Zatrzymałam go tuż przed wielkimi, wejściowymi drzwiami.
- Słuchaj, nie mówiłam ci tego przez cały dzień – zaczęłam nieśmiało. – Nie mów nikomu, co się stało w nocy.
Armand uniósł jedną brew. Zastanawiał się przez chwilę, chociaż wątpię, by myślał akurat o mojej prośbie.
- Dobrze – zgodził się. – W ogóle nie będę wchodził, muszę jeszcze gdzieś iść. Jutro wieczorem po ciebie wpadnę.
Pocałował mnie w policzek, pomachał na pożegnanie i odbiegł tak szybko, że zobaczyłam tylko rozmazaną, szarą plamę w miejscu, w którym dopiero co stał.
Weszłam do środka. Drzwi zaskrzypiały okropnie. Udało mi się dojść do swojego pokoju, nie zwracając na siebie uwagi. Już miałam otworzyć drzwi, kiedy usłyszałam dochodzące z komnaty Voldemorta krzyki.
-… nie obchodzi mnie to! Kazałem ci jej pilnować!
- Znajdzie się, wiele razy tak robiła.
Ten pierwszy głos należał oczywiście do króla baletu, Lorda Voldemorta, natomiast ten drugi, do Croucha. Nie trudno było zgadnąć, w jakim humorze był Czarny Pan. Odetchnęłam głęboko. Musiałam go jakoś uspokoić, nie mogłam słuchać, jak obwinia Barty’ego za moje zniknięcie.
Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Oparłam się o nie i przywołałam na twarz niewinny uśmiech.
- Wybaczcie spóźnienie – odezwałam się pierwsza.
Voldemort się wkurzył.
- Gdzie się włóczyłaś? – zapytał ze złością. – Myślałem, że oszaleję.
Przez moją twarz przemknął cień prawdziwego uśmiechu. Cóż, myślałam, że on oszalał już dawno, wybierając takie życie.
- Byłam z Armandem – odpowiedziałam. – W końcu to mój ojciec.
Voldemort zmrużył czerwone oczy. Popatrzył najpierw po mnie, potem po Bartym. W końcu przemówił oficjalnym tonem.
- Zejdźcie mi z oczu, nie chcę was teraz widzieć.
Stwierdziwszy, że nie warto go teraz rozjuszać jeszcze bardziej, bez słowa opuściliśmy pomieszczenie.
Barty zatrzymał mnie przed drzwiami do mojej sypialni.
- Znikłaś tak nagle, co się stało? – spytał.
Utkwiłam wzrok w jego palcach, ściskających moje ramię. Stłumione westchnienie wyrwało mi się z piersi. Chciałam, żeby mnie puścił. Czułam się okropnie, patrząc na niego, przebywając w jego towarzystwie, podczas gdy on cały czas myślał, że byłam mu cały czas wierna.
Mruknęłam coś, że chciałam spędzić trochę czasu z ojcem. Nie mogłam użyć słowa „Armand”. Nie mogłabym nawet tego wypowiedzieć. Dodałam, że jestem bardzo zmęczona.
- W takim razie dobranoc – powiedział Barty, całując mnie w policzek.
Poczułam, że skóra w tym miejscu, gdzie dotknęły jego usta, pali mnie niemiłosiernie. Nie było tak w prawdzie, ale nie chciałam po prostu, żeby mnie dotykał.
Z ulgą przyjęłam, że odszedł w swoją stronę. Zamknęłam się w pokoju na klucz. Przebrałam się w koszulę nocną, w ogóle nie myśląc, co robię.
Musiałam mu powiedzieć. Chyba bym umarła, gdybym ukrywała to przed nim do końca życia. Nie mogę znieść minuty w jego towarzystwie, nie martwiąc się tym kłamstwem, a co dopiero tydzień. O latach już nawet nie wspomnę.
Położyłam się do łóżka. Czułam się okropnie zmęczona. Powieki same mi opadły. Przez cały czas myślałam jednak, jak powiem Barty’emu o wszystkim. Powiem mu, na pewno. Jutro…
*
Obudziłam się z ciężkim, spazmatycznym westchnieniem. Zasnęłam, ale był to niespokojny sen. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do lustra. Pod oczami miałam niewielkie cienie, spojrzenie mętne i zmęczone. Chciałam położyć się z powrotem spać, ale całe zamieszanie, wywołane nawet nie wiem przez co, z pewnością by mi nie pozwoliło.
Kiedy już wszystko, co normalny człowiek robi rano, zrobiłam, wytknęłam głowę z pokoju. Wszyscy Śmierciożercy, których nawet bym nie podejrzewała o przebywanie tutaj, wybiegali ze wszystkich korytarzy, nosząc różne worki, podobne do tych, które kiedyś niósł Barty ze swoim kolegą. Cholera, jak się nie uspokoją, to zaraz trzasnę jednego z drugim i trzecim.
Wściekła, załomotałam do drzwi pokoju Voldemorta i wpadłam do środka, niczym rozjuszone tornado.
- Co oni wyprawiają? – zapytałam. – Czy muszą mnie budzić?
Czarny Pan zapomniał już o swoim wczorajszym gniewem. Teraz był raczej zdenerwowany i bardzo zapracowany. Słownik od francuskiego już nie zaprzątał mu głowy. Przeglądał w pośpiechu jakieś pergaminowe dokumenty.
- Nie teraz, Sophie – odpowiedział, skupiony raczej na swojej robocie, niż na mnie. – Mamy mały kłopot, później.
Nawet nie chciałam znać tego jego „kłopotu”. Wyszłam z komnaty, trzaskając drzwiami. Strach, który odczuwałam przed przyznaniem się do winy, ustąpił na moment miejsca złości. To całe zamieszanie to niezbyt dobry moment na tego typu wyznania, więc postanowiłam poczekać, aż się wszyscy uspokoją.
Nie musiałam czekać długo. Po obiedzie Śmierciożercy, jeden po drugim, teleportowali się do swoich mieszkań. Barty, korzystając z chwili przerwy, poszedł do swojego pokoju, żeby odpocząć. Pobiegłam zanim.
Zanim Crouch rozłożył gazetę na stole, ja już byłam u niego. Zdyszana, oparłam się o framugę drzwi. No bo, nie oszukujmy się, korytarze zdawały się coraz bardziej rozciągać.
- Wybacz, że ci przeszkadzam, ale chcę porozmawiać – odezwałam się, kiedy już złapałam oddech.
- Oczywiście, siadaj.
- Dziękuję, wolę postać – odparłam.
Zamknęłam za sobą drzwi. Otworzyłam usta, żeby zaraz potem je zamknąć. Poczułam, że jeśli teraz tego nie zrobię, nigdy nie zbiorę się na odwagę. Opowiedziałam mu wszystko.
*
Gdy skończyłam, spuściłam głowę. Teraz miałam jeszcze większe poczucie winy, niż przedtem. Serce ściskało mi się z nerwów. Z niecierpliwością czekałam na jakąś jego reakcję, choć z drugiej strony panicznie się jej bałam.
Usłyszałam jego ciche westchnienie.
- I co ja sobie myślałem – odezwał się. – Że nigdy mnie nie zranisz, a przecież wiedziałem, że będzie inaczej.
Podniosłam oczy, które wypełniły się łzami.
- Wiesz co? – pytał. – Czuję się, jakbyś mnie zdradziła.
Ten spokój, z którym to przyjął, to chłodne rozczarowanie było dla mnie nie do zniesienia. Wolałabym, żeby na mnie nakrzyczał, niż po prostu spuścił głowę i mówił, jak bardzo go zawiodłam.
- Nie będę się próbowała tłumaczyć, bo wiem, że to wszystko jest moją winą – odpowiedziałam drżącym głosem. Wstałam i podeszłam do niego. – Ale spróbuj chociaż zrozumieć, Armand nie dawał znaku życia przez sześć lat…
- Przestań! – przerwał mi ze złością. – Powiedz mi, każdego w ten sposób witasz?
- To było tylko raz, nigdy… zawsze tylko z tobą…
Ani przez chwilę, odkąd zobaczyłam jego twarz, kiedy mu powiedziałam, nie miałam nawet cienia nadziei na to, że mi wybaczy.
Barty odetchnął kilka razy.
- Jestem cierpliwy, ale tego nie potrafię przyjąć ze spokojem – powiedział. – Odkąd cię znam, odkąd jesteśmy w swego rodzaju związku, nie reagowałem na twoje błędy. To, jak kłóciłaś się o byle co, to, jak obrywałem za ciebie od Czarnego Pana, jak oficjalnie byłaś z Draconem, zwodząc nas obojga… Byłem cierpliwy, bo byłem przekonany, że odwzajemniasz moje uczucia.
- Barty, ja cię nadal kocham – przerwałam mu. Już nie mogłam tego słuchać.
- Obrażasz mnie, mówiąc o miłości – warknął Crouch. – W ogóle nigdy nie liczyłaś się z moimi uczuciami. Nie oczekiwałem, że będziesz traktować mnie na równi z tobą, jak powinno być w prawdziwym związku, ale miałem chociaż nadzieję, że szanujesz mnie jako tako. I co się okazało? Że byłem dla ciebie tylko zastępstwem, taką zabawką, której potrzebowałaś, żeby zapomnieć o Armandzie. A kiedy on się zjawił, natychmiast padłaś mu w ramiona! Nie żywiłaś do mnie żadnych cieplejszych uczuć!
Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się całkowicie. Jak mógł tak przeczyć prawdzie?
- Żeby sprawić ci przyjemność, sam odszukałem Armanda i sprowadziłem na bal u Malfoyów – dodał z goryczą. – Jak głupi, sam sprowadziłem to wszystko na siebie.
Spojrzałam na niego spomiędzy palców.
- Ty mi załatwiłeś to spotkanie? – spytałam. Teraz wcześniejsze słowa Armanda zaczęły mieć dla mnie sens. – Ja… ja nie miałam pojęcia…
- Tak, zrobiłem to, żebyś już przestała się załamywać z jego powodu, albo raczej jego braku – odrzekł Barty. – I zrobiłem to, jak się okazało, na swoją własną niekorzyść. Jak tak na ciebie teraz patrzę, to zastanawiam się, ile w tych łzach jest prawdy.
Odwrócił się do mnie plecami.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam ci wybaczyć – westchnął.
Już gorzej być nie mogło. Czułam się całkiem brudna, miałam wstręt do samej siebie. Dotknęłam ramienia Croucha, ale on strząsnął moją dłoń.
- Proszę cię, wyjdź – powiedział stanowczo. – Wyjdź, nie chcę cię widzieć.
Mimo że słowa te były wypowiedziane przez sługę, nie ośmieliłam się nie wykonać tego rozkazu. Było to gorsze, niż tysiąc noży, tnących moje serce.
Odwróciłam się, żeby spojrzeć na niego ostatni raz. Usiadł na krześle tyłem do drzwi i ukrył twarz w dłoniach.
Usiadłam pod zatrzaśniętymi drzwiami jego pokoju i rozkleiłam się. Zwykle nie płakałam, ale teraz było to silniejsze ode mnie. Starałam się płakać tak, by tego nie słyszał. Czułam się podle. Byłam taka. Podła, tak samo pusta, jak Ashley Pail. Nie myślałam przyszłościowo. Decydując się na spędzenie nocy z Armandem, mogłam przewidzieć, jakie będą tego skutki.
Usłyszałam czyjeś kroki. Nawet nie podniosłam głowy. Ale ten ktoś zatrzymał się przy mnie i podniósł na nogi. Był to Czarny Pan, jak zwykle ściągnięty krzykami, tylko tym razem należały one do Barty’ego.
- Co znowu? – zapytał.
- Zostaw mnie.
Odepchnęłam go i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Nie chciałam rozmawiać z Riddle’em. Był ostatnią osobą, którą chciałam mieć teraz przy sobie.
Voldemort dogonił mnie niedaleko swojej komnaty. Przyparł mnie do ściany.
- To już nie jest normalne – zaczął. – Co znów zrobiłaś, że tak wkurzyłaś Bartemiusza?
- Zdradziłam go! – krzyknęłam. – Zadowolony?!
Chciałam go odepchnąć, ale przez łzy prawie nic nie widziałam. Czarny Pan zabrał mnie do granitowego pomieszczenia i posadził na moim tronie. Sam zajął miejsce w swoim. Milczał przez chwilę.
- Bardzo go tym musiałaś zranić – odezwał się w końcu. W jego głosie słyszałam tylko spokój, żadnej złości. – Przykro mi z tego powodu.
Wątpię, żeby te słowa były szczere, ale liczy się sama intencja.
- Wiedziałeś? – zapytałam.
Nie wyraziłam się zupełnie jasno, ale Voldemort chyba załapał o co mi chodzi.
- Że byłaś jego kochanką? – spytał. – Domyślałem się.
- I nie złościsz się?
Czarny Pan tylko wzruszył ramionami.
- Cóż, jesteś osobą, której nawet ja nie powstrzymam, więc już dawno się z tym pogodziłem – odparł. – Powiedz mi jeszcze, od kiedy.
- Od lipca – mruknęłam.
Nie chciałam o tym rozmawiać. Te dni, w których byłam z Bartym naprawdę szczęśliwa, wydały mi się tylko niewiarygodnym, odległym snem. A teraz… teraz był to okropny koszmar, zwany życiem.
- Może jeszcze jest szansa – przemówił Riddle. – Chyba że on zwiąże się z kimś innym.
- Straciłam nadzieję, że w ogóle kiedyś się do mnie odezwie – odpowiedziałam.
Wyszłam z komnaty. Myślałam, że Voldemort dowie się w innych okolicznościach, że sypiałam z jego sługą tuż pod jego nosem. I to przez ponad pół roku. Jednak zdziwiło mnie jedno. Dlaczego nic nie zrobił, żeby dalszemu przebiegowi tej sprawy zapobiec? Cóż, ludzie się zmieniają. Ja też bym mogła. Ale nie jestem człowiekiem.
~*~
Na początku trochę mi nie wyszło, ale później już było jako tako. Nie mam zbyt wiele czasu, zakwalifikowałam się do drugiego etapu konkursu recytatorskiego i muszę jeszcze poćwiczyć, więc się nie rozpisuję.
Dzisiaj też odkryłam, że zostałam polecona do Onetu. Bardzo się cieszę, bo doceniono mnie już czwarty raz. Dziękuję bardzo xD Cóż, jeszcze dedykacja, powiedzmy dla wiki-pedii :*
~kicysława
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 20:54
1! lecem czytać ;]
~kicysława
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 20:54
1! lecem czytać ;]
17 listopada 2009 o 21:03
UsuńBrawo xD
~kicysława
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 21:14
oj… ua… biedna Soph, biedny Barty…. Człowiek sam już nie wie co o nich sądzić :p Ale chyba bardziej jestem za Sophie…? Chyba tak chociaż…. Aj, szlag udało Ci się mnie zdezorintować! xD Oj już się nie będę nad nimi pastwić bo zobaczy się za dwa dni nieprawdaż? ;] Mam nadzieję, że żadne z nich nie wywieni głupstwa.. :p Suma sumaru to zagadką pozostaje jeszcze co takie kombinuje Armand i i i… Czyżby Voldek zrozumiał że ie powstrzyma Soph przed niczym? Ha! Jestem pod wrażeniem ^^
18 listopada 2009 o 17:58
UsuńNie wiem, czy jutro napiszę notkę, bo mam spotkanie do bierzmowania, idę do biblioteki i mam korki z matmy xD Ale może dziś napiszę notkę na Selene Snape xD
~Nadine
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 21:28
Rany, co za wredna du.pa z Sophie! Nie no, zdradzić tak wspaniałego człowieka jak Barty i to z własnym ojcem! Kazirodztwo normalnie. xD Jezu, błagam, niech Barty wybaczy Soph, proszę, proszę, proszę! Zrób to dla mnie! :***Ej, druga! xD
18 listopada 2009 o 18:00
UsuńAle przynajmniej się przyznała, a to się chwali xD
~Jeanne & Savnay
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 21:45
A dobrze mu tak. Ach. Zaproszenie i opis już przesłałam.
18 listopada 2009 o 18:00
UsuńA ja już opis dodałam xD
~alice.
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 21:55
Ehhh.. myślałam, że nie będzie aż tak źle… Ale cieszę się, że się pomyliłam. xDD Voldemort dziwnie spokojny był. xD co jak co, ale bardziej współczuję Sophie, Barty to chłop poradzi sobie. xDD bossko!
18 listopada 2009 o 18:04
UsuńTeraz mówisz, że jest źle. Zobaczysz, jak fajnie będzie w nastęonym rozdziale xD
~Doska
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 22:12
Ten rozdzial jest poprostu bajeczny ;) tak super to wszystko opisalas, tak realnie, te uczucie… az brak mi slow. Szkoda mi Barty’ iego… a Sophie niech nastepnym razem pomysli 10 razy zanim cos zrobi. S.P. Voldek w roli spowiednika – zajebongo! ;]Pozdrawiam :*
18 listopada 2009 o 18:05
UsuńJa bym do niego nie poszła xD
~Doska
Usuń19 listopada 2009 o 08:04
ja raczej tez nie, chociaz CZASAMI jest lagodny jak owieczka xD
21 listopada 2009 o 14:21
UsuńPowiedz mu, że speleni, to będzie bardzo „łagodny” xD
~Olka
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 22:24
Biedny Barty poczuł się zdradzony…….Sophie też biedna bo straciła Barty’ego…….Dobrze że Voldemort nie nakrzyczał na nią.Czekam na next.Pozdrawiam.
18 listopada 2009 o 18:06
UsuńPoczuł? On BYŁ zdradzony xD
~Lottie.
OdpowiedzUsuń17 listopada 2009 o 22:42
Ja nie miałabym chyba takich problemów, co Sophie. Jestem w tym względzie inna. Jakaś wierna xD Wiadomo, że Barty w końcu by nie wytrzymał. Wcześniej czy później. Voldemort był zadziwiający. Niesamowita bystrość xD. Ja tu się ogromnie cieszę, bo znów mam laptopa. [No bo przecież przedtem brutale zabrali.] xD
18 listopada 2009 o 18:07
UsuńPrzecież to opowiadanie jest modonasukcesowe, musiała się zdrada pojawić xD
~Kada113
OdpowiedzUsuń18 listopada 2009 o 11:48
gratuluję polecenia
18 listopada 2009 o 18:08
UsuńDziękuję xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń18 listopada 2009 o 14:45
Gratuluję polecenia! Też Cię kiedyś polecę, obiecuję, choćby zaraz. Ale boskie i nieśmiertelne jak Zeus. [Ech, co ja z tą Iliadą...] Jak napiszę pierwszą notkę to Ci powiem. Ale pamiętaj jedno: boskie i nieśmiertelne, ale nie jak Zeus, ale jak pan A. [nie zdradzę kto to]
18 listopada 2009 o 18:10
UsuńSpoko xD
~Destruo.
OdpowiedzUsuń18 listopada 2009 o 16:39
jestem ”rozczarowana” tym, że Voldek nie zbił Sophie pasem! Nie za sypianie z Bartym tylko za zdradzenie go! XD
18 listopada 2009 o 18:12
UsuńJuż myślałam, że dla tego, że zdradziła Barty’ego z Armandem, a nie z nim xD
~carmen37
OdpowiedzUsuń18 listopada 2009 o 19:13
Myslałam, że Barty ‚jak zwykle’ wybaczy Sphie… ale cóż, pomyliłam sie
18 listopada 2009 o 19:29
UsuńJest tylko człowiekiem, nawet on się w końcu załamie xD
~LOLa
OdpowiedzUsuń18 listopada 2009 o 20:07
Super rozdział!!! Nie podejrzewałam , że Voldzio tak zareaguje. Spodziewałam się bardziej opieprzu! I mam nadzieję , że ułoży się między Sophie a Bartym =(
18 listopada 2009 o 20:13
UsuńMoże się jeszcze kiedyś ułoży xD
~wiki-pedia
OdpowiedzUsuń19 listopada 2009 o 16:12
Juz wiem dlaczego nigdy nie mogę skomentowac pierwsza !!!!! To przez ten chamski net !!!!!! Wysłałam wczoraj dłuuuuuugi komentarz i co ???? wcieło go !!!!!! Dziękuję za dedyk :) No i oczywiście notka suuuuper…… A ten Barty to cham ( tak jak moja wychowawczyni ;( ) dlaczego jej nie wybaczył ????!!!!!! Oficjalnie się na niego obraziłam !!!!!!
~wiki-pedia
Usuń19 listopada 2009 o 16:14
Juhu !!!!!! Doszło !!!!!!! :):):):):)
21 listopada 2009 o 14:33
UsuńTeraz jest cham, tak? To poczekaj, aż przeczytasz notkę za kilka dni xD *robi minę cwaniaczka z GG* xD
~Eles.
OdpowiedzUsuń19 listopada 2009 o 17:14
Rany Boskie, ja mam internet! Nadrobiłam te zas.rane zaległości, i powiem Ci, że ta noc z Armandem i ogólnie spotkanie jakoś mi nie przypadły do gustu, bo w ogóle nie odczułam tej radości czy zaskoczenia Sophie z zobaczenia jego xD. Ale pff, mówię, że mi się nie podoba, a u mnie chyba z miesiąc nie było rozdziału. Szkoła, ostatnio neta nie miałam … Ech, brak słów normalnie.
21 listopada 2009 o 14:29
UsuńI prawidłowo, że Ci się nie podobało, bo miało tak być. Chciałam, żebyście się trochę zrazili do Armanda. Tak żeście wszyscy jęczeli, żebym go dała, to teraz macie xD
~Destruo.
OdpowiedzUsuń19 listopada 2009 o 18:12
omfg! przed chwilą napisałam ci na fbl taka spanikowana! bo jak wchodziłam na twoje blogi, to mi pisało, ze wszystkie nie istnieją. i się przestraszyłam, że ktoś się włamał i skasował twoje opowiadania :(
21 listopada 2009 o 14:30
UsuńKiedyś też tak miałam, nawet kilka razy, ale na jakiekolwiek wchodziłam, to też tak pisało. Bardziej jest wnerwiające, jak się Onet zawiesza, bo strachu się najesz, a później się okazuje, że Onet szwankuje xD
~EmmaLaveli
OdpowiedzUsuń19 listopada 2009 o 22:58
Ciekawie tu, imponująca ilość części. Zapraszam do mnie. http://www.whentwilightcome.blog.onet.pl
21 listopada 2009 o 14:31
UsuńPrzytłaczające trochę, prawda? Ale i tak tego bloga lubię najbardziej xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 17:07
No Ci się nie dziwię, że lubisz go najbardziej. I tu nie napiszę o co chodzi, ale my dwie wiemy.
21 listopada 2009 o 17:09
UsuńTak, wiemy xD