Z początku pomyślałam, że jeszcze się
nie obudziłam. Scena niczym z fantastycznego snu, w którym umarli powstają z
grobów, ludzie cofają się w czasie i zmieniają bieg historii, a wrogowie łączą
swe siły, aby powstać przeciwko większemu złu. Okazało się, że tak naprawdę
nikt nie walczył, jednak osoby znajdujące się w holu miały wyciągnięte różdżki.
Ujrzałam Czarnego Pana miotającego się po całym pomieszczeniu jak w furii z
twarzą wykrzywioną w paskudnym grymasie, gdzieś za nim czaił się równie
zszokowany i zarazem zniesmaczony Barty, natomiast na pierwszym planie stał
spokojnie Albus Dumbledore. Przez
chwilę pomyślałam, że to, co wydarzyło się podczas bitwy nie było dla mnie
całkowicie obojętne, że… straciłam zmysły. Dumbledore? Tutaj? Przecież on umarł
prawie rok temu! Zamordował go Snape, a jego martwe ciało spadło z samego
szczytu Wieży Astronomicznej. Widziałam to! Byłam na jego pogrzebie, śpiewałam
nad jego grobem, a Lord Voldemort kilka dni temu wyciągnął różdżkę z jego
pomarszczonych, zasuszonych dłoni. Mój umysł był zupełnie otępiały. Nie
potrafiłam znaleźć logicznej odpowiedzi na to, co w tej chwili widziałam. Były…
a może znów obecny dyrektor Hogwartu
stał na samym środku holu, w dłoni ściskał różdżkę, a twarz miał tak spokojną,
jakby wpadł do Czarnego Pana na herbatkę. Ujrzałam te znajome, wesołe błyski w
jego jasnych, czystych, błękitnych oczach, w srebrnej brodzie zaś igrały
przebijające się natarczywie przez wysokie, gotyckie okna promienie porannego
słońca.
Przez
ten cały czas wpatrywałam się oniemiała to w Dumbledore’a, to w wuja,
zastanawiając się, co mam w tej sytuacji zrobić. Byłam przerażona i
jednocześnie rozwścieczona tą całą sytuacją. Samo zmartwychwstanie byłego dyrektora Hogwartu jeszcze mieściło się w
mojej głowie, jednak fakt, że pierwsze, co zrobił po powstaniu z grobu to
odwiedziny u swego największego i śmiertelnego wroga… Nijak nie potrafiłam tego
pojąć. Po co? I przede wszystkim jakim cudem?
- Co
tu się wyprawia?
Kiedy
tylko odzyskałam czucie w nogach, zbiegłam boso po granitowych, ciemnych,
lśniących schodach. Ta niepewność natychmiast wywołała we mnie wściekłość,
jednak czułam niepokój, kiedy zbliżyłam się do Dumbledore’a. Nie byłam sama –
Czarny Pan i Barty również trzymali się od niego z daleka.
- Ty
mi wyjaśnij! – zawołał Voldemort, celując we mnie oskarżycielsko palcem.
Stanęłam jak wryta, patrząc na niego z niedowierzaniem. Wszystkiego mogłam się
spodziewać, ale nie pretensji z jego strony! Skrzywiłam się, widząc jego
płonące nienawiścią i gniewem szkarłatne oczy, które ostatnio były dla mnie tak
ciepłe i łagodne, jak kilka lat temu. – Precz! Precz z moich oczu, starcze! Nic
nie daje ci prawa, by tak po prostu wdzierać się do mojego domu!
Błysnęło
oślepiające, zielone światło, rozległ się ogłuszający huk, a ja odskoczyłam z
obawy, że Czarny Pan celuje we mnie. Upadłam na podłogę, jednak promień
morderczej energii, który wystrzelił z różdżki wuja skierowany był w zupełnie
innym kierunku. Byłam nieco oszołomiona, ale poczułam, że czyjeś silne dłonie
chwytają mnie mocno za ramiona i odciągają gdzieś w ciemność. Okazało się, że
to Barty zaciągnął mnie do lochów, do których mieliśmy najbliżej. Zupełnie nie
wiedziałam, co się dzieje. To musiał być sen! Widziałam w życiu wiele
niesamowitych rzeczy, jednak to było coś tak nieprawdopodobnego, że po prostu
nie mogłam uwierzyć, że dzieje się naprawdę. Dyszałam ciężko i drżałam na całym
ciele, a kończyny, które dopiero co odpoczęły po wycieńczającym starciu w
Hogwarcie, znów były poobijane. Z trudem podniosłam się na nogi i otrzepałam
skurzoną koszulkę nocną. Byłam brudna od leżenia na czarnej, zimnej podłodze i
coraz bardziej roztrzęsiona. Wciąż słyszałam stłumione, lecz ostre krzyki wuja
i żadnych odpowiedzi Albusa Dumbledore’a.
-
Proszę, powiedz mi, że to sen – zwróciłam się błagalnie do narzeczonego, ale on
tylko pokręcił głową. Sam nie wyglądał zbyt porządnie, tak, jakby szatę ubierał
w pośpiechu, buty miał całkowicie rozwiązane, a włosy w nieładzie otaczały jego
twarz.
- Sam
chciałbym wiedzieć, dlaczego Dumbledore żyje – powiedział spokojnie. Mimo że
otaczał nas chłodny mrok, a jedynym źródłem światła był jedynie delikatny
płomyczek unoszący się tuż nad jego różdżką, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że
w jego zaczerwienionych oczach błysło oskarżenie. Nie miałam pojęcia, co się
działo. Dlaczego zarówno Czarny Pan, jak i Barty potępiają mnie za coś, z czym
absolutnie nic mnie nie łączyło? Chciało mi się krzyczeć i płakać jednocześnie.
Ale z trudem powstrzymałam rwące się na zewnątrz emocje, przełknęłam łzy i
zapytałam nienaturalnie wysokim głosem:
- I
co teraz? Będziemy tutaj siedzieć, aż wojna rozpocznie się na nowo?
-
Musimy przeczekać to, co się teraz dzieje na górze – odparł, wzruszając lekko
ramionami. Dopiero widząc moją minę, dodał już nieco cieplej: - Nie sądzę, żeby
to spotkanie zakończyło się pojedynkiem. Czarny Pan jest zbyt zmęczony po
bitwie, natomiast Dumbledore to rozsądny czarodziej. Wszystko będzie dobrze,
zobaczysz.
Wyciągnął
ramiona i przytulił mnie do piersi, a jego różdżka zgasła. Ogarnęła nas
całkowita i nieprzenikniona ciemność, ale to nie miało już znaczenia. Liczył
się tylko jego ciepły, miękki, śmiertelny dotyk.
Wszystko ucichło szybciej, niż się
spodziewałam. Przez cały ten czas nie mogłam myśleć o tym inaczej, jak o
początku kolejnej otwartej wojny. W momencie, kiedy Dumbledore leżał martwy w
grobie na błoniach Hogwartu, mogłam się łudzić, że Czarny Pan odzyska siły i
tym razem odniesie zwycięstwo. Lecz teraz… wstydziłam się tego, że byłam taka
słaba. Po prostu nie potrafiłam uwierzyć w siłę wuja. On potrafił obwiniać za
swoje niepowodzenia każdego, tylko nie siebie. Nawet w momencie, gdy
opuszczaliśmy z Bartym lochy wiedziałam, że ta sytuacja nie skończy się dla
mnie zbyt dobrze, mimo że nie miałam pojęcia, co właściwie się wydarzyło.
Hol
był pusty, kiedy Crouch otworzył przede mną drzwi. Przez moment rozglądałam się
dyskretnie dookoła, jednak wszystko wyglądało całkiem zwyczajnie. Żadnych
śladów walki czy ciał porzuconych pod ścianami. Wytężałam słuch, aby wychwycić
jakieś krzyki, lecz jedyne, co docierało do moich uszu to nieprzyjemna,
nienaturalna wręcz cisza. Ani ja, ani Barty nie odezwaliśmy się do siebie przez
całą drogę i, choć żadne z nas nie powiedziało otwarcie, dokąd mamy się udać,
nogi same powiodły nas do sali tronowej, w której mogliśmy się spodziewać
obecności Czarnego Pana. Serce waliło mi w piersiach jak oszalałe, ale bardzo
chciałam się dowiedzieć, co wydarzyło się pomiędzy nim a byłym dyrektorem
Hogwartu.
Bez
pukania weszliśmy do środka. W pomieszczeniu panował jak zawsze półmrok,
jedynym źródłem światła był buzujący w kominku ogień. Voldemort siedział na
wysokim, kamiennym tronie i patrzył prosto na mnie, jakby się spodziewał mojej
wizyty. Twarz miał napiętą, wargi zaciśnięte, a przypominające pająki dłonie
ułożył na podołku wraz ze swoją starą różdżką.
-
Możesz mi wyjaśnić, co to miało znaczyć? – zapytałam pierwsza podniesionym
głosem. Rozdrażnienie zwyciężyło niepewność i natychmiast zamieniło się w
gniew.
Jednak
wściekłość Lorda Voldemorta okazała się być większa, niż moja. Poderwał się na
równe nogi i doskoczył do mnie z zaskakującą jak na człowieka szybkością, wciąż
dzierżąc w dłoni różdżkę.
- Ty
mi powiedz – wysyczał, przysuwając swoją twarz bardzo blisko mojej. Poczułam na
odkrytych nogach powiew jego czarnej szaty. – Dlaczego Dumbledore zjawia się w
moim domu zaraz po bitwie, skoro jeszcze kilka dni temu leżał martwy w grobie?
Teoretycznie już zawsze powinien tam spoczywać!
Spojrzałam
na niego krzywo. Wciąż nie miałam pojęcia, dlaczego znowu wszystko, co złe
kręci się dookoła mnie. Z początku przeszło mi przez głowę, że może jakiś
Nieśmiertelny postanowił uczynić go jednym z nas, ale natychmiast stwierdziłam,
że to głupi pomysł z dwóch powodów: po pierwsze Dumbledore był martwy od roku,
więc po prostu nie mógł tak nagle powrócić do życia, ściągnięty z zaświatów za
pomocą Mrocznej Krwi, a po drugie stał dziś w blasku dnia jak zupełnie normalny
człowiek. Jako wampir już dawno powinien spłonąć, a jego bez wątpienia wielkie,
czarodziejskie moce nie pomogłyby mu przeżyć. Poza tym miał swój dawny,
całkowicie ludzki zapach, nie woniał trupem. Cała ta sytuacja była dla mnie
ogromną zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać.
-
Dlaczego mnie o to pytasz? – zawołałam. – Przecież doskonale wiesz, że nie mam
z tym nic wspólnego! Od zawsze byłam po twojej stronie, pomagałam ci, jak tylko
mogłam… UMARŁAM z twojego powodu, Potter wpakował mi strzałę prosto w pierś, a
ty śmiesz oskarżać mnie o to, że Dumbledore nagle ożył? Jestem tak samo
zaskoczona, jak ty…
- No
właśnie! – przerwał mi Czarny Pan, a jego głos stał się nienaturalnie wysoki i
piskliwy. – Umarłaś, a później wróciłaś!
-
Sądziłam, że tego właśnie chciałeś…
-
Owszem! Ale ściągnęłaś ze sobą wszystkich zamordowanych w promieniu kilometra,
w tym tego spróchniałego dziada!
Nie
byłam w stanie odwrzasnąć mu już niczego więcej. To rozwiązanie było przecież
takie proste… tak oczywiste. Byłam wstrząśnięta tym, że przez tak długi czas na
to nie wpadłam. Wiedziałam, że wszyscy, którzy zginęli tej nocy, powrócili
razem ze mną. Jakaś tajemnicza siła, która pozwoliła mi połączyć się z ciałem
pociągnęła za sobą innych. Nie miałam na to wpływu. Kiedy znalazłam się już na
górze, nie byłam do końca sobą. Nie panowałam nad magią, która uwolniła się
wraz z duchem na zewnątrz, dlatego tak zabolały mnie oskarżenia wuja.
- Myślałam,
że chociaż trochę ci na mnie zależy, że… cieszysz się z mojego powrotu! – głos
zadrżał mi nieznacznie. – Nie wierzę, że bardziej interesuje cię to, czy ktoś
dostał drugą szansę, czy nie, niż moje własne życie.
Z
początku chciałam załagodzić nieco sytuację, jednak osiągnęłam całkowicie
odwrotny skutek. Moje słowa wyraźnie rozsierdziły Czarnego Pana, ponieważ
doskoczył do mnie, jak rozwścieczony szkarłatną płachtą byk, chwycił mnie za
ramiona i potrząsnął.
-
Teraz wszystko musimy zaczynać od początku! A to tylko i wyłącznie twoja wina!
– ryknął, a ja poczułam na twarzy maleńkie kropelki jego śliny. – Gdybyś
nauczyła się panować nad mocą, jak przystało na wykwalifikowaną czarownicę, nie
doszłoby do tego wszystkiego! Mogłabyś wybrać, kogo chcesz zabrać ze sobą, a
kogo posłać do piekła!
Wyrwałam
mu się, a moje serce ogarnął gorący gniew. Jeszcze nigdy nie słyszałam takich
bluźnierstw. Chciałam wykrzyczeć mu w twarz wszystkie najgorsze przekleństwa i
wyzwiska, które znałam, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednio mocnych, aby
mogły naprawdę go poruszyć.
-
Jesteś głupi, jeśli myślisz, że na tym to polega! – wychrypiałam. Byłam
wściekła, ale czułam pod powiekami palące łzy, które cisnęły mi się do oczu. –
Jeśli faktycznie to ja ściągnęłam tu
z powrotem Dumbledore’a, to zrobiłam to tylko przypadkiem!
- Nic
nie dzieje się przypadkiem! – zawołał Voldemort. – Zdradziłaś mnie i wszystkich
Śmierciożerców w chwili, kiedy ten staruch wstał z grobu! Precz! Wynoś się i
nigdy się tu nie pojawiaj!
Poczułam
się tak, jakby Czarny Pan trzasnął mnie z całej siły w twarz z otwartej dłoni,
mimo że szalał kilka kroków ode mnie. Przez dobrą chwilę nie mogłam wykrztusić
z siebie ani jednego słowa, wpatrując się w niego pustym wzrokiem. Jego słowa
wzbudziły we mnie większe zaskoczenie, niż stojący w jego domu Dumbledore.
- Co
takiego? – wyszeptałam, jąkając się nieznacznie.
-
Słyszałaś. Nie chcę cię widzieć na oczy, zdradziłaś nas wszystkich! Barty’ego
już drugi raz!
Nigdy
dotąd nie usłyszałam czegoś, co wzbudziłoby we mnie taką rozpacz i zadało tak
potężny ból, jak to, co teraz powiedział Czarny Pan. Już nie hamowałam łez,
które toczyły się po moich policzkach jak ziarna przezroczystego, gorącego
grochu. Przez moment myślałam, że Voldemort żartuje albo po prostu powiedział
to wszystko w gniewie, jednak jego twarz była wykrzywiona w potwornym,
stanowczym grymasie, a oczy płonęły władczo. Mówił całkiem poważnie. Nie było w
nim już gniewu, tylko nieprzychylny spokój. Nie pozostało mi nic innego, jak
spełnienie rozkazu. Moja duma nie pozwalała błagać go o wybaczenie, ponieważ
byłam niewinna. Z zaciętą miną opuściłam salę tronową, choć łzy nieustępliwie
płynęły mi po twarzy. Nie zatrzymałam się ani na chwilę, dopóki nie wyszłam na
zewnątrz. W oczy uderzyło mnie oślepiające, poranne słońce. Na niebie nie było
ani jednej chmurki, a dzień zapowiadał się bardzo upalnie. Piękny początek
maja. Jednak ja nie dostrzegałam uroków cudownej pogody, ponieważ oczami
wyobraźni wciąż widziałam wykrzywioną w grymasie wstrętu i rozczarowania bladą
twarz wuja.
Tyle
pytań cisnęło mi się na usta, ale musiałam powściągnąć ciekawość i coś zrobić
ze swoim życiem. Płacz towarzyszył mi przez całą drogę, kiedy leciałam wysoko
nad dachami miasta, które już od jakiegoś czasu tętniło życiem. Miałam swoją
upragnioną bajkę, która trwała zaledwie jeden dzień. Znowu zaczęła się era
cierpienia i upokorzeń. Moja rodzina była liczna, ale ja nie miałam dokąd
pójść. Każdy przepowiadał mi, że tak to się właśnie skończy. Czarny Pan mnie
przegna, kiedy tylko przestanę mu być potrzebna. A ja, głupia, kochałam go
całym sercem i skłonna byłam oddać za niego życie.
Wylądowałam
lekko na rozgrzanym chodniku, przeszłam szybko przez niewielkie, zapuszczone
podwórko, ocierając po drodze łzy i zapukałam. W żołądku ściskało mnie boleśnie
ze zdenerwowania, ponieważ nie byłam pewna, czy zastanę właściciela w domu.
Bałam się, jak zareaguje na moją wizytę i czy również nie przepędzi mnie tak,
jak wuj. Jednak szybko usłyszałam czyjeś kroki, a drzwi otworzyły się. Poczułam
swego rodzaju… ulgę.
~*~
Dotarliśmy do kolejnej rocznicy. Jak to
brzmi… kolejna. Szósta xD Ten rok nie
minął mi tak, jakbym sobie tego życzyła, przynajmniej blogowo. Zaczęłam studia,
zaręczyłam się (podobnie jak Sophie), więc gdzieś to fanfikowanie zeszło na
boczny tor. Jednak stwierdziłam, że tak dalej być nie może. I nie będzie. Co
prawda nie będę publikować już tak często, jak na samym początku mojej przygody
z SCP, ale nie będzie takich żenujących, kilkutygodniowych dziur. Mam tyle
blogów, że trzeba zrobić sobie coś na kształt grafiku. Ale o tym wszystkim
możecie przeczytać TUTAJ. Natomiast
na Siostrzenicy pragnę Wam wszystkim
gorąco podziękować za to, że mimo mojego okropnego lenistwa wciąż byliście ze
mną. I że wciąż jesteście. Mam nadzieję, że ten rok będzie czasem dużych
postępów i przede wszystkim poprawek. Bez Was nie byłoby mnie, więc liczę na
Was w dalszym ciągu! :*
~Leanne
OdpowiedzUsuń2 lipca 2014 o 09:33
cieszę się, że w końcu wróciłaś. mnie też długo nie było tutaj… to znaczy po blogowej stronie internetu :) mam nadzieję, że pamiętasz mnie, choć szczerze mówiąc w to wątpię ;) Ja za to dobrze pamiętam Ciebie, Ola. piszesz fenomenalnie, Twój styl zmienił się całkowicie w porównaniu z rozdziałami sprzed 3-4 lat.. jestem z Ciebie bardzo dumna, gratuluję zaręczyn – mam nadzieję, że wszystko cudownie i bajecznie Ci się ułoży, kochana.
będę zaglądać często w oczekiwaniu na nowy rozdział :) pisz ! <3
3 lipca 2014 o 10:51
UsuńPewnie, że pamiętam xD Pamiętam każdego mojego czytelnika i czasami się zastanawiam (nawet jest mi smutno, kiedy wchodzę na linki-frozenki, żeby poinformować o nowym rozdziale, bo widzę, że ponad 90% osób, które zaczynały równo ze mną, już nic nie piszą, a porzucone blogi są takie… martwe), co z tymi ludźmi, których dawno znałam z blogów, a teraz oni sami już nic w internetach nie piszą. Dlatego strasznie się raduje moje serce, kiedy widzę, że po iluś latach/miesiącach wracają dawni Czytelnicy, dawni znajomi… Tego się nie da do niczego porównać i bardzo mobilizuje do pisania xD
~Leanne
Usuń3 lipca 2014 o 12:52
nie wszyscy potrafią tak dobrze pisać, jak Ty kochana :) wrocilabym do blogowania, ale… na pewno nie w takiej formie, jak kiedyś. może kiedyś… jeśli tak się stanie, na pewno się o tym dowiesz ;) jednak wątpię, bym wróciła do tematyki HP; czytać, a pisać, to co innego :) niemniej bardzo Mi miło, że wciąż Mnie pamiętasz :) będę zaglądać jak najczęściej :)
11 lipca 2014 o 13:17
UsuńO, to bardzo się cieszę, że ta myśl pojawiła Ci się w głowie, koniecznie mnie zawiadom, jak coś zaczniesz pisać xD
~Evelyn
OdpowiedzUsuń2 lipca 2014 o 14:45
O matko, ale mi szkoda Sophie :(. Voldemort jeszcze będzie tego żałował! Jest najbardziej oddana a on ją traktuje jak niepotrzebną zabawkę, bo coś poszło nie tak. Nie mam słów nawet żeby to opisać. Jestem ciekawa do kogo poleciała Sophie. Mam kilka teorii na ten temat, ale muszę poczekać :). Gratuluję zaręczyn! Wszystkiego dobrego Wam życzę.
3 lipca 2014 o 10:52
UsuńDziękuję <3 Narzeczony jest u mnie teraz na wakacjach, więoc nie wiem, czy się zgodzi, żebym 7.07 dodała rozdział, najwyżej sobie zaklepię siódmego datę, a rozdział dodam kilka dni później, ale na 100% nie będzie już takiej długiej przerwy, jak wcześniej xD
~Evelyn
Usuń3 lipca 2014 o 13:39
To ja mam nadzieję, że uda się jak najszybciej i narzeczony da Ci trochę czasu aby zająć się blogiem :D.
11 lipca 2014 o 13:16
UsuńWrócił do domu ;_; więc mogę trochę ponadrabiać xD
~Semirkowa
OdpowiedzUsuń2 lipca 2014 o 19:40
Witam, właśnie pozostawiłam komentarz na Twoim proroku. Tutaj raczej się nie rozpiszę, ponieważ to co przeczytałam wywarło na mnie ogromne emocje. Szczegolnie to co działo się między Sophie, a Czarnym Panem. Jednak – bardzo, ale to bardzo mi się to podobalo. A czemu? Bo jak już wspomniałam, wiele emocji, jak i same zaciekawienie, co będzie dalej. Może jest mi jej szkoda, ale ona wie co robi.
Co do szablonów…Masz może czas, by mi zrobić jeden na sonia-und-semir.blogspot.com? Obojętnie jaka kolorystyka, ale żeby byla na szablonie piosenkarka Inna ;)
Pozdrawiam i dzięki ;*
3 lipca 2014 o 10:55
UsuńOkej, mogę zrobić, nie ma problemu xD Ale dopiero, jak już będę sama w domu (jak to brzmi), bo teraz jest u mnie narzeczony przez kilka dni, więc nie chcę mu photoshopem świecić w twarz xD
~Semirkowa
Usuń4 lipca 2014 o 11:38
Dzięki serdeczne :))) Jeśli zrobisz, poinformujesz mnie na blogu jakimś moim? Będę wdzięczna. Pozdrawiam ;))
11 lipca 2014 o 13:16
UsuńPewnie xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń2 lipca 2014 o 22:24
No, no. Sporo się stało odkąd ostatni raz tu zaglądałam :) ale uczciwie nadrobiłam straty i przeczytałam wszystkie rozdziały.
Bardzo mi się podoba cała akcja, miałam kilka momentów że się wzruszałam… Ale to chyba normalne :)
Widziałam, że w którymś rozdziale ktoś z komentujących zarzucał Ci patos – ale w niektórych momentach po prostu go NIE ominiesz :)
O masz. No to nieźle Sophie poszło… Ciekawe, co teraz zrobi Voldemort, gdy wygonił ją na dobre… No i co dalej zrobi sama Sophie.
Aaaa miało być tak pięknieeee… :P
3 lipca 2014 o 10:57
UsuńJuż mi tyle rzeczy niektórzy zarzucali, że po prostu to do siebie przyjmuję xD Ale niektórych rzeczy, jak mówisz, nie da się uniknąć. Zresztą chyba każdy ma do czegoś słabość w pisaniu, ja mam do patosu i śmiesznych, długaśnych opisów xD
~Caitlin
Usuń3 lipca 2014 o 13:35
Ale to nie jest złe :) cóż, przynajmniej mnie się tam podoba :D
11 lipca 2014 o 13:15
UsuńCieszę się, bo ja sama też opisy uwielbiam xD
~Fan Cro
OdpowiedzUsuń4 lipca 2014 o 21:01
Ciekawa jestem jak wpłynęłaby moja postać na dalsze losy Sophie (albo i nie)? Tak się zastanawiam xD Nie narzucam jak coś xD Ale ciekawi mnie, czy tutaj byłoby miejsce dla tajemniczej postaci w masce pandy, która pojawiłaby się chociaż w jednym rozdziale.. jeżeli będziesz potrzebowała postaci (mojej), to z chęcią się zgłoszę xD Będziesz mogła z nia robić co chcesz xD Po prostu to moje małe marzenie, by pojawić się w Twoim opowiadaniu, choć na kilka stron :)
pozdrawiam.
11 lipca 2014 o 13:15
UsuńA czemu akurat ma maskę pandy? :D