20 października 2009

Rozdział 199

Przez te kilka dni, które pozostały do balu, nagle wszyscy sobie przypomnieli, że istnieję. Albo raczej nagle przestałam być dla nich jakąś zakompleksioną wariatką. Na przykład idąc na lekcję historii magii zatrzymał mnie jakiś wysoki, muskularny Puchon z zapytaniem, czy nie zaprosiłabym go na tą imprezę do Slughorna.

- Nie poszłabym z tobą, nawet gdybym cię znała – odpowiedziałam lekceważącym tonem.
Gościu myślał, że jeśli wygląda jak drugi Diggory, z jasnobrązowymi włosami, kwadratową szczęką i uwodzicielskim spojrzeniem, to ja w sekundzie padnę mu w ramiona.
Odeszłam więc, a on odprowadził mnie wściekłym wzrokiem do końca korytarza. Niestety, będziesz musiał się wbić bez zaproszenia, koleś.

Po szkole rozchodziły się przeróżne plotki, dotyczące Balu Bożonarodzeniowego u profesora Slughorna. I, powiem szczerze, nawet gdybym nie chciała, to niektóre zainteresowały i mnie. Na przykład po Hogwarcie rozeszła się informacja, że został zaproszony też jakiś wampir. Luna uparcie twierdziła, że będzie to Rufus Scrimgeour. O tak, minister magii, i w ogóle jakikolwiek polityk, bardzo się nadają na wampira. Gdyby tak było, to bym przecież wiedziała, bo mam z nimi chyba trochę wspólnego, czyż nie?

Były też różne głupie plotki, że na przykład Slughorn wynajął na tą imprezę czterysta maleńkich elfów, by nosiły tace z napojami. Wyobrażasz sobie te wątłe istotki, dźwigające srebrne, ciężkie filiżanki? Bo ja nie.

*

Dzień przed balem, zauważyłam, że wszyscy są bardzo zakręceni. Na przykład Hermiona Granger chyba zwariowała, bo zaprosiła Cormaca McLaggena. Nigdy go nie lubiłam. Jest taki zapatrzony w siebie, że chyba nawet pobił Voldemorta. Słyszałam, kiedy przechodziłam podczas śniadania obok stołu Gryfonów, jak szlama się przechwala przez Parvati Patil. Idiotka. Sama doskonale wiem, że akurat ona za nim też nie przepada. Robi to tylko dla tego, żeby wkurzyć Rona. Kto normalny chciałby zaimponować Wieprzlejowi?

Profesor Snape, chyba z tej radości, którą mu sprawiła poprawa moich ocen, postanowił na ostatniej lekcji obrony przed czarną magią przed przerwą świąteczną, zrobić nam sprawdzian! Ach, to jego poczucie humoru… Myślałam, że Potter zasztyletuje go wzrokiem.
Słyszałam, jak się skarżył Ronowi, kiedy rozbrzmiał dzwonek, a wszyscy zaczęli się przeciskać do drzwi:
- Głupi pedał. Co napisałeś w pytaniu szóstym? Ja nic, po prostu się nie uczyłem…
- No to się trzeba było nauczyć – wtrąciłam się, przechodząc obok nich. Potrąciłam ramieniem Weasleya, gapiącego się na mnie bezczelnie i dołączyłam do Sapphire.

Doszłyśmy do Wielkiej Sali na obiad. Obrona przed czarną magią była naszą ostatnią już lekcją, więc nie spieszyłyśmy się zbytnio. Usiadłam na swoim miejscu, zmierzyłam chłodnym spojrzeniem Ashley, głupio wywalającą na mnie gały i sięgnęłam po swój srebrny widelec. Nagle na moim wyciągniętym ramieniu pojawił się znikąd Flagro. W dziobie trzymał zwiniętego „Proroka Wieczornego”. Spojrzałam z triumfem na Sapphire, gapiącą się na feniksa.

- Widzisz, oto jeden z przywilejów jego siostrzenicy – powiedziałam, wskazując na gazetę. – Dostaję „Proroka” przed jego wydaniem do kiosków, jeśli tylko zechcę.
Strąciłam feniksa z nadgarstka i otworzyłam gazetę. Flagro niejednokrotnie wzbudzał wśród uczniów wielką ekscytację, więc i tym razem, gdy wylądował miękko na brzegu stołu, patrząc we mnie swoimi czarnymi, paciorkowatymi oczkami, kilka Ślizgonek zapiszczało:
- Jaki słodki!
Tak, bardzo słodki. Aż mnie zemdliło.
Przeglądnęłam spis treści. Na pierwszej stronie zamieszczony był artykuł, zatytułowany:

DRUGA WIELKA UCIECZKA

Parsknęłam śmiechem.
- Tak, rzeczywiście wielka – zwróciłam się do Sapphire, pokazując jej zdjęcie Lucjusza Malfoya, znajdujące się pod artykułem. – Nikt tego nawet nie pilnował. Wystarczyło wykopać drzwi.
Powróciłam do czytania.

Dziś dostaliśmy najnowsze doniesienia. Grupa Śmierciożerców, pojmanych w czerwcu przez Albusa Dumbledore’a, uciekła w porach porannych z Azkabanu, strzeżonego przez aurorów. Naoczni świadkowie twierdzą, że sam Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zjawił się w więzieniu z bandą swoich pozostałych Śmierciożerców, oszołomił strażników, po czym zbiegł z więźniami.
Miał taką płaską twarz, jak u jakiegoś gada, mówi Piotr Iwanowic, jeden z aurorów, będący świadkiem Wielkiej Ucieczki. - Oszołomiła mnie jakaś rozczochrana, mająca obłęd w oczach kobieta. Tak w ogóle, to się dziwię, dlaczego nas nie pozabijali.
No właśnie. Dlaczego Śmierciożercy byli dziś tak łaskawi? Zabili tylko dwóch innych więźniów, odsiadujących inną karę. Świadkiem jednego z tych morderstw był Zbigniew Bednarczyk.
Dostałem drzwiami w twarz. Zanim straciłem świadomość, zobaczyłem poszukiwanego Bartemiusza Croucha. Byłem pewny, że on nie żyje! Przecież stracił duszę, wypowiada się.
Bądźcie więc ostrożni. Nie wychodźcie bez powodu z domów po zmroku. Ba, w ogóle siedźcie w mieszkaniach i słuchajcie Magicznej Rozgłośni Radiowej. Tam będziemy podawać na bieżąco wszystkie informacje w na ten temat.

Złożyłam gazetę na stole. Siedziałam chwilę w bezruchu z kamienną twarzą. W końcu wybuchnęłam śmiechem. Śmiałam się długo, nie mogłam się opanować. To rzeczywiście gościu żyje w jakimś odległym świecie, skoro nie wie, że Barty Crouch brał udział w napadzie na ministerstwo.
Kiedy się już uspokoiłam, powiedziałam do Sapphire:
- Muszę coś zrobić. Wrócę… kiedyś tam.
Cisnęłam jej gazetę, a sama szybkim krokiem opuściłam Wielką Salę. Kiedy byłam tuż przy drzwiach, musiałam prawie biec, bo kątem oka zauważyłam idącego za mną Malfoya.
Teleportowałam się już w holu, gdyby nagle Draconowi zebrało się na rozmowę ze mną.

Uderzyłam stopami w czarną, kamienną podłogę. Zachwiałam się trochę, bo zanim jeszcze wylądowałam, chciałam już ruszyć z miejsca. Rzeczywiście, aportuję się trochę chaotycznie i gwałtownie.
Wbiegłam po schodach na pierwsze piętro. Nie chciałam podziękować wujowi za wcześniejszy egzemplarz „Proroka Wieczornego”. Musiałam porozmawiać z Crouchem o jego pracy. Według mnie coś za bardzo ją lubił.

Dostałam się na drugie piętro i zapukałam do drzwi jego gabinetu. Cisza. Dziwne. Znów zapukałam.
Usłyszałam jakieś głuche uderzenie, jakby ktoś zderzył się z szafą. Chwilę później rozległy się czyjeś kroki. Drzwi otworzyła mi Bella. Minę miała zbolałą i w ogóle jakiś dziwnie się poruszała. Zauważyłam, że duży brzuch, który teoretycznie powinna mieć, nagle się zmniejszył. Czy ja mam przywidzenia?

- Szukasz Croucha? – zapytała ze złością, masując sobie tył głowy. – Czarny Pan dał mu dzień wolny.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyśliłam się. Wskazałam zamiast tego na jej brzuch.
- Czy ty nie byłaś czasami w ciąży? – spytałam. – Czemu tak dziwnie chodzisz?
Bellatrix machnęła różdżką, a jakaś brązowa teczka przyleciała jej prosto w ramiona.
- Też byś tak chodziła, gdybyś musiała nosić to – podciągnęła szatę Śmierciożercy.
Moim oczom ukazała się zwykła, czarna spódnica i jakiś dziwny, granatowy gorset, ściskający ją tak, że nabrałam do niej podziwu za to, że może przynajmniej oddychać.
Bella wytoczyła się jakoś z gabinetu Barty’ego.
- Dlaczego tego nie ściągniesz, skoro ci przeszkadza? – zapytałam.
Prawdę mówiąc, wyglądało to jak kaftan bezpieczeństwa. Ja bym sobie tego nie dała założyć, od tego zacznijmy.
- Bo nie wiem, jak to działa, a Rudolfa nie mogę znaleźć – oświadczyła.
Kazałam jej podnieść jeszcze raz szatę Śmierciożercy. Gdy to zrobiła, po prostu bez słowa chwyciłam za sznurki i zaczęłam ciągnąć. Skubane, w środku żyłki do wędki miały albo jakieś druty. Cholera. Złapałam mocniej za materiał i pociągnęłam. Nie chciało łatwo puścić, ale z moją wampirzą siłą poszło wyjątkowo łatwo. 

- No, i masz spokój do końca dnia – stwierdziłam. – Bywaj.
Zeszłam z powrotem na pierwsze piętro i skierowałam się w stronę sypialni Barty’ego. Nie dziwię się, że kazali jej coś takiego nosić podczas tych wypraw. Wśród czarodziejów by zawrzało, gdyby wyszło, że Bella jest w ciąży. Nowy Śmierciożerca, zgorszony już od pierwszego dnia po narodzinach…
Zapukałam do drzwi. Otworzył mi, jak się tego spodziewałam, Barty. Wyglądał na zmęczonego, ubrany był nadal w pokrytą kurzem, brudną szatę Śmierciożercy. Skoro tak wygląda ubranie każdego sługi Czarnego Pana po powrocie z misji, to ja dziękuję.
Mimo to, objęłam go za szyję i pocałowałam w usta.
- Muszę się z gazety dowiadywać, gdzie się włóczysz? – zapytałam z pretensją i zatrzasnęłam za sobą nogą drzwi.
- Nie puściłabyś mnie, gdybym ci powiedział – odparł. – Przepraszam, ale nie miałem czasu się ogarnąć.
Wszedł do przystającej do jego pokoju łazienki. Sypialnie na pierwszym i trzecim piętrze tak już miały. I nic dziwnego. Bo ja bym się nie kąpała w wannie, którą dopiero co opuścił Glizdogon.

Skoro nie powiedział, żebym się stąd nie ruszała, więc uznałam to za zgodę na dotrzymanie mu towarzystwa. Usiadłam na zamkniętej desce od sedesu i przyglądałam się mu, jak zdejmuje koszulę i wsadza głowę pod kran. Wzdrygnęłam się. Nie lubiłam szoków, wywołanych gwałtownym zanurzeniem głowy do wody.

- Trochę dziwnie się czuję, kiedy pomyślę, że kilka godzin temu z twojej ręki zginął człowiek – mruknęłam.
Były to słowa całkowicie niegodne siostrzenicy Lorda Voldemorta, dobrze o tym wiem. Ale musiałam mu to powiedzieć.
- Armand zabijał kilka osób w chwilę przed spotkaniem z tobą – brzmiała odpowiedź. – Zresztą, widziałaś, jak zabijam ojca.
Wyprostował się i wytarł włosy ręcznikiem. Twarz miał trochę zaczerwienioną od krwi, która mu napłynęła do głowy.
- Ale on był wampirem, musiał to robić – zaczęłam go bronić. Nawet nie wiem, dlaczego. – Za poważnie do tego podchodzisz.
Barty przewrócił oczami.
- Mówiłem ci już – powiedział zniecierpliwiony. – To moja praca.
- Więc za poważnie do tego podchodzisz – stwierdziłam.
Wyszłam z łazienki i usiadłam na podłodze pod łóżkiem, z podciągniętymi pod brodę nogami. Barty usiadł obok mnie.
- Robię tylko to, co mi każe Czarny Pan – odpowiedział, jakby myślał, że to go usprawiedliwi.
- A gdyby on… tak teoretycznie… kazał ci mnie zabić? – spytałam lekko stłumionym głosem.
Popatrzył na mnie, jakbym zamieniła się nagle w Bellatriks.
- Zacznijmy od tego, że nigdy by mi tego nie kazał zrobić – odpowiedział. – Ale jeśli się już upierasz przy swoim, to musiałbym mu odmówić.
- To on by zabił ciebie – wzruszyłam ramionami. – A później mnie. To się łatwo może urzeczywistnić, jeśli się dowie. Nie musze mówić, o czym.
Barty przysunął się do mnie i pocałował delikatnie w usta. Objęłam go za szyję, jednak przerażająca była myśl, że tymi rękami, którymi teraz mnie dotykał, zabił aurora. Tak wiele razy kochałam się z mordercą, a dopiero teraz to mi zaczęło przeszkadzać.

~*~


Nie spodziewałam się, że taki długi ten rozdział wyjdzie. Po prostu siedziałam, pisałam, pisałam… aż nagle się zorientowałam, że przedobrzyłam. Jak widać, za dwa dni mam już dwusetkę. Szybko zleciało z jednej do dwóch xD Mam nadzieję, że ilość odcinków Was nie przeraża i przez to nie utracę czytelników xD Jutro mam olimpiadę z geografii, więc nie rozpisuję się więcej, bo muszę się iść pouczyć jeszcze trochę. Dedykacja dla Eles :* 

22 komentarze:

  1. ~Eles.
    20 października 2009 o 20:07

    Haha, pierwsza! xD Mnie się podobało, chociaż mogłaś dać więcej Potter’a. Jakoś zatęskniłam za tym wrzodem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 października 2009 o 20:09
      Tęsknisz za tym kapiciakiem, niż za Armandem czy innym nieśmiertelnym?!?!?!? xD

      Usuń
  2. ~carmen37
    20 października 2009 o 20:54

    2!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~carmen37
      20 października 2009 o 21:04

      sorki, że tamtego rozdziału nie mogłam skomentować, ale po prostu nie miałam kompa. Ten jednak jest duzo lepszy od tego /o rozdział oczywiscie chodzi…:)/

      Usuń
    2. 22 października 2009 o 13:38
      Spoko xD Ja wczoraj kompa nie miałam, więc na głodzie jestem xD Takwięc teraz siedzę na lekcji informatyki i ten komentarz piszę xD

      Usuń
  3. ~Nadine
    20 października 2009 o 21:13

    Czy Sophie coś się nie poprzestawiało? Tak nagle zdała sobie sprawę z tego, że Barty jest mordercą. Spostrzegawcza jest, nie ma co ^^ xD Gdzie Pottera wcięło? Ja chcę, żeby Serpens się na nim wyżyła xD200, łiii! Ale fajnie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 października 2009 o 13:40
      Jej chodziło o to, że teraz jej to zaczęło przeszkadzać xD

      Usuń
  4. ~kicysława
    20 października 2009 o 22:07

    Im więcej tym lepiej, szczególnie, że ilość nie uwłacza jakości ;) Łup! Chyba gdzieś zapomniałaś umieścić fragmentu, w którym Sophie potyka się o swoją szatę schodząc z sali astronomicznej, kiedy to przeturlała się po setkach schodów i jej się w głowie pomieszało :p Niee no żeby Soph przeszkadzało to, że Barty jest śmierciożercą i zabija ludzi? Przecież to wiadome! Przcież…. O nie! Nie robisz chyba sobie ze mnie jaj?! Nie, ja już się nie odzywam bo zrobię niepotrzebne sugestie zamykam się już!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 października 2009 o 13:49
      xD Jej to przeszkadza, bo się nasłuchała wykłądów Mariusa o szanowaniu życia i współczuciu ofiarom xD I prawidłowo, nie zrobie z niej typowej krewnej Voldemorta – bezwzględnej, bezuczuciowej, itp. xD Jestem bardziej kreatywna, niech będzie jak wampir, potępiona, ale wierząca xD

      Usuń
  5. ~Olka
    20 października 2009 o 22:16

    Okazało się że Barty jest mordercą.Sophie nie będzie się z nim spotykać…..chyba…..Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 października 2009 o 13:50
      OKAZAŁO SIĘ. Okazało sie to, kiedy został Śmierciożercą. Ja tam nie znam żadnego, któryby nigdy nie zabił, chyba że brata Syriusza – Regulusa. Wiesz, że jest taki gwaizdozbiór? xD

      Usuń
  6. Pozy_tywka
    21 października 2009 o 11:19

    Już wiem, co zabierzesz dając wampira! Ha mądra jestem, ale Ci tego nie powiem co ja wiem (no dobra domyślam się). Czuję się lepiej choć i tak jeszcze niedomagam. Moment notki z tym gorsetem cudo. Ogólnie bardzo ciekawy rozdział (żeby nie powiedzieć fajny- zbyt ogólnikowo). Powodzenia życzę na olimpiadzie z geografii i jak to się mówi u mnie w szkole. Ucz się, ucz nauka to potęgi klucz. PSJak już zdobędziesz ten klucz to zostaniesz woźną. Nie żebym źle życzyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 października 2009 o 13:51
      No powiedz, dlaczego mi to robisz? Ja obiecałam wampira, a Ty mnie zwodzisz? xD

      Usuń
    2. Pozy_tywka
      22 października 2009 o 18:09

      Nie, nie, nie. Ja nie zwodzę tylko Cię powiadamiam. Choć sądzę, że źle się domyślam to wolę trwać w tym błogim stanie.

      Usuń
    3. 22 października 2009 o 19:22
      A skąd wiesz, że się źle domyślasz? xD

      Usuń
    4. Pozy_tywka
      23 października 2009 o 13:12

      Bo ja już niestety tak mam.

      Usuń
  7. ~Jeanne & Savnay
    21 października 2009 o 13:26

    Taa, refleks godny szachisty. Mi mówią, że jestem ślepa, jejciu to co dopiero o Sophie, chyba dobrze napisałam. Pozdrawiam i nie mogę się doczekać następnej notki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 października 2009 o 13:52
      Toć przecież mówię, że Sophie wie, że Crouch jest mordercą xD

      Usuń
  8. ~Doska
    22 października 2009 o 17:55

    ooo taaak xD striptiz moze byc xD co do odcinka to swietny… ranyyy myslalam ze skonam ze smiechu na poczatku jak Soph opisywala Snape’a, Pottera, Hermione i Rona xD achhh chcialabym miec takiego swojego Barty’iego…. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 października 2009 o 19:37
      W sensie, że doskonały morderca, czy wrażliwy człowiek? Etam. Mnie się bardziej podobał opis Snape’a na Selene Snape. Lepiej mi wyszedł xD

      Usuń
  9. ~kotka
    22 października 2009 o 21:22

    Mi się podoba. Zwłaszcza, że Sophie trochę się zmienia w „tą dobrą”. Barty mordercą? Oczywiste, ale że to jej przeszkadza! I bardzo dobrze! Ale co z moimi szklankami ognistej? Już sobie zarezerwowałam fragment Twojej „mody na sukces” xdd Wklejaj go!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 października 2009 o 21:43
      Eeee… Co mam wklejać? Chyba nie do końca zrozumiałam… xD

      Usuń