1 lipca 2014

Rozdział 357

         Z początku pomyślałam, że jeszcze się nie obudziłam. Scena niczym z fantastycznego snu, w którym umarli powstają z grobów, ludzie cofają się w czasie i zmieniają bieg historii, a wrogowie łączą swe siły, aby powstać przeciwko większemu złu. Okazało się, że tak naprawdę nikt nie walczył, jednak osoby znajdujące się w holu miały wyciągnięte różdżki. Ujrzałam Czarnego Pana miotającego się po całym pomieszczeniu jak w furii z twarzą wykrzywioną w paskudnym grymasie, gdzieś za nim czaił się równie zszokowany i zarazem zniesmaczony Barty, natomiast na pierwszym planie stał spokojnie Albus Dumbledore. Przez chwilę pomyślałam, że to, co wydarzyło się podczas bitwy nie było dla mnie całkowicie obojętne, że… straciłam zmysły. Dumbledore? Tutaj? Przecież on umarł prawie rok temu! Zamordował go Snape, a jego martwe ciało spadło z samego szczytu Wieży Astronomicznej. Widziałam to! Byłam na jego pogrzebie, śpiewałam nad jego grobem, a Lord Voldemort kilka dni temu wyciągnął różdżkę z jego pomarszczonych, zasuszonych dłoni. Mój umysł był zupełnie otępiały. Nie potrafiłam znaleźć logicznej odpowiedzi na to, co w tej chwili widziałam. Były… a może znów obecny dyrektor Hogwartu stał na samym środku holu, w dłoni ściskał różdżkę, a twarz miał tak spokojną, jakby wpadł do Czarnego Pana na herbatkę. Ujrzałam te znajome, wesołe błyski w jego jasnych, czystych, błękitnych oczach, w srebrnej brodzie zaś igrały przebijające się natarczywie przez wysokie, gotyckie okna promienie porannego słońca.
Przez ten cały czas wpatrywałam się oniemiała to w Dumbledore’a, to w wuja, zastanawiając się, co mam w tej sytuacji zrobić. Byłam przerażona i jednocześnie rozwścieczona tą całą sytuacją. Samo zmartwychwstanie byłego dyrektora Hogwartu jeszcze mieściło się w mojej głowie, jednak fakt, że pierwsze, co zrobił po powstaniu z grobu to odwiedziny u swego największego i śmiertelnego wroga… Nijak nie potrafiłam tego pojąć. Po co? I przede wszystkim jakim cudem?
- Co tu się wyprawia?
Kiedy tylko odzyskałam czucie w nogach, zbiegłam boso po granitowych, ciemnych, lśniących schodach. Ta niepewność natychmiast wywołała we mnie wściekłość, jednak czułam niepokój, kiedy zbliżyłam się do Dumbledore’a. Nie byłam sama – Czarny Pan i Barty również trzymali się od niego z daleka.
- Ty mi wyjaśnij! – zawołał Voldemort, celując we mnie oskarżycielsko palcem. Stanęłam jak wryta, patrząc na niego z niedowierzaniem. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie pretensji z jego strony! Skrzywiłam się, widząc jego płonące nienawiścią i gniewem szkarłatne oczy, które ostatnio były dla mnie tak ciepłe i łagodne, jak kilka lat temu. – Precz! Precz z moich oczu, starcze! Nic nie daje ci prawa, by tak po prostu wdzierać się do mojego domu!
Błysnęło oślepiające, zielone światło, rozległ się ogłuszający huk, a ja odskoczyłam z obawy, że Czarny Pan celuje we mnie. Upadłam na podłogę, jednak promień morderczej energii, który wystrzelił z różdżki wuja skierowany był w zupełnie innym kierunku. Byłam nieco oszołomiona, ale poczułam, że czyjeś silne dłonie chwytają mnie mocno za ramiona i odciągają gdzieś w ciemność. Okazało się, że to Barty zaciągnął mnie do lochów, do których mieliśmy najbliżej. Zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje. To musiał być sen! Widziałam w życiu wiele niesamowitych rzeczy, jednak to było coś tak nieprawdopodobnego, że po prostu nie mogłam uwierzyć, że dzieje się naprawdę. Dyszałam ciężko i drżałam na całym ciele, a kończyny, które dopiero co odpoczęły po wycieńczającym starciu w Hogwarcie, znów były poobijane. Z trudem podniosłam się na nogi i otrzepałam skurzoną koszulkę nocną. Byłam brudna od leżenia na czarnej, zimnej podłodze i coraz bardziej roztrzęsiona. Wciąż słyszałam stłumione, lecz ostre krzyki wuja i żadnych odpowiedzi Albusa Dumbledore’a.
- Proszę, powiedz mi, że to sen – zwróciłam się błagalnie do narzeczonego, ale on tylko pokręcił głową. Sam nie wyglądał zbyt porządnie, tak, jakby szatę ubierał w pośpiechu, buty miał całkowicie rozwiązane, a włosy w nieładzie otaczały jego twarz.
- Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego Dumbledore żyje – powiedział spokojnie. Mimo że otaczał nas chłodny mrok, a jedynym źródłem światła był jedynie delikatny płomyczek unoszący się tuż nad jego różdżką, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w jego zaczerwienionych oczach błysło oskarżenie. Nie miałam pojęcia, co się działo. Dlaczego zarówno Czarny Pan, jak i Barty potępiają mnie za coś, z czym absolutnie nic mnie nie łączyło? Chciało mi się krzyczeć i płakać jednocześnie. Ale z trudem powstrzymałam rwące się na zewnątrz emocje, przełknęłam łzy i zapytałam nienaturalnie wysokim głosem:
- I co teraz? Będziemy tutaj siedzieć, aż wojna rozpocznie się na nowo?
- Musimy przeczekać to, co się teraz dzieje na górze – odparł, wzruszając lekko ramionami. Dopiero widząc moją minę, dodał już nieco cieplej: - Nie sądzę, żeby to spotkanie zakończyło się pojedynkiem. Czarny Pan jest zbyt zmęczony po bitwie, natomiast Dumbledore to rozsądny czarodziej. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Wyciągnął ramiona i przytulił mnie do piersi, a jego różdżka zgasła. Ogarnęła nas całkowita i nieprzenikniona ciemność, ale to nie miało już znaczenia. Liczył się tylko jego ciepły, miękki, śmiertelny dotyk.

         Wszystko ucichło szybciej, niż się spodziewałam. Przez cały ten czas nie mogłam myśleć o tym inaczej, jak o początku kolejnej otwartej wojny. W momencie, kiedy Dumbledore leżał martwy w grobie na błoniach Hogwartu, mogłam się łudzić, że Czarny Pan odzyska siły i tym razem odniesie zwycięstwo. Lecz teraz… wstydziłam się tego, że byłam taka słaba. Po prostu nie potrafiłam uwierzyć w siłę wuja. On potrafił obwiniać za swoje niepowodzenia każdego, tylko nie siebie. Nawet w momencie, gdy opuszczaliśmy z Bartym lochy wiedziałam, że ta sytuacja nie skończy się dla mnie zbyt dobrze, mimo że nie miałam pojęcia, co właściwie się wydarzyło.
Hol był pusty, kiedy Crouch otworzył przede mną drzwi. Przez moment rozglądałam się dyskretnie dookoła, jednak wszystko wyglądało całkiem zwyczajnie. Żadnych śladów walki czy ciał porzuconych pod ścianami. Wytężałam słuch, aby wychwycić jakieś krzyki, lecz jedyne, co docierało do moich uszu to nieprzyjemna, nienaturalna wręcz cisza. Ani ja, ani Barty nie odezwaliśmy się do siebie przez całą drogę i, choć żadne z nas nie powiedziało otwarcie, dokąd mamy się udać, nogi same powiodły nas do sali tronowej, w której mogliśmy się spodziewać obecności Czarnego Pana. Serce waliło mi w piersiach jak oszalałe, ale bardzo chciałam się dowiedzieć, co wydarzyło się pomiędzy nim a byłym dyrektorem Hogwartu.
Bez pukania weszliśmy do środka. W pomieszczeniu panował jak zawsze półmrok, jedynym źródłem światła był buzujący w kominku ogień. Voldemort siedział na wysokim, kamiennym tronie i patrzył prosto na mnie, jakby się spodziewał mojej wizyty. Twarz miał napiętą, wargi zaciśnięte, a przypominające pająki dłonie ułożył na podołku wraz ze swoją starą różdżką.
- Możesz mi wyjaśnić, co to miało znaczyć? – zapytałam pierwsza podniesionym głosem. Rozdrażnienie zwyciężyło niepewność i natychmiast zamieniło się w gniew.
Jednak wściekłość Lorda Voldemorta okazała się być większa, niż moja. Poderwał się na równe nogi i doskoczył do mnie z zaskakującą jak na człowieka szybkością, wciąż dzierżąc w dłoni różdżkę.
- Ty mi powiedz – wysyczał, przysuwając swoją twarz bardzo blisko mojej. Poczułam na odkrytych nogach powiew jego czarnej szaty. – Dlaczego Dumbledore zjawia się w moim domu zaraz po bitwie, skoro jeszcze kilka dni temu leżał martwy w grobie? Teoretycznie już zawsze powinien tam spoczywać!
Spojrzałam na niego krzywo. Wciąż nie miałam pojęcia, dlaczego znowu wszystko, co złe kręci się dookoła mnie. Z początku przeszło mi przez głowę, że może jakiś Nieśmiertelny postanowił uczynić go jednym z nas, ale natychmiast stwierdziłam, że to głupi pomysł z dwóch powodów: po pierwsze Dumbledore był martwy od roku, więc po prostu nie mógł tak nagle powrócić do życia, ściągnięty z zaświatów za pomocą Mrocznej Krwi, a po drugie stał dziś w blasku dnia jak zupełnie normalny człowiek. Jako wampir już dawno powinien spłonąć, a jego bez wątpienia wielkie, czarodziejskie moce nie pomogłyby mu przeżyć. Poza tym miał swój dawny, całkowicie ludzki zapach, nie woniał trupem. Cała ta sytuacja była dla mnie ogromną zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać.
- Dlaczego mnie o to pytasz? – zawołałam. – Przecież doskonale wiesz, że nie mam z tym nic wspólnego! Od zawsze byłam po twojej stronie, pomagałam ci, jak tylko mogłam… UMARŁAM z twojego powodu, Potter wpakował mi strzałę prosto w pierś, a ty śmiesz oskarżać mnie o to, że Dumbledore nagle ożył? Jestem tak samo zaskoczona, jak ty…
- No właśnie! – przerwał mi Czarny Pan, a jego głos stał się nienaturalnie wysoki i piskliwy. – Umarłaś, a później wróciłaś!
- Sądziłam, że tego właśnie chciałeś…
- Owszem! Ale ściągnęłaś ze sobą wszystkich zamordowanych w promieniu kilometra, w tym tego spróchniałego dziada!
Nie byłam w stanie odwrzasnąć mu już niczego więcej. To rozwiązanie było przecież takie proste… tak oczywiste. Byłam wstrząśnięta tym, że przez tak długi czas na to nie wpadłam. Wiedziałam, że wszyscy, którzy zginęli tej nocy, powrócili razem ze mną. Jakaś tajemnicza siła, która pozwoliła mi połączyć się z ciałem pociągnęła za sobą innych. Nie miałam na to wpływu. Kiedy znalazłam się już na górze, nie byłam do końca sobą. Nie panowałam nad magią, która uwolniła się wraz z duchem na zewnątrz, dlatego tak zabolały mnie oskarżenia wuja.
- Myślałam, że chociaż trochę ci na mnie zależy, że… cieszysz się z mojego powrotu! – głos zadrżał mi nieznacznie. – Nie wierzę, że bardziej interesuje cię to, czy ktoś dostał drugą szansę, czy nie, niż moje własne życie.
Z początku chciałam załagodzić nieco sytuację, jednak osiągnęłam całkowicie odwrotny skutek. Moje słowa wyraźnie rozsierdziły Czarnego Pana, ponieważ doskoczył do mnie, jak rozwścieczony szkarłatną płachtą byk, chwycił mnie za ramiona i potrząsnął.
- Teraz wszystko musimy zaczynać od początku! A to tylko i wyłącznie twoja wina! – ryknął, a ja poczułam na twarzy maleńkie kropelki jego śliny. – Gdybyś nauczyła się panować nad mocą, jak przystało na wykwalifikowaną czarownicę, nie doszłoby do tego wszystkiego! Mogłabyś wybrać, kogo chcesz zabrać ze sobą, a kogo posłać do piekła!
Wyrwałam mu się, a moje serce ogarnął gorący gniew. Jeszcze nigdy nie słyszałam takich bluźnierstw. Chciałam wykrzyczeć mu w twarz wszystkie najgorsze przekleństwa i wyzwiska, które znałam, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednio mocnych, aby mogły naprawdę go poruszyć.
- Jesteś głupi, jeśli myślisz, że na tym to polega! – wychrypiałam. Byłam wściekła, ale czułam pod powiekami palące łzy, które cisnęły mi się do oczu. – Jeśli faktycznie to ja ściągnęłam tu z powrotem Dumbledore’a, to zrobiłam to tylko przypadkiem!
- Nic nie dzieje się przypadkiem! – zawołał Voldemort. – Zdradziłaś mnie i wszystkich Śmierciożerców w chwili, kiedy ten staruch wstał z grobu! Precz! Wynoś się i nigdy się tu nie pojawiaj!
Poczułam się tak, jakby Czarny Pan trzasnął mnie z całej siły w twarz z otwartej dłoni, mimo że szalał kilka kroków ode mnie. Przez dobrą chwilę nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa, wpatrując się w niego pustym wzrokiem. Jego słowa wzbudziły we mnie większe zaskoczenie, niż stojący w jego domu Dumbledore.
- Co takiego? – wyszeptałam, jąkając się nieznacznie.
- Słyszałaś. Nie chcę cię widzieć na oczy, zdradziłaś nas wszystkich! Barty’ego już drugi raz!
Nigdy dotąd nie usłyszałam czegoś, co wzbudziłoby we mnie taką rozpacz i zadało tak potężny ból, jak to, co teraz powiedział Czarny Pan. Już nie hamowałam łez, które toczyły się po moich policzkach jak ziarna przezroczystego, gorącego grochu. Przez moment myślałam, że Voldemort żartuje albo po prostu powiedział to wszystko w gniewie, jednak jego twarz była wykrzywiona w potwornym, stanowczym grymasie, a oczy płonęły władczo. Mówił całkiem poważnie. Nie było w nim już gniewu, tylko nieprzychylny spokój. Nie pozostało mi nic innego, jak spełnienie rozkazu. Moja duma nie pozwalała błagać go o wybaczenie, ponieważ byłam niewinna. Z zaciętą miną opuściłam salę tronową, choć łzy nieustępliwie płynęły mi po twarzy. Nie zatrzymałam się ani na chwilę, dopóki nie wyszłam na zewnątrz. W oczy uderzyło mnie oślepiające, poranne słońce. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a dzień zapowiadał się bardzo upalnie. Piękny początek maja. Jednak ja nie dostrzegałam uroków cudownej pogody, ponieważ oczami wyobraźni wciąż widziałam wykrzywioną w grymasie wstrętu i rozczarowania bladą twarz wuja.

Tyle pytań cisnęło mi się na usta, ale musiałam powściągnąć ciekawość i coś zrobić ze swoim życiem. Płacz towarzyszył mi przez całą drogę, kiedy leciałam wysoko nad dachami miasta, które już od jakiegoś czasu tętniło życiem. Miałam swoją upragnioną bajkę, która trwała zaledwie jeden dzień. Znowu zaczęła się era cierpienia i upokorzeń. Moja rodzina była liczna, ale ja nie miałam dokąd pójść. Każdy przepowiadał mi, że tak to się właśnie skończy. Czarny Pan mnie przegna, kiedy tylko przestanę mu być potrzebna. A ja, głupia, kochałam go całym sercem i skłonna byłam oddać za niego życie.
Wylądowałam lekko na rozgrzanym chodniku, przeszłam szybko przez niewielkie, zapuszczone podwórko, ocierając po drodze łzy i zapukałam. W żołądku ściskało mnie boleśnie ze zdenerwowania, ponieważ nie byłam pewna, czy zastanę właściciela w domu. Bałam się, jak zareaguje na moją wizytę i czy również nie przepędzi mnie tak, jak wuj. Jednak szybko usłyszałam czyjeś kroki, a drzwi otworzyły się. Poczułam swego rodzaju… ulgę.

~*~


         Dotarliśmy do kolejnej rocznicy. Jak to brzmi… kolejna. Szósta xD Ten rok nie minął mi tak, jakbym sobie tego życzyła, przynajmniej blogowo. Zaczęłam studia, zaręczyłam się (podobnie jak Sophie), więc gdzieś to fanfikowanie zeszło na boczny tor. Jednak stwierdziłam, że tak dalej być nie może. I nie będzie. Co prawda nie będę publikować już tak często, jak na samym początku mojej przygody z SCP, ale nie będzie takich żenujących, kilkutygodniowych dziur. Mam tyle blogów, że trzeba zrobić sobie coś na kształt grafiku. Ale o tym wszystkim możecie przeczytać TUTAJ. Natomiast na Siostrzenicy pragnę Wam wszystkim gorąco podziękować za to, że mimo mojego okropnego lenistwa wciąż byliście ze mną. I że wciąż jesteście. Mam nadzieję, że ten rok będzie czasem dużych postępów i przede wszystkim poprawek. Bez Was nie byłoby mnie, więc liczę na Was w dalszym ciągu! :* 

18 komentarzy:

  1. ~Leanne
    2 lipca 2014 o 09:33

    cieszę się, że w końcu wróciłaś. mnie też długo nie było tutaj… to znaczy po blogowej stronie internetu :) mam nadzieję, że pamiętasz mnie, choć szczerze mówiąc w to wątpię ;) Ja za to dobrze pamiętam Ciebie, Ola. piszesz fenomenalnie, Twój styl zmienił się całkowicie w porównaniu z rozdziałami sprzed 3-4 lat.. jestem z Ciebie bardzo dumna, gratuluję zaręczyn – mam nadzieję, że wszystko cudownie i bajecznie Ci się ułoży, kochana.
    będę zaglądać często w oczekiwaniu na nowy rozdział :) pisz ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 lipca 2014 o 10:51
      Pewnie, że pamiętam xD Pamiętam każdego mojego czytelnika i czasami się zastanawiam (nawet jest mi smutno, kiedy wchodzę na linki-frozenki, żeby poinformować o nowym rozdziale, bo widzę, że ponad 90% osób, które zaczynały równo ze mną, już nic nie piszą, a porzucone blogi są takie… martwe), co z tymi ludźmi, których dawno znałam z blogów, a teraz oni sami już nic w internetach nie piszą. Dlatego strasznie się raduje moje serce, kiedy widzę, że po iluś latach/miesiącach wracają dawni Czytelnicy, dawni znajomi… Tego się nie da do niczego porównać i bardzo mobilizuje do pisania xD

      Usuń
    2. ~Leanne
      3 lipca 2014 o 12:52

      nie wszyscy potrafią tak dobrze pisać, jak Ty kochana :) wrocilabym do blogowania, ale… na pewno nie w takiej formie, jak kiedyś. może kiedyś… jeśli tak się stanie, na pewno się o tym dowiesz ;) jednak wątpię, bym wróciła do tematyki HP; czytać, a pisać, to co innego :) niemniej bardzo Mi miło, że wciąż Mnie pamiętasz :) będę zaglądać jak najczęściej :)

      Usuń
    3. 11 lipca 2014 o 13:17
      O, to bardzo się cieszę, że ta myśl pojawiła Ci się w głowie, koniecznie mnie zawiadom, jak coś zaczniesz pisać xD

      Usuń
  2. ~Evelyn
    2 lipca 2014 o 14:45

    O matko, ale mi szkoda Sophie :(. Voldemort jeszcze będzie tego żałował! Jest najbardziej oddana a on ją traktuje jak niepotrzebną zabawkę, bo coś poszło nie tak. Nie mam słów nawet żeby to opisać. Jestem ciekawa do kogo poleciała Sophie. Mam kilka teorii na ten temat, ale muszę poczekać :). Gratuluję zaręczyn! Wszystkiego dobrego Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 lipca 2014 o 10:52
      Dziękuję <3 Narzeczony jest u mnie teraz na wakacjach, więoc nie wiem, czy się zgodzi, żebym 7.07 dodała rozdział, najwyżej sobie zaklepię siódmego datę, a rozdział dodam kilka dni później, ale na 100% nie będzie już takiej długiej przerwy, jak wcześniej xD

      Usuń
    2. ~Evelyn
      3 lipca 2014 o 13:39

      To ja mam nadzieję, że uda się jak najszybciej i narzeczony da Ci trochę czasu aby zająć się blogiem :D.

      Usuń
    3. 11 lipca 2014 o 13:16
      Wrócił do domu ;_; więc mogę trochę ponadrabiać xD

      Usuń
  3. ~Semirkowa
    2 lipca 2014 o 19:40

    Witam, właśnie pozostawiłam komentarz na Twoim proroku. Tutaj raczej się nie rozpiszę, ponieważ to co przeczytałam wywarło na mnie ogromne emocje. Szczegolnie to co działo się między Sophie, a Czarnym Panem. Jednak – bardzo, ale to bardzo mi się to podobalo. A czemu? Bo jak już wspomniałam, wiele emocji, jak i same zaciekawienie, co będzie dalej. Może jest mi jej szkoda, ale ona wie co robi.
    Co do szablonów…Masz może czas, by mi zrobić jeden na sonia-und-semir.blogspot.com? Obojętnie jaka kolorystyka, ale żeby byla na szablonie piosenkarka Inna ;)
    Pozdrawiam i dzięki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 lipca 2014 o 10:55
      Okej, mogę zrobić, nie ma problemu xD Ale dopiero, jak już będę sama w domu (jak to brzmi), bo teraz jest u mnie narzeczony przez kilka dni, więc nie chcę mu photoshopem świecić w twarz xD

      Usuń
    2. ~Semirkowa
      4 lipca 2014 o 11:38

      Dzięki serdeczne :))) Jeśli zrobisz, poinformujesz mnie na blogu jakimś moim? Będę wdzięczna. Pozdrawiam ;))

      Usuń
    3. 11 lipca 2014 o 13:16
      Pewnie xD

      Usuń
  4. ~Caitlin
    2 lipca 2014 o 22:24

    No, no. Sporo się stało odkąd ostatni raz tu zaglądałam :) ale uczciwie nadrobiłam straty i przeczytałam wszystkie rozdziały.
    Bardzo mi się podoba cała akcja, miałam kilka momentów że się wzruszałam… Ale to chyba normalne :)
    Widziałam, że w którymś rozdziale ktoś z komentujących zarzucał Ci patos – ale w niektórych momentach po prostu go NIE ominiesz :)

    O masz. No to nieźle Sophie poszło… Ciekawe, co teraz zrobi Voldemort, gdy wygonił ją na dobre… No i co dalej zrobi sama Sophie.
    Aaaa miało być tak pięknieeee… :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 lipca 2014 o 10:57
      Już mi tyle rzeczy niektórzy zarzucali, że po prostu to do siebie przyjmuję xD Ale niektórych rzeczy, jak mówisz, nie da się uniknąć. Zresztą chyba każdy ma do czegoś słabość w pisaniu, ja mam do patosu i śmiesznych, długaśnych opisów xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      3 lipca 2014 o 13:35

      Ale to nie jest złe :) cóż, przynajmniej mnie się tam podoba :D

      Usuń
    3. 11 lipca 2014 o 13:15
      Cieszę się, bo ja sama też opisy uwielbiam xD

      Usuń
  5. ~Fan Cro
    4 lipca 2014 o 21:01

    Ciekawa jestem jak wpłynęłaby moja postać na dalsze losy Sophie (albo i nie)? Tak się zastanawiam xD Nie narzucam jak coś xD Ale ciekawi mnie, czy tutaj byłoby miejsce dla tajemniczej postaci w masce pandy, która pojawiłaby się chociaż w jednym rozdziale.. jeżeli będziesz potrzebowała postaci (mojej), to z chęcią się zgłoszę xD Będziesz mogła z nia robić co chcesz xD Po prostu to moje małe marzenie, by pojawić się w Twoim opowiadaniu, choć na kilka stron :)
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 lipca 2014 o 13:15
      A czemu akurat ma maskę pandy? :D

      Usuń