17 lipca 2011

Rozdział 303

         Od tamtej chwili moje wizyty w Ministerstwie Magii były praktycznie codzienne. Uwielbiałam obserwować zachowanie ludzi, którzy jeszcze rok temu za nic mieli Śmierciożerców, a teraz jawnie się im przymilali. Z początku moja obecność w ministerstwie wzbudzała lekką panikę; Czarny Pan miał rację – byłam dowodem na to, że Lord Voldemort naprawdę przejął władzę w rządzie.
- No widzisz? Mógłbym cię mianować Ministrem Magii, gdybyś tylko chciała – powiedział, kiedy następnego wieczora odwiedził dom Malfoyów. Siedział na wysokim krześle u szczytu stołu, a ja zajęłam miejsce na jego kolanach.
- Nie fatyguj się. Wolę pozostać w cieniu z tobą, wtedy będę bardziej przerażająca – na mojej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Ty nie chcesz pojawiać się publicznie? Coś takiego…
- Nie przesadzaj, nie chcę się po prostu mieszać w politykę. Śpiewam, to mi wystarczy. Za dwa dni wyjeżdżam, moja kolejna trasa jest już prawie gotowa, nie mogę się doczekać – odparłam i przytuliłam się do jego piersi. Czarny Pan często gdzieś znikał, dlatego nieustannie za nim tęskniłam. Byłam zupełnie sama w tym wielkim domu, nikt nie ośmielał się do mnie odezwać, przynajmniej nowi słudzy, których nie znałam, ci zaś, z którymi mogłam porozmawiać, wciąż gdzieś wychodzili i nie było ich całymi dniami.
- Okropnie mi się tutaj nudzi. Większość po prostu boi się do mnie podejść. Kiedy to się skończy? – zapytałam zbolałym głosem, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie przejmuj się kochanie, kochanie, już niedługo pójdziesz do Hogwartu, ten rok będzie zupełnie inny, niż pozostałe – odparł, gładząc moje włosy.
- Słyszałam, że dzieci z mugolskich rodzin nie będą mogły pojechać do szkoły, to prawda?
Voldemort milczał przez moment, najprawdopodobniej układając w głowie odpowiedź. W końcu przemówił z dziwnym, cynicznym wyrazem twarzy:
- Muszę przecież wcielić w życie mój plan. Nie mogę być pobłażliwy dla szlam, skoro chcemy położyć kres temu złodziejstwu naszej starożytnej wiedzy i magii. A im wcześniej zaczniemy, tym później będziemy mieć mniej procesów.
Zmierzyłam go badawczym, aczkolwiek rozbawionym wzrokiem.
- Nie powiedziałam, że to jest złe, nie musisz mi się tłumaczyć. Wyjaśnij mi tylko, dlaczego ta ustawa dotyczy tylko nowych uczniów? – spytałam. Byłam bardzo ciekawa tego nowego roku szkolnego, oj, bardzo.
- No cóż, przecież muszą pozostać jakieś szlamy, aby na ich przykładzie pokazywać nieposłusznym uczniom, co się z nimi stanie, jeśli nie zmienią swojego podejścia do nowej władzy. Buntów będzie więcej, niż myślisz, tak to już jest.
Jego ręka przesunęła się kilkakrotnie po moich włosach. Musiałam przyznać mu rację. Mimo że nie było już Dumbledore’a, nie znaczyło to, że ludzi całkowicie opuściła odwaga. Tacy przerażeni i spanikowani będą o wiele bardziej niebezpieczni i nieprzewidywalni. Jak mrówki, nad którymi trzeba zapanować twardą ręką. Znajdzie się oczywiście mnóstwo ludzi, którzy będą nam po prostu donosić, co bardzo Czarnego Pana ucieszy, a mnie zgorszy. Nienawidziłam konfidentów.

*

         Nadszedł dzień koncertu rozpoczynającego moją trzydniową trasę. Miał on się odbyć w Kairze, więc z samego rana Prosper przetransportował mnie do Egiptu. Już kiedyś tam byłem, ale fakt, że gdzieś tutaj znajduje się Wielka Rada Nieśmiertelnych wcale nie ułatwiał mi sprawy. Jedynym pocieszeniem było to, że każdy z członków wcale nie musiał być na stałe przytwierdzony do tronu, a ich Kwatera Główna mogła być obecnie pusta. W końcu wiele razy widziałam Mariusa poza Egiptem, a należał przecież do Rady.
Przechadzając się słonecznymi ulicami Kairu, chroniona cieniem rzucanym przez ozdobną, koronkową parasolkę podziwiałam witryny sklepów, powystawiane stragany z przeróżnymi ozdobami i glinianymi naczyniami, a przede wszystkim ludzi. Mugoli. Uwielbiałam obserwować zachowanie nie-magicznych, jak zresztą większość czarodziejów. Tych było tutaj mnóstwo, to bardzo zaskakujące, ale i zrozumiałe, że w takich miejscach, gdzie miasta nie rozrosły się tak bardzo jak na przykład w Anglii czy Francji, czarodziejów jest więcej. Albo przynajmniej łatwiej ich rozpoznać. W końcu nic dziwnego, my zawsze wybieramy sobie takie miejsca do zamieszkania, gdzie nie niepokoiłyby nas wścibskie spojrzenia mugoli. Dlatego z pozoru puste, bezludne lasy nie są wcale tak opustoszałe, jak się wydaje. Już nie raz spotkałam się z tym, że w puszczy znajdował się ukryty wielki, kamienny dwór albo nawet zwykła, drewniana chata, otoczona mnóstwem zaklęć ochronnych. Co odważniejsi wykupują miejsca pomiędzy mugolami, jak na przykład rodzina Blacków i żyją tam z pokolenia na pokolenie albo tak, jak Czarny Pan, którzy posiadają stare domy, które potem rozbudowują za pomocą magii. Nie byłam jednak do końca pewna, jak i dlaczego powstał ten dwór.

Wieczorem Prosper zabrał mnie na postawioną specjalnie dla mnie scenę. Ludzi mieli zacząć wpuszczać dopiero o dwudziestej drugiej, a była dopiero dziewiąta, więc było pusto, nie licząc ludzi, nanoszących ostatnie poprawki.
- Chciałabym, żeby ten fortepian stał tutaj, na krawędzi – powiedziałam mu, wskazując na czarny instrument, który ustawiono samotnie po środku wielkiej estrady.  Prosper krzyknął do dwóch mugolskich pomocników, żeby przesunęli go tam, gdzie kazałam, po czym zapytał:
- I jak ci się podoba? Za godzinę będą tutaj tłumy ludzi. Szykujesz coś niesamowitego, mam rację?
- Hmm, w sumie nic ciekawszego, niż zwykle, czyli oczywiście będzie niesamowicie – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Już nie mogłam się doczekać występu. Uwielbiałam to, rozgrzany, skaczący tłum, te wszystkie układy taneczne i muzykę, którą w większości wypadków wymyślałam na scenie, improwizowałam… To się może wydawać skomplikowane i niewykonalne, jeśli chce się wszystko to robić na żywioł, ale ja to po prostu uwielbiam, przez co jest to łatwe. Jeśli ktoś robi coś, co kocha, na drodze nic mu nie może stanąć, nawet jakaś trudność.
Przez kilka minut obserwowaliśmy, jak kilku mugoli ustawiało żelazne dekoracje na tyłach sceny, a dwóch napakowanych goryli montowało metalowe barierki tuż pod sceną, aby rozochocony tłum nie mógł przedrzeć się do mnie na górę. Pół godziny później zaś, kiedy ludzie i paparazzi zaczęli zbierać się przy bramkach, udałam się do swojego małego pomieszczenia, abym się mogła przygotować. Ubrałam kostium uszyty całkowicie z białej koronki i piórek z diamencikami, umiejscowiony na rusztowaniu z cieniutkich, żelaznych drucików i srebrne, kolczaste buty na wysokich, półmetrowych obcasach. Były niewygodne i miałam problemy w poruszaniu się, ale znosiłam gorsze trudności. Na głowie umiejscowiłam konstrukcję o dziwnym, wysokim kształcie ze śnieżnobiałej koronki i lśniących diamentów. Im więcej blasku w tym wypadku, tym lepiej.
Do drzwi ktoś zapukał.
- Słyszysz ten tłum? – zapytał podnieconym szeptem Prosper, wchodząc do środka i siadając obok mnie. – Krzyczą, żebyś wyszła.
Podeszłam z niemałym trudem do drzwi, przekroczyłam próg i wyjrzałam ostrożnie przez kotarę. Światła raziły po oczach, ale jakoś udało mi się dojrzeć to, co znajdowało się poza krawędzią sceny. Całe morze głów i bajecznie kolorowych rąk uniesionych ku górze, wrzaski i krzyki… Uwielbiałam to. Odwróciłam się, a Prosper skinął głową, więc wkroczyłam na scenę. Jeszcze jedna salwa powitalnych pisków. Podeszłam do fortepianu stojącego na krawędzi estrady, usiadłam przy nim i zagrałam:

- Hello, hello, baby;*
You called, I can’t hear a thing.
I have got no service
in the club, you see, see
Wha-Wha-What did you say?
Oh, you’re breaking up on me
Sorry, I cannot hear you,
I’m kinda busy.
K-kinda busy
K-kinda busy
Sorry, I cannot hear you, I’m kinda busy.
Just a second,
it’s my favorite song they’re gonna play
And I cannot text you with
a drink in my hand, eh
You shoulda made some plans with me,
you knew that I was free.
And now you won’t stop calling me;
I’m kinda busy.

Stop callin’, stop callin’,
I don’t wanna think anymore!
I left my hand and my heart on the dance floor.
Stop callin’, stop callin’,
I don’t wanna talk anymore!
I left my hand and my heart on the dance floor.

Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh
Stop telephonin’ me!
Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh
I’m busy!
Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh
Stop telephonin’ me!
Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh

Can call all you want,
but there’s no one home,
and you’re not gonna reach my telephone!
Out in the club,
and I’m sippin’ that bub,
and you’re not gonna reach my telephone!
Call when you want,
but there’s no one home,
and you’re not gonna reach my telephone!
Out in the club,
and I’m sippin’ that bub,
and you’re not gonna reach my telephone!
Boy, the way you blowin’ up my phone
won’t make me leave no faster.
Put my coat on faster,
leave my girls no faster.
I shoulda left my phone at home,
’cause this is a disaster!
Callin’ like a collector -
sorry, I cannot answer!
Not that I don’t like you,
I’m just at a party.
And I am sick and tired
of my phone r-ringing.
Sometimes I feel like
I live in Grand Central Station.
Tonight I’m not takin’ no calls,
’cause I’ll be dancin’.
‘Cause I’ll be dancin’
‘Cause I’ll be dancin’
Tonight I’m not takin’ no calls, ’cause I’ll be dancin’!
Stop callin’, stop callin’,
I don’t wanna think anymore!
I left my hand and my heart on the dance floor.
Stop callin’, stop callin’,
I don’t wanna talk anymore!
I left my hand and my heart on the dance floor.
Stop callin’, stop callin’,
I don’t wanna think anymore!
I left my hand and my heart on the dance floor.
Stop callin’, stop callin’,
I don’t wanna talk anymore!
I left my hand and my heart on the dance floor.

Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh
Stop telephonin’ me!
Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh
I’m busy!
Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh
Stop telephonin’ me!
Eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh, eh

Can call all you want,
but there’s no one home,
you’re not gonna reach my telephone!
‘Cause I’m out in the club,
and I’m sippin’ that bub,
and you’re not gonna reach my telephone!
Call when you want,
but there’s no one home,
and you’re not gonna reach my telephone!
‘Cause I’m out in the club,
and I’m sippin’ that bub,
and you’re not gonna reach my telephone!

My telephone!
M-m-my telephone!
‘Cause I’m out in the club,
and I’m sippin’ that bub,
and you’re not gonna reach my telephone!
My telephone!
M-m-my telephone!
‘Cause I’m out in the club,
and I’m sippin’ that bub,
and you’re not gonna reach my telephone!

Piosenka została skwitowana brawami. Był to kawałek, który posłużył mi podczas walki podczas śmierci Dumbledore’a. Lubiłam go, zwłaszcza, kiedy posiadałam kreację z noży. Powbijanych prosto w ciało.

- Na na na*
Come on
Na na na
Come on
Na na na na na
Come on
Na na na
Come on, come on, come on
Na na na

Feels so good beeing bad (Oh oh oh oh oh)
There's no way I'm turning back (Oh oh oh oh oh)
Ans now the pain is my pleasure cause nothing can't measure (Oh oh oh oh oh)
Love is great, love is fine (Oh oh oh oh oh)
Outta box, out of line (Oh oh oh oh oh)
The affliction of the feeling leaves me wanting more (Oh oh oh oh oh)

Cause I may be bad, but I'm perfectly good at it
Sex in the air, I don't care, I love this melody
Sticks and stones may break my bones
But chains and whips excite me
Cause I may be bad, but I'm perfectly good at it
Sex in the air, I don't care, I love this melody
Sticks and stones may break my bones
But chains and whips excite me

Na na na
Come on, come on, come on
I like it, like it
Come on, come on, come on
I like it, like it
Come on, come on, come on
I like it, like it

Love is great, love is fine (Oh oh oh oh oh)
Outta box, out of line (Oh oh oh oh oh)
The affliction of the feeling leaves me wanting more (Oh oh oh oh oh)

Cause I may be bad, but I'm perfectly good at it
Sex in the air, I don't care, I love this melody
Sticks and stones may break my bones
But chains and whips excite me
Cause I may be bad, but I'm perfectly good at it
Sex in the air, I don't care, I love this melody
Sticks and stones may break my bones
But chains and whips excite me

Na na na
Come on, come on, come on
I like it, like it
Come on, come on, come on
I like it, like it
Come on, come on, come on
I like it, like it
Come on, come on, come on
I like it, like it

S-S-S & M-M-M
S-S-S & M-M-M

Oh, I love the feeling you bring to me, oh, you turn me on
It's exactly what I've been yearning for, give it to me strong
And meet me in my boudoir when my body say: Ah, ah, ah!

I like it-like it

Cause I may be bad, but I'm perfectly good at it
Sex in the air, I don't care, I love this melody
Sticks and stones may break my bones
But chains and whips excite me
Cause I may be bad, but I'm perfectly good at it
Sex in the air, I don't care, I love this melody
Sticks and stones may break my bones
But chains and whips excite me

Na na na
Come on, come on, come on
I like it-like it
Come on, come on, come on
I like it-like it
Come on, come on, come on
I like it-like it
Come on, come on, come on
I like it-like it
Come on, come on, come on
I like it-like it

S-S-S & M-M-M
S-S-S & M-M-M
S-S-S & M-M-M
S-S-S & M-M-M

Po improwizowanej piosence była kolejna, równie nagła i nieprzewidziana. Chciałam, żeby mówiła o mnie, była prawdziwa, a nie tylko posiadała jakieś głupie, przypadkowe słowa.

- It doesn’t matter if you love him, or capital H-I-M (him, him, him, him, hiiiiim)*
Just put your paws up
‘Cause you were born this way, baby

My mama told me when I was young
We are all born superstars
She rolled my hair and put my lipstick on
In the glass of her boudoir
There’s nothin' wrong with lovin’ who you are
She said, cause he made you perfect, babe
„So hold your head up, girl and you’ll go far,
Listen to me when I say”

I’m beautiful in my way
‘Cause God makes no mistakes
I’m on the right track, baby
I was born this way

Don’t hide yourself in regret
Just love yourself and you’re set
I’m on the right track, baby
I was born this way

Ooo, there ain’t no other way
Baby, I was born this way
Baby, I was born this way
Ooo, there ain’t other way
Baby I was born-
I'm on the right track baby
I was born this way

Don’t be a drag, just be a queen
Don’t be a drag, just be a queen
Don’t be a drag, just be a queen
Don’t be!

Give yourself prudence
And love your friends
Subway kid, rejoice your truth
In the religion of the insecure
I must be myself, respect my youth
A different lover is not a sin
Believe capital H-I-M (hey, hey, hey)
I love my life I love this record and
Mi amore vole fe yah (love needs faith)

I’m beautiful in my way
‘Cause God makes no mistakes
I’m on the right track, baby
I was born this way

Don’t hide yourself in regret
Just love yourself and you’re set
I’m on the right track, baby
I was born this way

Ooo, there ain’t no other way
Baby, I was born this way
Baby, I was born this way
Ooo, there ain’t other way
Baby I was born-
I'm on the right track baby
I was born this way

Don't be a drag, just be a queen
Whether you're broke or evergreen
You're black, white, beige, chola descent
You're lebanese, you're orient
Whether life's disabilities
Left you outcast, bulliedor teased
Rejoice and love yourself today
'Cause baby, you were born this way

No matter gay, straight or bi
Lesbian, transgendered life
I'm on the right track, baby
I was born to survive
No matter black, white or begie
Chola or orient made
I'm on the right track, baby
I was born to be brave

I’m beautiful in my way
‘Cause God makes no mistakes
I’m on the right track, baby
I was born this way

Don’t hide yourself in regret
Just love yourself and you’re set
I’m on the right track, baby
I was born this way

Ooo, there ain’t no other way
Baby, I was born this way
Baby, I was born this way
Ooo, there ain’t other way
Baby I was born-
I'm on the right track baby
I was born this way

I was born this way hey!
I was born this way hey!
I’m on the right track baby
I was born this way hey! x2

Hey, hey, hey, hey, hey, hey,
Hey, hey

Podbiegłam do czarnego fortepianu, wskoczyłam na niego, w mojej ręce zaś pojawił się nagle wielki, ostry nóż, którym zamachnęłam się, aby każdy mógł go zobaczyć, po czym zrzuciłam z głowy dziwną konstrukcję i odcięłam sobie praktycznie wszystkie włosy. Teraz sięgały mi zaledwie do ramion. Odcięty pukiel cisnęłam w tłum. To nie, co nic. Po koncercie odczaruję sobie włosy. Jeszcze jedna sekunda, a fortepian stanął w płomieniach. Te lizał drewno, ale nic złego się z nim nie stało. Efekty specjalne związane z ogniem były moją specjalnością.
Następną piosenką była ostatnio przeze mnie wymyślona i przedstawiona na ślubie Billa i Fleur, „The Edge of Glory*”, potem „Alejandro*”. Czułam, że ta trasa będzie moją, jak dotąd, najlepszą ze wszystkich, więc chciałam, aby piosenki były równie dobre.

         Po koncercie, około drugiej w nocy, kiedy zostałam już zupełnie sama, udałam się do swojego pokoju za sceną, żeby sobie odczarować włosy. Prosper przyglądał się temu uważnie z uśmiechem na twarzy.
- No, no, co za poświęcenie dla sztuki – mruknął. Zauważyłam, że jest bardzo tym zmęczony. A przecież zostały nam jeszcze dwa koncerty. Mnie to wcale nie sprawiało problemów, nie męczyło mnie… Muzyka była całym moim życiem, mogłam śpiewać i tańczyć godzinami bez sekundy zmęczenia.
- Etam. Odczarowanie włosów nie jest czymś strasznym, nie przesadzaj. A dla mugoli to będzie sensacja, dla nich nawet największa głupota będzie czymś fascynującym – stwierdziłam z uśmiechem. Zdjęłam wysokie, niewygodne buty i odrzuciłam je na bok. Wyszłam na drewnianą scenę boso. Chciałam przejść się zupełnie samotnie.
Gwiazdy świeciły mocno, niebo było czarne jak smoła. Moi rodzice dostali bilety na wszystkie moje koncerty, ale przypuszczałam, że nie raczyli się pojawić. Mimo moich zapewnień, że Czarny Pan nie zamierza zrobić im krzywdy ze względu na moje prośby, bali się. Było mi przykro, że uważali moje słowa za fałszywe, a mnie – za niegodną zaufania. Rozejrzałam się dookoła, aby się upewnić, że nikogo nie ma w pobliżu, po czym wzniosłam się w powietrze i poleciałam wysoko nad sceną, potem budynkami… Wylądowałam dopiero jakieś pięć minut później na piasku, dookoła otaczał mnie tylko piasek i pustka. Światła miasta pozostawiłam daleko za sobą. Czułam pod stopami piasek, zimny i drobniutki, który już dawno odtajał po gorącym, dusznym dniu. Noce na pustyni zawsze były o wiele chłodniejsze. Położyłam się na wznak i utkwiłam wzrok w upstrzonym srebrnymi gwiazdami niebie. Nigdy nie mogłam zbyt długo patrzeć w to czarne sklepienie i rozmyślać. Wtedy pojawiał się lęk związany ze świadomością, że gdzieś tam jest Czarna Dziura. Sama nie wiem, dlaczego mnie tak przerażały. Ale kiedy jeszcze bardziej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej się bałam. Za dużo o nich wiedziałam. Barty miał rację, należało przełamać ten strach, ale niby jak? Nie chciałam o tym myśleć.

~*~

Dzisiaj jest krócej, nigdy nie wiem, jak opisać taki koncert, bo mam doświadczenie tylko z występów teatralnych, a to zupełnie co innego. Nie chcę tak szybko przejść do tej ostatniej klasy w Hogwarcie przez to samo, co ona. Jestem sentymentalna, boję się, że to będzie jakby koniec opowiadania, a ostatnio wpadłam na idealny pomysł, przez co SCP będzie trwać jeszcze dłużej. Ale ostatnia klasa brzmi przecież tak dobitnie… Jeszcze trochę będziemy musieli się pomęczyć z wakacjami w tej historii. Dedykacja dla Uzależnionej :*
Jak widać, postawiłam dziś na Lady Gagę xD :
* Lady Gaga – Telephone
* Rihanna – S & M, tu tłumaczenie
* Lady Gaga - Born this way, tu tłumaczenie
* Lady Gaga – The Edge of Glory

* Lady Gaga – Alejandro 

12 komentarzy:

  1. ~Atramentowa
    17 lipca 2011 o 13:45

    Pierwsza! xDUwielbiam, jak opisujesz koncerty, to jest takie… żywe, potrafię sobie wszystko wyobrazić. xD A Sophie zawsze podziwiałam, ma charakterek, zupełnie tak jak Ty, jest nieprzewidywalna. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 lipca 2011 o 13:27
      Cóż, wiem, że lepiej wychodzi mi opisywanie wiele innych rzeczy, ale cieszę się, że koncerty są choć trochę udane xD

      Usuń
  2. ~Razor Blade
    17 lipca 2011 o 14:20

    No, muszę przyznać, że rozdział jest jak zwykle, fantastyczny.Twoja wyobraźnia nie zna granic, a to jak opisujesz koncerty, jest po prostu rewelacyjne. Mam nadzieje, że następna notka, pojawi się już niebawem ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 lipca 2011 o 13:30
      Tata musiał zrobić system, więc niestety nie mogłam nic opusblikować, ale jak tylko się zainstalują wordy, to coś napiszę xD

      Usuń
  3. ~fear
    17 lipca 2011 o 18:22

    I kolejny koncert, uwielbiam! ;] Rozdział jak zwykle cudowny, ale mam pytanie nie jestem pewna, ale chyba zrobiłaś błąd. W rozmowie Sophie z Czarnym Panem użyte było dwukrotnie słowo „kochania”. Świetny szablon taki czarno-biały xD. Sophi bardzo często śpiewa Lady Gagę, co? ;] W każdym razie bardzo mi się podobało.Pozdrawiam i weny życzę:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 lipca 2011 o 13:32
      Powtórzenie? Nie może być… Ale zaraz sprawdzę xD

      Usuń
  4. unnamed20@onet.pl
    18 lipca 2011 o 13:51

    Kolejny koncert według Sophie :D , jak zwykle udany :D , no i jak zwykle nasza bohaterka milutka dla Voldzia :D kurde zamorduj Hermione w końcu: nienawidzę tej szlamy; najlepiej zabić całą trójcę xDDD hehehe ja na prawdę jestem okropna :p czekam na kolejny twój rozdział xd http://everything-scares.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 lipca 2011 o 13:40
      Hahaha, nie tylko Ty chciałabyś śmierci Hermiony, będzie mi jednak potrzebna, niestety, więc trzeba się z nią męczyć xD

      Usuń
  5. ~olka
    18 lipca 2011 o 14:37

    Sophie jest zadowolona z koncertu,tylko szkoda że jej rodzice nie przychodzą na te koncerty……………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 lipca 2011 o 13:42
      Etam zaraz „szkoda”. Może zaszaleć, bo jej nie kontrolują xD

      Usuń
  6. ~Antalia H.T.
    21 lipca 2011 o 15:06

    Boisz się, że to będzie koniec opowiadania… A nie za długie ono troszkę? O czym można pisać przez tyle rozdziałów? ;)[http://dyktatorka.blog.onet.pl/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 lipca 2011 o 16:13
      Wierz mi, jak się ma tyle pomysłów jak ja, można pisać i pisać xD

      Usuń