9 listopada 2010

Rozdział 286

Mało zjadłam tego wieczora. Bałam się, że Barty’emu mogło się coś stać. Niby zagrożeni byli przeciwnicy Czarnego Pana, ale jego zwolennicy też nie mieli lekko. Wystarczyło spojrzeć na mnie! Tej ochrony jeszcze tydzień temu nie było! A jeśli już mowa o grupie tych oszołomów… Zwykle większość Śmierciożerców darzyłam przyjaznym uczuciem, reszty albo nie znałam, albo po prostu tolerowałam. Trzeba mi było naprawdę zaleźć za skórę, żeby mnie do siebie zniechęcić. Nawet Glizdogona lubiłam. To idiota i tchórz, ale był całkiem przyjazny. A ci Śmierciożercy posiadali chyba niezwykły dar denerwowania mnie. Wpadli w jakąś paranoję, wszędzie widzieli przeciwników Lorda Voldemorta. Według nich nawet w łazience planowano zamach na moje życie! I gdzie tu logika?

Po kolacji wróciłam do swojej sypialni. Położyłam się na brzuchu i wyciągnęłam spod łóżka pamiętnik Syriusza. Chciałam dowiedzieć się trochę więcej o czasach, w których Potterowie jeszcze żyli, a moi rodzice byli normalni. W czytaniu przeszkodziły mi jakieś hałasy za drzwiami. Kilka przekleństw, potem huk i odgłos padającego na podłogę ciała. Chwilę potem rozległo się pukanie. Do sypialni wszedł Bartemiusz z pokaleczoną twarzą i zakrwawionymi dłońmi. Włosy miał pozlepiane zakrzepniętą krwią, całą szatę w kurzu. Wyglądał na zmęczonego, ale uśmiechał się dobrodusznie, jak zwykle.
- Już się bałam, że coś cię zatrzymało - odezwałam się pierwsza, wstając z łóżka. Pamiętnik Syriusza wepchnęłam dyskretnie do szuflady w szafce nocnej.
- Przecież wiesz, że zrobiłbym wszystko, by się z tobą zobaczyć – rzekł. Podeszłam do niego, ale nie pozwolił mi się nawet dotknąć. – Poczekaj chwilę, muszę się umyć, wyglądam strasznie.
- Wręcz przeciwnie. Dla wampira wyglądasz bardzo apetycznie – odpowiedziałam, ale wskazałam mu drzwi do łazienki.
Kiedy brał prysznic, usiadłam na łóżku. Co takiego robił, że wrócił taki pokrwawiony? Na pewnie nie zrobił nic mojej ochronie, to nie była świeża krew, wiem, co mówię. W końcu jestem w tych sprawach ekspertem. Oczywiście, będę go musiała o to zapytać. Ale czy warto się łudzić, że mi cokolwiek odpowie? Skwituje moje pytanie albo słowami „Czarny Pan zabronił cię informować”, albo „Jesteś na to za młoda”. Do cholery, robią ze mnie dziecko, a i tak całe ich powodzenie może legnąć w gruzach, jeśli będę miała taki kaprys. W końcu dzieciom wolno. Nie zapominajmy też, że mam przecież znajomości. Z tej całej zbieraniny Śmierciożerców to ja najlepiej znam nieśmiertelnych.

Barty wyszedł z łazienki kwadrans później. Włosy miał nadal mokre, ubrany był jednak w śmierdzący dymem, skórzany płaszcz. Jego nabijane ćwiekami buty pokrywały plamy krwi.
- Po co się ubierałeś? Przecież i tak to z ciebie ściągnę, więc co za różnica, czy wyjdziesz nagi czy ubrany? – zapytałam. – Skąd się wzięła ta krew?
- Miałem pewne kłopoty. Ale już jest wszystko dobrze – te słowa okazały się bardziej irytujące niż myślałam. Postanowiłam jednak dać mu trochę czasu. W końcu mi powie.
Crouch położył się obok mnie na wznak.
- Możesz mi to zlikwidować? – poprosił, wskazując na rany na twarzy. Bez słowa pochyliłam się nad nim i rozcięłam sobie dłoń zębami. Kiedy moja krew dotykała jego ran, te natychmiast się zrastały.
- Kto cię tak pokaleczył? – zapytałam, kiedy już skończyłam i się wyprostowałam. – Jeśli wilkołak, to będą się otwierać.
- Nie, nie wilkołak. Spotkałem się z Syriuszem Blackiem. Ale nic mu nie zrobiłem, może trochę się pobiliśmy. Gdyby nie ty, zabiłbym go bez mrugnięcia oka. To irytujący sukinsyn – westchnął zrezygnowany.
- Słuchaj, nie chcę, żeby mu się coś stało. Dobrze wiem, że jesteś od niego lepszym czarodziejem. Tylko co Syriusz tutaj robił? Przecież kupił dom w Anglii. Może cię śledził?
Bartemiusz zaśmiał się, słysząc to. Dopóki mi nie wyjaśnił, nie mogłam dociec, co go tak rozbawiło.
- W połowie się z tobą zgodzę. Śledził mnie, więc musiałem go jakoś przepędzić. Ale raczej daleko do domu nie miał, skoro mieszka w Anglii. My teraz też tam jesteśmy – rzekł i znów parsknął śmiechem, tym razem na widok mojej miny.
Malfoyowie mieszkają w Anglii? Nigdy nikt mi o tym nie powiedział! I ja sama nie przebywałam tutaj na tyle długo, żeby jakoś to zauważyć. W końcu ani specjalnie nie zmienił się klimat, ani nikt nie mówił przy mnie po angielsku… Chociaż co do tego drugiego miałabym wątpliwości, większość Śmierciożerców to Anglicy, rzadko mówią po polsku.
Żeby ukryć zażenowanie, pochyliłam się nad Bartym i zaczęłam go całować. Dawno tego nie robiłam, nic jednak dziwnego, skoro albo Crouch był na supertajnej misji, albo ja byłam zajęta planowaniem koncertów i innych głupot. Męczyło mnie to. Chciałam przez kilka dni odetchnąć od tej wojny. Te chwile, które spędziłam w domu Syriusza były naprawdę cudowne. Mogłam spokojnie leżeć i gapić się w sufit bez obaw, że ktoś za chwilę będzie czegoś ode mnie chciał. Też kiedyś będę miała takie mieszkanie. Na skraju lasu albo lepiej w jego wnętrzu, z dala od ludzi i kłopotów. Najchętniej zamieszkałabym w nim z Bartym. Domyślałam się, że on w sercu też pragnie chwili spokoju. Ze mną by to osiągnął. Jeśli oboje przeżyjemy tę wojnę, postaram się, żeby tak się stało.

- Sophie, chciałem ci coś jeszcze powiedzieć. To niby tajemnica, ale nie jesteś już dzieckiem, więc chyba nic się nie stanie – odezwał się Crouch, kiedy na chwilę się od niego odsunęłam, żeby się móc rozebrać. – Pamiętasz, jak to było za czasów, kiedy ogłoszono Turniej Trójmagiczny? Wiem, że dla ciebie to mało interesujące, przeżyłaś już tyle, że jakiś tam turniej nie jest już tak ekscytujący… Ale trzysta lat temu, trochę wzorując się na Turnieju Trójmagicznym, stworzono Siedmiobój Magiczny. Słyszałaś o tym? Nie? No więc, jest siedem konkurencji. Zwykle brało w tym udział siedem szkół. Dumbledore nigdy nie zgłaszał Hogwartu, za bardzo kochał swoich uczniów. Ale teraz, kiedy nie jest już dyrektorem, a szkołą władać będzie ktoś inny… Siedmiobój organizuje się co siedem lat i to jest właśnie ten rok. Hogwart dostał taką propozycję, a Severus się zgodził…
- Zaraz, zaraz… Snape jest nowym dyrektorem szkoły? – przerwałam mu.
- Nieoficjalnie. Ale proszę cię, nie mów nikomu. Przez kilkanaście dni Hogwartem rządziła ta cała McGonagall, ale Czarny Pan oddał szkołę w ręce Severusa. Teraz ustrój się całkowicie zmieni, ale ty nie musisz się o nic martwić – odpowiedział szybko i pocałował mnie w szyję.
- Dlaczego nie traktujecie mnie jak innych? – zapytałam ze złością. – I co z tym Siedmiobojem?
- Jest siedem konkurencji. Wszystko zaczyna się w siódmy dzień miesiąca, Pierwsze Zadanie ustalone jest na październik. Każde zadanie odbywa się w innej szkole – wyjaśnił, ignorując moje pierwsze pytanie. – Wybiera się jednego uczestnika, nie wiem do końca, jak, ale szkoła ma jednego reprezentanta. Nie da się oszukać tak, jak w Turnieju Trójmagicznym, bo nie ma żadnych magicznych kontraktów. W dniu wyboru można zrezygnować. Severus ma nadzieję, że weźmiesz udział.
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- No nie wiem, musisz mnie przekonać – odpowiedziałam cicho.
Barty zdjął zniszczoną szatę. Na wszelki wypadek zamknął drzwi różdżką, gdyby komuś zachciało się nam przeszkodzić. Jak zwykle, był niesamowicie opanowany. Może trochę za brutalny, ale musiał wyczuć, że mi się to podobało. Uwielbiałam zapach jego włosów, skóry… Aromat tylko niektórych śmiertelników doprowadzał mnie do ekstazy. A tak dokładniej, to było ich naprawdę niewielu.
Chwyciłam go za ramiona, kiedy wbił się we mnie po raz pierwszy. Wiele razy już się kochaliśmy, ale za każdym razem stawałam się w jego objęciach bardzo słaba, jakby moja moc i wampiryczna, starożytna siła opuszczały mnie na ten jedyny akt w moim życiorysie. Mógł ze mną zrobić, co chciał, a ja nie protestowałam, nawet mnie to cieszyło, że w końcu w czymś jest ode mnie silniejszy. Być może nauczyłam go tego spokoju. Ja sama potrzebowałam więcej czasu, by odczuć rozkosz płynącą z seksu. Nigdy mu tego nie powiedziałam, uraziłabym przy tym jego męską dumę.
- Przekonałeś mnie – udało mi się z siebie wyrzucić. Odpowiedział na to mocniejszym pchnięciem. Ukrył twarz w moich włosach, oplatających się dookoła mojego lewego ramienia.
Jeszcze tylko chwilę, czułam to już. Pocałuje mnie w czoło, jak zwykle i wróci do swojego pokoju, żeby rano nie zastała go tu Narcyza, mająca przynieść mi kubek gorącej czekolady, gdyż, według niej, przepracowuję się. Z przeciągłym jękiem doszłam kilka sekund później, wbijając paznokcie w ramiona Barty’ego. Przez chwilę leżeliśmy tak, dysząc ciężko i dochodząc do siebie po tym. W końcu Crouch, odzyskawszy szybciej ode mnie siły, zsunął się na poduszki i objął mnie drżącym lekko ramieniem. Przytuliłam się do niego, jak zwykle. Crouch sięgnął drugą ręką gdzieś na podłogę, z kieszeni szaty wyciągnął coś małego, cienkiego i zapalił to coś różdżką. Po zapachu poznałam, że to papieros. Nie znosiłam tego zapachu. Oczywiście, sama paliłam kocimiętkę, ale to co innego. Zapachu nikotyny nie trawiłam.
- Co ty robisz, przestań – skarciłam go. Podciągnęłam się gwałtownie na łokciu, wyrwałam mu z ust papieros, zgniotłam go w pięści i wyrzuciłam gdzieś na podłogę. – Nie pocałuję cię już, jeśli nadal będziesz to palił.
- Przepraszam, ale ostatnio mam bardzo stresujące dni – odpowiedział i wypuścił z płuc ostatnią smugę dymu.
- Ale to chyba nie było stresujące? – zapytałam go.
Nic nie odpowiedział, tylko pocałował mnie w policzek i szczelniej nakrył nas kołdrą.
- Zostanę z tobą dzisiaj, bo nie będzie mnie przez kilka dni – odezwał się po krótkiej chwili. Oczywiście, nie było sensu pytać go, dokąd się wybiera. I tak by mi nie powiedział. Może się obawiał, że pójdę za nim albo znajdę go w tym miejscu, do którego wysyłał go Czarny Pan… Nie zrobiłabym niczego przeciw jego woli, chciałam po prostu wiedzieć. Barty ułożył mnie na sobie, przeważnie właśnie tak zasypialiśmy. Przez chwilę czułam, jak jego dłoń gładzi moje plecy, dopóki jej właściciel nie pogrążył się we śnie.

*

Ktoś zapukał, po czym wszedł do pokoju. A konkretniej weszła. Na tacy niosła kubek z parującą czekoladą. Przed drzwiami zobaczyła nieprzytomnego Śmierciożercę, jednego z moich strażników. Spałam dość dobrze tej nocy, a kiedy rano się obudziłam, nie chciałam jeszcze otwierać oczu. Dokładnie słyszałam rytmiczne bicie serca Barty’ego, jego spokojny oddech, unoszącą się klatkę piersiową tuż pod moim policzkiem. Kiedy jednak ktoś wszedł do mojej sypialni, musiałam otworzyć oczy. Narcyza zatrzymała się w drzwiach trochę zaskoczona.
- O co chodzi? – zapytałam, podnosząc się, żeby spojrzeć na tarczę zegara, stojącego koło komody, na której blondynka postawiła kubek z czekoladą.
- Przyniosłam ci… Co się stało tamtemu Śmierciożercy?
Zerknęłam na leżące za progiem ciało i wzruszyłam ramionami.
- Barty musiał tu jakoś wejść – stwierdziłam.
Crouch poruszył się. Sekundę później otworzył oczy. Kiedy zobaczył Narcyzę, o mało mnie z siebie nie zrzucił. Podciągnął kołdrę prawie pod brodę, a na jego twarz wypłynął błyskawicznie rumieniec zażenowania. Narcyza uśmiechnęła się lekko, z pewnego rodzaju drwiną, kiedy mu się przyglądała. Jej następne słowa nie pomogły mu.
- Ach, to tłumaczy te podejrzane odgłosy – mruknęła. – No cóż, zostawiam was. Bartemiuszu, Yaxley oczekuje cię w salonie.
Skinęła lekko głowę przede mną, po czym opuściła komnatę. Było dość wcześnie, ale niespodziewana wizyta Narcyzy w moim pokoju spowodowała, że senność całkowicie nas opuściła. Crouch jednak był trochę bardziej zestresowany ode mnie. Usiadł na łóżku i odetchnął kilka razy. Ze sterty szat wygrzebałam różdżkę Czarnego Pana i wyczarowałam nią filiżankę kawy. Podałam ją Barty’emu mając nadzieję, że się uspokoi. Nie chciałam, żeby jeszcze mnie opuszczał. Sama wzięłam z szafki nocnej kubek z czekoladą i upiłam łyk.
- Jestem pewien, że powie Lucjuszowi. A Lucjusz Draconowi – odezwał się w końcu Bartemiusz i opadł z powrotem na poduszki.
- No to co? To nasza sprawa, wątpię, czy Malfoyowie byliby zadowoleni, gdybym weszła do ich sypialni i zastała ich w pozycji poziomej. No i chyba mieliśmy szczęście, bo mogli równie dobrze wejść w trakcie – parsknęłam śmiechem. Jakoś teraz nasza sytuacja wydała mi się zabawna.
Wstałam z łóżka, otworzyłam szafę i zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu jakiegoś ubrania na dzisiejszy dzień. Mimo że byłam całkiem naga, nie odczuwałam wstydu z dwóch powodów. Barty widział mnie taką już wiele razy, no i miałam tak długie włosy, które mogły całkiem sporo zasłonić. Wątpię, by Crouch odważył się wyjść z łóżka, nie mając nic na sobie. Utkwiłam w nim wzrok, oczekując, aż coś zrobi. Mógł chociaż poprosić, żebym się odwróciła, ale nie. On tylko leżał i również mi się przyglądał. W końcu przemówił z ciężkim westchnieniem:
- Słuchaj, mogłabyś mi pomóc? Jakbyś nie zauważyła, nie mam czystego ubrania. A tak nie przejdę przez cały korytarz, żeby po nie pójść.
- Nie musisz się jeszcze ubierać. Tak szybko chcesz mnie zostawić? – spytałam.
Odrzuciłam wybrane ubranie i padłam z powrotem na łóżko. Wdrapałam się na Croucha i zaczęłam go całować. Mimo że ważny Śmierciożerca czekał na niego w salonie, nie zaprotestował, wręcz przeciwnie, odpowiedział z takim samym entuzjazmem, jak wczorajszego wieczora. Przetoczył się na mnie, ale zanim zdołał cokolwiek zrobić, do pokoju wszedł kolejny gość.
- Wiesz co, Crouch, zamiast się wylegiwać, mógłbyś zejść łaskawie na dół…
Mężczyzna urwał, a na jego twarzy wykwitły czerwone plamy zażenowania. Poznałam go bezproblemowo, to był Yaxley. Barty szybko odwrócił głowę w stronę drzwi. Musiałam bardzo się wytężyć, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok wyrazu jego twarzy. Przyłapanie mnie w tak dwuznacznej sytuacji przez jednego z moich i Czarnego Pana sług jakoś mało mnie obeszło, w końcu żaden z nich nie mógł powiedzieć na mnie złego słowa. Ale Bartemiusz cieszył się, póki co, dobrą opinią, więc powiedziałam Yaxleyowi:
- Matka nie nauczyła cię pukać? Jakim prawem wchodzisz do mojego pokoju?
- Ja… ja przepraszam, nie wiedziałem, że panienka tu sypia, to już się nigdy nie powtórzy… - wyjąkał przestraszony nie na żarty Śmierciożerca, wycofując się.
- W to nie wątpię – mruknęłam. Kiedy Yaxley wyszedł, zwróciłam się do Bartemiusza: - Przepraszam, że tak wyszło.
Jeszcze raz go pocałowałam, ale Crouch nie był w nastroju na jakiekolwiek czułości z mojej strony. Podniósł się z łóżka i, owinąwszy się najpierw kołdrą, zaczął zbierać z podłogi swoje zniszczone ubrania. Obserwowałam, jak naprawia i czyści sobie podarte szaty. Ta czynność zajęła mu coś ponad kwadrans. A gdyby poprosił mnie o pomoc, zrobiłabym to w ciągu sekundy. No cóż, jego strata.
- Ubierz się, zanim ktoś tu znowu przyjdzie – poradził mi, kiedy już zbierał się do wyjścia.
- Następnym razem będziesz musiał zamknąć drzwi – odpowiedziałam wymijająco i mrugnęłam go niego.

*

Tego samego dnia wybrałam się do domu wuja. Wiedziałam, że nie będzie chciał spędzać całych dni we dworze Malfoyów. Kiedy weszłam do jego komnaty, zobaczyłam Czarnego Pana, stojącego przy kominku, tak że widziałam jego lewy profil.
- Tak myślałam, że cię tu zastanę – odezwałam się, a Lord Voldemort podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Nie powinnaś tu przychodzić. Zwłaszcza bez ochrony – rzekł.
- Stęskniłam się za tobą. A ta cała moja straż jest kompletnie nieprzydatna. Barty dostał się do mojego pokoju bez problemu.
Podeszłam do wuja, a on objął mnie ramieniem. Był to zupełnie inny dotyk, jaki znałam. Wyczułam w nim to samo przywiązanie, tę samą namiętność, ale była w nim jakaś stanowczość, której jeszcze mi nie okazał. Byłam za niska, by położyć głowę na jego ramieniu, więc oparłam ją o bok.
- Bartemiusz jest jednym z najlepszych czarodziejów, jacy mi służą. Sam go szkoliłem, więc nie można się temu dziwić. Czwórka zwyczajnych Śmierciożerców nie jest w stanie go powstrzymać, żeby się z tobą zobaczyć. Ale za to członkowie Zakonu Feniksa na przykład – tu zaśmiał się złośliwie, a w jego czerwonych oczach zapłonął żar – nie pokonaliby ich tak łatwo.
Jego ręka zsunęła się z mojej talii, a on sam odwrócił się i odszedł kilka kroków, żeby usiąść na swoim tronie. Dopiero teraz zobaczyłam, jak jest zmęczony i strapiony tym wszystkim. Podeszłam do niego, żeby zająć miejsce na jego kolanach i opleść ramionami jego szyję.
- Co teraz zamierzasz? – zapytałam, mając na myśli Harry’ego Pottera.
Voldemort nie odpowiedział od razu. Chciał sprawić wrażenie, że obmyśla, jak mi to wszystko jasno wyjaśnić, ale ja wiedziałam, że musiał najpierw przemyśleć, ile może mi powiedzieć.
- Severus powiedział mi, kiedy Pottera przenoszą do nowej kwatery. Dopadniemy go w przyszłą sobotę – powiedział w końcu. Tak, to wiedziałam. I co z tego? Voldemort nie pozwoli mi wybrać się z nim, nie zezwoli na to. Dobrze wiedział, że w głębi serca nie chcę śmierci Wybrańca. I może właśnie tego się obawiał. Że zdradzę go na oczach tych wszystkich ludzi, nie tylko Śmierciożerców, ale i członków Zakonu, na oczach samego Chłopca, Który Przeżył. Mogłam oszukiwać jego popleczników, ale nigdy by mi nie wybaczył, gdybym oszukała jego samego. Mimo wszystko nie poddałam się. Zadałam to pytanie.
- Chciałabym ci towarzyszyć. Zezwolisz na to?
Voldemort zmierzył mnie oceniającym spojrzeniem. Była to decydująca chwila. Jego wąskie wargi wykrzywił triumfalny uśmiech, a szkarłatne oczy zalśniły w półmroku.
- Powoli uczysz się, że należy być mi posłusznym. Wtedy zyskasz o wiele więcej. Pytając mnie o zdanie zasłużyłaś sobie na to – rzekł, a jego dłoń przesunęła się w kierunku mojego policzka. Owinął sobie kosmyk czarnym włosów dookoła palca i dodał. Ale były to słowa już nie tak ostre i brutalne, jakimi częstował mnie, od kiedy postanowiliśmy już przed sobą nie udawać: - Jesteś moim największym skarbem, dzięki tobie czuję się, jakbym znalazł osobę, która rozumie mnie tak, jak nikt inny. Nigdy nie szukałem przyjaciela, nie potrzebowałem go. Ale teraz, kiedy już poznałem dzięki tobie to uczucie, nie mógłbym już się pogodzić z jego utratą. Możesz się denerwować, bo nie pozwalam ci na pewne rzeczy. Gdybyś wiedziała to, co ja teraz wiem… Jesteś bardziej krucha, niż ci się wydaje.
Zacisnęłam ręce na szacie, a twarz ukryłam w zagłębieniu jego szyi. Zauważyłam, że łączyła nas jakaś dziwna więź. Której nie mogliśmy się pozbyć, choć szarpaliśmy jej nitki wielokrotnie. Była jak feniks, wciąż odradzająca się z płomieni, by trwać tak przez wieczność.

~*~


Muszę powrócić chyba do zapomnianego już chyba przez Was rytmu. Rozdziały co dwa dni. Szanse są marne, zwłaszcza teraz, ale zepnę się i może mi się uda. Wiecie, mogłabym już od razu przejść do akcji, ale świadomość, że jest to już siódmy tom „Pottera”… To bolesne. Może dlatego tak wciąż odkładam pisanie rozdziałów. Musiałam zmienić ten szablon, był okropny. Ten też nie zachwyca, ale przynajmniej kolory są lepsze. Dedykacja dla Destruo. :*

23 komentarze:

  1. ~Jaenelle
    9 listopada 2010 o 21:05

    Pierwsza! po raz pierwszy. Ide czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Jaenelle
    9 listopada 2010 o 21:31

    Hmm, Voldek mnie zadziwił swoimi słowami. Nie miałam zielonego pojęcia, że jest zdolny do takich wyznań xD Nie musze chyba mówić, że rozdział jest jak swykle the best, prawda? Ciekawa jestem co wyniknie dalej. Czekam baaardzo niecierpliwie. [historia-hogwartu] xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 listopada 2010 o 21:33
      No nie? Jest taki, jaki powinien być Voldemort. Nieprzewidywalny.

      Usuń
  3. ~Atramentowa
    9 listopada 2010 o 22:50

    Rozdział był świetny. :D Stęskniłam się za Bartym, haha. :D Ja bym go mogła mieć co notkę, tak szczerze powiedziawszy. :P Uwielbiam go, a jeszcze to jego zmieszanie na wejście Cyzi i Yaxley’a to już w ogóle było zabójcze. xD Haha, ale Sophie miała ubaw. :PAle zakłopotany Barty to taki słodki Barty… <3Cud, miód i orzeszki. xDChyba za bardzo Ci słodzę.. :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 listopada 2010 o 16:13
      Whahaha, jeszcze lepsze motto, niż z tej reklamy: Bo zdrowe dzieci to szczęśliwe dzieci xD

      Usuń
  4. ~olka
    9 listopada 2010 o 23:37

    Fajny rozdział i ładny szablon…………Narcyza i Yaxley chyba nie wygadają wszystkim tego co widzieli?………….Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Alaa
    11 listopada 2010 o 15:33

    Jakiś czas temu zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, od samego początku, codziennie po 10 odcinków ;p Jest całkiem niezłe, więc mam zamiar je czytać i czytać xd Nawet nie zauważyłam kiedy, a jestem już na etapie odcinka 260. Teraz zacznę to robić wolniej, bo już niewiele ich zostało a nie chcę musieć czekać na kolejne xd Tak więc odcinka 286 nie skomentuje bo nie wiem o czym jest, ale poprzednie bardzo dobre. Komentarz postanowiłam napisać, bo chciałam pochwalić szablon. Według mnie jest po prostu rewelacyjny – w ostatnim czasie lepszego nie widziałam. Pasuje świetnie: ciemne kolory, rozwiane włosy, emocje tej postaci no i skrzypce – już wyobrażam sobie wydawane przez nie dźwięki ;) Idealnie pasuje do mojego wyobrażenia jaka jest Sophie. Za jakiś czas znów się odezwę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 listopada 2010 o 17:33
      Bardzo się cieszę, że ujawniła się moja nowa czytelniczka xD No, ostatnio może miałam trochę kłopoty z dodawaniem rozdziałów, liceum to już nie podstawówka xD Dziś na przykład też miałam dodać rozdział, ale wczoraj miałam drugą rocznicę mojego drugiego bloga z opowiadaniem, Dark Love Riddle, i trochę przedobrzyłam, dziś mama mi pozwoliła na kompa na tylko pół godziny, nic w tym czasie nie stworzę xD

      Usuń
  6. rudi536@onet.eu
    11 listopada 2010 o 17:02

    Mgła przysłoniła Twoje oczy. Na skórze pojawiła Ci się gęsia skórka. Straciłaś czucie. W Twoich uszach zapanowała, wręcz przerażająca, cisza. Zaczęłaś drżeć ze strachu. Przełknęłaś głośno ślinę. Czekałaś na śmierć.Jednak to nie po to przyszłyśmy! Właśnie, kiedy już straciłaś nadzieję na dalsze życie, pojawiłyśmy się przed Tobą i wręczając Ci pięknie zapieczętowaną kopertę, rozpłynęłyśmy się w nicości. Lekko spanikowana otworzyłaś list, a kiedy już zagłębiłaś się w jego lekturze, dopłynęły do Ciebie te chaotyczne i pełne wątpliwości myśli na temat swojego bloga tudzież opowiadania. Lecz pamiętaj, że tylko my będziemy potrafiły je rozwiać. http://www.oceny-legilimens.blog.onet.plP.S. Przepraszamy za SPAM, jednak inaczej nie dało się tego zareklamować.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~SK
    11 listopada 2010 o 20:26

    Na KOWAI-HANASHI.BLOG.ONET.PL Pojawiły się KOLEJNE NN i KONKURSY. przepraszam za spam ;) Kocham twoje opowiadanie. Mam nadzieję, że uda ci się częściej wstawiać notki. a szablon jest fajny! XDXDXD

    OdpowiedzUsuń
  8. ~J&E
    11 listopada 2010 o 23:48

    Chcesz wiedzieć jak inni postrzegają Twojego bloga? Chcesz poznać naszą opinię o wadach i zaletach opowiadania i szaty graficznej? Zgłoś się na nowej ocenialni blogów potterowskich: oceny-elfaby-jaenelle.blog.onet.pl – Elfaba i Jaenelle PS: Tekst wielokrotnie powielany, za SPAM szczerze przepraszamy

    OdpowiedzUsuń
  9. ~nicole .
    12 listopada 2010 o 19:46

    Przyłapani! Taki powienien być tytuł xDNie no, przepraszam Frozenko! Już nadrabiam wszytskie rozdziały! ;dPs. Śliczny szablon! Skrzypce ooo xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 listopada 2010 o 19:50
      Whahaha, ogólnie to chodziło mi o tę końcówkę, chciałam dać takie wprowadzenie do następnego rozdziału xD Będzie bitka xD Aaach, i coś z Hermioną w pałacu Czarnego Pana xD Już mam pół rozdziału skończonego xD

      Usuń
  10. ~nicole .
    12 listopada 2010 o 19:54

    Szybka jesteś!Możesz tę szlamę jakoś uszkodzić? Tak dotkliwie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 listopada 2010 o 19:57
      Whahaha, a może mały romansik między Hermioną a kimś z owego domu? xD Chyba byście mnie tu wszyscy zabili xD

      Usuń
  11. ~nicole .
    12 listopada 2010 o 19:59

    Może? Wiesz, pojawiła mi się wizja Hermiony na kolanach Voldka, która mówi „Voldziu..” xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 listopada 2010 o 20:00
      Nie! Tylko nie oni razem! Już raz spotkałam się z takim blogiem, naprawdę, para Voldek i ta szlama to jeszcze gorsze połączenie, niż rozdział 54 na dlr. Rzyganie gwarantowane.

      Usuń
  12. ~Doska
    12 listopada 2010 o 22:34

    nadrobiłam zaległości i jestem :) ten rozdział wyjątkowo przypadł mi do gustu, może tez dlatego, że jak głupia śmiałam się z wpadki Yaxleya xD anyway… czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 listopada 2010 o 17:01
      Whahaha, ja tam bym wolała, żeby wszedł Draco xD Byłoby gorąco. Ale on by nie miał takiej śmiałości, żeby się tam pchać, więc odpuściłam xD

      Usuń
  13. ~Destruo.
    13 listopada 2010 o 13:33

    OMFG mało się nie posikałam z radości, kurde dedyk dla mnie! XDDzięki. ;* A co do rozdziału: zaskoczyłaś mnie tymi gośćmi w pokoju podczas namiętnych sytuacji xD Ahh, uwielbiam to zażenowanie bohaterów, zwłaszcza Barty’ego, hahahh. Uwielbiam Cię!:D;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 listopada 2010 o 16:59
      Ano, po to są właściciele domu i ich goście, by przeszkadzać w najmniej odpowiednim momencie. Sądzę jednak, że dzisiejszy rozdział jeszcze bardziej się spodoba xD Bo jest walka, jest znęcanie się nad członkami Zakonu Feniksa… Można się go spodziewać około 20:00.

      Usuń