21 lipca 2011

Rozdział 304

         Urocze uliczki Paryża lśniły w sierpniowym deszczu. Ładne, uliczne lampy rzucały na nie żółte światło. Mimo że niebo było atramentowo czarne, bez żadnej chmurki, upstrzone milionami gwiazd,  przez światła miast nie było tego widać. Mężczyzna w czarnej pelerynie przechadzał się powoli chodnikiem, rozglądając się dookoła w taki sposób, jakby życie Paryżan się w ogóle nie liczyło. Jakby czas się dla niego zatrzymał i nie dotyczył go. Wysoki, dziewiętnastowieczny cylinder tkwił mu na głowie, jacyś pojedynczy ludzie, których mijał, odwracali głowy i wodzili za nim wzrokiem z rozbawieniem na twarzach. Ale on to ignorował. Miał na celu jeden budynek, który właśnie majaczył gdzieś w oddali. Nie rzucał się w oczy, był podobny do wszystkich szarych, starych kamienic. Obrzeża miasta wyglądały naprawdę czarująco. Ale on był na to wszystko ślepy. Liczył się tylko ten budynek.
Przebiegł przez przejście i dopadł do drzwi. Widniała na nich ozdobna tabliczka z napisem Zamknięte, ale on mimo wszystko nacisnął ładną, miedzianą klamkę i wszedł do środka. Znalazł się w dawno nieużywanym teatrze. Siedzenia obite były czerwonym, bardzo starym perkalem, drewno rzeźbione było w osiemnastowiecznym stylu, po środku zaś, aż pod scenę, wiódł szkarłatny, zakurzony dywan. Ścianę pokrywała ciemna, pozłacana, aksamitna tapeta w róże i kwiaty, na drewnianej, niskiej scenie zaś stały ozdoby i dekoracje sprzed ponad stu lat. Z sufitu zwieszał się wielki, bogato zdobiony żyrandol na świece. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, natychmiast zapłonęły wysokim płomieniem, mimo że tkwiły tam tylko same wypalone już dawno temu, zakurzone ogarki. Szybkim krokiem przeszedł przez całą długość sali, wskoczył na drewnianą scenę i zniknął za kartonową kolumną. Okazało się, że znajdowały się tam, ukryte dodatkowo za starą, grubą zasłoną drzwi. Było tam przejście i wąskie, wyślizgane schody prowadzące stromo w dół. Świece przytwierdzone do kamiennej, nierównej ściany natychmiast zapłonęły jasno. Zbiegł do wąskiego, wykładanego granitem korytarza, w którym znajdowały się jedyne, drewniane, ale bardzo mocne drzwi. Nie posiadały dziury na klucz ani nawet klamki, tylko mały otwór z żelazną podstawką. Mężczyzna ruszył ku nim, jakby doskonale wiedział, co należy zrobić. Podwinął rękaw czarnej szaty i zbliżył dłoń do ust. Nie minęła sekunda, a przysunął rękę do owego otworu. Skapnęła do niej mała kropla krwi. Rozległ się chrobot, który poniósł się echem po opustoszałym korytarzu. Drzwi otworzyły się na całą szerokość. Mężczyzna wszedł przez nie. Znalazł się w ogromnej, ciemnej sali. Podłoga wyłożona była czarnym granitem, ściany zaś – zwykłym kamieniem. Wisiały na nich dramatyczne obrazy przedstawiające głównie czarne jak smoła diabły, upadłe anioły z czarnymi, postrzępionymi skrzydłami i krzyczące, trawione przez żarłoczne płomienie dusze.
Na początku wydawałoby się, że jest w komnacie zupełnie sam, ale nie. Gdzieś z tyłu pojawiło się maleńkie, żółte światełko, w którego blasku zauważył nieprzeniknioną, upiornie bladą twarz przypominającą maskę, niewyrażającą żadnych emocji.
- Armand – przemówił do niego po francusku mężczyzna trzymający świecę. – Jesteś już. Myśleliśmy, że nie przyjdziesz.
- Powiem szczerze, zadziwiło mnie to, że postanowiliście wznowić spotkania – odparł gość, zdejmując cylinder. – Ale po co? I dlaczego zostałem wezwany? Jest mnóstwo wampirów, które należą do tego zgromadzenia, a ja nie widzę tutaj nawet połowy z nich.
Jego ciemne, wielkie oczy spoczęły przez kilka sekund na każdej z dziesięciu nieprzeniknionych twarzach kobiet i mężczyzn zgromadzonych w komnacie. Marius odłożył świecę na mały, drewniany, lakierowany stolik w kształcie koła, a płomień nagle rozjarzył się silniejszym blaskiem. Jego twarz, która zawsze coś wyrażała, tym razem była całkiem pusta i kamienna.
- Zostałeś wezwany tylko ty, ponieważ nikt z nas nie ma problemów ze swoim pisklęciem – odparł, przyglądając mu się uważniej. Za jego plecami reszta Nieśmiertelnych skinęła sztywno głowami. Armand przewrócił teatralnie oczami. Miał już dość tego ciągłego wypominania mu. Sophie to, Sophie tamto. Co zdarzyło się tym razem?
- Wydaje mi się, że jeżeli chodzi o jej przemianę, to omówiliśmy to z Radą – odparł powoli, nie odwracając wzroku od nieruchomych oczu Mariusa. Nie mógł spenetrować jego myśli, ale domyślał się, że osobą, która zwołała to spotkanie była Daphne*. Siedziała w fotelu w najmroczniejszym kącie i przyglądała mu się spode łba. W półmroku lśniły tylko jej wielkie, zielone oczy.
- Owszem, ale nie zaprzeczysz, że nie chcemy stracić Sophie tak łatwo. To dobre dziecko, ale zagubione. Nigdy nie będzie takie jak my, byłem w stanie się o tym przekonać, za wcześnie została przemieniona – rzekł jasnowłosy. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nagle Daphne poderwała się ze swojego fotela i wkroczyła w krąg słońca. Ubrana była w długą, czarą szatę i ciemnoczerwony, wyszywany diamentami żabot, na smukłych, białych dłoniach miała cienkie, czarne, aksamitne rękawiczki. Jej ciemne, sięgające niemalże łopatek włosy lśniły w półmroku.
- Nie mamy wątpliwości, kto dopuścił do tego, że ona teraz jest jaka jest – oświadczyła wyniosłym tonem, przechadzając się tam i z powrotem. Jej słowom wtórował tylko ostry stukot szpilek.
- Zrozum, musiałem to zrobić, ona by umarła – warknął Armand, a jego oczy rozbłysły groźnie. – Jak nam zamierzacie pomóc? Nie potrzebujemy tego, damy sobie radę sami.
Z cienia wyszedł jeszcze jeden mężczyzna. Miał ciemne, krótkie włosy i był bardzo wysoki, w przeciwieństwie do pozostałych, ubrany w nowoczesne dżinsy, lekko poprzecierane, eleganckie, skórzane buty i białą koszulę z kołnierzem. Z kieszeni wystawały mu okulary przeciwsłoneczne. Na jego widok oczy Armanda lekko się zwęziły.
- Najwidoczniej nie masz pojęcia, co jej grozi. Jej i tobie. Jeśli za dziesięć lat Sophie się nie przemieni…
- Wiem, jaka jest stawka. Ale musimy jej całkowicie zaufać. Sanguini, już wystarczająco wtrąciłeś się w jej wychowanie, kiedy mnie nie było. Obeszłoby się bez twojej pomocy – przerwał mu drżącym z gniewu głosem Armand. Miał już tego dosyć. Nieśmiertelni wciąż wtrącający się w jego sprawy, wciągający Sophie w świat tak niebezpieczny… Była zbyt słaba, żeby dać sobie z tym radę. Dopóki jej ciało starzało się i mogło umrzeć od odniesionych ran, nie można było wciągać jej w to całe bagno. Zwłaszcza tu, we Francji.
Sanguini uśmiechnął się zniecierpliwiony, błyskając kłami i odwrócił się w stronę siedzących w fotelach wampirów. Nie odzywali się, wciąż przyglądając się Armandowi z kamiennymi twarzami. Ten opadł na obite perkalem krzesło i westchnął, zrezygnowany. Sanguini rozłożył ze zrezygnowaniem ręce.
- Nie mówimy tylko o tym. Jako zacna rasa Nieśmiertelnych nie powinniśmy mieszać się w sprawy czarodziejów. Już mniejsza o to, że są to zwykli śmiertelnicy – przemówiła piękna, ciemnowłosa dziewczyna. Była z całej grupy najbardziej spokojna i opanowana. – Ale jeśli już to robimy… Wiem, że ty, Armandzie, poprzez znajomość z Sophie, widujesz się też z Lordem Voldemortem. Już niedługo nastąpi coś gorszego, niż jego odrodzenie. Mamy tego wszystkiego dosyć i nie chcemy, żeby między kolejnymi czarownikami wybuchła taka straszna wojna.
Armand uniósł ciemne, gęste brwi. Szybkim ruchem odgarnął sobie czarne, długie włosy z czoła, czując narastający gniew. Nie miał już siły wykłócać się z nimi. Oparł głowę o miękkie oparcie i powiedział:
- Dobrze. W takim razie co mamy robić. Mam już dość robienia cyrków z tego, że Sophie nie jest w pełni wampirem.
Isabel wymieniła szybkie spojrzenie z Daphne i starszym wampirem z ostrą, kozią bródką. Nie chciała przewodzić temu spotkaniu, ale to ona wiedziała najwięcej. Nie dość, że miała dużo wiadomości, to jeszcze potrafiła przewidzieć przyszłość. Może nie tak dokładnie, jak potrafili to robić czarodzieje, ale taki otrzymała dar. Potrafiła zobaczyć jakieś przebłyski, usłyszeć coś… Nie chciała tego wieczora żadnych kontaktów z Mariusem. Ten postanowił nie wtrącać się już. Wolał pozostać bezstronny. Bardzo zależało mu na dobrych stosunkach z Armandem. Ta sprawa bezpośrednio go nie dotyczyła, więc nie chciał się wtrącać i narzucać im swoje racje.
- Skoro nie możemy, póki co, poradzić na pewne sprawy, zróbmy przynajmniej coś w kierunku pomocy naszym – stwierdziła Isabel z napięciem malującym się na twarzy. Jej maskowaty wyraz zniknął natychmiast. Daphne westchnęła ciężko, ze zniecierpliwieniem.
- To fakt, możemy – przyznała. – Jestem pewna, że któreś z nas ma jakiegoś śmiertelnika, którego zamierza przemienić. Możemy pozwolić zrobić to Sophie, kiedy już trochę podrośnie. Za dwa, trzy lata…
- Nie będzie chciała – przerwał jej Armand, zaciskając obie pięści. – Ona też ma swojego śmiertelnika, tyle że…
- On nie chce? – wpadła mu w słowo Isabel z uśmiechem triumfu na ustach. – Dla mnie od samego początku branie pod opiekę tak nieobliczalnego dziecka było po prostu głupotą. Nieodpowiedzialnością. Mówiłam ci… powtarzałam… od samego początku były z nią problemy. Pomijam oczywiście jej charakter, to tylko jedna z bardzo wielu wad. Jej rozchwianie emocjonalne, magia, nad którą nie panuje… Mogłabym wymieniać do rana.
Armand trzasnął zaciśniętą pięścią w drewniany podłokietnik. Miał naprawdę dość. Kochał swoją uczennicę, a obrażanie jej, nawet przez Isabel działało mu na nerwy. Najbardziej jednak czuł się pokrzywdzony przez to, że Marius miał podobny problem, ale nikt jakoś nie zawracał mu głowy. Wstał i zaczął krążyć po sali, zastanawiając się nad jakimś szybkim rozwiązaniem. Nie stał przed Wielką Radą Nieśmiertelnych, ale czuł się w podobny sposób naciskany.
- Mamy z Sophie jeszcze całe dziesięć lat. Jej śmiertelnik musi dojrzeć do takiej decyzji, a jeśli tego nie zrobi… cóż, Sophie przemieni go siłą – stwierdził po kilku minutach milczenia, które przerywał tylko stukot jego wysokich, lśniących butów. – To nie jest zakazane. Powiem szczerze, wolałbym, żeby wybrała sobie innego, ale jest dorosła. To jej decyzja.
Powstał, ubrał cylinder na głowę i opuścił komnatę. Nie chciał już widzieć tej nocy żadnego wampira. Przeszedł przez korytarz, wbiegł schodami na górę i wydostał się nareszcie na zewnątrz. Teatr zamykał się automatycznie od bardzo wielu lat, nikt jakoś nigdy nie troszczył się o to, czy drzwi będą otwarte czy też zaryglowane.
Świeże, chłodne powietrze uderzyło go w twarz, kiedy wyszedł na ulicę. Czuł w sobie naglące pragnienie krwi, chciał teraz ukojenia. Gorące, żywe serce… to było coś, czego potrzebował. Szybko wypatrzył zataczającego się śmiertelnika. Był to mężczyzna w wieku mniej więcej trzydziestu czterech lat, mocno pijany, bez dachu nad głową. Nocami, kiedy nie szlajał się w poszukiwaniu alkoholu, sypiał na dworcach, dopóki nie obudziła go mugolska policja i nie kazała się mu wynosić. Był już mocno podpity, ale wciąż było mu mało. Armand czuł nałóg bijący od niego silną, gorącą falą. Praktycznie bezszelestnie podszedł do niego. Mężczyzna nawet go nie zauważył, nawet gdyby wampir był zwykłym człowiekiem nieposiadającym nadludzkich mocy. Chwycił go mocno za ramię i przyciągnął do siebie. Mugol zatoczył się, ale w ramionach Armanda był bezpieczny. Bezpieczny. Przez chwilę rozkoszował się jego żywym zapachem. Była to mieszanina szybko płynącej krwi, alkoholu i brudu, ale zignorował to. Błyskawicznie odnalazł tętnicę na jego szyi i zatopił w niej kły. Gorąca krew trysnęła mu prosto do gardła pulsującym strumieniem. Serce waliło mi w piersi, śmiertelnik zaś, w rozpaczliwej próbie ratunku zaczął się wyrywać. Nic mu z tego nie wyszło, wampir szybko skończył pić, zanim jeszcze mugol padł na mokry chodnik, wstrząsany przedśmiertnymi drgawkami. Armand oblizał wargi. Już było po wszystkim. Mimo zaspokojonego pragnienia, poczuł senność. Musiał natychmiast położyć się do trumny. Wzbił się w powietrze, szeleszcząc połami swojego długiego, czarnego płaszcza niczym wielki, czarny kruk.

Tymczasem w starym teatrze wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Mieli swoje sprawy, a bez Armanda nie było sensu dłużej ciągnąć tego spotkania. Daphne opuściła budynek jako pierwsza, jasnowłosy zaś pobiegł za nią. Wsunęła smukłe dłonie do kieszeni płaszcza, śledząc uważnie zielonymi oczami każdy ruch Mariusa, który zapinał powoli swój czerwony, aksamitny płaszcz. Uliczka lśniła, a Daphne wyczuła tu lekki, lecz intensywny aromat krwi. Ktoś tu kogoś zamordował i nie był to zwykły człowiek. Mordercą był taki sam Nieśmiertelny jak ona, ofiarą zaś…
Kilka kroków dalej leżało porzucone, stygnące już ciało mugola. Daphne podeszła do niego i przewróciła zwłoki stopą.
- Armand tu był. Nawet nie posprzątał. To spotkanie naprawdę musiało wyprowadzić go z równowagi – mruknęła, kiedy Marius również pochylił się nad martwym mężczyzną.
- On zawsze był bardzo emocjonalny, to fakt. Isabel nie powinna tak naciskać. Może faktycznie za bardzo się wtrącamy? To jest problem jego i Sophie – stwierdził jasnowłosy wampir. Minęli już ciało mugola i szli teraz powoli, wdychając świeżą woń miasta po burzy.
- Ale nasz wstyd. Wyobraź sobie, co powie Rada! A jak dowiedzą się o tym Rodzice? Pamiętasz, co było, kiedy rozrzucono prochy Seleny? – w jej głosie zabrzmiał prawdziwy przestrach, oczy rozszerzyły się automatycznie. Marius zaśmiał się cicho. Owo wspomnienie nie należało do najradośniejszych, ale on nie należał do osób, które się zbytnio przejmowały. Ani za życia, ani po otrzymaniu Mrocznej Krwi. Poza tym rozbawiło go mniemanie Daphne, że Pierwsi Rodzice o niczym nie wiedzą. Oni znają już odpowiedź na pytanie, zanim uformuje się ono w głowie człowieka.  
- Moja droga Daphne, pomoc ze strony Nieśmiertelnych jest jak najbardziej potrzebna, ale czy jest sens angażować w to Wielką Radę czy Société Vampires? Nie sądzę, by Armand życzył sobie takiego rozgłosu. Owszem, wszyscy Starsi znają całą sprawę od dawna, ale nie ma potrzeby o tym non-stop mówić. Dajmy temu spokój. Nic się przecież takiego nie stało – powiedział nienaturalnie spokojnym głosem, patrząc prosto przed siebie. – Sophie niedługo przemieni swojego śmiertelnika… Nie zapominajmy, że wciąż jest jeszcze bardzo młoda, dopiero miesiąc temu osiągnęła pełnoletniość. Musi do pewnych rzeczy dojrzeć, bo później nie poradzi sobie z nieśmiertelnością. Chcesz, żeby skończyła tak, jak Borys?
Dziewczyna momentalnie zwróciła na niego wzrok. W jej dużych, jasnych oczach pojawiło się przerażenie pomieszane ze zdziwieniem. Nie podejrzewała nawet przez chwilę, że Marius wspomni o nim. Rana była jeszcze zbyt świeża, by mogła rozmawiać o tym mężczyźnie. Szybko odwróciła głowę, by ukryć krwawe łzy lśniące szkarłatem w jej oczach.
- To jest zupełnie inny przypadek – mruknęła, wycierając dyskretnie nos. – Nie mówmy o tym. Już wystarczająco upokorzeń musiałam znieść. I jeszcze te słowa Isabel… Dosyć, mówimy o Armandzie i jego dziecku.
Marius postanowił nie naciskać. Wiedział o wiele więcej, niż się Daphne wydawało, ale nie dał tego po sobie poznać. Z ochotą zmienił temat.
- Spotkałaś kiedyś Sophie? – zapytał znienacka nieco weselszym tonem. Kiedy ciemnowłosa pokręciła przecząco głową, dodał: - No właśnie, a powinnaś. Gdyby ci wszyscy Starsi byli łaskawi zniżyć się do poziomu młodych wampirów i porozmawiali z nimi, byłoby o wiele mniej problemów.
- Nowych Nieśmiertelnych jest mnóstwo, wątpię, by choć połowa z nich przeżyła przynajmniej jedno ludzkie życie. Z Sophie może być tak samo. Zbyt szybko zmienia się świat, a przecież wiesz, że jesteśmy z natury sentymentalni – stwierdziła Daphne.
Jej serce waliło mocno, nie spodziewała się, że usłyszy tak dawno już zapomniane, zakurzone imię Borysa. Za dużo związanych z nim było emocji, zbyt wiele wspomnień… Nie chciała już o nim myśleć, ale wciąż siedział w jej głowie. Bardzo wiele lat musiało minąć, żeby mogła już żyć normalnie. Albo przynajmniej egzystować. Bez jego twarzy przed oczami i dręczących niemiłosiernie wspomnień.
- Tak, jest możliwe, że żadne z nich nie przeżyje końca stulecia – przyznał Marius, zatrzymując się gwałtownie. – Ale zapominasz, że to za twojej młodości ludzie byli dekadentami. A ci tutaj… gnają za rozwojem. No, Daphne, zobaczymy się później.
Uniósł lekko głowę i wystrzelił w powietrze. Pęd rozwiał mu włosy, ale on tego nawet nie poczuł. Krwi nie pił już od kilkunastu nocy, był zimny i nieczuły na jakiekolwiek zmiany temperatury. Leciał tak przez kilka minut, krążąc nad Paryżem i wypatrując potencjalnej ofiary. W końcu dojrzał jakąś ciemną sylwetkę siedzącą na jednym z żelaznych szczebli Wieży Eiffla. Nie był to żaden śmiertelnik, tylko Armand. Głowę miał pochyloną, oczy utkwione w ziemi, nisko pod jego dyndającymi w powietrzu stopami. Nawet nie zareagował na to, że Marius usiadł obok niego. Przez długi moment nie odzywali się do siebie. Jasnowłosy czuł natarczywy zapach krwi szeleszczącej w żyłach towarzysza. W końcu wychylił się lekko i założył mu kosmyk czarnych włosów za ucho.
- Ach, synu, wiedziałem od samego początku, że będziesz porywczy, ale nie myślałem, że aż tak – westchnął. Armand podniósł głowę i spojrzał na niego.
- Nie nad moją porywczością, lecz nad bezmyślnością Starszych się zastanawiaj – odpowiedział cicho. W jego głosie brzmiała słabo skrywana gorycz. – Znasz Sophie. I znasz mnie. Dlaczego stoisz wciąż na ziemi niczyjej? Dlaczego nam nie pomożesz? Jesteś o wiele starszy, mógłbyś przekonać ich wszystkich, żeby się nie wtrącali! Po co to całe zamieszanie dookoła mojej osoby? A ten cały Sanguini… To już przesada. Nie dość, że dawniej wtrącał się w wychowanie Sophie, w jej nauczanie, to jeszcze teraz zachowuje się, jakby miał coś w tej sprawie do powiedzenia!
- Nie zapominaj, że nie było cię w czasie dla niej najważniejszym – zauważył spokojnie Marius tonem tak beznamiętnym, jak tylko się dało. Nie chciał, żeby Armand pomyślał, że mu wypomina tę długoletnią nieobecność. Już raz ich rozmowa na ten temat skończyła się ostrą sprzeczką. Nie miał ochoty na kolejną. Ciemnowłosy odwrócił głowę i na powrót utkwił wzrok w czubkach swoich butów.
- To fakt, zawiodłem nie tylko Sophie, ale i Starszych. Zawiodłem Rodziców… Ale to nie jest powód, żeby sprawować nade mną kontrolę! Wycierpiałem już dosyć. Co, myślisz, że mi też nie było ciężko? Myślisz, że chciałem rozstać się z moim nowym dzieckiem? – rzekł w końcu.
Marius pokiwa z uznaniem głową. Wiedział o tym, Armand już to mu mówił. Czuł, że on również nie chciał o tym rozmawiać, dlatego tylko wyciągnął rękę i objął go w pasie. Już dawno nie było między nimi takiej bliskości. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo mu jej brakowało. Przysunął się na tyle, by wyczuć na twarzy żar jego oddechu. Armand był bardzo silnym i twardym mężczyzną, ale teraz, kiedy Marius znajdował się tak blisko, poczuł się zupełnie bezbronny. Przechylił lekko głowę, a jasnowłosy musnął ostami jego wargi, wsuwając między nie język. Armand pogłębił szybko pocałunek. Nigdy nie mógł porównać pocałunku ze zwykłym śmiertelnikiem do dotyku warg Nieśmiertelnych. Ten dreszcz przenikał całe jego ciało, czuł się prawie tak samo, jak za czasów, kiedy nie był jeszcze wampirem. Gdy był zwykłym, wątłym człowiekiem, nie mógł tego wszystkiego ogarnąć. Tym razem było tak samo. Powrót myślami do dawnych lat był dlań jak nabranie w płuca świeżego powietrza. Język Mariusa poruszający się w jego ustach niczym wąż, jego duża, lecz smukła dłoń wplatająca się w jego czarne włosy… Ten delikatny gest sprawił, że serce w nim drżało. Jak za starych, dobrych czasów, kiedy nie musiał martwić się o krew, aby przeżyć.
- Zupełnie jak dawniej – mruknął Marius, gładząc Armanda po policzku. – Dobrze czasem wrócić do nich myślami, ale życie jest życiem. Musimy pozostać poza czasem, tylko wtedy jesteśmy w stanie pogodzić się z nieśmiertelnością. To najważniejsza nauka.
Pochylił się znów i przyłożył wargi do szyi czarnowłosego. Bardzo chciał poczuć smak jego krwi, jej drażniący aromat i gorąco. Ograniczył się jednak do przesunięcia językiem po jego lekko wypukłej tętnicy. Czuł lekkie pulsowanie, które sprawiło, że musiał wbić kły w szyję Armanda. Ledwo tylko gorący strumień krwi dotknął jego języka, poczuł rozchodzące się po całym ciele rozkoszne ciepło. Jedną rękę oparł po drugiej stronie jego szyi, drugą zaś objął go w pasie. Armand siedział spokojnie, ignorując ból, przyjmując tylko przyjemny uścisk warg Mariusa. Obaj czuli tę ilość przeróżnych zapachów, wykrywalną tylko przez wampiry. Jasnowłosy szybko zatamował gwałtowny strumień swoją krwią. Armand znów wyglądał na nietkniętego, jego skóra była jak z zimnej porcelany. Przez chwilę przyglądał się swojemu Mistrzowi błyszczącymi oczami. Dopiero po jakiejś minucie zapytał:
- Dlaczego to zrobiłeś?
Marius spuścił na chwilę wzrok.
- Chciałem poczuć się, jak dawniej. Słabość. Ze wszystkich wampirów ty intrygowałeś mnie najbardziej, Armandzie – odparł z lekkim, nieco łobuzerskim uśmiechem, który zupełnie nie pasował do jego dostojeństwa. – Nie mogłem cię pojąć, nawet, kiedy byłeś jeszcze śmiertelny. Taki książę…
- Tak, wiem. Sophie też jest po prostu przedziwną osobą. Starsi nie mogą objąć jej rozumem, ja, przyznam się, też czasami nie nadążam za nią. Dlatego będą nas dręczyć i kontrolować. Oni są spokojni, opanowani, a Sophie… zupełne przeciwieństwo! Chciałbym chociaż trochę wynagrodzić jej moją nieobecność i oszczędzić wstydu.
- Zobaczę, co się da zrobić – mruknął Marius, uśmiechnął się znów i wzbił się w powietrze.
Wiedział, że tak prędka zmiana położenia w locie nie służy organizmowi, ale chciał jak najszybciej znaleźć się już w Londynie. Nie po to, by znaleźć się blisko Sophie. Była w Kairze, koncertowała. Lubił po prostu tamte okolice. Lecąc tak w chłodzie, rozmyślał. Armand pomyślnie zdał egzamin. Naprawdę zależało mu na kontaktach z czarnowłosą. Na kontaktach oraz jej szczęściu. Słusznie postąpił, nie mieszając jej w całą sprawę. Teraz potrzebowała spokoju, zwłaszcza po tych łowcach wampirów. Wojna pomiędzy zwolennikami Lorda Voldemorta a Harrym Potterem niepotrzebnie przeszkadzała i odciągała ją od spraw Nieśmiertelnych, które można było załatwić od razu, zanim się jeszcze skomplikują. Z doświadczenia wiedział, że rzeczy odłożone na później, zapomniane były niedobre. Starsi nie lubili, kiedy dotyczyły one młodych wampirów, zapominali, że sami byli kiedyś takimi samymi młokosami. Byli zatopieni we własnych zasadach, wspomnieniach… żyli nimi, nie myśląc o płynącym czasie i przyszłości.
Szybko dotarł do Londynu. Krew Armanda nie zaspokoiła jego pragnienia, tylko jeszcze bardziej je rozbudziła, lekko tylko ogrzewając skórę. Było ciemno, ulice praktycznie puste. Tam, gdzie wylądował, nie świeciły się ani budynki, ani lampy. Ludzie, których mijał, przemykali szybko. Lubił takie niebezpieczne, zgniłe miejsca, gdzie szwendali się groźni rabusie lub cwaniaki, zaczepiający każdego, kto obok nich przechodził. Szybko podszedł do niego zataczający się nieznacznie mężczyzna z krótko ostrzyżonymi, ciemnymi włosami, krzywym, dawno temu złamanym nosem. Szturchnął Mariusa i zażądał bełkotliwą angielszczyzną pieniędzy. W dłoni ściskał ostry, poplamiony ziemią nóż. Wampir bez problemu chwycił go za ramię, okręcił w miejscu i przyciągnął do siebie. Był w jego objęciach jak dziecko, bezbronne i słabe. Nie minęła sekunda, jak Marius wbił kły w gorącą, pulsującą tętnicę na jego szyi. Krew trysnęła gwałtownym strumieniem prosto go jego gardła. Wyczuł w niej lekki posmak taniego alkoholu, ostrego sosu do hamburgerów, pomieszany z nieprzyjemną wonią papierosów. Zignorował to jednak, jego ofiary przeważnie należały do grona śmierdzących, pijanych rabusiów. Liczyła się tylko przesycona złem, gorąca, odżywcza krew. Silne usta zacisnęły się, aby nie uronić ani kropelki. Walące w piersi mugola serce powoli ustawało, ale on nadal rozpaczliwie próbował mu się wyrwać. Marius oderwał kły od jego szyi z głośnym mlaśnięciem i oblizał wargi, a śmiertelnik ostatni raz drgnął impulsywnie i zesztywniał. Wampir upuścił jego ciało na chodnik i minął je bez chociażby zaszczycenia go spojrzeniem. Mógł bez problemu dostać się do swojego mieszkania w Londynie lecąc lub po prostu teleportując się, ale on, po tylu latach upraszczania sobie życia, wolał zachować się tak, jak zwyczajny człowiek, którym przecież nigdy nie był. Lubił czuć pod stopami twardy grunt chodnika.

Dotarł do wysokiego, drogiego apartamentu. Jego mieszkanie znajdowało się na najwyższym piętrze. Szybko wszedł na klimatyzowaną, sterylnie czystą klatkę schodową, wsiadł do windy i wcisnął duży, plastikowy guzik z numerem dwadzieścia. Winda ruszyła z lekkim szarpnięciem, zatrzymała się dopiero po jakiejś minucie. Marius otworzył drzwi za pomocą jednej myśli i wkroczył do środka. Dawno tam nie był, ale używał tego mieszkania tylko do spania podczas dni. Rzadko bywał w Londynie, wolał swoje ukochane Włochy. Tam się wychował jako Nieśmiertelny, miał swoją akademię…
Świt zbliżał się prędko, niebo bladło. Marius miał zaledwie kilka minut na przygotowanie sypialni, ale to nie był problem. Zaciągnął w oknach długie do ziemi, ciemnoniebieskie zasłony, przewiesił swój aksamitny, czerwony płaszcz przez oparcie lakierowanego krzesła i otworzył wieko nakrytej satynową narzutą trumny. Wszedł do środka i ułożył się wygodnie pośród miękkiego, szarego jedwabiu. Ledwo wieko się zatrzasnęło, Mariusa ogarnęło paraliżujące zmęczenie. Nasycony i ogrzany przez wypitą dopiero co krew, zapadł w głęboki sen.

~*~


Postanowiłam odbiec nieco od fabuły „Pottera” i opisać zdarzenia, które toczą się pomiędzy Nieśmiertelnymi. Wiem, że narobiło się jeszcze więcej tajemnic, ale ja to lubię xD Stworzyłam wczoraj specjalną podstronę, aby wszystko było poukładane. Nazywa się „Menu”, serdecznie zapraszam, są tam wypisane wszystkie wątki. Aby ten rozdział przepisać, musiałam odwołać sesję, ale chyba warto było. Przepraszam za ten mega opis pod koniec xD Jak się podoba szablon? Dedykacja dla fear :* 

40 komentarzy:

  1. ~olka
    22 lipca 2011 o 00:00

    Armand chyba długo będzie zły na Radę za to co powiedzieli o Sophie……………..Bardzo fajny ten szablon………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 lipca 2011 o 00:14
      Będzie zły raczej za to, że wampiry mieszają się w jego życie xD

      Usuń
  2. ~Atramentowa
    22 lipca 2011 o 11:53

    Kurczę, szablon świetny, nie muszę wspominać chyba, że to zasługa fenomenalnych zdjęć, moja droga. xD Co do rozdziału to tak strasznie mi się spodobał tytuł, że do tej pory się nim jaram. Genialny pomysł! Czemu oni nie zostawią Armanda w spokoju, ma swoje życie tak jak każdy wampir. Wiem, że są jakoś tam związani z tymi, który ich poprzemieniali, no ale Armand aż tak nie ingeruje w życie Sophie jak oni w niego, prawda? Oj Ty lubisz komplikować sprawy. xDA z tą podstroną „Frozen i Wy”… to ja zapraszam do Gliwic albo w najbliższy tydzień do Gliczarowa Górnego! xDPS „atramentowe niebo”… aaach, no poczułam się zaszczycona. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 lipca 2011 o 16:18
      Hahaha, to określenie nieba zadedykuję Tobie xD Ano tak, Starsi przyczepiają się do Armanda, bo on zostawił Sophie na pastwę losu i teraz się obawiają, że znów to zrobi. Marius np. swoją Glace się opiekował. A to, że ją zamknięto w lustrze, to inna sprawa xD

      Usuń
    2. ~Atramentowa
      22 lipca 2011 o 23:55

      Niach niach, teraz czuję się jeszcze bardziej zaszczycona, mam swoje własne, atramentowe niebo na Siostrzenicy. xD No tak, racja… ale Armand już tego nie zrobi, prawda, Armuś? Nie zostawisz naszej kochaniutkiej Sophci samej na pastwę losu po raz dlugi, plawda? … No, powiedział, że nie zostawi, więc teraz niech się od niego odczepią. xD

      Usuń
    3. 23 lipca 2011 o 09:05
      Gdzietam! Nie zostawi, ale Starsi są jak rodzie i politycy – zawsze wszystko wiedzą najlepiej i mają rację nawet wtedy, gdy jej nie mają. Na df rozdział i szablon, ostatnio dziwnościami się bawię, jak się podoba? xD

      Usuń
  3. ~Paulina
    22 lipca 2011 o 13:01

    Rozdział rewelacyja. Faktycznie dobry pomysł, aby opisać z różnych punktów widzenia. Raz Potter, raz Lord, innym razem Niesmiertelni :)Śliczny szablon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 lipca 2011 o 16:21
      To fakt, byłoby nudno, gdybym ciągle tylko pisała z punktu widzenia Sophie, w pierwszej osobie. Dlatego podpisałam się „Frozenka”, a nie „Sophie Serpens”, jak na początku planowałam. Bo wtedy byłby to dziennik Sophie, mogłabym pisać tylko jako ona, bo inaczej to byłoby już niepoważne xD

      Usuń
  4. ~fear
    22 lipca 2011 o 17:37

    Danke, danke! Jestem zaszczycona;] Rozdział niiezwykle interesujący;] Te wampiry są strasznie wścipskie! Dali by święty spokój Sophie i Armand’owi! Masz świetny szablon, jak zwykle z resztą. ;] PS. jeszcze raz bardzzo dziękujePozdrawiam:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 lipca 2011 o 18:17
      Wiesz, wampiry nie mają nic do roboty, więc zatruwają życie innych xD

      Usuń
  5. naphthalene@vp.pl
    23 lipca 2011 o 16:15

    A jak długo jeszcze zamierzasz to pisać? W ogóle to wzorujesz to opowiadanie na jakichś własnych przeżyciach?[http://dyktatorka.blog.onet.pl/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 lipca 2011 o 19:33
      Hmmm, oczywiście muszę iść zgodnie z HP, ale całe życie Sophie i w ogóle rodzina Ghostów powstała tylko dlatego, że kiedy byłam bardzo mała, to byli moi wymyśleni przyjaciele xD

      Usuń
  6. unnamed20@onet.pl
    23 lipca 2011 o 20:07

    Świetny rozdział xD te wampiry są na prawdę okropne, a zdawało mi się ,że są miłe:D no cóż pozory mylą. Biedna Sophie, a co dopiero Armand :p , czekam na kolejną notkę :D , pewnie dodasz szybko ;) http://everything-scares.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 lipca 2011 o 21:26
      Wampiry są drapieżnikami, są znudzeni czajeniem sie w cieniu, dlatego, kiedy coś się dzieje, to się w to angażują xD

      Usuń
  7. ~Nightmare
    24 lipca 2011 o 00:10

    Pam parapam pam pam! Pam parapam pam pam! No, wracam po dłuższej przerwie i widok, jaki tu zastałam, podniósł mnie trochę na duchu. Cieszę się, że mam co nadrabiać. ;] Podziwiam twój zapał do pisania. Ja wręcz uwielbiam pisać, ale nie za bardzo mi to wychodzi, a kiedy coś mi nie idzie, to tego nie robię. Tak już mam. Wiesz, czytając ten rozdział, czułam się nieco…dziwnie. Zapewne za sprawą tego, że właśnie jestem w połowie książki, na której wzorowany jest twój Armand. Co jednak nie zmienia faktu, że notka jak najbardziej mi się podobała. Co jeszcze? A tak, szata graficzna! No tak, tego nie można pozostawić bez komentarza…narcyzie jeden. ;] Zdjęcia są naprawdę dobre. Jedyne, co mi się nie podoba (bo przecież trzeba na coś ponarzekać.) to krzywe kadry w dwóch pierwszych zdjęciach. Dorwę tego, kto to zrobił i trzepnę go „podstawą fotografii” przez łeb. Ja jako ktoś, kto, gdyby miał odpowiednie ku temu warunki, to sam pałał by się modelingiem, raczej nie będę oceniać ciebie, bo po prostu nie potrafię tego zrobić. Dla mnie, amatora, liczy się to, czy fotografia jest wykonana poprawnie…ale po co ja to piszę? Czasami tak mam, że rozgaduję się na trylion różnych, pobocznych, kompletnie zbędnych tematów. Jeszcze jedno ode mnie, mianowicie pochwalę buty. Są cudne. ;] A w ramach twojego Tour the Czytelnicy, to zapraszam do Gorzowa Wielkopolskiego. Szczerze wątpię, byś miała się pojawić na tym 150 tysięcznym zadupiu, ale zaprosić można. ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 lipca 2011 o 12:00
      Ooo, czytasz „Wampira Armanda”? Powiem szczerze, jego postać jest wykreowana bardziej na tym Armandzie z filmu „Wywiad z wampirem”, Antoniu Banderas wypadł tam cudownie <3 Hahaha, jestem narcyz, wiedziałam, że ktoś mi to napisze w komentarzu xD Ale ta sesja mi się wyrąbanie podoba xD A do Gorzowa… jak najbardziej, przyjadę, jak tylko czas będę mieć xD

      Usuń
  8. ~Elizabeth
    26 lipca 2011 o 09:37

    Czytałam to opowiadanie cały dzień i noc, i muszę przyznać, że jestem zakochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 lipca 2011 o 11:58
      Całą noc? Łał, jestem pełna podziwu :D

      Usuń
  9. ~Elizabeth
    26 lipca 2011 o 13:38

    Zazwyczaj jak czytam nie mogę przestać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 lipca 2011 o 15:56
      Haha, czyżby uzależnienie od czytania? Też tak mam, chyba że coś jest masakrycznie nudne xD

      Usuń
  10. ~Elizabeth
    27 lipca 2011 o 12:37

    Dokładnie, to jest uzależnienie ;)Jedną książkę czytam po kilkanaście razy, moi znajomi już mówili, że to chore ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 lipca 2011 o 15:48
      Chore, mówisz? xD Ja pierwszą część hp przeczytałam ok. 40 razy xD

      Usuń
  11. ~Elizabeth
    27 lipca 2011 o 17:39

    Harry Potter jest wart każdego razu ;pTak w ogóle, którą część lubisz najbardziej? Bo ja Księcia Półkrwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 lipca 2011 o 18:20
      Komnatę Tajemnic, ten nastrój grozy i w ogóle… xD

      Usuń
  12. ~Aga :P
    28 lipca 2011 o 17:36

    Hej:) Dopiero od niedawna czytam Twojego bloga ale już mam za sobą wszystkie notki. Muszę Ci powiedzieć, że jesteś wyjątkowa. Naprawdę ;). Nie widziałam jeszcze osoby która by z takim zaangażowaniem i determinacją coś pisała. Podziwiam że już tyle wytrwałaś i dalej piszesz. Blog jest po prostu świetny i jest jednym które mnie żywcem wciągły xd. Mam nadzieje że szybko ukaże się nowa notka :) Pozdro:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2011 o 18:21
      Dziękuję bardzo xD Hmm, tak, blogi to miejsce, gdzie mogę być chociaż po części sobą, moja dziwność i ekscentryczność nie jest tu wyśmiewana xD Następny rozdział pewnie będzie jutro, chociaż jest w moim mieście premiera HP i nie wiem, czy zdążę przepisać xD

      Usuń
  13. ~Elizabeth
    29 lipca 2011 o 17:17

    Nawiązując do HP i DH2 byłam na tym w kinie już dwa razy ;pMówiąc o dziwności, zalicza się do tego posiadanie różdżki? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 29 lipca 2011 o 21:30
      Hahaha xD Ja właśnie teraz wróciłam. Jezuuu, cudo. Po prostu geniusz. Poryczałam się na Sevku, wspomnieniach, ukazaniu się Syriusza, śmierci Voldka i na końcu xD Co do różdżki… hahah xD No baaa xD

      Usuń
    2. ~Elizabeth
      30 lipca 2011 o 10:43

      Po tych wspomnieniach Severusa polubiłam jeszcze bardziej!Z koleżanką mamy kółko adoracji Draco Malfoya, bywa!

      Usuń
    3. 30 lipca 2011 o 11:20
      Ja Snape’a po ostatniej części po prostu wielbię i kocham :D

      Usuń
    4. ~Elizabeth
      30 lipca 2011 o 13:32

      Mina Voldemorta, gdy Harry „zmartwychwstał” – bezcenna!

      Usuń
    5. 30 lipca 2011 o 13:42
      Nie, raczej seksowna! Mnie się podobało to, jak Śmierciożercy te świetliste kulki z różdżek puszczali na szczycie góry xD

      Usuń
  14. unnamed20@onet.pl
    30 lipca 2011 o 09:05

    Zostałaś nominowana do One Lovely Blog Award, informacje u mnie w zakładce menu :D zapraszam ;) http://everything-scares.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  15. piesek1609@poczta.onet.pl
    30 lipca 2011 o 12:36

    Zostałaś nominowana do ONE LOVELY BLOG AVARD oraz TRIVIA FROM DIARIISzczegóły zabawy na moim blogu pod notatką „Historia lubi się powtarzać… Zwłaszcza ta niezbyt wesoła.”www.hogwart-dawno-temu.blog.onet.plSłoOodka Trzynastka ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Semirkowa
    30 lipca 2011 o 18:48

    Siemka. Dopiero dziś weszłam na twojego bloga i muszę przyznać że jest bardzo ciekawy. Przeczytałam dopiero parę ostatnich rozdziałów. :) . Piszesz po mistrzowsku. I jestem pod wrażeniem. Też pisze opowiadanie ale o innej tematyce. Czy moglabys mi podać parę wskazówek jak można napisać opowiadanie by było tak ciekawe?? Mój blog http://www.sonia-und-semir.blog.onet.pl . Też bym chciała tak pisać opowiadanie jak ty :) :) :) . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 lipca 2011 o 21:18
      Hmm, to jest kwestia doświadczenia. Talentu też, ale niczego nie zrobisz bez systematycznego pisania. Można mieć super talent, a go zmarnować, a można też talentu nie mieć i pisać długo, długo, aż się zacznie dobrze pisać. Ja też np. czytałam dużo nie tylko książek, ale i blogów, żeby poznać style innych. Zgłaszałam się do DOBRYCH ocenialni, żeby wytknęły mi błędy. Ale przede wszystkim dyscyplina. Jeśli ma się lenia, to się go po prostu przełamuje. Nie wolno się przejmować głupią krytyką mającą na celu TYLKO obrazić autora. Np. teraz właśnie na moim blogu http://lzy-marii-magdaleny.blog.onet.pl/ coś takiego miałam. Jakaś osoba wzięła sobie za cel obrażenia mnie, więc wiesz. Poczytaj sobie, pod pierwszym rozdziałem xD Uśmiałam się xD

      Usuń
    2. ~Semirkowa
      31 lipca 2011 o 21:37

      wezmę do serca twoje rady :D przydadzą mi sie. Dziekuje. Czytalam przed chwila tamtego bloga gdzie masz smieszne komentarze. Wydaje mi sie ze je pisze ktos komu bardzo sie nudzi i nie wie co ma robic.A dlugosc postu w opowiadaniu tez ma znaczenie czy nie?? A opisy rzeczy miejsc szczegolowo tez ma znaczenie?bo nie wiem czy mam opisywac czy nie,by lepiej opo wygladalo

      Usuń
    3. 31 lipca 2011 o 21:51
      Hmm, jeśli nie lubisz opisów, nie muszą być długie, bo się zanudzisz, pisząc opowiadanie. Ja opisy wprost uwielbiam, dlatego u mnie są takie długie. Hmm, długość posta zaś ma znaczenie, ale nie jest najważniejsze. Jeśli chcesz np. czytelnika w napięciu przetrzymać, to piszesz rozdział i urywasz nagle w jakimś momencie, przed jakimś zdarzeniem. Ja tak robię, przez co mnie wszyscy nie lubią xD Wiesz, z długością rozdziału to jest tak: lepiej zrobić coś krótkie, a dobre, niż długie i powstawiać same dialogi. A co do tych dziwnych komentarzy… Rozbawiła mnie owa „trzecia wojna”, jak to house nazwała xD No i popatrzmy też na to materialnie: nabiły mi statystykę xD

      Usuń
  17. ~Nelrinel
    30 lipca 2011 o 18:54

    Ja mogę! Serdecznie zapraszam na bloga inhvman.blog.onet.pl, gdzie pojawiła się notka powitalna.

    OdpowiedzUsuń
  18. lady_i@op.pl
    31 lipca 2011 o 13:10

    Zostałaś nominowana do One Lovely Blog Award na http://szalone-zauroczenie.blog.onet.pl :)

    OdpowiedzUsuń