10 sierpnia 2009

Rozdział 168

Kiedy już czarodzieje usiedli z powrotem na swoich krzesłach, przemówiłam:
- Kiedy Syriusz uciekł z Azkabanu, ja miałam niewiele więcej, niż trzynaście lat. Pomogłam mu, bo wcześniej poznałam go i nie wiedziałam, że to Glizdogon jest winny, a nie on. Później dowiedziałam się, że Syriusz jest moim ojcem chrzestnym. Nienawidziłam Harry’ego Pottera, teraz to wiem. Ale tak naprawdę, to niewiele się od niego różniłam. Mam tylko inne poglądy, ale tak samo jak on, nie mam rodziny. Miałam może tylko więcej szczęścia, bo przygarnęła mnie tak dobra i ciepła rodzina, jak Bes i Sethi. Byłam zła, kiedy Syriusz po tym, co dla niego zrobiłam, odrzucił mnie na drugi plan, a w centrum jego trosk i zainteresowania znalazł się Harry Potter, Chłopiec Który Przestrzelił, czy jak go tam zwą… Teraz jednak wszystko mu wybaczam. Może, gdybym wtedy czuła inaczej, Syriusz żyłby teraz i nie musiałabym kłaść tych kwiatów przy jego pomniku.

W mojej ręce pojawił się bukiet czerwonych róż, które położyłam u stup kamiennego psa.
- I nie koniec na tym – dodałam, przykucnęłam, i teraz w mojej ręce pojawiło się pióro. – Chcę, żeby moje nazwisko znalazło się pod tym cytatem. Bo właśnie nas on dotyczy. I bez względu na wszystko, co o tym myślicie, ja i tak się tu podpiszę. Tak jak podpisałam się na kartach historii Syriusza.
Złożyłam swój podpis pod cytatem. Było to specjalne pióro, którym mogłam wyryć w kamieniu słowa. Wstałam i powiedziałam:
- Jak mówiłam, chciałam mieć jak najmniej z Harrym Potterem. On jednak znaczył dla Syriusza być może więcej, niż ja. Poproszę go więc, żeby wystąpił po mnie.

Machnęłam różdżką, a fortepian zniknął. Harry wystąpił z tłumu. Minęłam go i stanęłam jak najdalej od ludzi. Te wszystkie rzeczy, o których mówili pozostali, były z pewnością prawdziwe, ale zawierały same cechy. Nikt nie ośmielił się powiedzieć ani jednej wady Syriusza. A jednak, ja to zrobiłam. Ludzie mogli pomyśleć, że nic dla mnie nie znaczył, skoro nie prawię mu samych komplementów. Czasami potrafię być szczera, być może w nieodpowiednich chwilach, ale to zawsze coś. Przeważnie jednak kłamię, ale nie robię tego dla przyjemności. Taką mam naturę, mam też zbyt dużo spraw na głowie. Tylko tobie, czytelniku, mówię prawdę. Kiedy czytasz moje przemyślenia, możesz być pewien, że jesteś osobą, która wie o mnie wszystko. Postaram się, aby tak pozostało. Wiele osób mogłabym skrzywdzić prawdą, którą w sobie skrywam.

Te przemówienia trwały chwilę. Nie wypowiadali się wszyscy, a ja miałam nadzieję, że wyjdzie ta, o wiele już starsza Primavara, którą kochał Syriusz. W końcu doczekałam się jej wyjścia. Oczy skrywała pod ciemnymi okularami, by nie było widać, że płacze. Podeszłam bliżej, by lepiej usłyszeć jej drżący głos.
- Poznałam Syriusza w szkole – mówiła. – Ale zaprzyjaźnił się z Jamesem Potterem, więc nie zadawałam się z nim aż do szóstej klasy. Ja z kolei przyjaźniłam się z Lily Evans, więc nie było możliwe, bym choć trochę polubiła Blacka. W szóstej klasie zmienił się, więc zaczęliśmy się spotykać. Później ukończyliśmy Hogwart, a ja musiałam wyjechać z matką do Włoch, bo zachorowała na smoczą ospę. Miałam nadzieję, że się jeszcze spotkam z Syriuszem, ale wieść o jego śmierci dopiero kilka dni temu dotarła mnie. Słyszałam coś o Azkabanie, ale niewiele mogę już powiedzieć.
Wydmuchała hałaśliwie nos w chusteczkę i schowała się w tłumie. Ja wróciłam na swoje miejsce. Myślałam, że Primavara powie coś o swoich uczuciach, albo chociaż wspomni, że korespondowała z nim… Mimo że tego nie zrobiła, same jej łzy świadczyły o ogromnym jej przywiązaniu do Blacka.
- Tak właśnie myślałam, że szybko wyzdrowiejesz.
Wzdrygnęłam się lekko. Claudia siedziała obok mnie na trawie i patrzyła na tłum.
- Zawiodłam cię, co? – zapytałam. Czułam ponurą satysfakcję, kiedy Claudia patrzyła na moje zregenerowane już ciało z lekkim rozczarowaniem.
- Nie – skłamała gładko. – Może to dziwnie zabrzmi, ale martwiłam się o ciebie. Kiedy zaczęłaś się przejmować swoim wyglądem, poczułam ulgę, bo przestałaś się zadręczać Malfoyem i jego nową ukochaną.
- Powiedział mi, że tylko się przyjaźnią – mruknęłam. Prawdę mówiąc, to w ogóle mnie ta informacja nie zaskoczyła.
- Tak wszystko się zaczyna – odparła Claudia. – Tak samo było z tobą i z Bartym Crouchem. Najpierw przyjaźń, potem coraz większa przyjaźń… i rodzi się uczucie. Nie ma siły na ziemi i w niebie, żeby facet zaprzyjaźnił się z dziewczyną. No, chyba że jest homoseksualistą…
- Bardzo zabawne – warknęłam. – Draco obiecał, że pozostaną z Ashley tylko przyjaciółmi. Tak samo jak ja i Barty. Kocham go, ale muszę myśleć rozsądnie. A rozsądek podpowiada mi, że z naszego związku nic nie będzie.
Claudia tylko się roześmiała. Byłyśmy zbyt daleko, by tłum czarodziejów nas usłyszał. A właściwie, to usłyszał mnie, bo jej nikt nie mógł zobaczyć.
- Nie mówmy już o tym, mam dość mężczyzn – dodałam. – Gdzie jest Darla? Miałam cichą nadzieję, że przyjdzie…
- Ona jest tylko zjawą, która przychodzi, kiedy chce – odpowiedziała.
- A Glace? – spytałam. – Obiecała, że porozmawia z Syriuszem, jeśli tam jest oczywiście. Widziałaś ją?
Claudia znów parsknęła perlistym śmiechem.
- A co, ty myślisz, że ja jestem jakimś mostem między światem żywych a umarłych? Gdybym miała od kogoś z tamtego świata jakąś wiadomość dla ciebie, powiedziałabym ci natychmiast. Glace by mnie rozerwała, gdybym coś zataiła. Z resztą, nie tylko ona.
 Wzruszyłam ramionami. Claudia na pewno często bywała w świecie duchów, tylko że się do tego nie przyznawała. Mogła przede mną udawać, że tak nie jest, ale ja swoje wiedziałam. I byłam też pewna, że gdyby nawet wyjawiła prawdę, nie zadręczałabym jej pytaniami. Oczywiście, bardzo bym się cieszyła, gdyby coś mi powiedziała o Evanie czy Darli, czy są szczęśliwi, jak się im żyje w nowym otoczeniu… Każdy ma swoje tajemnice, nawet taka dziwna istota jak Claudia.

- Pamiętasz, co powiedziała ci ta trytonka? – spytała nagle.
- Powiedziała, że nie można wskrzesić żyjącego – odpowiedziałam bez zbytniego zainteresowania. – To proste, przecież nie można dać komuś, kto żyje, ziemskiego życia. Przecież gdyby Syriusz żył, to nie ukrywałby się. Wszędzie aż huczy, że jest niewinny.
- Trzymaj się tych słów i nie marudź już – mruknęła Claudia. – Kiedy się wystawiłaś na słońce, przez moment strasznie się bałam, że naprawdę coś ci się stanie. A tu się okazało, że nawet ci się nie spaliły wszystkie włosy. Masz w sobie krew potężnych wampirów, tylko to utrzymało cię przy życiu. Gdyby nie ona, nawet twoje magiczne sztuczki nic by nie pomogły. Moc wampira, a moc czarodzieja, to dwie różne sprawy, moja droga. Bez wampirycznych mocy byłabyś zwykłą czarownicą, a bez mocy czarodzieja, tylko zwykłą wampirzycą.
- Jakie to banalne – prychnęłam.
Kątem oka zobaczyłam, jak Claudia wzrusza ramionami i rozpływa się w powietrzu. Poczułam się podle. Ona obnaża przede mną… duszę, a ja traktuję jej słowa jak powietrze.

Uroczystość zakończyła się nagle. Po prostu, kiedy ostatnia osoba skończyła mówić, Dumbledore wyszedł, wszystkim podziękował za przybycie i pożegnał ich. Ludzie zaczęli deportować się z trzaskiem. Bes podeszła do mnie i uklękła na trawie.
- Wracasz do domu? – spytała.
- Nie, jeszcze tu posiedzę – mruknęłam. – Później wrócę do wuja, zabiorę rzeczy i jutro wrócę do Hogwartu.
Bes pocałowała mnie w policzek i również się teleportowała. Wstałam z ziemi i podeszłam do pomnika. Nie wyglądał jak Syriusz, kiedy zamieniał się w psa. Był martwy i zimny, jak kamień, z którego był zrobiony. Odrzucała mnie ta sylwetka psa. Była obrzydliwie podobna do Łapy, ale martwa. Tak jak on.

- Taak, zawsze mnie bawiło, jak narzekał na pchły – usłyszałam czyjś cichy głos za swoimi plecami. I nie był to głos Claudii. Należał od do Primavary. Odwróciłam na moment głowę. Teraz zdjęła już okulary i ciemną chustę z głowy. Mimo smutku i łez na policzkach, wydała mi się bardzo piękna. Miała jasne włosy, jasnozielone oczy i, podobnie jak ja, bardzo jasną karnację.
- Kiedyś wspominał mi o tobie – powiedziałam i z powrotem zwróciłam wzrok w stronę kamiennego psa. – Zaraz, kiedy uciekł z Azkabanu. To nie on był winny, ale jego najlepszy przyjaciel. Peter Pettigrew. Znam go, niestety. Stał się jeszcze gorszą glizdą, niż był wcześniej. Wiesz, kim jestem, prawda?
- Oczywiście – przytaknęła Primavara. – Jesteś piosenkarką. Znają cię we Włoszech.
- Nie chodzi mi o to – zaśmiałam się. – Jestem bliską krewną jego. Najczarniejszego pana wszechczasów.
Prima pokiwała głową.
- Tak, to też wiedziałam – odparła. Miała taki sam akcent, jak Marius. Nic jej nie zostało z polskości. Korciło mnie, aby ją zapytać o tego starożytnego wampira.
- Mieszkasz we Włoszech – stwierdziłam. – Byłaś kiedyś w Wenecji?
Primavara uśmiechnęła się.
- Tak, byłam tam wiele razy – odpowiedziała. – Co prawda, nie mieszkam blisko niej, ale byłam tak bardzo wiele razy.
- Znasz może… Mariusa de Romanusa? – spytałam. – To mój… to rodzina.
- Niestety, nikogo takiego tam nie poznałam – Prima trochę posmutniała. – Może sama kiedyś wybierzesz się do Wenecji i poszukasz? Byłabyś we Włoszech bardzo mile widziana u mnie w domu.
- A jest tam coś ciekawego? – spytałam. – Jakieś wielkie pałace… dwory…
- Tak, w Wenecji jest jeden wielki, bogaty pałac, wypełniony dziełami tak pięknymi, jakich jeszcze w życiu nie widziałaś.
Strzał w dziesiątkę. A więc Mistrz Armanda nadal żyje, a jego dawny pałac stał się teraz jednym z zabytków Wenecji.
- Dziękuję ci, nawet nie wiesz, jak mi pomogłaś – odpowiedziałam. – Niestety, teraz muszę już iść, ale mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy.
- Nie wątpię w to – Prima pomachała mi ręką, a ja teleportowałam się. Nasza rozmowa nie była może długa i porywająca, ale wystarczyła rzucona przez nią mimochodem wskazówka, by naprowadzić mnie na właściwa drogę. Ja nie będę szukać Mariusa. On sam do mnie przyjdzie.

Kiedy wróciłam do domu Czarnego Pana, ten kazał mi zaraz wszystko dokładnie opowiedzieć. Pytał, co mówił Dumbledore, Harry Potter i członkowie Zakonu. Jemu w głowie tylko jedno. Mimo tragedii, która jakby na nowo powtórzyła się w moim życiu dzięki tej uroczystości, Voldemort nie spocznie, dopóki Zakonu Feniksa nie pokona.
- Mnie nie interesowały przemowy innych – powiedziałam, kiedy w końcu dał mi już dojść do słowa. – nawet nie próbowałam słuchać. To tak, jakbym przeżywała noc w Sali Śmierci drugi raz. Uwierz mi, to nic przyjemnego.
- Sophie, a myślisz, że skąd masz to wszystko? – zapytał, okrężnym ruchem ręki wskazując na salę tronową.
- Nie mów mi, że Ministerstwo Magii płaci ci za zabijanie mugoli i szantażowanie ministra – zadrwiłam. Voldemort spojrzał na mnie tak, że gdybym była bardziej strachliwa, uciekłabym gdzie pieprz rośnie.
- Gdyby nie moja potęga, ten cały majątek natychmiast zburzyłby Zakon i ministerstwo – rzekł. – Wdarliby się tu i rozkradli, co tylko drogocenne.
- Czyli zabraliby nawet kible? – spytałam. – Kto to widział w dzisiejszych czasach robić kible z marmuru?
- Chcę, żebyś miała wszystko, co najlepsze – powiedział Voldemort, siląc się na spokój. – Ale bez pewnych informacji będzie to trudne…
- Ale jednak wykonalne – wpadłam mu w słowo. – Jak na razie, to chcę tylko świętego spokoju.
Wstałam ze swojego tronu i wyszłam z czarnej, lśniącej komnaty. Chciałam opowiedzieć jeszcze Barty’emu o całej imprezie. W końcu zasłużył sobie na to, ratując mi skórę. I to dosłownie.

Zapukałam do drzwi. Odpowiedziało mi uprzejme „proszę”. Weszłam do środka. Najwyraźniej Barty wolał kończyć pracę tutaj, niż siedzieć w swoim gabinecie po godzinach, w towarzystwie Śmierciożerców, co chwilę odwiedzających go, by zapytać o jakąś poważną sprawę, albo po prostu, przez jakie „u” pisze się „tortura”. 
- Nie chciałabym ci przeszkadzać, ale mam już dość Czarnego Pana i jego obsesyjnych pytań o Zakon – powiedziałam i usiadłam na brzegu łóżka.
- Nie ma sprawy, nie przeszkadzasz mi – odparł Barty, nadal pochłonięty czytaniem jakiegoś długiego pergaminu, ciągnącego się aż po podłodze.
- No pewnie, bo po co samemu czytać jakieś nudne raporty, skoro można to zrzucić na swojego najlepszego Śmierciożercę – zakpiłam.
- Chcesz być cyniczne, ale mimo to schlebiasz mi – mruknął Crouch. Oderwał na chwilę wzrok od tekstu i przetarł oczy rękami. – Możesz podać mi okulary? Leżą na szafce przy łóżku.
Zrobiłam, co kazał. Barty ubrał je na nos i powrócił do niezmiernie ciekawej lektury.
- Nie wiedziałam, że nosisz okulary – odezwałam się po chwili.
- Bo nie noszę – odpowiedział Barty. – Czarny Pan powiedział, że powinienem do czytania zakładać okulary, żeby nie pogorszył mi się wzrok. Wie, że całe dnie spędzam albo na pisaniu, albo na czytaniu. Oczywiście, robię to na jego rozkaz.
Zaśmiałam się. Wyglądał bardzo zabawnie, mając na nosie okulary. Nie szpeciło go to, tak jak Harry’ego Pottera, wręcz przeciwnie.
- Więc mu się postaw – powiedziałam. – Ja bym tak zrobiła. Lubię książki, ale bez przesady.
- Ale tak się składa, że ja nie jestem tobą, a ty mną.
- Masz rację – stwierdziłam. – Ale na twoje szczęście, jesteś w bliskich relacjach ze mną – wstałam i podeszłam do niego – więc to daje ci pewne przywileje. Chodź, nie możesz całymi wieczorami czytać jakichś wypocin Glizdogona na temat wyszorowanych tego dnia ubikacji.
Pociągnęłam go na łóżko. Ale wcale nie miałam zamiaru łamać przyrzeczenia, które dałam Draconowi. Zdjęłam Barty’emu okulary i złożyłam je na szafce.
- Wyjedź gdzieś na urlop – dodałam. – Już jakoś przeżyję te dwa miesiące bez ciebie. Tobie są potrzebne wakacje. Odkąd cię znam, tylko pracujesz, z przerwami na jakieś tortury, które aplikuje ci Czarny Pan. Jesteś pracoholikiem.
- Wcale nie – oburzył się.
- Jesteś – oświadczyłam. – Każdy uzależniony od czegoś człowiek zawsze temu będzie przeczył. A ty masz poważny problem.
- Moim problemem jesteś ty, która ciągle twierdzi, że ja mam problem.
Roześmiałam się. Dziwne stwierdzenie. Ale może prawdziwe.
- Potrzebujesz rozrywki jeszcze bardziej, niż sądziłam – oświadczyłam. Pchnęłam go na łóżko i pocałowałam w usta. Nie zdążyłam nawet rozpiąć jego zapinki przy koszuli, Barty odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
- Nie możemy tego robić – powiedział niezbyt przekonującym tonem.
- Czemu? – spytałam. – Przecież nie powiem tego Draconowi.
- Nie chcę oszukiwać Czarnego Pana – odparł Crouch. – Poza tym, to grzech…
Roześmiałam się.
- I teraz to sobie przypomniałeś? – spytałam. – Szanuję twoją decyzję, ale uwierz mi i nie próbuj zaprzeczać. Czarny Pan robi z twojego mózgu wodę. Albo jakąś łajnobombę. Psujesz sobie wzrok dla niego, odtrącasz mnie… oczywiście dla niego. Wiem, że dużo mu zawdzięczasz, ale mi chyba więcej, prawda? Zawdzięczasz mi duszę.
- Gdybym wiedział, że będziesz mi to wypominać, to bym nie chciał twojej pomocy – powiedział. Zabolały mnie jego słowa, ale nie musiał koniecznie chcieć mnie zranić.
- Nie wypominam ci – zaprzeczyłam natychmiast. – Nie będę cię do niczego zmuszać. Jeśli chcesz się tak nadal dla niego poświęcać, proszę bardzo. Ale zrób coś dla mnie. Odpocznij chociaż trochę od tej monotonnej pracy. Martwy nic nie zdziałasz.
Barty westchnął.
- Dobrze – zgodził się. – Pójdę jutro do Czarnego Pana i poproszę go o kilka wolnych dni. Ale jeśli wrócę z tej rozmowy bez ręki albo oka, to będę tylko ciebie o to winił.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niego. To się nazywa mieć dar przekonywania. Będę korzystać z niego, dopóki będzie pozwalać mi na to mój osobisty urok. Bo o urodzie nie ma tu nawet do gadania. Nie byłam nawet cieniem dawnej Sophie.
- Dziękuję za ten eliksir – odezwałam się. – Gdyby nie on, byłabym nadal okropną kreaturą. To znaczy, nadal nią jestem, ale nie wyglądam już tak tragicznie.
- Dla mnie zawsze byłaś piękna – odpowiedział Barty.
Zaśmiałam się.
- Kochany jesteś – mruknęłam, nadal się uśmiechając. – Ale nigdy nie byłam jakimś ideałem. Faceci lgnęli do mnie tylko ze względu na moją sławę i czarodziejską moc. Tak naprawdę, to nigdy nie przypominałam posągu Afrodyty. Podobna jestem raczej do pająka. Spójrz na moje palce. Są kościste i długie, jak u Czarnego Pana. A on nie jest raczej Playboyem. Zawsze wystawały mi też żebra… w ogóle to byłam i jestem chuda. Nic tego nie zmieni. Ty za to jesteś pracoholikiem, czego w tobie nie znoszę. Miałbyś dla mnie o wiele więcej czasu, gdyby Czarny Pan nie był dla ciebie ważniejszy.
- Nie jest ważniejszy – odpowiedział Barty. – Jest po prostu moim szefem. Spójrz to tak. Gdyby mnie zwolnił, co w jego przypadku oznaczałoby zamordowanie mnie, to nie miałbym już przyszłości. W ministerstwie nie przyjęliby mnie raczej do pracy…
- Daj już spokój tej pracy – przerwałam mu. – Jutro sama pójdę i załatwię ci ten urlop.
Barty nic już nie odpowiedział. Nie tylko jemu przydałby się wyjazd na Majorkę. Czarny Pan też jest uzależniony od rządzenia tym wszystkim. I z pewnością jest też bardzo zmęczony. Jemu proponowałabym wyjazd do Egiptu. I opaliłby się trochę…

~*~


Myślałam, że nie uda mi się opublikować tej notki przed wyjściem, ale jednak. Całą niedzielę pisałam ten rozdział, aby móc go opublikować dzisiaj. Specjalnie wstałam wcześniej, by jeszcze wejść na komputer. Za chwilę wyruszam na pielgrzymkę. To spotkamy się w piątek. Dedykacja dla Eles. :* 

28 komentarzy:

  1. ~Olka
    10 sierpnia 2009 o 08:51

    Świetny rozdział.Ciekawe czy Czarny Pan się zgodzi na to żeby Barty pojechał na urlop? Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:33
      Pomyślmy. Kto by mu herbatkę z cytrynką robił? Kto by mu książki do biblioteki odnosił? xD

      Usuń
  2. ~Cam.
    10 sierpnia 2009 o 10:06

    Hm, nadal żal mi trochę Syriusza, szczególnie tego uczucia pomiędzy nim a Primaverą. Ale cóż – bywa i tak. Niezły rozdział. Życzę udanej pielgrzymki. xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:37
      Jak to czasem mawiam, nie wszystko jeszcze stracone xD

      Usuń
  3. ~Eles.
    10 sierpnia 2009 o 11:22

    Dziękuję za dedykacje xD. No a co do notki, najbardziej podobała mi się przemowa Sophie. Na cmentarzu i wtedy, o „ważniejszości” Voldemort’a od niej. Super to wszystko napisałaś xD. No, to czekam na następny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:44
      Proszę bardzo xD Sophie właśnie odziedziczyła po mnie tą tendencję do przemów xD

      Usuń
    2. ~Eles.
      13 sierpnia 2009 o 21:10

      Skromnością to Ty nie grzeszysz xD.

      Usuń
    3. 13 sierpnia 2009 o 21:15
      Tak, właśnie xD Nie jestem skromna, ale pracuję nad tą wadą xD I miałam na myśli cozywiście to, że Sophie jest tak samo jak ja wygadana i się nie wstydzi mówić przed tłumem, nie to, że te przemowy są dobre, bo w moim wypadku są i dobre i złe xD

      Usuń
  4. ~Gabika138
    10 sierpnia 2009 o 11:25

    Urlop… Hm, Voldy się chyba nie zgodzi. xD[siostrzenicavoldemorta]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:44
      Z drugiej strony, to ma jeszcze Glizdogona, ale nikt nie zrobi mu takiej herbaty jak Barty xD

      Usuń
  5. ~Destruo.
    10 sierpnia 2009 o 12:25

    Życzę udanej pielgrzymki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:51
      Dziękuję xD Fajnie było, miła odmiana po 7 godzinach przed kompem xD

      Usuń
  6. ~kicyslawa
    10 sierpnia 2009 o 19:57

    Tortóra… taaa… XD Ciekawi mnie jak Voldek zareguje na ta prosbe ;] Sophie udaly sie obydwie przemowy i oglem notka zarabista jak zawsze ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:52
      Mnie jednak bardziej ciekawi, jak Voldek by napisał „tortÓra”… xD

      Usuń
  7. ~Savnay
    10 sierpnia 2009 o 21:01

    Świetny rozdział. Zapraszam serdecznie na nowy rozdział http://historia-corki-voldiego.blog.onet.pl/Z góry dziękuję.Przeczytaj i wyraź swoją opinię:D

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Jeanne
    10 sierpnia 2009 o 22:14

    Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na http://nowa-w-szkole-hogwart.blog.onet.pl/Przeczytaj i wyraź swoją opinię:D

    OdpowiedzUsuń
  9. ~carmen37
    11 sierpnia 2009 o 18:22

    No fakt, Voldi by się troszkę opalił. Biedak, taki biały, bo mama mu zabrania wychodzić z domu. Ale wcześniej trzeba było nie zabijać tysięcy ludzi xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:54
      Ja bym mu proponowała samoopalacz xD

      Usuń
  10. ewcia127@onet.eu
    12 sierpnia 2009 o 12:33

    Gratulacje gwiazdki Frozenko ;**Lilly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:54
      Dziękuję xD Jak zwykle, dopiero się dowiedziałam. Wszyscy już wiedzą, tylko nie ja xD

      Usuń
  11. ~Lilianne.
    12 sierpnia 2009 o 16:03

    Chcesz być członkiem założenia inicjatywy Dharma? Pisz z nami, to nie jest pamiętnik zwykłego LOST, jak dawniej! Initiative-Dharma.blog.onet.pl . Nie jest nas dużo… Mamy nadzieję, że dołączysz.

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Cathy
    13 sierpnia 2009 o 11:17

    Cześć. Czytam Twojego bloga od dłuższego czas a międzyczasie zdążyłam założyć sobie bloga. Mam takie pytanie- czy mogłabyś mnie na nim informować o NN? Ja cię również mogę. *moonlight-serenade.blog.onet.pl*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 20:59
      Hmmm… skoro czytasz mój blog, to oczywiście Cię będę informować. Zobaczę jeszcze na Twój… zapachniało mi tu „Zmierzchem”, ale przypomina mi to Huncwotów, albo coś innego xD Spoko, informuj mnie, jak będę mieć czas, to dokończę czytać 1 rozdział xD

      Usuń
  13. andziaa131@buziaczek.pl
    13 sierpnia 2009 o 13:20

    Nowy rozdział na http://www.corka-ciemnego-zla.blog.onet.pl Serdecznie zapraszam. / Eles.

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Catyh
    13 sierpnia 2009 o 22:03

    Też dodaje do linków. Pytałaś o kategorię- myślę, że najlepsza będzie fantastyka. *moonlight-serenade*

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Cathy
    13 sierpnia 2009 o 22:03

    Też dodaje do linków. Pytałaś o kategorię- myślę, że najlepsza będzie fantastyka. *moonlight-serenade*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 sierpnia 2009 o 22:11
      Spoko, dodaję do fantastyki xD

      Usuń
  16. ~Nadia
    4 sierpnia 2010 o 23:24

    Haha! No raczej Voldemort nie jest playboyem ;) Przeczytalam.

    OdpowiedzUsuń