-Słyszysz mnie? – wyszeptałam najciszej jak mogłam. Barty nieznacznie pokiwał głową.
-Co ze mną zrobią? – spytał.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze… - odpowiedziałam, uśmiechając się blado – Posłuchaj mnie, bo to bardzo ważne. Kiedy ci powiem, chwycisz mnie mocno za ramię i deportujesz się ze mną.
-Dokąd? – zapytał.
-Dumbledore poda ci veritaserum – szepnęłam. Pochyliłam się nad nim jeszcze niżej. – I nie wiem, co by się stało, wyciągnę cię stąd…
Pocałowałam go w czubek nosa. Nic więcej nie mogłam powiedzieć, bo drzwi za mną się otworzyły. Poderwałam głowę i ujrzałam w nich Snape’a.
-Crouch! – krzyknął, cofając się o krok. Zza jego kolan wyjrzała sflaczała twarz Mrużki.
-Panicz Barty! Co ty tu robisz? – zaskrzeczała.
Podciągnęłam Barty’ego, aby mógł usiąść pod ścianą.
-Mrużko, proszę cię, uspokój się – powiedziałam do niej łagodnie, bo skrzatka zaszlochała donośnie. Snape podszedł do Barty’ego, chwycił go za gardło i wlał mu veritaserum do ust.
Dumbledore, który nie odzywał się do tej pory, przemówił spokojnie do Croucha:
-Słyszysz mnie?
-Tak – odpowiedział. Głos miał obojętny, nie zwracał uwagi na nikogo, nawet na Mrużkę, płaczącą u jego boku.
-Chcę, żebyś nam powiedział, jak uciekłeś z Azkabanu – rozkazał Dumbledore.
-Uratowała mnie matka – odpowiedział – Czuła, że umiera. Namówiła ojca, żeby mnie stamtąd wyciągnął. Takie było jej ostatnie życzenie. Kochał ją tak, jak nigdy nie kochał mnie. Zgodził się.
-Barty, ja cię kocham, to wystarczy! – krzyknęłam, ale nawet na mnie nie spojrzał. – Dumbledore, co mu zrobiliście! To nie jest veritaserum!
-Jest – odparł cicho Snape. – Dodałem tylko coś od siebie, żeby zapobiec kolejnej katastrofie.
Pojawiła się McGonagall, która również nie mogła się powstrzymać od okrzyku zdumienia.
-Mów dalej – powiedział Dumbledore.
-Ojciec przybył z matką do Azkabanu, żeby mnie odwiedzić. Dał mi eliksir wielosokowy z włosem mojej matki. Ona wypiła eliksir z moim włosem. Zamieniliśmy się.
Mrużka potrząsnęła głową, aż uszy jej zafalowały.
-Niech panicz nic już nie mówi, wpędzi panicz swojego ojca w kłopoty! – zawołała, dygocząc na całym ciele.
-Dementorzy są ślepi – ciągnął Crouch, nie zważając na pojękiwania skrzata. – Wyczuli, że do Azkabanu wchodzi jedna zdrowa osoba i jedna umierająca. Nie rozpoznali, że to moja matka, nie ja siedzi w celi. Ale do samej śmierci piła eliksir z moim włosem. Pochowano ją jako mnie na terenie Azkabanu.
Zamilkł na chwilę, wpatrując się tępo pustymi oczami w przestrzeń.
-A co zrobił z tobą twój ojciec? – zapytał Dumbledore, równie spokojnym tonem, który mógł człowieka wyprowadzić z równowagi.
-Rozpowiedział, że moja matka również umarła. Zorganizował cichy, prywatny pogrzeb. Grób jest pusty – odpowiedział Barty. – Później zajęła się mną skrzatka. Ojciec użył wielu zaklęć, by mnie sobie podporządkować. Kiedy już odzyskałem siły, pragnąłem tylko odnaleźć swojego pana i wrócić do niego, by mu służyć.
Wziął głęboki oddech i ciągnął dalej:
-Ojciec użył Zaklęcia Imperiusa, ale z czasem zacząłem się mu opierać. Ale skrzatka nie odstępowała mnie na krok. Zdołała nakłonić ojca, żeby zabrał mnie na mecz quidditcha, jako nagroda za dobre sprawowanie.
-Czy ktoś odkrył, że żyjesz? – spytał Dumbledore, przyglądając mu się uważnie.
-Tak. Berta Jorkins. Przyszła kiedyś do mojego ojca, ale nie było go w domu – odrzekła cicho Barty – Usłyszała jednak, jak rozmawiam z Mrużką. Gdy ojciec wrócił, oskarżyła go wprost. Ojciec rzucił na nią zaklęcie zapomnienia.
-Opowiedz mi o finale mistrzostw świata w quidditchu – rozkazał Dumbledore.
-Mrużka namówiła do tego mojego ojca – odpowiedział Barty. – Wszystko zostało dokładnie zaplanowane. Mrużka zaprowadziła mnie do pustej jeszcze loży. Mówiła, że zajmuje mojemu ojcu miejsce. Ale Zaklęcie Imperius zaczęło tracić swoją moc. Nagle stwierdziłem, że jestem w loży honorowej. Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczułem się wolny. Zobaczyłem różdżkę, wystającą z kieszeni chłopca. Od czasu wtrącenia do Azkabanu nie pozwolono mi dotykać różdżek. Ukradłem ją. Mrużka tego nie widziała. Ona ma lęk wysokości.
Mrużka zawyła jeszcze głośniej.
-Wróciliśmy do namiotu. Potem usłyszeliśmy Śmierciożerców. Tych, którzy wymigali się od Azkabanu. Tych, którzy zdradzili mojego pana. Nie utracili wolności, wyparli się go – dodał. – A teraz, po raz pierwszy od dawna, miałem różdżkę, miałem świadomość. Postanowiłem nastraszyć tych zdrajców. Uciekłem. Ale Mrużka użyła własnych czarów i przywiązała mnie do siebie. Użyłem więc skradzionej różdżki i wystrzeliłem w niebo Mroczny Znak.
Umilkł na chwilę. Teraz i ja, podobnie jak Mrużka, nie mogłam powstrzymać łez. Kto by pomyślał, że Voldemort może mieć tak wiernego sługę, jakim jest Barty…
-Ojciec oszołomił mnie i Mrużkę, całkiem przypadkowo. Później ją wyrzucił – dodał Crouch, na co skrzatka zaszlochała rozpaczliwie. – Wrócił ze mną do domu. Pewnego dnia przybył do nas mój pan, w ramionach Glizdogona. Ojciec otworzył mu drzwi.
Na jego twarzy rozlał się uśmiech ; tamta chwila musiała być jego najcudowniejszym wspomnieniem w całym jego marnym życiu.
-Teraz mój ojciec był więźniem – wyznał Barty – Mój pan zmusił go do chodzenia do pracy, do zachowywania się normalnie. Rzucił na niego Zaklęcie Imperius. A ja odzyskałem wolność. Poczułem się znowu sobą.
-A co ci kazał zrobić Lord Voldemort? – zapytał Dumbledore.
-Zapytał mnie, czy jestem gotów zrobić dla niego wszystko – odpowiedział. – Powiedziałem mu, że jestem gotów służyć jemu i jego wiernej Dark Lady. Razem z Glizdogonem napadliśmy Moody’ego. Przygotowaliśmy eliksir wielosokowy. Teraz byłem nim. Trzymałem go w kufrze, abym mógł przyrządzać nowe porcje eliksiru.
-Gdzie jest Alastor Moody? – zapytał groźnym tonem dyrektor. Barty wskazał na kufer. Dumbledore machnął różdżką w stronę kufra, który otworzył się. W jednej z siedmiu skrzynek, była dziura na jakieś 4 metry w głąb.
Dumbledore wskoczył do kufra ; po chwili wynurzył się z niego, a za nim wyleciało bezwładne ciało prawdziwego Alastora Moody’ego.
-Sophie, byłbym ci wdzięczny, gdybyś mogła zanieść Alastora do pani Pomfrey – powiedział do mnie.
Spojrzałam niepewnie na Barty’ego i zwróciłam się do dyrektora:
-Wiesz, Albusie, to chyba nie jest najlepszy pomysł…
-Nic mu nie będzie, masz na to moje słowo – odpowiedział Dumbledore. Zawahałam się, ale machnęłam krótko różdżką i nieprzytomny Moody uniósł się pół metra nad podłogą. Wyszłam z gabinety, nawet nie oglądając się za siebie.
Moje kroki dudniły w korytarzu. Po drodze do skrzydła szpitalnego nie napotkałam nikogo. Drzwi same się przede mną otworzyły i zobaczyłam panią Weasley, Bes, Rona, Hermionę i Sapphire.
-Sophie, co się stało?! Dumbledore był taki… - zaczęła Hermiona, ale przemknęłam obok niej, machnęłam różdżką i Moody wylądował miękko na najbliższym łóżku.
-Powiedzcie pani Pomfrey, że to prawdziwy Szalonooki. Nie, mamo, nie teraz – powiedziałam sucho, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
Wróciłam do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią. Najwidoczniej Dumbledore skończył już wypytywać Barty’ego, bo naradzał się cicho z McGonagall.
-Minervo, zaprowadzę teraz Harry’ego na górę – powiedział dyrektor – Czy mogę cię prosić, żebyś stanęła przez ten czas na warcie?
McGonagall skinęła głową.
-Albusie – odezwałam się. – Może ja…?
Dumbledore zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem.
-Po tym, co się dziś stało… nie jestem pewny, czy mogę ci na to pozwolić. – odpowiedział.
-Ale… Albusie, ufasz mi, tak? – zapytałam, zaciskając rękę w miejscu, gdzie powinna być moja szyja. – No i nie możesz tak po prostu skazać go na śmierć!
Dumbledore westchnął.
-Nie, nie mogę – odpowiedział – Ale pan Minister na pewno będzie chciał go przesłuchać osobiście.
Roześmiałam się ochryple.
-Przesłuchać! – prychnęłam. – Dobre sobie! On go od razu wyda w ręce dementorów, jak nie szybciej!
-Sophie, jestem pewien, że nic mu nie zrobi – powiedział spokojnie Dumbledore – Nie wyraziłem zgody na przyprowadzenie tu dementorów.
Zawahałam się, ale cofnęłam się o krok.
-To co ja mam teraz zrobić? Gdzie mam iść? – zapytałam z goryczą.
-Idź do skrzydła szpitalnego. Bądź łaskawa wyjaśnić to pani Pomfrey i Bes. Chyba jesteś jej to winna – rzekł Dumbledore. Zerknęłam na Barty’ego i ponownie opuściłam gabinet.
W skrzydle szpitalnym opowiedziałam wszystko ze szczegółami. Powrót Voldemorta, częściowe przesłuchanie Barty’ego, nasz plan, dotyczący Harry’ego…
-To niewiarygodne – powiedziała sucho Molly [pani Weasley] – Jak mogłaś coś takiego zrobić?
-Molly, ja musiałam! Wcale nie chciałam, żeby Voldemort próbował zabić Harry’ego! Przecież nie pozwoliłabym mu na to! – zawołałam z rozpaczą w głosie – Ja po prostu chciałam, żeby żył normalnie… żeby miał ciało…
Opadłam na krzesło ze zwieszoną głową.
Sapphire otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się i wszedł Harry, Dumbledore i czarny pies.
Dyrektor kazał Harry’emu od razu położyć się spać. Pani Pomfrey podała mu eliksir, po którym od razu zasnął.
-Albusie – mruknęłam. – Ale co z…
-Croucha przesłuchuje pan Knot – przerwał mi dyrektor – Jest z nimi Minerva.
Spuściłam oczy. Nie chciałam patrzeć na twarze wszystkich moich przyjaciół i widzieć na nich zadziwienia. Nie chciałam widzieć, że są zawiedzeni.
Dumbledore opuścił skrzydło szpitalne. Pies podszedł do mojego krzesła i położył włochaty łeb na moich kolanach. Przynajmniej on się ode mnie nie odwrócił…
*O*
Nie miałam zamiaru cały czas siedzieć w skrzydle szpitalnym, narażając się na nieprzyjemne spojrzenia i uwagi Rona. Kilka minut później opuściłam zamek. Długo przechadzałam się błoniami Hogwartu, zastanawiając się nad tymi wydarzeniami.
Do zamku wróciłam dopiero po kilku godzinach. Jeszcze było ciemno, ale czuło się w powietrzu nadchodzący poranek.
W skrzydle szpitalnym zastałam Dumbledore’a, McGonagall i te pozostałe osoby, od których uciekłam na błonia.
-Dlaczego nie pilnujesz Barty’ego, Minervo? – zapytałam ją z lekkim niepokojem w głosie. McGonagall i Dumbledore wymienili szybkie spojrzenia.
-Nie wiem, jak ci to powiedzieć – odpowiedziała McGonagall, a dyrektor za nią dokończył:
-Pan minister uznał za stosowne wezwać dementora dla swojego bezpieczeństwa. Ale ten, gdy tylko zobaczył Croucha… Rozumiesz mnie, prawda?
Zwracał się do mnie, jak do małego dziecka…
Roześmiałam się histerycznie.
-Obiecałeś mi, Dumbledore – wycedziłam, a moją twarz rozjaśnił uśmiech szaleńcy. – Obiecałeś, Albusie… Zaufałam ci, a ty mnie wykiwałeś…
Znów się roześmiałam, ale ten przerażający śmiech zmienił się po chwili w histeryczny płacz.
-D-dlaczego odbieracie mi moje najbliższe… - wybełkotałam, ale nagle głos utkwił mi w gardle. Nie mogłam słowa wydobyć. Nagle poczułam się bardzo dziwnie… Przemówiłam ochrypłym, mechanicznym głosem, jakbym to nie ja mówiła:
-Taki słaby...
Jak dziecko, bezbronny…
Ale w rocznicę śmierci
Kiedy wiatr od lasu powieje,
Otrzyma moc,
Której ten drugi zawsze się lękał.
Deszcz gwiazd z nieba spadnie
I ten pierwszy zmądrzeje…
Oddać się za bliskich
To będzie jego pragnienie…
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, znów poczułam, że mogę nad sobą zapanować. Spojrzałam na każdego znajdującego się w skrzydle szpitalnym – patrzyli na mnie z nieukrywanym przerażeniem.
*O*O*O*O*O*O*
Według mnie nie jest to moja najlepsza notka, ale ogólnie wyszła mi całkiem OK xD Jak na razie net działa, więc może uda mi się dodać jutro coś na selene-snape xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń25 września 2008 o 20:26
Piekny rozdział… Choć taki straaasznie smutny :) Szkoda mi Barty’ego… Życie jest niesprawiedliwa :) Pozdrawiam
27 września 2008 o 12:01
UsuńTak, niesprawiedliwe… mi też go szkoda, ale musiałam go zabić żeby go… odratować? Pozdrawiam xD
~ViruS
OdpowiedzUsuń25 września 2008 o 20:28
Hmm.. I znów rozczarowanie, ale mnie ogólnie trudno jest zadowolić. Nie potrafię zrozumieć jednego. Dlaczego nikt nie reaguje na to, co zrobiła Sophie? Dalej ją akceptują, a przecież nie powinni. Dumbledore powinien ją trzymać na krótko, a tymczasem pozwala jej swobodnie pałętać się po zamku, a nawet powierzył jej prawdziwego Mody’ego. Ha! I przepowiednia była najlepsza. „Taki słaby…” ^^
27 września 2008 o 12:00
UsuńOj, niedługo zareagują… no i jest jeszcze kwestia śmierci Cedrika. I kto uwieży jakiemuś dzieciakowi [patrz: Harry Potter] i zwariowanej dziewczynie, ubolewającej po żekomej utracie wuja i pana [patrz: Sophie Serpens], że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, powrócił? xD
~Łapa
OdpowiedzUsuń25 września 2008 o 21:35
ciekawe… czyżby była to jakaś przepowiednia? niestety jestem niedomyślalna i nie ma pojecia czego to może dotyczyć…
27 września 2008 o 11:57
UsuńOczywiście, może dotyczyć wielu osób xD ale o kim była najbardziej mowa w moich kilku ostatnich rozdziałach? O wielkim Czarnym Panie i o mizernym Potterku xD
~Nadia
OdpowiedzUsuń25 września 2008 o 22:12
Przeczytałam, podobało mi się, porządny komentarz napiszę jutro. Dobranoc :)
27 września 2008 o 11:56
UsuńOki oki xD
~Olka
OdpowiedzUsuń25 września 2008 o 22:27
Fajny rozdział.Wszystkie rozdziały twojego opowiadania są udane…..nawet bardzo.Ten rozdział był trochę smutny.Czekam na następny.Pozdrawiam.
27 września 2008 o 11:56
UsuńSmutny… może raczej lekko powiało grozą xD
~Kawula
OdpowiedzUsuń25 września 2008 o 22:35
szkoda, ze nie pozostawilas przy zyciu Barty’ego :( smutny, fajny rozdzial [zycie-gryfonek]
27 września 2008 o 11:56
UsuńLudzie, czytajcie, co robią dementorzy !!! WYSYSAJĄ z ludzi DUSZĘ, a nie ŻYCIE ! Z resztą Sophie nie pozwoliłaby mu umrzeć, nawet jakby już był trupem. To zdanie wyjaśnię już niebawem xD
~Kinga.
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 15:18
Ten rozdział jest świetny! Chociaż muszę przyznać, że troszkę smutny ;( Teraz już nie wiem, czy Sophie jest po stronie zła, czy dobra ;):) >M-jak-madonna
Brillen
Usuń26 września 2008 o 15:33
Piękny rozdział.Sophie tak się oddała w sprawie Barty’ego jej aż mi się smutno zrobiło.Jest to chyba najlepszy z twoich dotychczsowych rozdziałów:) Świetnie:) Buśka:*:*:*lg-potter.xx.pl
27 września 2008 o 11:53
UsuńWiesz, nie wykluczone, że może z ich „związku” coś będzie xD
27 września 2008 o 11:54
UsuńWłaśnie o to mi chodzi xD z resztą… ona sama nawet nie wie xD więc myślę za nią xDD
~Sabriel
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 15:39
Ah piekinie….bosksko;)
27 września 2008 o 11:53
UsuńAh, dziękuję xD
~Kate
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 15:43
Smutnnno miii…..buuu….pieknie piszsz naprawde….pozdrawiam;)
27 września 2008 o 11:52
UsuńSmutno? Mi też szkoda Barty’ego. A taki był z niego dobry Śmieriożerca… xD
~Ewelina
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 15:53
spoko notka :):* FANS-NATASZA.XX.PL
27 września 2008 o 11:52
UsuńDziękuję xD
~AdriAnnkA
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 15:56
Nono fajna nocia;) hym.. ciekawe co to było na końcu? Jakaś przepowiednia ;>?;]
27 września 2008 o 11:52
UsuńTaak. I wyszedł na jaw kolejny [w bardzo wielu] talentów Sophie xD
~dream - toxic
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 16:07
hmmm duzo tych rozdzialow ale myslalam ze juz po powrocie voldemorta nie bedziesz juz pisala ale ciesze sie ze jeszcze cos piszesz czekam na new pozdro
27 września 2008 o 11:51
UsuńOczywiście, że będę pisać ! Ten rok w Hogwarcie to była tylko rozgrzewka xD Bedę pisać do 7 klasy Sophie i trochę jej dorosłego życia xD
kala1993@onet.eu
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 17:55
Świetny blog… Świetne notki… mogła byś informować mnie o nowych notkach? Z góry dzieki. Miło by było gdybyś czasem wpadała na mojego bloga: http://www.hogwart-kira-corka-czarnego-pana.blog.onet.plKira K. RiddleBlach servant you
27 września 2008 o 11:50
UsuńJasne, mogę Cię informować xD to będzie dla mnie tzw. zaszczyt xD
~Natasza__
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 19:06
Płacz Szkoda że zabiłaś CrouchaFajna ta przepowiednieNie mogę się doczekać następnego rozdziałuPozdrawiam
27 września 2008 o 11:49
UsuńPowiedziałam, że go zabiłam? Niekoniecznie. Stracił tylko duszę xD
~Nadia
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 21:35
Tak jak obiecałam, postaram sie dodać ,,porządny” komentarz. :)W przeciwieństwie do Ciebie, xD mi podobał się ten rozdział. Prubuję rozgryźć tę przepowiednię na końcu, bo to była przepowiednia, prawda? Ale Dumbledore jest głupi. Czy on naprawdę nie widzi, kim naprawdę jest jedna z jego uczennic? Aż się śmiać chce. Ja wiem, czy mi Barty’ego żal? Sam jest (był) sobie winny, trzeba było się nie odzywać. No cóż, na głupotę nie ma lekarstwa :) Pozdrawiam, życzę weny, trzymam kciuki za Twój internet i czekam na 38 rozdział.
~Nadia
Usuń26 września 2008 o 21:37
,,próbuję” Nie wiem, jak mogłam zrobić tak okropny błąd, nigdy mi się to nie zdarza.
27 września 2008 o 11:48
UsuńSpoko, ja i tak nie zrwacam w komach uwagi na błędy ortograficzne. W końcu zama lepiej nie piszę xD
27 września 2008 o 11:49
UsuńPrzepraszam przepraszam przepraszam ! Nie miałam po prostu czasu ! Następnym razem walnę Ci długi koemntarz xD
~Leanne
OdpowiedzUsuń30 stycznia 2009 o 18:20
Te opowiadanie są bardzo fajne, ale nie mają sensu!! Sophie ich zdradziła ! Wszystkich! HArry’ego! Ciągle kłamie! I co oni z nią tak trzymają co?? No wątpię!! Ona chciała śmierci Harry;ego!!! CHCIAŁA!!! To się nie trzyma kupy. Bezsensu. Chociaż muszę przyznać że masz talent.
1 maja 2009 o 23:14
UsuńNie znasz treści całego opowiadania, to dopiero początek, a już mówisz, że nie ma sensu. Skoro Ci się nie podoba, nie czytaj, też mi problem.