Czułam się bardzo samotna. Ze swojego zacieniowanego zakątka obserwowałam uczniów, którzy również spędzali swój wolny czas na zewnątrz. Z nudów zaczęłam się uczyć. Nie wykazywałam większego zainteresowania tą czynnością. Mimo że miałam dobre oceny, nie lubiłam się uczyć. Czasami doprowadzało mnie to do złości. Ale wolę siedzieć z nosem w książce, niż patrzeć, jak inni dobrze się bawią.
Kiedy już znudziła mi się nauka, kilka razy wskoczyłam do jeziora, żeby popływać, ale swawola nie trwała długo, bo McGonagall wyciągała mnie z niego za każdym razem po zaledwie piętnastu minutach. Ględziła, że woda jest jeszcze za zimna, że będę chora, to nie wypada, i tym podobne. Ale ja i tak miałam to gdzieś. Pływałam w jeziorze jeszcze przez następną godzinę, z czego McGonagall musiała mnie przeganiać co najmniej cztery razy. Po piątym skończyło się to szlabanem.
- I co, cieszysz się? – zapytał Malfoy, kiedy wieczorem zbierałam się powoli do wyjścia.
- A żebyś wiedział – odpowiedziałam. – Ano właśnie. Wiesz, jak mnie wystraszyłeś? Myślałam, że Potter uciął ci głowę.
Draco parsknął śmiechem. Ten cały jego wypadek był groźny tylko z pozoru. Pani Pomfrey wyleczyła go w sekundę, jeszcze tego samego dnia chichrał się jak głupi z kłopotów Harry’ego Pottera. W ogóle mu blizny nie zostały, a Wybraniec teraz musi odwalić dla Snape’a ze dwadzieścia szlabanów, w tym ten w następną sobotę, kiedy będzie mecz Gryfonów i Krukonów. Niestety, biedny Potter nie zagra.
- Widzę, że ci na mnie zależy – powiedział Malfoy ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie przesadzajmy. Po prostu gdybyś nie przeżył, ja musiałabym wykonać to zadanie w całości, a tak tylko patrzę – odparłam i zarzuciłam torbę na ramię. – Będę za jakieś dwadzieścia godzin, kiedy McGonagall będzie już łaskawa mnie wypuścić.
Znajomość z Draconem nie była nawet taka zła. Jako kumpel był całkiem znośnym człowiekiem. Nie miałam już do niego żadnych urazów, mógł sobie chodzić z Sapphire, jeśli chciał. Ale za to Sapphire… jej tego nie wybaczę, choćby i z nim zerwała wszelki kontakt, błagała mnie na kolanach i na urodziny kupiła mi księżyc.
Weszłam po schodach na piętro, gdzie znajdował się gabinet McGonagall. Zapukałam i weszłam do środka. Nauczycielka siedziała przy biurku, wyraźnie na mnie czekając. Stukała nerwowo koniuszkami palców o blat biurka, zerkając co chwilę na potężny zegar, wiszący nad drzwiami.
- Spóźniłaś się – poinformowała mnie.
Wzruszyłam ramionami i bez zaproszenia usiadłam przy stoliku, który dla mnie przygotowała.
- Przejdźmy do mojego szlabanu – odpowiedziałam wymijająco.
- Spóźniłaś się – powtórzyła.
- Gdybym tego nie zrobiła, nie miałabym życia towarzyskiego.
Założyłam nogę na nogę i podparłam się na łokciu, wpatrując się jak sroka w kość w McGonagall.
- W takim razie jutro przyjdziesz znowu o osiemnastej – stwierdziła.
Zamrugałam szybko.
- Chyba sobie żartujesz, Minerwo – zwróciłam się do niej po imieniu zdenerwowanym tonem głosu. – Nie przyjdę. Mam inne sprawy, ważniejsze sprawy.
- A jakież to ważne sprawy może mieć szesnastoletnia Ślizgonka? – zapytała już mocno poirytowana.
- Zakon na przykład – odpowiedziałam. – Przejdźmy już do szlabanu.
McGonagall postawiła przede mną metalową paczkę z jakimiś kartotekami. Kazała mi przepisać tam, gdzie wyblakł atrament albo gdzie myszy nadgryzły. Nudna i bezużyteczna praca.
W spisach szlabanów odnalazłam wiele znajomych nazwisk. Niektóre były już bardzo stare, zapewne przepisane już kilkanaście razy. Zobaczyłam nazwisko Sethi’ego Ghosta, ukaranego podwójnym szlabanem za spalenie drzwi w sali zaklęć, nazwisko mojej biologicznej matki (przeglądając te wszystkie karty stwierdziłam, że nie była aniołkiem), znalazłam nawet stronę, gdzie opisana była wielka chwila Barty’ego.
Szlaban zaczęłam o osiemnastej, McGonagall puściła mnie o dwudziestej. Kiedy przyszłam na kolację, ta prawie się już skończyła, tylko niektórzy, zwłaszcza ci, którzy lubią się najeść tak, że później z trudem się mogę poruszać, zostali. Usiadłam na swoim miejscu. Byłam jedyną dziewczyną przy stole Slytherinu. Poza mną w ogóle w Wielkiej Sali ze Ślizgonów zostali tylko Crabbe i Goyle. Buddo, co za upokorzenie żywić się w jednym pomieszczeniu jedynie z tymi żarłokami…
Z drugiej strony jednak dobrze zrobiłam, że nie zrezygnowałam z kolacji, bo do Wielkiej Sali przez otwarte na oścież okno wleciała wielka, czarna płomykówka. Zatoczyła koło nad stołem Ślizgonów i wylądowała w moim talerzu, ochlapując mnie kropelkami wody. Pewnie za górami musiało padać…
Odwiązałam list od jej nóżki, rozerwałam kopertę i wydobyłam z niej kartkę pergaminu.
Sophie
Czarny Pan osobiście nie mógł wysłać do Ciebie sowy, więc piszę ja. Nie możesz teraz przychodzić do domu. Wiem, że nie mogę Ci niczego zabronić, ale to jest wyraźne polecenie Twojego wuja. Nie mogę Ci wyjaśnić, dlaczego, bo sowa może zostać przechwycona, mimo że zastosowałem wiele zaklęć, aby temu zapobiec. Na znak, że dostałaś list – odpowiedz.
Barty
Nosz jasna cholera. To ja się nie dziwę, że McGonagall tyle mnie przetrzymała. Pewnie teraz coś się tam dzieje w domu Czarnego Pana, a ja o tym nie wiem. Cholera. Nie zostanę w szkole ani chwili dłużej. Mój dom nie będzie oblegany w czasie, kiedy ja spokojnie piję herbatę.
Wstałam, wcisnęłam zmiętoloną kartkę do kieszeni, wybiegłam z Wielkiej Sali i teleportowałam się tuż za drzwiami.
Kiedy aportowałam się na wszelki wypadek na zewnętrznym podwórku, z bijącym sercem nasłuchując odgłosów walki. Nic takiego jednak nie usłyszałam. Może ucho mi się zatkało przez tą teleportację?
Weszłam do środka, a tam… burak. Cisza, jak zwykle. Żadnego gruzu, rozwalonych ścian, dziury w podłodze… Nic. Wspięłam się po schodach na pierwsze piętro i od razu poszłam do pokoju Barty’ego, aby ten z łaski swojej wyjaśnił mi parę spraw.
Do środka weszłam bardzo cicho, postarałam się nawet, żeby nie skrzypnął zamek albo zawiasy. Crouch siedział spokojnie na krześle, plecami odwrócony do drzwi, więc ani mnie nie usłyszał, ani nie zobaczył. Podeszłam do niego, objęłam go w tyłu za szyję i pocałowałam w kark.
- Mój Boże! – krzyknął Barty, wzdrygając się. – Sophie, co tu robisz?
- Odpowiadam na twój list – odpowiedziałam cicho i wychyliłam się, żeby pocałować go w usta.
- Nie skradaj się tak więcej, bo zejdę na zawał – dodał Crouch.
Zaśmiałam się.
- Powinieneś być bardzo ostrożny w tych czasach – powiedziałam, siadając na krześle naprzeciwko niego. – O co chodzi? Ten twój list mnie wystraszył. Przez niego natychmiast przybyłam, gdyby tu była jakaś bitwa, nie mogłabym jej opuścić, oui?
Barty westchnął ciężko, najwyraźniej bardzo zaniepokojony moją obecnością.
- Sophie, miałaś tu nie przychodzić, Czarny Pan się wkurzy – odezwał się.
Założyłam nogę na nogę i uśmiechnęłam się lekceważąco.
- Nie musi wiedzieć, że tu jestem – odparłam. – Nie rozumiem was. W porównaniu do mnie jesteście lichymi obszczymurami. Myślisz, że nie dałabym sobie rady z bandą aurorów?
- Dziękuję za komplement – mruknął Barty. – Z łowcami wampirów sobie nie dałaś.
- Bo mnie wzięli z zaskoczenia. Ja byłam zdołowana, spragniona, słaba, było zimno, ciemno, kurzyło… No i łowcy mieli broń – wyjaśniłam. – A taka otwarta walka to zupełnie co innego. Oni są przecież honorowi, będą was brać na żywca, nie uciekną się do Zaklęć Niewybaczalnych, potraktują was Expelliarmusem, no, ewentualnie Drętwotą. Takich zaklęć ja nawet nie poczuję.
Barty wzruszył tylko ramionami i pochylił głowę. Zauważyłam, że nie jest to jakiś głupi dokument, tylko książka. Wstałam z krzesła i usiadłam mu na kolanach, obejmując go za szyję obiema rękami.
- Co to jest? – spytałam.
- Książka twojego dziadka – odpowiedział, bardziej skupiony na tekście niż na mnie.
- Barty – zwróciłam się do niego po imieniu. – Wiesz, ostatnio czuję się taka samotna. Odkąd Potter zaatakował Malfoya, strasznie mi się nudzi. Nie mam do kogo gęby otworzyć. A ty mi odpowiesz, hmm?
- Pogódź się z Sapphire, nic ci przecież nie zrobiła – mruknął Crouch.
Prychnęłam z pogardą.
- Prędzej pogodzę się z Potterem niż z nią.
- Czyli jednak to możliwe – odpowiedział Barty. – Zauważyłaś? Zawsze tak jest. Najpierw się z nim kłócisz, później się godzisz, znów kłócisz…
- Jak z Czarnym Panem – wpadłam mu w słowo. – To fakt. I wiesz co, trochę rzeczywiście brakuje mi Sapphire. Ale z drugiej strony jak sobie pomyślę, że zdradziła mnie perfidnie z Malfoyem…
Wydałam z siebie cichy pomruk złości, wstałam i zaczęłam się przechadzać po pokoju. Dawniej myślałam, że nigdy nie wybaczę Sapphire tego, co mi zrobiła. Chociaż teraz to uczucie nienawiści już nieco osłabło, odsłaniając przy okazji moją tęsknotę za nią. Claudia powinna się teraz pojawić i udzielić mi jakiejś rady. Ona albo Darla. A może i ona obraziła się na mnie, bo tak potraktowałam Sapphire? Te nawarstwiające się wątpliwości zaczęły rodzić nowe wątpliwości, a moja głowa stała się przez nie strasznie ciężka.
Podeszłam do łóżka i położyłam się na nim.
- Nie wiem już, to mnie przerasta – dodałam. – Chyba idę spać.
- Jak to… tutaj? – zapytał Barty, odwracając się w moją stronę.
- Jeśli ci przeszkadza, że śpię tu w tym ubraniu, nie martw się – odpowiedziałam, podnosząc się na łokciu i mrugając do niego. – Mogę je zdjąć.
- Nie przesadzaj, Czarny Pan będzie zły, jeśli cię tu zobaczy – odparł, podchodząc do mnie. – Po pierwsze: jesteś w moim pokoju. Po drugie: w ogóle nie powinno cię tu być.
Wzruszyłam ramionami i położyłam się z powrotem na łóżku, obserwując jak krzyżuje ręce na piersiach z miną wyrażającą uprzejme zniecierpliwienie.
- Jestem zmęczona, więc kładę się spać – wyjaśniłam. – Wyganiasz mnie? Naprawdę mam sobie pójść?
Barty wyglądał, jakby bił się w tym momencie z myślami. W końcu westchnął ciężko.
- Dobrze, zostań…
- Nie potrzebuję łaski – stwierdziłam. – Ale ty przecież za niedługo wyjeżdżasz. Będę za tobą tęsknić. A ty za mną nie?
Uśmiechnęłam się, pokazując mu moje długie kły.
- Będę tęsknił – odpowiedział mało przekonującym tonem. – Ale mam naprawdę dużo pracy, połowa Śmierciożerców wyniosła się z domu, Bella już od tygodnia mieszka u Malfoyów, a wiesz, że ona nie opuści swojego pana nawet w takich chwilach.
Westchnęłam. Świetnie. Naprawdę szykowała się jakaś walka, Barty miał rację, skoro nawet Bellatrix wybyła, to już niedługo będzie bitka.
- Taka jest właśnie różnic między tobą a mną – odpowiedziałam. – Ja mam gdzieś to, że ktoś pracuje. Ty zaś, mimo że masz dużo pracy, a i tak wyleziesz ze skóry, żeby spełnić moją zachciankę. Masz rację, nie jestem jeszcze dorosłą osobą.
Mrugnęłam do niego i odwróciłam się na bok. Sen przyszedł zaskakująco szybko jak na jasność, panującą w pokoju. Ja zawsze lubowałam się w mroku.
~*~
Jest to moja dwieście pięćdziesiąta notka, więc mogę uznać, że jest jakby wyjątkowa. Chciałabym od razu uprzedzić, że w kwietniu mam egzamin gimnazjalny, więc nie będę mogła pisać tak często, jakbym chciała. Tydzień przed to chyba w ogóle nic nie dam, wiecie, przydałoby się trochę doedukować jeszcze. Ale do tego trochę czasu jest, wspomnę jeszcze o tym.
Drugą sprawą jest, iż zostałam dzisiaj polecona, dokładnie notka numer dwieście czterdzieści osiem. Bardzo dziękuję, jest to moje piąte polecenie. Dlatego rozdział dedykuję właśnie tej osobie, dzięki której moje opowiadanie znalazło się w ramce „Warto przeczytać”.
caitlin_memories@vp.pl
OdpowiedzUsuń22 marca 2010 o 21:07
Pierwsza? ;>
23 marca 2010 o 17:58
UsuńOui xD
~Eles.
OdpowiedzUsuń22 marca 2010 o 21:12
Pierwsza przeczytałam ;>. Dałabyś w końcu jakąś bitkę, a nie same jakieś fałszywe początki xD.
23 marca 2010 o 17:59
UsuńMasz rację, moga być fałszywe, bo mogę jej nie dać xD
caitlin_memories@vp.pl
OdpowiedzUsuń22 marca 2010 o 21:15
Ach! Sophie powoli słabnie… Czyżby jednak pogodziła się z Sapphire? :) Haha, uwielbiam sytuacje, gdy Sophie jest z Bartym ;) Zawsze chce mi się śmiać. Jak traktuje ją jak piórko :)Oby Czarny Pan nie wrócił teraz do domu, bo Sophie będzie miała przechlapane… xDPozdrawiam i zapraszam też na nowy rozdział do siebie, aczkolwiek nie jest raczej najlepszy xDCaitlin[the-reason-to-cry]
23 marca 2010 o 18:05
UsuńAle nie zawsze sytuacje są śmieszne, oui? xD Wiesz, tak na marginesie, radziłabym Ci zmienić szablon. Albo go trochę chociaż przyciemnić, bo ta biel nie pasuje do tematyki xD
~Caitlin
Usuń23 marca 2010 o 19:08
Oui. :)Racja. Już przyciemniłam lekko, ale, jeśli nie będzie to dużym problemem, byłabym zachwycona, gdybyś zrobiła mi szablon :)Ja dopiero się uczę xD
23 marca 2010 o 19:10
UsuńOk. Wiesz, mam słabą pamięć, ale jutro daję notkę, jeśli do Ciebie jutro nie zagadam na Twoim blogu o szablon, to mi przypomnij, bo mam strasznie dużo na głowie i mogę zapomnieć xD
~Olka
OdpowiedzUsuń22 marca 2010 o 22:20
Może Sophie się pogodzi z Sapphire,nie będzie taka samotna.Pozdrawiam.
23 marca 2010 o 18:09
UsuńWątpię, by to szybko uczyniła xD
~Doska
OdpowiedzUsuń22 marca 2010 o 22:47
Tak, ta notka jest jakoś wyjątkowo wyjątkowa :) Aż zdziwiłam się, że Soph chce wybaczyć Saphrine, ale.. chyba już mnie nic nie zdziwi xD pozdrawiam m/S.P. co do filmu… to był spoko, lubię twórczość Burtona :) jest oryginalna i czasem całkiem odjechana….
23 marca 2010 o 18:11
UsuńNom, ja tam nie mam ulubionego reżysera. Lubię za to „Sierociniec”, zaś tych zmierzchiowych filmów, nie lubię xD
~Doska
Usuń24 marca 2010 o 21:24
Oglądałam „Sierociniec” na festiwalu filmowym w Zwierzyńcu :) podobało mi się… a zmierzchowe filmy oglądam w sumie tylko dlatego, że czytałam książki, ale wcale ta saga nie jest rewelacyjna, o wiele lepszym filmem o wampirach jest „Wywiad z wampirem” (klasyka, sie wie…) albo „Dracula – wampiry bez zębów” (komedia).
25 marca 2010 o 21:15
UsuńMnie się zaś Dracula podoba xD
~Satia
OdpowiedzUsuń23 marca 2010 o 14:59
Cóż, jak na mój gust notka niezbyt wysokich lotów:/ Przepraszam cię, ale chcę być szczera. Było troszkę… nudnawo. I nie chodzi tu o brak akcji, bo takie rozdziały zdarzają się nie raz. Tylko o sposób w jaki ten rozdział został napisany. Może to przez humor Sophie? ;PPod koniec trochę lepiej. Wizyta u Barty’ego była dobrym pomysłem. Może niezbyt rozsądnym, ale jednak dobrym. Ech, ja go uwielbiam;P Mam tylko nadzieję, że Czarny Pan nie wpadnie niespodziewanie, wybudzając Sophie ze słodkiego snu, i nie obedrze ich oboje ze skóry;PNo i to by było na tyle. Pozdrawiam:*
23 marca 2010 o 18:14
UsuńAno. Zależy właśnie nie od tego, co się dzieje, ale od emocji opisującego. Np. akcją był powrót Voldemorta, a ja opisałam to w nudny sposób. Będę musiała poprawić xD
~Satia
Usuń25 marca 2010 o 00:07
Eee tam, Voldzio nigdy nie jest nudny;P
~Jaenelle
OdpowiedzUsuń23 marca 2010 o 16:15
Znowu zmieniłaś szablon? Wspaniały jest. Notka tak samo.
23 marca 2010 o 18:14
UsuńTak, ale zostawię go na długo xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń23 marca 2010 o 18:15
Bardzo ładny szablon xD. A co do notki… dawno nie było Szafirowej Morderczyni [Sapphire] i przyznam szczerze, że trochę mi jej brakuje. Współczuję Sophie szlabanu xD. [Jeśli chcesz to możesz dodać do linków mój nowy blog ;D]
23 marca 2010 o 18:17
UsuńOch, a masz nowy? Podaj mi adres xD Dodam, jak siądę znów na kompa, bo teraz z niemieckiego (Oo”) muszę się iść uczyć xD
~Elizabeth Schmitt
Usuń23 marca 2010 o 20:47
Przepowiednia-bogow.blog.onet.pl xD.
~Destruo.
OdpowiedzUsuń23 marca 2010 o 20:48
rozdział bardzo mi się podoba., troszkę samotności się sophie przyda ;Ppowodzenia na egzaminach, przechodziłam to samo rok temu.pozdrawiam.
26 marca 2010 o 20:05
UsuńNom, boję się, jak mi pójdą xD
~Tamta
OdpowiedzUsuń23 marca 2010 o 21:49
Nie myśl, że Cię opuściłam, nadal czytam to, o to xD. I nie zgadzam się na wybaczenie dla Sapphire, to wredna, nędzna **** i o. Równie dobrze Sophie może poznać kogoś równie złego, piszącego o rozkładających się ciałach xD
24 marca 2010 o 20:24
UsuńNie brakuje Ci tej ciasnoty umysłu u Sapphire? xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń24 marca 2010 o 19:22
Witaj ;)Chciałam zaprosić Cię na świeżo odnowionego bloga, gdzie ukazała się pierwsza notka.www.zgubiony-pamietnik.blog.onet.plPowracam też do historii Lilyanne i Jamesa :)Pozdrawiam :)
~Morsmorde
OdpowiedzUsuń24 marca 2010 o 20:41
Będzie dzisiaj rozdział? Pytam, bo nie wiem czy mam czekać czy mogę iść uczyć się historii.
25 marca 2010 o 21:13
UsuńIdź się uczyć, bo rozdział będzie najwcześniej w piątek xD