- Co ci się stało? – spytałam natychmiast. Crouch uśmiechnął się, ale wyglądało to na grymas, przy którym przełyka cytrynę.
- Poszedłem za twoją radą i spytałem Czarnego Pana, czy da mi kilka wolnych dni – odpowiedział. – I oto efekt. Wściekł się nie tyle o moje pytanie, ale o to, że ty mi to zaproponowałaś.
Wściekłość pojawiła się we mnie tak nagle, że aż sama byłam zaskoczona.
- No to porozmawiam sobie z wujkiem – mruknęłam. – Poczekaj tu na mnie, załatwię to w sekundę.
Barty nie zdążył nawet otworzyć ust, żeby odpowiedzieć, bo już mnie nie było. Nawet nie zapukałam do drzwi, tylko wpadłam do środka z takim impetem, że Voldemort, siedzący na swoim tronie, wzdrygnął się lekko. Na jego twarzy malował się ledwo dostrzegalny cień uśmiechu.
- Zastanawiałem się, za ile sekund się tu zjawisz – odezwał się. – I wiesz, co? Pobiłaś swój rekord. Ledwo Bartemiusz opuścił moją komnatę, pojawiłaś się ty. Niesamowity zbieg okoliczności.
Stanęłam przed nim, jak przed jakimś niesfornym, rozwydrzonym dzieciakiem i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Ciebie to bawi, tak? – zapytałam ze złością. – Nic dziwnego, skoro siedzisz sobie przez całe dnie na tym swoim tronie. Jeszcze ci się odciski na tyłku zrobią.
Czarny Pan spoważniał nieco.
- Przesadziłaś – oświadczył. – Czego chcesz?
- Czemu tak urządziłeś Barty’ego? – spytałam. – Przecież każdy ma prawo do odpoczynku. A ty wyciskasz z niego całe życie! I nie tylko z niego!
- Zostając Śmierciożercami, wiedzieli, że to praca na cały etat! – krzyknął Voldemort. – Z resztą, dałbym mu tych kilka dni wolnego, gdybyś mu nie zajmowała czasu, przeznaczonego na pracę!
- Przecież on za chwilę oślepnie! – zawołałam. Miałam ochotę wydłubać mu te czerwone ślepia. – To młody człowiek, a musi już nosić okulary! Dlaczego? Bo jego świrnięty szef sam nie chce przeczytać durnych raportów! Gdybyś wyręczył go od czasu do czasu, nic by ci się nie stało! Oni wszyscy piszą to dla ciebie, nie dla Barty’ego!
- Jak słusznie zauważyłaś, to młody człowiek i nie narzeka na swoją pracę – warknął Czarny Pan. – I wydaje mi się, że nawet za młody do papierkowej roboty. Bóg wie, co wy tam robicie, kiedy was nie pilnuję! Ale jeśli tak wolisz, to przeniosę go do Egiptu, żeby werbował dla mnie sfinksy, to załatwione. Barty!
To zwykłe chamstwo! Niemożliwe! Voldemort przekręca moje słowa! A doskonale wie, że nie miałam na myśli jakichś sfinksów, tylko chciałam polepszyć warunki pracy tych Śmierciożerców!
Barty przybył kilkanaście sekund później. Skłonił się, jak zwykle i stanął u mojego boku.
- Nie zgadzam się na to – oświadczyłam. – Umyślnie przekręcasz moje słowa, żeby wywołać u mnie gniew.
Czarny Pan zignorował to. Na jego twarzy znów pojawił się ten sam tajemniczy uśmiech. Zwrócił się do Croucha spokojnym tonem:
- Sophie właśnie uświadomiła mi, że rzeczywiście ta praca, którą wykonujesz teraz, jest dla ciebie nieodpowiednia. Dlatego postanowiłem przenieść cię do Rosji. Będziesz przeciągał wilkołaki na naszą stronę. Greyback to za mało, a wiem, że ostatnio niejaki Remus Lupin stara się pokrzyżować moje plany.
Barty bardzo spokojnie przyjął tą wiadomość. Skłonił się lekko i odpowiedział beznamiętnym głosem:
- Tak jest, panie, zrobię, co mi każesz.
W tym momencie gniew eksplodował we mnie ze zdwojoną siłą. Poczerwieniałam na twarzy i krzyknęłam na wuja:
- Nienawidzę cię, bo traktujesz ich wszystkich jak bydło! – teraz zwróciłam się do Barty’ego. – A ciebie nienawidzę, bo mu na to pozwalasz! Nienawidzę was oboje!
Wybiegłam z pokoju. Miałam dość ich obecności. Wspięłam się na drugie piętro, potem trzecie, dotarłam do biblioteki, ale skręciłam w inny korytarz. Otworzyłam drzwi do jednej z komnat i weszłam do środka. Nikt nie był tu od dawna, bo podłogę pokrywałą gruba warstwa kurzu. Widziałam jeszcze swoje dawne ślady. Usiadłam przy lakierowanym fortepianie i zaczęłam grać. Dla odprężenia albo dla uwolnienia złej energii… Jak na buddyjkę byłam wyjątkowo wybuchowa. A powinnam promować spokój i pozytywną kosmiczną energię.
Zakończyłam grę, ale muzyka, która wypełniła cały dom, zdawała się nadal dźwięczeć w powietrzu.
- Mówiłem ci już – usłyszałam cichy głos wuja. – Żebyś nie ruszała tego fortepianu. Nie chcę, żeby ci się coś stało.
Milczałam. Oddychałam głęboko, żeby znów nie nakrzyczeć na niego. Jego obecność mnie drażniła.
- Jeśli chodzi o te raporty, to mogę je czytać – dodał. – Nie miałem racji…
- Tu nie chodzi o raporty – odwróciłam się do niego twarzą. – Tylko o wszystko. Wykorzystujesz tych ludzi, nawet im nie płacisz. Daj im chociaż trochę wytchnienia. Ty też powinieneś odpocząć, mimo że i tak nic nie robisz.
Voldemort zaśmiał się cicho.
- Skoro to dla ciebie takie ważne, wyślę Barty’ego na Florydę czy w podobne miejsce - rzekł. – A Glizdogona razem z nim.
Objęłam go za szyję.
- Nie nienawidzę cię – powiedziałam. – Pardon.
Zwykle to słowo praktycznie nie przechodziło mi przez gardło. Teraz poszło wyjątkowo gładko.
- Chcę jutro wrócić do Hogwartu – dodałam.
- Dobrze – zgodził się Czarny Pan. – A ja chciałbym ci coś dać.
Zaprowadził mnie zaledwie kilka pokoi dalej i otworzył drzwi.
- Sądząc po tym, jak lubisz grać, ofiaruję ci ten fortepian – powiedział. – Nie ciąży na nim żadne zaklęcie.
- Merci – i to kolejne słowo, którego zwykle nie wypowiadałam. Nigdy raczej nie dziękowałam. Zawsze uważałam, że to ludzie powinni dziękować mi, bo dzielę się ze światem moim głosem. I nie myśl, że to się zmieniło.
Voldemort wcale nie kłamał, obiecując mi, że wyśle Barty’ego i Glizdogona na wakacje. Jeszcze tego wieczora, po odbyciu trudnej rozmowy z dwoma swoimi sługami, udało się mu ich przekonać do wyjazdu.
- Będę za tobą tęsknił – powiedział na pożegnanie Barty.
- A ja nie – zaśmiałam się. – W końcu sama chciałam, żebyś opuścił w końcu ten nudny dom. A tak naprawdę, to też będę tęsknić.
Pocałowałam go w policzek, bo na więcej się nie przemogłam. Przecież w każdej chwili Czarny Pan mógł wychylić się ze swojej tronowej sali i to zobaczyć.
Co prawda, nie byłam szczęśliwa, że jedzie z Bartym Glizdogon, ale w sumie, będzie pilnował mojego ukochanego, żeby się za innymi nie oglądał. Mimo że w duchu byłam spokojna, czułam lekki niepokój. Zniknął jednak, kiedy się teleportowali. Ja, nie mając nic ciekawszego do roboty, poszłam się spakować.
Rano obudziłam się - jak zawsze - zbyt wcześnie. Słońce już nie raniło mojej skóry, jednak nadal piekły mnie oczy, kiedy patrzyłam na zbyt oświetloną przez jego promienie rzecz. A to była środa, czyli że jutro czeka mnie lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami. Na błoniach. Pozostaje mi albo modlić się o deszcz, albo go sobie przywołać. Nie wiem z resztą, po co chodzę na te głupie lekcje Hagrida. Ja i Victor to jedni z nielicznych szóstoklasistów, którzy wybrali zajęcia opieki nad magicznymi stworzeniami. Innym były potrzebne, ja i Vipi nie chcieliśmy zrobić przykrości Rubeusowi. A Harry i jego kumple to rzeczywiście wielcy przyjaciele gajowego. Tacy wielcy, że nawet nie znaleźli czasu, by go odwiedzić od początku roku szkolnego.
Czarny Pan pożegnał mnie, a ja teleportowałam się na błonia. Uderzyło mnie świeże powietrze, ale niebo było bardzo zachmurzone, więc nie musiałam obawiać się słońca. Taak, brakowało mi tego zamku. Ruszyłam w jego stronę, i mimo że nie było mnie zaledwie kilka dni, to moje serce ucieszyło się na jego widok, jakby nie było mnie kilka lat.
Sapphire, kiedy mnie ujrzała, ucieszyła się prawie tak, jak Spajk i Rip, kiedy na Gwiazdkę trzy lata temu dostali komplet eksplodujących warcabów. Za to Ashley chyba się popłakała ze złości, gdy wróciłam. Draco natomiast zachowywał się dziwnie. Podszedł do mnie, pocałował mnie w usta, ale nic nie powiedział.
- Czemu milczysz? – spytałam go podczas obiadu. – Coś się stało?
- Nie, po prostu bałem się, że nie wrócisz w tym miesiącu – odpowiedział.
Aha, oczywiście. Musiało coś się stać, albo coś zajść między nim a Ashley i teraz wstydzi się do tego przyznać. Albo Panna Doskonała znów złamała paznokieć i jest szkolna żałoba.
Następnego dnia, ku mojej rozpaczy, od rana pogoda była wprost wymarzona na lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Przynajmniej dla uczniów. Słoneczko świeciło, powietrze było ciepłe… jak w lecie. Ale to w sumie jeszcze wrzesień, więc można się tego spodziewać.
Przed zajęciami z Hagridem, ubrałam na głowę czapkę, żeby się nie przegrzać. Ludzie patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem, ale zdrowie jest najważniejsze, tak im powtarzałam.
Hagrid przyszedł na swoją lekcję trochę spóźniony. Z pewnością zagadał się z młodszym bratem…
- Wybaczcie mi spóźnienie – wydyszał. – Przechodźmy już do lekcji… Może powtórzymy, co było na poprzedniej lekcji? Sophie?
- Wybacz, ale chorowałam i musiałam wrócić do domu – odpowiedziałam.
- Och, no tak… - mruknął nieco zmieszany Hagrid. – To Grub, widzę, że coś ci dziś za wesoło.
Chłopak z Hufflepuffu, nazwany Grubem, drgnął. Odpowiedział, że Hagrid mówił nam dużo o żywieniu akromantul. Dziwne. Chyba Rubeus nie zaprowadzi nas Zakazanego Lasu, żeby karmić jego Aragoga.
Nagle poczułam, że słońce wykańcza moje płuca. Normalnie nie mogłam złapać powietrza! Przed oczami mi pociemniało. Poczułam, jak kolana się pode mną uginają. Ostatkiem sił zacisnęłam powieki, bo bałam się, że zaklęcia ochronne nagle przestaną działać i słońce wypali mi gałki oczne. Chwilę później już straciłam świadomość.
#$#
Wczoraj wróciłam z pielgrzymki i miałam nadzieję, że ten rozdział wypadnie lepiej po takiej przerwie, ale jednak nie. Miłą mnie też niespodzianka czekała, otóż Onet polecił moją notkę numer 152. Bardzo dziękuję osobie, która napisała do owego Onetu napisała.
Nogi mnie jeszcze bolą, ale cóż. Ja idę teraz na HP do kina, więc się streszczam. Dedykacja dla carman37 :*
andziaa131@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 13:28
Pierwsza! xD. Podobało mi się to z bydłem. I ciekawi mnie, co jest z tym fortepianem. Ja bym tam grała na nim, aż by mnie nie zaatakował i pożarł xD. / Eles
14 sierpnia 2009 o 13:31
UsuńTak, a potem wydalił xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 14:01
Dramatyzujesz, bardzo dobry rozdział. Najbardziej zainteresowała mnie końcówka, ale ciąg dalszy już niebawem. x) Hah, a wakacyjne towarzystwo Barty’ego jest rewelacyjne. xd
14 sierpnia 2009 o 17:11
UsuńJa dramatyzuję? Przesadzasz. Barty jeszcze by się bardziej ucieszył, gdyby towarzyszyła mu ciężarna Bellatrix xD
~Lily Revenge
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 16:32
świetne , lubię dramaty ;)
14 sierpnia 2009 o 17:11
UsuńJa wolę horrory xD
~Lily Revenge
Usuń15 sierpnia 2009 o 12:33
Horrory też są niczego sobie ;)
15 sierpnia 2009 o 13:10
UsuńAle najlepsze są opery mydlane albo seriale brazylijskie xD Najlepsze
kasia_kb@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 20:09
Rozdział owocny w humor i to tego czarny humor Czarnego Pana:):) Sophie mnie po prostu rozwaliła tymi swoim uwagami. Jest genialna tak jak jej stworzycielka:) Ciekawość mnie zżera co z będzie z Soph. Nie zabijesz jej, prawda? Cathy
15 sierpnia 2009 o 11:36
UsuńGdybym ją tak szybko zabiła, to bym nie miała o czym pisać xD Hehe, nie, jeszcze trochę dam jej pożyć. Przecież nie może umrzeć jak zwykły śmiertelnik xD
~Olka
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 20:48
Świetny rozdział.Voldemort w końcu się zgodził na urlop Barty’ego.To fajnie,Barty sobie trochę odpocznie od pracy….co do końcówki tej notki to Sophie chyba nie zginie.Czekam na next.Pozdrawiam.P.S. ja byłam na HP w kinie.
15 sierpnia 2009 o 11:39
UsuńJa też, wczoraj na 18:00. Dziś albo w poniedziałek znów idę xD
leannelestrange7@amorki.pl
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 21:55
Czemu Belli Voldek nie wysłał na wakacje? Przecież w ciaży kobitka. Jestem bardzo ciekawa, co się stanie z Sophie, i baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo dziękuję za dedykację!!!
eannelestrange7@amorki.pl
Usuń14 sierpnia 2009 o 21:59
Od 24 lipca nie było mnie w Polsce, i dopiero wczoraj oprzytomniałam, ze nie byłam na HP6. Wczoraj u mnie grali ostatni dzień, i tłukłam się autobusem 15 kilometrów przez godzinę, by zdążyć na ostatni seans – 20.15! To u Ciebie jeszcze grają??? Gratuluję gwiazdki.
15 sierpnia 2009 o 11:39
UsuńBellatrix na wakacjach? To niebezpieczeństwo nie tylko dla niej xD Wtedy będą narażeni na jej towarzystwo tysiące mugoli na plaży. Z resztą, opaliłaby się jeszcze… xD
~destruo.
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 22:38
ja to sobie marze o jakims wyjatkowym watku voldzio-jakas kobieta. ahh, byłoby wspaniale.
15 sierpnia 2009 o 11:40
UsuńTo byłby widok godny zapamiętania xD Voldzio i Umbridge… aaah, aż się na rzyganie zbiera xD
~destruo.
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2009 o 22:38
ja to sobie marze o jakims wyjatkowym watku voldzio-jakas kobieta. ahh, byłoby wspaniale.
margot14@onet.eu
OdpowiedzUsuń15 sierpnia 2009 o 00:41
u mnie nowa notka – dramione-draco-i-hermione – Gonia
shida.saruno@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń15 sierpnia 2009 o 16:20
Zapraszam Cię na: http://www.czysta-prawda.blog.onet.plJest to ocenialnia. Jeżeli chcesz dowiedzieć się jaką ocenę dostanie tam twój blog, to zapraszam. Nie bój sie krytyki innych.
~kicyslawa
OdpowiedzUsuń16 sierpnia 2009 o 10:31
Voldek mnie rozwalil tym ze przywalil Bartyemu w oko, przeciez to takie „ludzkie” a on nie jest taki ni troche. Nie bylo tak zle ;Dstreszczam sie bo do kosciola zasowam
16 sierpnia 2009 o 11:16
UsuńA ja byłam już w kościele, hahaha xD Miłej mszy życzę xD Cóż, czemu Voldek nie może być przez chwilę taki ludzki? Sophie się to podoba, chociaż ja uważam, że to trochę żal xD Widzisz, ja i Sophie mamy odmienne zdania na ten temat xD
~Admin
OdpowiedzUsuń16 sierpnia 2009 o 11:53
Hej! Widzę, że masz ogromny talent! To bardzo dobrze! Właśnie takich ludzi jak TY szukamy, nadajesz się idealnie! Magiczna szkoła Hogwart przeznaczona nie tylko dla czarodziejów! Możesz stanąć po stronie dobra i zła, możesz kierować losem własnejpostaci i bawić się świetnie razem z nami! Właśnie takie osoby jak Tysą nam potrzebne! Zapraszam bardzo serdecznie na http://www.hogwart.fora.pl dołącz do nas już dziś! Pozdrawiam.
~Patysia
OdpowiedzUsuń22 sierpnia 2009 o 19:27
Wspaniała notka.Kochana roździał 152 aż sam się prosił o polecenie Onetowi ;D
~Nadia
OdpowiedzUsuń4 sierpnia 2010 o 23:37
Przeczytałam.