Jacques był zaskoczony, kiedy ujrzał
mnie przed swoimi drzwiami. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je
zamknął, jakby rozpoznał, że nie jestem w stanie tłumaczyć mu wszystkiego w
progu. Byłam roztrzęsiona, jednak na zewnątrz starałam się zachować jako taki
spokój. Wargi miałam zaciśnięte i sine, twarz bladą i napiętą, a całe ciało
zdrętwiałe, jakby przed domem hulały mrozy. W środku jednak byłam wrakiem. Tak
bardzo potrzebowałam spokoju po chaosie, który panował podczas bitwy i wiele
tygodni przed nią, całym ciałem łaknęłam stabilizacji, pewności, że wszystko
wróci do normy, a Czarny Pan nagle… wyrzuca
mnie ze swojego życia. Te słowa brzmiały w mojej głowie całkiem obco, jakby
wypowiedział je ktoś inny, nie ja. Utraciłam jakąś ważną cząstkę siebie, która
mniej lub bardziej wpływała na moje dotychczasowe życie. To, co wydarzyło się
zaledwie chwilę temu było jak kamień rzucony w stronę poobtłukiwanej, szklanej
rzeźby, którą była moja dusza. Wystarczył delikatny, nieprzemyślany ruch, aby
roztrzaskała się na tysiące kawałków. Niemożliwa do sklejenia.
Osunęłam
się na kanapę, szukając wzrokiem Jacquesa. Ten usiadł naprzeciwko mnie,
zerkając na mnie co chwilę. Przez wyrazisty teraz niepokój przebijała się naturalna
łagodność, którą można było zwykle dostrzec w jego oczach. Były czyste,
spokojne i zdrowe. Wolne od szkarłatnych udręk bitwy. Pojawił się krótki moment
w mojej rozpaczy, że poczułam się lepiej, widząc to opanowanie, lecz szybko
powróciłam do rzeczywistości. Ucieczka od świata nigdy nie dawała prawdziwego
wytchnienia. Podsuwała tylko iluzję, która zaś rodziła fałszywą nadzieję na to,
że wszystko rozwiąże się samo. Ja jednak miałam już dość swojej własnej
ingerencji w cokolwiek. Tym razem postanowiłam całkowicie odpuścić.
Jacques
postanowił pierwszy przełamać milczenie.
-
Dlaczego wybrałaś mój dom?
Wzruszyłam
lekko ramionami.
-
Tylko ty przyszedłeś mi do głowy.
Głos
miałam bardzo spokojny, pozbawiony emocji. Może nawet… naiwny? Wszak
powierzyłam swoje problemy bogom – obojętnie, jakim. Po tym, co widziałam po
śmierci nie byłam już pewna, kto nakręcał ten ogromny zegar.
-
Skoro tu już jesteś, to może… opowiesz mi wszystko? – zaproponował.
Odwróciłam
od niego wzrok i nieświadomie utkwiłam go w swoich nagich stopach. Było mi
obojętne, co i komu będę mówić. Nie zależało mi na tym, co może się stać, ale
być może czułam tak, ponieważ bardzo ufałam Jacquesowi? Wiedziałam, że nie
zawiedzie mnie. Był jedną z niewielu osób, które cieszyły się moją bezgraniczną
sympatią i bezwarunkową miłością. Nigdy nie nadwyrężył mojej cierpliwości, nie
zraził mnie swym zachowaniem czy podejściem. Był łagodniejszą i bardziej
powściągliwą wersją Syriusza, któremu mogłabym powierzyć swoje życie bez obaw,
że mógłby je komuś sprzedać. Black zaś… on był raczej żartownisiem, jednak w
sprawach związanych z Czarnym Panem uwielbiał odgrywać surowego nauczyciela.
Gdybym pojawiła się w jego mieszkaniu, pierwsze, co usłyszałabym w progu to „A nie mówiłem?”. Oczywiście nie odmówiłby mi pomocy. Później za
wszelką cenę próbowałby mnie wesprzeć, a może nawet pomóc, ale najpierw
nastąpiłaby seria pocisków, które mogłyby mnie wykończyć. Nie zniosłabym jego
szyderstw. Natomiast Jacques dawał mi całkowitą wolność, nie zapominając
jednocześnie o trosce.
Kiedy
podniosłam wzrok, on już wracał z kuchni, niosąc na tacy dwie wielkie filiżanki
wypełnione parującą cudownie herbatą. Jej zapach wypełnił suchy, bezwonny salon
swą słodyczą. Na sercu od razu zrobiło mi się lżej. Natychmiast pochwyciłam
porcelanowe naczynie i upiłam łyk gorącego napoju. Nawet nie wspomniał o
bitwie, kiedy sama zaczęłam opowiadać:
- Na
początku wydawało mi się, że tego chciałam. Myślałam, że jeśli już dojdzie do
jakiegoś starcia, któraś ze stron wygra i wszystko już będzie dobrze.
Oczywiście byłam przekonana, że zginie tylko jedna osoba – Harry Potter.
Ewentualnie jacyś bezimienni, których śmierć nie będzie miała dla mnie żadnego
znaczenia. Wiem, byłam strasznie naiwna, ale nigdy wcześniej nie wyobrażałam
sobie, jak mogło wygląda starcie dwóch tak potężnych stron… Mogłam ciebie o to
zapytać.
Na
mojej twarzy ukazał się ledwo dostrzegalny uśmiech, ale zniknął równie szybko,
jak się pojawił. Nie musiałam zamykać oczu, obrazy przesuwały się w mojej
głowie jeden po drugim, chronologicznie, jak gdyby to wszystko działo się w tej
chwili, a ja stałam gdzieś obok walczących. Jakbym była martwa.
- Z
początku wszystko wskazywało na to, że jesteśmy wygrani. Czarny Pan bez
problemu przedarł się przez magiczne zapory, jednak sam nie walczył. Pozwolił
mi polecieć. Widziałam wszystko z góry. Ludzie wyglądali jak mrówki. Taka
czarna, nieustannie poruszająca się masa strzelająca na oślep zaklęciami. Nie
miałam pojęcia, jak rozpoznają się nawzajem. Bawiło mnie to. Nie mogłam przyjąć
do wiadomości, że ktokolwiek z naszych może zginąć. Byłam przekonana, że
polegną ci, na których mi nie zależy, z którymi nie miałam nigdy do czynienia. Zachwycał
mnie cały ten chaos, walczący śmiertelnicy. Czułam się bezpieczna, bo
wiedziałam, że nikt nie jest w stanie ściągnąć mnie na ziemię lub zabić, ja
sama zaś mogłam zrobić, co mi się tylko podobało. Wszystko przypominało mi
jakieś… przedstawienie. W końcu Czarny Pan mnie wezwał. Byłam trochę
zawiedziona, ale zrobiłam, co mi kazał. Przeniosło mnie do Wrzeszczącej Chaty,
z początku nie miałam pojęcia, po co ta cała szopka. Był tam Voldemort i był
Snape. I później… Boże…
Coś
ścisnęło mnie w gardle, a ja zacisnęłam powieki i skrzywiłam się okropnie, żeby
pohamować łzy. Głowę miałam pełną zaprzeczeń, tęsknot za wujem, goryczy,
wielkiej, bolesnej miłości i nienawiści zarazem. Nienawidziłam go za to, co
uczynił, choć jedyne, czego teraz pragnęłam, to jego pocałunku. Tylko spokój i
cisza jego ramion mogła ukoić moje złamane serce. Zaczerpnęłam gwałtownie
powietrze, głos wciąż mi się trochę łamał, ale uparcie mówiłam dalej:
-
Jakoś wróciłam do polany w Zakazanym Lesie, gdzie przebywali Śmierciożercy. Nie
byłam wtedy sobą, więc mu wybaczyłam. Tym razem Czarny Pan wezwał Pottera do
miejsca, w którym przebywaliśmy. Tam miał z nim walczyć, ale chłopak się
poddał. Potem padło zaklęcie… myślałam, że to już koniec. Wtedy pierwszy raz
się przeraziłam. Coś poszło nie tak… niby Potter leżał martwy na trawie, ale
Voldemort również nie wykazywał oznak życia. Ale przepowiednia nie mówiła o
tym, że muszą zginąć oboje, wręcz przeciwnie. Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje. No i nie woniał też trupem.
Zaczęłam jednak myśleć o tym, co będzie, jeśli Czarny Pan już się nie obudzi… a
on powstał. Byliśmy zwycięzcami. Zabił Harry’ego Pottera, zaniósł jego ciało do
Hogwartu. Był taki dumny ze swego dokonania. Po tylu latach udało mu się
zamordować swoją jedyną przeszkodę, która stała mu na drodze do
nieśmiertelności. A ja byłam przekonana, że teraz już będziemy żyć długo i
szczęśliwie. Coś jednak nie poszło po naszej myśli… wciąż się za to winię…
okazało się, że Potter przeżył. Kolejny raz wymknął się śmierci, a ja nie
wyczułam, że nie jest martwy. Na nowo rozgorzały walki. Tym razem nie było już
tak, jak wcześniej. Coś się zmieniło. Wszyscy walczyli na śmierć i życie, gdyż
Lord Voldemort wkroczył w samo centrum bitwy. Zostałam ranna, ale ogarnęło mnie
takie szaleństwo… pierwszy raz naprawdę chciałam zabijać. Nie dla krwi, lecz
dla samego zabijania… Po chwili walczyli już tylko Potter i Czarny Pan.
Przywiązał mnie do ściany, jakby myślał, że to mnie powstrzyma. Ha, głupi!
Roześmiałam
się przez łzy, ale wargi szybko wykrzywiły się w odrażającym grymasie. Obraz
był zbyt realistyczny.
- Dwa
zaklęcia się zderzyły, a później straciłam wszystko…
Cała
zadrżałam. Nie byłam już w stanie panować nad sobą. Filiżanka upadła i
roztrzaskała się u moich stóp. Łzy zalały mi twarz, a ja zanosiłam się szlochem
jeszcze przez długi czas. Jacques milczał. Machnął jedynie różdżką, aby pozbyć
się kawałków kolorowej porcelany i zimnej już herbaty z podłogi. Pozwolił mi
się uspokoić, choć trwało to jakiś czas. Moje łzy były puste, ponieważ już
dawno opłakałam śmierć wuja. Rozpaczałam raczej nad swoim dawnym cierpieniem,
niż nad losem mego pana.
Przełknęłam
ostatnie łzy, odetchnęłam, podniosłam głowę i uśmiechnęłam się.
-
Ściągnęłam go z powrotem. To moje najszczęśliwsze wspomnienie.
Jacques
patrzył na mnie z mieszaniną niepokoju i wstrętu. Jakby to, co powiedziałam,
było okropnym bluźnierstwem przeciwko Bogu. Ale przecież nie było. Gdyby nie
było Mu to miłe, nie pozwoliłby Czarnemu Panu powrócić. A ja nie miałam takiej mocy,
która mogłaby Mu dorównywać.
- To
przecież wbrew jakimkolwiek zasadom – wyszeptał. Choć jego twarz wyrażała setki
emocji, głos miał spokojny i opanowany, jak gdyby dyskutował ze mną o meczu
quidditcha.
-
Absolutnie nie. Moja dusza za duszę Czarnego Pana.
- Przecież
żyjesz…
W tym
momencie się opamiętałam. Jacques był nie przywykł do wszelkich dziwactw, które
zwykle mnie otaczały. Nie powinien wiedzieć o wszystkim. Nie obawiałam się, że
nie będzie w stanie znieść tego, co robiłam i mnie wyrzuci, nie. Bałam się o
niego. Nie chciałam na siłę wpychać go do świata, w którym tak naprawdę nigdy
nie chciałby się znaleźć. Wolałam oszczędzić mu bólu.
-
Żyję – przyznałam. – Jestem nieśmiertelna. Teraz żałuję, że tak się stało.
Przez pomyłkę przywróciłam do życia kogoś, kto wszystko zepsuł.
-
Kogo?
Popatrzyliśmy
sobie w oczy.
-
Dumbledore’a.
Jacques
westchnął ciężko. Ta wiadomość z pewnością zwaliłaby go z nóg, gdyby nie
siedział w fotelu. Zacisnął dłonie mocno na kolanach i wcisnął się sztywno w
miękkie oparcie.
- Już
wszystko rozumiem. On cię przegnał,
bo ściągnęłaś tu jego wroga?
Ściągnął
wargi, zastanawiając się nad swoimi własnymi słowami. Nie chciałam, by oceniał
Czarnego Pana. Nie pragnęłam się na nim mścić czy przystać do przeciwnej mu
strony, lecz wrócić do jego łask, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Może
błagania w końcu by go ugięły, złamały jego surowe zasady, nieodwracalne
postanowienia…
-
Więc dlaczego nie wrócisz do matki?
Wzruszyłam
ramionami i spuściłam głowę. Tak, przeszło mi to przez myśl, lecz szybko
musiałam odegnać od siebie ten zamiar, ponieważ wiedziałam, że to najgorsze, co
mogłabym zrobić. Bardziej szczęśliwe mogło się okazać pozostanie w domu
Voldemorta i błaganie go o wybaczenie.
- Nie
wiem, czy chcą mnie widzieć – wyznałam. To również bardzo kłuło moje złamane
już serce, jednak ból stłumiony był tęsknotą za wujem. – Jesteś jedyną osobą,
której nie wyrządziłam żadnej krzywdy.
~*~
Będę miała dla Was niespodziankę
związaną z kolejnym rozdziałem, a także drugą związaną z całą Siostrzenicą, jednak zarówno na
pierwszą, jak i na drugą trzeba będzie trochę poczekać. Coraz bardziej zaczyna
mi nie wystarczać samo blogowanie. Chciałabym zrobić coś więcej dla fanfików,
które piszę i dla Was. Jakoś to… rozbudować. Ale zanim ambicje całkowicie się
we mnie rozbudzą, muszę nadrobić pisanie xD Przypominam o głosowaniu w sondzie,
do której link znajdziecie tutaj.
Dzisiejszy rozdział dedykuję Leanne
:*
~Leanne
OdpowiedzUsuń10 lipca 2014 o 23:16
A co to, termin zajęłaś ? publikuj szybko…
btw. uzależniłam się, sprawdzam kilkanaście razy dziennie, czy jest nowy rozdział ;o
11 lipca 2014 o 13:13
UsuńBędzie dzisiaj, jestem właśnie w trakcie tworzenia xD
~Leanne
Usuń11 lipca 2014 o 14:33
czekam mkurde, będę odświeżala co 2 minuty xd
11 lipca 2014 o 16:44
UsuńJuż jest xD
~Leanne
OdpowiedzUsuń11 lipca 2014 o 17:34
Yeah, biorę się za czytanie :D
~Leanne
Usuń11 lipca 2014 o 17:37
albo chwilę, obejrzę do końca odcinek Trudnych Spraw xd
odnośnie pierwszego akapitu… wiedziałam, wiedziałam, że zjawi się u Jacquesa :D Yeah ;p
~Leanne
Usuń11 lipca 2014 o 18:28
szczerze… lekko się zawiodłam. nie zaspokoiłaś mojego głodu akcji, nieprzewidywanych zwrotów… wiadomo, Jacques musiał się dowiedzieć, jak wyglądała Bitwa o Hogwart, ale kurde mógł to poczytać z Proroka Codziennego xD
krótko, ale… po raz kolejny jestem pod wrażeniem. ogromnym wrażeniem. to, w jaki sposób… przedstawiasz świat (mam na myśli opisy) jest po prostu magiczne. są rozbudowane, ale nie nudne ; treściwe, ale nie przydługie ! jesteś czarownicą :D
chociaż szczerze mówiąc Frozenka jako wiedźma bardziej mi odpowiada :P
już nie mogę się doczekać, co dla nas szykujesz jupi, niespodzianka z okazji… bez okazji :D
na Proroku Frozenki ktoś w komentarzu wpadł na pomysł, żeby urządzić MHOCZNĄ imprezę z okazji 7. rocznicy SCP… ale czemu nie teraz ? :D
no i kończąc… moje serce zaczęło mocniej bić, źrenice się rozszerzyły, aż się przestraszyłam. na końcu rozdziału zobaczyłam : „Leanne”.. czytam ostatnie zdanie – nie dociera do mnie. czytam ponownie – o.O
dziękuję, dziękuję, dziękuję ! tak dawno, tak dawno.. już tyle czasu, odkąd ktoś zadedykował mi rozdział.. wzruszyłam się, naprawdę. nie wiem, co jeszcze napisać, poza dziękuję.. więc DZIĘKUJĘ <3
~
6 dni później
Paulina [Leanne] jest w niebie. dosłownie. cóż więcej potrzebuje, gdy H. jest tak blisko niej ? czuje jego zapach, na który od razu ogarnia ją podniecenie.. przygryza lekko dolną wargę H., wie, że wtedy ogarnia go szaleństwo…
- ała !
krwawiąca warga budzi ją z cudownego snu, gdzie tylko wtedy może być z osobą, na której tak bardzo jej zależy.. w głowie dzwoni. kac – Kurewska Abrakadabra Czachy.
- kur*a, więcej nie piję…
suchar w ustach ; sięga po 2-litrową butelkę wody Żywiec Zdrój położoną koło łóżka. w przeciągu kilkunastu sekund opróżnia połowę butelki. sięga po paczkę fajek i zapalniczkę leżące na półce koło łóżka. podpala papierosa i zaciąga się mentolowym LD. [tak, tak ; bieda, moi drodzy... a LD 100's zielone tylko 11.95 w wybranych sklepach! xd]
opiera się ścianę, w głowie nadal wiruje. próbuje sobie przypomnieć, co się wczoraj działo.. taak, impreza z koleżankami, pierwszy kieliszek, drugi, dziewiąty, siedemnasty.. urwany film.
- ja pier*olę, co ja znowu robiłam ? – zastanawia się przerażona. – jak się znalazłam z powrotem w domu ?
wyciąga telefon z torebki, która leży obok łożka. patrzy – bateria rozładowana. podpina telefon do ładowania i próbuje go włączyć. czeka dosyć długo. w końcu telefon rozbudził się do życia. sprawdza – 17 nowych wiadomości, 23 nieodebrane połączenia.
nagle zamiera z telefonem w ręku. z tlącego się wciąż papierosa spada kiep na jej ukochaną pomarańczową atłasową pościel, jednak ona tego nie zauważa. wpatruje się wciąż w telefon z otwartymi ustami. w końcu szepta :
- dziś 17. lipca..
a potem krzyczy – tak, dziś 17. lipca !
podekscytowana wyskakuje z łóżka i zasiada do biurka, na którym leży laptop. włącza go, jednak on, jak każdy sprzęt elektroniczny w domu, aby obudzić się do życia, potrzebuje kilku minut. w tym czasie odpala kolejnego papierosa. zniecierpliwiona uderza laptop i krzyczy:
- no ruszże się wreszcie !
w końcu po paru minutach, które dla niej się wydają wiecznością, laptop w końcu ożywa. dwukrotnie na ikonę przeglądarki. wpisuje drżącymi rękami adres bloga. po chwili :
- ku*wa no, nie dodała nowego rozdziału..
~
OLA,
CZY CHCESZ, ŻEBY TAK TO WYGLĄDAŁO ? CHCESZ ZROBIĆ MI COŚ TAKIEGO ? NO CHCESZ ?! TAKŻE JAK WEJDĘ 17. LIPCA, ROZDZIAŁ MA BYĆ !
ee… proszę.. xD
nie no, życzę weny, kochana <3 pamiętaj, żebyś pisała dla własnej satysfakcji.. ale miej też na uwadze osoby takie, jak ja, które ponownie zajarały się Twoim opowiadaniem ;)
dobra, kończę już ;) pamiętaj : CZEKAM ! :)
P.S. : tak, to z nudów xD
12 lipca 2014 o 20:08
UsuńTak naprawdę łudziłam się, że będę przed ważną sytuacją przygotować pierwszą niespodziankę, ale chyba się nie uda. I niestety nie jest to zależne ode mnie. Zresztą każdy później zobaczy, dlaczego xD Więc pozostaje mi po prostu opublikować następnym razem cały rozdział i już nie przeciągać.
Haahahahaha, to jest ZAJE.BI.S.TE XD Nie będzie tak, już mam połowę rozdziału na 17.07 w zeszycie, dzisiaj zasiadam do drugiej połowy, może jakiś post na Proroka w międzyczasie wcisnę… Ale tym razem będzie idealnie punktualnie – 17.07 – wstaję rano i publikuję xD
~Semirkowa
OdpowiedzUsuń11 lipca 2014 o 21:18
Heeej :))
Jesteś słowna, i to doslownie…Może nie dodałas siódmego lipca, ale to tylko kilka dni….
Fajnie, ze dodajesz rozdziały, a na blogu znów ożyło :)) Yeeey, wreszcie :))
Ciekawi mnie, co Ty kombinujesz z tymi fanfickami… Hmm…może chcesz wydać książkę? To jest bardzo ambitny plan :))n
Dobra, nie będę zgadywac ;)) Poczekam, aż sama wyjawisz tajemnicę xD
Pozdrawiam :)
Semirkowa.
12 lipca 2014 o 20:04
UsuńKsiążka… raczej nie, ale chciałabym, żeby te historie stały się jakby… bardziej namacalne. Tak naprawdę nikt nie widzi tego, co ja widzę w głowie, nie jestem tego w stanie przekazać. Nikt nie jest, nawet najlepszy pisarz na świecie. Jest przecież tyle detali, których fizycznie nikt nie jest w stanie opisać. I to mnie właśnie boli, bo chciałabym to w jakiś sposób zmienić. Mam nawet już ułożony plan, ale to tylko namiastka tego, co chciałabym osiągnąć.
~Semirkowa
Usuń12 lipca 2014 o 20:30
A juz myślałam, że to ksiażka będzie…
Ciekawi mnie co kombinujesz…Może coś wspólnego ze zdjęciami? Albo np krótkim filmem? Dobra, już nie zgaduję … bo pewnie i tak nie zgadłam :)))
17 lipca 2014 o 12:01
UsuńZobaczysz ;>
~Leanne
OdpowiedzUsuń17 lipca 2014 o 11:04
no i zawiodłam się..
17 lipca 2014 o 12:01
UsuńCzemu? xD
~Semirkowa
OdpowiedzUsuń17 lipca 2014 o 11:29
jeszcze siedemnasty nie przeminął xD mam nadzieję, że wieczorem jak wrócę, to będzie nowy rozdział xD publikuj, Frozenko :)))
17 lipca 2014 o 12:01
UsuńWłaśnie się zabieram za publikowanie xD
~Kina
OdpowiedzUsuń15 listopada 2014 o 17:51
Jeśli nadal interesuje Cię mój blog, to zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału. :)
Pozdrawiam serdecznie ;*
http://hogwart-zmienicprzyszlosc.blogspot.com/
15 listopada 2014 o 21:46
UsuńTylko, jeśli można prosić, to powiadomienia pod najnowszymi postami ;)