9 września 2014

Rozdział 364

         Barty powrócił do Czarnego Pana zaraz następnego dnia, choć wstępnie ustaliliśmy spotykać się tak często, jak to tylko możliwe. Ja utknęłam w próżni, czas się dla mnie zatrzymał, więc już z niecierpliwością oczekiwałam kolejnej jego wizyty, choć dopiero co się rozstaliśmy. Wciąż drżałam o jego bezpieczeństwo. Najbardziej nie chciałam, aby nie cierpiał z tego powodu, że się ze mną widuje.
Powróciłam do domu Jacquesa, zanim ten zjadł jeszcze śniadanie. Kiedy wkroczyłam do kuchni, nie wyglądał na specjalnie zaniepokojonego, choć wyraził swoje niezadowolenie z powodu mojej nieobecności.
- Nie powiedziałaś, że nie wrócisz na noc – rzekł. W jego głosie dosłyszałam wyraźnie brzmiący chłód. – Trochę się o ciebie bałem.
- Tylko trochę? – Zażartowałam i usiadłam obok niego, aby coś zjeść. – Z Bartym nigdy nic mi nie grozi.
Wuj spojrzał na mnie z porażającą wręcz powagą i mruknął:
- Przed śmiercią cię jakoś nie ochronił.
- Drugi Syriusz! – Oświadczyłam ze śmiechem, wznosząc ręce ku niebu. – Gdyby moje odejście z tego świata było czymś wartym uwagi… Bywałam już w gorszych tarapatach, nie masz się czym przejmować.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i nalałam sobie herbaty. Chyba powoli się przyzwyczajałam do tego nudnego, całkowicie zwyczajnego życia. Mieszkanie u Jacquesa coraz bardziej mi się podobało, choć zawsze myślałam, że moje życie po Hogwarcie będzie wyglądało trochę inaczej. Być może powinnam znów poddać się muzyce? Podreperować psujący się wizerunek? A może tym razem podbić rynek muzyczny mugoli… To chyba rozsądniejsze w obecnej sytuacji, niż pchanie się pomiędzy czarowników. Jakoś to wszystko musi się toczyć, przynosząc większe lub mniejsze szczęście. Nie zmienia to jednak faktu, że takie życie będzie całkowicie zwyczajne. Płaskie. Bez najmniejszych wzlotów i upadków. Kiedy spoglądałam w przyszłość, widziałam drogę, którą miałam kroczyć, lecz była całkowicie zamglona. Pierwszy raz nie wiedziałam, co mam począć i ile ta niepewność będzie trwać.

         Dni mijały, a ja dostała jedynie list od matki, którym informowała mnie, że w domu wszyscy zdrowi, nic dziwnego się nie wydarzyło… Opisała krótko każde ze swych dzieci, nie wspomniała jednak ani słowem o Livii. Nie byłam pewna, czy był to zabieg celowy, czy może Bes po prostu zapomniała o swej najstarszej córce, jednak jaka nie byłaby odpowiedź, trochę mnie to zaniepokoiło. Zdałam też sobie sprawę z tego, jak bardzo oddaliłam się od osób, które stały się dla mnie rodziną. Nie wiedziałam nawet, co się działo ze starszą siostrą. Może powinnam posłuchać Victora i zainteresować się tym, co knuje? Ona nigdy nie była tak skryta, nie stroniła ani od znajomych, ani od rodziny. Teraz, kiedy w moim życiu już praktycznie nic się nie działo, chyba powinnam poświęcić trochę czasu rodzicom, trochę odciążyć matkę… Zdawałam sobie sprawę, że to niewiele, ale chciałam, aby wiedziała, że może na mnie liczyć.
         Jednak w głowie wciąż miałam wspomnienia z Hogwartu. Te siedem lat zleciało tak szybko, że wydały mi się być zaledwie jednym mrugnięciem. Wiele spraw się tam zaczęło, niektóre zaś tragicznie się skończyły. Mój związek z Draconem, przyjaźń z Sapphire, umarły moje dobre stosunki z Potterem, umarł dla mnie Zakon Feniksa… Darla… Już nie myślałam o niej tak często, jak dawniej, zaczęłam się bać, że im dłużej będę oddzielona od szkoły, tym rzadziej będzie mnie nawiedzała. Miałam mnóstwo zdjęć, lecz we wspomnieniach moja Darla nie miała twarzy. Już zapomniałam, jak wyglądała. Mimo że umarła jako dziecko, wydawała się być dorosłą kobietą, która mieszkała tylko w mojej głowie. Prawdziwa Darla różniła się od tej, którą ja stworzyłam. Za każdym razem, kiedy o niej myślałam, kusiło mnie, by chociaż spróbować przywrócić ją światu, choć doskonale wiedziałam, że to niemożliwe. Darla należała już do aniołów, ba, sama była jednym z nich. Jej śmierć wstrząsnęła każdym uczniem i każdym nauczycielem, była największą tragedią, która mnie dotknęła, jednak poza wieloma nieszczęściami były też sytuacje bardzo przyjemne. Poznałam w końcu swojego brata, z którym mam teraz świetne stosunki, dowiedziałam się prawdy o rodzicach, którzy nigdy mnie nie kochali… Wrócił także Armand, a wraz z nim cały świat Nieśmiertelnych stanął przede mną otworem. No i Barty. Gdyby nie to, że podszywał się pod Moody’ego, nigdy nie połączyłoby nas uczucie. Być może także nie zdecydowałabym się w końcu naprawdę służyć Czarnemu Panu i choć było teraz między nami źle, nigdy nie przestałam mu kibicować.

*

         W powietrzu już było czuć lato. Pogoda z dnia na dzień była coraz bardziej upalna i duszna, na czystym, błękitnym sklepieniu nie było śladu po choćby jednej chmurce, z nieba lał się prosto na ziemię żar, przed którym kryli się rozpaczliwie mugole. W centrum było jeszcze goręcej, niż na przedmieściach, asfalt parował, a kamienice i wysokie budynki dawały tyle cienia, co nic. W domu Jacquesa było tak spokojnie i cicho, a każdy dzień był łudząco podobny do pozostałych, że wyglądało to tak, jakbym mieszkała u niego od niedawna i jednocześnie przez całe wieki. Myślałam, że wujek miał nieco ciekawsze życie, jednak on spędzał całe dnie albo w salonie, albo w mieście. Przywykł już dawno do mugoli, więc nie przeszkadzała mu ich obecność, ja zaś wolałam wtedy zostawać w mieszkaniu całkiem sama. Wychodziłam wtedy na dach, zupełnie tak, jak na samym początku i siedziałam, aż całkowicie się ściemniło. Kiedy mrok ogarniał niebo, wracałam do środka. Bałam się patrzeć w gwiazdy, by nie ujrzeć tam potworów, które spędzały mi od dawna sen z powiek. Kiedy zaś pytałam Jacquesa, czy tak już zawsze wyglądać będzie jego życie, odpowiedział mi tylko ze śmiechem, że nie można przecież wiecznie pracować. Przerażała mnie samotność, którą wybrał. Nudne, płaskie życie bez celu. Jego droga musiała być o wiele bardziej zamglona, niż moja. Ja wciąż gdzieś w środku łudziłam się, że pewnego dnia spełni się mój sen, w który przez chwilę wierzyłam. Teraz już wiedziałam, że nigdy nie będę mogła przywyknąć do takiego życia, jakie teraz byłam zmuszona wieść. Jacquesowi wystarczało i zadowalało go, ja natomiast cierpiałam z dnia na dzień coraz bardziej. Zaczynałam nawet myśleć, że zrobiłabym wszystko, aby tyko coś zaczęło się dziać. Cokolwiek. Gdybym wiedziała, jak te sekretne prośby się skończą, wolałabym tkwić w tej próżni do śmierci, która nigdy miała nie nastąpić.

         Dzień był piękny, jak zwykle, słońce grzało mocno i wytrwale, a niebo było bezchmurne. Jacques pootwierał wszystkie okna w kamienicy w nadziei, że wpadnie do środka choć delikatny powiew wiatru, jednak do tej pory do domu wlewało się tylko gorące, ciężkie powietrze. Wyraźnie czułam kurz i pył z niepozamiatanego podwórka. Wuj raczej nie zajmował się trawnikiem przed swoimi drzwiami, więc trawa, która najpierw bardzo urosła, a przez ostatnie dni pozbawiona wody uschła i teraz pod oknami sterczały brzydkie, wysuszone, żółte źdźbła, kołysząc się nad spękaną ziemią. Starałam się unikać tego żałosnego widoku.
         Mimo że z początku nic nie wskazywało, że coś zacznie się zmieniać, już wieczorem, kiedy zaszło słońce, a ja byłam właśnie w trakcie spożywania kolacji z Jacquesem, przez otwarte okno w salonie wpadła sowa. Wylądowała miękko tuż przed moim talerzem i wyciągnęła swoją pokrytą łuską nóżkę, do której miała przywiązany niechlujnie zwinięty rulonik. Natychmiast poznałam, że jest to sowa należąca do Ghostów, więc szybko uwolniłam ptaka od karteczki, którą szybko rozprostowałam i mruknęłam do wujka:
- To coś od taty, już myślałam, że nigdy nie napisze.
Odłożyłam widelec i wczytałam się w tekst, który był krótki, chaotyczny i pisany w pośpiechu. Z każdym słowem uśmiech na mojej twarzy coraz bardziej bladł, aż w końcu zniknąć całkowicie, ustępując miejsca niememu przerażeniu.

         Mama jest w szpitalu. Nie chcę Cię o to prosić, ale jeśli tylko możesz – przyjdź. Dziewczynki są same w domu, Armand ma się nimi zająć. Gdybyśmy mieli Flagro, list pewnie dotarłby szybciej.
         Czekam w Mungu,
 tata

Moje serce chyba na moment się zatrzymało. Poczułam, jak w gardle coś ściska mnie tak mocno, że nie mogłam złapać oddechu. Zerwałam się na równe nogi, rozglądając się po salonie jak szalona, a list upadł gdzieś na podłogę. Jacques odłożył sztućce i natychmiast zapytał:
- Złe wieści?
- Mama jest w szpitalu – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. - Muszę natychmiast polecieć do Munga…
Czas, który na chwilę dla mnie się zatrzymał, znów zaczął toczyć się własnym rytmem, a mój mózg zaczął na nowo pracować. Musiałam coś zrobić… Powinnam natychmiast udać się do szpitala, nie mogłam czekać ani chwili dłużej! Każda minuta była teraz ważna… Ale co się właściwie stało? Mówiłam… mówiłam, że nic dobrego nie wyniknie z bagatelizowania choroby Bes! Byłam wściekła i jednocześnie przerażona tym, co się stało. Żałowałam, że Sethi nie napisał, co się stało. Dlaczego mama nagle poczuła się gorzej…? Przecież wcześniej nikt mi o tym nie wspomniał! Chciało mi się płakać z tej niepewności…
Bez słowa wyjaśnień rzuciłam się do drzwi, ale Jacques natychmiast mnie powstrzymał. On również wyglądał na zdenerwowanego, choć był chyba trochę bardziej opanowany i spokojny, niż ja.
- Nie możesz tam pójść – jego słowa były ostre i stanowcze, kiedy mocno trzymał mnie za ramiona i starał się zajrzeć w oczy, ale ja wiłam się jak piskorz, chcąc natychmiast mu się wyrwać. – Nie rozumiesz, że jeśli się tam zjawisz, wezwą aurorów i zaciągną cię prosto do Azkabanu!
- No i co z tego? Muszę się dowiedzieć, co z mamą! – Krzyknęłam mu prosto w twarz. Nie mogłam znieść dłużej tego sterczenia i gadania o niczym. – Poza tym gdyby chcieli mnie złapać, już dawno by mnie wyśledzili. A teraz mnie puść, nie wiadomo, o której godzinie tata wysłał ten list.
- Sophie, chociaż raz mnie posłuchaj…!
Zaczęliśmy się szarpać. Jacques był silnym mężczyzną, więc doskonale potrafił poskromić moje ludzkie ciało, ja zaś wampirycznej mocy starałam się nie używać, jednak teraz po prostu nie mogłam dalej bawić się z wujkiem. Liczyła się każda sekunda, a ja bałam się, że kiedy już dotrę na miejsce, może być już za późno. Dlatego odepchnęłam go tak mocno, że przeleciał prawie przez cały salon i zatrzymał się dopiero na drzwiach do kuchni, o które trzasnął z głuchym huknięciem, krzywiąc się okropnie. Nie planowałam odesłać go od siebie tak mocno, ale moja siła nocą wzbierała i nie mogłam jej do końca kontrolować, zwłaszcza, kiedy byłam w gniewie. Posłałam mu tylko przepraszające spojrzenie i pomknęłam w stronę drzwi wejściowych. Kiedy tylko je otworzyłam, od razu wystrzeliłam w powietrze, ale nie pomyślałam, że ktoś mógł stać na progu. Wpadłam prosto na Armanda, od którego się odbiłam i wylądowałam na podłodze w ciemnym holu.
- Widzę, że dostałaś list.
Wampir nie był sam. Wsunął się do środka, a za nim, niczym duchy, wkroczyły bliźniaczki i sam Barty. Była to najdziwniejsza grupka, jakiej się tu mogłam spodziewać, do kompletu brakowało im tylko Stworka i Harry’ego Pottera. Gorączka, która mnie ogarnęła, ustąpiła na chwilę za sprawą szoku, którego doznałam, widząc narzeczonego w towarzystwie sióstr i nieśmiertelnego ojca. Wstałam i natychmiast na nich naskoczyłam:
- Skąd się tu wzięliście? Ty miałeś zajmować się dziewczynkami, a ciebie tu w ogóle nie powinno być… Co się w ogóle stało? Armand, dlaczego akurat ciebie Sethi poprosił o pomoc? Nic z tego nie rozumiem…
Jacques już pozbierał się z ziemi i podszedł do nas z takim samym wyrazem zmieszania i niedowierzania, jak ja. Przeprosiłam go gorąco, ale on tylko machnął lekceważąco ręką, jakby to już przestało być ważne i skierował swą uwagę na Armanda. Najwyraźniej pojawienie się tak niespodziewanego gościa w jego ubogiej kamienicy sprawiło, że zrozumiał, jak ważny był list od mojego opiekuna.
- Wiem, że Sethi prosił mnie o opiekę nad Sonią i Tanią, ale chyba będę tam potrzebny. Mógłbyś…? – Głos Armanda był spokojny, a on sam tak opanowany, jak wtedy, kiedy mnie odwiedził.
- Oczywiście, nie ma problemu, idźcie, ja się nimi zajmę – Jacques energicznie pokiwał głową i wyciągnął ramiona w kierunku dziewczynek. Bliźniaczki były zapłakane i przestraszone, kiedy weszły do domu, nawet się ze mną nie przywitały, tylko stanęły pod ścianą i utkwiły wzrok w podłodze, ściskając się mocno za ręce. – Tylko dajcie znać, jak już wszystko się wyjaśni.
Wampir obiecał, że natychmiast się z nim skontaktuje, kiedy tylko czegoś się dowie, po czym pociągnął mnie mocno za przegub i oboje z Bartym opuścili kamienicę, w pośpiechu zatrzaskując drzwi. Byłam coraz bardziej zdezorientowana. Jakim cudem Armand zdołał ściągnąć tu Barty’ego? No i dlaczego zainteresował go los mojej matki? Przecież nigdy nic ich nie łączyło. Owszem, nie słyszałam, aby mieli jakiś konflikt, ale też nie byli jakimiś bardzo dobrymi przyjaciółmi. A teraz nagle wszystko kręci się dookoła mego nieśmiertelnego ojca. To on opiekuje się dziewczynkami, on ściąga tu Barty’ego, on wie, o co chodzi w tej całej sytuacji… Po prostu nie wytrzymałam narastającego napięcia. Wyrwałam rękę z jego stalowego uścisku i zatrzymałam się, nawet nie starając się zapanować nad burzącą się we mnie krwią.
- Wyjaśnijcie mi, o co w tym wszystkim chodzi! – Zażądałam, patrząc z zaciśniętymi wargami to na jednego, to na drugiego mężczyznę, oczekując natychmiastowej odpowiedzi. – Moja matka trafia do szpitala, zjawiasz się ty, ściągasz tu Barty’ego…
- Przecież mówiłem, że zawsze będę nad wami czuwał – przerwał mi spokojnie Armand, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Powoli odzyskiwał ludzkie rysy, choć oczy wciąż pozostawały zimne i marmurowe. – Wiedziałem, że coś takiego pewnego dnia nastąpi, ale nie sądziłem, że stanie się to tak nagle.
- O czym ty mówisz?
Armand wymienił szybkie spojrzenia z Crouchem. Jeszcze jakiś czas temu nie myślałam, że będą kiedykolwiek w stanie ze sobą normalnie porozmawiać, a dziś wyraźnie widziałam między nimi nić porozumienia! Wampir najwidoczniej już wcześniej wyjaśnił Bartemiuszowi całą sytuację, bo ten nie wyglądał ani na zaskoczonego, ani na zdenerwowanego. Jedyne, co mogłam odczytać z jego twarzy, to marszczący mu czoło i zaciskający wargi frasunek.
- Chodź – Armand wyciągnął w moim kierunku białą dłoń. Jego długie paznokcie lśniły w sztucznym, żółtym świetle ulicznych latarni jak subtelne, szklane blaszki. – Masz rację, nie ma czasu na sterczenie, idziemy do Świętego Munga. Wyjaśnię ci wszystko po drodze.

~*~


         Wrzesień. Uczniowie idą do szkoły, a studenci mają jeszcze miesiąc wakacji, ja jednak muszę się uporać z problemami, co nie jest jednak takie proste, jak myślałam. Przerywam w złym momencie, wiem, ale na kolejny odcinek nie będziecie musieli aż tak długo czekać. Jeszcze chciałam powiedzieć, że sonda zostanie rozwiązana na początku października, wtedy będę mogła powrócić do regularnego pisania. 

9 komentarzy:

  1. ~Patrycja
    20 września 2014 o 20:43

    No, no, no! Frozenko zadziwasz mnie! Widzę że weny Ci nie brakuje! :P
    Rozdział trzyma w ciekawości i napięciu, a do tego są same fajne postacie które uwielbiam! Dziwny duet ogólnie (Armand i Barty, obok siebie, jakoś tak jakny rozejm ogłosili?), no ale, ma to z pewnością coś na celu. Podoba mi się postawa Jaquesa – jejku, kocham go! :) Ale żeby nie było że tylko wychwalam, to potrzeba tu tupnięcia Voldemortową nóżką ;) I poucznień Syriusza! I oczywiście w ogóle Syriusza, bo jakoś go tu stanowczo za mało!
    I może… Jakaś wspominka o Malfoyu…. I koniecznie o Złotym Chłopcu! ;)
    No ja wiem, wiem, wymagania mam duże, ale chyba da się coś zrobić, hehe ? :P
    W każdym razie życzę jeszcze 1000 razy tyle weny ile miałaś przy tym rozdziale i chcę widzieć gorący rozdział niebawem (hehe czyli najlepiej regularne dodawanie jak na początku – co 2 dni ;P )
    Serdecznie pozdrawiam naszą szanowną autorkę najlepszego fanficku o HP w całych internetach od 2008 roku który trwa do teraz i liczy sobie 364 rozdziały ! Miłego wieczoru! :)
    Patrycja która jest zachwycona rozdziałem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 września 2014 o 12:57
      Kurcze, żałuj, że nie widzisz mojego uśmiechu szerokiego, zacieszu jak głupi do sera xD
      Mam ostatnio jakiś przypływ weny, może dlatego, że już od gimnazjum planowałam te zdarzenia tutaj, a dopiero będąc na studiach mogę je opisać. Kolejny rozdział na SCP już prawie ukończony, tylko przepisać xD
      O Draconie będzie dość sporo, ale muszę dopiero rozwiązać sprawę Bes. Najpierw jedno, potem drugie. Natomiast Harry’ego będę musiała na krótki czas całkowicie zawiesić, żeby móc rozwinąć swoje pomysły. Niech on sobie romansuje z Ginny, Hermiona niech wraca na ostatni rok do Hogwartu… Dajmy im ten „rok” na wytchnienie xD
      Normalnie kocham Cię za te komentarze, dodają naprawdę dużo zapału do pisania i widać, że naprawdę to czytasz <3

      Usuń
  2. ~Semirkowa
    22 września 2014 o 21:18

    Hej.
    Nie wierzę, że masz problemy. :( Sądziłam( i sądzę), że jestes na tyle silna, że dasz sobie radę ze wszystkim :)
    Czytam każdy Twój rozdział, i jestem zachwycona, że w każdym zawsze coś sie dzieje. Może w niektórych nie ma takiej akcji, ale i tak robisz wrażenie. Bo wiele blogów z opo o HP chowają się, co do Twojego. Może naprawdę powinnaś wydac książkę, specjalnie dla fanów Twoich opowiadań? Wierzymy w Ciebie. Na pewno nie tylko ja sięgnę po Twoją książkę xD
    Masz ambitne plany, skoro zajmujesz się tyloma rzeczami na raz. Naprawdę podziwiam Cię za to..
    I Sphie dostała ten list od taty… Szkoda, że jej mama zachorowała… Ale chociaż ważne, że nie wyidealizowałaś życia głównej bohaterki. Ma się czym zamartwiać, i jeszcze ta akcja z Armandem…
    Ja co nie czytałam HP, a uwielbiam to opowiadanie xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Semirkowa
      22 września 2014 o 21:19

      *Sophie
      Przepraszam, za literówkę

      Usuń
    2. 22 września 2014 o 22:18
      Chyba się trochę źle wyraziłam, to problemy na studiach, tutaj siła nie ma nic do rzeczy, zwłaszcza na UJ.
      Haha, no co Ty! Sophie to przecież doskonały przykład Mary Sue, fakt, różowo nie ma, ale w końcu zmartwychwstała! I zmartwychwstał Dumbledore! I Syriusz! I wszyscy! W końcu z czystym sumieniem mogę rzec, że Siostrzenica Czarnego Pana to potterowska „Moda na sukces”. A to dopiero początek… xD

      Usuń
    3. ~Semirkowa
      23 września 2014 o 22:06

      Fakt xD
      Moda na sukces…ale nie taka męcząca :) Bynajmniej lubiłam Amber…A tutaj lubię Sophie, bo jest taka realistyczna
      Oglądałaś może kiedyś Sunset Beach?

      Usuń
    4. 1 października 2014 o 14:51
      Nope, nie oglądałam ;/ To film/serial/ekranizacja?

      Usuń
  3. ~Leanne
    29 września 2014 o 08:26

    Hohohohohoho :D widze, ze akcja zdecydowanie sie rozkreca :D szkoda tylko, ze tak powoli, na ale na ciag dalszy oczywiscie poczekamy :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 października 2014 o 14:51
      W 365 będzie bardziej rozwinięta xD A właściwie, to już jest xD

      Usuń