11 grudnia 2010

Rozdział 290

Ten ranek, w przeciwieństwie do poprzedniego był o wiele lepszy. Obudziłam się u boku Barty’ego, nikt nie wyrwał mnie ze snu gwałtownym wejściem… Faktycznie spędzenie tej nocy w pokoju Croucha było o wiele lepszym pomysłem. Jedną osobą, która mogła tu teraz wkroczyć była Paulina Skalska, ale przecież nie ośmieliłaby się. Między nimi już wszystko skończone.
Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś zegara. Sypialnia, w której mieszkał Barty była nieco mniej wykwintna od mojej, ale również urządzona w obrzydliwie drogi i gustowny sposób. Jako że nigdzie nie odnalazłam zegarka, pochyliłam się, żeby pocałować Bartemiusza w szyję. Ta delikatna pieszczota wyrwała go ze snu szybciej niż się spodziewałam. Wyglądało na to, że ostatnie wydarzenia zmusiły jego i zapewne innych Śmierciożerców do zachowania jeszcze większej czujności.
- Jest dość wcześnie, nie śpisz już? – mruknął, kiedy wdrapałam się na niego, by położyć się na jego piersi.
- Chcę z tobą spędzić więcej czasu.
- Wiesz, wczoraj wieczorem myślałem trochę o Armandzie – powiedział. Zrobiłam bardzo oburzoną minę.
- Co? Zamiast myśleć tylko o mnie, w twojej głowie siedzi Armand? – zdziwiłam się. – Zaczynam mieć poważne wątpliwości co do twojej orientacji.
Crouch zaśmiał się.
- Nie o to mi chodziło. Kiedy… no, skończyliśmy, ty poszłaś spać, zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego Armand nie chce z tobą być, skoro cię kocha. Dlaczego nie chce zawalczyć o ciebie? W czym ja jestem od niego lepszy? Przecież mogę w każdej chwili umrzeć. Jestem słaby i…
- Jesteś lepszy od niego choćby w tym, że kocham cię bardziej od niego i z tobą chcę być, nie z nim – przerwałam mu. – A on o tym wie. Dlatego nie próbuje nic robić, bo wie, że to mnie nie przekona. Kocha mnie tak, że pozwolił mi odejść. Jeśli ty będziesz chciał kiedyś mnie zostawić, będzie to dla mnie straszne, ale nie zatrzymam cię siłą.
Ujęłam jego dłoń i ucałowałam jej wierzch. Ktoś zapukał i wszedł do środka. Była to Paulina, jak się wcześniej dobrze spodziewałam. Uśmiech z jej twarzy zniknął błyskawicznie, kiedy na mnie spojrzała.
- Przepraszam, jeśli przeszkadzam, ale pomyślałam sobie, że przyjdę i zobaczę, czy jeszcze śpisz – powiedziała nieco zmieszana.
- Sprawdziłaś? – zapytałam. – No, a teraz wyjdź.
Skalska zamrugała szybko.
- Nie wiedziałam, że ze sobą sypiacie – mruknęła.
- No, to teraz już wiesz – warknęłam, już naprawdę wyprowadzona z równowagi.
Wskazałam palcem na drzwi. Paulinie nie zostało nic innego jak wyjść. Westchnęłam ze złości. Nie rozumiem tego. Najpierw traktują mnie jak niewiadomo jaką ważną osobistość, ale jak przyjdzie co do czego, to włażą do mojego pokoju albo tak, gdzie akurat jestem jak do obory. Powinnam jednak rozważyć ochronę przy drzwiach mojej sypialni.
Barty spojrzał na mnie z nieukrywanym wyrzutem.
- Dlaczego ją odesłałaś?
- A co, miałam ją zaprosić do łóżka? Przyszła tutaj, żeby spróbować cię poderwać – odpowiedziałam trochę poirytowanym tonem. – Może i oficjalnie „dała ci odejść” ale w głębi serca wciąż ma nadzieję, że cię odzyska. A ja nie chcę, żeby twoją uwagę rozpraszały tabuny twoich byłych.
Zsunęłam się z niego z zawiedzioną miną. Skoro tak bardzo chciał spędzać czas ze Skalską, to dlaczego spędzał ze mną tę noc? Mógł po prostu mnie wyprosić, a Paulinka mogła sobie rano spokojnie i bez stresu u niego zostać.
- Ale mogłaś wyprosić ją grzeczniej – stwierdził Barty.
- To było bardzo grzeczne z mojej strony, zwarzywszy na to, kim jest i po co tu przyszła. Pamiętasz, co zrobiłam Sharpey?
Uśmiechnęłam się i zaczęłam go całować. Nie musieliśmy tak szybko opuszczać łóżka, oboje mieliśmy wakacje. A ja chciałam mu pokazać, że jednak jestem lepsza od nich obu. Crouch pochylił się nade mną tak nisko, że prawie dotykał mojego ciała. Zwykle sypialiśmy nago, tym razem nie było inaczej. Westchnęłam ciężko, kiedy w końcu nadział się na mnie. Zrobił to trochę zbyt szybko, nie zdążyłam się nawet na to przygotować. Oplotłam go kolanami w pasie, by pomóc mu utrzymać właściwy rytm. Po kilkunastu minutach jęknął przeciągle, z twarzą ukrytą w moich włosach tuż przy szyi. Kilka sekund później, w szczytowym momencie ja wydałam z siebie ostatni dźwięk, zaciskając bezwiednie paznokcie na jego plecach, drapiąc go niemal do krwi. Oczy otworzyłam dopiero gry uspokoiłam oddech. Barty pochylił głowę i zaczął całować mnie po szyi.
- Szybko skończyłeś dzisiaj – zauważyłam. – Spieszysz się gdzieś?
- Nie. A przeszkadza ci to?
Wzruszyłam lekko ramionami, podczas gdy Crouch złożył głowę na moich piersiach, wciąż jeszcze dysząc lekko. Zaczęłam głaskać jego włosy.
- Dostosuję się do ciebie. Po prostu zdziwiło mnie to, nic więcej. Zwykle przeciągasz to jak najdłużej – mruknęłam.
- Nie zawsze się da.
Jego ciepły oddech owionął mi szyję, kiedy podniósł nieco głowę. Policzki miał trochę zaczerwienione od wysiłku, całe ciało pokrywały mu maleńkie kropelki potu. Sama jednak lepiej nie wyglądałam, miałam włosy w nieładzie, czułam dziwne zmęczenie.
W końcu Barty zsunął się ze mnie, narzucił na siebie długi, skórzany płaszcz nabijany ćwiekami i podszedł do barka, z którego wyciągnął butelkę ze szkarłatnym trunkiem i dwa kieliszki. Nalał do obu po trochę owego napoju i wrócił do łóżka, po czym podał mi jeden z nich. Upiłam jeden łyk trunku i skrzywiłam się.
- Jutro wyjeżdżasz do tego Berlina – odezwał się cicho. – Może to i lepiej, bo Czarny Pan wysyła mnie dziś do Szkocji. Muszę coś dla niego załatwić. Albo raczej… kogoś.
- Czarny Pan? – powtórzyłam lekko zdziwiona, odkładając na szafkę nocną okropny alkohol. – Jak niby ma zamiar cię gdzieś wysłać, skoro nikt nie wie, dokąd się wybrał?
- Eee… on wrócił. Nie wiedziałaś? Ma tu jeszcze jakąś sprawę…
Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Ubrania błyskawicznie znalazły się na mnie. Tak szybko nie ubrałam się nawet wtedy, kiedy byłam już spóźniona na transmutację. To dziwne, ale Snape jakoś nigdy nie karał mnie za spóźnienia, McGonagall – zawsze.
- Poprosił mnie, żebym ci przekazał, że wzywa cię do salonu, kiedy już wstaniesz – dodał.
- Jakim cudem?
- Przyszedł tu w nocy. Nie chciałem cię budzić.
Świetnie. Dowiaduję się tu ciekawych rzeczy. Człowiek nie może sobie pozwolić na choćby odrobinę snu, bo oblegają go zewsząd, włażą drzwiami i oknami, żeby coś obgadać.
Pocałowałam Croucha ostatni raz i opuściłam jego sypialnię. Po drodze do salonu wstąpiłam do łazienki. Nie mogłam się tak pokazać wujowi.

Weszłam do salonu piętnaście minut później. Voldemort stał twarzą do wygaszonego kominka, plecami do całego pokoju. Nie mówiąc ani słowa, usiadłam przy stole i zaczęłam bębnić palcami o blat wypolerowanego stołu. W końcu Czarny Pan drgnął.
- Możesz przestać? – wybuchnął. Zdjęłam ręce ze stołu.
- Niech ci będzie, nie musisz od razu krzyczeć – mruknęłam.
- Myślałaś, co zrobić z tą szlamą? Denerwuje mnie jej obecność w moim domu, jeszcze trochę i będę się brzydził tam przebywać.
Wstałam i zaczęłam się przechadzać po pokoju.
- Tak, trochę nad tym myślałam. Postanowiłam ją wypuścić, ale to jeszcze nie jest oficjalna decyzja. To szlama, ale niech sobie żyje. Chcę zobaczyć jak długo wytrzyma – odpowiedziałam. Voldemort odwrócił się szybko.
- Wiedziałem, że jej nie zabijesz. Ale czy to nie jest zbędny przejaw litości? Ludzie zaczną gadać, że Śmierciożercy są łaskawi.
- Nie przejmuj się, jakoś to załatwię – powiedziałam mu. Podeszłam do niego, żeby objąć go w pasie. Tęskniłam za nim, nie lubiłam, kiedy wyjeżdżał. Zapowiadało się jednak, ze nie będzie go w kraju coraz częściej.
- Nie lubię, kiedy cię nie ma – dodałam. Wyciągnęłam rękę, żeby się do niego przytulić. Czarny Pan przykucnął i pochwycił wargami moje usta. Trwało to krótko, szybko odsunął się ode mnie, żeby usiąść przy stole.
- Ostatnio za często mnie całujesz – stwierdziłam. – Nie uskarżam się, nie. Ale nie wiem, skąd ta zmiana.
Usłyszałam jego ciche westchnienie.
- Bo cię kocham. Chciałbym cały czas być z tobą, martwię się o ciebie – rzekł i wyciągnął ręce w moim kierunku. – Chodź do mnie.
Usiadłam mu na kolanach, objęłam go obiema rękami za szyję i oparłam policzek na jego ramieniu. Kiedy znajdowałam się w jego objęciach, czułam się tak bezpiecznie jak nigdy. To niewiarygodne, że byliśmy niegdyś tak skłóceni, a teraz nie chcieliśmy się rozstawać.
- Dobrze, że już wróciłaś – usłyszałam głos Voldemorta tuż nad głową. Poczułam jak całuje mnie w ucho i przygryza je lekko. Zaśmiałam się cicho. – Kiedy cię nie ma na miejscu, cały czas się o ciebie boję.
- Przecież dam sobie radę. Gdybym dołączyła się do tej całej walki, wszystko szło by o wiele szybciej. I szybko by się skończyło – odparłam, ale widząc jego karcące spojrzenie, dodałam natychmiast: - Oczywiście, życzę wygranej tylko tobie.
Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go w policzek. Robiłam tak, kiedy byłam młodsza. Czułam, że brakowało mu czułości z mojej strony. To było dziwne i bardzo dziwnie brzmiało. Lord Voldemort i cieplejsze uczucia. Można by z tego stworzyć jakiś serial komediowy. Już od dawna byłam uświadomiona, że dotknąć pozwoliłby się tylko mnie. Bellatriks wręcz umierała z zazdrości, wciąż się łudziła, ale przecież od początku wiedziała, że nie ma żadnych szans. Czasami bywałam zazdrosna, ale koniec końców wiedziałam, że widział tylko mnie.

Rozległo się ciche pyknięcie, a na szczycie oparcia jednego z krzeseł wylądował feniks. W dziobie trzymał zwiniętą rolkę pergaminu. Zaskoczona przywołałam ją zaklęciem Accio i rozwinęłam. Kto mógł do mnie napisać i przesłać list przez Flagro? Owszem, każdy może go sobie wezwać, ale nie każdego posłucha. Kiedy tylko zerknęłam na znajome mi pismo, do razu uśmiechnęłam się szeroko.
- Od kogo? – spytał zniecierpliwiony Voldemort. Ostatnio reagował bardzo gwałtownie na każdy list, który dostawałam.
- Spokojnie, to od Syriusza. Jestem pewna, że napisał do mnie tylko ze względu na członków Zakonu, ale dobre i to – wyjaśniłam i zaczęłam czytać na głos:

Kochana Sophie
Tak sobie pomyślałem, że może zgodziłabyś się ze mną spotkać? Nie możemy pozwolić, aby ta cała sytuacja zniszczyła naszą przyjaźń. Mam tylko prośbę. Bądź sama, nie chcę niepotrzebnych walk i kłótni. Jeśli się zgodzisz, przyjdź do mojego domu dziś wieczorem, o godzinie dwudziestej trzydzieści.
Syriusz

Spojrzałam na wuja. Minę miał niepewną, ale wyglądał, jakby nie chciał stawać mi na drodze w zadecydowaniu. Znałam go już na tyle, by móc rozpoznać jego nastrój po nawet najmniejszej emocji, malującej się na twarzy.
- Co o tym sądzisz? – zapytałam go.
- No cóż, może to być jakaś zasadzka – mruknął. – Ale z drugiej strony, jeśli chcesz się z nim spotkać, nie zabronię ci.
- Poradzę sobie. Nigdy bym ich nie zabiła, nawet gdyby to była zasadzka. Ale nie pozwolę im się skrzywdzić – odpowiedziałam szybko. Postanowiłam, że spotkam się z Syriuszem. Bądź co bądź jest moim przyjacielem, powierzył mi swój pamiętnik. Kochał mnie bardziej od Harry’ego, czułam to. Byłam dla niego po prostu bardziej otwarta. No i dla niego byłam gotowa zrezygnować z własnego życia.
Ktoś zapukał i wszedł do środka. Był to Śmierciożerca, Avery zdaje się. Pochylił się w głębokim ukłonie.
- Panie mój, ocucili Ollivandera – poinformował go po angielsku, nie śmiejąc nawet się wyprostować.
- Bardzo dobrze. Zaraz do niego zejdę. A teraz racz nas zostawić – rzekł w swojej ojczystej, brytyjskiej mowie. Avery posłusznie wycofał się.
- Nie rozumiem, po co go tu dalej więzisz – wtrąciłam się, kiedy Voldemort wstał.
- Wyjaśnię ci wszystko, ale jeszcze nie teraz.

Ostatni raz musnął wargami kącik moich ust i szybko opuścił salon. Westchnęłam ciężko. Tęskniłam za rodzicami, ale wiedziałam, że po porwaniu Hermiony nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami. Tylko Syriusz był po mojej stronie. Czułam to. On jedyny mi ufał, bez względu na wszystko. On i… Dziwna, lecz jakże oczywista myśl ugodziła mnie boleśnie w tył głowy. Dumbledore. On zawsze wybaczał mi moje najdrobniejsze krętactwa. Ile bym razy nie wbiła mu noża w plecy, wyciągał go i odwracał się do mnie z przyjaznym uśmiechem, dając mi z powrotem broń do ręki. To chore.
Poczułam nieprzyjemny dreszcz, gdy wyobraziłam sobie jego gnijące ciało leżące w marmurowym nagrobku na hogwardzkich błoniach. I nie miał on nic wspólnego ze stanem zwłok. Dumbledore leżał tam być może i z mojej winy. Ja wiem, że zabił go Snape. Dumbledore tak ciągle utrudniał Lordowi Voldemortowi wytropienie i zabicie Harry’ego Pottera. Zginął i… mamy w naszych lochach jego przyjaciółkę. By dopaść Pottera wystarczy jeden krok. Wystarczy. Zrobić. Ten. Cholerny. Jeden. Krok! A Voldemort wyjeżdża za granicę, szukając czegoś, o czym nawet nie chce mi powiedzieć.

*

Wieczorem udałam się do mieszkania na skraju lasu. Gdy tu ostatnio byłam, odwiedził mnie Armand. Tęskniłam za nim, ale rozumiałam też, że miał swoje sprawy. Nie mógł poświęcać całego czasu mnie.
Zapukałam do drzwi, które otworzyły się prawie natychmiast. Ledwo oceniłam wyraz twarzy Syriusza, ten chwycił mnie w objęcia. Był ode mnie sporo wyższy, więc gdy się wyprostował, moje stopy zadyndały w powietrzu.
- Tęskniłem za tobą – wyznał.
Przeczesałam palcami jego długie, lśniące, czarne włosy i przysunęłam do niego twarz, żeby pocałować go w policzek.
- Ja też. Bałam się, że ktoś z tobą będzie, że szykujecie zasadzkę na mnie – odpowiedziałam, kiedy już postawił mnie z powrotem na podłodze.
Zaprowadził mnie do salonu i na chwilę wyszedł do kuchni, by zaparzyć herbatę. Kiedy pięć minut później wrócił i usiadł na kanapie obok mnie, moja uwaga nawet na chwilę nie została zwrócona na filiżankę ani ciasteczka, które postawił na niskim, elipsowatym stoliku. Położyłam głowę na jego ramieniu, pochłaniając wzrokiem jego twarz. Niby nie minęło tak dużo czasu od naszego spotkania, ale ta jego ostatnia potyczka z Bartym bardzo mnie zaniepokoiła.
- Kiedy widziałeś się z Bartemiuszem… wystraszyłam się, kiedy mi powiedział – odezwałam się, bawiąc się kosmykiem jego włosów.
- To bardzo dobry czarodziej, muszę mu to przyznać, chociaż trochę zbyt przewrażliwiony na punkcie Voldemorta… i twoim. Wiesz, to szaleniec. Sypiasz z nim?
Westchnęłam cicho. Wiedziałam, że wcześniej czy później zada mi to pytanie. Osobiście wolałam później. Uśmiechnęłam się lekko.
- Tak. Ale niezbyt często. Barty jest bardzo zajęty, przeważnie nie ma go w domu. Jak i innych Śmierciożerców – odparłam. – To cię szokuje? Wiesz, kiedy umarłeś, byłam bardzo… zdołowana to zbyt lekkie słowo. Nie zależało mi na niczym, a jego tak kochałam, że postanowiłam nie przejmować się moralnością i…
- I dałaś mu się wykorzystać.
- Nie, tak naprawdę to chyba ja go trochę wykorzystałam – zaprzeczyłam. – On miał wątpliwości, ale… chyba nie po to mnie tu zaprosiłeś? By mówić o Bartym?
- Nie, może uznasz to za coś żałosnego, ale jeśli mamy być szczerzy, to ci powiem, że to spotkanie zaplanowaliśmy wraz z Zakonem. Nie chcemy zrobić ci krzywdy, choć Ron jest już blisko… Po prostu pomyślałem, że może wypuścisz Hermionę… no wiesz, ze względu na mnie – rzekł, chwytając bezwiednie moją dłoń.
Mogłam się tego domyślić. Bo niby dlaczego tak nagle za mną zatęsknił? Może i brakowało mu mojej obecności, ale motywem przewodnim była Hermiona Granger. Znów ona. Znowu ta szlama wchodzi mi w drogę.
- Już myślałam, że tęskniłeś za mną – powiedziałam cicho. – Ale chodziło ci o nią. Wiesz, to byłoby takie proste i satysfakcjonujące, zabić ją. Denerwowała mnie przez te nieszczęsne sześć lat, a teraz mam ją na talerzu, w lochach mojego własnego domu. Szczerze mówiąc, to dobrą podjęliście decyzję. Najazd na mój dom byłby równoznaczny z wyrokiem śmierci dla niej. Pójdę już. Miło było znów cię zobaczyć. Jeśli czegoś potrzebujesz, możesz mi w każdej chwili powiedzieć.
Podniosłam się na nogi, ale Black chwycił mnie gwałtownie za nadgarstek i pociągnął, a ja opadłam mu z powrotem na kolana.
- Potrzebuję twojej obecności. Brakuje mi takiego życia, jakie wiedliśmy po mojej ucieczce z Azkabanu – odparł.
- A co z twoimi przyjaciółmi? Jestem pewna, że biedny Harry byłby załamany, gdybyś spędzał ze mną więcej czasu – zadrwiłam.
- Słuchaj, drażni mnie ich zachowanie. Nareszcie mogę to komuś powiedzieć – mówił szybko i wyglądał na zaniepokojonego, ale i szczęśliwego, że może to w końcu z siebie wyrzucić. – Grają takich dobrych, zachowują się jak męczennicy, a sami nie są lepsi. Kiedy tylko mają okazję, torturują i zabijają popleczników Voldemorta. Nie mówię, że źle robią, w końcu się bronią, ale powinni kierować się innymi zasadami. Zrozumiałem to, kiedy walczyłem z tym Crouchem. Nieźle mnie poturbował, przyznam, ale on sam chyba też nie wrócił do domu czysty i bez żadnego draśnięcia.
Fakt, że Syriusz przejął się losem najwierniejszego sługi Czarnego Pana tak mnie zdumiał, że przez chwilę się nie odzywałam. No i te słowa krytyki pod adresem Zakonu Feniksa… To już było coś.
- Chyba odzywa się w tobie Ślizgon – odezwałam się z uśmiechem.
- Raczej zdrowy rozsądek.

*

Przeszedł przez niski, drewniany płot i szybkim krokiem dopadł drzwi kuchennych. Większość mieszkańców Nory znajdowała się w salonie, więc tam właśnie się udał. Kiedy tylko go zobaczyli, wszyscy uśmiechnęli się z ulgą. Przez cały wieczór drżeli o jego bezpieczeństwo. Nie chciał, by wybrali się z nim na spotkanie z Sophie, co wydało im się podejrzane.
- I co? – zapytała z przestrachem Molly Weasley.
- Wiedziałem, wiedziałem – wydyszał. Nie usiadł w fotelu, wskazanym przez Artura. Był cały w nerwach, nie mógłby spokojnie siedzieć. – Miałem rację. Gdybyśmy odnaleźli ich dom i na niego napadli, Hermiona by zginęła. Sophie mi właśnie powiedziała.
- Ale co z Hermioną? Wypuszczą ją?
- Nic z tego. Powiedziała, żebyśmy się nie wtrącali. Może faktycznie powinniśmy się dostosować. Balansujemy teraz na bardzo cieniutkiej granicy. Jeden fałszywy ruch i Hermiona zginie. Ma nóż na gardle – odpowiedział Syriusz już nieco spokojniejszym tonem. – Wiemy jedynie, że żyje.
Harry i Ron wymienili posępne spojrzenia. Nie mogli wyruszyć w swoją od dawna planowaną podróż bez Hermiony. Obiecali jej. No i ona znała najwięcej zaklęć z nich wszystkich. A jej pobyt w lochach Voldemorta mógł trwać całe miesiące! Może nawet lata! Wystarczy pomyśleć o Ollivanderze… Porwano go prawie rok temu i nadal nikt nic o nim nie słyszał.
- Musimy być cierpliwi – powtórzył Syriusz, patrząc znacząco na Harry’ego i Rona.

~*~


Pff, musiałam czekać chyba wieki, żeby opublikować ten rozdział. Internetu nie miałam, przepraszam. Mam nadzieję, że rozdział jest wystarczająco długi. No, muszę w końcu obmyślić ten cały koncert, odwlekam go, ile się da. Dedykacja dla Caitlin :* 

37 komentarzy:

  1. ~Adrianna
    11 grudnia 2010 o 15:56

    Pierwsza:) fajnie,że tak szybko dałaś nowy rozdział. Zabieram się do czytania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 grudnia 2010 o 15:59
      Starałam się jak mogłam xD W następnym będzie nieco o Hermionie ;>

      Usuń
    2. ~Adrianna
      11 grudnia 2010 o 16:08

      Rozdział jak zwykle wyszedł ci nieźle. Na miejscu Sophie bym udusiła tą Paulinę. Może też będzie ją torturować?

      Usuń
    3. 11 grudnia 2010 o 16:10
      Wiesz, zwykle te osoby, które wchodzą jej w drogę, nie wychodzą cało z tej sytuacji. Hermiona dręczyła ją swoją obecnością tyle lat i jak skończyła? Resztę dopowiedz sobie sama xD

      Usuń
    4. ~Adrianna
      11 grudnia 2010 o 16:31

      No tak. Racja. Z pewnością Sophie da nauczkę tej Skalskiej :)

      Usuń
    5. 12 grudnia 2010 o 07:39
      No to ba. Ale wiesz xD Da jej nauczkę w swoim dobrym stylu xD

      Usuń
    6. ~Adrianna
      12 grudnia 2010 o 14:34

      Fajnie xD

      Usuń
  2. ~P@protk@
    11 grudnia 2010 o 20:09

    Druga? Suuuper xD. Już się biorę do czytania i zaraz skomentuję xD. PS. Ładny szablon ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~P@protk@
      11 grudnia 2010 o 20:45

      Ok, przeczytane ^^. I tak: rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę doczekać się koncertu xD. Fajnie, że Sophie spotkała się z Syriuszem ^^. A ta Paulina to niezła artystka: wparować do czyjegoś pokoju, jak do obory… Bezczelność (jakbym widziała moją babcię…) xD.

      Usuń
    2. ~P@protk@
      11 grudnia 2010 o 20:45

      Ok, przeczytane ^^. I tak: rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę doczekać się koncertu xD. Fajnie, że Sophie spotkała się z Syriuszem ^^. A ta Paulina to niezła artystka: wparować do czyjegoś pokoju, jak do obory… Bezczelność (jakbym widziała moją babcię…) xD.

      Usuń
    3. 12 grudnia 2010 o 07:41
      No, moja babcia to samo robi, czy się uczę, czy piszę, wpada. A jak piszę, to jeszcze mamrać zaczyna.

      Usuń
    4. ~P@protk@
      15 grudnia 2010 o 17:51

      Tak, moja tak samo xD. I w dodatku otwarcie mówi, że mnie nie nawidzi, bo jestem podobna do mojej matki xD.

      Usuń
    5. 18 grudnia 2010 o 12:05
      Moja jest dziwna. Mamra cały czas, mówi, że będzie umierać, że jest chora… pfff.

      Usuń
    6. 12 grudnia 2010 o 07:40
      Ooo, merci xD Trochę się nie łączy, ale ostatnio moje szablony nie chcą się łączyć, nie tylko na moich blogach.

      Usuń
  3. ~olka
    11 grudnia 2010 o 20:58

    Fajny rozdział i ładny szablon…………Widać że Sophie nie lubi Skalskiej,ale chyba jej nie udusi?………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 grudnia 2010 o 07:42
      Udusić nie udusi xD Ale co innego zrobić może xD

      Usuń
  4. ~Nightmare
    12 grudnia 2010 o 16:26

    Hmm, zaszalałaś z długością rozdziału. Bardzo dobrze, chwali Ci się, jednak, niestety, w tak rozległym tekście nie sposób jest nie zrobić błędów. Wyłapałam jednak tylko jeden. Nie wiem, czy jest to językowiec czy może po prostu omsknęła Ci się ręka.”…podszedł do barka”Barka to taka łódka. Powinno być barku. Poza tym rozdział mi się podoba. Trochę nielogiczne to zrobiłaś. Więc Serpensowie pochodzą z Francji, Voldemort z Anglii, ale Sophie jest polką? Czy jak? Już się pogubiłam, przepraszam. Do togo dochodzi fakt, że jeżeli Riddle nie urodził się w Polsce, to po chwiej Drops ściągał go do Hogwartu, który u Ciebie umiejscowiony jest w naszym pięknym kraju? Tam zapewne też są szkoły. Gryzie mnie to. Wiesz, ładnie piszesz, ale nie zwracasz uwagi na szczegóły, które wbrew pozorom, są bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 grudnia 2010 o 16:52
      Nie, nie, nie, Sophie jest Francuzką, zapamiętaj to. I niech każdy lepiej zapamięta. Nie raz przecież ani nie dwa wspominała, jak tęskni za Ojczyzną, nie? No, ale wracając. To opowiadanie, jak i ja też nie raz mówiłam, jest dość skomplikowane, bo nie można bagatelizować niektórych rzeczy. Powinnam tu zrobić taką zakładkę jak wątki. Tak, w najbliższym czasie coś takiego zrobię. Będzie tam i wątek całego mojego pomysłu, dlaczego przeniosłam Hogwart do Polski. Niby było to przez przypadek, wymyśliłam tę całą historię, kiedy miałam ok. 7-8 lat, spisałam nieco później. Ale pewnego dnia, zastanawiając się, jak wybrnąć z tego ciężkiego tematu jak Hogwart w Polsce doszłam do pewnego wniosku, ale ujawnię go dopiero po zakończeniu bitwy o Hogwart. Więc proszę o cierpliwość xD Wszystko, jak mówiłam, będzie wyjaśnione. Niektóre sprawy również, jak na przykład sprawa Armanda. Przez tyle miesięcy prawie każdy, kto czyta scp pytał mnie, co to jest za Armand i dlaczego o nim tyle piszę. Albo Claudia. Do niej wrócę za kilkanaście rozdziałów. Niektóre rzeczy mogą teraz wydawać się śmieszne i bez sensu, ale później, kiedy je stopniowo wyjaśnię, zaczną pasować xD

      Usuń
    2. ~Nightmare
      17 grudnia 2010 o 18:47

      Właśnie, w takim razie jak Voldemort może być Brytyjczykiem, skoro jego siostra i/lub siostrzenica pochodzi z Francji? Ach, ja doskonale wiem kim jest Armand oraz Claudia. Przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Najwyraźniej czytamy te same książki. Kroniki wampirów ? Mam rację ? Ważne jest, by w pisaniu trzymać się pewnych ustalonych granic. Jak a to a, a nie f. Są fakty, które nie ulegają zmianie, a nawet jeśli, to trzeba tężę zmianę przedstawić. Nawet najmniejszy szczególik ma swoje miejsce. Inaczej czytelnik po prostu, że tak to ujmę, baranieje. Mogę się zapytać, tak z ciekawości, jakie gatunki książek preferujesz?

      Usuń
    3. 18 grudnia 2010 o 12:04
      Prościej byłoby, gdybyś przeczytała historię Meropy, którą opisałam w bohaterach. Meropa przed urodzeniem Voldemorta miała jeszcze jednego męża. Anzelm był Francuzem, z którym Meropa miała Melanię, czyli matkę Sophie, która wyszła za swojego kuzyna, też Francuza. Tak powstała Sophie i jej brat Spirydion. Za to po śmierci Anzelma, Meropa zakochała się w mugolu Riddle’u… no, tę historię już znasz. Wiesz, co do łączenia książek w tym opowiadaniu… Jeśli pisarz używa faktów umiejętnie, z czytelnika wariata nie zrobi xD Cóż, ja uwielbiam głównie fantastykę, ale taką bardziej… hmmm… brutalną. Nie przepadam za bajeczkami typu Zmierzch. Wolę Kroniki Wampirów, Draculę… ale lubię też horrory. Nie polecam za to romansów, chyba że są to książki, na ktorych podstawie kręci się filmy kostiumowe. Mam słabość do tamtych czasów.

      Usuń
    4. ~Nightmare
      18 grudnia 2010 o 16:14

      Ach, teraz pojmuję. Taka mała niejasność się nam zrobiła. Chryste, o „zmierzchu” to nawet nie wspominaj, bo mi się robi słabo. Pomysł żaden, wykonanie też z nóg nie zwala, a film to porażka. Z poważaniem,Nightmare

      Usuń
    5. 20 grudnia 2010 o 18:24
      Ja, powiem szczerze, zniechęciłam się zaraz po tym, jak Edziu Ćulen i Bella-Podpaska kłócą się na lekcji biologii na temat jakiegoś czegoś pod mikroskopem. Myślałam na początku filmu: to będzie pewnie jakiś szał, skoro wszyscy się tak tym zachwycają, Edward będzie urywał innym wampirom czyhającym na jego laskę głowy, a tu nic. Nuda i oklepany pomysł.

      Usuń
    6. ~Nightmare
      21 grudnia 2010 o 21:47

      Przyznam się, że nie rozumiem tego całego szału na „zmierzch”. Robert Patison (bądź Parkinson, jak kto woli) jest szpetny niczym noc kryształowa, a ta cała Bella jest jakaś dziwna, jakby nieco zacofana w rozwoju. Sam pomysł na książkę…ach, takie coś to nawet ja mogłabym napisać, a i moje pomysły są o wiele lepsze, coby się nie chwalić. ;] Pozwolę sobie skomentować jeszcze tą, jakże błyskotliwą, wypowiedz. „Lew zakochał się w jagnięciu” (czy jakoś tak). No proszę Cię, a piękna w bestii, cyganka w Quasimodo, łoś w maciorze. Nic nowego, a i nieskomplikowanego czy poruszającego. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego autorka „bije” taką kasę na czymś tak żałosnym.

      Usuń
    7. 22 grudnia 2010 o 18:35
      Hmmm, wystarczy spojrzeć na dzisiejszy świat. Myślisz, że w dziewiętnastym czy osiemnastym wieku by się coś takiego przyjęło? Wątpię. Phi, wątpię nawet, by ktokolwiek chciał coś takiego napisać. Dziś nie przyjmie się nic, co by było choć trochę motywujące do wytężeniu umysłu. Dlatego moje opowiadania mogą mieć nieco mniej zwolenników niż typowe Dramoine czy historie o Huncwotach. Dlaczego? Bo moje opowiadania są nieco bardziej skomplikowane i wymagają skupienia, by zrozumieć, co się tu dzieje. Sama to zresztą trafnie zauważyłaś.

      Usuń
  5. alicecullen2@poczta.onet.pl
    12 grudnia 2010 o 19:08

    ŁII! M. się strasznie cieszy, bo Frozenka dodała rozdział 290! Jupi xD Kurczak, fajnie by było, jakby Sophie zabiła Hermione (chyba, że Ron ją uratuje… ale w tą wątpię ;]) Hermiona to taka picza xD A tak swoją drogą, ten Syriusz… zawiodłam się na nim! Ja rozumieć, ja przyjmować do wiadomości, że on kocha Sophie, lubi ją, etc., ale kapuś z niego! KAPUSTA, głowa pusta xDPozdrawiam i zapraszam na kolejny wytwór mojej strasznie chorej wyobraźni:http://murderess-conscience.blog.onet.pl/xDPozdrowionka, M. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 grudnia 2010 o 16:47
      No, ale wiesz, w końcu Syriusz najbardziej z tej całej hołoty lubi, wbrew pozorom, Sophie, bo nie jest taka idealna jak wszyscy. A przecież zostało w nim nieco ze Ślizgona, nie?

      Usuń
  6. ~Atramentowa
    13 grudnia 2010 o 15:50

    Powiem krótko: KOCHAM BARTY’EGO! <33

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Destruo.
    16 grudnia 2010 o 23:06

    hahahh, Frozen niech Sophie zgnębi tą byłą Barty’ego hahah xd bazczelna z niej gówniara xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 18 grudnia 2010 o 12:05
      Myślałam, żeby Sophie ukręciła jej głowę, ale mam poważny dylemat. Czy zrobić to Sharpey, czy Paulinie.

      Usuń
    2. ~Adrianna
      20 grudnia 2010 o 17:49

      Najlepiej ukręcić głowę Paulinie i Sharpey. Obie zasługują

      Usuń
    3. 20 grudnia 2010 o 18:21
      Nieno, jedna musi zostać, żeby Sophie utrudniać życie. Nie można mieć wszystkiego, nie? Piszę okropnie nudne opowiadanie na konkurs literacki. Chyba zaraz sama zasnę nad klawiaturą. Chciałabym napisać coś fantastycznego czy choćby krwawego, ale taką historię natychmiast odrzucą, więc piszę o czymś współczesnym, mugolskim i zwykłym, ratunku!

      Usuń
    4. ~Adrianna
      21 grudnia 2010 o 20:32

      O współczuję bardzo. Szkoda,że nie przyjmują krwawych opowiadań xD . Takie są najlepsze xD .

      Usuń
    5. ~Nightmare
      21 grudnia 2010 o 21:51

      Ajajaj, znam ten ból. Trzymaj się, będziemy Cię wspierać mentalnie. ;]

      Usuń
    6. 22 grudnia 2010 o 18:37
      Ano, najlepszy moment w tamtej historii był na końcu, kiedy widok martwej narzeczonej w trumnie sprawił, że facet zwariował. A reszta – porażka. Bądźmy realistami. Jeśli autorka sama zasypia nad swoim dziełem, nie jest to chyba ciekawe opowiadanie.

      Usuń
  8. paprotka@onet.pl
    16 grudnia 2010 o 23:07

    Zapraszam na rozdział I pod tytułem: „Noc uzależniona od myśli, dzień od słów…” na dimet-lestrange.blog.onet.plP@protk@

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Caitlin
    31 stycznia 2011 o 17:13

    Dziękuję za dedykację, i przepraszam, że dopiero teraz odpisuję ;*Rozdział podobał mi się, choć zdziwiły mnie słowa Syriusza. Ale ma, do jasnej ciasnej, rację. Zakon też zachowuje się często amoralnie xDBuziaki, lecę czytać dalej ;*

    OdpowiedzUsuń