1 lipca 2012

Rozdział 315

         Mimo że zalecił Sophie pozostanie w dworku przez resztę dnia, on sam opuścił go przed wieczorem. Dziewczyna nie skomentowała tego ani jednym słowem, wiedziała, że niczego tym nie wskóra. Jeżeli Lord Voldemort czegoś chciał, zawsze to dostawał, bez względu na cenę. Och, gdyby wiedziała, jak bardzo w tej chwili pragnął z nią zostać… nie zaczynać rozdziału, za co z całą pewnością go znienawidzi… Kiedy leciał w szybko gęstniejącym mroku, a jesienny, chłodny wiatr targał jego czarną szatę, czuł w żołądku nieprzyjemny uścisk, jakby żelazna dłoń pochwyciła jego wnętrzności silnymi palcami i trzymała tak, że żadna na świecie moc nie była w stanie ich rozewrzeć. Już od bardzo wielu tygodni nawiedzała go ta ponura myśl. Od dnia, kiedy spotkał się ze starym Albańczykiem. Teraz bardzo potrzebował rozmowy z nim. Potrzebował usłyszeć z tych suchych, pomarszczonych przez czas ust, że jednak istniej inna droga, choć sam dobrze wiedział, że to nie prawda. Nie mógł tego odkładać w nieskończoność. Oszukiwał się.
         Lecąc tak, w ogóle nie zwracał uwagi na to, gdzie jest i na co patrzy. Doskonale znał drogę, tak dobrze, że jego ciało samo kierowało się w odpowiednią stronę. A pędził tak, że nie jeden Nieśmiertelny Krwiopijca mógłby mu tego pozazdrościć. Podświadomie wiedział, że to niezdrowe, ale miało to teraz dlań drugorzędne znaczenie. Wszystko dookoła niego rozmazywało się, a on trwał uparcie przy tej prędkości, z różdżką w ręku i oczami utkwionymi w ciemnym horyzoncie.
Podróż nie trwała długo. Zaledwie godzinę, może nie całą, choć jemu wydawało się, iż leciał tak całą wieczność. Z ulgą przesyconą niepewnością wylądował przed drewnianymi, nieheblowanymi drzwiami obdartymi przez wiatr i czas. W okienku na samej górze wieży płonęło chybotliwe, czerwonawe światełko świecy. Poruszyło się nieznacznie, co musiało oznaczać, że starzec wstał, aby zejść i wpuścić go do środka. Kiedy zawiasy skrzypnęły cicho, a drzwi uchyliły się, w powstałej szparze Czarny Pan dostrzegł wielkie, czyste oczy starca, utkwione w nim bez cienia zaskoczenia. Wręcz przeciwnie. Wyglądał tak, jakby się go spodziewał dokładnie w tej chwili, tego samego dnia. Voldemort uniósł różdżkę, na której końcu zapłonęło ostre, srebrno niebieskie światło.
- Dobry wieczór, Tom – rzekł Gazi i cofnął się, aby jego gość mógł wejść do środka. – Spodziewałem się ciebie.
Widząc wyraz jego twarzy, natychmiast zorientował się, po co tu przyszedł. Jego pomarszczone kąciki ust drgnęły gwałtownie, jakby starzec chciał usilnie powstrzymać wybuch śmiechu. Poczuł zadowolenie, czego nie można było powiedzieć o Voldemorcie.
Weszli razem na samą górę wieży, gdzie znajdowała się mała komnata, w której Gazi sypiał. Łóżko jednak nie było przygotowane do snu, wręcz przeciwnie. Wszystko wyglądało tak, jakby starzec spodziewał się kogoś. Czarny Pan usiadł we wskazanym fotelu, jego noga drgała nerwowo, dopóki Gazi nie postawił przed nimi na niskim stoliku butelki z czerwonym winem. Różdżką wyczarował kieliszki.
- Odwiedzasz mnie o tak późnej porze – zaczął, patrząc na Riddle’a uważnie, jakby chciał dobrze zapamiętać jego reakcję. Czuł jego wściekłość, co oznaczało, że musiał tego wieczora uważać, aby głupio go nie sprowokować. – Czyli musisz mieć do mnie jakąś ważną sprawę. Nie cierpiącą zwłoki.
- Nie mylisz się. Dawno temu powiedziałeś mi, że lepiej będzie dla mnie i dla Sophie, kiedy sam zajmę się szkoleniem jej – rzekł.
- Wybornie zapamiętałeś moje słowa. I co, stosujesz się do moich rad? – zapytał. Czarny Pan spojrzał na niego z nieukrywanym gniewem w oczach, które lśniły w czerwonym półmroku jeszcze bardziej, niż zwykle i miały jeszcze głębszy odcień rubinu.
- Odebrało ci rozum? – z jego ust wydobył się straszliwy syk, który spowodował, że dreszcz przebiegł po starych, spracowanych plecach Gaziego. – Przenigdy nie zrobiłbym jej tego…
- Tom, sam doskonale wiesz, że to jest konieczne – przerwał mu łagodnie Albańczyk i nalał wina do obu kieliszków, ale Czarny Pan zupełnie to zignorował. Gniew wezbrał w nim jak woda w rzece po gwałtownej, wielodniowej ulewie. Zerwał się z fotela i zaczął przewracać wszystko, co akurat nawinęło mu się pod rękę. Wściekłość jednak nie ustępowała. Gazi zaś ciągnął dalej: - Musisz ją wzmocnić właśnie w ten sposób, sprawić, że stanie się odporna. Ja wiem, że to będzie dla ciebie straszne, ale kiedy już się skończy… Oboje odniesiecie sukces. Oboje będziecie silniejsi, taką właśnie moc ma cierpienie.
Voldemort zatrzymał się. Jego oczy wprost płonęły wściekłością, ale Gazi dostrzegł w nich coś jeszcze. Wyraz, kształtujący się… w rozpacz. Przełknął głośno ślinę, twarz mu się wydłużyła, kiedy Czarny Pan odpowiedział w końcu ze stanowczością i niezwykłą determinacją:
- Nie.
Wydał z siebie zwierzęce, wściekłe warknięcie i przewrócił okrągły, drewniany stolik, na którym stał trunek. W głowie miał gonitwę myśli. Uczucia toczyły bezlitosną walkę z pragnieniem zdobycia potęgi jeszcze większej od tej, którą posiadał przed swoją klęską. Ręce drżały mu okropnie, sam zaś czuł się teraz okropnie słaby. Chciał się ukryć jak najdalej od tej obskurnej, starej wieży. Na jego idealnym, gładkim, alabastrowym czole pojawiła się podłużna zmarszczka. Mimo że miał już swoje lata, czuł się i wyglądał doskonale. Perfekcyjnie. I zdawał sobie z tego sprawę, mimo swojego oczywistego uroku i przerażającej postaci, fascynował. Fascynował wszystkich, którzy na niego patrzyli, większość jednak odczuwała to w swoich sercach tak głęboko, że zanim to sobie uświadomili, zazwyczaj ginęli gwałtownie, mając przed oczami jego wielkie, szkarłatne tęczówki i oślepiający, szmaragdowozielony błysk klątwy.
- Musi ci na niej naprawdę zależeć – rzekł Gazi, przyglądając mu się ze spokojem. Nie okazał najmniejszej emocji, kiedy patrzył, jak Lord Voldemort rujnuje jego pokój. To naprawdę drobnostka, wystarczy jedno zaklęcie. W tej chwili liczyły się rzeczy ważne, rzeczy wyższe, niebiańskie… - Ale musisz być rozsądny. Tom… - wstał i podszedł do niego, by z niezwykłą łagodnością położyć mu rękę na ramieniu, które drgnęło lekko. – Wszystko wymaga poświęceń. Jesteś przecież taki inteligentny. Nie potrzebujesz mojego wsparcia ani rad, po prostu rób swoje.
Voldemort spojrzał na niego spode łba, już całkowicie spokojny i opanowany. Wyprostował się godnie, jego pierś skryta pod czarną szatą uniosła się nieco w głębokim, kojącym oddechu. Myślał już czysto, nic nie zaśmiecało jego umysłu. Żadne emocje, uczucia. Nic. Czuł się podle, ponieważ pozwolił sobie na utratę panowania nad sobą. Widział już przed sobą cel. Całkiem wyraźnie. Musiał jednak sprawić, by Sophie pozostała przy nim przez jakiś czas. Długi czas. Bez względu na to, czy będzie musiała porzucić na jakiś czas Hogwart, Siedmiobój i życie. To było teraz najważniejsze. Powinien zacząć od początku, ale… nie. Nie we własnym domu. Tam było teraz bardziej niebezpiecznie, niż w domu każdego swojego Śmierciożercy. Będzie musiał po prostu robić swoje, nie zważając na wszystko dookoła nich.

         Tak bardzo spieszył się, że kiedy przebył już połowę drogi, teleportował się. Chciał to zrobić wszystko, nic nie mówiąc. Nadal czuł swego rodzaju obawę, rozchwianie emocjonalne, ale teraz już idealnie nad tym panował. Kiedy pojawił się we dworze Lucjusza Malfoya, zauważył w holu Bellatriks biegnącą ku niemu z zapieczętowanym listem w ręku. Poczuł niepokój na jego widok. Któż zamierzał przerwać mu dokonanie tego, z czym i tak miał wielkie kłopoty pogodzić się?
- Panie mój! – zawołała Lestrange i wręczyła mu kopertę. – Sowa przybyła jakieś pół godziny temu, tutaj, napisane jest, że tylko ty możesz to otworzyć.
Voldemort wziął od niej grubą, żółtawą kopertę i nakazał jej odejść. Bellatriks posłusznie spełniła prośbę, choć na jej pięknej, pokrytej przeważnie wyrazem szaleństwa twarzy pojawiła się troska. Czyją ręką wypisany był adres i nazwisko odbiorcy, że Czarny Pan tak bardzo spoważniał? Ukryła się w swojej komnacie, lecz myślami wciąż była przy swoim Mistrzu.
Voldemort zaś rozerwał kopertę i wyciągnął złożony na pół pergamin. Znajdowało się tam jedno krótkie, napisane w pośpiechu zdanie: List do ciebie jest dla mnie ostatecznością, lecz jestem zmuszona poprosić o spotkanie – Melania. Kąciki jego ust zadrgały lekko, a serce wypełniło mu poczucie zwycięstwa i satysfakcji, zawsze, kiedy miał świadomość triumfu nad starszą siostrą. Schował list do wewnętrznej kieszeni szaty i czym prędzej opuścił dwór Malfoyów. Po prostu teleportował się, myśląc o Melanii. Nie miał pojęcia, gdzie postanowiła się z nim spotkać. Dopiero kiedy jego stopy uderzyły o twardy grunt, zdał sobie sprawę, że znajduje się na jakimś zaniedbanym, mrocznym cmentarzu. Odważne posunięcie, pomyślał, uśmiechając się w duchu i krocząc powoli zarośniętą ścieżką. Wielkie, stare, kamienne grobowce rzucały wysokie, czarne cienie na pożółkłą, suchą trawą. Księżyc wychylał się spoza mrocznych chmur, płynących powoli po aksamitnym, granatowym niebie, maleńkie, srebrne gwiazdki zaś lśniły na nim niczym diamenty na sukniach pysznych, wyniosłych dam, które Voldemort często widywał w towarzystwie swoich arystokratycznych Śmierciożerców.
Jego nienaturalnie wyczulone zmysły wyostrzyły się w tym mroku jeszcze bardziej. Gdzieś zza ogromnego, pokrytego ciemnozielonym mchem anioła dobiegł go cichy, ledwo dosłyszalny szelest. Jego wzrok błyskawicznie skierował się w tamtą stronę. Zza ułamanego, kamiennego skrzydła zerkała na niego nieco wylękniona, lecz bez wątpienia rozeźlona kobieta. Długie, kasztanowe włosy splecione miała w gruby warkocz, który przerzuciła sobie przez ramię i teraz spoczywał jej na piersi. Ubrana była w prostą, czarną szatę czarownicy. Voldemort natychmiast ją poznał. Na jego wargach mimowolnie pojawił się charakterystyczny dla niego, cyniczny półuśmieszek, którym zwykł był obdarzać zbyt frywolnych Śmierciożerców.
- Bardzo klimatyczne miejsce. Czemu zawdzięczam możliwość spotkania z tobą? – zapytał z ironią, podchodząc do siostry.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi – warknęła, a jej blade oczy zalśniły w blasku srebrnych promieni księżyca. – Wczoraj otrzymałam list od Spirydiona. Był krótki i treściwy. Napisał, że podjął już decyzję dotyczącą swojego życia. Chce zostać Śmierciożercą, bo tylko to zapewni mu w przyszłości prawdziwą chwałę.
Voldemort doskonale znał zamiary swojego siostrzeńca, więc owa rozmowa z Melanią, która właśnie miała miejsce, wydawała mu się być bezsensowna. Spirydion był tak uderzający do niego samego z młodych lat, przez co sam Czarny Pan czuł, że nawet gdyby chciał, nie mógłby go traktować tak, jak traktował resztę Śmierciożerców. Oczywiście, nigdy nie będzie między nimi takiej więzi, jaka łączyła go z jego siostrą, ale wydawało mu się to niemożliwe, że w tak krótkim czasie zdołał go… polubić.
- Ależ Melanio, nie potrzebuję listu czy deklaracji Spirydiona, aby wiedzieć, jaką drogą postanowił pójść. Usiądziemy? – odparł spokojnie i wskazał na niski, marmurowy nagrobek. Pani Serpens oparła się o niego biodrem, Voldemort zaś rozsiadł się na drugim, długim i kamiennym, mówiąc: – Wystarczy spojrzeć na jego twarz, na charakter… Przyznaj, przypomina ci kogoś, hmm?
Kobieta spuściła wzrok, a oczy wypełniły się łzami. Już nie mogła dłużej być tak uległa. Musiała wzbudzić w Voldemorcie jakieś uczucia, chociażby najmniejsze.
- Ja wiem, że popełniłam wiele błędów, ale jestem dobrą matką! – zawołała, a Czarny Pan dosłyszał w jej głosie rozpacz. – Chcesz zniszczyć życie mojemu synowi? Pozostała w nim odrobina dobra, którą z dnia na dzień zabijasz! Spaczyłeś już psychikę Sophie, nie rób tego Spirydionowi!
- Do niczego nie zmuszałem twoich dzieci – oświadczył Voldemort, a ironiczny uśmiech spełzł mu z twarzy. – Musisz mi przyznać, że te błędy, które popełniłaś, były znacznie poważniejsze, niż ci się wydaje. Jeśli myślisz, że Sophie wybaczy ci kiedykolwiek to, co jej zrobiłaś…
- To ty namieszałeś jej w głowie, ona nie jest normalna, bo od najmłodszych lat krzywdzisz ją… Spirydion mi wszystko powiedział. Nie zachowujesz się, jak jej wuj, dotykasz ją, jak mężczyzna… to jest obrzydliwe! – w jej oczach szkliły się już wyraźnie łzy, spękane wargi drżały, a głos nabrzmiał od wstrętu. Voldemort poczuł się dotknięty do żywego.
- Nigdy jej nie tknąłem, jeśli chcesz wierzyć – syknął tak jadowicie, że Melanii zjeżyły się włosy na karku. Nie zauważyła tego, ale jego głos brzmiał teraz bardziej ludzko, niż zwykle. – To, co do niej czuję… Wierz mi, to nie jest łatwe. Za każdym razem, kiedy kładzie się ze mną do łóżka, wiem, że nie mogę posunąć się dalej. I ona też to wie.
- Już samo to, że sypiacie razem w jednym łóżku jest niedopuszczalne, chore…
- Dosyć.
Voldemort poderwał się z kamienia. Był wściekły. Poskromiony wcześniej gniew narodził się w jego wnętrzu na nowo i szalał teraz, niczym huragan. Nie zamierzał się z nikim dzielić informacjami na temat jego uczuć, a już na pewno nie ze starszą siostrą. Mogła sobie nosić szatę czarownicy, żyć znowu „po magicznemu”, ale jemu nie zamydliła oczu swoim obłudnym zachowaniem. W środku wciąż była zdrajczynią, która pragnęła mieć przy sobie dwójkę swoich dzieci, by móc nad nimi panować tylko dla swojej własnej uciechy i chęci zrobienia mu na złość. Nie kochała Sophie, nie chciała jej dobra. Tak samo było ze Spirydionem, ale on był na tyle silny i rozsądny, aby być w stanie sobie z tym poradzić. A Sophie… Nie bez powodu umieścił ją w domu Sethi’ego i Bes. Tylko oni mogli przygotować ją do życia, które miało ją czekać. Do życia u jego boku. Od dawna wiedział, że kiedy nadejdzie czas, a on przybędzie, aby zabrać ją do siebie na nauki, oddadzą mu ją bez słowa, ponieważ darzyli ją bezgraniczną, czystą miłością.
- Wróć do domu – rzekł. Czuł w sobie ogromną moc, którą musiał szybko uwolnić. Nadawała się idealnie do zadania, które go czekało. – I daj Spirydionowi wolną rękę. Jeżeli się kogoś kocha, trzeba dać temu komuś wolność. Nawet ja to wiem.
Odwrócił się na pięcie, a jego czarna peleryna załopotała za nim, jak skrzydła wielkiego, czarnego ptaka, kiedy teleportował się z głośnym, suchym trzaskiem. Musiał natychmiast znaleźć się w apartamencie Lucjusza. Jak najszybciej. Naprawdę nie chciał tego robić, ale to była rzecz słuszna. Straszna, ale słuszna. Przecież już wielokrotnie robił takie rzeczy. Rzeczy, na które nie miał ochoty, jednak musiał się przemóc. Na tym przecież polegała jego siła. Dlatego kiedy tylko pojawił się w jasnym holu, wezwał Lucjusza, który przebywał w salonie, najwyraźniej czekając na swego pana.
- Zaprowadź mnie do Sophie – polecił mu. Malfoy ukłonił się, drżąc nieznacznie, po czym ruszył schodami na trzecie piętro, gdzie znajdowała się komnata dziewczyny. Voldemort milczał przez całą drogę, patrząc surowo przed siebie. Dopiero gdy Malfoy wskazał mu rzeźbione, ciemnoorzechowe drzwi gdzieś po środku mrocznego korytarza, rzekł, a w jego głosie mocno zabrzmiała nutka groźby:
- Doskonale. A teraz możesz wrócić do swoich zajęć i bądź łaskaw nam nie przeszkadzać. Nie zadawaj żadnych pytań.
Lucjusz już otwierał usta, ale natychmiast je zamknął, ukłonił się po raz ostatni i odszedł, nękany niezbyt przyjemnymi wyobrażeniami. Czuł się niepewnie, ponieważ wyraz twarzy jego pana zdawał się być podobny do tego wyrazu, który przyoblekał jego twarz podczas strasznych tortur lub planowania morderstwa. Czarny Pan odczekał, aż jego sługa zniknie mu z oczu, po czym nacisnął klamkę i bezszelestnie wśliznął się do środka, jak wąż. W komnacie było całkiem ciemno, nie palił się nawet ogień w kominku, no, może za wyjątkiem samotnej świecy stojącej na parapecie, którą Sophie musiała chyba pominąć, kiedy kładła się spać. Leżała w łóżku, jeszcze w ubraniach, głowę odchyloną miała nieco w lewo. Czarne włosy spłynęły jej na poduszkę, odsłaniając białą szyję. Voldemort przyglądał się jej przez jakiś czas. Jej piersi unosiły się w miarowym, głębokim oddechu, twarz zaś miała tak niewinny wyraz, że kąciki ust Voldemorta zadrgały lekko. I kto by pomyślał, że ta na pozór niewinnie wyglądająca dziewczynka jest w rzeczywistości niebezpiecznym krwiopijcą. Musiał jednak robić swoje. Podszedł do rozłożystego łoża i odwrócił ją na drugi bok, co natychmiast obudziło Sophie. Kiedy podniosła wzrok i go ujrzała, uśmiechnęła się ciepło.
- Witaj, co się stało? – zapytała i uniosła się na łokciu, żeby pocałować go w policzek. Voldemort przyjął to chłodno. Wyprostował się z godnością i wyciągnął różdżkę. Dziewczyna uniosła obie brwi, patrząc na niego ze szczerym zainteresowaniem.
- Podejdź tu – polecił jej.
Czarnowłosa wstała z łóżka, wciąż bardzo zaskoczona jego oziębłym zachowaniem. Nigdy tak się nie odnosił do niej bez powodu. Przecież wybaczył jej odwiedziny u Syriusza. I nawet bardzo czule się z nią pożegnał, kiedy wybierał się na jedną ze swoich tajnych podróży. Kiedy tylko do niego podeszła, stało się coś, czego się nie spodziewała. Voldemort uniósł różdżkę i wysyczał:
- Crucio!
Zaklęcie ugodziło, zanim dziewczyna zdążyła zareagować. Upadła na ziemię, wijąc się z bólu i krzycząc tak, jak jeszcze nigdy nie krzyczała. Nigdy nie czuła takiego bólu. Jakby tysiące rozgrzanych do białości noży cięło każdą najmniejszą cząstkę jej ciała. Pragnęła umrzeć. Ból po prostu rozrywał jej ciało, lecz najbardziej cierpiała w środku, psychicznie. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego człowiek, którego kochała i, tak myślała który kochał ją, torturował ją. A były to tortury gorsze nawet od Zaklęcia Cruciatus. Czarny Pan musiał użyć jeszcze czegoś. I tak w zasadzie było. Patrzył, jak Sophie krzyczy rozpaczliwie, rozdrapując sobie twarz długimi paznokciami i miota się po podłodze niczym ryba wyciągnięta z wody, a czuł przy tym prawdziwą mieszankę emocji. Obserwowanie ludzkiego cierpienia zawsze przynosiło mu sporą satysfakcję i wiele rozrywki. Jednak torturowanie jedynej osoby, którą darzył szczerym uczuciem było dlań jak toksyna w jego własnym ciele. Obrzydliwa i parząca. Krople potu na skroniach dziewczyny lśniły w mdłym świetle i mieszały się z krwią, łokcie miała całkowicie obdarte od uderzania nimi w błyszczącą, drewnianą podłogę.
- Dlaczego to robisz?! – udało się jej wykrzyczeć, a łzy płynęły ciurkiem po jej twarzy wykrzywionej z bólu i rozpaczy. – Alliage! Tu cesse, je sous prie de bien vouloir!
Krzyki jej mieszały się ze szlochem i jękami, to zakrywała twarz dłońmi, to trzaskała pięściami o podłogę, aż drżały ściany i wszystkie meble. Większą widoczną krzywdę robiła sobie sama, nawet o tym nie wiedząc. Jej wrzaski zaś niosły się echem po korytarzach i docierały nawet do lochów, gdzie więźniowie drżeli ze strachu, słysząc to. Obawiali się, że kiedy Lord Voldemort skończy, przyjdzie do nich, aby i ich ukarać. W końcu klątwa została cofnięta, a Czarny Pan schował różdżkę do wewnętrznej kieszeni czarnej szaty. Beznamiętnie patrzył z góry na drżącą i łkającą cicho Ślizgonkę. Była zbyt obolała i zmęczona, by się poruszyć lub cokolwiek powiedzieć. Nie mógł na to dłużej patrzeć, zwłaszcza, gdy spostrzegł stróżkę gęstej, ciemnoszkarłatnej krwi spływającej po jej skroni z kącika oka. Odwrócił się na pięcie i opuścił komnatę, zatrzaskując za sobą drzwi.

~*~


         Tak, jestem brutalna, wiem. Ale tak trzeba. Jest to wyjątkowy rozdział, ponieważ mamy dzisiaj czwartą rocznicę bloga. Opowiadanie jest oczywiście dużo, dużo starsze, ale sam blog ma już cztery lata. To tylko Wasza zasługa, dziękuję. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie, może to brzmi zbyt… wiecie. Dziwnie. Ale jesteście bardzo ważną częścią mojego życia. I to nie tylko tego internetowego, ale realnego. Piątego i szóstego lipca będę w Warszawie, więc zapraszam tych z Was, którzy tam mieszkają, na spotkanie ze mną. Jeszcze raz dziękuję Wam za te cztery lata. Mam nadzieję, że za rok znowu się tu spotkamy. Wszyscy. Tymczasem zapraszam do zakładki „W następnym odcinku”, gdzie znajdują się cytaty z najbliższego rozdziału. Do zobaczenia we środę :* 

25 komentarzy:

  1. ~Atramentowa
    1 lipca 2012 o 12:29

    Widzę równo o godzinie siódmej, a siódemka to potęęężna, magiczna liczeba. :PHm, muszę powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie. Gdybyś wcześniej na fejsie nie wspomniała o torturowaniu Sophie, to bym Cię teraz chyba poćwiartowała. :P Ja tam zawsze miałam nadzieję, że Sophie coś ze swoim wujaszkiem pobaraszkuje w łóżku, a przez tego Cruciatusa to straciłam ją. :PA gdzie się Barty podziewa? Bo coś go ostatnio mało. Niech się Sophie idzie wypłakać do niego. :DW ogóle oczarowałaś mnie pierwszymi akapitami! Cudownie! Aż nabrałam ochoty na pisanie drugiego rozdziału na MS. :DBuźka i do napisania we środę! :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 lipca 2012 o 14:26
      Prawda? Ja zawsze, jak czytam jakąś zarąbistą książkę, świetny opis czy coś, to aż mi się chce samej pisać. Sophie jest twarda, nie będzie płakać. Noo i nie może cały czas z Voldkiem żyć w dobrych stosunkach, nie będę w każdym rozdziale rzygać tęczą xD Za to środowy rozdział… albo przynajmniej środek… Ach xD Uwielbiam się pastwić nad moimi bohaterami, zwłaszcza w pierwszej osobie xD

      Usuń
  2. ~_Wika_
    1 lipca 2012 o 15:59

    Rozdział fajny, szybki zwrot akcji, ale żeby Sophie tak męczyć? Tego bym się nie spodziewała, aczkolwiek pomysł bardzo ciekawy. Zastanawiam się ile jeszcze będzie musiała się tak męczyć…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 lipca 2012 o 16:10
      Ja bym raczej się zastanawiała, dlaczego xD

      Usuń
  3. ~olka
    2 lipca 2012 o 13:50

    Voldemort chyba już tak Sophie nie ukaże.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 lipca 2012 o 15:33
      On jej nie karał, po prostu musiał zastosować tortury ;/

      Usuń
  4. ~Aga ;)
    2 lipca 2012 o 17:41

    Szczerze to czekałam na taki moment , uwielbiam je :D Genialnie to wszystko opisujesz. Czekam na nową ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 lipca 2012 o 18:22
      Hahaha, lubisz, jak ktoś kogoś torturuje w opowiadaniach? xD

      Usuń
  5. ~Kada113
    2 lipca 2012 o 22:31

    Super! Niestety, przeczytam dopiero jutro, bo mnie mamusia spać goni… Ale fajnie, że będziesz 5 lipca, bo akurat od 5 papiery będzie można do szkół wozić :) 6 to nie, bo HP w tv leci, więc jeśli się spóźniłabym… to TRAGEDIA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 lipca 2012 o 20:55
      Ja właśnie też rozpaczam :( Bo nie zdążymy do domu. Ale może mi babcia nagra. Ej, to jeszcze się jutro zgadamy, mam chyba Twój numer telefonu, to zadzwonię xD Bo ja Warszawy nie znam xD

      Usuń
  6. ~Aga ł=
    2 lipca 2012 o 23:06

    Nie tylko w opowiadaniach :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Aga ;)
    2 lipca 2012 o 23:07

    Nie tylko w opowiadaniach :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Aga ;)
    3 lipca 2012 o 00:00

    Sorki za podwójny ale onetowi odwala i albo nie dodaje wcale albo mi dodaje po kilka razy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 lipca 2012 o 20:59
      Wiem właśnie, raz dodaje po sto razy, a raz w ogóle.

      Usuń
  9. vanilla@onet.com.pl
    3 lipca 2012 o 16:38

    Widzę, że muszę nadrobić zaległości z czytaniem. [SPAM] Opowiadanie na podstawie „Czarnych Kamieni” A.Bishop. 12 lat temu Titian – czarownica z Dea al Mon i Czarna Wdowa – została zgwałcona i zapłodniona przez Kartane SaDiablo, syna Arcykapłanki Hayll. Młoda, ale za to świetna we władaniu nożem, ucieka razem z córką przez wszystkie Terytoria Terreille. Aż pewnego dnia, jej córka znajduje ją z poderżniętym gardłem. Surreal nie ma teraz nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić. Jej jedynym wyjściem jest ucieczka. Wejdź do świata Krwawych i poznaj losy Surreal w świecie ludzi okrutnych, skorumpowanych i samolubnych. http://historia-dziecka-z-dea-al-mon.blog.onet.pl/ Zapraszam, Pani Surreal

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Ginger
    3 lipca 2012 o 23:10

    Dabljutief?Ach, nie tylko metody wychowawcze Voldemorta. Wow. No czekam na newsa. Biedna S, ale w sumie cie rozumiem, Czarny Pan to Czarny Pan,.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4 lipca 2012 o 15:24
      No włąśnie, nie ma się czemu dziwić xD

      Usuń
  11. ~Kira
    4 lipca 2012 o 14:46

    [Kira ślini się do monitora] W końcu Voldemortowi obiła szajba! Jak mi tego brakowało, tych tortur, tej jego zabawy, którą uważał za swój obowiązek, mniam :D Niestety, sielanka się skończyła – Sophie oberwała, Voldemort udaje, że go to nie interesuje, a Lucjusz niepokoi się o dziewczynę. Cóż mogę powiedzieć? chociaż było krótko[wiem, ciągle mi mało xD ] to bardzo mi się podobało. Brakowało mi takich akcji w opowiadaniu :) Najbardziej ciekawi mnie, jak zachowa się Sophie wobec wujka: Czy nadal będzie tak pozytywnie do niego nastawiona, czy może zmieni swoje poglądy i przejdzie na stronę dobra?? Tyle się dzieje, powoli nie nadążam… szkoda mi będzie rozstać się z twoją siostrzenicą… chyba, że jeszcze po zakończeniu wojny, pociągniesz wątek wampirzycy :D Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4 lipca 2012 o 15:35
      Hahaha, z moim powerem będę pisała te insygnia do końca studiów xD Ostatnio się opuściłam, 16 odcinków w jeden rok… Wstyd mi!

      Usuń
  12. ~KefirOva.
    4 lipca 2012 o 17:48

    Coś Ty zrobiła biednej Sophie!?Dlaczego?Rozdział genialny, dawaj next ;3Komentarz dopiero dzisiaj, bo mnie nie ma w domu ; dKiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4 lipca 2012 o 18:58
      Rozdział dam, jak z Warszawy wrócę, bo internet mi cały czas się wiesza, więc tylko w simsy 3 mogę grać ;/

      Usuń
  13. ~Minewra
    7 lipca 2012 o 21:07

    [SPAM] Daniella „Danna” jest z pozoru zwykłą nastolatką… wróć, ona wogóle nie jest nastolatką, jest już od ponad setki jest nieśmiertelna, jej matka – a jest nią Katherine Pirce – urodziłą ją jako człowiek.Danna ma tylko jeden cel w życiu, w sumie dwa.Pierwsz:Zabić Klausa – motyw osobisty.Drugie:Utrudnić życie swojej matce, jak tylko się da.Ale co się stanie jeśli Danna znów sie zakocha? Tyle że tym razem to ma być prawdziwa miłość, nie taka którą czuła wieki temu, nie taka która po informacji „Będziesz ojcem” próbuje cię zabić.Tak zrobił ojciec Isabel.Miała tylko jedną misję.Zabic Klausa.Ale gdy weszła do baru i zaczęła spełniać swój plan, wszystko się skomplikowało gdy dowiedziała się o swojej wnuczce – podobno umarła – a jednak żyje.Masz już dośc tego że Elena olewa Damona?Wejdź i poznaj Danielle, którą można brać za siostrę bliźniaczkę Eleny i Katherine, ale jest inna.Nie jest wampirem, nie jest wilkołakiem i w szczególności nie jest człowiekiem, ani czarownicą. Jej ojciec był synem Mikaela, ale nikt nie wiedział o jego istnieniu od setek lat.Była szkolona do zabicia rodziny pierwotnych – teraz nadszedł czas aby spełnić swoją misję.Zapraszam na:http://pelnia-mglistego-zmroku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Anyone
    8 lipca 2012 o 14:03

    Pomyślałam, ze mogą ci się spodobać:http://img607.imageshack.us/img607/3777/szablon044hogwart.pnghttp://img98.imageshack.us/img98/4663/szablon101w.pngxD

    OdpowiedzUsuń