stwierdzić, że Twój poziom się polepszył i zasługujesz na Apartamenty królewskie!

    OdpowiedzUsuń
  13. hana121@onet.pl
    9 stycznia 2011 o 15:31

    B.fajny blog.A możesz mi zrobić grafikę tzn .nagłówek na bloga z Jasmine Villegas?please.A zapomniałam dodać pisz dalej NN.Please o ten nagłówek :http://kolorowa147.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 stycznia 2011 o 15:43
      Eeeee, możesz mi podać link do samego zdjęcia? Bo ja tam widzę bloga o … o… chyba zaraz zwymiotuję… o BIBERZE! Jeśli mam robić cokolwiek z jego zdjęciem, to muszę odmówić. Mogę zrobić z dziewczyną, ale z tym kretynem…. nigdy w życiu. Mam swoje zasady.

      Usuń