Kiedy wygramoliłam się z koca i zepchnęłam Glorię z poduszki, zorientowałam się, że w sypialni nie ma nikogo, oprócz Sapphire, która już prawie była obrana. Cóż, to dla mnie nie nowość, że się wszędzie spóźniam…
- Oczywiście, na czwartkową lekcję trzeba się spóźnić – odezwała się Szafir, kiedy zanurkowałam pod łóżkiem w poszukiwaniu budzika. – I to prosto na obronę przed czarną magią.
- Zamknij się – warknęłam i wygramoliłam się spod łóżka, już ze zdobyczą w ręku. Świetnie, śniadanie potrwa jeszcze 15 minut.
- Trzeba wcześniej chodzić spać – poradziła mi Sapphire, zarzucając torbę na ramię. – A prefekci powinni dawać dobry przykład. Nie wiem, czy gdyby każdy chodził spać o tej porze, co ty, to Hogwart miałby jeszcze jakichś uczniów.
- Nie spałam pół nocy – odpowiedziałam, machając różdżką kilkakrotnie w różne strony, bym sama się nie przepracowała. – Myślałam o mnie i Draconie. Nie wiem, czy warto to ciągnąć dalej.
Sapphire przewróciła oczami.
- Który raz w tym miesiącu z nim zerwiesz? – zapytała.
- Bardzo śmieszne – prychnęłam. – Chcę od niego odejść, ale on mi nie daje takiej możliwości. Twierdzi, że to można jakoś odbudować.
- Powinnaś być dla niego bardziej kochającą dziewczyną – zauważyła Sapphire.
- Mówisz to tej dziewczynie, którą "wychowywał" Czarny Pan – odpowiedziałam, stwierdziwszy, że jestem już gotowa do wyjścia. – Poza tym, daję mu tyle miłości, ile tylko mogę. Oczywiście, najważniejsza jest nauka, nie mogę przecież poświęcać mu całego wolnego czasu, jeszcze nie zwariowałam.
- Tak, bo cały swój wolny czas poświęcasz bibliotece – zauważyła Sapphire, kiedy w biegu opuściłyśmy dormitorium.
- Nie chcę w przyszłości pracować w mugolskim warzywniaku – warknęłam i zajęłam swoje miejsce w Wielkiej Sali.
Na zajęciach z moją ukochaną żabią nauczycielką było niezwykle ciekawie. Czytaliśmy te porywające podręczniki, przerywając to od czasu do czasu, by zapisać jakieś inteligentne zdanie, pochodzące od samego Inkwizytora Hogwartu.
Kiedy już skończyły się lekcje, z ulgą powróciłam do biblioteki, w której zamierzałam dokończyć pracę domową dla Snape’a. Oczywiście, panna Hermiona Granger mnie wyprzedziła. Dostrzegłam jej burzę brązowych loków oraz twarz, ukrytą za jakimś opasłym tomem.
Zajęłam więc miejsce w ciemnym kącie biblioteki i rozłożyłam książki. Przez jakieś pół godziny pisałam w spokoju, co jakiś czas przylatywały do mnie lub odlatywały na swoje miejsce książki [oczywiście na mój rozkaz], kiedy nagle ktoś usiadł przede mną, rzucając cień na pergamin. Nawet nie podniosłam głowy. Nie interesowało mnie, kto to był. Poza tym, mogłam się łatwo domyślić, lub, jeśli miałabym ochotę, spopielić go jedną myślą.
- Spędzasz tu prawie tyle czasu, ile ta szlama Granger – usłyszałam nad sobą.
- Tylko bez wyzwisk, Malfoy – warknęłam, nadal nie podnosząc głowy. Zignoruj sępa, a odejdzie.
- Dlaczego taka jesteś? – spytał.
- Jaka?
- Unikasz mnie – odparł. Po raz pierwszy okazałam zainteresowanie tą sytuacją.
- Ja cię unikam? – zdziwiłam się, patrząc mu prosto w oczy. – Mi zależy na szkole. Jeśli chcesz zdać SUMY, to ty też weź się za naukę. Człowieku, rodzice cię wiecznie utrzymywać nie będą!
Postawiłam kropkę nad i z takim impetem, że przedziurawiłam pergamin.
- Chyba jesteś trochę spięta – zauważył spokojnie Draco. Roześmiałam się nerwowo.
- Serio?
Powróciłam do pisania, zła na siebie, że pozwoliłam mu się wyprowadzić z równowagi. To chyba skutek głodu, przecież nie miałam kocimiętki w ustach przez ponad tydzień…
Wyjęłam więc z kieszeni cienki, biały papieros i wetknęłam go do ust. Na końcu kciuka zapłonął mi niewielki, niebieski płomyczek, którym zapaliłam kocimiętkę. Na swoje nieszczęście, zapomniałam się zupełnie. Zaciągnęłam się dymem i dmuchnęłam nim Malfoyowi prosto w twarz. Osoby siedzące przy innych stolikach, zaczęły kaszleć, bo szary dym rozniósł się już po całej bibliotece.
- Co ty tu wyprawiasz, zmutowany człowieku?! – usłyszałam czyjś ochrypły krzyk. Jęknęłam w duchu, bo po chwili zobaczyłam na horyzoncie przypominającą sępa bibliotekarkę. Ku swojej rozpaczy zauważyłam, że nie zgasiłam ognia, tlącego się na czubku paznokcia, co spostrzegła też pani Pince. Zamachała dziko rękami i wygoniła mnie i Dracona z biblioteki, a moje książki i torba wyleciały za nami, waląc nas po głowach.
- Widzisz, co narobiłeś? – warknęłam, kiedy zmusiłam swoje rzeczy, by się uspokoiły. – Teraz skończę ten esej dla Snape’a chyba w kiblu.
Jednym machnięciem różdżki umieściłam książki z powrotem w torbie.
- A więc to moja wina, tak? – zapytał Malfoy. Ze złością stwierdziłam, że bawi go ta cała sytuacja.
- Wyprowadziłeś mnie z równowagi, działasz mi na nerwy, mam dalej wymieniać? – krzyknęłam.
- To wystarczy – odrzekł Draco i chwycił mnie za rękę. – Dokończysz to w dormitorium, przecież wiesz wszystko o kamieniu księżycowym.
Kiedy Malfoy objął mnie ramieniem, czułam się trochę nieswojo. Nie robiłam jednak nic. Nie kochałam już Malfoya tak, jak dawniej. Był dla mnie po prosty człowiekiem, do którego niegdyś coś czułam. Zapewne, gdyby nie SUMY i ta jego nieszczęsna przygoda z Pansy, bylibyśmy szczęśliwi, ja wybaczyłabym mu potknięcia, on wybaczyłby mi moje lodowate obejście i byłoby fajnie. Ale cóż, tak bywa. Nie będę przecież płakać.
Następnego dnia zauważyłam coś niepokojącego. Nigdzie nie było kapitana naszej drużyny quidditcha. A przecież Montague zaplanował na piątek trening! Nie no, czy każdy facet ma sklerozę, czy tylko ja na takich trafiam? Ah tak, przecież Barty jest normalny… no i Vipi, ale bracia się nie liczą. W końcu Victor ma to pomnie…
- Draco, czy wiesz coś może więcej na temat naszego dzisiejszego treningu? – zapytałam go podczas obiadu. Malfoy wzruszył ramionami. Typowa męska reakcja…
- Nie. Montague powiedział, że będzie dziś, więc ja przyjdę – odparł.
No tak, nie ma przecież nic więcej do roboty.
Wstałam.
- A ty będziesz? – spytał.
- Jeśli po drodze szlag mnie nie trafi, to przyjdę – odparłam znudzonym tonem i poszłam do biblioteki. Miałam jeszcze tylko 3 godziny do treningu, a chciałam odrobić pracę domową, zadaną minionego dnia przez McGonagall.
Kilka minut przed 17:00, z całą drużyną zebraliśmy się na boisku do quidditcha. Wszyscy, oprócz kapitana. Czy wspominałam już, że lał deszcz i wszyscy przemokliśmy już do suchej nitki?
- A mówiłam, że nie przyjdzie? – zapytałam ze złością, bo podczas drogi na boisko ostro kłóciłam się z Marcusem Flintem.
- Może coś mu jest? – mruknął Goyle.
- Tak, jest chory umysłowo tak jak ty, dlatego z łaski swojej nie przyszedł – odrzekłam i dosiadłam swojej Błyskawicy.
- Hej, a ty gdzie? – zapytał szybko Flint.
- Nie muszę ci się tłumaczyć – powiedziałam wymijająco i wzbiłam się w powietrze. Ah, jak strasznie denerwowało mnie siedzenie na miotle. Nie lubiłam, kiedy coś krępowało moje ruchy. Dlatego nie wzleciałam nawet 10 metrów nad ziemią, bo zeskoczyłam z miotły, które poszybowała posłusznie w dół, a ja rozłożyłam ręce i poleciałam w górę, jak korek od butelki. Deszcz ciął mnie po twarzy, zimny wiatr rozwiewał włosy. Zamknęłam na chwilę oczy. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Jak cudownie było spoglądać w szare, burzowe niebo i w tej chwili nie martwić się niczym.
Leciałam tak wysoko, aż zaczęłam drżeć z zimna. Zaczęłam mieć kłopoty z oddychaniem, ponieważ powietrze było tu bardzo rozrzedzone. Krople deszczu mieszały się z moimi łzami. Nie miałam pojęcia, dlaczego płaczę. Może po prostu jestem tak udręczona życiem, że już nie wiem, co się ze mną dzieje?
Leciałam coraz wolniej, aż w końcu zatrzymałam się i zaczęłam opadać w dół. Zorientowałam się, że jestem cała mokra, jakbym wyszła właśnie z basenu. Teraz leciałam z góry jak pocisk. Ziemia zbliżała się coraz szybciej. Zdawało mi się, że zaraz zacznę płonąć. Ale to przecież nie możliwe, bo leje deszcz…
Tuż nad rozmokłą, świeżą trawą, zatrzymałam się i stanęłam na niej. Boisko było puste. I dobrze, nikt nie ujrzy mnie w tak żałosnym stanie. Pobiegłam do szatni, by trochę się wysuszyć. Mogłam to zrobić dzięki jednej myśli, ale wolałam poczuć, że żyję. Chciałam poczuć się jak zwykły człowiek…
Niestety, w szatni zastałam całą drużynę, klnącą pod nosami i wycierającą się ręcznikami. Minęłam wszystkich bez słowa i zaczęłam grzebać w swojej szafce. Wyciągnęłam z niej ręcznik i owinęła się nim szczelnie. Oto, co robi z człowiekiem brak miłości.
Lepiej kochać i cierpieć, niż nie kochać wcale…
Tak bym chciała odwiedzić Darlę… Tak bardzo za nią tęskniłam…
Nagle zapłonęłam żywym ogniem. Wszyscy, będący w szatki przywarli płasko do ścian. Ich dziecinny strach rozbawił mnie trochę. Cóż, przynajmniej byłam już sucha.
- Nie znacie mnie? – zaśmiałam się. – Mnie zawsze trzymają się podobne głupoty.
Pomachałam Draconowi i zniknęłam. Skoro moim pragnieniem było pojawienie się przy grobie Darli, dlaczego nie miałabym nie sprawić sobie odrobiny radości?
Tam nie padało. Niebo było szaroniebieskie, a słońce właśnie zachodziło. Kochałam zachody słońca.
Nogi same zawiodły mnie do Darli. Na jej grobie stał wazon z lekko zwiędłymi bławatkami. No tak, Barty ma więcej czasu na przychodzenie tutaj. Jakże chciałabym, żeby był tutaj…
Usiadłam na zimnej ziemi i wpatrzyłam się w zachodzące słońce, rozlewające po siwym niebie swoje promienie.
- Czy widzisz ten zachód? – zapytałam głośno. – Jeszcze nigdy nie widziałam takiego piękna…
- Prawda? – zaśmiała się. – Jest piękny, ale morderczy. Jak sinobrody, czyż nie?
Pokiwałam głową.
- Sinobrody… - powtórzyłam. – Dlaczego akurat on?
Wzruszyła ramionami.
- Podoba mi się ta opowieść – wyznała. – Ale ty to wszystko wiesz, prawda?
-Wiem, kochanie – odparłam. – I żałuję.
Znów ten perlisty śmiech…
- Dlaczego płaczesz? – spytała.
- Nie wiem – westchnęłam. – Nic już nie wiem. Nie kocham Dracona, nikogo już nie kocham.
Darla zeskoczyła z nagrobka i usiadła obok mnie. Prawie czułam jej obecność.
- A mnie kochasz? – zapytała.
- Tylko ciebie – powiedziałam, ocierając łzy. – Sapphire też kocham.
- A mnie?
Serce podskoczyło mi do gardła, jednak nie dałam po sobie poznać, że się wystraszyłam.
- Ciebie też kocham – szepnęłam, uświadamiając sobie nagle prawdę tych słów. – Jak ty to robisz, że zawsze jesteś tam, gdzie ja?
Barty wzruszył ramionami i usiadł obok mnie.
- Tak już mam – odrzekł.
Przez chwilę milczeliśmy. Po kilku minutach zaczęło się ściemniać. Słońce całkowicie schowało się już za horyzontem. To słońce, które Darla żartobliwie porównała z Sinobrodym. A może mi się tylko wydawało, że to powiedziała?
- Nie smuć się już – odezwał się Barty. – Darla chciałaby cię widzieć uśmiechniętą.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Barty zawsze umiał mnie jakoś pocieszyć…
- Ale już mnie nie zobaczy – zauważyłam, a z moich oczu popłynęło więcej łez. Pomimo to, nadal się uśmiechałam. – I ja jej też nie zobaczę.
- Nigdy nie wiadomo – odparł Crouch.
Zaśmiałam się.
- Ona porównała słońce do Sinobrodego – powiedziałam.
Barty objął mnie ramieniem.
- Lubiła tą opowieść – zauważył.
- Wiem, kochanie – powtórzyłam. Kochałam go jak Darlę, a może nawet mocniej. Cóż powiedziałby Czarny Pan, gdyby się o tym dowiedział?
~*~
Wymęczyłam ten rozdział jakoś xD Ah, za 2 dni już będzie setka xD Nie miałam pojęcia, że dotrwam tak długo. I to wszystko dzięki wam, czytelnikom, których, jak zauważyłam – tracę. Mam nadzieję, że nie zrazi was taka ilość rozdziałów. Ale to jeszcze nie koniec, nie doszłam nawet do połowy całej historii xD Nie zanudzam, zachęcam do przeczytania rozdziału numer 100 i dedykuję tą notkę wszystkim, którzy ją przeczytali xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 18:54
Niech Sophie zerwie już z Draconem, ta cała sprawa już mnie doprowadza do stanu, którego no cóż… Nie umiem tego określić. Wszelkie próby kończą się na niepowodzeniach. JA chcę parkę Sophie+Barty!! Dobra już nie zachowuję się jak małe dziecko. rozdział mi się bardzo podbał, jest po prostu wspaniały, cudny etc. etc. To już koniec mojej wspaniałej wypowiedzi xDD
8 lutego 2009 o 10:19
UsuńNie wiem, czy będziesz dalej chciała, żeby Sophie była z Bartym, szczególnie po rozdziale nr. 100 xD I spoko, każdy z nas przecież zachowuje się jak dziecko xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 18:57
Byłam pierwsza!! (i znowu budzi się we mnie dziecko)
8 lutego 2009 o 10:21
UsuńWhoho! Byłaś pierwsza!!! xD
chloe_april@autograf.pl
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 18:58
Bardzo mnie cieszy fakt, że wreszcie się pojawił Barty, ja mam nadzieję, że to on już tam pozostanie. Jakoś lubię tą postać, a tak rzadko pojawia się w opowiadaniach. Trochę Ci się ciągnął ten rozdział, ale końcówka myślę, wynagrodziła resztę, przynajmniej jak dla mnie. I niech ona się już pozbędzie tego Dracona xD. Pozdrawiam secret-of-lord
8 lutego 2009 o 10:24
UsuńNawet nie miałam pojęcia, jak takim opowiadaniem mogłam zmienić uczucia, przynajmniej częściowo, do Croucha. Jest o nim wzmianka jedynie w 4 części Pottera xD Później zero, a jednak niektórzy go lubią… dzięki komu? Dzięki mnie! No i teraz dziecko budzi się we mnie xD
~Lilka
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 19:27
O jak mnie tu długo nie było miałam szlaban dlatego tez nie dawalam notek:)teraz musze wszystko ponadrabiacc…www.zpamietnikalilkievans.blog.onet.plnowa notka:) wkoncuu;di sliczny nowy naglowek:)www.zpamietnikalilkievans.blog.onet.pl
8 lutego 2009 o 10:25
UsuńJa jak dostanę szlaban, to wiesz… można się zorientować po notkach, nie ma mnie kilka dni xD
~xXxKrwawaxXx
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 19:36
nie mogę doczekać się końca związku z Draconem..heh..cmentarz..znowu smutne zakończenie…i ten lot świetnie napisane XD
8 lutego 2009 o 10:26
UsuńNom, zakończenie związku to rzeczywiście bardzo interesująca rzecz xD
~Olka
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 19:41
Super rozdział.Na końcu tego rozdziału Sophie powiedziała do Barty’ego kochanie,czy to znaczy że ona kocha jego? Czekam na next.Pozdrawiam.
8 lutego 2009 o 10:28
UsuńOh, ona go zawsze kochała, bo kto by się oparł jego osobistemu urokowi [dobrze to napisałam?], dobroci, etc, etc. Ale może nie w ten sposób, jak kochała Dracona… Croucha uważała raczej za przyjaciela, np. jak Syriusza xD Hehe, do czasu… xD
~Princess of blood
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 19:44
Ah, cudowny rozdział ;) Już zatęskniłam za dalszymi losami Sophie, a dopiero teraz mogłam nadrobić zaległości… Ale się uśmiałam przy „Trzepała Zośka dywan” ;D Tytuł też mnie rozbroił ;) Ale ten rozdział był taki…wyjątkowy i piękny…Pewnie spotęgowało to pojawienie się Barty’ego, bo go ubóstwiam ;P Szczególnie podobał mi się moment na cmentarzu, kiedy Sophie wymieniała te swoje ‚kochania’ i wtedy wszedł Barty, ah…Szablon nie najgorszy, a nawet całkiem fajny, ale ja cały czas jestem najbardziej za tym zielonym [zapewne z sentymentu, bo był tu kiedy pierwszy raz weszłam na twojego bloga...Kiedy to było...] Ej, w ogóle Frozen, wiesz w jaką euforie wpadłam? Weszłam sobie na ten polecony przez onet.pl odcinek, zjechałam na dół – i co widzę? Dedyk dla mnie! Akurat przy poleconej ;DDobra kończe, bo się rozpisałam [podziel sobie długość tego komentarza na trzy, bo ostatnich notek nie komentowałam, więc będzie git], cieszę się, że dotrwałam do tej rocznicy – 100…Mam nadzieje, że notka będzie WYJĄTKOWA i…Że pojawi się BARTY!Pozdrawiam
8 lutego 2009 o 10:30
UsuńNom, rozpisałaś się xD Nie wiem, czy będziesz zadowolona, czytając rozdział nr. 100, bo tam też będzie Barty, a biorąc pod uwagę to, że go lubisz, to… Crouch może Cię zawieść xD
Jusi_Sniezka
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 19:46
Fajowski blog. Podoba mi się opowiadanko dosłownie niepowtarzalne. Ta para Sophie + Barty rzeczywiście spoko. Zastanawia mnie tylko jak wpadłaś na pomysł by to wszystko tak pomieszać tj. Sophie jest jednocześnie z rodu Godryka i Slyterina. Dosłownie exstra zapraszam na moje blogi o kotach – k-i-k.gu.ma o simsach sims–2.gu.ma i z ocenkami z-i-o.gu.ma mam nadzieję że zostawisz komentarz mogę cie wstawić do linków ????
8 lutego 2009 o 10:32
UsuńWstawiaj, ja też Cię wstawie, skomentuję, etc, etc. xD Nom, a co do pomysłów, to samo mi przyszło. Cóż poradzę, że czasem moja wyobraźnia mnie przerasta? xD
~Gabika138
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 20:12
Szablon cudny, lubię takie- spokojne, stonowane, ale z dwoma lub trzama wyrazistymi elementami. Gratuluję zdolności ;) Robiłaś w AP?P.S. 2 gim… Wiem coś o tym ;)Pzdrviolet-rddle.
8 lutego 2009 o 10:38
UsuńW Photoshopie, to jedyny program, który nie ma przede mną tajemnic xD
~K&M
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 20:41
A jednka wybrała Braty’ego… No jej wybór. A mam nadzieję, że coś ciekawego będzie w setnym rozdziale. xD
8 lutego 2009 o 10:40
UsuńPowiedziała tak, to zrozumiałe, ale cóż… nie powiedziała, że jest dla niej jedyny na świecie, a co ważniejsze, Barty nic na to nie odpowiedział xD Czy on ją wybrał, tego nie wiadomo xD
~Jeanne Poisson
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 21:45
Świetna notka, szczerze jak na wampira jest bardzo wrażliwa. Nie mogę się doczekać setnego rozdziału. Gratulacje w wytrwaniu. A jak tam mój nowy nagłówek?
8 lutego 2009 o 10:42
UsuńNieno, szablon masz świetny xDD Tylko po kroku powinien być przecinek, ale to detal xD Ja powiem szczerze, w moim nagłówku musiałam dotysować kreske do „e”, bo „ę” się nie chciało zrobić xD
~Nadia
OdpowiedzUsuń6 lutego 2009 o 23:06
Mnie na pewno nigdy nie stracisz, jestem, choć ostatnio rzadko komentuję, ale mam czas tylko w nocy. Ta notka była taka raczej przejściowa, ale przecież nie w każdej musi się dużo dziać. Też uważam, że związek, o ile można to jeszcze tak nazwać, Sophie i Dracona przestał mieć sens. Skoro ona go już nie kocha…Widzę, że znowu zmieniłaś szablon. Piękno tkwi w prostocie. Bardzo mi się podoba ta róża, uwielbiam róże. Dobra, nie truję, mam jeszce dużo zaległości do nadrobienia. Do zobaczenie w okrągłym, setnym rozdziale, i życzę wytrwałości na kolejne 100 :D
8 lutego 2009 o 10:43
UsuńA nie przestraszy np. 200 rozdziałów potencjalnych czytelników, lub oceniających? xDD Aaa, nieważne, przecież nie liczy się ilość, tylko jakość xDD Ja też lubię róże, szczególnie czarne i wierzę w istnienie niebieskich xD
~KrejzoOlka
OdpowiedzUsuń7 lutego 2009 o 07:57
Śliczny blogu$!Fajna historia;***Jak bd miała czas to przeczytam więcej;****wb do mnie na bloga o TH i Dodzie;*www.fun-club-tokio-hotel.blog.onet.pl orazwww.my-life-doda.blog.onet.pli zostaw po sobie ślad;****
8 lutego 2009 o 10:45
UsuńNoł noł noł!!!!! Ten zespół i ta wokalistka to najbardziej znienawidzeni przeze mnie [i Feel jeszcze] zespoły na świecie!!! Ale cóż, skoro do mnie wpadłaś i skomentowałaś, to grzeczność wymaga tego samego xD
~Leanne
OdpowiedzUsuń7 lutego 2009 o 13:01
Nareszcie długo! I Bardzo fajnie, pomijając oczywiście fakt ze nie było ,,herbatki” u ,,wuja”!
8 lutego 2009 o 10:46
UsuńNom, ale niedługo Barty wpadnie na „herbatkę u wujka” xD Tyle zdradzę, jeśli chodzi o rozdział nie 100, ale 101 xD
~Jessica
OdpowiedzUsuń7 lutego 2009 o 13:03
swietny a czym więcej tym notek tym lepiej
8 lutego 2009 o 10:47
UsuńZgadzam się xD
~Clumsy
OdpowiedzUsuń7 lutego 2009 o 14:23
Niech ona już z nim zerwie.Będzie wtedy fajnie :D:DBuSsi ;*
8 lutego 2009 o 10:48
UsuńHehe, jak fajnie jest się pocieszyć z czyjegoś nieszczęścia, prawda? xD Powiem szczerze, jak śmieję się z tych rozterek Sophie, bo ja osobiście bym się takim głupim facetem jak Malfoy nawet nie przejmowała xD
Flos
OdpowiedzUsuń7 lutego 2009 o 15:42
Jak ja się cieszę, że to dopiero połowa. Martwiłam się, że masz zamiar skończyć na setnej notce. A tak, jestem mile zaskoczona. Taki szczególik, na początku jest mała literówka w tym kawałku gdzie piszesz, że Sapphire była już ubrana, napisałaś obrana. A notka ciekawa i nareszcie Barty się pojawia. Od dawna go nie było.
8 lutego 2009 o 10:49
UsuńEeee, poprawię może tą literówkę xD I ja miałabym kończyś na setnej notce? Chyba na 300-setnej xD
~Claudia
OdpowiedzUsuń7 lutego 2009 o 17:05
Nowa notka na http://jedna-krew-dwa-oblicza.blog.onet.pl/ serdecznie zapraszam.
8 lutego 2009 o 10:49
UsuńThx xD
~Jeanne Poisson
OdpowiedzUsuń8 lutego 2009 o 08:54
Zapraszam na nowy rozdział na : http://nowa-w-szkole-hogwart.blog.onet.pl/PS Specjalnie dla ciebie:D
~Cam.
OdpowiedzUsuń8 lutego 2009 o 11:14
Fajny rozdział xd Szczególnie ta rozmowa z „nieżywym” xd „Bo ona jest nieżywa!”
8 lutego 2009 o 11:15
UsuńWow!!! Darla jest nieżywa! Brawo ! xD
anjus1@op.pl
OdpowiedzUsuń8 lutego 2009 o 11:46
Pierwszy rozdział na Veleidosa-Amor.blog.onet.pl :) Serdecznie zapraszam ;* [veleidosa-amor]