Z letargu obudziłam się późno w nocy.
Claudia wciąż leżała obok mnie, nie odzywając się do mnie ani słowem. Nie miałam
pojęcia, co robić. Z jednej strony to, co uczynił Lord Voldemort było tylko i
wyłącznie jego osobistą sprawą, a ja nie miałam prawa się do tego mieszać, ale
z drugiej… zależało mi na nim! Cholera. Kochałam go, co miałam na to poradzić?
Uczucia, które nas łączyły były dziwne. I bardzo specyficzne, bardziej zależało
nam na emocjach, niż odczuwaniu, jakby to określić… fizyczności. Ja jako wampirzyca odczuwałam to zupełnie inaczej,
samo czucie czegoś do kogoś wystarczało mi w zupełności. A reszta to tylko
dodatki, z których tak często wyśmiewała się Claudia.
Dopiero około północy udało mi się jakimś
cudem zmusić kończyny do ruchu, wstać i przebrać w koszulę nocną. Czułam się,
jakby całe moje ciało wykonane było z żelaza. Położyłam się z powrotem do
łóżka. Byłam bardzo zmęczona, mimo że tego dnia nie wykonałam wręcz żadnego
wysiłku. Nie chciałam jednak zasnąć. Wiedziałam, że sen nie przyniesie mi
ukojenia w tych trudnych momentach. Nie będą to koszmary, nie. Raczej bardzo
nieprzyjemne, dziwne, pozbawione fabuły sny, po których obudzę się o piątej nad
ranem, czując niemiłą pustkę w sobie.
Nagle
rozległo się ciche pukanie do drzwi. Chwilę potem zobaczyłam między nimi a
framugą łysiejącą głowę Glizdogona. Na czoło wystąpiły mu maleńkie kropelki
potu. Nie przejęłam się za bardzo jego wizytą, zaledwie rzuciłam mu krótkie
spojrzenie.
-
Przepraszam, że panience przeszkadzam… Czarny Pan prosi, żeby panienka przyszła
do jego sypialni – wybełkotał. Opadłam z powrotem na poduszki.
-
Powiedz mu, że nie mam ochoty. Nigdzie się już tej nocy nie wybieram –
odparłam. Pomyślałam sobie, że Peter natychmiast mnie posłucha, ale nie. Jego
głowa nadal tkwiła pomiędzy drzwiami a framugą.
-
A-ale on bardzo sobie tego życzy. Bardzo – mówił. Jego głos drżał, jakby
Glizdogon dopiero co przeżył ciężkie tortury. Postanowiłam nie dręczyć go już
dłużej, głównie dlatego, że Peter wyglądał, jakby właśnie dostał gorączki.
Zsunęłam się z łóżka, ubrałam długi, prześwitujący, czarny szlafrok ciągnący
się za mną po podłodze i opuściłam sypialnię.
Weszłam
po schodach na najwyższe piętro, nie robiąc przy tym ani odrobiny hałasu. Było
całkiem ciemno, nikł księżycowe światło przebijało się przez kolorowe witraże w
oknach migotało delikatnie w złotych ramach obrazów, uchwytach pochodni i
ozdobach. Ostatnie piętro było najbardziej gustownym i strojnym piętrem w domu,
nic zresztą dziwnego – niewielu Śmierciożerców miało tu dostęp. Przeszłam przez
korytarz i weszłam do pokoju. Voldemort leżał w łóżku całkiem nagi, przykryty
satynową kołdrą. Jej ciemny, połyskujący kolor mocno kontrastował z jego białym
torsem. Oparł się o rzeźbione wezgłowie łoża i wyciągnął w moją stronę rękę.
Podeszłam i zatrzymałam się sztywno tuż przy jego brzegu.
-
Połóż się obok mnie – jego głos był niesamowicie łagodny.
Zrobiłam
to z niechęcią malującą się na twarzy. Czarny Pan zignorował to. Wsunęłam się
pod kołdrę i odwróciłam głowę. Nie chciałam na niego patrzeć, a już tym
bardziej go dotykać.
-
Dlaczego mnie wezwałeś? Nie mogłeś poczekać z tym do jutra? – zapytałam z
drwiną w głosie.
-
Bo to dla mnie ważne. Sophie, skończmy z tym. Taki incydent nie może zniszczyć
naszych relacji.
Ujął
moją rękę i ucałował ją. Nie poruszyłam się, więc ostrożnie objął mnie
ramieniem. Jego głowa oparła się o moje piersi. Całkowicie to zignorowałam.
Zupełnie nie interesował mnie sojusz z nim. Zasługiwał na karę, skoro tak mnie
potraktował. A wiedziałam, że najlepiej będzie nie zwracać na niego uwagi.
Nienawidził tego.
-
Kochanie, ja wiem, że cię skrzywdziłem już wiele razy, ale zawsze do ciebie
wracam. I ty robisz to samo – dodał. Jego chuda, zimna dłoń szybko odnalazła
mój policzek, a wąskie usta spoczęły na moich. Czułam, że serce mi mięknie. On
był jedną z bardzo niewielu osób, które potrafiły to zrobić. Choćbym nie wiem
jak była na niego wściekła, całą złość przechodziła mi po jednym jego czułym
geście. Ale to, co mi zrobił, było o wiele gorsze od naszych zwykłych
sprzeczek. Naprawdę się bałam, że między nami nigdy już nie będzie tak, jak
dawniej. Czy będę potrafiła o tym całkowicie zapomnieć?
-
Robimy różne rzeczy, ale tak naprawdę liczą się intencje. Rozumiesz?
Nie
chciałam z nim rozmawiać, ale takie ciągłe milczenie było dziecinne. Zwróciłam
na niego pełen pogardy wzrok.
-
Może i tak. Ale wiem, że zdradzisz mnie znów.
-
Też tak sądzę. Ale ty zrobisz to również, taka jest już nasza natura.
Znów
mnie pocałował, jedną ręką obejmując mnie w talii, drugą zanurzył w moich
włosach. Z niewielkim entuzjazmem przechyliłam lekko głowę i poddałam się jego
pieszczotom. Nie protestowałam, kiedy położył mnie na wznak na poduszkach. Żal
powoli we mnie ustępował, ale wiedziałam, że potrzeba będzie o wiele więcej
czasu, żeby się z tym całkowicie pogodzić. Ale póki co…
-
Ty Judaszu – wyszeptałam z tajemniczym uśmiechem. – Wiesz, że zawsze ci wybaczę
każdą zdradę. Zawsze.
Zaśmiałam
się cicho, a jego oczy zalśniły w półmroku. Nagle wydało mi się złowieszcze to,
że znajduję się w jednym łóżku z wujem. Nigdy nie przykładałam do tego większej
wagi. Byliśmy dla siebie dość nietypowi, przyznaję. Nie zamierzałam postąpić
jednak tak jak Lord Voldemort i zdradzić Bartemiusza. Nie, kochałam go do
szaleństwa, był moim całym światem, ale nie zaszkodziłoby spędzić tę noc z
Czarnym Panem. Chciałam tylko przytulić się do niego i zasnąć. Nareszcie
poczułam spokój. Wytchnienie.
Położył
głowę na poduszce tuż obok mojej, gładząc powoli moje włosy. Tęskniłam za tą
bliskością. Mimo że nasze sprzeczki nie trwały tak długo, mnie się wydawało, że
to tak naprawdę całe lata. Coś się zmieniło. Teraz więź między nami była…
silniejsza. Zamknęłam oczy.
Rano słońce grzało mocno, mimo wczesnej
pory. Czarny Pan leżał tuż obok mnie, z twarzą niewiarygodnie spokojną i
łaskawą. Pogrążony był w głębokim śnie. Jestem pewna, że gdybym nie przyszła i
nie postanowiła dać mu szansy, inaczej spędziłby tę noc. Było to dla niego
ważne, takie odniosłam wrażenie.
Lato
było tego roku jak zwykle gorące. Dopiero do mnie dotarło, że tego dnia Bill i
Fleur biorą ślub. Przydałoby się tam wpaść, złożyć życzenia, trochę namieszać…
Wiadomo, żeby nie było za spokojnie. Przecież ludzie żyją w tak nudnych
czasach… No, ale mniejsza o to.
Czarny
Pan przebudził się. Otworzył oczy na małą szerokość, a źrenice zwęziły mu się
jeszcze bardziej niż zwykle. Na twarzy zaś pojawił się lekki uśmiech.
-
Dobrze ci się spało? – zapytał.
-O
wiele lepiej, niż się tego spodziewałam – odparłam. Pozwoliłam mu się
delikatnie pocałować, po czym wysunęłam się spod kołdry i dodałam: - Dzisiaj
jest ślub Billa i Fleur w Norze. Pójdę.
-
A po co?
-
Bo tam na pewno będzie Harry Potter. Nie oszukujmy się, na sto procent się
przebierze, jest zbyt ostrożny. Ale ja go natychmiast wyczuję. Warto też byłoby
wysłać kilku Śmierciożerców, żeby przeszukali Norę – odrzekłam i narzuciłam na
ramiona swój długi szlafrok.
Voldemort
skinął głową. Powiedziałam mu, że idę się przygotować, po czym opuściłam
komnatę. Byłam pewna, że Czarny Pan wysłałby tam swoich ludzi nawet, gdybym mu
tego nie poradziła. Dobrze się rozumieliśmy.
Zeszłam
na dół do jadali, gdzie sama musiałam przygotować sobie śniadanie. Nie potrafiłam
gotować, więc podgrzałam mleko w porcelanowej misce i nasypałam do niej płatki.
Zaczęłam się głowić nad kostiumem. Chciałam ich wszystkich wystraszyć, ale na
początku, tak samo jak było na pogrzebie Dumbledore’a, być incognito. Dobrym
pomysłem byłoby coś zaśpiewać. Ale z drugiej strony, skoro Śmierciożercy
zamierzają tam się pojawić, byłoby nietaktownie rozpraszać gości.
Wesele
miało zacząć się o szesnastej, dlatego miałam mnóstwo czasu na przygotowanie
się. Ubrałam wysoką, bardzo wysoką, białą perukę w stylu Marii Antoniny, z
małym, drewnianym, czerwonym stateczkiem na szczycie i przytwierdziłam ją do
głowy zaklęciem. Nie była to dobra fryzura jak na moją drobną osobę, ale sztuka
wymaga poświęceń. Aby wymyślna, szkarłatna, satynowa suknia trzymała się
idealnie, zawiązałam za pomocą różdżki gorset i ubrałam niewygodną krynolinę.
Dobrze wiedziałam, że taki strój nie będzie pasował do tak skromnej
uroczystości, ale chciałam, żeby goście wiedzieli, z kim mają do czynienia.
Pokryte sztywną, czerwoną koronką buty były nieco niewygodne, co spowodowane
było zapewne zbyt wysokim obcasem, ale co to dla mnie?
Postanowiłam wpaść na uroczystość
spóźniona, abym mogła ominąć nudną uroczystość przysięgi małżeńskiej. Nie
chciałam, żeby Czarny Pan mnie zobaczył w tym stroju, więc podeszłam do okna w
swojej sypialni i wyleciałam przez nie. Szybowałam bardzo wysoko nad ziemią,
aby mugole nie mogli mnie zobaczyć. W końcu ujrzenie dziewczyny ubranej jak
delfina Francji, lecącej w powietrzu byłoby dziwne, nawet dla czarodzieja, a co
dopiero dla nie-magicznego obywatela.
Poznałam
Norę po widoku wielkiego, złotego parkietu, od którego odbijało się
popołudniowe słońce. Impreza najwyraźniej była udana, im bardziej się zniżałam,
tym więcej osób poznałam. Całe mnóstwo rudych członków rodziny Weasleyów,
rodzice Fleur, Remus Lupin i Tonks… nawet Wiktor Krum. Brakuje tylko wisienki
na szczycie tortu. Mam oczywiście na myśli siebie.
Wylądowałam
miękko na brzegu parkietu. Mój strój i w ogóle moja obecność tutaj wzbudziła
prawdziwą sensację, zwłaszcza wśród ludzi, którzy mnie znali. Hermiona Granger
odrzuciła od siebie kieliszek szampana i cofnęła się przerażona, co
skomentowałam śmiechem. Jeszcze raz rozejrzałam się w poszukiwaniu
charakterystycznych czarnych, rozczochranych włosów i chudej twarzy, ale nikogo
takiego nie zobaczyłam. Wyczułam jedynie zapach, dość słaby, zmieszany z
zapachem mugola. A więc to tak… Wypił eliksir wielosokowy, żeby nikt go nie
rozpoznał.
Ruszyłam
w stronę Hermiony, która cofała się coraz szybciej i szybciej… W końcu uderzyła
plecami o ścianę domu. Chwyciłam ją mocno za przegub i zaciągnęłam do kuchni.
Teraz nie było tam nikogo, a ja nie chciałam, żeby ktoś nam przeszkadzał. Wargi
szlamy drżały okropnie, oczy wypełniły się łzami. Ten widok wypełnił moje serce
mściwą satysfakcją.
-
I co, jak żyje się twoim przyjaciołom ze świadomością, że podnieca cię mój wuj?
– zapytałam cicho, przysuwając swoją twarz do jej twarzy, wdychając ciężką woń
jej perfum. Nie odpowiedziała mi, serce waliło jej w piersiach, a słowa uwięzły
w gardle. Czułam jej niekłamany strach.
-
To wszystko nie było naprawdę… Czuję to Sama-Wiesz-Kogo tylko nienawiść… -
wyjąkała w końcu, na co parsknęłam śmiechem.
-
Proszę cię, przynajmniej przyznaj się do swoich popędów – zadrwiłam, a po twarzy
Hermiony popłynęły łzy. Ich widok był dla moich oczu istną radością.
-
Ja nie mam żadnych popędów – broniła się Granger. Teraz słone, gorące kropelki
tworzyły na jej policzkach istne strumyki.
-
Ależ oczywiście, że masz. Moja kochana… wiesz, jak wiele problemów rozwiązałaby
twoja śmierć? Oj, tak. Harry i Ron nie byliby już tak zaradni. Wiec może to
zrobimy…? Teraz?
Wyciągnęłam
spomiędzy szat krótki, srebrny nóż i przyłożyłam jej do szyi. Hermiona
zaczerpnęła gwałtownie powietrza, jej oddech był płytki i nierówny. Zobaczyłam
serce walące jej głośno w piersiach pod aksamitną, fioletową sukienką. Dłonie,
w których ściskała wyszywaną koralikami torebeczkę drżały gwałtownie. Nóż był
bardzo ostry, ledwo dotknął jej szyi, a już pojawiły się na niej dwie maleńkie,
szkarłatne kropelki. W twarz uderzył mnie gorący, lecz niezbyt przyjemny zapach
krwi. Pachniała mniej więcej jak krew Dumbledore’a, miała tylko o wiele mniej
magicznej aury. No i czuć było od niej lekki aromat mugola.
Nagle
ktoś wszedł do kuchni. Odwróciłam szybko głowę, ale okazało się, że to tylko
Syriusz. Uśmiechnęłam się i dyskretnie schowałam nóż pod gorset. Hermiona
chwyciła się za szyję.
-
A więc i ciebie zaproszono. Myślałam, że po tym, jak się postawiłeś po mojej
stronie, nie będą chcieli, żebyś tu przychodził – odezwałam się i puściłam
Granger. Nie zależało mi, czy Black się zorientuje, że maltretuję Hermionę, czy
nie. Po prostu miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż martwić się
przemyśleniami Syriusza i tłumaczeniem mu wszystkiego.
-
No tak… Myślałem, że nienawidzisz Hermiony – mruknął, przyglądając mi się
podejrzliwie.
-
No tak, ale to nie przeszkadza nam rozmawiać, prawda? Dziewczyny tak mają,
nawet nie próbuj nas zrozumieć – odpowiedziałam z fałszywym uśmiechem.
Pozwoliłam szlamie odsunąć się ode mnie. Zrobiła to z najwyższą ulgą.
Postanowiła natychmiast się oddalić, ale ja nie zamierzałam jej gonić. Niech
idzie. Jeśli będę chciała, to ją znajdę.
Podeszłam
do Syriusza, żeby się do niego przytulić. Bardzo za nim tęskniłam. Od zawsze
wiedziałam, że on jedyny nigdy mnie nie porzuci. Nigdy nie zostawi mnie, nawet
w najgorszym dla mnie okresie. Choćby wszyscy się ode mnie odwrócili, on przy
mnie zostanie. A ja przy nim.
-
Kto cię tu wpuści? Ron mówił, że trzeba mieć zaproszenie, po czym dodał, że
ciebie wyrzuci na bruk, jeśli się tutaj pojawisz – odezwał się już normalnym
tonem.
-
Niech tylko spróbuje. Ja wiem, że Hermiona ma wobec mnie dług wdzięczności. Ona
też o tym wie. A ja to wykorzystam, tylko jeszcze nie teraz – wspięłam się na
palce i pocałowałam go w policzek, po czym pozostawiłam go w kuchni samego.
Postanowiłam
się bawić, dopóki nie zjawią się Śmierciożercy. Oczywiście, musiałam najpierw
sprawić, żeby ci wszyscy ludzie przestali wodzić za mną przerażonym wzrokiem. A
do tego wystarczy… piosenka! Najpierw jednak cała sprawa musi osiągnąć punkt
krytyczny, żeby można było to naprawić. Dlatego musiałam pojawić się tam, gdzie
znajdowali się Weasleyowie.
Podeszłam
do Rona i obeszłam go dookoła.
-
Mojego zaproszenia nie sprawdzisz? – zapytałam cicho.
Ronald
wzdrygnął się. Napiął się groźnie, ale nie odważył się nawet podejść. Wargi
drżały mu z bezsilnej złości.
-
Wynoś się – wyszeptał. Wyciągnął szybko różdżkę i wycelował jej koniec we mnie.
Osoby, które znajdowały się najbliżej, odwróciły się i teraz przyglądały się
ten scence.
-
Nie sądzę, byś mógł mi coś zrobić tym patyczkiem. Dlatego, że ja mam moc,
której nawet ty się nie oprzesz – odparłam spokojnie.
Muzyka zaczęła
płynąć.
Tonight, yeah baby
Tonight, yeah baby
But I got a reason that you-hoo should take me home tonight
I need a man that thinks it right when it's so wrong,
Tonight, yeah baby
Tonight, yeah baby
Right on the limit's where we know we both belong tonight
It's hard to feel the rush,
To brush the dangerous
I'm gonna run back to, to the edge with you
Where we can both fall far in love.
I'm on the edge of glory,
And I'm hanging on a moment of truth,
I'm on the edge of glory,
And I'm hanging on a moment with you,
I'm on the edge
The edge
I'm on the edge of glory
And I'm hanging on a moment with you
I'm on the edge with you
Another shot, before we kiss the other side,
Tonight, yeah baby
Tonight, yeah baby
I'm on the edge of something final we call life tonight
Alright, alright
Put on your shades 'cause I'll be dancing in the flames
Tonight, yeah baby
Tonight, yeah baby
It isn't Hell if everybody knows my name
Tonight, alright, alright
It's hard to feel the rush,
To brush the dangerous
I'm gonna run back to, to the edge with you
Where we can both fall far in love.
I'm on the edge of glory,
And I'm hanging on a moment of truth,
Out on the edge of glory,
And I'm hanging on a moment with you,
I'm on the edge
The edge
I'm on the edge of glory
And I'm hanging on a moment with you
I'm on the edge with you
I'm on the edge with you
I'm on the edge with you
I'm on the edge of glory,
And I'm hanging on a moment of truth,
I'm on the edge of glory,
And I'm hanging on a moment with you,
I'm on the edge
The edge
I'm on the edge of glory
And I'm hanging on a moment with you
I'm on the edge with you
With you
I'm on the edge with you
With you
I'm on the edge with you
With you
I'm on the edge with you
With you
To
wystarczyło, by przestali pamiętać, że jestem po stronie Śmierciożerców. Do
czasu oczywiście. Bardzo chciałam, żeby wszyscy zapamiętali mój występ, nie
tylko śpiewany, ale i ten drugi. Waleczny.
Mogłam
się bawić, ile tylko chciałam. Chwyciłam kieliszek szampana i wypiłam jego
zawartość jednym haustem. Było już ciemno, kiedy nagle jakaś srebrna gwiazda
spadła na środek złotego parkietu. Zrobiło się całkiem cicho. Pomyślałam, że to
gwiazda, ale okazało się, że to mówiący Patronus. Patronus w kształcie rysia, a
przemówił on głosem Kingsleya Shacklebolta.
–
Ministerstwo padło. Scimgeour nie żyje.
Nadchodzą.
Zaśmiałam
się, a mój głos potoczył się echem po rozległym podwórku. Ludzie zaczęli
rozbiegać się we wszystkie strony, niektórzy teleportowali się, inni uciekali
do domu. Na ciemnym, granatowym niebie pełnym gwiazd pojawiło się mnóstwo
latających postaci w czarnych szatach. Wzniosłam się kilka cali nad ziemię i
wyciągnęłam różdżkę, z której zaczęły sypać się iskry. Miałam nadzieję, że
podczas tej walki też któryś ze Śmierciożerców złapie jakiegoś członka Zakonu
czy coś…
Zobaczyłam
przedzierającą się przez tłum Hermionę, ściskając pod rękę jakiegoś grubego,
rudego chłopaka. Od razu się zorientowałam, że to Harry, tylko pod przebraniem.
Strzeliłam w nich przezroczystym promieniem, wyglądającym jak silny podmuch
wiatru. Niczego nie poczuli, ale tak właśnie miało być. Byłam ciekawa, gdzie
uciekną. A ja pójdę tam za nimi. Teraz jednak…
Nie
chciałam z nikim walczyć, tylko wywołać jeszcze większą panikę. Wśród Śmierciożerców
i osób pracujących w ministerstwie nie poznałam żadnego, kogo bym znała
osobiście. Dlatego sądzę, że Czarny Pan chciał zaprezentować mieszkańcom Nory
tylko swoją potęgę i to, że potrafi obalić Ministerstwo Magii i zaklęcia
chroniące ich dom. Eksplozje roztrzaskały złoty parkiet na kawałeczki, ludzie
przewracali się, a ja waliłam na oślep pierwszymi lepszymi zaklęciami,
wywołując tym jeszcze większą panikę.
No,
chyba wystarczy. Tak stwierdziłam jakiś kwadrans potem. Nie chciałam
uczestniczyć w przesłuchaniach, które zaraz się rozpoczną. Dlatego wystrzeliłam
pionowo w górę, z ramionami wysoko podniesionymi nad głową. Mogłam się
teleportować już z podwórka Weasleyów, ale chciałam opuścić przyjęcie w sposób
spektakularny. Pozostawiłam po sobie tylko lśniącą, złotą łunę. Kiedy byłam
jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią, deportowałam się. Zaklęcie, które
rzuciłam na Hermionę i Harry’ego przeniosło mnie na… Grimmauld Place? Wiedziałam, że nie mają oni pojęcia, że mieszka
tam Jacques. Zapewne musieli ukryć się w domu matki Syriusza. Jakieś to będzie
proste. No i Czarny Pan zasługuje na karę. Przynajmniej minimalną.
Drzwi
natychmiast ustąpiły, kiedy pchnęłam je lekko. W nos uderzył mnie znajomy
zapach kurzu i stęchlizny. Lubiłam to miejsce. Było takie mroczne i…
tajemnicze. Z historią.
W
korytarzu było ciemno, ale moje wampiryczne oczy, które w naturalny sposób były
przyzwyczajone do mroku, natychmiast zobaczyły coś dziwnego. Była to jakaś
dziwna, mglista postać, która, kiedy tylko przysunęła się bliżej, przemówiła
ochrypłym szeptem:
-
Severus Snape?
Poczułam,
że język cofa mi się do gardła. Nie zdążyłam jednak nawet przyłożyć dłoni do
ust, kiedy wrócił na swoje miejsce. Już kiedyś to poczułam. Dawno, bardzo dawno
temu. Szara, przerażająca postać sunęła w moją stronę, z rękami wyciągniętymi w
moją stronę. Przypominała mi kogoś…
-
Nie ja cię zabiłam – wyszeptałam.
Usłyszałam
na górze jakieś ruchy, dochodzące chyba z salonu. Aach, tak, w tamtym właśnie
miejscu tyle się wydarzyło. Wspięłam się po schodach, nie robiąc żadnego
hałasu. Nawet ja sama nie słyszałam swoich kroków. Nacisnęłam na klamkę i
wsunęłam się do środka. Hermiona zerwała się z kanapy, przerażona moim
widokiem. Ron wyszarpnął różdżkę ze swoich przyciasnych dżinsów, a Harry
podszedł dwa kroki w moją stronę.
-
Czego tu chcesz? Jak nas znalazłaś? – zapytał wojowniczo, i choć w jego głosie
usłyszałam silnie brzmiącą odwagę, z radością wyczułam w nim też maleńką nutkę
paniki.
-
Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Potrafiłam sprawić, że Syriusz nadal żyje,
więc odnalezienie was nie stanowiło dla mnie najmniejszego problemu – odparłam,
uśmiechając się przyjaźnie. – Nie chcę wam zaszkodzić. Przynajmniej nie teraz.
Wiecie… Czarny Pan ostatnio bardzo mnie zawiódł. Dlatego pomyślałam sobie, że
spędzę z wami kilka dni. Poza tym… Sami wiecie. Lubię gierki.
~*~
No
i kolejny rok minął. To już trzecia rocznica Siostrzenicy Czarnego Pana, a ja
mam znów zepsuty komputer. Ale spokojnie, to nic poważnego, tata na szczęście
użyczył mi swojego, abym mogła dzisiaj opublikować ten rozdział. Od pierwszego
lipca dwa tysiące dziesiątego roku napisałam niestety tylko trzydzieści jeden
rozdziałów, ale miałam w tym roku mnóstwo problemów. Chciałabym podziękować Wam
wszystkim, cieszę się, że wciąż ze mną jesteście. Pragnę zadedykować ten
rozdział wszystkim moim czytelnikom i mojemu Ukochanemu. Miał być dzisiaj nowy
szablon, ale jestem odcięta od Photoshopa, więc niestety pozostanie stary, póki
co. Już niedługo wybieram się nad morze, ale tata bierze komputer, więc mam nadzieję,
że rozdziały będą publikowane regularnie. W takim razie do zobaczenia za dwa
dni, mam nadzieję, że wytrwacie ze mną jeszcze co najmniej kolejne trzy lata xD
*
Lady Gaga „The Edge of Glory”, tu
tłumaczenie.
~Caitlin
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 17:33
Pierwsza? xD
1 lipca 2011 o 17:34
UsuńOwszem xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 17:48
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy! Gratulacje i ciągłej wytrwałości, oraz weny (której Ci nie brakuje ;))!!Rozdział wspaniały. Ach, myślę, że ludzie byli zachwyceni pokazem Sophie, a szczególnie wiadomością przekazaną przez Patronusa… :)Hmm. Tak nagle: zostanę sobie z wami. Myślę, że Ronuś nie będzie zachwycony.Czekam na ciąg dalszy! ;*
1 lipca 2011 o 18:07
UsuńDziękuję bardzo xD No, na początku Ron nie był zachwycony, ale jeszcze Sophie podziękuje xD
~Caitlin
Usuń1 lipca 2011 o 19:34
Ooooo :) A to ciekawe!No, nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam o powodzie takiego zaszczytu, jaki kopnął Sophie xD
2 lipca 2011 o 11:13
UsuńAno, w końcu zaszczyty od samego Króla Wieprzleja to nie byle co xD
~Afrodyta
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 19:43
też życzę sophie wszystkiego najlepszego :D zajebiście że dodałaś nowy rozdz ^^ . Sophie teraz jest po dobrej stronie ? (na chwilę xd) ? Ciekawe jak ukarze voldka hah ;xd pozdrawiam i weny ! no i dziękuje za wszystko co robiłaś dla mojego bloga ;*
2 lipca 2011 o 11:18
UsuńNie ma za co, uwielbiam pomagać początkującym bloggerom xD Ano, w końcu za to, co Voldek zrobił, jakaś kara się należy xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 20:44
Jestem pozytywnie zaskoczona , podobało mi się „wejście Sophie” na ślub , dobrze , że się pogodzili :) , chciałabym aby wykończyła Hermione xd zła jestem co nie? :* czekam na rozdział xd
2 lipca 2011 o 11:19
UsuńHaha, wykończenie Hermiony to nie taki zły pomysł, ale poczekajmy jeszcze xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 20:47
Dziękuje za polecenie mojego bloga , :*
2 lipca 2011 o 11:21
UsuńProszę bardzo xD
~fear
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 21:10
Rozdział naprawdę świetny. Już myślałam, że Hermiona umrze z przerażenia albo coś xD Ciekawa jestem jaka kare dostanie Czarny Pan, nie licząc chwilowego pobytu z Zakonem Feniksa. Chyba że to jest własnie kara? Wątpię zwykle kary są bardziej, hm…spektakularne? W każdym razie czekam na rozwój wydarzeń. Ach zapomniałabym! Happy Birthday to you!
2 lipca 2011 o 11:24
UsuńWiesz, karą jest już samo to, że Voldemort szuka Harry’ego, a Sophie wie, gdzie on jest i mu nie powie xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 22:56
Zapraszam na nowy rozdział nawww.the-reason-to-cry.blog.onet.plPozdrawiam ;*
~Aisha-chan
OdpowiedzUsuń2 lipca 2011 o 19:16
3 rocznica i 301 rozdział :)gratuluję wytrwałości i pomysłów.
3 lipca 2011 o 20:33
UsuńAno, nie chwaląc się, wytrwałości to ja mam dużo xD
~Magnes.
OdpowiedzUsuń4 lipca 2011 o 12:34
Na Twojego bloga wpadłam przez przypadek, trochę notek przeczytałam, i uważam, że mogę się już wypowiedzieć xD W każdym razie – strasznie podoba mi się to, że masz tyle weny do pisania (żebym i ja tyle miała… niestety mnie los obdarzył raczej słomianym zapałem), ilość notek, to że nie są takie krótkie jak na niektórych blogach, no i styl pisania (to zwłaszcza). Fajnie jest wszystko ”wyważone” tzn. trochę opisów, trochę dialogów, co sprawia, że całość przyjemnie się czyta. Na temat błędów się nie wypowiadam, bo zwyczajnie ich nie zauważam xD Jedyne co mnie gnębi to podejrzenie, że Sophie jest taką ”Mary Sue”. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona bo zbyt dużo się naczytałam fanfików z ową Mary Sue w roli głównej, ale nic nie poradzę, że odnoszę takie wrażenie. Pozdrawiam :)
4 lipca 2011 o 13:47
UsuńAno tak xD Sophie to Mary Sue, ale nie dlatego, że nie mogłam się zdecydować, jaką jej dać moc, tylko dlatego, żeby na końcu coś ukazać. Ja chciałam, żeby ona taka była. Większość osób, które tworzą bohaterów jako „idealnych” sami nie wiedzą, że tak robią. A ja właśnie tak chciałam. Na tym polega ta sztuka xD Zmienię ją, kiedy tylko będę chciała. A może tego nigdy nie zrobię? xD Zobaczymy xD
~Lamorela
OdpowiedzUsuń5 lipca 2011 o 17:16
Witam, witam i o zdrowie pytam. Po pierwsze gratuluje już ponad 300 rozdziałów, to naprawdę coś. Po drugie mam takie małe pytanko. Czy mogłabym skopiować sobie wszystkie rozdziały, będą one na użytek tylko mój, ponieważ wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu, a z chęcią sobie przypomnę co było. Fakt, że Sophie jest Mary Sue w tym opowiadaniu nie razi, przecież sam książkowy Potter jest Garym Stu, czy większość postaci w książkach jest w jakikolwiek sposób Sujkowatych. O! Nawet sam Voldi jest po części Garym Stu, bo jak to określiła pewna książka jest on tylko biednych chłopcem, który potrzebuje przytulenia. Nie dokładny cytat, ale wzięty z prawdziwej książki adresowanej do rodziców o Harrym Potterze. Życzę przyjemnych wakacji:)
5 lipca 2011 o 20:58
UsuńOk, skopiuj i czytaj, ale za plagiat ja karzę surowo xD
~Lamorela
Usuń6 lipca 2011 o 18:31
Pewnie, ale po co bym się pytała gdybym chciała to jako plagiat. Na dodatek oryginał zawsze najlepszy. Dziękuje:)
6 lipca 2011 o 18:40
UsuńHaha, ludzie są różni xD No, wiadomo, najlepiej się z oryginału czyta xD
~dth
OdpowiedzUsuń5 lipca 2011 o 21:54
Zapraszam na mojego bloga z opowiadaniem http://www.spirit-guard.blogspot.com ~ Historia opowiada o życiu chłopaka interesującego się okultyzmem i zjawiskami paranormalnymi, Doriana, którego życia diametralnie się zmienia, gdy pewnego słonecznego dnia podeszła do niego dziwna dziewczyna oznajmująca mu, że widzi podążającego za nim ducha. Jest ona tzw strażnikiem dusz. Jako wysłannik Boga, ma ona za zadanie pomagać błąkającym się po świecie duszom stać się aniołami i jednocześnie bronić przed sługami diabła, którzy próbują je pochwycić w celu zwiększenia swojej „armii”. Dusze są karane poprzez brak dostępu do nieba za popełnienie w poprzednim wcieleniu samobójstwa. Jak się później okazuje, dusza podążająca za Dorianem nie przyczepiła się go przypadkowo.
unnamed20@onet.pl
OdpowiedzUsuń5 lipca 2011 o 22:15
Panno Frozenko :D , jak lecą wakacje? :D u mnie fatalnie , jak co roku siedzę w domu , może jeszcze gdzieś wyskoczę zobaczę :P , mam takie pytanko jak się robi podstrony , bo ja się w tym nie łapię w necie nie ma dokładnych opisów xd , chce dodać bohaterów , linki itp , a nie chcę zaśmiecać bloga albumami xd , napisz u mnie xD http://tom-riddle-lord-voldemort.blog.onet.pl/
6 lipca 2011 o 08:26
UsuńAno, jakoś lecą, deszcz też leci z nieba, i to całkiem silny. Mam szablon dla Ciebie xD Prześlę Ci linki na Twojego bloga w komentarzu.
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń6 lipca 2011 o 12:22
Szablon świetny.. tylko , że jest mały problem xD nie napisałam ci , że mam drugiego bloga o innej nazwie xD http://everything-scares.blog.onet.pl/ , dałoby się jakoś zmienić ten napis ? :D ja cię przepraszam za to :D , jeżeli się nie da nie będę miała za złe ;)
6 lipca 2011 o 15:53
UsuńNiestety, nie da się, bo nie zrobiłam kopii bez adresu. Ale możesz na tego bloga dać ten szablon, a na ten drugi mogę Ci zrobić inny. Tak będzie łatwiej xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń6 lipca 2011 o 22:23
Zrobisz mi kiedyś indziej na razie zrób sobie przerwę , dziękuje za szblon , przecudny :D , nie mogę się nim nacieszyć :D , skupiam się aktualnie na postach. Staram się nie robić błędów jak na pierwszym blogu :) , jeszcze raz dziękuję życzę udanych i ciepłych wakacji ^^
7 lipca 2011 o 08:46
UsuńAno, dziś po południu nad morze wyjeżdżam, więc od Photoshopa odpocznę, bo na laptopie nie ma go zainstalowanego. Ale rozdziały będą, na douce-fleur dziś albo jutro xD
~Paulina
OdpowiedzUsuń9 lipca 2011 o 20:45
jestem zachwycona!
10 lipca 2011 o 09:07
UsuńCiesze sie xD
unnamed20@onet.pl
OdpowiedzUsuń10 lipca 2011 o 20:44
Jak tam nad morzem ? , kiedy notka , nie mogę się doczekać co tam Sophie wymyśli ;p
11 lipca 2011 o 16:11
UsuńJestem, ale obecnie leje. Wczoraj na douce-fleur dalam, na scp mam juz przepisany, jak pogoda bedzie, to opublikuje, bo na laptopie mam neta tylko na balkonie xD