19 sierpnia 2013

Rozdział 346

         Zaczął się maj. Dzień jak co dzień. Środa zaczęła się niesamowicie pogodnie, spędziłam ją  w towarzystwie Ashley Pail, a tajże Sapphire i Dracona. Wspólna nauka przez owutemami była o wiele przyjemniejsza i skuteczna, zwłaszcza dla naszej kochanej blondynki. Jakim cudem dotrwała aż do klasy siódmej, to nie mam zielonego pojęcia. Dziewczyna nie miała po prostu talentu do nauki, nie była złym człowiekiem.
- Jeszcze miesiąc i zobaczymy, co dało te siedem lat siedzenia w szkole – mruknęła Sapphire, nisko pochylona nad starymi notatkami z trzeciej klasy, należącymi chyba do profesora Lupina.
- Stopnie i tak nie mają żadnego znaczenia – dodał Draco.
On zaś siedział skulony w fotelu z nowiutkim podręcznikiem do eliksirów na kolanach. Nauka niezwykle go irytowała, jednak nie był on jedyną osobą, która tak reagowała. Ja również coraz częściej czułam się zmęczona i rozdrażniona. Potrzebowałam rozrywki, ale nie jakichś tanich pojedynków w Siedmioboju Magicznym. Chciałam czegoś prawdziwego. Na życie i śmierć. Czegoś, co by mnie…
- Sophie, szukam cię po całej szkole.
Wzdrygnęłam się gwałtownie. Ujrzałam idącego w naszym kierunku Severusa Snape’a. Jego czarna peleryna załopotała groźnie, gdy niesamowicie zdenerwowanego, choć ta emocja odbijała się raczej w jego oczach, niż na bladej, ziemistej twarzy. Uniosłam lekko brwi. Cóż, najciemniej zazwyczaj bywa pod latarnią.
- Profesorze, czy coś się stało?
Pojawienie się samego dyrektora Hogwartu w dormitorium podczas zwykłego, środowego popołudnia wywołała w Ślizgonach spore poruszenie. Ten ujął mnie mocno za przegub i pociągnął.
- Musisz ze mną iść. W tej chwili, on cię wzywa – mruczał.
- Co? Ale dlaczego? – zdziwiłam się. Zrobiło się maleńkie zamieszanie. Ashley chwyciła mnie za rękę, gdyż widziała, jak opieram się profesorowi, ale to na nic się nie zdało. Ja mamrotałam sobie, Snape sobie, ciągnąć mnie w kierunku wyjścia. Chcąc nie chcąc, wstałam i puściłam dłoń blondynki, wołając cicho do przyjaciół:
- Załatwię to i wrócę!
Mistrz Eliksirów objął mnie ramieniem i błyskawicznie wyprowadził z salonu. W lochu okazało się być znacznie chłodniej, co przyniosło mi swego rodzaju ulgę i spokój. Byłam nieco roztrzęsiona przez zachowanie dyrektora. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- O co chodzi? – syknęłam.
- Musisz natychmiast udać się do Czarnego Pana, inaczej marny los czeka jego Śmierciożerców! – szept profesora był ledwo dosłyszalny. Pierwszy raz widziałam w jego oczach taki blask… taki wyraz i emocje.
Prychnęłam tylko i wzruszyłam ramionami.
- A co mnie obchodzą jego słudzy?
Długie, silne palce Snape’a zacisnęły się boleśnie na moim ramieniu, aż skrzywiłam się okropnie i stęknęłam cicho. Zniecierpliwienie Mistrza Eliksirów zmieniło się w groźbę.
- Zamorduje ich – wycedził przez zaciśnięte zęby. – To nic nikomu dobrego nie przyniesie.
Jego czarne, wielkie oczy zalśniły ostrzegawczo. Jakże mogłam im się opierać? Westchnęłam zrezygnowana i skinęłam głową, a on puścił mnie łaskawie. Poczułam, że coś wisi w powietrzu. Profesor Snape nigdy nie zachowywał się tak niecierpliwie. Był dla mnie przykładem lodowatego spokoju i opanowania.
- Jest wściekły? – zapytałam cicho.
- Idź tam, Sophie.
Poczułam się o wiele lepiej, kiedy uzmysłowiłam sobie, jak duże nadzieje Śmierciożercy we mnie pokładają. To znaczyło, że jednak miałam na Czarnego Pana jakiś wpływ. Sama miałam nad czymś władzę.

Do dworu Malfoyów dostałam się bez najmniejszego problemu. Użyłam po prostu kominka Snape’a. Zmierzając w tamtą stronę zauważyłam, że korytarze są całkiem puste. Nikogo nie spotkaliśmy, choć nie było jeszcze kolacji. Rzadko wałęsałam się o tej porze po Hogwarcie, dlatego ponura atmosfera panująca w szkole przytłoczyła mnie nieco.
Gdy leciałam do Malfoy Manor, rozmyślałam nad tym, co mogło się wydarzyć. Snape zaraził mnie tym niepokojem, przecież na co dzień nie przejmowałam się tym, że Lord Voldemort kogoś zamordował. Po prostu już taki był. Znów poczułam przypływ wątpliwości. Nawet, jeśli się tam zjawię, to jak moja obecność powstrzyma go od masowych morderstw? Nie byłam ani jego matką, ani opiekunką. Ostatnio dał dowód na to, jak bardzo przejmuje się moim zdaniem. Jednak nie potrafiłam odmówić ulubionemu nauczycielowi.
Pojawiłam się w holu. Od razu poczułam tutaj obecność wielu, bardzo wielu ludzi. Najmocniejszy zapach dobiegał z salonu, więc bez jakichkolwiek namysłów ruszyłam w jego stronę. Gdy weszłam do środka, z początku ujrzałam tylko nieprzenikniony mrok i majaczące w nim kontury bardzo wielu postaci.
Wszystko nagle umilkło. Czarodzieje stojący w półkolu rozstąpili się momentalnie na obie strony, a ja ujrzałam Czarnego Pana, miotającego się po komnacie, jak dziki zwierz w klatce. Niedokładnie zaciągnięte zasłony wpuszczały do środka nieco promieni zachodzącego już słońca. U stóp mego pana klęczał skulony, drżący jak osika goblin, którego już chyba gdzieś widziałam, nie mogłam sobie jednak przypomnieć miejsca naszego ewentualnego spotkania. Kilka sekund temu musiało się tu dziać coś strasznego, jednak moje przybycie zatrzymało to. Przeszłam powoli, lecz pewnie pomiędzy Śmierciożercami, nie spuszczając wzroku z wuja. Im bliżej niego byłam, tym wyraźniej widziałam jego twarz, na której malował się tak przeogromny gniew, jakiego jeszcze nie dane mi było zobaczyć. Wciąż miał zmarszczone brwi i zaciśnięte wargi, kiedy uklękłam na jedno kolano, ujęłam jego prawą dłoń, w której zresztą ściskał jakąś ciemną różdżkę i ucałowałam jej wierzch. Nie chciałam go niepotrzebnie prowokować niegodnym powitaniem. Obserwował mnie, jak się prostuję i odchodzę w ciemny kąt; tłumił w sobie nie tylko emocje, ale i słowa, które szybko wyswobodził, zwracając się do mnie:
- Spóźniłaś się! Przeszkodziłaś w przesłuchaniu tego plugawego goblina!
Kopnął z całej siły kulącego się na wypolerowanej posadzce stwora, który jęknął głucho i odleciał kilka metrów od wysokiej postaci Lorda Voldemorta. Jeszcze jeden ryk wyrwał się z jego gardła, kiedy doskoczył do goblina i zawołał piskliwym, drżącym od wściekłości głosem:
- Czego oczekujesz ode mnie, zjawiając się tutaj z wiadomością, że włamano się do Gringotta?
Machnął krótko różdżką, a mały, obrzydliwy, przypominający ropuchę skrzat zawył z bólu tak okropnie, jakby go przypalano rozgrzanymi do białości nożami. Wrzaski Czarnego Pana, jęki goblina i siarczyste przekleństwa wypełniły komnatę. Doskonale wiedziałam, jak Lord Voldemort gardził takimi stworzeniami, które nie były w pełni ludźmi, a uważały się za kogoś lepszego od czarownic i czarodziejów czystej krwi. Cofnął jednak zaklęcie i dał swej ofierze kilka sekund na złapanie oddechu. Czułam, jak w głębi serca aż się skręca z ciekawości, aby dowiedzieć się, co takiego wydarzyło się w Banku Gringotta, jednak najpierw musiał dać upust swej ogromnej żądzy. Jego uzależnieniem było wsłuchiwanie się we wrzaski cierpiętników, patrzenie na ich niewyobrażalne męki, krew płynącą po posadzkach…
- Oni próbowali się… włamać d-do krypty L-Lestrange’ów… nic n-nie dało się zrobić… - wyrzucił z siebie drżącym głosem goblin, a Voldemort w tej samej chwili zamarł. Widziałam tylko tył jego głowy, ale poczułam, jak bardzo się spiął, jak jego serce załomotało szybciej, jednocześnie pompując więcej krwi do wewnętrznych organów. Zacisnął palce na swojej nowej różdżce i wysyczał tak cicho, jak wąż, jednak wciąż piskliwie i władczo:
- Co ty mówisz? Włamali się do skarbca? Powtórz to!
Goblin nie śmiał spojrzeć na mego wuja, który zawisł nad nim niczym kat z toporem, odliczając sekundy do zadania ciosu. Wyjąkał tylko:
- Do B-Banku Gringotta w-włamali się… oszuści… nie mogliśmy nic n-na to poradzić… przechytrzyli nas…
- Jak to? – przerwał mu Voldemort, a jego szkarłatne, przepełnione nienawiścią i niezdrowym blaskiem oczy rozszerzyły się gwałtownie. Nie potrafiłam do końca wyczuć i zinterpretować jego emocji, od zawsze wiedziałam, że bardzo różnił się od normalnych śmiertelników, ba, różnił się także ode mnie. To, co czuł, nie zawsze mogłam uważać za szczere. – Sądziłem, że Bant Gringotta ma swoje metody na wykrywanie oszustów! Kim byli?
- T-to był… s-sam P-Potter i j-j-jego… tow-towarzysze…
Co zabrali? – wycedził, podnosząc głos. W środku cały drżał, a objawiało się to zaciśniętymi do granic bólu dłońmi i wytrzeszczonymi z wściekłości oczami. Śmierciożercy wstrzymali oddech, oczekując najgorszego. Wszystko zależało tylko od tego małego, niepozornego, roztrzęsionego goblina, który wykrztusił:
- Mały… z-złoty p-pucharek… 
Ostatnie zdanie wywołało w Czarnym Panu istny szał. Zawył, jak zranione, dzikie zwierzę. Takiego go jeszcze nigdy nie widziałam. Nigdy. Wykazał się takim refleksem i mocą, jak nigdy przedtem. Mimo to chłodno patrzyłam, jak oślepiające, zielone światło wypełnia pokój, a goblin pada martwy u stóp Voldemorta. Wszyscy czekali na ten moment. Kiedy tylko pojawił się pierwszy trup, wszyscy rzucili się w panice do drzwi, taranując siebie nawzajem; pierwsza wypadła z komnaty Bellatriks i Lucjusz Malfoy, co ocaliło im życie. Ostatni, którzy nie zdążyli opuścić salonu, upadli bez ducha na wypolerowaną posadzkę, zupełnie tak, jak ten mały, głupi goblin. Nawet nie mrugnęłam, kiedy drzwi zostały zatrzaśnięte przez silny, złowróżbny podmuch.
Zostaliśmy całkiem sami.
Lord Voldemort wciąż szalał. Miotał się po ciemnym salonie, kopiąc bezwiednie pomarszczone ciało swej pierwszej tego dnia ofiary. Obserwowałam go bez jakiejkolwiek emocji na twarzy. Snape wysłał mnie tutaj tylko po to, abym powstrzymała naszego pana przed mordem, a przecież moja obecność niczego nie zmieniła. Zginęli ludzie. Nijak nie mogłam tego powstrzymać. Wystarczyło jedno machnięcie jakiejś ciemnej, nowej różdżki w dłoni Czarnego Pana, aby pozbawić życia kilkunastu Śmierciożerców.
Ujrzałam Nagini, która dopiero co wpełzła w plamę światła, sycząc tak, jakby chciała pocieszyć swego pana i mistrza. Wtedy poczułam coś takiego… jakby wstyd, że to wąż jako pierwszy reaguje na cierpienie Czarnego Pana, nie ja. Musiałam się przemóc, ponieważ wciąż miałam w pamięci jego wyraz twarzy i bardzo wyraźnie brzmiące w moich uszach słowa. Na chwilę obecną całkiem nieźle sobie radzę, nie potrzebuję cię…
 Odetchnęłam i podeszłam do niego szybkim krokiem, aby w ostatniej chwili się nie rozmyślić. Rozłożyłam ramiona, w które natychmiast wpadł mój wuj. Od dawna nie czułam go w ten sposób. Był jakby… spragniony uczuć, schronienia… Nie mogłam odczytać jego myśli, jednak słyszałam ich brzęczenie. Biło od niego gorąco, które pochodziło jedynie od emocji; jego ciało wciąż było sztywne i lodowate, choć trochę się rozluźniło pod wpływem mojego uścisku. Kiedy go odwzajemnił, ja również nie mogłam się już temu poddawać. Zamknęłam na chwilę oczy, a kolejne, mimowolne westchnienie po raz drugi tego wieczora opuściło moje gardło. Ta chwila była dla mnie swoistym oderwaniem od rzeczywistości, dlatego nie pamiętam jej zbyt dokładnie, gdyż kolejne wydarzenia całkowicie posiadły mój umysł… chyba coś do niego szeptałam, jednak nie postawiłam sobie przypomnieć, co. Czy próbowałam go jakoś pocieszyć? A może na nowo się z nim kłóciłam… Kojarzyłam jednak fragment rozmowy, która miała miejsce nieco później, gdy pierwsza gorączka minęła już, a ja częściowo powróciłam do siebie.
- I która z tych wspaniałych kobiet, dzięki którym się ode mnie uwalniasz, jest teraz z tobą? – zapytałam cicho. Czułam na swoim policzku jego usta, później płaski nos, kiedy wciąż tulił mnie bez opamiętania. Jednak było to tylko ciało. Umysł ogarnięty miał tylko tym, co wydarzyło się w Banku Gringotta. Nie zwracał uwagi na świeże, walające się dookoła nas trupy swoich wiernych sług, tylko myślał. Setki… tysiące myśli, które hulały w jego głowie, dzielące nas od siebie…

Zirytowało mnie jego zachowanie. Zachowywał się tak idiotycznie… jak dziecko! Jak mógł zapomnieć o tak istotnej sprawie, która zaważyła na wszystkim? Ci wszyscy Śmierciożercy zginęli na marne przez bezmyślność Czarnego Pana. Wyrwałam się z jego objęć, odpychając go od siebie z całej siły. Ten zachwiał się, a w jego przez moment chłodnych, szkarłatnych oczach zapaliły się na nowo prowokujące iskierki. Na nowo cały się spiął, gotowy do ataku. Ja natomiast już wyciągnęłam różdżkę, na wszelki wypadek, gdyby wuj na nowo poczuł chęć do bezsensownego mordowania. Pochyliłam się lekko, jak kot gotowy do skoku i zawołałam:
- Przecież czarka ukryta była w mojej krypcie! Zapomniałeś już? Potter mógł zwędzić coś z depozytu Bellatriks, ale z całą pewnością nie była to twoja własność.
Voldemort szarpnął się tak, że aż odskoczyłam w tył, wciąż nieco roztrzęsiona.
- Kilka tygodni temu kazałem ją przenieść na nowo do skarbca Lestrange’ów, aby go zmylić! – ryknął, a kryształowy, piękny żyrandol zatrząsł się i zadzwonił donośnie. Słysząc to, parsknęłam drwiącym śmiechem, chociaż wciąż byłam wściekła do granic możliwości.
- Ot, zmyliłeś go! – warknęłam, uśmiechając się idiotycznie. – Włożyłeś mu puchar prosto w dłonie. Ale nie przejmuj się… Skoro współpracowały z nim gobliny, to tak czy inaczej dostałby się do tej czarki. Przestań już się miotać, musisz coś zrobić.
Podbiegłam do niego, aby chwycić jego przeguby, całkiem podobnie jak Snape jeszcze pół godziny temu pochwycił moje. Voldemort uniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy. Jego szkarłatne, przymglone tęczówki rozbłysły na nowo. Uspokoił się i miał już plan. Na nowo był Czarnym Panem z krwi i kości, panującym nad sobą i swoją potęgą. Był wściekły na siebie za ten krótki moment słabości. Popełnił pierwszy i jedyny w swym życiu błąd, którego byłam świadkiem. Nigdy przedtem ani potem nie widziałam już, aby był tak człowieczy, jak teraz.

~*~


Kurcze, to już ten moment. Ponad pięć lat czekałam na tę chwilę. Tak mnie to zaskoczyło, że aż zepsułam końcówkę. Ale spokojnie. Jestem już ogarnięta i mam cały plan ramowy bitwy. Liczy sobie tylko sześćdziesiąt punktów, ale tylko dlatego, że nie chciałam aż tak się ograniczać. Wolę, aby moja wyobraźnia poniosła mnie do przodu sama. Jest kilka spraw organizacyjnych przed bitwą. W spisie treści te rozdziały będą pogrubione, aby łatwiej je było znaleźć. Do tego nie będę zmieniała szablonu aż do ostatecznego pojedynku, nie będę także nic dodawała od siebie, tak, jak na przykład teraz, aby nie psuć klimatu. Dlatego "widzimy się" dopiero po bitwie. Mam nadzieję, że nie zawiodę Waszych oczekiwań. Bitwę czas zacząć.

22 komentarze:

  1. ~Blackie.
    19 sierpnia 2013 o 22:48

    Czytając to, co dodałas od siebie poleciała mi łza. To niby nic, ale jednak.. Boję się trochę tej bitwy, bo wiem, że dużo może zmienić. SCP jest moim ulubionym opowiadaniem i czuję się z nim związana.. Ojej, dlaczego ta bitwa jest tak szybko.. Nadal wydaje mi się ona czymś nierealnym. Och, koniec smutków. Czas napisać coś o rozdziale. Voldkowi chyba nie udało się zmylić Pottera, ha xD A mógł zostawić czarkę w krypcie Sophie.. Ciekawa byłam, jak z tego wybrniesz i czy zmienisz wydarzenia i Harry włamie się do Sophie. Tak jednak jest ciekawiej :D Voldemort w tym rozdziale niesamowicie mi się podobał. Może właśnie przez to, że był czlowieczy? Nie wiem.. Moment słabości, ach. Czy tylko mi się wydaje, że ten komentarz jest strasznie chaotyczny? Lepiej go zakończę…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 sierpnia 2013 o 22:51
      Ja tak samo czuję. Jak np. byłam w trakcie HP5, później HP6, to tak niesamowicie chciałam napisać o bitwie! A potem nadeszło HP7 i się przeraziłam. Dlatego wymyśliłam Siedmiobój, aby to odciągnąć. A teraz wydaje mi się, że za wcześnie nadeszła. Tak, jak z moim egzaminem do Akademii Teatralnej xD
      Kochana, ja ryczałam, pisząc plan ramowy, więc co będzie podczas pisania rozdziałów, to ja nie wiem xD

      Usuń
  2. ~Marcine
    19 sierpnia 2013 o 22:55

    Voldek ludzki, ciekawe ;D ach, bitwa nie długo… Co to będzie… Masakra xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 sierpnia 2013 o 22:58
      A Kiepski właśnie odpala latający kibel…

      Usuń
    2. ~Marcine
      19 sierpnia 2013 o 23:04

      DAFAK?1 xD Nie zabijaj Sophie!! xD Tulący się Voldek. oO Ty to masz wyobraźnie xD

      Usuń
    3. 19 sierpnia 2013 o 23:13
      Wyobraźnię? ;) Poczytaj sobie wcześniejsze rozdziały, tam dopiero Voldek będzie misiowy xD

      Usuń
  3. ~Areti
    20 sierpnia 2013 o 09:26

    No nareszcie Sophie i Voldemord są pogodzeni :D Nie mogę uwierzyć, że już zaraz bitwa! Jak to szybko zleciało o.O Naprawdę aż trudno uwierzyć! :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2013 o 10:23
      Ale mnie wciąż się wydaje, że ta bitwa nadeszła za szybko. Strasznie dziwne uczucie, czego ja teraz będę wyczekiwać na SCP? A, nie, już wiem, czego. Ale jak już tamtą rzecz opiszę, to co będę robić? Muszę kolejny pocisk wymyśleć xD

      Usuń
  4. ~_Wika_
    20 sierpnia 2013 o 13:30

    Przeczytałam cały rozdział i nic. Zero reakcji. Przeczytałam Twój komentarz pod rozdziałem i przy „Bitwę czas zacząć” rozkleiłam się. Niby tyle czekałam, wszyscy czekali na ten moment, a kiedy on nadszedł to czuję dziwną pustkę, co będzie później? Wczoraj o 22.00 włączyłam sobie z bratem „Insygnia śmierci”- pierwszą część i zastanawiałam się kiedy opublikujesz bitwę…
    Mam ochotę jak najszybciej przeczytać najbliższe rozdziały, ale jednocześnie trochę się tego boję, bo końcu to będzie moment przełomowy, który niewątpliwie wiele zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2013 o 14:41
      Wszyscy chyba, którzy od jakiegoś czasu czytają SCP, z niecierpliwością czekali na bitwę, ale teraz… ja sądzę, że nadeszła ona zbyt szybko xD

      Usuń
  5. ~Aga
    20 sierpnia 2013 o 14:01

    Umilasz mi czas między treningami XD Jeju bitwa już. Tyle czekania i wreszcie jest XD Rozdział mi sie bardzo podoba jest taka prawdziwa strona Voldka. Skomentuje ci jak wrócę wiecej bo to wifi jest słabe XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2013 o 14:42
      No, to czekam, czekam, niestety muszę powiedzieć, że po kolejnym rozdziale nie wiem, kiedy coś tu opublikuję ;)

      Usuń
  6. ~Evelyn
    20 sierpnia 2013 o 14:37

    Szczerze mówiąc, aż mnie dreszcze przeszły, przywiązałam się do tego opowiadania,a tu już bitwa i na pewno staną się w niej poważne rzeczy. Jestem bardzo ciekawa kogo uśmiercisz i trochę się tego obawiam xD, Czekam z niecierpliwością na nowy odcinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2013 o 14:43
      Och, z pewnością nie zachowam się jak autor „Gry o tron” i nie zamorduję wszystkich, ktoś z pewnością zostanie xD

      Usuń
    2. ~Evelyn
      20 sierpnia 2013 o 20:42

      To mi ulżyło :D. Mam dość umierania ulubionych bohaterów xD.

      Usuń
    3. 20 sierpnia 2013 o 20:57
      Ale spokojnie, przecież też bym nie była sobą, gdyby każdy przeżył xD

      Usuń
  7. ~Patrycja
    20 sierpnia 2013 o 16:14

    Cóż, nadeszła wiekopomna chwila… Czytam te opowiadanie tak długo i w sumie nie mogę uwierzyć, że to już bitwa. Mam tylko nadzieję, że wraz z bitwą nie będzie to koniec opowiadania. Ja jestem uzależniona od tego opowiadania, jest po prostu fenomenalne! Życzę Ci dużo weny w trakcie bitwy, byś opisała ją jeszcze fantastyczniej, niż którykolwiek rozdział do tej pory (choć nie wiem czy to wgl możliwe) ! Pisz szybko, czekają wszyscy Twoi czytelnicy!
    Serdecznie pozdrawiam,
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2013 o 16:44
      Niee, ja mam jeszcze tyle pomysłów, że na drugie tyle rozdziałów wystarczy! Pytanie tylko: czy nadal z Sophie jako narratorką? ;)

      Usuń
    2. ~Fleur de Lis
      23 sierpnia 2013 o 21:06

      Może Czarny Pan narratorem?

      Usuń
    3. 23 sierpnia 2013 o 21:17
      O ile przeżyje ;)

      Usuń
  8. ~Kira
    25 sierpnia 2013 o 21:20

    O matkoooooooooooooo:D jak ja tutaj długo nie byłam! nawet nie wiem ile czasu minęło….
    Na razie nadrabiam rozdziały. To, co dzisiaj napisałaś bardzo mnie poruszyło. Voldemort ukazał bezsilność i słabość, czego brakowało w 7 części Harrego Pottera. Jego wielkim błędem było przeniesienie horkruksa do skarbca Bellatrix, ciekawe, co by się wydarzyło, gdyby czarka nadal znajdowała się u Sophie. Ogólnie rozdział uznaję za jak najbardziej udany, bardzo mi się podobał. Chociaż już nie odczuwam potrzeby czytania czy oglądania Harrego Pottera to nadal mam ogromną słabość do Lorda Voldemorta oraz twojego opowiadania. Jestem ciekawa w jaki sposób przedstawisz bitwę, która zaważy na losach bohaterów.
    Pozdrawiam serdecznie :* No i oczywiście czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 sierpnia 2013 o 15:34
      Właśnie się zastanawiałam, czy przeczytasz chociaż bitwę xD
      Strasznie się cieszę, że powróciłaś <3 Najbardziej cieszy, jak "starzy" Czytelnicy po iluś miesiącach piszą komentarz, że mają do nadrobienia, itp…. wielka radość! xD

      Usuń