15 grudnia 2009

Rozdział 217

Obudziłam się z ciężkim westchnieniem. Kiedy do mnie już dotarło, że żyję, że już się obudziłam i wszystko jest w miarę dobrze, poczułam straszny ból w prawym barku i sztywność karku. Chciałam odwrócić trochę głowę, ale kiedy spróbowałam to zrobić, poczułam nieprzyjemny skurcz.
Drugą rzeczą, którą zdołały wybadać moje zamarznięte zmysły była ciemność, panujące dookoła mnie. Nawet doskonale przystosowany do ciemności wampiryczny wzrok, którym obdarowana zostałam wraz z chwilą przyjęcia Mrocznego Daru nie pozwalały na ujrzenie czegokolwiek.
Chciałam się poruszyć, ale nie mogłam. Ręce miałam złączone ze sobą i przypięte nad głową za nadgarstki do zimnej, oblodzonej ściany, o którą się opierałam. Nogi również miałam spętane, chyba łańcuchami. Pośladek, na którym siedziałam, bolał mnie nieznośnie. A zmiana pozycji była kompletnie niemożliwa.

Miałam pustkę w głowie. Dopiero po kilkunastu minutach zaczęłam sobie przypominać, co się stało wczoraj… zaraz… Nie mam pojęcia, ile czasu tu siedziałam. Przed oczami wyobraźni przesuwały mi się obrazy minionych wydarzeń. Tajemniczy mężczyzna, strzał, moja krew na śniegu, ciemność…
Chciałam się odezwać, żeby wezwać pomoc, ale odkryłam jeszcze coś. Usta zaklejało mi coś, chyba magiczna taśma. Po czym poznałam, że była czarodziejska? Nie miała tego ohydnego zapachu co mugolska.

Ktoś zaczął majstrować przy drzwiach. Chwilę później zaskrzypiał zamek i uderzyło mnie światło. Białe, niczym anielska strzała, boleśnie kąsająca moje gałki oczne. Zacisnęłam powieki, bo nie mogłam już tego znieść.
Ale to światło trwało tylko przez chwilę. Sekundę później znów zrobiło się ciemno. Poczułam zapach dwóch śmiertelników. Otworzyłam ostrożnie oczy, gotowa na ewentualny atak z ich strony.  Ale mężczyźni nic nie zrobili. Poznałam, że osoby są akurat tej płci. Wszystko zdradzał ich zapach.
Jeden z nich uklęknął przy mnie i zapalił różdżkę. Miał mocno przetłuszczone, jasnobrązowe włosy, szczękę pokrywał cień zarostu. Uśmiechał się triumfalnie. Wyciągnął ku mnie rękę i owinął sobie wokół palca kosmyk moich włosów. Chwilę później puścił je. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił.

Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Przecież mogę się uwolnić stąd za pomocą czarów. Tak dawno nie używałam magii do takich rzeczy, że prawie zapomniałam, że mogę przecież rzucić zaklęcie bez najmniejszego problemu, mimo że różdżkę zostawiłam w swoim pokoju u Voldemorta.
Chciałam eksplodować zielonym płomieniem, żeby się uwolnić od łańcuchów, ale poczułam tylko gorące języczki ognia, próbujące się ze mnie wydobyć. Nic więcej. Zniknęły, zanim ujrzały światło dzienne.
Mężczyzna o tłustych włosach zaśmiał się cicho.
- Nic ci to nie da – powiedział. – W tym pokoju nie możesz używać magii.
Utkwiłam wzrok w jego różdżce. On zrozumiał aluzję.
- Ach, ja oczywiście mogę – dodał. – Tak zaczarowałem ten pokój, żebym tylko ja mógł tutaj czarować. Bardzo wygodne, prawda?
Miał nieprzyjemny dla ucha, ochrypły głos. Kiedy przysunął się bliżej, żeby mi się przyjże dokładniej, dyszał z podniecenia. Poczułam odór jego oddechu, jakiś alkohol pomieszany z papierosami. W ogóle cuchnął okropnie, potem, tytoniem i krwią. Próbowałam nie oddychać, żeby nie czuć tego zapachu.

W końcu odsunął się ode mnie i przesunął się, żeby jego towarzysz mógł mnie zobaczyć. Ten drugi mężczyzna był wyższy od pierwszego, miał czapkę na głowie i agresywny wyraz twarzy. Pochylił się nade mną.
- Jak na wampirzycę, jest śliczna – odezwał się.
Ukląkł tuż przede mną, dotknął mojego policzka, później ramienia, z którego wciąż obficie kapała na podłogę krew, na końcu jego ręka zatrzymała się na piersi, uwypuklającej lekko skórzaną kurtkę. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Nie chciałam być obmacywana przez obcego, obrzydliwego faceta.

Po krótkiej chwili odsunął ode mnie rękę.
- Nie bój się, na razie nic ci nie zrobimy – mruknął. – Na razie. Chociaż…
Przysunął się do mnie jeszcze bardziej, poczułam na karku jego gorący oddech.
- Chyba że możemy się trochę zabawić, laleczko – dodał.
- Zostaw – usłyszałam głos tego z różdżką w ręce. – Przecież to wampir, chcesz, żeby uschły ci jaja?
Osiłek z niechęcią odsunął się ode mnie, przekonany przez swojego towarzysza. Wstał, zerwał mi z ust taśmę i odsunął się. Poczułam okropne pieczenie, wywołane gwałtownym oderwaniem materiału.
- Będziecie żałować, że się posunęliście do tego – warknęłam, łącząc słowa w bezsensowne zdanie. – Mój wuj przybędzie tu i mnie stąd wyciągnie. A wy pożałujecie, że się urodziliście. Wtedy rzeczywiście uschną wam jaja. Będzie bitka.
Zaczęłam się szamotać z nadzieją, że uda mi się wywołać w sobie tyle siły wampirycznej, że rozerwę te łańcuchy, krępujące mi nadgarstki i kostki.
- Nawet nie próbuj – ostrzegł mnie mężczyzna z tłustymi włosami. – Zawierają włosy jednorożca, srebro i inne bajery. Tylko stracisz energię. A teraz nie ruszaj się z łaski swojej.
Osiłek w czapce przytrzymał mnie, a ten, który przed chwilą przemawiał do mnie, pogrzebał w kieszeni i wyciągnął wielką, białą strzykawkę. Rozerwał moją kurtkę w miejscu, gdzie była kula i pochylił się.
Zareagowałam instynktownie. Kiedy zbliżył strzykawkę do rany, żeby, jak się zorientowałam, pobrać mi krew, splunęłam mu w twarz. A konkretniej, w oczy. Mężczyzna odskoczył, wypuszczając z ręki strzykawkę.
Zaklął pod nosem.
- Trzeba było to zrobić, kiedy jeszcze spała – powiedział ten drugi. – Jesteś idiotą, Carl.
Mężczyzna nazwany Carlem obrzucił mnie strumieniem obelg.
- Kiedy cię już unicestwimy, zabierzemy się za twojego ojca – rzekł. – Armand, tak?
- Skąd wiesz, że mnie stworzył? – spytałam, zapominając o pogardliwym tonie.
To, że wiedzieli tak wiele przeraziło mnie.
- Śledzimy wasze losy – odparł. – Zaknebluj ją, Bob. Nie mogę słuchać jej gadania.
Bob wyciągnął z kieszeni rolkę magicznej, czarnej taśmy, urwał jej kawałek i zakleił mi usta. Idioci. Jeśli myślą, że mogą mi coś zrobić, to się mylą. Nie mogą mnie unicestwić tutaj. Nie dociera tu słońce. Poza tym, są jeszcze ochronne zaklęcia. Jeśli już się im uda je ze mnie zdjąć, będą musieli wynieść mnie na zewnątrz. A wtedy zginą, bo natychmiast rozerwę łańcuchy i skręcę im z lubieżnym uśmiechem karki.

Zostawili mnie tutaj, pośród ciemności i zimna. Zaczęłam drżeć. Musiałam napić się krwi. Czułam się słaba, strasznie słaba… powieki prawie mi opadały ze zmęczenia, ale nie mogłam zasnąć. Nie mogłam sobie pozwolić na tę chwilę słabości. Musiałam być trzeźwa, żeby móc się obronić przed ich atakiem.

*

Chodził tam i z powrotem po pokoju. Jego kroki dudniły, echem odbijały się od ścian. Czekał na swojego najwierniejszego sługę.
Śmierciożerca przybył chwilkę później. Powitał swego pana niewielkim ukłonem i zapytał:
- Dlaczego kazałeś mi przerwać moją pracę?
- Po co ją tu przyprowadziłeś? – warknął Voldemort, wskazując podbródkiem na blondynkę, która mocno kontrastowała z pomieszczeniem i czarnymi szatami obu mężczyzn. Miała na sobie różowy płaszczyk i białe kozaki, a na ramionach bieliły się płatki śniegu.
- Chciała koniecznie pójść ze mną – wyjaśnił Crouch.
Czarny Pan westchnął z rezygnacją.
- Dobrze już – odparł. – Nie mam czasu zajmować się nią.
Odczekał chwilę, po czym podjął na nowo temat.
- Ty byłeś ostatnim, który widział się z Sophie – mruknął. – Nie ma jej dwa dni. Możesz mi to wyjaśnić?
Barty otworzył usta, ale po to tylko, żeby je zamknąć. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć wściekłemu, zniecierpliwionemu Voldemortowi. Nie mógł skłamać, ale nie mógł też powiedzieć prawdy, bo z jednym i drugim wiązała się surowa kara.
- Nie mogę, przykro mi – odpowiedział. – To Armand widział się z Sophie ostatni. Ja… - zawahał się – rozmawiałem z nią tylko przez chwilę, ona wyszła, ale wróciła po jakiejś godzinie. Siedziała chyba w pokoju, słyszałem, jak mówiła Armandowi, że idzie na łowy.
Voldemort zaklął głośno.
- Wiedziałem, że z tymi wampirami będą tylko same kłopoty – oświadczył. – Poślij natychmiast po Armanda.
Barty zrobił, co mu kazał. Chwycił swoją dziewczynę za rękę i wyprowadził szybko z pokoju.

- O co chodzi, co to za zamieszanie? – wydyszała Sharpey, biegnąc za Crouchem.
- Sophie zniknęła i nikt nie wie, gdzie jest – odrzekł.
Wbiegł po schodach na najwyższe piętro i wszedł przez lakierowane drzwi do najbardziej oddalonego od innych pomieszczenia. Była to sowiarnia, podobna jak w Hogwarcie. Wielkie, zamknięte okno oświetlało cały pokój. Na długich deskach, powbijanych do równoległych ścian siedział ponad tuzin sów różnej rasy i kolorów. Barty pochwycił jedno, wyciągnął różdżkę i zatoczył nią w powietrzu koło. Pojawił się pergamin, na którym nakreślił kilka słów. Podał rudemu ptakowi kartkę, którą uprzednio zapieczętował i wyrzucił go przez okno.

Crouch patrzył przez chwilę, jak sowa znika za horyzontem. Sharpey stała w milczeniu u jego boku. Chwyciła jego rękę, żeby dodać mu otuchy.
- Ale wiedz, że nie musisz się już o nią martwić – odezwała się w końcu.
- Wiem.
Zabrał blondynkę z sowiarni z powrotem do komnaty swojego pana. Ten czekał na niego ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
- Wysłałeś mu sowę? – zapytał ze złością.
- Tak.
- Ale o co chodzi? – wtrąciła się Pail. – Na co my właściwie czekamy?
Voldemort stracił cierpliwość.
- Zabierz stąd tę głupią dziewczynę, bo nie wytrzymam – warknął.
Zanim Sharpey zareagowała, Barty wypchnął ją na zewnątrz i wyszeptał:
- Czarny Pan jest zły, nie denerwuj go. Później ci wszystko wyjaśnię.

Powiedział to najwolniej jak umiał. Zdążył już zauważyć, że jego dziewczyna ma nieco opóźniony tok myślenia. Miał nadzieję, że z czasem się do tego przyzwyczai, choć było mu trudno, bo Sophie zawsze wszystko pojmowała, co do niej mówił, mimo że czasem sam siebie nie rozumiał. Mógł też z nią rozmawiać na różne tematy, a z Sharpey jedynym tematem były kosmetyki, jakieś głupie plotki i wygląd. Patrzył godzinami, jak przebierała się i pytała, w której spódniczce jest jej najładniej. Miał dość oglądania różowych fatałaszków do końca życia. Sophie nie przywiązywała do tego wagi, jak Sharpey. Ale ta jest chociaż mu wierna, póki co, bo nie można było założyć, sądząc po jej dziecinnemu zachowaniu, że długo tak pozostanie.

~*~


Ten rozdział napisałam w nieco ponad godzinę. Ale wenę miałam dziś taką, że ach xD Dobra. Nie mam za wiele do powiedzenia, bo chciałam jeszcze pobawić się wzorami… to jest szablonami w Photoshopie xD Dedykacja dla Lottie. :* 

44 komentarze:

  1. ~wiki-pedia
    15 grudnia 2009 o 19:56

    Number 1 !!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Jeanne&Savnay
    15 grudnia 2009 o 19:57

    A ja 2XD Przeczytam jutro bo nauka czeka XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 grudnia 2009 o 20:02
      A ja się już nauczyłam xD

      Usuń
  3. ~Nadine
    15 grudnia 2009 o 20:06

    3? xD

    OdpowiedzUsuń
  4. ~wiki-pedia
    15 grudnia 2009 o 20:07

    WoW !!!!! Dawno nie było tutaj takiego świetnego rozdział… Czad.!!! XDXDXDXDXD No i teraz, przez ciebie przez całą noc bedę się zastanawiała co się stanie z Sophi…… Eh… dzięki xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 grudnia 2009 o 20:11
      A nie ma za co, nie ma za co xD Cała przyjemność po mojej stronie xD

      Usuń
  5. ~Doska
    15 grudnia 2009 o 20:43

    Zgadzam sie Soph – idioci :PZgadzam sie z Voldim – durna krowa z tej Pail :Da tak wogule to bardzo bardzo dobry odcinek :)i oczywiscie najlepsze haslo ”chcesz zeby ci jaja uschly?” xD bajeranckie…hahaha i…tak, zgadzam sie z Bartym, Soph madrzejsza od tej lali :)pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 grudnia 2009 o 22:16
      No, Sophie ma zawsze rację xD

      Usuń
  6. ~Destruo.
    15 grudnia 2009 o 21:28

    kurcze, sorka ze nie komentowałam ale miałam karę na kompa. i i i ten okropny Barty! juz go nie lubię, jak on może się tak bezkarnie sek.sić z głupią blondynką? fuj, fuj, fuj. No i dzięki za świetny rozdział. Pozdro ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 grudnia 2009 o 22:16
      Skąd pewność, że oni się „seks.ili”? xD

      Usuń
  7. ~alice.
    15 grudnia 2009 o 21:37

    haha. xD Sharpey to kompletna idioOtka. xD Głupiego zdania nie rozumie. ^^ ~Powtarzam się, ale cóż. xDI tak wiem, że Barty martwi się o Sophie, i niech sobie mówi co chce, a ja swoje wiem! ; DDCudne! <3Ps. na razie wygrywam z onetem. xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 grudnia 2009 o 22:17
      Sharpey jest jak słomka. Plastikowa na zewnątrz i pusta w środku xD

      Usuń
    2. ~alice.
      15 grudnia 2009 o 22:22

      haha, dobrze powiedziane. xDD

      Usuń
  8. ~Olka
    15 grudnia 2009 o 22:58

    Fajny rozdział……No to teraz będzie bitwa, jak Voldemort się dowie gdzie jest Sophie.Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Lottie.
    15 grudnia 2009 o 23:24

    Ha! Przeżyła! xD I jeszcze mam dedykację. xD Plucie do oprawców to najlepsza broń. Muszę to sobie zapamiętać. Przekażę tą wiadomość do NASA czy gdzie tam zechcę, jako kontratak na bomby. xD Ja tam wolę Sophie niż perypetie mieszkańców rezydencji wielkiego, potężnego Voldzia, ale to dlatego, że już tak mam. Podążam za głównym bohaterem. Podążam za akcją. Sophie the best xD [amen .]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 grudnia 2009 o 15:10
      Nie wszyscy ją lubią xD

      Usuń
    2. ~Lottie.
      17 grudnia 2009 o 16:38

      A ja baaardzo. Zazwyczaj, bo czasem mnie wkurza. xD

      Usuń
    3. 17 grudnia 2009 o 20:22
      Jak każdy xD

      Usuń
    4. ~Lott .
      17 grudnia 2009 o 21:56

      Mam nadzieję. To nie zmienia faktu, że jestem teraz załamana, bo piszę już trzecią wersję prologu do bloga i jest okropny. Jestem najgorszą pisarką na świecie. Będę płakać. Albo nie, postraszę moją papugę. Na jedno wychodzi. A ona i tak się trzęsie, gdy się siada w bliskiej odległości. ; [Podpisano: Ta najgorsza, alias Lottie. Może Lottienka? Tak się czasem podpisuję , gdy nie można Lottie, bo taki nick jest zajęty na stronie.

      Usuń
    5. 17 grudnia 2009 o 22:05
      Nieno, bez przesady, ja też uważam swoje rozdziały az… no, takie sobie, to łągodnie powiedziane. Niektóre to tragedia, są lepsi ode mnie xD

      Usuń
    6. ~Lott .
      18 grudnia 2009 o 00:22

      Żartujesz. xD Boże, Frozen, czy tu musisz mi tak migać tymi szablonami? To ten, to tamtem, siamten i owamten [to nie trafi do słownika poprawnej polszczyzny] xD

      Usuń
  10. full.contents@op.pl
    16 grudnia 2009 o 14:03

    Zapraszam do oceny! [full-contents.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Paula
    16 grudnia 2009 o 14:24

    Świetna notka! Już nie mogę się doczekać jak ruszą z odsieczą… Ten Bob i Carl nie wiedzą że jest siostrzenicą Voldemorta, tak? No to będą mieli niespodziankę… Dodawaj szybko następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 grudnia 2009 o 15:11
      Dowiedzą się i to szybko xD

      Usuń
    2. ~Paula
      16 grudnia 2009 o 18:15

      Już to sobie wyobrażam… Czarny Pan się pewnie strasznie wkurzy jak się dowie… I będą mieli za swoje ;)

      Usuń
    3. ~Paula
      16 grudnia 2009 o 18:16

      A, jeszcze jedno. Jak napiszesz nowe notki, to powiadamiaj mnie na http://www.lady-of-darkness.blog.onet.pl , ok?

      Usuń
    4. 17 grudnia 2009 o 20:10
      Powiadomię, naturalnie xD

      Usuń
  12. ~LOLa
    16 grudnia 2009 o 15:55

    „jaja ci uschną” =D Szczere…

    OdpowiedzUsuń
  13. ~kotka
    16 grudnia 2009 o 16:29

    Co za zbok! Żeby biedną, związaną dziewczynę obmacywać! Tylko czemu Barty ma dość Sharpey, oni mieli być szczęśliwi itp. do końca życia i biedną Sophie w spokoju zostawić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 17 grudnia 2009 o 20:17
      Oni nie są szczęśliwi, bo kto by był, mając za dziewczynę osobę, która TYLKO I WYŁĄCZNIE mówi o kosmetykach? xD

      Usuń
  14. ~Dżuma
    16 grudnia 2009 o 16:39

    Zastanawia mnie jedno dlaczego Voldemort nie grzmotnął tej głupiej blondynki żadnym zaklęciem ?? Przecież to Czarny Pan jak Barty mógł tak po prostu tego plastika przyprowadzić do niego ?? Ale rozdział mi się ogólnie bardzo podoba ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 17 grudnia 2009 o 20:20
      Bo się cieszy, że Barty jest z inną, a nie z Sophie. Gdyby grzmotnął plastika, ten wróciłby do Sophie xD Proste xD

      Usuń
  15. ~Liz Schmitt
    16 grudnia 2009 o 18:02

    Fajne, ale chyba info nie dostałam xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Liz Schmitt
      16 grudnia 2009 o 18:03

      Sorry, dostałam, ale jestem serio blondynką xD.

      Usuń
    2. 17 grudnia 2009 o 20:20
      Nie przesadzaj xD

      Usuń
    3. ~Liz Schmitt
      17 grudnia 2009 o 21:00

      Nie zauważyłam powiadomienia, a dzisiaj o mały włos nie wlałam kisielu do cebuli xD.

      Usuń
    4. 17 grudnia 2009 o 21:17
      Ja dzisiaj wciągnęłam nosem okruch chleba przez przypadek xD

      Usuń
    5. kroliki505@vp.pl
      17 grudnia 2009 o 21:22

      Szczere xD. Ja se wsadziłam kamyczek do nosa i gdybym nie miała mocnych wydechów przez nos toby się zapuściło xD. Liz Schmitt

      Usuń
    6. 17 grudnia 2009 o 21:32
      Ja kiedyś, jak byłam małą, połknęłam pestkę z jabłka i się bała, że mi w żołądku drzewo wyrośnie xD

      Usuń
  16. andziaa131@buziaczek.pl
    17 grudnia 2009 o 11:33

    Serdecznie zapraszam na nowy rozdział (corka-ciemnego-zla} Pt. „Walka z Nadzieją” ~Eles.

    OdpowiedzUsuń