22 września 2010

Rozdział 282

Obudził mnie Czarny Pan. A może ja sama się obudziłam? Otworzyłam oczy. Przez chwilę musiałam przyzwyczaić się do jasności, panującej w pokoju.
- Długo sypiasz – zauważył i pochylił się, żeby pocałować mnie w czoło.
- Która godzina? – rozejrzałam się nieprzytomnie po pokoju, szukając wzrokiem jakiegoś zegara. Odnalazłam go, stojącego na stoliku o smukłych, pajęczych nóżkach. Wskazywał godzinę siódmą trzydzieści. – Całą noc tu siedzisz? I w ogóle nie spałeś?
- Owszem. Często tak robię.
Wstałam i przeciągnęłam się w bardzo koci sposób. Podeszłam do okna, żeby się zorientować, jaką mamy tego dnia pogodę. Słońce mocno grzało, niebo było praktycznie bezchmurne. Nie przepadałam za taką pogodą, ale lepsze to, niż mżawka i białe niebo. Najbardziej lubiłam burzę, to poruszenie, kiedy wiatr targał koronami drzew, a ciężkie krople deszczu uderzały o szyby. Ale jak na dzień, którego miała odbyć się impreza z okazji moich siedemnastych urodzin, to całkiem nieźle. Trudno byłoby się bawić, kiedy na głowy gości lałyby się strugi wody.
Położyłam koc, który wciąż trzymałam na ramionach na brzegu łóżka. Teraz mogłam się o wiele lepiej przyjrzeć pokojowi, w którym się znajdowałam. Łóżko wykonane z czarnego, lśniącego drewna, nakryte błyszczącą, srebrną tkaniną. Podłoga nie była pokryta owym, tandetnym, choć bez wątpienia bardzo drogim dywanem. Meble również się zmieniły. Były lśniące, czarne, o zupełnie innym kształcie. Pozbyły się owych niepasujących całkowicie rzeźb o motywach roślinnych. Na ciemnych ścianach zauważyłam przykręcone do nich żelazne, czarne lampy z tkwiącymi w nich świeczki. Wyglądały tak, jakby nigdy nikt ich nie zapalił. A więc remont musiał odbyć się tu niedawno.

Czarny Pan cały czas mnie obserwował, nie mówiąc ani słowa. Po prostu patrzył. Zwykle byłam przyzwyczajona, że coś mówił, bo ową „milczącą” technikę przyjął Barty. On też lubił mi się przyglądać. Lord Voldemort, przynajmniej ten, którego znałam wcześniej, ciągle mówił.
- Dlaczego nic nie mówisz? – zapytałam, ciekawa jego nowej taktyki. – Zawsze byłeś bardzo wygadany.
Usiadłam na brzegu łóżka, przyglądając mu się z niemniejszym zainteresowaniem, jak on mi. Wydał mi się zupełnie inną osobą, jakbym miała teraz dwóch wujków. Jednego niezrównoważonego, zawsze gotowego, by wybuchnąć gniewem, i drugiego, spokojnego, tajemniczego, ale i niebezpiecznego. Zaczęłam się domyślać, że Voldemort musiał się przy swoich Śmierciożercach zachowywać inaczej, kiedy z nim byłam, i inaczej, kiedy mnie nie było. To musiało być dla niego męczące. Poczułam dziwne ciepło w sercu, kiedy sobie pomyślałam, że robił to wszystko dla mnie.
- Bo odzywam się tylko wtedy, kiedy mam coś do powiedzenia. Oczywiście, zawsze mam. Ale teraz wolę milczeć. Mogę powiedzieć, że twoje piękno mnie olśniło – uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc moją zaskoczoną minę.
Wstał, zatoczył dookoła siebie różdżką szerokie koło, a jego wyszywany, czarny szlafrok zmienił się nagle w zwykłą szatę, w której zwykle go widywałam. Wyciągnął w moją stronę rękę, dając mi znak, że czas już stąd iść. Posłusznie wstałam, podbiegłam do niego i uchwyciłam ją.
Dopiero kiedy wyszliśmy z jego komnat na korytarz, zdałam sobie sprawę, że jestem ubrana w dość prześwitującą, czarną koszulę nocną. Ukryłam się w fałdach jego szaty, kiedy mijaliśmy Yaxley’a, który chyba poszukiwał swojego pana, bo zatrzymał nas.
- Panie mój – przemówił, kłaniając mu się, po czym dygnął w dziwny sposób na mój widok. – Nie jesteśmy pewni… Wydałeś rozkaz, by…
- Wiesz, jaki wydałem rozkaz – przerwał mu stanowczym, lodowatym tonem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam w jego ustach. – Nie będę się powtarzał. A jeśli nie dość uważnie słuchałeś…
Wyciągnął różdżkę tak szybko, że nawet nie zauważyłam, jak ręka drgnęła mu w kierunku kieszeni, wycelował nią w Yaxley’a i dodał:
- Crucio!
Śmierciożerca padł na podłogę, a cały korytarz wypełniły jego wrzaski. Skrzywiłam się, słuchając tych niezbyt melodyjnych jęków. Ale Voldemort męczył go tak długo, jak sam uważał za słuszne. Kiedy cofnął zaklęcie, Yaxley, cały zlany zimnym potem, drżąc na całym ciele, podniósł się na dygoczące nogi, wciąż szlochając głucho. Znów się nam ukłonił, tym razem tak gwałtownie, że o mało znów się nie przewrócił.
- Jesteś, panie, wspaniałomyślny i litościwy – wybełkotał, mając na myśli, zdaje się, swoje tortury. Ręce drżały mu okropnie.
- Tak, wiem. A teraz odejdź, Yaxley, mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż twoje zasmarkane problemy – oświadczył, patrząc na niego z góry.
Otoczył mnie ramieniem i pociągnął w stronę schodów, pozostawiając drżącego na całym ciele Śmierciożercę po środku korytarza. Objęłam wuja w pasie i podniosłam głowę, żeby móc mu spojrzeć w oczy. Zdecydowanie wolałam jego gorszą stronę. Ta cudowna ignorancja…
Zeszliśmy na pierwsze piętro. Voldemort odprowadził mnie wzrokiem, kiedy wchodziłam do sypialni. Musiałam się przebrać, później zjeść śniadanie. A Czarny Pan miał z pewnością mnóstwo pracy.

*

Czarny Pan nie powiedział mi, w którym miejscu miałam zorganizować koncert. A było to dla mnie ważne, wszak nie śpiewałam przed takim tłumem ludzi od wielu lat. Mogę nawet powiedzieć, że na samą myśl odczuwałam lekką tremę. Ale póki co nie mogłam o tym myśleć, bo moją głowę zaprzątało coś bliższego i straszniejszego. Mianowicie, impreza. To było przerażające. Najbardziej bałam się, że Bes zorganizuje coś, co przysporzy mi wstydu na oczach „tysięcy”.
Przygotowałam się dość starannie, nie chciałam wpaść do domu jak lis po kurę, zaskoczona, że tylu ludzi mi się przygląda. Biorąc pod uwagę zabezpieczenia Dziury, musiałam aportować się tuż przed bramką. To, co zobaczyłam, trochę mnie zszokowało. Łąka, która znajdowała się w pobliżu domu, została całkowicie skoszona. Wszędzie postawiono stoły, nakryte czerwonymi i fioletowymi obrusami. A ludzie… Było ich mnóstwo. Gdyby mnie to nie zaniepokoiło, wzruszyłoby mnie to, jak Bes bardzo się przejęła moimi urodzinami.
Weszłam na teren Dziury, rozglądając się dookoła. Musiałam odnaleźć matkę, żeby mi to wszystko objaśniła. Nie musiałam jej długo szukać. Wystarczyło, że weszłam do kuchni.
- Mamo, co to wszystko ma znaczyć? – zapytałam, zapominając o powitaniu.
- Sophie Cieszę się, że już jesteś – odpowiedziała entuzjastycznie.
Pozwoliłam się jej uściskać. Postanowiłam nie wspominać o tej walce w Hogwarcie, śmierci Dumbledore’a… Nie chciałam, żeby i ona się na mnie obraziło. Już wystarczająco dużo osób pałało do mnie niechęcią. Usiadłam przy stole, uważnie się jej przyglądając.
- A więc. Pottera wkrótce przenoszą – odezwałam się.
Bes drgnęła mimowolnie. Zdjęła fartuch i usiadła naprzeciwko mnie.
- Skąd wiesz?
- Piłam krew Armanda. A to potężny wampir – odpowiedziałam wymijająco.
- Słyszałaś moje myśli?
- Szmery. Ale coś z tego zrozumiałam, więc… - urwałam, wzruszając ramionami. Widząc jej zaniepokojoną minę, postanowiłam rozwinąć myśl. – Ale bez obaw. Nic wujowi nie powiem. Wie to zapewne od dawna.
Tym razem Bes wzruszyła ramionami, po czym nagle wstała i rozchmurzyła się.
- Zostawmy te tematy, dziś są twoje urodziny. No, były, ale… A no właśnie, jak wypadła pierwsza impreza?
- Było mnóstwo ludzi, których nie znałam, bardzo sztywnych i poważnych, w połowie otrzymałam informację, że mogę wracać do Francji i pokłóciłam się o to z Czarnym Panem. Więc urodziny miałam bardzo udane – zadrwiłam, po czym uśmiechnęłam się lekko. – Ale dziś w nocy się pogodziliśmy. Myślę, że między nami się wiele zmieniło.
Bes zrobiła wielkie oczy.
- Ale chyba nie…
- Nawet gdyby, to i tak bym ci nie powiedziała – przerwałam jej, zanim rozwinęła myśl. – Ale całuje po prostu genialnie – również wstałam – Idziemy?

Muszę powiedzieć, że Bes bardzo się postarała. Samo to, że zaprosiła ludzi, których znałam, było godne podziwu. Choć, co prawda, byli też mugole. Bardzo się wyróżniali od czarodziejów, chociaż chyba Ghostowie zabronili używać czarów na terenie Dziury podczas całej uroczystości, bo czarodzieje zdawali się być trochę przygnębieni i skrępowani.
Sapphire powitałam raczej chłodno. Już nigdy nie będzie między nami tak, jak było dawniej. Po prostu uczucie się wypaliło, ale obie się z tym pogodziłyśmy. Nie będzie mi jej specjalnie brakować. Tego bólu, jaki mi sprawiła, nigdy jej nie zapomnę. Może i było w tym trochę mojej winy, ale sposób, w jaki się zachowała, był karygodny.
- To trochę dziwne, że moja mama cię zaprosiła. W końcu wie, że jesteś po stronie Czarnego Pana. Ja to co innego, ale ty… – mruknęłam.
Sapphire tylko wzruszyła ramionami. Gdyby Darla żyła, z pewnością między nami nie doszłoby do takiego konfliktu. A już samo to, że tak bardzo Sapphire ją obraziła było kroplą, która przelała czarę goryczy. Czasami mi jej brakowało. Jej listów, kiedy byłam u wuja, tego, że mogłam jej wszystko powiedzieć… Ale przecież miałam Czarnego Pana, który zawsze był dla mnie jak ojciec, no i Victora. Z Vipim łączyło mnie chyba najwięcej, w porównaniu do reszty rodzeństwa. Mimo że nie widywaliśmy się już tak często, czułam z nim tak samą silną więź, jak wtedy, kiedy jeszcze całe wakacje spędzałam w Dziurze. Zauważyłam u niego uzdolnienia w kierunku muzycznym, ale Vipi chyba był zbyt nieśmiały, by rozpocząć karierę piosenkarza.

Cudowna scena, której na pierwszy rzut oka nie zauważyłam, stała tuż za domem. Bes wiedziała, czego najbardziej potrzebowałam podczas urodzin. Miejsca, gdzie będę mogła pokazać, co potrafię, tłumy chętnych słuchaczy i bezwzględnej uwagi. Ale teraz chciałam wciągnąć w ten świat jeszcze brata.
To, co się wydarzyło, kiedy wbiegłam z niezbyt zadowolonym Victorem na scenę, było co najmniej dziwne. Najpierw rozległy się brawa, potem jakiś okrzyk złości, a na koniec gdzieś z tłumu pobiegł w moim kierunku strumień czerwonego światła. Błyskawicznie odbiłam zaklęcie oszałamiające, wypatrując w morzu twarzy sprawcę owego incydentu. Ludzie pomyśleli, że był to jakiś żart lub część spektaklu, bo zaczęli się śmiać. Ale ja szybko zauważyłam, że nie cieszy się trzy osoby. Harry, Ron, Hermiona. A Potter stoi z opuszczoną różdżką, patrząc na mnie z nieukrywaną nienawiścią.
- Co on tutaj robi? – zapytałam Victora, starając się nie poruszać ustami.
- Mama mówiła coś o ponownym pojednaniu, ale on chyba tego nie chce – odparł.
- Ze wzajemnością – mruknęłam i spojrzałam na Wybrańca z taką nienawiścią, na jaką tylko mnie było stać.
Gdzieś przy końcu tłumu coś znów się zaczęło dziać. Tym razem za ów rozgardiasz odpowiedzialni byli mugole. Dorośli mugole. Dźwigali coś, co widziałam, kiedy jeszcze koncertowałam dla nie-magicznej części publiki. Nazywało się to media. Tak mi się zdaje.
Victor chyba też to rozpoznał, bo zrobił gwałtowny krok w stronę schodów, ale chwyciłam go mocną za kołnierz. Drugą ręką przygarnęłam do siebie mikrofon, zaczepiony o metalowy stojak.
- Oczywiście wiecie, że mam schizę na punkcie śpiewania. Ale dziś wystąpi mój brat – przemówiłam, co ludzie skwitowali tradycyjnie brawami. – Cokolwiek powiem, będziecie klaskać?
Znów brawa, z towarzyszeniem  śmiechów, przewijających się przez tłum.

- Red Wine*
Konvict
Gaga
Oh eh

I’ve had a little bit too much, much
All of the people start to rush, start to rush by
caught in a twisted dance
Can’t find my drink oh man,
where are my keys I lost my phone
What’s going on, on the floor
I love this record baby but I can’t see straight anymore
Keep it cool, what’s the name of this club
I can’t remember but it’s alright, I'm alright

Just dance, it’s gonna be okay da da doo-doom
Just dance, spin that record babe da da doo-doom
Just dance, it’s gonna be okay
Da da da
Dance, dance, dance
Just, just, just, just dance

Wish I could shut my playboy mouth
How’d i turn my shirt inside out
Control your poison babe
Roses have thorns they say
And were all getting hosed tonight
What’s going on, on the floor
I love this record baby but I can’t see straight anymore
Keep it cool, what’s the name of this club
I can’t remember but it’s alright, I'm alright

Just dance, it’s gonna be okay da da doo-doom
Just dance, spin that record babe da da doo-doom
Just dance, it’s gonna be okay
Da da da
Dance Dance Dance
Just, just, just, just dance

When I come through on the dance floor checkin out that catalogue
Can’t believe my eyes, so many women without a flaw
And I ain’t gonna give it up, steady try to pick it up like a car
I’ma hit it, I’ma hit it and flex until the til done until tomorr’ yeah.
Show me I can see that you got so much energy
The way your twirlin up them hips round and round
There’s no reason, I know why you can’t leave here with me
In the meantime stand, let me watch you break it down and…

Dance, it’s gonna be okay da da doo-doom
Just dance, spin that record babe da da doo-doom
Just dance, it’s gonna be okay
Da da da
Dance, dance, dance
Just, just, just, just dance

I’m psychotic synchypnotic
I got my blue burners and phonic
I’m psychotic synchypnotic
I got my brand electronic
I’m psychotic synchypnotic
I got my blue burners and phonic
I’m psychotic synchypnotic
I got my brand electronic

Go. Use your muscle comin out work and hustle
I got it, just stay close enough to get it
Go slow. Drive it, clean it like so clean it’s been molesto, I got it, and your popped coll’

Just dance, it’s gonna be okay da da doo-doom
Just dance, spin that record babe da da doo-doom
Just dance, it’s gonna be okay (Babeee)
Da da da
Dance, dance, dance
Just, just, just, just dance

Zakończyliśmy piosenkę z dużym dodatkiem oklasków.
- Nie było tak strasznie – stwierdził Vipi, kiedy schodziliśmy schodami do ludzi, by nas mogli wyściskać, ucałować i utrudnić życie.
- No widzisz, dlatego nie narzekaj, kiedy coś dla ciebie robię – oświadczyłam.


Ogólnie opisując imprezę, to… Nie mam pojęcia, co się działo dokładnie. Jako dorosła czarownica, mogłam sobie pozwolić na alkohol. Na dużo, bardzo dużo alkoholu. Miałam mocną głowę, przynajmniej do pewnych odmian trunków, a Bes i Sethi, którzy nie wiedzieli, choć pewnie podejrzewali, że zdarzyło mi się czasem wypić, skądś się dowiedzieli, które mój organizm przyjmuje w miarę przyjaźnie i zakupili je. Gdyby nie to, że wszyscy zobaczą, jak sobie poczynam na swoich siedemnastych urodzinach, nie martwiłabym się tym, że zatoczyłam się tak gwałtownie, że wpadłam na jeden ze stołów, chwyciłam za brzeg długiego, fioletowego obrusa i przez przypadek zrzuciłam z niego kilka talerzy. Na szczęście świeczki zdmuchnęłam zanim się upiłam.
Sapphire musiała pomóc mi wstać, żebym nie strąciła reszty naczyń ze stołu.
- Sophie, chyba przesadziłaś – stwierdziła.
Sama nie piła dużo tego dnia, w końcu urodziny miała dopiero dwudziestego listopada. Chyba. Teraz już nie pamiętałam dat, nawet najlepszej przyjaciółki. Zresztą, co mnie obchodziło to, że nie pije. Traci tylko dobrą zabawę. I nie życzę sobie podejrzanych spojrzeń, o nie. Ja nie piję dla efektu, bo później tego konsekwencją jest męczący kac, lecz dla smaku. To nie moja wina, że czasami się upiję. Ale tylko czasami. Nikt mnie nie nauczył, kiedy należy przestać.
Sapphire zaprowadziła mnie w stronę Dziury. Było już bardzo późno, połowa gości się już porozchodziła, zostali głównie mugole, nieświadomi tego, że gdzieś znajduje się groźny morderca, Lord Voldemort, w błyskawicznym tempie zdobywający władzę, może zagrozić im w każdej chwili.
Odepchnęłam przyjaciółkę, która trzymała mnie tak, jakby sama nie potrafiła chodzić. Zrobiłam to jednak zbyt gwałtownie, zachwiałam się i wpadłam prosto do oczka wodnego, które Ghostowie mieli po prawej stronie domu. Nie było przy nim wiele osób, ale i tak ci, którzy byli, ryknęli tak ogłuszającym śmiechem, że nawet będąc pod wodą to usłyszałam. Wynurzyłam się na powierzchnię, szczerząc zęby.
- Takie rozrywki tylko u nas – oświadczyłam i zaczęłam się gramolić w stronę brzegu.
Kiedy wyskoczyłam na trawę, otrząsnęłam się z wody jak kot. Albo pies, wszystko jedno. W sadzawce było dużo traw i mchu, które przykleiły się do mojego mokrego ciała i teraz wyglądałam jak potwór morski.
Rzeczywiście, to wszystko zaszło już za daleko. Odnalazłam Bes, poprosiłam ją, żeby jakoś zakończyła tę imprezę, a sama zostałam zaprowadzona przez Sapphire do łazienki, żeby pozbyć się tej całej trawy i odrzucającego zapachu wody z sadzawki. Chyba. Później, tak mi się zdawało, że znalazłam się nagle w swoim pokoju, położyłam się do łóżka i zasnęłam.

~*~

Normalnie pisałam ten rozdział chyba z tydzień. Wybaczcie, że tak długo nic nie publikowałam, ale mamy dużo nauki, a ja na dodatek straciłam na jakiś czas chęć do pisania spowodowany sprawami osobistymi. Ale teraz już jest dobrze. Już wiem, że tylko rzucałam perły przed wieprze.
Mam nadzieję, że nowy szablon się podoba. Tak naprawdę, to miałam problem z tymi urodzinami, wierzę, że gdyby był to inny rozdział, szybciej bym go opublikowała. Teraz już może wszystko sprawniej pójdzie. Dedykacja dla Adrianny :*

* Lady Gaga „Just Dance” 

35 komentarzy:

  1. ~pogadynka.fora.pl
    22 września 2010 o 21:44

    [spam] POGADYNKA – niesamowite forum poświęcone każdemu. Możesz tam pogadać ze wspaniałymi ludźmi na mniej i bardziej poważne tematy, podyskutować o muzyce, naszych problemach… dosłownie o wszystkim! Niezwykle przyjazna atmosfera forum zachęca do pisania! Zapraszamy! pogadynka.fora.pl [spam]

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Nieśmiertelna
    22 września 2010 o 22:37

    PIERWSZA xD

    OdpowiedzUsuń
  3. ~olka
    22 września 2010 o 23:30

    Fajny rozdział i ładny szablon………….Sophie zaśpiewała piosenkę z bratem.Ciekawe czy on się przekona do muzyki?………….Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 września 2010 o 22:10
      Raczej kariery mu nie wróżę. Jest zbyt mało odważny.

      Usuń
  4. ~Adrianna
    23 września 2010 o 16:53

    Hej Frozenko :) . Fajny rozdział. Najbardziej rozbawiło mnie to jak Sophie wpadła do sadzawki xD . Czy ta dedykacja jest dla mnie? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 września 2010 o 22:11
      Myślałam nad tym, żeby Sapphire pociągnęła do wody, ale to byłaby już parodia xD Oczywiście, że dla Ciebie xD

      Usuń
    2. ~Adrianna
      24 września 2010 o 09:04

      Dzięki bardzo za dedykację :) .

      Usuń
    3. 24 września 2010 o 16:31
      S’il tu plait xD

      Usuń
    4. ~Adrianna
      24 września 2010 o 17:01

      Nie czaję.co to oznacza?

      Usuń
    5. 24 września 2010 o 17:38
      To po francusku „proszę bardzo” xD

      Usuń
    6. ~Adrianna
      24 września 2010 o 17:39

      Aha xD .

      Usuń
  5. ~Adrianna
    23 września 2010 o 16:53

    Hej Frozenko :) . Fajny rozdział. Najbardziej rozbawiło mnie to jak Sophie wpadła do sadzawki xD . Czy ta dedykacja jest dla mnie? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Caitlin
    23 września 2010 o 17:19

    Ach!Nareszcie xDNo cóż, miło, że Sophie doceniła starania Voldemorta xDI ta impreza… Bes rzeczywiście zrobiła niezłą pompę xDOoo, Vipi się pokazał xDPozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23 września 2010 o 22:12
      No, uwielbiam Victora. Wiesz, że to był jeden z moich „wymyślonych przyjaciół”? Kiedy byłam mała, jeszcze do 1 klasy pdst. chodziłam, to tę całą rodzinę wymyśliłam, ale wtedy nazywali się lamersko „Duch” xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      24 września 2010 o 17:14

      Oooch :)Wspaniałe!

      Usuń
  7. ~Adrianna
    24 września 2010 o 18:30

    U mnie pojawiły się nowe notki na http://www.tajemnicza-czarownica.blog.onet.pl . Jak chcesz to wejdz.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Doska
    26 września 2010 o 22:06

    cieszę się, że dodałaś nowy rozdział.. Soph się nieźle nawaliła, ale w końcu miała co świętować… xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 września 2010 o 22:21
      Ano, wyobraź sobie minę Voldka, kiedy zobaczy film xD

      Usuń
  9. ~Caitlin
    29 września 2010 o 16:42

    Właśnie ukazał się XV rozdział nawww.the-reason-to-cry.blog.onet.plSerdecznie zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. ~P@protk@
    29 września 2010 o 18:49

    Piękny ten szablon ^^ Co do rozdziału bardzo mi się podobał xD Urodziny Spohie, mhm, najlepszego jej życzę ;* I jeszcze zaśpiewała z bratem na scenie, serce ma dziewczyna ^^ I jeszcze się upiła xD Ja również ostatnio mam dużo nauki, no ale cóż poradzić… No nic, pozdrawiam, P@protk@ ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 października 2010 o 17:49
      Niektórych przedmiotów to ja się wręcz boję xD Naprawdę xD Geografii na przykład xD

      Usuń
    2. ~P@protk@
      4 października 2010 o 15:57

      Hehe xD To też zależy od nauczyciela xD My mamy od geografii taką fajną uczycielkę, co tak zarąbiście wszystko tłumaczy i każdy rozumie xD Ale za to gościu od chemii… CZYSTE ZŁO… Wstawia jedynki jak źle ścierasz tablicę… Gr, co za typ….

      Usuń
    3. 5 października 2010 o 17:52
      My mamy cudowną nauczycielkę od historii i francuskiego. A pani od chemii i matmy to się boję straszliwie xD Ostatnio do doświadczenia mnie wzięła z chemii, to było straszne.

      Usuń
    4. ~P@protk@
      5 października 2010 o 20:41

      Och, współczuję… Doświadczenia z chemii to zmora szkolna… W przypadku mojej klasy zarówno niemiecki i religia xD. My świetne nauczycielki mamy od matmy (nasza wychowawczyni), geografii, biologii (dyrektorka), polskiego i historii xD. Jak chcesz to moje gg: 9937861 ^^.

      Usuń
    5. 5 października 2010 o 21:14
      Ok, dzięki, napiszę jutro, bo teraz już wyłączać kompa muszę. No, ja też przez niemiecki to męki przechodziłam, w ogóle mi nie szedł ten język xD

      Usuń
    6. ~P@protk@
      5 października 2010 o 21:56

      Mi też kiepsko idze xD Na początku było prosto, same 5 i 4, a teraz 3 i 4…

      Usuń
    7. 5 października 2010 o 22:11
      Ja w podstawówce miałam 6, a w gimnazjum ledwo 3, hahaha xD

      Usuń
    8. ~P@protk@
      6 października 2010 o 14:54

      Hehe xD My dpoiero od pierwszej gimnazjum mamy niemca xDD

      Usuń
    9. 6 października 2010 o 18:01
      Ja już się od niego uwolniłam, ha! I teraz mam douce francuski xD

      Usuń
    10. ~P@protk@
      6 października 2010 o 19:12

      Och, zazdroszczę, też bym chciała się francuskiego uczyć xD. PS: Co masz z francuskiego ^^?

      Usuń
    11. 7 października 2010 o 19:44
      Na razie dwie piątki, w tym jedna w serduszku ^^ Jutro mam sprawdzian xD

      Usuń
    12. ~P@protk@
      8 października 2010 o 14:32

      O.. Powodzenia, szósteczki życzę ^^!

      Usuń
  11. ~Promyk_
    1 października 2010 o 15:03

    Trochę dawno nic tu u ciebie nie pisałam, ale czytałam, naprawdę! xD Te urodziny były na pewno o wiele bardziej udane, niż te, wyprawione przez Voldka c; I jestem ciekawa, czy następnego dnia Sophie natknie się na Pottera… to by było… Cóż, ciekawe ;dd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 października 2010 o 17:29
      Ano, na pewno było ciekawiej. Bo mimo tego, że Sophie jest taka uroczysta i w ogóle, woli czasami towarzystwo prostych ludzi, jak zwolennicy Dumbledore’a xD

      Usuń