13 listopada 2010

Rozdział 287

Nadeszła sobota. W żołądku od rana czułam skurcz radości pomieszanej z niepokojem. Wuj za to, w przeciwieństwie do mnie, był niesamowicie spokojny. Jakby był przekonany, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- To dziwne uczucie pomyśleć, że Potter tego wieczora będzie już martwy – powiedziałam mu.
Voldemort tylko się uśmiechnął. Tego ranka zdjął zaklęcie uniemożliwiające teleportację Śmierciożercom. Nie chciał, żeby dom Malfoyów zalała chmara jego sług, przygotowujących się do dzisiejszej wyprawy. Wciąż przecież miał tam kwaterę główną. No i tu spokojnie mógł ściągać nowo pojmanych, by ich tu torturować. Wątpię, by był przekonany o tym, że Harry Potter będzie miał zapewnioną słabą ochronę. Oni wiedzieli o nas, my wiedzieliśmy o nich, ale każdy udawał, że nie wie o przeciwniku. Tak było za mugolskich wojen i tak jest u nas.
- Na czym polecą Śmierciożercy? – zapytałam. Było tyle możliwości, a ja miałam nadzieję, że nie usłyszę: na tobie. Mogłam się wszak zmieniać w ogromną chimerę. A ja chciałam tego wieczora sobie polatać, powalczyć, poczuć się nareszcie wolną.
- Na miotłach. Ty jej nie potrzebujesz, niemniej jednak będziesz trzymać się blisko mnie – rzekł i złożył chłodny pocałunek na mojej szyi. – Chcę, żebyś widziała, jak Chłopiec, Który Przeżył ginie.

*

Wieczorem wyruszyliśmy z naszej posiadłości pod dom wujostwa Harry’ego Pottera. Lord Voldemort wyjaśnił mi, że Barty przez ten cały czas obserwował tę ulicę. Faktycznie, to by pasowało: spotkanie Syriusza, jego ciągła nieobecność od kilku dni… Pewnie się wszyscy obawiali, że wciąż spotykam się z tymi z Zakonu, jak oni ich nazywali.
Jedna z zamaskowanych postaci podeszła do mnie.
- Sophie, zwariowałaś? Co tu robisz? – spytała głośnym szeptem. Natychmiast rozpoznałam w niej Croucha. Ale nie po głosie, nie. Żaden ze Śmierciożerców nie ośmieliłby się do mnie podejść i zadać tak bezczelnego pytania, choćby nawet nie wiem, w jak dobrych byłby ze mną stosunkach. No cóż, Barty w końcu znał mnie najlepiej z nich wszystkich, mogę powiedzieć nawet, że jego pewna część ciała była ze mną bliżej, niż czyjakolwiek. Zdjęłam mu maskę i pociągnęłam go za szatę na piersiach, żeby go pocałować.
- Nie marudź, Czarny Pan zabrał mnie ze sobą. Masz się mną nie przejmować, cały czas będę z nim – wyjaśniłam mu tak cicho, by tylko on mógł to usłyszeć.
Czekaliśmy zaledwie pięć minut. Na ciemnym niebie pojawiło się ponad tuzin postaci. Śmierciożercy zareagowali natychmiast. Wzbili się w powietrze ze świstem. Okazało się, że słudzy Czarnego Pana musieli otoczyć okolicę, bo na aksamitnym niebie pojawiło się dwukrotnie więcej ciemnych postaci. Chciałam wystrzelić w powietrze, ale wuj chwycił mnie za ramię.
- Musimy czekać, aż jeden z… - urwał. Jego lewa ręka drgnęła.
Nic już mi nie powiedział, tylko wzbił się w powietrze, wciąż trzymając mnie za rękę. Z okrzykiem radości pozwoliłam poprowadzić się wujowi, nawet nie uaktywniając swojej mocy. Wiatr rozwiewał mi włosy. Czułam się wspaniale. Jakbym znalazła się w miejscu, którego nie chciałam już opuszczać. Wiedziałam, że Voldemort czuł się tak samo, oboje byliśmy w swoim żywiole. Adrenalina, strach i zwycięstwo, te zaklęcia rozjaśniające tysiącami kolorów atramentowe niebo, zawstydzające swym blaskiem gwiazdy, przemykające tuż obok nas… Przyspieszyłam, by móc zrównać się z Czarnym Panem. Objęłam go za szyję. Nie mogłam się powstrzymać, musiałam go pocałować. Właśnie dał mi jedną z najcudowniejszych przygód w moim życiu. Chciałam śpiewać, ale coś mnie od środka blokowało.

Puściłam rękę Lorda i wystrzeliłam do przodu, wirując przy tym jak na karuzeli, śmiejąc się z niczego. Jakieś zaklęcie przemknęło tuż obok mnie. Szmaragdowe, nie zaprzeczę, ale z pewnością nie mordercze. Ugodziło w postać na miotle. Większa osoba przechyliła się i zaczęła spadać. Zaskoczona zaczęłam lecieć w dół, tuż za nią. Błysnął błękit magicznego oka. Szalonooki Moody. Nie mogłam pozwolić, żeby rozbił się o powierzchnię ziemi. Wyciągnęłam różdżkę Voldemorta, błysnęło, a zaklęcie ugodziło w ciało. Poderwałam głowę w górę o zobaczyłam Pottera. Siedział na testralu za Billem Weasleyem. Rozejrzałam się dookoła. Lorda Voldemorta nigdzie nie było. Rozłożyłam ramiona, żeby zaklęcie miało większe pole rażenia. Poczułam się, jakby ogromna, gorąca siła mnie rozrywała. Jak Wielki Wybuch. Ale kiedy błękitny blask opadł, wciąż miałam swoje ciało, nadal nienaruszone i nadnaturalne.
Ktoś chwycił mnie za rękę i powiódł gdzieś do tyłu, w górę. Zimny wiatr targnął moimi włosami, porywając je do dzikiego tańca dookoła mojej twarzy. Przez moment nic nie widziałam, musiałam odgarnąć je wolną ręką. To Czarny Pan, z oczami utkwionymi w pędzącym w powietrzu motocyklu, a leciał tak szybko jak jeszcze nigdy nie widziałam. Na siodełku siedział Harry Potter.
- Co jest, do cholery…? – wrzasnęłam, ale zagłuszyła mnie kolejna eksplozja. Widziałam tego dnia już trzech Potterów, każdego z innym opiekunem i na innym latającym obiekcie.
Voldemort puścił moją rękę, uniósł różdżkę… Teraz pędziliśmy po obu stronach motocykla. Wybraniec też chciał unieść różdżkę, ale oczy miał zamknięte. Nawet gdyby miał je otwarte, nie mógłby trafić w takim pędzie.
- Jest mój! – zawołał Czarny Pan, szkarłat jego oczu zapalił się niczym podjudzony wiatrem ogień. – AVADA…!
Coś dziwnego się stało. Różdżka Harry’ego sama obróciła się mu w ręce, odnalazła Voldemorta, a z jej końca wystrzeliła słota iskra, która wybuchła jak sztuczne ognie. Jedno z jej ramion ugodziło we mnie. Czarny Pan zasłonił gwałtownie twarz obiema rękami, ja nie zdążyłam. Zderzyłam się z czymś, co przypominało szklaną szybę, tyle że bardzo gorącą i bardzo twardą. Odrzuciło mnie do tyłu. Ktoś złapał mnie w locie. Cały świat wirował, te narastające wciąż rozbłyski, wrzaski… musiałam zamknąć oczy. W końcu wszystko ustało, zewsząd ogarnęło mnie okropne ciśnienie, kalecząca uszy cisza i nieprzenikniona ciemność…

Upadłam na zimną, twardą podłogę. Usłyszałam przekleństwa, odgłosy aportację, wyczułam obecność wielu ludzi, ale wściekła osoba Voldemorta wyrzuciła ich za drzwi. Podciągnęłam się na nogi. Czułam się wciąż trochę oszołomiona po zaklęciu, które mnie ugodziło, potem to zderzenie z magiczną zaporą… ale mogłam swobodnie chodzić. Usiadłam na swoim tronie i przez chwilę obserwowałam jak Czarny Pan krąży po komnacie. W końcu odważyłam się odezwać:
- Co się stało? Przecież prawie go dorwaliśmy. I co to była za ściana?
- Nie wiem. Tego Ollivander mi nie powiedział. Zostanie ukarany – warknął i nagle zatrzymał się. Stał do mnie odwrócony plecami, kiedy wyciągnął coś z kieszeni. Usłyszałam jego ciche westchnienie.
- Sophie, chciałem… tak mi przykro – dodał.
Odwrócił się, jego twarz nie wyrażała żadnej emocji. W ręku trzymał szczątki mojej mahoniowej różdżki. Jakby ktoś przełamał ją wzdłuż pionowej linii na pół. Poczułam nieprzyjemny Skórcz w żołądku. Podeszłam do wuja i wzięłam je drżącymi rękami. Na twarzy przywołałam sztuczny uśmiech.
- Nie przejmuj się – mruknęłam, po czym schowałam jej szczątki do kieszeni szaty. – W końcu całkiem dobrze radzę sobie bez niej… Aha, chciałam ci oddać twoją.
Podałam mu różdżkę. Nie czułam do niego żalu, choć byłam do swojej bardzo przywiązana. Postanowiłam mu tego nie okazywać. W końcu miał ważniejsze sprawy na głowie, ucieczka Pottera, nowy plan…
- Może da się ją jakoś naprawić? Zapytam Ollivandera – odezwał się po krótkiej chwili, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Może – mruknęłam.
- Idź się jeszcze przespać przez te kilka godzin – powiedział cicho. – Rano porozmawiamy.
Zaprowadził mnie do swojego pokoju. Nie zapytałam go, dlaczego akurat tam, ale podejrzewałam, że miało to coś wspólnego z remontami, które prowadził w całym domu. Byłam jak wielka lalka, kiedy zdejmował ze mnie szatę i przykrywał czarną satynową kołdrą. Pocałował mnie w czoło i odezwał się jeszcze:
- Nawet jeśli nie będzie można naprawić twojej różdżki, będziesz mogła używać mojej. Już niedługo pewnie nie będzie mi potrzebna.
Nic mu nie odpowiedziałam. Wydało mi się to trochę podejrzane, co powiedział, ale nie byłam w nastroju, żeby go o to pytać. Odwróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy, a Voldemort wyszedł z pokoju.


Zbudziłam się jakoś trzy godziny później. Słońce wisiało tuż nad horyzontem, świeciło mocno, ale ciężkie zasłony były całkowicie zaciągnięte. Przez chwilę leżałam owinięta w kołdrę czekając, aż całkiem się rozbudzę. W końcu zsunęłam się z łóżka, w samej bieliźnie i zaczęłam się ubierać. Zeszłam na dół, do komnaty wuja. Zobaczyłam tam jego i Barty’ego. Nie wyglądali na zdołowanych czy zdenerwowanych, wręcz przeciwnie. Odwrócili się jak na komendę, kiedy weszłam do środka.
- Dobrze, że już jesteś. Mam dla ciebie prezent, no wiesz, za twoją różdżkę… - odezwał się Czarny Pan, podchodząc do mnie.
- Mówiłam ci, żebyś się nie przejmował. Naprawię ją sobie – mruknęłam i usiadłam na swoim tronie.
- Mimo wszystko chcę ci to dać. Wprowadzić ją!
Do komnaty weszło dwóch Śmierciożerców, tych, którzy mnie strzegli. Trzymali pod ramiona jakąś postać w zakrwawionych łachmanach. Uniosłam brwi.
- A cóż to jest? – zapytałam, zastanawiając się, o co chodziło Voldemortowi. Co mam zrobić z tą postacią? – Łup wojenny?
- Nie planowaliśmy tego. Rabastan porwał ją, myśląc, że to Harry Potter. Wpadli na pomysł, żeby, używając eliksiru wielosokowego, stworzyć siedmiu Potterów. Nie udało mi się załatwić prawdziwego, ale nic straconego. Dopadnę go, wcześniej czy później – rzekł Lord.
Kazał swoim Śmierciożercom zostawić i wyjść. Kiedy drzwi się zatrzasnęły, podszedł do leżącej twarzą w dół postaci i przewrócił ją nogą na prawy bok. Różdżką przywrócił jej przytomność. Drgnęła lekko. Miała splątane, brudne, zakrwawione włosy, brązowe zdaje się… Łachmanami zdawał się być jakiś wielki worek na ziemniaki. Kiedy uniosła głowę, poznałam w niej Hermionę Granger. Miała okropnie posiniaczone i pocięte ramiona, poobijaną twarz i rozciętą wargę. Zacmokałam cicho. Zaczęło mnie to interesować. Panna Wszechwiedząca w domu Czarnego Pana.
- Noo, to ciekawy prezent. Ale jakoś nie mam ochoty na krew szlamy. Ciekawe, czy twoi przyjaciele zauważyli już twoją nieobecność, co, Granger? A może się ucieszyli? – zwróciłam się do niej. Hermiona przyglądała mi się załzawionymi, wytrzeszczonymi ze strachu oczami. – Czarny Pan sprawił mi nie lada niespodziankę, jestem wprost zachwycona, brak mi słów.
Podeszłam do wuja, żeby podziękować mu namiętnym pocałunkiem. Chwilę po tym zwróciłam wzrok z powrotem na Hermionę.
- Nie musisz się obawiać, że cię tu ktoś zgwałci, szlamo. Wbrew powszechnym plotkom Śmierciożercy brzydzą się takimi zwierzętami, jak wy. Ale na tortury możesz liczyć – spojrzałam na Voldemorta. – Mogę z nią zrobić, co zechcę?
- Oczywiście, jest teraz twoja – przyznał, chyląc przede mną czoło. Utkwiłam niezbyt przytomny wzrok w pojmanej.
- Hmm, jest tyle możliwości wykorzystania szlamy, prawie tak jak drewna, że sama już nie wiem, na co się zdecydować – mruknęłam bardziej do siebie niż do obecnych w pokoju. – No cóż, później wymyślę, co z tobą zrobić. Niech ją zaniosą do lochu. A ja wyślę wiadomość do Weasleyów. Bo tam jest teraz Potter, nawet głupiec o tym wie. Wbrew wszystkiemu nie brak mi przyzwoitości, muszę ich poinformować, jaka radość spotkała naszą Hermionę. Barty, przynieś mi pióro i pergamin. Niech moja straż zabierze to do lochów.
Powróciłam na swój tron. Kiedy Crouch wyszedł, zostaliśmy w komnacie tylko ja, Czarny Pan i szlama. Dopiero po kilku minutach przybyło dwóch Śmierciożerców, żeby odprowadzić Hermionę do lochów. Voldemort usiadł obok mnie, oczy mu pałały.
- I co, podoba ci się ta Granger? – zapytałam, wyciągając z kieszeni dwa kawałki mojej pękniętej różdżki.
- To szlama. Nie zasługuje nawet na to, bym ją torturował.
- Och, ależ każda czynność w twoim wykonaniu jest cudownym przeżyciem, nawet Zaklęcie Cruciatus – zadrwiłam. Dopiero po chwili powrócił mój normalny ton. – Nie, chodziło mi o to, czy jest ładna.
Teraz to Voldemort uniósł wąskie brwi. Na jego twarzy pojawiło się obrzydzenie.
- Miałem już wiele kobiet. Widziałem też ich całkiem dużo. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak brzydkiej dziewczyny. No, chyba że to nie jest dziewczyna.
Mrugnęłam do niego.
- Kocham cię – wyznałam.
Dłoń, w której trzymałam mahoniową różdżkę nagle zapłonęła żywym ogniem. Rozległ się cichy trzask, a ta po prostu się scaliła. Z jej końca wystrzelił snop złotych iskier. Voldemort zamrugał szybko, ale ja uśmiechnęłam się.
- Potrzeba tylko trochę wiary w siebie, a wszystko jest możliwe. Nawet naprawa złamanej różdżki – powiedziałam mu.
- Wracaj do rezydencji Malfoyów. Przez tę szlamę zaczną szukać naszego domu, by ją odbić – rzekł Lord.
- To nie Pawiak, żeby odbijać stąd więźniów – oświadczyłam. – Szlama stąd wyjdzie, jeśli ją wypuszczę osobiście. Poza tym… To mój kosmos.

*

Ludność pogrążoną w rozpaczy i bezsilności pobudziło ciche puknięcie. Piękny, wielki ptak o złotym upierzeniu pojawił się na szczycie jednego z krzeseł, wnosząc do pokoju ciepło. Upuścił kopertę i zniknął.
- To był feniks Sophie – zauważył Remus Lupin, kiedy wszyscy rzucili się, by podnieść list. Jako pierwszy dopadł go Artur Weasley, który, z przekrzywionymi okularami po zaciętej walce o list i podpuchniętymi od łez oczami rozerwał pergaminową kopertę, wydobył z niej kartkę i odczytał na głos:

Moi kochani przyjaciele!
Czuję się w obowiązku poinformować Was, że Czarny Pan ofiarował mi w prezencie Waszą szlamę. Trafiła w nasze ręce przez przypadek, jeden z moich Śmierciożerców porwał ją, bo wyglądała jak Harry Potter. Siedmiu Wybrańców? To był głupi pomysł. No, ale mimo wszystko Hermiona Granger przebywa ze mną i czuje się okropnie. Jeszcze nie wiem, co z nią zrobimy, ale bez obaw – coś wymyślę! Granger będzie bardzo cierpieć.
Całusy,
Sophie
PS: Ron, możesz już się zacząć bać o ukochaną szlamę.

Wszyscy zamarli. Molly Weasley znów zaczęła szlochać, Potter musiał objąć Rona, który już sam nie wiedział, co ze sobą zrobić. Czy ukryć twarz w dłoniach i się rozkleić, czy wybiec z zatłoczonego pokoju.
- Harry dobrze mówił, nie powinniśmy używać eliksiru – odezwała się Tonks. Oczy miała podpuchnięte, nos czerwony. Łzy ciurkiem płynęły jej po twarzy, zwykle wściekle różowe włosy przybrały szarawy odcień.
- Obwinianie się nic nie da. Musimy odbić Granger, zanim coś jej zrobią. To Śmierciożercy, stać ich na wszystko. Nie możemy pozwolić, żeby wydobyli z niej za dużo informacji – zadudnił Moody. Wciąż nie wyglądał najlepiej po tym upadku, ale jakoś się trzymał. Był twardy. Prawie wszyscy spojrzeli na niego z oburzeniem.
- Jak możesz, przecież tu chodzi o życie Hermiony! – zawołała Molly.
- A ja uważam, że musimy zaufać Sophie – odezwał się Syriusz. Był najspokojniejszy ze wszystkich i wcale nie rozpaczał.
- Zaufać jej?! Dostała Hermionę w prezencie, może jej zrobić wszystko! – wybuchnął Ronald, odpychając Harry’ego i patrząc z nienawiścią na Blacka. Twarz lśniła mu od łez. – Ty chyba siebie nie słyszysz! Hermiona znalazła się w jaskini samego lwa, musimy ją ratować!
- I co? – Syriusz zerwał się ze złością z krzesła i zaczął krążyć po pokoju. – I co, co chcesz zrobić? Nawet nie wiemy, gdzie ich szukać, mogą być wszędzie! A jeśli znałeś Sophie, to byś wiedział, że musisz być cierpliwy i niesamowicie ostrożny! Nie zrobi krzywdy Hermionie, ona się tylko z nami droczy! A jeśli już targniesz na jej dom… Na złość NAM coś jej zrobią. Sophie jest jak kot. Pobawi się, pobawi i zostawi. Ale jeśli ją rozwścieczysz…
Wszyscy byli tak przerażeni zniknięciem Hermiony, że słowa Wąchacza ani trochę nie przemówiły im do rozsądku. Wręcz przeciwnie, patrzyli na niego, jakby zwariował. Dlatego usiadł z powrotem na krześle, ze zrezygnowaną miną. Po krótkiej chwili milczenia głos zabrał Szalonooki.
- Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna. Nie będziemy tu siedzieć bezczynnie. To kompletna wariatka, a ten jej partner, Crouch… przez rok trzymał mnie w moim własnym kufrze. Oboje są siebie warci – wycharczał.
- Nie zapominaj jednak, że ta wariatka uratowała ci kilka godzin temu życie – wtrącił Black, a jego twarz odzyskała bojowy nastrój, rumieniec wściekłości wypełzł mu na policzki.

Ron zerwał się z miejsca. Harry instynktownie zrobił to samo. Wszyscy zwrócili na nich wzrok, ale Weasley mruknął coś o świeżym powietrzu i, razem z przyjacielem, opuścili zatłoczoną Norę. Kiedy wyszli na zewnątrz, uderzyła ich rześkość letniego poranka. Ron chwycił jeden z leżących przy schodkach kaloszy i cisnął nim przez całą długość ogródka.
- Po prostu uwierzyć nie mogę – wykrztusił.
- No, ja też. Myślałem, że ją znaliśmy, a tak…
- Jej rodzina porywa naszą najlepszą przyjaciółkę – dokończył za niego rudy. Drżał na całym ciele, choć z całych sił próbował to ukryć. Harry udawał, że tego nie widzi. Klepnął go kilka razy w plecy, żeby dodać mu otuchy.
- Niczego nie zaplanujemy, dopóki Hermiony z nami nie będzie – odezwał się cicho Potter.
Jego rozpacz po porwaniu ich najlepszej przyjaciółki nie była ani w połowie tak duża, jak rozpacz Rona. I on dobrze o tym wiedział. Bardzo lubił Hermionę i zżył się z nią w ciągu tych siedmiu lat, ale od dawna podejrzewał, że Weasley czuł do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. Zawsze lepiej mu się rozmawiało z Sophie, Granger była dla niego zbyt przemądrzała. A czarnowłosa, mimo swojego chłodnego obejścia, rozumiała go o wiele lepiej. Sama praktycznie nie miała prawdziwych rodziców, była rozerwana pomiędzy dwoma światami. Harry – pomiędzy światem czarodziejów i mugoli, Sophie – Zakonu Feniksa i Śmierciożerców. Oczywiście, Ron był bezprecedensowo jego najlepszym przyjacielem.
I znów pomyślał o tych wszystkich zdradach, które się dokonały w przeciągu praktycznie czterech lat. Dumbledore był dla Sophie tak głupio dobry, ufał jej. Wspomnienie byłego dyrektora Hogwartu nawiedziło go podczas mowy Syriusza. I oto kolejny dobry człowiek uległ jej czarowi. Poczuł tak ogromny gniew… Twarz Hermiony stanęła mu przed oczami. Będą musieli ją odbić. Bez względu na wszystko.

~*~


W tym odcinku na brak akcji chyba narzekać nie możecie. Przepraszam, miałam go opublikować w Święto Niepodległości, ale mama mi nie chciała wpisać hasła na komputer. Przez cały ten tydzień, aż do piątku nic się tu nie pojawi, za dużo mam sprawdzianów w szkole, z samego polskiego dwa nam zapowiedziano. No cóż, rozdział dedykuję Wam wszystkim xD 

45 komentarzy:

  1. ~Nieśmiertelna
    13 listopada 2010 o 20:21

    ha, pierffsza! xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~House
    13 listopada 2010 o 21:33

    Wisz co? Denerwujesz mnie. Tak. MOJĄ Hermionę tak traktować. Brr. Wstydziłabyś się. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 listopada 2010 o 23:14
      Wahaha, zobaczysz, jak ją na innym blogu potraktuję xD Wtedy to mnie znienawidzisz xD

      Usuń
  3. ~Adrianna
    13 listopada 2010 o 22:04

    Na miejscu Sophie bym torturowała Hermionę,albo dałabym napalonym zboczeńcom xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 listopada 2010 o 23:13
      Nie! Jak można tak zranić napalonego zboczeńca?! Hermionę do lochu wtrącić i niech tam siedzi.

      Usuń
  4. ~Doska
    13 listopada 2010 o 22:56

    Moody swoim komentarzem o parce mnie rozwalił xD widzę, że trochę pozmieniałaś akcję, ale w sumie cieszy mnie to, bo lubię Szalonookiego, który w twoim opowiadaniu nadal żyje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 listopada 2010 o 23:10
      Ja ogólnie mam problem z tym, że Rowling zabija niektórych bohaterów. Bellę np. Ze śmiercią Voldka za to nigdy w życiu się nie pogodzę, tak samo Syriusza, Belli i Snape’a.

      Usuń
  5. ~olka
    13 listopada 2010 o 23:04

    To teraz Harry będzie miał problem,jak uwolnić Hermionę………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 listopada 2010 o 23:08
      No, sam chyba nie wlezie do domu Voldemorta, bo by go ukatrupili.

      Usuń
  6. ~Adrianna
    14 listopada 2010 o 00:25

    Dlaczego tak sądzisz,że to by zraniło napalonego zboczeńca? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 listopada 2010 o 10:38
      No, przecież to Hermiona, nie?

      Usuń
  7. ~nicole .
    14 listopada 2010 o 08:48

    Czemu do jasnej ciasnej, szlama jeszcze żyje?!Przecież ona obleśna jest no!Frozen, mogłabys rozpatrzyc mój wniosek? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 listopada 2010 o 10:39
      Whahahaha, musi jeszcze żyć, żeby ją można było torturować xD

      Usuń
  8. ~Adrianna
    14 listopada 2010 o 12:40

    Fakt. To Hermiona xD . Nawet zboczki by nie chcieli jej tknąć xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 listopada 2010 o 22:16
      No, więc sama widzisz. Nie rozumiem, dlaczego na niektórych blogach Hermiona podrywa Dracona, Lupina… nawet Snape’a!

      Usuń
    2. ~Adrianna
      14 listopada 2010 o 23:41

      Wiesz czemu? Bo piszą własną wersję H. Pottera i różne bzdury wymyślają.

      Usuń
    3. 15 listopada 2010 o 16:42
      Nie własną, tylko zmutowaną. Jeszcze czasy nadejdą, że będą Rona z Bellatriks łączyć.

      Usuń
    4. ~Atramentowa
      16 listopada 2010 o 21:51

      Lupina! Bożyszcze Jedyny, jak Hermiona śmie podrywać Lupina?! Przecież on na nią nie zasługuje!

      Usuń
    5. 19 listopada 2010 o 14:42
      A podrywała kiedykolwiek? Ja jakoś nie zauważyłam, może dlatego, że patrzeć na nią nie mogę.

      Usuń
  9. ~angi_414
    14 listopada 2010 o 17:32

    hej! mogłabyś mnie informować o nowych notkach na wszystkich swoich blogach?? 213 46 39. Byłabym baardzo wdzięczna ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 listopada 2010 o 22:16
      To Twój numer gg?

      Usuń
    2. ~angi_414
      20 listopada 2010 o 23:00

      nom. ;D

      Usuń
    3. 25 listopada 2010 o 16:12
      Ok, jak się na swój komp dostanę, to napiszę.

      Usuń
  10. ~Lav i Pav
    14 listopada 2010 o 17:33

    Chcesz wiedzieć co myślą o tobie inni? Czy jesteś głównym obiektem plotek w Internecie? Zgłoś się do oceny na http://www.oceny-lav-pav.blog.onet.pl My powiemy ci prawdę! PS: Tekst wielokrotnie powielany, nie traktuj go jako spam lecz reklama typu zaistnieć w sieci :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Adrianna
    15 listopada 2010 o 19:57

    A ty wymyśliłaś postać Sophie,czy ona już istniała w HP?

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Adrianna
    15 listopada 2010 o 19:57

    A ty wymyśliłaś postać Sophie,czy ona już istniała w HP?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2010 o 13:27
      Jak śmiesz! xD Wymyśliłam ją gdzieś około przedszkola, ale wtedy nazywała się inaczej. Tak samo jak Ghostowie. No i Sophie ma po części kilka moich cech, np dawniej oczy, włosy, wiele cech charakteru… Każda z moich postaci ma coś ze mnie xD

      Usuń
    2. ~Adrianna
      16 listopada 2010 o 20:33

      Bez urazy…. Ja nigdy nie czytałam i nie oglądałam HP,więc nie wiedziałam xD .

      Usuń
    3. 19 listopada 2010 o 14:41
      To żałuj, dziś jest np premiera ostatniej części Pottera. Tzn, Insygnii Smierci, podzielonej na 2 części, dziś 1 część, w lipcu druga. Pfff, miałam jutro do Rzeszowa na Pottera jechać, bo w moim mieście Bóg wie kiedy się pojawi, ale nie miałam dostępu do kompa i rezerwacji nie zrobiłam.

      Usuń
    4. ~Adrianna
      19 listopada 2010 o 15:06

      A niedługo w necie będzie…przeważnie tak jest,że parę tygodni po premierze filmy są w sieci xD .

      Usuń
    5. 20 listopada 2010 o 11:53
      Mnie tam i tak oglądanie filmów kręci najbardziej w kinie. Później już mogę w domu, ale w kinie pierwsze xD

      Usuń
  13. ~Anyone
    18 listopada 2010 o 19:30

    Skąd bierzesz tyle weny? Podziwiam cię. Piszę trzy opowiadania, ale notki dodaję średnio co miesiąc. Ty też masz szkołę, więc jak dajesz radę pisać tyle opowiadań, robić to regularnie i do tego się uczyć? PS Cierpisz na bezsenność? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 listopada 2010 o 14:39
      Od czasu do czasu nie mogę spać, ale to chyba związane jest ze stresem. Ogólnie to mam bardzo lekki sen, wszystko może mnie obudzić, budzę się średnio cztery razy w środku nocy. Cóż, nie jest to kwestia weny, tylko dyscypliny. Nie tracę czasu, moje pisarstwo jest już na takim poziomie, że wena nie ma tu nic do gadania.

      Usuń
    2. ~Anyone
      19 listopada 2010 o 17:47

      Rozumiem. Co cię motywuje?

      Usuń
    3. 20 listopada 2010 o 11:50
      Pisanie to całe moje życie. Motywuje mnie wszystko. Jeśli mnie ktoś wkurzy, to chcę pisać, jeśli jestem z czegoś zadowolona, to też piszę, temat tego, co piszę zależy właściwie od nastroju.

      Usuń
    4. ~Adrianna
      21 listopada 2010 o 13:53

      O co dokładnie chodzi z tą dyscypliną pisania?

      Usuń
    5. 25 listopada 2010 o 16:07
      Po prostu trzeba się za siebie zabrać, a nie mamrać, jak to się czasu nie ma. Organizacja i dyscyplina.

      Usuń
  14. ~Caitlin
    21 listopada 2010 o 20:50

    Ach, czemu nikt nie słucha Syriusza?No, Sophie się dostał ładny kawałek chleba ;)Rozdział świetny, mimo że może nie „kipi” akcją ;)Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 25 listopada 2010 o 16:11
      Wiesz, kpić akcją to będzie następny rozdział xD No, może tylko jednym wydarzeniem, ale za to jakim… xD

      Usuń
  15. ~Anyone
    21 listopada 2010 o 21:43

    Zdradzisz mi sekret swojej ogromnej popularności? Oprócz tego, że masz talet…? Jak się dobrze zareklamować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 25 listopada 2010 o 16:09
      To wszystko zależy od tego, jak długo i regularnie piszesz. Jeśli notkę raz na pół roku dodajesz, to wiesz, nie ma co liczyć za bardzo na dobrą reklamę i opinię.

      Usuń
  16. ~P@protk@
    22 listopada 2010 o 15:49

    Uff… Skończył mi się szlaban xD. Mam dwa rozdziały do przeczytania… Szybko nadrobię :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 25 listopada 2010 o 16:05
      No, ja zaś nie wiem, kiedy napiszę coś, bo mam zmienione hasło, postaram się w weekend, ale nie obiecuję.

      Usuń
  17. Krunich
    24 listopada 2010 o 10:30

    [SPAM]Kiedy szkoła jest już nie do wytrzymania, kiedy młodsze lub starsze rodzeństwo przejmuje z premedytacją nasz pokój, a my jesteśmy wykończeni… Zostaje nam PSA. Polska Szkoła Artystyczna już od dawna jest wytchnieniem dla naszych problemów i choć z trudnościami, przeżyliśmy i będziemy żyć.Ale Wy, drodzy nieznajomi, jesteście dla nas największą nadzieją. Może czas uwolnić swój talent i wskoczyć na morze pełne romansów, kłótni i przyjaźni?[polszkart.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń