Zeszłam na dół, tym razem bez chroniących mojej skóry Śmierciożerców. Crouch już był w jadalni, razem z małżeństwem Malfoyów i Draconem, panny Skalskiej zaś nie było nigdzie widać. Podbiegłam do stołu, żeby szybko zająć jedyne wolne miejsce obok Barty’ego. Ledwo usiadłam, zapytałam Narcyzę:
- Ponoć znasz ciotkę tej lafiryndy, Kiedy wyjeżdża?
- Skalska? Zatrzymała się na kilka dni. Wracała z Włoch, więc przy okazji nas odwiedziła – odparła blondynka z bardzo niezadowoloną miną. – Tak, wiem, mnie też nie jest na rękę, że przyjechała akurat teraz, kiedy kręcą się po domu ci wszyscy Śmierciożercy, ale przecież jej nie wyrzucę.
Znów westchnęła i nalała sobie kawy. Barty objął mnie ostrożnie w talii.
- Ślicznie dziś wyglądasz – powiedział cicho. Postanowiłam puścić w niepamięć wczorajsze zdarzenie. W końcu nic się nie stało, póki co. No i będąc cały czas najeżona, nie będę mogła obserwować jak zachowuje się względem byłej dziewczyny.
No właśnie. O wilku mowa. Na korytarzu rozległ się stukot obcasów, a do jadalni wbiegła roztańczonym krokiem Paulina. Powitała wszystkim dziarskim „dzień dobry”, po czym usiadła obok Narcyzy.
Czas na próbę numer jeden. Ciekawa byłam jak dziewczyna znosi widok byłego partnera z inną. To było niemożliwe, by Skalska nic już do Croucha nie czuła. Jego po prostu nie dało się nie kochać. Przysunęłam się z krzesłem bliżej niego, by móc położyć głowę na jego ramieniu.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną? – spytałam.
- Cały dzień. I noc, jeśli będziesz chciała.
Zaśmiałam się, ale zamiast na Bartemiusza, spojrzałam na szatynkę. Zdawała się być do reszty pochłonięta swoją owsianką. Ale jej brak zainteresowania był złudny, podobnie jak i uśmiech z trudem utrzymywany na twarzy.
Wkrótce potem nadszedł czas na test numer dwa. Ciekawa byłam jak zachowuje się sam na sam z Bartym. I co Crouch jej o mnie opowie. Bo, nie oszukujmy się. Na sto procent o mnie zapyta.
- Wiesz, tak długo się nie widzieliście z Pauliną, pewnie chcecie porozmawiać – zwróciłam się pod koniec śniadania do blondyna. – Nie krępujcie się, ja i tak muszę przygotować się do koncertu.
Mrugnęłam przyjacielsko do Skalskiej, która miała taką minę, jakby właśnie patrzyła na siostrę zakonną w bikini czy podobne niedorzeczne dureństwo.
- No cóż, to chodźmy do ogrodu – stwierdził Bartemiusz równie zaskoczony co ona. – Na pewno nie masz nic przeciwko?
Pokręciłam z w miarę szczerym uśmiechem głową, więc oboje wstali od stołu, jeszcze raz posłali mi pełne zdziwienia spojrzenie i wyszli. Kiedy tylko usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych, wypadłam z jadalni i popędziłam do swojej sypialni, porwałam pelerynę-niewidkę, którą zabrałam z domu wuja, ubrałam ją i pobiegłam do ogrodu.
Był to duży teren, ale jednak nie aż tak potężny, bym musiała poświęcić jakąś specjalną porcję czasu, by ich znaleźć. Przechadzali się właśnie niedaleko jeziorka, gawędząc w najlepsze. Minęłam szybko majestatycznego, białego pawia i podeszłam na tyle blisko, by usłyszeć choć strzępy rozmów.
- To dziwne, że pozwoliła mi z tobą wyjść – odezwała się dziewczyna, a twarz jej trochę spoważniała.
- Dlaczego? Nie ma przecież powodów do obaw – zdziwił się Crouch. To miłe, że aż tak mi ufa. Poczułam ukłucie igły wyrzutów sumienia, nie powinnam go tak bezwzględnie poddawać tym testom.
- Nie myślałam, że tak szybko znajdziesz kogoś po naszym rozstaniu – wyznała Paulina, rada, że może z nim szczerze porozmawiać. Teraz już wyraźnie w jej głosie zabrzmiał smutek. Crouch najwidoczniej też to usłyszał, bo na jego twarz wystąpił dobrze mi znany wyraz zmieszania.
- Widzisz, to jest o wiele trudniejsze, niż ci się wydaje – rzekł w końcu, zatrzymując się nagle. – Ja wcale nie szukałem dziewczyny. Nie dlatego, że cierpiałem po naszym rozstaniu… owszem, było mi przykro, że stało się to z takiego powodu, ale uszanowałem twoją decyzję. Poddałem się temu, czego zawsze pragnąłem. Mianowicie, służyć Czarnemu Panu. Do głowy by mi nigdy nie przyszło, żeby poderwać jego siostrzenicę! Ale tak się stało, że Sophie zwróciła na mnie uwagę, pokochała mnie… To było dla mnie ogromnym zaszczytem, ale i szokiem zarazem. Z początku nie wiedziałem, co mam robić, to było zupełnie coś innego, niż z tobą. Ty i ja byliśmy raczej… hmm… bardzo bliskimi przyjaciółmi… No i Czarny Pan nie był rad z uczucia, które się między nami wytworzyło, bardzo dużo musieliśmy przejść, żeby teraz nasz związek tak wyglądał. Nie chcę tego niszczyć. Musiałem przeczekać nerwy Czarnego Pana, Dracona, tego cholernego Armanda…
Westchnął ciężko. Paulina odwróciła wzrok. Wyglądała na bardzo zawiedzioną. Powinnam poczuć mściwą satysfakcję, jak było w przypadku Sharpey, ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, zrobiło mi się jej żal.
- Czyli nie chcesz zacząć od nowa? – spytała.
- Nie. Kocham Sophie, ostatniej rzeczy jakiej chcę, to znów zacząć między nami mącić – odpowiedział stanowczo. – Proszę cię, uszanowałem wtedy twoją decyzję, więc ty uszanuj teraz moją.
Otarłam łzę, spływającą po policzku. Jemu naprawdę zależało. Naprawdę. Jeszcze nigdy nikt tak nie opisał naszego związku jak on teraz. No i jeszcze ta mina Pauliny… Współczułam jej. Ja. Ta, która jeszcze nigdy nie współczuła swoim rywalkom. Odwróciłam się i odeszłam z powrotem do domu, by odnieść pelerynę-niewidkę z powrotem do pokoju. Mogłam już zaprzestać tych głupich prób.
Wróciłam do salonu. Wszystko wróciło do normy po wizycie Czarnego Pana. Zajęłam wysoki fotel z ciemnej skóry stojący przed wygaszonym kominkiem i zagłębiłam się w nim. Ciepłe, letnie, aromatyczne powietrze napływało spokojnie przez otwarte na oścież okno, a ja wdychałam je powoli, napawając się jego wonią, spokojna… tak spokojna jak nigdy dotąd.
Barty przyszedł do mnie piętnaście minut później.
- Porozmawialiśmy sobie, było całkiem miło – rzekł.
- Na pewno?
Spojrzałam na niego znacząco.
- Słyszałaś?
Nic nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam i zamknęłam oczu. Poczułam jak delikatnie całuje moje usta.
- Jak to zniosła? – zapytałam. Barty podniósł mnie, sam usiadł w fotelu i posadził mnie na kolanach.
- Było jej przykro, ale jakoś sobie da radę. To silna dziewczyna – odparł.
- No a ty?
Westchnął ciężko.
- Czułem się głupio, ale przecież to i tak było oczywiste, że cię dla niej nie zostawię – przyznał.
- Jeśli kiedykolwiek byś się wahał, nigdy nie zostawaj ze mną tylko z poczucia winy czy przymusu, rozumiesz? Lepiej, żebyś to skończył szybko, niż zwodził mnie przez długi czas.
Nic na to nie odpowiedział. Nie musiał. Zrobił tylko oburzoną minę, żeby dać mi do zrozumienia, że właśnie gadam pierdoły. Postanowiłam zakończyć ten niemiły temat. Oparłam policzek na jego ramieniu, nic już nie mówiąc. Tak siedzieliśmy przez dłuższą chwilę, nie odzywając się do siebie, każde pogrążone we własnych myślach. O czym on myślał? Był jedną z osób, której nigdy nie weszłabym bez pozwolenia do umysłu. A było ich niewiele.
Ja zaś skierowałam swoje myśli i uwagę nie na Paulinę Skalską, nie na koncert, od którego dzieliły mnie zaledwie dwa dni, ale na Harry’ego Pottera. Czy był w Norze, jak przypuszczałam? Czy szykowali się do odbicia Hermiony? A może już są w domu Czarnego Pana i walczą? Nie, na pewno nic takiego się nie dzieje. Wiedziałabym o tym. Czułabym, że coś się święci, no i Voldemort posłałby natychmiast po Bartemiusza, przecież był jego najlepszym Śmierciożercą. Chyba, że nie chciał mnie niepokoić. Tak, mógł wpaść na taki pomysł. Znał mnie dobrze, jeśli wezwałby natychmiast Croucha, ja pomyślałabym, że coś złego dzieje się w domu i bez wahania bym się tam zjawiła. Poczułam, że jednak się myliłam. Nie, Lord Voldemort nie okłamałby mnie aż tak bardzo.
*
Miotał się po pokoju jak dzikie zwierzę w klatce. W środku wszystko się w nim gotowało, nie mógł zrozumieć jak oni wszyscy mogą tutaj spokojnie siedzieć, martwiąc się głównie ślubem Billa i Fleur, które zostało przeniesione na dzień nieokreślony. Kopnął z całej siły w drewniane, stare biurko z taką siłą, że zamknięta w klatce Świstoświnka zahukała z niepokojem.
Harry spokojnie siedział i przyglądał się przyjacielowi. Jego zachowanie nie zmieniło się od czasu, kiedy przyszedł list od Sophie. Sam równie mocno martwił się o Hermionę, ale postanowił tego tak nie okazywać. Do siostry Victora miał trochę większe zaufanie, niż Ron.
- Słuchaj, może Syriusz ma rację? – odezwał się ostrożnie i utkwił wzrok w swoich adidasach. – Nie mówię, że całkowicie, ale chyba nie łgałby tak bardzo, żeby obronić Sophie, kiedy Hermiona jest w takim niebezpieczeństwie.
Ronald z wrażenia aż zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na Pottera tak, jakby ten zwariował. Od uprowadzenia Hermiony na każde cieplejsze słowo na temat Sophie albo bluzgał przekleństwami, albo patrzył tak, jakby chciał zabić samym wzrokiem. Jego relacje z Ghostami też bardzo się oziębiły, gdyż ci, podobnie jak Syriusz, bezgranicznie wierzyli w niewinność panny Serpens.
- Wiesz co, czasami faktycznie może lepiej się nie odzywaj – poradził mu zjadliwym tonem głosu. – Nie mam pojęcia, o co wam wszystkim chodzi. Bronicie jej, jakby nie miała z tym nic wspólnego. Nie wierzę, że ciebie też omotała, Harry.
Opadł na swoje łóżko, a sprężyny jęknęły głośno. Od otrzymaniu listu panował tu taki bałagan, jak nigdy dotąd. A przecież Harry dobrze wiedział, jaki „porządek” panował zwykle w pokoju przyjaciela. Już otworzył usta, by dać mu do zrozumienia, że on też martwi się o Hermionę i nie musi go za każdym razem, kiedy się odezwie, szkalować, ale prawie w tej samej chwili rozległ się głośny trzask, a na szczycie klatki Świstoświnki pojawił się wspaniały ptak wielkości łabędzia, o złoto-czerwonym upierzeniu. W dziobie ściskał zwinięty kawałek pergaminu, który upuścił na upaćkane herbatą biurko i zniknął z takim samym głośnym trzaskiem. Ron rzucił się, by dopaść list jako pierwszy. Nie rozwinął jednak ruloniku, okazał rozsądek, którego Harry się po nim nie spodziewał, zwłaszcza w takiej sytuacji. Wybiegł z pokoju, wpadł do saloniku i podał go matce, która była właśnie zajęta szorowaniem komody na wysoki błysk.
- Co to jest? – zapytała, rozwijając pergamin.
- To właśnie przyniósł jej feniks – oświadczył najmłodszy syn Weasleyów, wciąż nieco zdyszany. Najwyraźniej na wypowiadanie imienia Sophie nie mógł się zdobyć, podobnie jak wypowiadania nazwiska Lorda Voldemorta.
Kiedy to powiedział, ręce Molly zadrżały. Zaczęła czytać na głos:
Salut, to znowu ja!
Ostrzegam Was, jeśli zamierzacie natychmiast zniszczyć ten list – nie radzę. Domyślam się jednak, że byłabym u Was niezbyt mile widziana, więc wysyłam wam Flagro z tą właśnie wiadomością. Wiem, że nadal martwicie się o zdrowie Panny Szlamy. Poprzez wzgląd na naszą wcześniejszą znajomość jeszcze żyje. Mogłabym ją po prostu skazać na śmierć głodową, wiem, że Hermiona nie ma takiej mocy, by przetrwać coś takiego. Okazała jednak słabość, której bym się po niej nie spodziewała. Bo, przyznajcie, chyba nawet Wy nie sądziliście, że będzie błagać mnie o litość. Miałam nadzieję, że okaże się butna i zarozumiała. A szkoda, bo miałam ochotę na małą kłótnię z nią. No cóż, muszę się zadowolić szlochającą i błagającą szlamą.
A tak z innej bajki, pewnie ciekawi jesteście, gdzie ją przetrzymujemy. Odpowiedź jest prosta: nie mam zamiaru Wam tego powiedzieć ani teraz, ani nigdy. Pojawił się jednak promyk nadziei dla tych, którzy ową Pannę Wszechwiedzącą kochają. Niech Wam będzie, znajcie moją dobroć. Za dwa dni mam pierwszy koncert w Berlinie, kiedy wrócę, postanowię, co z nią zrobić… Tylko spróbujcie mi jakoś zepsuć koncert, pożałujecie. A właściwie, to Granger pożałuje. To tylko taka mała uwaga.
À bientôt!
Sophie
Zakończyła czytać z nieukrywaną grozą malującą się na twarzy. Wszyscy utkwili wzrok w kartce, z której to wszystko odczytała, nikt nie śmiał się odezwać.
- Mówiłem, Hermionie nic nie jest – powiedział w końcu Victor, który grał właśnie w szachy czarodziejów z Ginny, która próbowała zająć się czymś, by wymazać z pamięci wyobrażenia torturowanej przyjaciółki.
- Pisze tak, jakby od niej zależało wszystko, co się stanie z Hermioną – mruknęła ruda.
- A nie jest tak?
- Dość już, przestańcie – wtrąciła się Molly widząc, że jej najmłodszy syn już otwiera usta, by wtrącić swoje trzy grosze. – Sophie pisze, żebyśmy spokojnie czekali, więc tak zrobimy. Oni tylko czekają, aż coś zrobimy, żeby mogli ją spokojnie zabić. Ale my zachowamy się zupełnie odwrotnie. Powiem Syriuszowi, żeby napisał list do Sophie. Tak, z prośbą o spotkanie. Może on ją przekona.
Schowała pergamin do kieszeni i wybiegła z pokoju do kuchni, gdzie siedział Sethi, Black i Artur, popijając kremowe piwo i dyskutując o planach Zakonu. Nic nie mówiąc, wcisnęła temu drugiemu kartkę w ręce i kazała przeczytać na głos. Słuchała tego z dwukrotnym przerażeniem na twarzy. Kiedy Black skończył, odezwała się:
- Wpadłam na pewien pomysł, ale nie jestem pewna, czy się uda.
- Wszystko, co może pomóc Hermionie jest ważne. Mów – zachęcił ją mąż.
- Tak sobie pomyślałam, że skoro Sophie tak ci ufa, Syriuszu, to może wyślesz jej sowę i poprosisz, by się z tobą spotkała?
Black mechanicznie przewracał w dłoniach pożółkłą kartkę pergaminu, myśląc. Oczywiście, mógł dostosować się do słów Molly. Plan był nawet całkiem niezły, w końcu Sophie zawsze była chętna się z nim spotkać. Tylko czy nie przyjdzie do jego domu czy innego umówionego miejsca w otoczeniu przynajmniej tuzina Śmierciożerców? Voldemort nie jest głupcem, tak kochał swoją siostrzenicę i drżał o jej bezpieczeństwo, nie mógł pozostawić jej samej sobie, kiedy on sam co chwilę wyjeżdża za granicę, by wcielać w życie swój doskonały plan. Sam zresztą już miał okazję poczuć na własnej skórze jak to jest walczyć z szalonym Śmierciożercą. Spotkanie z Bartym Crouchem wciąż tkwiło mu w pamięci. Najbardziej z tych wszystkich szalonych sług Czarnego Pana nie chciał na nowo spotkać się właśnie z nim. Za zobaczenie na nowo Bellatriks zapłaciłby zaś wiele galeonów.
- Dobrze. Napiszę do Sophie list, ale nie wiem, czy coś z tego wyjdzie – oświadczył w końcu. – Nawet jeśli zgodzi się na spotkanie sam na sam, moje słowa mogą nie wystarczyć. Jest już tak związana z Voldemortem, że może po prostu nie przejąć się moją propozycją. Bardzo prawdopodobne jest też, że przyjdzie w towarzystwie kilku Śmierciożerców, nie jest głupia, domyśla się, że i ja mogę nie być sam. Być może będzie nawet chciała wymienić Hermionę na… na Harry’ego.
- Nie wyciągaj pochopnych wniosków, po prostu napisz do niej list z prośbą o spotkanie w twoim domu. Będziemy z tobą, nic ci nie będzie groziło – przerwał te ponure mniemania Sethi.
- No tak – mruknął Black z wyraźnie słyszalną nutą drwiny w głosie. – Faktycznie, będę bezpieczny, że hej. Sophie naprawdę nie da sobie rady z grupką mężczyzn. Skoro potrafiła okiełznać Voldemorta, nic już nie jest dla niej niemożliwe.
~*~
Znów się spóźniłam z rozdziałem, przepraszam. Ale semestr kończy się w tym roku wcześniej, a ja mam problemy z chemią, więc muszę się uczyć. Odetchnę, kiedy nadejdzie przerwa świąteczna. Ale póki co… No, ale widzę światełko w tunelu, jeszcze tylko dwanaście dni do siódmej części Pottera. Odliczam czas z niecierpliwością xD Mam nadzieję, że szablon jeszcze się nie znudził, zmienię go przed następnym odcinkiem. Dedykacja dla Nieśmiertelnej :*
~olka
OdpowiedzUsuń6 grudnia 2010 o 00:01
No to mają już plan uwolnienia Hermiony.Ciekawe czy im się to uda?………………Pozdrawiam.
8 grudnia 2010 o 19:30
UsuńWhahaha, wątpię xD
~Adrianna
OdpowiedzUsuń6 grudnia 2010 o 00:10
Druga:) . Rozdział bardzo mi się podobał. Ciekawa jestem czy Sophie spotka się z Sethi xD . No mam nadzieję,że zanim Sophie wypuści szlamę to ją trochę pomęczy xD . A na koncercie będzie śpiewała piosenki Lady Gagi? Pozdrawiam
8 grudnia 2010 o 19:38
UsuńAno, będzie kilka piosenek, mam już niektóre wybrane, ale nie ustaliłam jeszcze, jaka tematyka tego koncertu będzie. Na razie miałam na głowie ustalanie naszego występu na konkurs teatralny xD
~Nieśmiertelna
OdpowiedzUsuń6 grudnia 2010 o 17:08
Merci za dedykację :DJa tam mam nadzieję, że Szlama nie przeżyje pobytu w domu Czarnego Pana ^^Się koncertu się nie mogę doczekać się :D
8 grudnia 2010 o 19:43
UsuńNie wiem, czy opiszę go tak, jakbym chciała xD
~P@protk@
OdpowiedzUsuń7 grudnia 2010 o 10:52
Rozdział bardzo mi się spodobał. Jestem ciekawa dalszych losów Hermiony xD. A co do Syriusza, to bardzo się cieszę, że nie uśmierciłaś go w piątej części ^^. Swoją drogą od zawsze lubiłam tę postać xD. Czekam na następny rozdział ;*.
8 grudnia 2010 o 19:45
UsuńTak naprawdę, to go uśmierciłam xD Tylko potem go wskrzesiłam. Za bardzo go lubiłam.
~P@protk@
Usuń11 grudnia 2010 o 20:47
Tak, o to mi chodziło, ale nie umiałam się wysłowić, jak to mawia moja pani od polaka xD.
~Caitlin
OdpowiedzUsuń8 grudnia 2010 o 15:45
Mmm, Syriusz jest jedyny rozsądny w tej sytuacji, ma rację jak nic xD Szkoda, że reszta tego nie widzi.Czekam na kolejny rozdział :)Całuję ;*
8 grudnia 2010 o 19:46
UsuńNo, on chyba jest lubiany przez wszystkich. Są takie postacie, których po prostu się nie da nie lubić.
~Adrianna
Usuń10 grudnia 2010 o 16:01
Z tym to prawda :)