- Czarny Pan rozkazał nam pilnować panienki dniem i nocą – wyjaśnił jeden z nich głosem dźwięcznym i niskim, prawie takim samym, jak głos Kingsleya.
- Aha. Fascynujące. To odpowiedz mu z łaski swojej, że nie mam zamiaru chodzić w każde miejsce z czwórką gburów – oświadczyłam i ruszyłam w stronę schodów. Najwyższy z nich jednak wszedł mi w drogę.
- Nie tak szybko. Czarny Pan kazał, więc musimy dostosować się do jego rozkazów – rzekł.
- A gdyby kazał ci wyskoczyć z okna, to byś skoczył? – zadrwiłam i z okropnie obrażoną miną zeszłam schodami do jadalni.
Nie spotkałam tam wielu osób. Była tylko Narcyza, bardzo przestraszony Draco i obrażona Bellatriks. Po tej ostatniej mogłam się tego spodziewać, więc za bardzo mnie jej mina nie zdziwiła.
- Widziałyście Barty’ego? – zapytałam, patrząc to na blondynkę, to na brunetkę.
Bella, mając usta zapchane grzanką, wzruszyła tylko ramionami, ale Narcyza skinęła głową i wskazała na drzwi.
- Dopiero co wyszedł, nie spotkaliście się w holu?
Nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi, które zastawiło mi dwóch Śmierciożerców. Zobaczyłam Croucha, idącego w stronę drzwi wejściowych. Musiałam go zawołać, żeby mnie zauważył.
- Puśćcie ją albo będziecie mieć ze mną do czynienia – Barty zwrócił się do nich wyzywającym głosem, na co jeden ze Śmierciożerców zareagował głośnym parsknięciem.
- Z tobą? A co ty nam możesz zrobić?
Crouch wyciągnął różdżkę.
- Chcesz się przekonać? – zapytał bardzo cicho.
Śmierciożercy popatrzyli po sobie. Nic już nie odpowiedzieli, a ten, który tamował przejście w drzwiach, odsunął się. Musiałam podskoczyć, żeby zarzucić mu ręce na szyję. Barty pocałował mnie lekko w policzek, żeby nikt za bardzo tego nie zauważył. Zaśmiałam się cicho, kiedy zobaczyłam, że rzuca przelotne zaniepokojone spojrzenie w kierunku stołu, przy którym siedzieli domownicy.
- Gdzie dziś idziesz? Wiedziałam, że to mieszkanie z Malfoyami tylko nam zaszkodzi – powiedziałam tak cicho, jak się tylko dało.
Crouch pogłaskał mnie bezwiednie po włosach, nadal zerkając na obecnych w jadalni. Najwidoczniej dziś i w tym miejscu nie miał nastroju do rozmów.
- To skomplikowane, mam pewną misję od Czarnego Pana, która wymaga poświęceń. Przepraszam, jeśli przez jakiś czas nie będę miał dla ciebie czasu – w jego głosie usłyszałam szczery smutek, więc postanowiłam dać mu już spokój. Klepnęłam go lekko w ramię.
- Dobrze, idź w takim razie do tej pracy. Ale kiedy już wrócisz, oczekuję cię w moim pokoju – uśmiechnęłam się tajemniczo. Crouch nic nie odpowiedział, tylko odszedł szybkim krokiem w kierunku drzwi wyjściowych.
Z ciężkim westchnieniem wróciłam do stołu i wyciągnęłam różdżkę wuja, która zaczęłam się bawić. Narcyza nalała mi do filiżanki gorącej, parującej herbaty. Z bardzo niezadowoloną miną upiłam łyk. Tylko ze względu na Narcyzę nie powiedziałam, jak bardzo mnie nuży przebywanie w tym miejscu.
- Dzisiaj rano przyszedł do ciebie list, nie chciałam cię budzić, więc postanowiłam poczekać, aż zejdziesz na dół – odezwała się nagle blondynka, wyciągając spod pustej szklanki jakąś kopertę. Po raz pierwszy tego dnia coś mnie tutaj zainteresowało. Wzięłam od niej list i wydobyłam z niego pergaminową kartkę. Od razu poznałam, że to ludzie w sprawie koncertu.
Sophie Serpens
List będzie krótki, bo mam mnóstwo na głowie. Masz już ustaloną całą trasę, to cztery koncerty, pierwszy wypada 16 lipca, ale musisz zjawić się dzień wcześniej, żeby wszystko przećwiczyć i omówić. Wiem, że Ty lubisz wszystko przygotowywać sama, ale niektórych rzeczy po prostu nie jesteś w stanie. Jeśli nie wiesz, to Cię poinformuję, że wszystkie bilety zostały już wykupione. Ostatnich dziesięć wysłaliśmy Tobie. Rozporządzaj sobie nimi jak chcesz. Przyślemy Ci stylistów, jeśli sobie tego będziesz życzyć.
Zajrzałam do koperty. Faktycznie, upchniętych w niej było dziesięć czarnych, lśniących, kartoników ze srebrnymi napisami. Schowałam kopertę i list do kieszeni, wstałam od stołu, podziękowałam skinieniem głowy za herbatę i udałam się na górę do sypialni. Chciałam pójść na jakieś zakupy, zwykle sama kupowałam sobie kostiumy na różne występy. Tym razem miało być tak samo.
Musiałam jednak najpierw teleportować się do Dziurawego Kotła, skąd miałam pójść na Pokątną, żeby wybrać trochę złota z mojego skarbca. I dopiero wtedy odnaleźć moich starych krawców, którzy mieli uszyć na moje życzenie. Już dawno tam nie byłam. Goblin zaprowadził mnie do najniższych korytarzy, gdzie znajdowały się krypty najstarszych lub najbardziej wpływowych rodzin czarodziejskich.
Kiedy drzwi się otworzyły, moim oczom ukazał się ogromny skarbiec. Było w nim mnóstwo skarbów, większość z nich umieszczono tu długo przed moim urodzeniem. Nigdy jakoś nie poświęciłam się bliższemu poznaniu mojej krypty. Kiedy zagarniałam złote monety do sakwy, w oczy rzuciła mi się jakaś książka oprawiona w ciemnofioletową skórę. Tego tutaj nie było. Wzięłam ją do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. To nie była książka, tylko dziennik. Ładnym charakterem pisma wypisane było: Własność Syriusza Blacka. Gdzieś w środek włożona była jakaś kartka. Wyciągnęłam ją i przeczytałam krótki liścik:
Wiem, że przeczytasz to dopiero po mojej śmierci, ale bardzo bym chciał, żeby mój pamiętnik trafił w Twoje ręce. Nie Harry’ego, nie Primy, lecz w Twoje.
Syriusz
Cóż, muszę przyznać, że Wąchacz trochę się spóźnił. Bo przecież wciąż żyje. Musiało to tu trafić wraz z jego spadkiem, w rogu karteczki widniała wszak data dwunastego lipca, a atrament już nieco przyblakł.
Schowałam zapełnioną złotymi galeonami sakiewkę i dziennik Blacka do torby, jeszcze raz rozejrzałam się po krypcie i wycofałam się z niej, a goblin, który mi towarzyszył, zamkną drzwi za pomocą swoich własnych czarów. Czułam się dziwnie, kiedy szłam przez Pokątną w stronę Dziurawego Kotła. I nie dlatego, że nie miałam przy sobie ochrony, co bardzo mi odpowiadało. Poza rozdaniem paru autografów (wieść o koncercie dotarła pewnie i do czarodziejów) spotkał mnie bardzo przykry incydent. Niektórzy ludzie, kiedy obok mnie przechodzili, rzucali mi przerażone spojrzenie i uciekali, jakbym ich sparzyła. Oczywiście wiedziałam, że jest to efekt mojego przyznania się do śmierciożerstwa. Mimo wszystko, nie było to miłe.
Projekt kostiumu, który zamówiłam dwa dni wcześniej, był już wykonany. Ale przeróbki, poprawki, jakieś doklejani zajęły praktycznie pół dnia. Znużona już praktycznie rzygałam zakupami. Miałam dość tego skórzanego, nabijanego ćwiekami kostiumu. A musiałam w nim jeszcze wystąpić przed tłumami. Zapłaciłam za strój, kazałam go sobie dostarczyć sowią pocztą i czym prędzej opuściłam sklep.
Od razu teleportowałam się do domu Malfoyów. Bardzo chciałam tam spotkać Czarnego Pana albo Barty’ego. Czułam się w tym wielkim dworze okropnie osamotniona. Bywało tu pusto, tak jak i w domu Lorda Voldemorta, ale w jakimś gorszym sensie. Owszem, przybywało tu wielu Śmierciożerców, żeby wymienić jakieś informacje czy coś, ale byli ode mnie odgrodzeni jakby… niewidzialną szybą. Czułam się, jak Glace zamknięta za kratami lustra. Czasami o niej myślałam, ale jakoś nigdy nie nawiedzała mnie w snach. Natychmiast skorzystała z okazji, żeby pójść dalej.
Kiedy tylko wróciłam do dworu, kazałam sobie nie przeszkadzać, po czym poszłam do swojej sypialni. Musiałam zbadać ten interesujący dziennik. Na początku wahałam się, czy go przeczytać. W końcu Syriusz żył. Ale z drugiej strony pozostawił go mnie, nie zażądał jego zwrotu. Dlatego otworzyłam książkę na losowo wybranej stronie i zaczęłam czytać.
„James znów wysłał do mnie sowę. Nie lubi siedzieć bezczynnie w bezpiecznym miejscu, podczas gdy jego przyjaciele giną w słusznej sprawie. Powiedział mi, w tajemnicy przed Lily oczywiście, że zamierza się wyrwać na chwilę na wolność. Dumbledore musi mu oddać jego pelerynę-niewidkę. Gdybym tylko mógł mu jakoś pomóc… Ale Bonitus uważa, że to, co mówi Dumbledore jest oczywiste i niepodważalne, cokolwiek to znaczy…”
Bonitus?
Musiałam jeszcze raz przeczytać to zdanie, żeby się upewnić. Tak, na pewno chodziło o mojego ojca. Należał do Zakonu Feniksa i bardzo popierał Dumbledore’a. Dopóki mu nie odbiło i zaczął udawać mugola. Tak samo moja matka. Musiała albo bardzo mocno uderzyć się w głowę, albo ktoś torturował ją tak długo, aż zwariowała. Tylko w tym przypadku byłabym w stanie wybaczyć im porzucenie mnie.
Powróciłam do czytania.
„…i niepodważalne, cokolwiek to znaczy. A tak w ogóle, to rozważają razem z Melanią przeniesienie się z Francji w jakieś bardziej bezpieczne miejsce. Osobiście zawsze odradzałem im Polskę. Niech już siedzą tam, gdzie mieszkają. Melania dopiero co urodziła córkę, po co ją ciągną tam, gdzie teraz węszy Voldemort? Dostałem sowę od Bonitusa. Dziecko ma się nazywać Sophie, po żonie Salazara Slytherina. Mimo że jestem już dorosły, nadal nie mogę się pozbyć uprzedzeń. Ale w końcu sami pochodzą od wężoustego, nie mogę mieć do nich o to pretensji. Ostatnio bardzo dziwnie się zachowują. Jakby mieli dość naszego magicznego świata. Nigdy by mi tego nie powiedzieli w twarz, ale zbyt dobrze ich znam. Chodzi o Voldemorta. Wiele przerażonych rodzin czarodziejów po prostu wyrzeka się swojej magiczności, żeby przeżyć. I jeszcze to pokrewieństwo Melanii z Czarnym Panem… Oczywiście, jest niewielu, którym to wyjawiła, ale skoro mam zostać ojcem chrzestnym Sophie, musiała mnie o tym poinformować. Lubię tę małą, to dziwne dziecko, ale mimo wszystko urocze…”
Poczułam ciepło na sercu. Syriusz lubił mnie już od mojego urodzenia. Szkoda, że musiałam go tak strasznie później zawieść. Na pewno nie przypuszczał, że wyrośnie ze mnie to, co wyrosło.
Zamknęłam pamiętnik, bo usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciałam, żeby ktoś odkrył, że mam tutaj dziennik kogoś z członków Zakonu Feniksa. Zwłaszcza tak znaczącego. Jestem pewna, że Bellatriks bardzo chętnie zabiłaby go jeszcze raz.
Do pokoju wszedł Draco. Uśmiechnęłam się krzywo na widok jego twarzy.
- O co chodzi? Masz jakiś problem? – zapytałam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał uprzejmie.
- Ja bym tego nie nazwał problemem… to raczej dyskomfort – przyznał.
Wskazałam mu ręką jeden z foteli. Wszystkich sypialni w domu Malfoyów nie zwiedziłam, ale mogłam tylko przypuszczać, że dali mi najlepszy pokój, jaki mieli. Draco usiadł w skórzanym, czarnym fotelu.
- Chodzi o Croucha. Rozumiem, że nie zmuszę cię, żebyś się z nim rozstała. Ale proszę cię, przemyśl, czy jesteś z nim szczęśliwa… - dodał, ale zanim dokończył całą swoją myśl, przerwałam mu:
- Spotykasz się z Sapphire. Nie spieprz tego, bo wtedy moje cierpienia, ten czas, który razem spędziliście, pójdzie na marne. Nie chcę nawet słyszeć, że coś do mnie czujesz. Z Bartym układa mi się teraz cudownie, jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak teraz. Czarny Pan przejął kontrolę nad światem czarodziejów, moja kariera odżyła, mam ukochaną osobę przy swoim boku… Lepiej być nie może. Między nami jest już od dawna skończone.
- Rozumiem to. Chciałbym, żebyś była szczęśliwa. Ale nie pozwolę Crouchowi cię skrzywdzić. On tego nie rozumie, ale jest śmiertelnikiem, a ty wampirzycą. Będziesz żyła w nieskończoność. A on umrze i już nigdy go nie zobaczysz – słowa Malfoya podziałały na mnie jak kubeł lodowatej wody.
Oczywiście wiedziałam to wszystko, nawet dość często o tym myślałam, ale nigdy nie wypowiadałam tych myśli na głos. Nieświadomie nawet poderwałam się z łóżka i zaczęłam krążyć po pokoju.
- Draco, nie zrozum mnie źle, ale wolę mieć kilkadziesiąt lat szczęścia z Bartym niż wieczność w samotności – powiedziałam mu. – Coś ci powiem w tajemnicy. Nie jestem jeszcze w pełni nieśmiertelna. Mam dziesięć lat, by kogoś przemienić. Inaczej Wielka Rada odbierze mi Mroczną Krew, a wtedy umrę jak zwykła śmiertelniczka. Jeśli Bartemiusz nie zgodzi się zostać wampirem, po prostu pozwolę się unicestwić. I jeśli naprawdę ci zależy na moim szczęściu, nie mów mu tego.
Draco uznał to za koniec rozmowy, bo wstał i wyszedł z sypialni. Położyłam się zrezygnowana na łóżku. Leżałam na nim tak długo, aż nie przyszła do mnie Narcyza i poinformowała mnie o kolacji.
~*~
Przepraszam, że tak rzadko piszę, ale nie dość, że mam hasło na komputerze, to jeszcze mam tyle nauki i tych wszystkich zajęć, że w ogóle trudno mi się jest wbić na komputer.
Owszem, może i zawiało trochę nudą, ale za to w następnym rozdziale nadrobię czymś, ehm… ciekawym xD Dedykacja dla P@protki :*
dolina_mroku@op.pl
OdpowiedzUsuń5 listopada 2010 o 23:27
Pierwsza? PIERWSZA! xDSkończę rozdział na Dolinie i przeczytam i dam $//33t komcia xD
6 listopada 2010 o 15:30
UsuńŁaa, gratuluję xD
~olka
OdpowiedzUsuń6 listopada 2010 o 00:15
Sophie chyba przeczyta cały pamiętnik Syriusza?…………….Pozdrawiam.
6 listopada 2010 o 15:33
UsuńPewnie tak, zależy, czy się jej będzie chciało.
~Destruo.
OdpowiedzUsuń6 listopada 2010 o 00:58
oj Draco, Draco…żal mi go xd A czy to cos ciekawego w nastepnym rozdziale to to o czym myśle? xD
6 listopada 2010 o 15:33
UsuńZależy, o czym myślisz ;>
alicecullen2@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń6 listopada 2010 o 17:07
Bosko, jak zwykle xD Strasznie mi się spodobało ;] i chociaż lubię Dracona, to na razie mam go dość… wchodzi z buciorami w życie Sophie xD pozdrawiam :)PS. wejdziesz: http://my-anxiety.blog.onet.pl/? proszę xD i to nie jest SPAM! napisałam to tylko przy okazji xD
7 listopada 2010 o 20:22
UsuńAno, Draco jest znośny, w książce zwłaszcza, ale jakoś za nim nie szaleję xD
~Martwa
OdpowiedzUsuń7 listopada 2010 o 12:52
Co zrobić,by tak pięknie pisać jak ty Frozenko..
7 listopada 2010 o 20:24
UsuńNajpierw to trzeba mieć powołanie do pisania. Trzeba to kochać, bo inaczej nic z pisania nie będzie. Popiszesz trzy miesiące, no, góra pół roku i Ci się znudzi. Ale przede wszystkim dyscyplina. Wszyscy tak się zasłaniają brakiem weny… a tak naprawdę to lenistwo, nic więcej.
~Shori
OdpowiedzUsuń7 listopada 2010 o 13:26
Zapraszam na HIDOI-HANASHI.BLOG.ONET.PL Pojawiła się NN i KONKURS. przepraszan za spam ;)
~P@protk@
OdpowiedzUsuń9 listopada 2010 o 15:02
Dedykacja dla mnie? Och, dziękuję, kochana jesteś ;*. Ja też mam hasło na komputerze xD Już biorę się do czytania ^^.
9 listopada 2010 o 17:14
UsuńAno, hasło jest straszne. Wiem ze swojego doświadczenia.
~P@protk@
Usuń9 listopada 2010 o 17:48
Tak… I trzeba kilka godzin czekać na rodziców, aż przyjdą i je wpiszą :/… A co do rozdziału: świetny. Sophie znalazła pamiętnik Syriusza xD Ciekawe co z tego wyniknie xD Nie wiem dlaczego, ale jakoś wyczuwam, że stanie się coś, czego Sophie nie zaplanuje xD. No, to czekam na kolejny rozdział xD
9 listopada 2010 o 18:17
UsuńNo, długo czekać raczej na rozdział nie będziesz, bo za chwilę publikuję, tylko muszę zakończenie napisać xD