7 lipca 2012

Rozdział 316

         Kiedy wyszedł, jakimś cudem zmusiłam swoje członki do ruchu. Podniosłam się na nogi i wpełzłam na łóżko. Każda, nawet najmniejsza, najmniej znacząca cząstka mojego ciała bolała niemiłosiernie po tych długich, straszliwych torturach. Zwinęłam się w kłębek i zamknęłam piekące oczy. Twarz miałam mokrą. Nie wiedziałam, czy pokrywa ją pot, krew, czy może łzy. A może była to mieszanina tych trzech substancji? W głowie huczało mi od natarczywych myśli i przekleństw. Dlaczego Voldemort to zrobił? Wybaczył mi! A kiedy do mnie przyszedł tego wieczora, nie wyglądał na rozwścieczonego! Bardzo chciałam, aby wrócił i przytulił mnie, wyjaśnił, dlaczego to zrobił. Źle się czułam. Bolała mnie głowa i było mi niedobrze, ale zmęczenie zdominowało fatalność mojego samopoczucia. Szybko zapadłam w przynoszący ulgę, odprężający sen.
         Nie wróciłam do Hogwartu. Byłam zbyt zdołowana i obolała, aby znosić jeszcze udręki zwykłego, codziennego dnia w szkole. Kiedy późnym rankiem wstałam, natychmiast udałam się do łazienki, aby zmyć z siebie zakrzepniętą już krew. Bałam się najbliższego spotkania z Czarnym Panem. Nie miałam pojęcia, co mu powiedzieć. Jak go potraktować.
Czy naprawdę myślałaś, że będzie traktował cię wyjątkowo już zawsze?

         Nie musiałam z nim jednak rozmawiać. Przyszedł do mnie jeszcze tego samego dnia, po kolacji, jeszcze nie zdążyło się ściemnić. Nie powiedział ani słowa. Po prostu wszedł do mojej komnaty, chłodny i milczący. Nie chciałam z nim rozmawiać, choć z drugiej strony pragnęłam mu wszystko wygarnąć. On jednak tylko uniósł różdżkę. U koszmar zaczął się na nowo. Moje wrzaski wypełniły cały budynek. I tak działo się każdego wieczora. Nigdy nie przychodził o tej samej porze. Czasami był już u mnie jeszcze przed kolacją, a czasami późno w nocy. Lecz zawsze działo się to samo. Klątwa Cruciatus pomieszana z jakimiś straszliwymi zaklęciami, po których leżałam wycieńczona, a on po prostu opuszczał komnatę, nie racząc nawet zaszczycić mnie przelotnym spojrzeniem. Opiekowała się mną Narcyza. To ona przynosiła mi jedzenie do pokoju i podawała eliksir uzupełniający krew. Ale przede wszystkim nie zadawała pytań, za co byłam jej niesamowicie wdzięczna. Sama nie potrafiłabym jej na nie odpowiedzieć.

*

         Wszedł do oświetlonego jasno holu. Dobrze znał swój cel. Nogi same skierowały go w stronę schodów prowadzących na piętro. Ale w połowie drogi natknął się na niespodziankę. Miała zaciętą i obleczoną w groźbę twarz. W sercu zadrżała na jego widok, lecz potrafiła doskonale nad sobą zapanować, zupełnie, jak jej Mistrz.
- Nie zamierzam tego znosić już ani minuty dłużej. Wracam do Hogwartu – oświadczyła i minęła go pewnie, starając się nie okazać trwogi lub niepewności. Zeszła prawie na sam dół, kiedy Voldemort machnął różdżką, a w Sophie trafiło zaklęcie. Podczas pojedynków był honorowy, ale tym razem musiał tak postąpić. Nie mógł pozwolić, aby mu się wymknęła. Nie teraz, kiedy byli już tak blisko.
Dziewczyna upadła na środek marmurowej posadzki. Zleciała z szóstego stopnia, ale upadku w ogóle nie odczuła, ponieważ klątwa zadziałała natychmiast. Nie przejął się jej straszliwymi krzykami, a także i tym, że we dworze znajdowali się inni. Ale może to i lepiej, zobaczą, że jest zdolny nawet do torturowania swojej umiłowanej siostrzenicy. Tak. Już dawno powinien to zrobić.
Po wielu dniach regularnych tortur Sophie przywykła nieco do bólu, który sprawiała jej klątwa, a przynajmniej tak jej się wydawało, ponieważ za każdym razem chyba bywało gorzej. Co prawda cierpienie serca było o wiele gorsze od bólu ciała, ale tym razem czuła jedno i drugie. Wuj wciąż nie wyjaśnił jej, co to oznacza, do tego traktował ją tak, jakby była jakimś więźniem. Nie mogła wrócić do Hogwartu, nie mogła wziąć udziału w kolejnym zadaniu, w którym zastąpił ją Otto Pius. Nie miała pojęcia, jaki był wynik, jaka była konkurencja, czy inni zainteresowali się tym, dlaczego jej nie ma… Najbardziej zawiodła się na swoim rodzeństwie. Przecież z Victorem miała większość lekcji, a on nawet nie napisał do niej listu. Nawet nie zapytał, co się ze mną stało. Albo Snape… On bał się sprzeciwić swemu panu, ale myślała, że są przyjaciółmi. Nikt jej nie odwiedził, ponieważ wszyscy bali się zbliżyć do drzwi jej pokoju. Tylko Narcyza miała tyle odwagi, aby zaopiekować się nią.
W straszliwej agonii jej ręce powędrowały do jej skroni, a palce zacisnęły się na włosach, które zaczęła rwać, nawet o tym nie wiedząc. Nie kontrolowała swego ciała. Jeżeli o to chodziło Czarnemu Panu, to osiągnął swój cel. Ale on najwyraźniej miał co do niej inne plany. Nie mógł pozwolić, żeby Sophie sama się oszpeciła, wiedział jednak, że powstrzymać ją będzie niezwykle trudno. Dlatego czym prędzej ruszył w jej stronę i przygniótł ją swoim ciałem. Z całej siły chwycił te chude, pokryte maleńkimi, zielonymi żyłkami nadgarstki i napiął się cały, aby odciągnąć je od jej głowy. W zaciśniętych pięściach i tak już poplamionych krwią tkwiły kępki czarnych jak węgiel, lecz zmatowiałych nieco przez ostatnie tortury włosów. Udało mu się przygwoździć je po obu stronach jej głowy do marmurowej posadzki, a Sophie wiła się pod nim i skręcała z bólu, usiłując zrzucić go z siebie. Sam dotyk jego zimnej, gładkiej skóry parzył ją straszliwie. Mimo że zaklęcie ustało z chwilą, kiedy Lord Voldemort przygniótł ją do ziemi, ból nadal trwał. Nie była pewna, czy mijał, czy może jakaś straszliwa trucizna wypalała jej żyły, ale pragnęła, aby ustał.
- Baise-toi… ve te faire fourte! – to były jedyne słowa, które udało się jej wykrztusić. Przez moment Czarnemu Panu przemknęło przez myśl, że Sophie zapomniała języka polskiego w zaistniałej sytuacji i później będzie ciężko się z nią porozumieć, ale w końcu doszedł do wniosku, że to niewiarygodnie głupi pomysł.
W końcu upór dziewczyny zelżał, więc Voldemort puścił ją, a Ślizgonka przewróciła się na brzuch i podparła się na zablokowanych w łokciach ramionach, dysząc ciężko i drżąc na całym ciele. W jednej chwili poczuła gwałtowne szarpnięcie bólu w płucach i jednocześnie w żołądku. Sama nie wiedziała, co dokładnie się stało, targnęły nią gwałtowne mdłości, płuca zdały się jej wywinąć na lewą stronę w bolesny sposób. Zwymiotowała na marmurową podłogę, lecz nie miała pojęcia skąd pochodzi ta gęsta, ciemna krew. Z żołądka, czy może z płuc? A może z obu organów?
Voldemort nie zamierzał na to bezczynnie patrzeć. Odgarnął jej włosy ze spoconej twarzy i przytrzymał na karku, drugą ręką zaś objął ją, a kiedy w końcu odetchnęła, otarł jej spękane, sine usta rękawem i ucałował lekko w wilgotną skroń. W głębi serca czuł się niezbyt komfortowo, że doprowadził Sophie do takiego stanu.
- Zajmijcie się nią – mruknął, wstając i rzucając przelotne spojrzenie na tłoczących się przy drzwiach do salonu Malfoyów i Bellatriks. Na Sophie nawet nie zerknął. Nie chciał patrzeć na tę trupio bladą, pokrytą krwią i kropelkami potu twarz, mętne, mlecznobiałe, pozbawione źrenic i tęczówek oczy i porzucone, skulone, wątłe ciało obok kałuży prawie czarnej krwi. Odwrócił się i odszedł, chłodny i milczący.

*

         Siedział na krawędzi łóżka nakrytego haftowaną złotą nicią kołdrą, pięści miał zaciśnięte tuż przy drżących ustach, po policzkach zaś płynęły mu gorące łzy. W gardle coś ściskało go, zupełnie jak jakaż żelazna rękawica. Bellatriks odwiedziła go jakieś dziesięć minut temu, aby go uspokoić. Crouch przybył do Malfoy Manor wczesnym rankiem, żeby zobaczyć, co dzieje się z jego ukochaną. Przez te wszystkie dni jej nieobecności Snape okłamywał go, a Barty głupio wierzył mu. Dopiero kiedy Sophie nie stawiła się na Zadanie, zaczął coś podejrzewać i pojawił się w domu Lucjusza. To, co zdarzyło się jakiś kwadrans wcześniej, było dla niego wstrząsem.
- Musiałam cię tutaj zamknąć, wybacz – przemówiła kobieta. Ton jej głosu znacznie różnił się od tego, którego używała na co dzień. Jakby bardziej ludzki i… pozbawiony szaleństwa. Normalny. Zignorowała łzy Bartemiusza, choć w sercu bardzo ją wzruszyły.
- Dlaczego on jej to robi? O co tutaj chodzi? – zapytał drżącym głosem. – A najgorsze jest to, że nie mogę nic zrobić…
Powstał i zaczął krążyć po pogrążonej w mroku komnacie. Spojrzał na swoje dłonie i dostrzegł na ich wewnętrznej stronie półokrągłe rozcięcia broczące krwią, pod paznokciami również miał tę jasnoczerwoną wydzielinę. Płonący w kominku ogień rzucał na twarz Bellatriks ukośne, acz łagodne, ciepłe światło. Patrzyła na niego spod ciężkich powiek z mieszaniną współczucia i surowości. Na Boga, był Śmierciożercą i powinien wziąć się w garść. Nie mógł mieć za złe Czarnemu Panu tego, że robił takie rzeczy Sophie, ponieważ miał w tym swój cel.
Barty natomiast czuł się kompletnie bezsilny. Jakim był on mężczyzną, skoro nie potrafił nawet obronić swojej ukochanej, nie potrafił pocieszyć jej w tak trudnych chwilach. Pragnął być teraz z nią, przytulić jej doskonale chłodne, alabastrowe ciało, aby przynieść jej choć odrobinę wytchnienia w tej ciężkiej chwili. Domyślał się, jak bardzo musiało teraz krwawić jej serce. Kochała swego pana, a on krzywdził ją nie tyle na ciele, lecz najbardziej na duchu.
- Bartemiuszu, przecież znasz Czarnego Pana. Jemu nie można wyperswadować niczego, on ma swoje własne plany i cele, którym my, zwykli śmiertelnicy, nie mamy prawa się sprzeciwiać – powiedziała tak cicho, że jej głos zdał się być zaledwie trzaskiem ognia w kominku. – Za tym musi kryć się coś więcej…
- Myślisz, że łatwo jest mi wysłuchiwać jej wrzasków? – przerwał jej Crouch, odwracając się gwałtownie w stronę drzwi. Lord Voldemort z pewnością opuścił już Malfoy Manor, ale Sophie została. Wiedział, że nie pozwolę mu się z nią zobaczyć, poza tym potrzebowała teraz spokoju, aby odpocząć i zrezygnować skrzywdzony organizm. A on przyszedłby do niej ze łzami w oczach, z okrutnym poczuciem winy, musiałby spojrzeć w tę pełną wyrzutów twarz… Czuł się jak tchórz. Pociągnął nosem i otarł łzy z policzków, choć w gardle wciąż czuł uścisk. Chciał, żeby Bellatriks natychmiast opuściła ten pokój i zostawiła go samego. Ale ona usiadła w skórzanym, czarnym fotelu i założyła nogę na nogę w oczywisty, kuszący sposób.
- To naprawdę urocze, że tak przejmujesz się tą sytuacją, ale nie pomożesz tym Sophie – przemówiła, a jej głos znowu nabrzmiał szaleństwem. – Daj Czarnemu Panu działać, on wie, co robi. Zaufaj mu.
- Bella, ja ufam… ufam. Ale ciężko mi spokojnie patrzeć na jej cierpienie – rzekł i odetchnął głęboko, uspokajająco. Lestrange siedziała w mroku krótką chwilę i przyglądała mu się, bezwiednie przygryzając dolną wargę. Milczała. Zastanawiała się, jak jeden umysł i jedno ciało mogło pogodzić w sobie dwie tak różne osobowości. Bartemiusz potrafił płakać szczerymi łzami, ale i mordował gołymi rękami bez mrugnięcia okiem. Ez wahania. To było fascynujące, nigdy by mu tego nie przyznała, ale obserwowała go z niekłamaną ciekawością. Jego oraz jego błyskawiczne postępy, które robił w karierze Śmierciożercy. Wstała, minęła go i bez słowa opuściła pokój.

*

         Zdrowiałam cały następny dzień. Czułam ulgę, kiedy nikt mi nie przeszkadzał i kiedy nikt mnie nie dotykał. Doskonale wiedziałam, że bali się do mnie zbliżać, ale nie mogli sprzeciwić się rozkazowi Czarnego Pana. Brzydzili się mojej twarzy, gdzie oczy miałam już normalne, lecz przekrwione, pod nimi znajdowały się niemalże czarno bordowe cienie, wargi miałam sine, lecz bardzo blade, skórę poszarzałą, a z obu dziurek nosa co chwilę płynęła krew, przez co moje ciało trochę wyschło i teraz na dłoniach oraz szyi widoczne były nawet najdrobniejsze, błękitne żyłki. Bałam się kolejnych odwiedzin Voldemorta. Naprawdę się bałam. Ostatnimi czasy był dla mnie oschły i bezwzględny. Nie miałam pojęcia, jak długo będą trwały te tortury i do jakiego stanu mnie doprowadzą. Ale wyglądało na to, że musiałam tu zostać i poddać się jego woli. Nie byłam w stanie uciec ani skontaktować się z kimś, kto mógłby mi pomóc. A nawet jeżeli czułabym się na tyle dobrze, by odejść, to co, miałam ukrywać się przed Czarnym Panem? Prowadzić z nim wojnę? Powrócić skruszona do Zakonu Feniksa? Czy może odszukać Armanda i żyć jak wampir? Tylko wampir? Nie byłabym w stanie porzucić świata, do którego należałam. Jedyne, co mi pozostało, to czekać. I starać się to przetrwać. Najbardziej bolała mnie obojętność Lorda. Nie potrafił się tu nawet pofatygować, aby wyjaśnić mi to wszystko. Nie mówiąc już o tych pseudo-przyjaciołach, którzy nawet do mnie nie napisali. Po części sama byłam sobie winna, przecież już wielokrotnie znikałam na kilka dni, więc Sapphire i inni mogli pomyśleć, że to właśnie jedna z takich sytuacji.
Powoli odzyskiwałam siły. Wiedziałam, że żadne eliksiry mi tu nie pomogą. Czas. Tylko i wyłącznie czas mógł przywrócić mi moc. Po południu ubrałam się w świeżą szatę, uczesałam włosy i zeszłam na dół. Wciąż nie wyglądałam najlepiej. Twarz miałam poszarzałą, pod oczami wciąż znajdowały się sinoczarne cienie. Ale nie zważałam na to. W końcu wielokrotnie mój wygląd przerażał ich, chociażby wtedy, kiedy poddałam się samospaleniu. Dlatego nawet nie zareagowałam, kiedy Lucjusz wzdrygnął się na mój widok, gdy pojawiłam się w salonie i usiadłam w fotelu. Wyczułam, że Malfoy przygląda mi się ukradkiem. Chciałam mu coś na ten temat powiedzieć, ale on odezwał się pierwszy:
- Bartemiusz był tutaj, lecz Snape wezwał go dziś rano do Hogwartu. Czarny Pan nie życzył sobie, aby cię odwiedził.
Gdzieś na wysokości serca poczułam jakby… ulgę. Czyli jednak komuś naprawdę na mnie zależało. I bardzo ucieszyło mnie, że tą osobą był właśnie Barty. Wyciągnęłam z kieszeni różdżkę i zaczęłam się nią bawić. Nie miałam pojęcia, co mogłam robić w tym domu. Czułam się, jak w klatce, jakbym była… więźniem. Więźniem, oczekującym na kolejne tortury lub, co gorsza, egzekucję.
- Rozumiem – mruknęłam. W końcu nadszedł ten czas, kiedy zaczęłam czuć się jak kobieta renesansu. Miałam wszystko. Wygodne życie, zapewnione bezpieczeństwo, przyszłość i byłam czczona niczym anioł lub bajecznie piękna rzeźba. Lecz musiałam też pogodzić się z faktem, iż to koniec mojej wolności i decydowania o sobie. Nie mogłam już okazywać swojego zirytowania. Choć czy tak naprawdę byłam kiedyś tak naprawdę w stu procentach wolna? Czy mogłam samodzielnie zadecydować o swoim losie, bez konsultacji z tuzinem osób? Jedynym pocieszeniem było to, że w arystokratycznych domach działo się tak od wieków. Miałam do wyboru. Żyć na poziomie, lecz kontrolowana przez wuja lub, jak to dawno temu wieśniacy, być szczęśliwa i wolna, choć bez tego cudownego dystyngowania i klasy. Ślizgoni stworzeni byli do życia na poziomie. Lubili mieć znajomości, mnóstwo złota w swoim depozycie w Banku Gringotta, ubierać się w piękne, drogie szaty, wystawiać bajeczne przyjęcia oraz zachwycać, budząc przy okazji i strach, i podziw. Ja nie byłam inna, mimo że wychowała mnie rodzina Gryfonów, która ceniła sobie zupełnie odmienne wartości. Nie potrafiłabym zrezygnować z takiego życia.
- Eee… panienko Sophie, jest jeszcze jedna sprawa… - odezwał się Malfoy, najwyraźniej zaskoczony moim nieadekwatnym do obecnej sytuacji spokojem.
- Skąd taki oficjalny ton? – zapytałam, chowając różdżkę z powrotem do kieszeni. – Pokaż, co tam masz.
Lucjusz podszedł do komody, odsunął lakierowaną szufladę i wyciągnął z niej pożółkłą kopertę, którą wręczył mi z usłużnym ukłonem.
- Przyszło dziś rano.
List zaadresowany był do mnie ładnym, kaligraficznym pismem, którego charakter natychmiast rozpoznałam. Zaśmiałam się cicho i rozerwałam kopertę.
- Dlaczego Spirydion postanowił napisać do mnie? – zapytałam sama siebie. Wyciągnęłam złożony schludnie kawałek pergaminu i odczytałam:

         Droga Siostro,
         Twoja nieobecność na kolejnym zadaniu Siedmioboju Magicznego wzbudziła we mnie niepokój, dlatego postanowiłem do Ciebie napisać.
         O ile mi wiadomo, Jego kwatera znajduje się obecnie w rezydencji Malfoyów, dlatego przychodzi mi mniemać, że i Ty tam właśnie się znajdujesz. Wczorajszego wieczora pisałem już do Lucjusza Malfoya z prośbą o krótką gościnę w najbliższym czasie, lecz jaki będzie powód mojej wizyty, wyjaśnię Ci, kiedy już będzie po wszystkim.
         Mam nadzieję, że zobaczymy się, kiedy przybędę do Malfoy Manor. Nareszcie zacznę działać tak, jak tego od zawsze skrycie pragnąłem.
         Spirydion

Złożyłam list z powrotem do koperty i poprosiłam Lucjusza o pergamin i pióro. Musiałam natychmiast naszkicować odpowiedź. Gdy dostarczył mi odpowiednie materiały, zamoczyłam koniuszek ostrej stalówki w ciemnogranatowym płynie i napisałam, starając się, aby list zabrzmiał beztrosko i spokojnie:

         Spirydionie –
         Twoja troska o mnie jest naprawdę urocza, lecz zupełnie niepotrzebna.
         Masz rację, przybywam obecnie we dworze Lucjusza, ponieważ wuj nasz ma jakieś plany wobec mojej osoby i potrzebuje mnie to, na miejscu. Odpoczywam i mam się dobrze. Przybądź do mnie jak najszybciej, jestem szalenie ciekawa, co ciekawego dzieje się w Hogwarcie, jak wykazał się mój sekundant… Muszę przyznać, że tęsknię za Tobą, braciszku.
         Odwiedź mnie jak najszybciej.
         Sophie

Wezwałam do siebie Flagro; sowy były zbyt powolne, a ja chciałam, aby Spirydion dostał list jeszcze tego dnia. Gdy feniks zniknął, pozostawiając po sobie kupkę złotobrązowego, gorącego pyłu połyskującego w mdłym świetle słońca ukrytego za nudnymi, sennymi chmurami. Siąpił także delikatny deszczyk. Nienawidziłam takiej pogody. Ale cóż, to przecież firmowy, angielski klimat, na który nic nie mogłam poradzić. Teraz, kiedy już doszłam do siebie, przerażała mnie ta bezczynność. Co miałam robić w tym domu? W apartamencie Czarnego Pana czułam się swobodnie, mogłam poświęcić się swoim ulubionym rozrywkom. Mogłam udać się do ogrodu, gdzie Barty opiekował się swoimi ukochanymi kwiatami; była tam drewniana huśtawka, którą uwielbiałam. Jeśli pogoda była właśnie taka, jak dziś, mogłam pójść popływać lub coś poczytać w wielkiej bibliotece, gdzie Voldemort zgromadził tysiące książek. Na czwartym piętrze znajdowała się ogromna komnata pełna portretów, gdzie można było się udać i czasami porozmawiać z wyniosłymi, acz kulturalnymi postaciami z piętnastego i szesnastego wieku. No i zawsze mogłam poszwę dać się po korytarzach. Tutaj nie mogłam tego zrobić. Nie czułam się tu jak w domu. Chciałam znaleźć się albo w Hogwarcie, albo na dworze Czarnego Pana. Tylko tam nie dostawałam szału z nudów.
         Po obiedzie, który zjadłam razem z Narcyzą, Lucjuszem oraz małżeństwem Lestrange, udałam się do salonu, gdzie stał w kącie duży, lśniący, czarny fortepian. Kiedy tylko usiadłam przy nim, od razu poczułam, jak bardzo nieprzyjemny jest dla mnie dotyk tych klawiszy, ale była to jak na razie jedyna rozrywka w tym domu. Szybko zaczęło się ściemniać, już o godzinie osiemnastej niebo przybrało kolor ciemnego, aksamitnego granatu. Wciąż siąpił zimny deszcz, a srebrny księżyc przysłaniały chmury. Tęskniłam za Bartym i bałam się kolejnej wizyty Czarnego Pana, choć szczerze powiedziawszy już wiedziałam, co nastąpi, kiedy go ujrzę, więc było mi obojętne, o której godzinie do mnie przyjdzie. Chciałam to już mieć za sobą.
         Przy drzwiach wejściowych rozległ się zwykły hałas towarzyszący wchodzeniu do środka jakiejś niezważającej na gwar osoby. Odgłos ów był jednak zbyt ludzki, aby mógł należeć do Voldemorta, więc nawet nie oderwałam dłoni od klawiatury fortepianu. Dopiero, kiedy usłyszałam znajomy i miło dla mych uszu głos, odwróciłam się gwałtownie.
- Spirydion! – zawołałam i zerwałam się na nogi, aby do niego podbiec i uściskać. – Dostałeś mój list?
- Tak, dlatego tak prędko postanowiłem tutaj przybyć – odparł i odsunął mnie od siebie na taką odległość, aby mógł mu się dobrze przyjrzeć. Na jego przystojnej twarzy pojawił się ledwo zauważalny skurcz. – Co ci się stało? Wyglądasz, jakby cię tu torturowano.
- Nie przejmuj się, to nic takiego – odpowiedziałam, machając lekceważąco ręką. – Chodź, opowiesz mi o wszystkim.
Peleryna Spirydiona ociekała wodą, ale nie zdjął jej, kiedy udaliśmy się do salonu. Przez myśl przeszło mi, że może zamierzał tylko odwiedzić mnie na krótko i wracał do szkoły. Usiadł na sofie obok mnie i złożył dłonie na kolanach. Przez chwilkę przyglądał mi się z niepokojem, odezwał się dopiero po jakiejś minucie:
- Sophie, strasznie wyglądasz. Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?
- Naprawdę wszystko w porządku. Opowiedz mi o zadaniu – odparłam, usiłując uśmiechnął się jak najszczerzej i najradośniej.
Dobrze wiedziałam, że Spirydion i tak mi nie uwierzył, ale i ja, i on nie daliśmy tego po sobie poznać. Była to kolejna zła cecha życia wśród arystokracji. Mimo że nie było dobrze, trzeba było udawać. Mimo rozpaczy tęsknoty trzeba było zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.
Spirydion powiedział mi, że zadanie udało się Piusowi raczej średnio. Miał godzinę na pokonanie mugolskiej broni za pomocą czarów. Jako że na terenie Beauxbatons było zbyt duże magiczne promieniowanie, musieli przenieść się do francuskich lasów bez najmniejszego choćby zaklęcia zabezpieczającego. Lord Voldemort doskonale to sobie wykalkulował. Porwał mnie akurat na czas zadania, które odbywało się we Francji. W mojej najdroższej Ojczyźnie. Za to w tej chwili nienawidziłam go najbardziej.
Krukonowi udało siało się zaliczyć tę konkurencję bez większych problemów, ale nie wykazał się większą kreatywnością. Użył po prostu Zaklęcia Traczy Protego, więc otrzymał trzydzieści punktów na pięćdziesiąt. Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam, bo na mugolskie kule ja miałam swoje sposoby. Przynajmniej na te, które nie posiadały w swoim wnętrzu choć odrobiny płynnego srebra. I, jestem tego prawie pewna, dostałabym za tę konkurencję największą liczbę punktów, gdybym tylko mogła wystąpić. Za to w Hogwarcie nikt nawet nie spytał o mnie. Owszem, Victor bardzo niepokoił się moją nieobecnością, zwłaszcza, kiedy nie stawiłam się na zadanie, lecz tak naprawdę każdy w tych trudnych czasach martwił się na samym początku o siebie. Dopiero później, kiedy poczuł się bezpiecznie, czasami poświęcał jedną myśl dla bliźniego. Ale… czy w naszych czasach można było mówić o jakimkolwiek bezpieczeństwie?
- Kiedy wrócisz do szkoły? – zapytał nagle Spirydion, a jego twarz błyskawicznie spoważniała. – Bartemiusza nie było przez cały wczorajszy dzień, Carrow zastąpił go na ten czas… Widać naprawdę ogromną różnicę. Oni ciebie postrzegają za autorytet, być może nawet większy od Snape’a…
- Wrócę. Ale jeszcze nie teraz – odrzekłam, znowu się uśmiechając, tym razem już szczerze. – Muszę pozałatwiać jeszcze swoje sprawy, ale obiecuję ci, że nie potrwa to długo.
Brat ujął moją dłoń i uścisnął ją lekko. W jego ciemnych, dużych oczach spostrzegłam blask zrozumienia. On wiedział, że coś jest tutaj nie w porządku, ale nie poruszył tego tematu, gdyż nie chciałam o tym rozmawiać. Z drugiej strony chyba miał mi coś ważnego do powiedzenia, ale nie miał pojęcia, od czego zacząć. Chcąc mu pomóc, odezwałam się:
- Dlaczego postanowiłeś odwiedzić dom Lucjusza? Nie uwierzę, że to tylko z troski o mnie. Coś się wydarzyło?
Spirydion spuścił na chwilę wzrok, jakby ubierał swoje myśli w odpowiednie słowa. W końcu rzekł:
- Nie wiem, czy to zauważyłaś, ale nie jestem już dzieckiem…
- Oczywiście, że nie – przerwałam mu z rozumnym uśmiechem. – Jesteś już młodym mężczyzną, masz bardziej dojrzały od swoich rówieśników.
- Właśnie. Cieszę się, że to rozumiesz – na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju ulgi, a głos wydał mi się bardziej radosny. – Dlatego podjąłem już decyzję dotyczącą mojej przyszłości. Chcę zostać Śmierciożercą.
Zapewne spodziewał się, że zareaguję jakoś gwałtownie, zacznę kwestionować jego decyzję lub próbować wyperswadować mu to, dlatego mój szeroki uśmiech zaskoczył go.
- To wspaniała wiadomość! – ucieszyłam się i wychyliłam się do przodu, aby go uściskać. – Czarny Pan zgodził się? Co na to matka? Chyba nie jest zachwycona.
Jego twarz nieco spochmurniała, kiedy wspomniałam o Melanii.
- Zawiodła się na mnie, teraz, kiedy już powróciła na stałe do świata czarodziejów razem z ojcem, myślała, że zostanę normalnym człowiekiem, który nie zamierza mieszać się w sprawy wojny – mruknął. – Ale nie zamierzam zrezygnować z własnych pragnień, aby ją zadowolić.
- Mówisz, jak prawdziwy Ślizgon. I jak prawdziwy Śmierciożerca. Jestem z ciebie dumna.
Przy drzwiach wejściowych znowu rozległ się hałas, lecz tym razem bardziej subtelny i cichy. Oboje ze Spirydionem odwróciliśmy się jak na komendę. Lord Voldemort przeszedł przez rozświetlony hol; jego szkarłatne, zimne oczy utkwione były w Spirydionie.
- Lucjuszu, wskaż mojemu siostrzeńcowi jego komnatę – zwrócił się do czającego się w ciemnym kącie Malfoya, który skłonił się nisko i gestem przywołał do siebie Spirydiona. Ten wstał i poszedł w milczeniu za blondynem. Voldemort odwrócił swoją idealnie bladą twarz w moją stronę.

~*~

         Walczę z uczuleniem, normalnie calutki dzień. Rozdział opublikowałam z opóźnieniem, ponieważ to taka ładna data. 7.07. Wróciłam z Warszawy. I, powiem szczerze, bardzo się zawiodłam. Miałam się tam spotkać z czytelniczką. Tak, z jedną z Was. I zostałam wystawiona. Dzień przed moją wizytą. Ja już spakowana, tata zarezerwował miejsce w hotelu… A tu taka wiadomość. Ja rozumiem, że różne są sprawy w życiu człowieka, ale to bardzo nie przystoi odwoływać spotkania o jedenastej wieczorem. Szczerze mówiąc, to nawet bym się tak nie przejęła, gdyby odpadły mi jakieś zdjęcia. A wiecie, dlaczego? Ponieważ z Wami czuję bliską więź, jesteście dla mnie naprawdę ważni, więc być wystawioną przez bliską mi osobę to naprawdę nieprzyjemne uczucie. Powiem więcej, rzadko kiedy ludzie są w stanie mnie załamać. Gratuluję. Jednej z Was się udało. No cóż, jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że jest mi bardzo przykro. Jadę przez pół Polski praktycznie na próżno. Kolejny rozdział opublikuję po rocznicy na Łzy Marii Magdaleny.

* W słowniczku umieściłam tłumaczenia. 

28 komentarzy:

  1. ~Kira
    12 lipca 2012 o 14:20

    pierwsza :) Rozdział strasznie mi się podobał, nawet nie wiesz, jak długo na niego wyczekiwałam, a teraz jestem w 100% zadowolona. Voldemort pragnie coś uświadomić młodej Sophie, możliwe chce nauczyć ją posłuszeństwa? – zauważyłam, że Sophie zaczyna odczuwać wobec niego nienawiść, szczerze, nie dziwię się jej. Szkoda mi dziewczyny.. przyjaciele się od niej odwrócili, nawet Snape, którego uważała za swojego dobrego nauczyciela i przyjaciela. No cóż… myślę, że nasza bohaterka dokona właściwej decyzji, dotyczącej jej przyszłości. Co do tej czytelniczki… nie przejmuj się, naprawdę. Niewiele mogę napisać, gdyż nie wiem, co tam się dokładnie wydarzyło. Myślę, że ktoś inny nie zrobi ci takiego świństwa. Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 lipca 2012 o 14:25
      Tak, ale z drugiej strony po czymś takim nie wiem, czy jak wyjadę do innego czytelnika lub czytelniczki, to nie zrobi mi tego samego.

      Usuń
    2. ~Kira
      12 lipca 2012 o 14:41

      Myślę, że drugi raz by się to nie powtórzyło. Gdyby komuś naprawdę zależało na spotkaniu, to chętnie by wszystko zaplanował, abyście mogli razem spędzić ten dzień. Hmm… może czytelniczka po prostu bała się spotkania? może nie była pewna co do znajomości przez internet? – naprawdę, nie mam pojęcia, ale tylko to mi wpadło do głowy. Ale, gdy już się z kimś umawia, to się tak nie robi. Bynajmniej ja bym tak nie zrobiła. Nie powiem, byłoby mi przykro i to bardzo. Ta osoba była wyjątkowo wredna, jednakże… pierwszy raz ją zauważyłam, komentującą na blogu. Ale dobra, koniec mojego, nie będę obrażać tej osoby, nawet jej nie znając. Zobaczymy, czy odezwie się na blogu.Nie przejmuj się, po co marnować nerwy? :)

      Usuń
    3. 12 lipca 2012 o 14:57
      Obrażać? Broń Boże! Nigdy bym nie obraziła żadnego swojego czytelnika i Wy też się wzajemnie nie obrażajcie. Napisałam tę notkę pod rozdziałem, żeby Wam pokazać, jak mi na Was zależy, a tutaj otrzymuję taką nieprzyjemną niespodziankę. No i oczywiście jest to podtekst, mianowicie nie zamierzam przerywać mojego „tourne”, dając tą informacją do zrozumienia, jak nie należy postępować xD

      Usuń
  2. ~Aga ;)
    12 lipca 2012 o 15:29

    Pierwsza ;) Boski rozdział normalnie nie wiem co napisać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 lipca 2012 o 15:32
      Pierwsza była Kira, Ty druga <3

      Usuń
  3. ~Aga ;)
    12 lipca 2012 o 15:30

    Uwielbiam onet;) wchodzę na komentarze i nic nie ma a jednak są ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 lipca 2012 o 15:35
      Tak, albo lepiej. Odpowiadam, komentarz się pojawia, odświeżam stronę, jego nie ma. Znów odświeżam – on jest xD

      Usuń
  4. ~KefirOva.
    12 lipca 2012 o 21:54

    Ciekawi mnie kiedy Voldemort wyjawi Sophie prawdę. Czekam na next rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 lipca 2012 o 10:17
      To fajnie xD Rozdział na Łzach Marii Magdaleny czytajcie xD

      Usuń
  5. ~Atramentowa
    13 lipca 2012 o 14:20

    Jak ja kocham Barty’ego. Jest taki bezlitosny i jednocześnie czuły. To jest idealny mężczyzna i Śmierciożerca w jednym. *.*Ale mógłby przyjść do Sophie. Olać zakazy Voldemorta, by pokazać, że ją kocha. I wtedy dostałby manto od Czarnego Pana, ale czułby się szczęśliwy, bo zobaczyłby się z ukochaną – aaach, robię się sentymentalna, fuj…Ale oni są dla siebie stworzeni. *o* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 lipca 2012 o 14:39
      Tak, doskonałym mężczyzną i Śmierciożercą to on jest. Ale jest też człowiekiem (nie wampirem, muahahahah), przez co musi brać pod uwagę fakt, że Voldemort by go zabił, gdyby mu przeszkodził w realizowania arcyważnego planu, który wymącił dla niego Gazi xD

      Usuń
  6. ~olka
    13 lipca 2012 o 16:23

    Voldemort mógłby powiedzieć Sophie dlaczego ją torturuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 lipca 2012 o 09:41
      Mógłby, ale Voldemort ma swoje tajemnice i, jak na razie, ani mu w głowie sie z nikim nimi dzielić xD

      Usuń
  7. ~Kira
    16 lipca 2012 o 19:24

    http://onetblog.blog.onet.pl/R-ewolucja-w-blogach,2,ID479032988,nCzytałaś? :D ja się już przeniosłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 17 lipca 2012 o 09:39
      Zaraz, ale czy to oznacza tylko update, czy całkowicie usuną stare blogi? Eee… przepraszam, znów to słownictwo z Tibii. Czy to oznacza tylko zmiany? Chyba muszę napisać do onetu (znów) oO”

      Usuń
    2. ~Kira
      17 lipca 2012 o 13:49

      To mało powiedziane, będą zmiany, takie, że blog.pl zostanie połączony z onet blogiem, z tego co zrozumiałam, to każdy blog ma zostać przeniesiony na blog.pl – jednak ja w to nie wierzę. Wczoraj, po południu, na około godzinę zostały wyłączone wszystkie blogi. Nie podobają mi się „te zmiany” , po prostu coś mi tu „śmierdzi” – zamiast naprawiać te błędy, to wolą przenieść cały portal na blog.pl, który jeszcze był bardzo dobry, ja się już tam przeniosłam, ale i tak czuję, że pójdę na blogspota. Blog.pl denerwuje mnie tym, że nie ma tam ciekawych funkcji. Nudzi mnie:D szablonów nie da się zrobić, a nagłówki muszą być bardzo małe.Na wszelki wypadek przenieś kilka rozdziałów na inny portal, aby mieć pewność, że onet blog zostanie usunięty. Ostatnio dzieją się tutaj złe rzeczy.

      Usuń
    3. 17 lipca 2012 o 20:34
      Hahaha, jak za komuny. Ja tego tak nie zostawię. Może nie jestem w stanie zawojować internetowego świata na tyle, aby powstrzymać to wszystko, ale powtarzam. Nie zostawię tego tam. Nie możemy się godzić na to, co z nami robią. I nie uciekajmy, nie bądźmy tchórzami. Rozumiem, awarie. Ale to, co się dzieje, nie jest normalne. Wychowałam się na onecie i nie poddam się bez walki. Ale musicie walczyć ze mną, bo sama niczego nie zrobię. Zjednoczmy się, w kupie nas nie wezmą.

      Usuń
    4. unnamed20@onet.pl
      17 lipca 2012 o 22:12

      Ludzie nadal naiwnie wierzą, że nic się nie zmieni. Widzisz nawet przy logowaniu reklamę, przedstawiającą blog.pl. Wszystko się zmieni, też zauważyłam, że bawią się nami, to żałosne, co z blogowiczami robią. Ehh, zgadzam się, trzeba protestować, ale i tak to już robią. Raczej wątpię, że zdołamy to powstrzymać :/

      Usuń
    5. 18 lipca 2012 o 09:31
      Ale nie możemy się poddawać. Nawet, jeżeli zmiany są wprowadzane już teraz, nie możemy przestać walczyć. Założyłam sondę, jest nad szeroką listą, głosujcie. Czy żołnierze walczący na Westerplatte się poddali? Nie, oni walczyli, mimo że w głębi serca wiedzieli, że przegrają, bo była ich garstka. Wiem, że to przykład niezbyt dobry, bo gdzie wojna, a gdzie blogi, ale uważam, że powinniśmy takich patriotów na każdym kroku naśladować. A tak poza tą całą rewolucją… jest rozdział na kochanek-muz, czytajcie xD

      Usuń
  8. ~Jarzembina =)
    17 lipca 2012 o 21:15

    Superrrrrrrrrrrrrraśny blog! Kocham tooooooo!!! A tak poza tym to tylko ja tak mam, że nie widzę literek bo są strasznie ciemne ;( ??? Możesz powiadamiać mnie o newsach na mailu??? Jbc. to mój mail to: malgosia_mus@op.pl Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 18 lipca 2012 o 09:32
      Bardzo się cieszę, że w tak trudnych czasach zyskałam nową Czytelniczkę, prowadząc bloga na stronie onet xD

      Usuń
    2. ~Jarzembina =)
      18 lipca 2012 o 16:34

      Hihi =) Koleżanka mi poleciła i się po prostu nie umiem oderwać i czytam chyba ze 20 rozdziałów dziennie bo czytam od samego początku i chcę nadgonić ;p A mogłabyś mi odpowiedzieć z tym mailem czy mogłabyś mnie powiadamiać newsach???

      Usuń
    3. 18 lipca 2012 o 17:59
      Ach, tak, jasne, już sobie go zapisałam xD Już niedługo nowy rozdział, jeśli nie zaśpię, tak jak dziś (wstałam o 9 ;/), to jutro będzie nowy odcinek, robię prawo jazdy i muszę się przebadać, a lekarza mam o 14, więc powinnam zdążyć przepisać xD Fakt, czytać ponad 300 rozdziałów (właśnie zdałam sobie sprawę, że pomyliłam się z w oznaczeniu tego odcinka, napisałam 216, a nie 316)… no, trzeba mieć sporo zaparcia i odwagi, czego Ci bardzo gratuluję xD

      Usuń
    4. ~Jarzembina =)
      19 lipca 2012 o 15:14

      Czymam kciuki za prawo jazdy ;P

      Usuń
    5. 19 lipca 2012 o 22:54
      Prawo jazdy prawo jazdami, ale blog.onet.pl jednak nas wywali na jakieś szajskie blog.pl ;/

      Usuń
    6. ~Jarzembina =)
      20 lipca 2012 o 13:09

      właśnie dzisiaj weszłam poczułam się zawiedziona jak oni mogli to zrobić ;(

      Usuń
    7. 21 lipca 2012 o 12:10
      Ja się nie pogodzę z przeniesieniem nas na inną platrofmę, będę walczyć do końca.

      Usuń