31 lipca 2012

Rozdział 317

         Nie zamierzałam okazać mu swojego niepokoju. Skrzyżowałam ręce na piersiach i uniosłam brwi. Spodziewałam się, że wyciągnie różdżkę i natychmiast rozpocznie tortur, w końcu chyba właśnie dlatego kazał Spirydionowi odejść. Ale on tylko podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę nieskazitelną, kościstą dłoń. Rzuciłam mu pełne niepewności, podejrzliwe spojrzenie, ale uchwyciłam ją. Voldemort wciąż milczał, kiedy szliśmy powoli po marmurowych stopniach w kierunku mojej sypialni. Gdy tam weszliśmy, w środku panował całkowity mrok. Czarny Pan otworzył drzwi prowadzące na kamienny balkon. Na zewnątrz wciąż mocno padało, ale on zignorował to. Krople uderzały z dużą siłą o omszałą balustradę i pryskały mi w twarz.
- To skomplikowane, abym ci mógł teraz wszystko wyjaśnić – odezwał się, a jego ramię oplotło mnie w talii z dawną czułością. Oparłam policzek o jego bok.
- To może chociaż wytłumaczysz mi część – powiedziałam, a mój głos zabrzmiał oskarżycielsko. – Na przykład to, dlaczego torturujesz mnie bez powodu.
Usłyszałam jego ciężkie westchnienie. Przez dłuższy czas milczał, najwyraźniej zastanawiając się, co mi na to odpowiedzieć. Postanowiłam nie odzywać się, dopóki sam nie podejmie na nowo konwersacji.
- Sophie, to jest część dużego, poważnego planu, który ci wyjaśnię, możesz być tego pewna – pochylił się i ucałował moje dłonie. Mimo że było ciemno i nawet ja z moim idealnym, wampirzym wzrokiem nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy. Poczułam, jak przysuwa się do mnie, a jego gorący oddech owiewa mi czoło.
- A chciałeś to zrobić? – spytałam z trwogą w sercu.
- Nie, jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć? – odparł, a w jego głosie pojawiły się w końcu jakieś emocje. Pocałował mnie w policzek, a ja naprawdę ucieszyłam się, że nareszcie wrócił mój ukochany wuj. Nieśmiało objęłam go ramionami za szyję i przytuliłam się do niego. A jeszcze bardziej uradowało mnie to, że Voldemort odwzajemnił mój uścisk. Nareszcie poczułam się jak dawniej, nawet nie czułam już do niego takich wyrzutów. No i... tęskniłam za nim. Bardzo, bardzo brakowało mi jego bliskości.
Czarny Pan zabrał mnie z powrotem do sypialni i zamknął drzwi balkonowe. Głośny szmer deszczu natychmiast ustał, a nas ogarnęła ogłuszająca cisza. Myślałam, że Czarny Pan zapali ogień w kominku, lecz on tego nie zrobił. Zdjął przez głowę szatę, a jego nagie, alabastrowe ciało bez najmniejszej skazy zalśniło w mroku. Spostrzegłam szkarłatny błysk w jego wielkich, przebiegłych oczach i usłyszałam cichy, ostry ogdłos. Śmiał się. Poczułam, że kamień spadł mi z serca. Ja również rozebrałam się do naga i położyłam się na łóżku. Voldemort zrobił to samo i objął mnie. Był zimny jak wampir, lecz jego ciało nie było dla mnie nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że wszystko jest już tak, jak dawniej. Przytuliłam się do jego nieskazitelnego, białego torsu i od razu poczułam się bezpiecznie. Jakby to było moje miejsce na świecie.
- Słyszałam, że Spirydion zamierza zostać twoim sługą - zagadnęłam go i uniosłam lekko głowę, aby zobaczyć wyraz jego twarzy. Moje oczy już przywykły od panującego tu mroku i teraz widziałam wszystko doskonale. Wąskie wargi Voldemorta wykrzywiły się w pełnym satysfakcji uśmiechu, w szkarłatnych oczach zaś zapłonął triumf.
- Tak, właśnie z tego powodu Spirydion tutaj przybył - odrzekł, a w jego głosie rozbrzmiała średnio skrzętnie skrywana duma. - Chcę mianować go Śmierciożercą i ofiarować Mroczny Znak. Co o tym myślisz?
Uśmiech, który malował się na mojej twarzy lekko zbladł. Oczywiście pomysł był doskonały, ale czy na szatę Smierciożercy i Mroczny Znak nie było zbyt wcześnie? Ja otrzymałam swój, kiedy miałam sześć lat, to prawda, ale ze mną było trochę inaczej. W końcu jestem skillmagiem. A mój brat? On ma moc, to fakt. Lecz jest wciąż niepełnoletni i brak mu szaleństwa. Będzie wybornym Śmierciożercą, ale bardzo obawiałam się o jego bezpieczeństwo.
- Nie przesadzasz aby? - zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał normalnie. - On ma czternaście lat, nie obawiasz się o jego życie? A co, jeżeli będziesz potrzebował go na polu walki? Nie pozwolę mu zginąć, to mój brat i...
- Sophie, jest już niemalże dorosły mężczyzną. Ja w jego wieku miałem już plany dotyczące swojej przyszłości - przerwał mi, siadając gwałtownie, a jego dłonie pochwyciły moją twarz. Zauważyłam, że i ja siedzę na piętach, osłaniając piersi kremową, satynową kołdrą. - Jeśli naprawdę tego pragnie, otrzyma to. Niech poczuje się jednym z nas, nigdy nie pozwolę mu walczyć, dopóki nie wykaże się mocą, której od niego oczekuję. Musi dostać ode mnie to, na co ma chotę, jest w końcu moim siostrzeńcem. Musisz pogodzić się z tym, że teraz będziesz dzieliła z nim moją uwagę.
Zaśmiał się cicho pod nosem, a kiedy spostrzegł, że i ja uśmiecham się, przysunął twarz do mojej i pocałował mnie krótko w usta. Ucieszyła mnie jego zmiana w zachowaniu, a pocałunki były o wiele przyjemniejsze od tortur.

*

         Obudziłam się wczesnym rankiem, za oknem było jeszcze ciemno, a krople deszczu bębniły w szyby i parapety. Voldemort wciąż leżał u mojego boku i pogrążony był w głębokim śnie. Uśmiechnęłam się mimowolnie, a na sercu zrobiło mi się jakoś lżej. Tęskniłam za nim bardzo mocno, złość już dawno ze mnie wyparowała. Złożyłam głowę na jego kościstym ramieniu, wsłuchana w rytmiczny, głęboki oddech i wpatrzona w unoszącą się powoli pierś. To, że został ze mną przez całą noc naprawdę wiele dla mnie znaczyło. Miał przecież tyle pracy, a poświęcił mi swój czas, który mógłby spożytkować inaczej. Coś jednak wciąż mnie niepokoiło. Dopiero, kiedy już całkiem się rozbudziłam, zdałam sobie sprawę, że to chodzi o Spirydiona. Był tak podobny do wuja... i nie tylko z wyglądu, lecz także i z charakteru. Ale nie oznaczało to, że miał on poświęcić zdrowie i życie dla Czarnego Pana.
Voldemort obudził się jakiś kwadrans później. Jego szkarłatne oczy otworzyły się i zwróciły w moją stronę z tym ich złowieszczym, ironicznym blaskiem.
- Dzisiaj ceremonia - rzekł, a kąciki jego ust zadrgały lekko, gdy uniosłam wysoko brwi. - Tak, uważam, że należy to zrobić jak najszybciej. Młoda, świeża dusza idealnie nadaje się do uformowania. Bez problemu pojmie naszą ideologię.
Zakręcił sobie dookoła długiego, kościstego, białego palca gruby kosmyk moich czarnych włosów. Przyglądał mi się przez krótką chwilę, a na jego ustach wciąż błąkał się złośliwy półuśmieszek.
- Nie uważasz jednak, że to trochę niebezpieczne? Spirydion jest bardzo ambitny, może się zbytnio pospieszyć i... sam rozumiesz. Nie chcę stracić brata, a żyjemy w ciężkich czasach.
- To ja jestem panem i ja ustalam zasady, nie martw się, kochana. Spirydion nie zrobi niczego bez konsultacji ze mną - odparł, ucałował mnie w czoło i wstał z łóżka, aby ubrać szatę.
Pogoda nie poprawiła się ani odrobinę, ciemne niebo co jakiś czas rozświetlały błyskawice, wiatr targał nagie, szare gałęzie drzew. Lubiłam to, ponieważ taki chaos napełniał moje serce grozą i niepokojem. Idealna pogoda na tak ważną ceremonię. Kiedy ja otrzymałam Mroczny Znak, byłam tylko ja i Czarny Pan. A raczej jego widmo. To było dla nas niezwykle ważne i bardzo intymne wydarzenie, którego z pewnością bym tak nie przeżyła, gdyby Lord Voldemort zrobił z tego jakiekolwiek święto.
- Lepiej się ubierz, za chwilę Bellatriks i Narcyza zaczną się zastanawiać, czy żyjesz - zaśmiał się wuj i wygładził sobie szatę na piersi. Znów wyglądał idealnie.
- Powiedz mi, kiedy wyjaśnisz mi wszystko? No wiesz... zachowujesz się ostatnio dziwnie. Najpierw jesteś dla mnie kimś więcej, jak ojciec, potem torturujesz i znów kochasz... Ja nie wiem, czy dłużej będę potrafiła to znieść - westchnęłam i usiadłam na łóżku, patrząc na Voldemorta z cieniem smutku na twarzy.
Czarny Pan podniósł z podłogi moje szaty, aby pomóc mi się ubrać. On również spoważniał, choć zapewno moje słowa nie przekonały go na tyle, aby coś zmienić w swoim planie.
- Zobaczymy się wieczorem - rzucił na odchodnym, po czym opuścił komnatę i zamknął za sobą drzwi, a ja zostałam sama. Jednym machnięciem różdżki zaścieliłam łóżko. Miałam cały dzień do ceremonii, nie miałam pojęcia, co mogłam robić. Jedynym pocieszeniem w tym ponurym domu był Spirydion, z którym mogłam bez obaw porozmawiać czy zwierzyć się. Był nie tylko moim bratem, ale i przyjacielem. Parę lat temu nie pomyślałabym, że nasza znajomość tak się rozwinie.
Zeszłam na dół na śniadanie. Przy stole w jadalni siedział już Lucjusz Malfoy oraz jego żona, a także Spirydion. Państwo Malfoy spojrzeli na mnie ze strachem, dopiero po chwili na ich twarzach pojawiło się coś na kształt ulgi pomieszanej jednak z niepokojem.
- Bardzo było tej nocy u ciebie spokojnie - zauważyła ostrożnie Narcyza i nalała sobie do porcelanowej filiżanki odrobinę kawy. Ja w tym czasie zajęłam miejsce przy stole po prawej stronie młodszego brata. Zignorowałam jego zdumienie i uniesione brwi.
- Tak, spałam dziś bardzo dobrze - przyznałam. - Czyli wieczorem czeka nas święto. Spirydionie, zostaniesz w końcu jednym z nas.
Uśmiechnęłam się i nasypałam sobie cukru do owsianki. Młody Ślizgon nie dał się jednak nabrać. Mój uśmiech i beztroski głos nie zwiódł go ani na chwilę, jednak nie odpowiedział mi choćby jednym słowem. Patrzył na mnie tylko tymi wielkimi, ładnymi, czarnymi oczami Toma Riddle'a. Nie był spokrewniony z jego mugolskim ojcem, lecz poprzez krew oraz więzy łączące go z Meropą, musiał uzyskać jakieś podobieństwo do swego wuja. Nasza babka podobno nie była piękną kobietą. Lecz czy piękno jest wartością stałą i określoną? Przecież można dostrzec je we wszystkim. Nie tylko w młodej, pełnej życia dziewczynie, w jej zdrowych, lśniących włosach. Zachwycać potrafią również sine, drobne żyłki pod pergaminową skórą starca, jego poorane zmarszczkami dłonie... Meropa nie mogła być odrażającą kobietą, bo by nie powiła tak uroczego syna. Nawet po przemianie Czarny Pan fascynował mnie i nie mówię tu tylko o jego charakterze. Był na swój sposób piękny.

*

         Nadeszła zimna, surowa noc. Krople deszczu nieubłagalnie uderzały w szyby, burza minęła jednak całkowicie. Niebo było tylko wciąż groźne i niebezpieczne. Chmury całkowicie przysłoniły księżyc i gwiazdy.
Wszyscy Śmierciożercy zgromadzili się w salonie, który teraz pogrążony był w półmroku. Jedynym źródłem światła był buzujący z kominku ogień. Stałam razem z Narcyzą przy drzwiach wejściowych i witałam nowo przybyłych albo raczej udawałam, że to robię. Tak naprawdę oczekiwałam na jednego gościa z jasnymi, długimi włosami. Obawiałam się, że nie przyjdzie, skoro Lucjusz poinformował mnie, iż Dracona tu dziś nie będzie. Na widok Snape'a w przemoczonym, czarnym płaszczu rozchmurzyłam się trochę.
- Severusie, nie wiesz może, czy Barty będzie? - zapytałam, kiedy ucałowaliśmy się na powitanie w policzek.
- Oczywiście dałem mu pozwolenie na opuszczenie szkoły tego wieczora, lecz nie widziałem go od jego ostatniej lekcji czyli od godziny piętnastej - odparł, a jego oczy trochę przygasły, jakby nieco zaniepokoił się o swego byłego ucznia. Skinął głową w moją stronę i podszedł do Lucjusza, aby wymienić z nim szeptem parę uwag.
Gdzieś na podwórku dobiegł mnie odgłos aportacji, a moim oczom ukazały się dwie zakapturzone postacie w czarnych, lśniących od deszczu pelerynach. Kiedy weszli do środka, odsłonili swe oblicza, a ja poznałam w nich Czarnego Pana i towarzyszącego mu Croucha. Gdy mnie zobaczył, natychmiast chwycił mnie w objęcia. Pogładził i ucałował moje włosy, ale Czarny Pan dał nam znak, abyśmy weszli do salonu, więc puściłam go. Usiadłam po prawej stronie wuja, który zajął miejsce u szczytu stołu i wskazał nieśmiało czającemu się w cieniu Spirydionowi krzesło po swojej lewicy. Uśmiechnęłam się, aby dodać mu otuchy, on jednak wyglądał na przerażonego, więc zdołał tylko rzucić mi krótkie spojrzenie, po czym znów wbił wzrok w blat stołu. Czarny Pan odczekał, aż wszyscy Śmierciożercy usiądą, a szmer ich głosów ucichnie, dopiero wtedy przemówił:
- Zanim przejdziemy do calu naszego spotkania,, mamy do omówienia pewien punkt, skoro już jesteśmy wszyscy razem. Severusie, kto teraz zastępuje ciebie na stanowisku dyrektora Hogwartu?
- Pozostawiłem tam Fernira Greybacka, szkoła jest bezpieczna. Nie musimy się martwić żadnym powstaniem.
- Czy aby napewno? - wtrąciłam się, a moje serce ogarnęła trwoga. Owszem, Ślizgoni byli teraz prawdziwą elitą i wilkołak nie śmiałby skrzywdzić chociażby pierwszoroczniaka należącego do Slytherinu. Jednak Gryfoni, Puchoni i Krukoni... oni nie liczyli się nawet dla Snape'a. A w Gryffindorze było przecież całe moje rodzeństwo. Mogło paść ofiarą rozszalałego, dziekiego potwora.
- Nie martw się, kochana. Greyback nie zaatakuje nikogo bez mojego wyraźnego polecenia - odparł Voldemort i poklepał lekko moją dłoń spoczywającą na blacie stołu, choć wzrok jego szkarłatnych, pałających w mroku oczu wciąż spoczywał na Mistrzy Eliksirów, który zachował stoicki spokój, mimo żaru rozświetlającego twarz jego pana. Patrzyli na siebie przez kilka długich chwil, po czym Czarny Pan uśmiechnął się i rzekł: - Bardzo dobrze. Nie chciałbym, aby w szkole panowała taka samowola jak dawniej. Oczekuję od ciebie pełnej subordynacji i utrzymania obecnie panującej dyscypliny.
- Jak sobie tego życzysz, mój panie - Severus Snape skinął lekko głową w geście zrozumienia.
- To tyczy się nie tylko Hogwartu, ale i całego ministerstwa. Nie będę tolerował łapówek, łaski czy litości. Niektórzy z was muszą zrozumieć, że są rzeczy ważniejsze od złota - dodał Czarny Pan, a jego władczy wzrok omiótł wszystkich zgromadzonych w komnacie. Chwilę później zerknął na Spirydiona. Ten wyglądał na przerażonego, ale zdecydowanego. Mowa wuja z pewnością nie dodała mu otuchy, buzujący w kominku ogień oświetlał prawy profil jego twarzy, rzucając nań szkarłatne, ciepłe, chybotliwe światło. Wpatrywał się w Voldemorta szeroko otwartymi, błyszczącymi oczami. Jego twarz była blada i napięta, jeszcze nigdy nie uczestniczył w spotkaniu, w którym brało udział tylu Śmierciożerców. Oczywiście, widywał ich czasami na korytarzach domu Czarnego Pana lub w Malfoy Manor, nawet znał niektórych osobiście. Lecz spotkanie tylu brutalnych, wyrafinowanych, acz eleganckich i kulturalnych morderców w jednym pomieszczeniu musiało być dla Spirydiona sporym przeżyciem.
- Chciałabym przedstawić wam nowego Śmierciożercę, który będzie mi służyć razem z wami wszystkimi. Mam wielką nadzieję, że mój siostrzeniec wykaże się wiernością, sumiennością oraz sprytem, zupełnie tak jak wy. Spirydion jest bardzo młody, lecz nie będzie to stanowić żadnego problemu, jeżeli okażecie mu wsparcie. Oczekuję tego od was, więc nie zawiedźcie mnie - rzekł Voldemort i zwrócił się do swego siostrzeńca: - Jako że jesteśmy rodziną i ufam ci, nie będę kontrolował twoich poczynań. Ale nie zniszcz tego - uniósł długi, biały palec i zagroził mu nim - a teraz powstań.
Spirydion uniósł się z krzesła, Czarny Pan również, wyciągając różdżkę. Przez twarz mojego brata przebiegł skurcz, lecz nie wiedziałam, czy było to tylko przywidzenie, czy chłopak naprawdę się zawahał.
- Spirydionie, czy przysięgasz zawsze służyć mi wiernie i zawsze wykonywać moje polecenia? Odpowiedz.
Popatrzyli sobie w oczy. Wiedziałam, co nasz wuj teraz robił. I Spirydion zapewne też, bo zamrugał szybko i odparł:
- Tak.
Jego głos był cichy, ale stanowczy i pełen determinacji. Nigdy nie podejrzewałam brata o to, że mógłby nas kiedyś zdradzić lub oszukać, nie miałam pojęcia, dlaczego Czarny Pan go sprawdzał. Zarówno Barty, który siedział obok mnie, jak i reszta Śmierciożerców chyba nie podzielali mojego niepokoju. Po prostu patrzyli na Voldemorta lub Spirydiona, jakby oglądali jakąś interesującą scenę w teatrze lub w kinie.
- Wyciągnij rękę - rozkazał Czarny Pan, a jego siostrzeniec podwinął rękaw swojej czarnej szaty nieco ponad lewy łokieć. Voldemort ujął kościstymi palcami jego nadgarstek, a mnie uderzył kontrast pomiędzy bladością skóry wuja i Spirydiona.
To stało się dosłownie w sekundę. Czarny Pan przytknął koniec swojej różdżki do lewego przedramienia mego brata, a cały pokój momentalnie rozświetlił tak oślepiający blask, że musiałam zasłonić twarz dłonią. Poczułam, jak światło drażni moje wrażliwe na słońce oczy i pojedyncze łzy spływają mi po policzkach. Szybko je otarłam, a mrok znów ogarnął salon i wszystkich w nim zgromadzonych. Spirydion skrzywił się nieznacznie, jakby coś go nagle zapiekło, a na jego nieskazitelnym przedramieniu wykwitł czernią niczym elegancki tatuaż wyraźny Mroczny Znak. Na twarzy Lorda Voldemorta pojawiło się coś na kształt złośliwej satysfakcji, a szkarłatne, mściwe oczy zalśniły w mroku jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
- Od teraz jesteś jednym z nas, witam w gronie Śmierciożerców - dodał cicho i wyciągnął ramiona, aby go objąć, a zrobił to w tak sztywny i ostrożny sposób, że cała jego postać wydała mi się jakaś nienaturalna. Spirydion wyglądał na bardzo zaskoczonego, podobnie jak większość Śmierciożerców, którzy chyba nie zauważyli, jak Czarny Pan szepta mu coś dyskretnie do ucha. On tylko spojrzał szybko w błyszczące oczy wuja i odwrócił wzrok. Zastanowiło mnie jedno. Dlaczego Spirydion tak bardzo obawiał się jakiejkolwiek bliskości z wujem? Przecież byliśmy rodziną, a bywały takie momenty, że ten patrzył na Czarnego Pana jak na całkowicie obcą osobę.
Nagle Voldemort zwrócił się do mnie.
- Sophie, martwię się. Dlaczego milczysz?
Drgnęłam lekko, wyrwana z własnych myśli. Uśmiechnęłam się nieco sztucznie.
- To święto Spirydiona - odparłam, wstając powoli z krzesła. - Jestem z ciebie taka dumna, braciszku - tym razem to ja przytuliłam go, o wiele mocniej i o wiele naturalniej niż Czarny Pan. - Wiedz, że we mnie masz zawsze wsparcie.
Ucałowałam go w policzek, lecz aby to uczynić, musiałam wspiąć się na palce. Nie był jeszcze tak wysoki, jak Voldemort, lecz, mimo tych czternastu lat, które przeżył, już dawno temu mnie przerósł. Już dawno przestał być moim małym braciszkiem, którym trzeba było się opiekować. Choć... czy naprawdę ktoś się o niego troszczył, kiedy był dzieckiem? W tej całej wojnie pomiędzy mną a Melanią i Bonitusem to właśnie Spirydion ucierpiał najbardziej. To o nim zapomnieliśmy, skupiając się na bezsensownej walce, kto miał rację w tym niewyjaśnionym sporze. Wciąż byłam skłócona z matką i ojcem, nadal nie miałam pojęcia, dlaczego zapałali do mnie taką niechęcią. Byłam przecież małym dzieckiem.
- W końcu podjąłeś decyzję dotyczącą swojej przyszłości i postawiłeś się... jej - dodałam, puszczając go. Kiedy wspomniałam przy nim matkę, jego wzrok stał się dziwny, zupełnie jakby zmartwiło go miejsce, w którym się wszyscy znajdowaliśmy.
         Kiedy Czarny Pan ogłosił koniec spotkania, jeszcze przez kilkanaście minut Śmierciożercy wymieniali ze sobą informacje, inni od razu spiesznie opuszczali Malfoy Manor, kilku zaś powoli zbierało się do wyjścia, wciąż przeciągając się sennie i ziewając. Natychmiast podeszłam do Spirydiona, aby zamienić z nim jeszcze kilka słów, tym razem bez świadków.
- Teraz naprawdę musisz uważać - poradziłam mu. - Znam proste zaklęcie, które maskuje tatuaże i blizny, z Mrocznym Znakiem także sobie poradzi.
- Ale Śmierciożercy teraz mają przewagę, nie muszę...
- No tak, ale lepiej nie kusić losu. Normalni obywatele nie rozumieją takich rzeczy - odparłam. - Posłuchaj, nie chcę, żebyś miał jakieś zaległości. Wróć dziś ze Snape'em do szkoły, ja jeszcze trochę tu zostanę, odpocznę...
- Co ci się stało?
- To nic takiego. Już prawie wydobrzałam. Do zobaczenia w Hogwarcie.
Uściskałam go krótko na pożegnanie, a on odwrócił się i wyszedł razem ze Snape'em w tę ulewę. Rozejrzałam się za Lordem Voldemortem, ale mój wzrok wyłowił z czarnego tłumu Śmierciożerców jasną czuprynę Barty'ego, która według mnie, o wiele bardziej rzucała się w oczy niż płomienne, rudoczerwone włosy Rudolfusa i Rabastana. Crouch również zerknął w moją stronę, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, on uśmiechnął się i od razu do mnie podszedł.
- Twój brat nareszcie wybrał, po której stronie chce być - odezwał się. - Ale czy nie zbyt szybko?
- Co to znaczy?
- No... czy nie podjął tej decyzji pochopnie. Przecież z tego nie można się wycofać, Czarny Pan nie pozwoli mu na to. Pamiętasz, co się stało z Karkarowem? I z Regulusem? Ja obawiam się, że on mógł to zrobić tylko dlatego, aby rozwścieczyć waszą matkę.
- To nie jest moja matka - przerwałam mu, a w moim głosie automatycznie zabrzmiał chłód, którego nie potrafiłam ukryć. - Ja wiem, że bycie Śmierciożercą to coś, co Spirydion chce robić. Możemy o tym nie rozmawiać? Nie chcę się mieszać w jego życie. To jego wybór i sam musi się zatroszczyć o siebie. Jest już prawie dorosły.
Crouch wyciągnął rękę, żeby pogładzić mnie po ramieniu, a twarz mu złagodniała, jakby już więcej nie zamierzał się ze mną o to kłócić.
- Snape pozwolił mi zostać z tobą przez tę noc - powiedział bardzo cicho, a kąciki ust zadrgały mu lekko.
- W takim razie co my tu jeszcze robimy?

~*~

         Do dupy z takim wordem, mam zainstalowanego jakiegoś gównianego offica, który nawet nie sprawdza błędów i nie podkreśla literówek, więc jeśli coś znajdziecie, to mi powiedzcie, abym mogła poprawić. Normalnie padam na twarz, trzy godziny jazdy, potem dwie godziny męki w mieście w tym paskudnym skwarze i jeszcze godzina kursu. Jak ja się poświęcam dla tego prawa jazdy...

No i połowa wakacji już za nami. Szczerze powiedziawszy... tęsknię za szkołą. Będę tego żałować zapewne już piątego września, ale cóż. Dedykacja dla Jarzembiny =) :* 

23 komentarze:

  1. ~KefirOva.
    1 sierpnia 2012 o 00:12

    Cudowny rozdział. Voldemort nareszcie przestał torturować Sophie, teraz czekać tylko na to, aż jej to wyjaśni. Według mnie Spirydion zrobił to tylko po to, by zrobić na złość matce, ale nie wierzę by Czarny Pan mógł go zabić jeśli to okażę się prawdą. Możliwe też, że Spirytus będzie dobrym Śmierciożercą i wszyscy happy. Kiedy next rozdział? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 sierpnia 2012 o 09:37
      Tak to wygląda, prawda? Że Spirydion nie jest przekonany. Ale to przecież tylko dziecko, co on może zrobić dla Czarnego Pana. A, następny rozdział niebawem, nie jestem pewna, czy w piątek mi się uda, bo jest w TVN „Czara Ognia”, ale jak nie, to w sobotę xD

      Usuń
  2. ~Aga ;)
    1 sierpnia 2012 o 00:27

    Fajnie, że Spirydon jest śmierciożercą ;) Za szybko te wakacje mijają :D Chociaż ja bym też wolała już do szkoły iść.Współczuje Ci kurs w taką pogodę. No ale mam nadzieję że Ci się uda :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 sierpnia 2012 o 09:40
      Nie jest tak źle, mogę na kursy chodzić, ale żebym cały dzień dla jednej godziny w mieście miała siedzieć to już przesada xD

      Usuń
  3. ~Enigmatyczna
    2 sierpnia 2012 o 19:10

    Dziwi mnie to, jak Sophie jest przywiązana do Voldemorta. Jest jak wierny pies, który mimo krzywd i upokorzeń zostaje przy właścicielu. W innej sytuacji nie wyobrażam sobie jej takiej. I szczerze powiedziawszy, Frozenko, to opowiadanie naprawdę Ci wychodzi, od samego początku. Może to dlatego, że wlewasz w nie siebie. Nienaturalność niektórych scen (na przykład reakcja Sophie na tortury) tutaj wcale nie razi, jakoś tak życie przeplata się z fantastyką, taką jakby senną nienormalnością, i… to jest normalne ;) Na Twoim miejscu olałabym wszystkie inne (oprócz oczywiście swoich autorskich) i całą swoją energię poświęcała na to.Ale zastanawia mnie, czemu ostatnio wszystko kręci się tylko wokół Voldemorta, dlaczego tak dawno nie pojawili się w akcji chociażby Ghostowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 sierpnia 2012 o 22:22
      Widzisz. To moje pierwsze opowiadanie, najstarsze i najbardziej jestem z nim związana. A te, które powstały tak od 2010 roku są raczej mechaniczne. Jeszcze Selene Snape i DLR były pisane z sercem, a reszta… cóż. Staram się automatycznie, by były idealne, a nie bliskie mojemu sercu. Rozumiesz, o co mi chodzi xD Nie? Ghostowie… cóż. Z nimi jest związane całe moje życie za młodu, kiedy byłam taką małą dziewczynką, której nikt nie lubił, bo była dziwna, stworzyłam sobie takich przyjaciół. A kiedy publikowałam rozdziały na SCP i wplatałam ich w tę opowieść, myślałam, że to doskonały pomysł, teraz jednak wiem, że są dla mnie zbyt osobiści, aby pokazywać ich światu cały czas. Ale, to fakt, od dawna chciałam zamieścić kilka rozdziałów, które dotyczą ich i nawet dziś myślałam, że mogłabym to zrobić niebawem. Wpadłam na pewien pomysł, czytając ostatnio pewien rozdział z HP6. Ot, chwilowe natchnienie.

      Usuń
    2. ~Enigmatyczna
      4 sierpnia 2012 o 20:45

      Ale jednak dawniej chyba więcej było wątków. Wzięłam sobie pierwszy lepszy rozdział, jeszcze przed setką. Sophie miała chimerkę (co się z nią stało?), grała w ślizgońskiej drużynie quidditha, utrzymywała relacje z Ghostami, miała jakieśtam zatargi ze szkolnymi kolegami i koleżankami. Teraz, wiadomo, inne czasy, ale mimo wszystko za dużo się kręci wokół Voldka. Może to dlatego, że już nie masz o czym pisać…? Smutne, ale chyba już trochę wyrastamy z takich blogowych opowiadań… A szkoda, bo te pierwsze rozdziały mają w sobie taką… magię. Może i bajeczną, dziecinną, ale chce się do tego wracać, podobnie jak i do książek Rowling.

      Usuń
    3. 4 sierpnia 2012 o 22:33
      Ach, ta potterowska magia… Ale chyba Ty też zauważyłaś, że ubywa jej wraz z każdą kolejną częścią HP? Kiedy czytasz „Kamień Filozoficzny” i „Komnatę”, to czujesz tę magiczną atmosferę, a później, z części na część… jest jej mniej i mniej, aż w siódmej nie ma jej prawie w ogóle. Uważam, że w tym opowiadaniu tej atmosfery również ubywa, bo w każdej kolejnej części HP tak się dzieje. Poza tym nie mogę wciąż i wciąż opisywać głupawych kłótni Sophie z koleżkami. Mam już osiemnaście lat i to, co wydawało mi się ważne, kiedy miałam lat piętnaście i szesnaście, teraz jest nieziemsko dziecinne. Dawniej Sophie potrafiła kłócić się z Pansy czy Ashley o pierdoły, a teraz to olewa, bo ona też dorasta. Nie ma już czternastu lat, jak w pierwszym rozdziale, tylko siedemnaście. Jest już kobietą, w świecie czarodziejów dorosłą kobietą i dla niej, jak i dla każdej starszej dziewczyny w życiu są już ważne inne wartości. Dawniej przejmowała się quidditchem, teraz jest do dlań czymś nieistotnym, kiedy jej życie jej ukochanego jest zagrożone, kiedy nie może zdecydować się, czy mieszać się w wojnę, czy pozostać chłodnie obojętną, jak doradza jej cała armia Nieśmiertelnych. Gdyby moi Czytelnicy znów chcieli czytać o tym, co na początku opowiadania, to natychmiast przejęłabym się ich opinią. Ale możemy zrobić tak. Jeżeli chcesz się naprawdę przekonać, czy ów brak atmosfery spowodowany jest tym, że wyrosłam z blogów i utraciłam tematy do pisania, czy taki klimat obecnych rozdziałów spowodowany jest tym, że trzymam się atmosfery panującej w „Insygniach”, będziesz musiała razem ze mną i z moimi Czytelnikami przeczekać ten nieciekawy moment siódmej części Pottera.

      Usuń
    4. ~Enigmatyczna
      5 sierpnia 2012 o 12:24

      I gdyby Twoi Czytelnicy (bo ja Twoją czytelniczką nie jestem, to opowiadanie znam może z gwiazd?) zechcieli, żebyś zaczęła z powrotem pisać tak, jak na samym początku tego opowiadania, to porzuciłabyś swoje obecne pomysły i po prostu pisała pod czyjeś dyktando?

      Usuń
    5. 5 sierpnia 2012 o 12:39
      Wiesz, bycie Czytelnikiem to nie tylko samo czytanie opowiadania. Bo można przeczytać i pokomentować. Ale Czytelnicy czytają chyba regularnie, nie? Tzn ja tam nie wiem, czy Ty czytasz jakiś czas, czy tylko chwilkę. Widzisz, pisać pod czyjeś dyktando, a liczyć się z opinią osób, na których Ci zależy to co innego, prawda? Bo każdy chce czytać o czymś innym. Przecież Sophie siedząc we dworze Malfoya żyje sprawami, które toczą się tam. Piszę w pierwszej osobie, więc raczej skupiam się na tym, co główną bohaterkę otacza. Ale w Hogwarcie życie toczy się mimo tego, że Sophie w nim nie ma. Więc jeżeli Czytelnikom się nudzi czytanie o Voldemorcie, to mogę przecież być elastyczna i zaspokoić ich ciekawość dotyczącą Hogwartu. Nie są to sprawy aż tak istotne, które zmieniłyby fabułę opowiadania. Wiadomo, nie mogę być uległa, ale skoro nie jest to książka czy coś, za co dostaję pieniądze, mogę sprawić radość moim Czytelnikom i od czasu do czasu napisać to, o czym chcą czytać xD

      Usuń
  4. ~_Wika_
    12 sierpnia 2012 o 15:55

    Nie ma to, jak wrócić z dwutygodniowego wyjazdu za granicę, do miejsca pozbawionego dostępu do internetu i zobaczyć rozdział opublikowany dzień po wyjeździe =) Co do rozdziału muszę przyznać- jest ciekawy. Podoba mi się, że w oparciu o jeden wątek lub wydarzenie (tak jak w tym wypadku naznaczenie Spirydona) potrafisz napisać wcale nie krótki rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 sierpnia 2012 o 20:42
      Ostatnio muszę pisać krótsze, bo prawie wszystkie odcinki na DF są dzielone na dwa, bo kiedy już całe przepiszę i opublikuję, to mi ucina samo gdzieś w połowie. Już niedługo też tutaj coś opublikuję, bo z pielgrzymki wróciłam xD

      Usuń
  5. ~Blackie
    19 sierpnia 2012 o 22:57

    Kiedy nowy rozdział? Nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2012 o 08:50
      Może jutro, bo dziś chyba nie zdążę, ale zobaczy się xD

      Usuń
  6. ~Jarzembina =)
    20 sierpnia 2012 o 18:46

    Dziękuje za dedykacje ^^ ;* jeszcze nie doczytałam do tego rozdziału ;( ale niewiele mi brakuje ;) To co przeczytałam wystarczy mi jednak żeby stwierdzić że na twojej opowieści można nakręcić film ;) no i cały czas trzymam kciuki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2012 o 20:36
      Hahaha, chyba operę mydlaną xD Ale ja od dawna mówiłam, że SCP to taka magiczna „Moda na sukces” xD

      Usuń
  7. ~Jarzembina =)
    20 sierpnia 2012 o 18:48

    Bardzo wysokiej klasy film ;) (chociaż zależy od reżysera ;p)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 sierpnia 2012 o 20:37
      A nie lepiej serial? Żeby widzowie nie pomarli w kinie, hahah xD

      Usuń
    2. ~Jarzembina =)
      21 sierpnia 2012 o 08:34

      Poumierać i tak by nie pomarli, ale z tym serialem to całkiem dobry pomysł ;) Blog.pl mnie nie lubi ;( Od wczoraj próbuje wysłać komentarz ale sobie odpuściłam a dzisiaj po 10 min. „walki” z nim udało się ^^ (chyba…)

      Usuń
    3. 21 sierpnia 2012 o 08:44
      Blog.pl to straszna rzecz, ja się boję września, bo wtedy nas przeniosą :(

      Usuń
  8. ~Aga ;)
    23 sierpnia 2012 o 00:47

    Widzę że pojawił się inny szablon :D Pierwszy raz jak byłam na Twoim blogu to właśnie on tu był dlatego go bardzo lubię :D Kiedy planujesz nową notkę ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 sierpnia 2012 o 09:29
      Lubię czasami umieszczać stare szablony xD Dużo wspomnień jest z nimi związane xD A, rozdział pewnie jutro bądź dzisiaj, może uda mi się przepisać, jak już skończę ten na Łzach Marii Magdaleny.

      Usuń
  9. ~xdemonicole
    23 sierpnia 2012 o 17:44

    nowy post na moc-amortencji.blogspot.com, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń