8 sierpnia 2009

Rozdział 167

Kiedy wstałam następnego dnia z łóżka, poczułam się, jakby mój żołądek wypełniła bryła lodu. Związane to było z dzisiejszą imprezą pogrzebową Syriusza. Albo raczej z towarzystwem, które tam spotkam. Spojrzałam na zegar. Sądząc po godzinie, od wielu tygodni tak dobrze jeszcze nie spałam. Był kwadrans po dziewiątej. Rzuciłam się w stronę szafy. Co ja na siebie ubiorę? Byłam już na kilku pogrzebach, ale ten był inny. To będzie coś w rodzaju stypy, albo… sama nie wiem, co to ma być. A przecież nie pójdę w szacie szkolnej. Może by ubrać szatę Śmierciożercy? Tak, i od razu napisać do Ministerstwa Magii, żeby mnie zakuli w kajdany i zaciągnęli do Azkabanu bez procesu. A może oni właśnie na to liczą? Że przyjdę do Kwatery Głównej, a tam zamiast odświętnie ubranych członków Zakonu zastanę aurorów? Nie, przecież nie robiliby sobie żartów z Syriusza, to nie Śmierciożercy, którzy dla zdobycia uznania Czarnego Pana zbezcześciliby zwłoki swojego martwego kolegi po fachu.

Ubrałam czarną szatę, bez żadnych ozdób i innych głupot. Spojrzałam na swoje ręce. Serce podskoczyło mi do gardła. Eliksir! Muszę zrobić eliksir, bo jeśli przyszłabym w takim stanie do Kwatery Głównej, wszyscy by się mnie wystraszyli. Choć może to i lepiej, mogłabym liczyć na mały zawałek od strony Pottera…
Wybiegłam z pokoju, nawet nie patrząc pod nogi. W pewniej chwili poczułam, że ląduję na podłodze. Dlaczego to zawsze ja się przewracam, kiedy się z kimś zderzam?
Barty pomógł mi wstać. Najwidoczniej nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
- Gdzie się tak spieszysz? – spytał. – Chyba nie biegniesz na śniadanie. Nie radzę, dziś Stworek jest w Hogwarcie, więc gotuje Glizdogon.
Skrzywiłam się mimowolnie.
- Muszę zrobić elik… wróć – urwałam. – Stworek jest w Hogwarcie? Kto go tam wysłał?
- Harry Potter – brzmiała oczywista odpowiedź. Barty wyciągnął z kieszeni niewielką, kryształową fiolkę, wypełnioną jakimś białym płynem o perłowej poświacie. – Po to tak się spieszysz? Robiłem go dla ciebie całą noc.
Wręczył mi fiolkę. Rzuciłam się mu na szyję i pocałowałam go w usta.
- Nie wiem, co powiedzieć – mruknęłam. – Dziękuję.
Barty zarumienił się tylko i nic nie odpowiedział.
- No, to muszę wypróbować ten eliksir – dodałam, chwyciłam go za rękę i poszłam do marmurowej łazienki. Stanęłam przed lustrem. To były ostatnie chwile mojej pięknej brzydoty. Odkorkowałam fiolkę i wypiłam do dna. Smakowało, jak skwaśniała kocimiętka. Takie porównanie przynajmniej przyszło mi do głowy.
Mimo okropnego smaku, coś się zaczęło dziać. Moja popękana skóra na dłoniach zaczęła się zrastać. Z twarzą działo się coś jeszcze dziwniejszego. Przypominało przemijanie działania eliksiru wielosokowego. Skóra wygładziła się i zaczęła się rozjaśniać. Podciągnęłam szatę na wysokość kolana. Nogi też się zmieniły. Czułam, że moja skóra jest tak samo gładka i zimna, jak dawniej. Teraz zaczął się zmieniać kolor. Poczułam się, jakbym zanurzała się w lodowatej mgle. Chwilę później byłam już normalna. Odwróciłam się twarzą do Barty’ego i ponownie rzuciłam się mu na szyję.
- Gdyby nie ty, wyglądałabym jak ochłap do końca życia – powiedziałam.
- Przesadzasz – Barty tylko wzruszył ramionami i odsunął się ode mnie. Skąd ten dystans do mnie? Chciałam go o to zapytać, ale nie miałam ochoty na wszczynanie kłótni.
- Wybacz za tą sprawę z Malfoyem – mruknął. – Ale ten gówniarz tak mnie wkurzył…
- Nie tylko ciebie on irytuje – przerwałam mu. – Pójdę teraz poczytać.
Udałam się do biblioteki. Nie mogłam wprost uwierzyć, że dopiero teraz odkryłam te powieści mojego dziadka. Przecież był wspaniałym pisarzem, a tak ukrywał się ze swoim talentem. To nie średniowiecze, gdzie nie można było pisać powieści o miłości i magii.

Minutę przed szesnastą trzydzieści, teleportowałam się do Kwatery Głównej. Powróciły te wszystkie wspomnienia, miłe i mniej ciekawe. Nic się tu nie zmieniło. Grimmauld Place 12 pozostało niezmienione. Poszłam do kuchni, gdzie zwykle odbywały się wszystkie spotkania. Ale nikogo nigdzie nie było. Wsłuchałam się w ciszę. Nikt nic nie mówił. No tak, bo nikogo nie było. Przecież Kwaterę Główną przeniesiono do Nory, mieszkania Weasleyów. Do czego to doszło, muszę się fatygować do rozlatującego się domu zdrajców krwi.
Mimo to teleportowałam się do Nory, drżąc ze złości na Dumbledore’a, który nie był łaskaw przypomnieć mi o tej zmianie.

W kuchni siedziało mnóstwo ludzi. Wszyscy Weasleyowie, Ghostowie, Remus Lupin, Tonks, Szalonooki Moody, Kingsley, oczywiście Hermiona Granger, Harry Potter i Sapphire.
- Sophie, Dumbledore mówił, że jesteś chora – Bes poderwała się z krzesła i uścisnęła mnie.
- Ale wyzdrowiałam – odpowiedziałam lodowatym tonem. – Dzięki pomocy Czarnego Pana. Nie jest jednak taki zły, prawda?
Bes wymieniła znaczące spojrzenia ze Sethim.
- Nikt nie chciał mi powiedzieć, co ci się stało – powiedziała. Zauważyłam, że wszyscy ubrani są na czarno. Oczywiście, tylko Hermiona i Harry nie byli łaskawi ubrać się jak czarodzieje. Będą każdego razić swoimi mugloskimi ubraniami.
- Wystawiłam się na słońce, jeśli to ci coś mówi – czułam się okropnie, odzywając się w ten sposób do matki, która chyba najbardziej martwiła się o mnie. – Gdzie jest Dumbledore?
- Powiedział, że się trochę spóźni – odrzekł Lupin.
- Miałam nadzieję, że więcej osób będzie chciało pożegnać Syriusza – mruknęłam. – Będę musiała odprawić kilku ludzi, których zamówiłam na tą uroczystość.
Wyciągnęłam z kieszeni coś, co zadziwiło prawie wszystkich, znajdujących się w tym pomieszczeniu. Oczywiście, Harry, wychowany u mugoli i Hermiona – szlama, zdziwili się tylko dla tego, że zauważyli telefon komórkowy w mojej ręce.
- Na co się gapisz – warknęłam do tej ostatniej. – Jako osoba publiczna muszę się posługiwać czymś praktyczniejszym, niż sowy.
Już miałam zadzwonić, ale Bes chwyciła mnie za nadgarstek. Buddo, jak ja nienawidzę, kiedy tak się mnie łapie. Wyrwałam rękę z jej uścisku.
- Wielu członków Zakonu będzie na miejscu – powiedziała. – Ta uroczystość to dość głośna sprawa, przybędzie też minister i wielu innych ludzi.
Schowałam z powrotem do kieszeni telefon.
- A gdzie będzie to… - zaczęłam, ale resztę moich słów zagłuszył trzask, oznajmiający aportację albo deportację. Po chwili do kuchni wszedł Dumbledore. On również miał na sobie czarną szatę, tyle że przyozdobioną złotymi, haftowanymi gwiazdkami. Osobiście obraził mnie tym strojem, ale postanowiłam już nie robić im uwag na temat tego, w co się ubierają, czy jak się zachowują. Byłam Śmierciożercą, a oni byli przeciwko mnie. Więc tym lepiej, że ubierają się gorzej od sług Czarnego Pana.

-To jesteśmy już w komplecie? – spytał dyrektor Hogwartu, a kilka osób przytaknęło. – Teleportacja łączna, tak?
- Zaraz, zaraz – przerwałam mu. – Po pierwsze: gdzie właściwie lecimy? Po drugie: co to za uroczystość? I po trzecie: jak mogłeś, profesorze, ubrać tak wyzywającą szatę?
Nie mogłam się powstrzymać.
- Myślałem o Dolinie Godryka – odpowiedział Dumbledore. – Ale sądzę, że to bardzo zły pomysł. Dlatego postawimy Syriuszowi pomnik na cmentarzu, niedaleko nagrobka Darli. Widziałaś kiedyś uroczystości historyczne? Upamiętnianie powstań, rocznice jakichś wydarzeń… podbicie Bastylii? To będzie miało taki charakter. Każdy powie coś od siebie i tyle. Co do szaty – uśmiechnął się lekko – nie można zamartwiać się wiecznie, a z resztą, Syriusz by nie chciał, żebyśmy tak długo nosili po nim żałobę.

Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Po prostu nie mogłam! I to powiedział człowiek, który chronił Potterów przez wiele miesięcy, który zaopiekował się ich synem i walczył za niego z Voldemortem na początku wakacji!
- Nie rozumiem ciebie – mruknęłam. – Każdy powie kilka słów od siebie i… tyle?
- A na co liczyłaś? – spytał Dumbledore.
- Liczyłam na coś więcej – warknęłam. – Przecież Syriusz wart jest więcej niż kilka bezsensownych słów. Dlatego osobiście o to zadbałam.
Dziś rano, kiedy już znużyło mnie czytanie książek Anzelma, wyciągnęłam swój telefon i zadzwoniłam do magicznej firmy, aby przysłali siedmiu ludzi, którzy by przybyli na tą uroczystość i wystrzelili kilka kulek w niebo. Nie myśl, że tylko mugole używają swoich elektronicznych sprzętów. I osoby, które pracują dla czarodziejów, obsługują też mugoli.

- Dobrze, zdaję się na ciebie – powiedział z uśmiechem Dumbledore.
- Dlaczego tak mi ufasz? – spytałam. Albus zignorował moje pytanie.
- To ruszamy w drogę, co? – zaproponował. Przewróciłam teatralnie oczami. Nikt nie musiał mnie poprowadzić, żebym trafiła na cmentarz. Byłam tam już wiele razy. Kiedy wylądowałam miękko na trawie, zauważyłam, że kilkanaście osób już tam jest. Stoją niedaleko grobu Darli. Bezczeszczą powietrze, którym oddychają kwiaty na jej tablicy.

Ubrałam ciemne okulary i ruszyłam w ich stronę. Poznałam kilku pracowników z ministerstwa, którzy z pewnością byli członkami Zakonu. Kiedy byłam już na tyle blisko, że Mie poznali, jeden z nich uścisnął mi rękę, jakbym nigdy nie zdradziła Zakonu Feniksa. Mało tego, jakbym znała go od dawna.
- Dumbledore mówił, że się pojawisz – odezwał się. – Pewnie dlatego tylu jest chętnych na tą uroczystość.
- Z pewnością – mruknęłam. Z tylu dobiegł nas odgłos teleportacji. Świetnie. Nie ma to jak podupadająca sława. Oni nie chcieli zobaczyć mnie, tylko moją obecną formę. Chcieli się ze mnie ponabijać w swój żałosny sposób.
Dumbledore przywitał ich wszystkich. Chwilę później przybył Minister Magii w otoczeniu swojej ochrony, zauważyłam też Korneliusza Knota, Dolores Umbridge – na jej widok wszystko się we mnie przewróciło – ale dotarł też Hagrid, Fleur Delacour i wiele innych osób. Na końcu przybyli czarodzieje, których zamówiłam. Było ich siedmiu, każdy miał na sobie czarny, odświętny frak i trzymał w ręku mugolski karabin SG 550.

Dumbledore uciszył wszystkich, wystrzeliwszy z różdżki czerwony snop iskier. Wszyscy zamilkli, a on przemówił:
- Zebraliśmy się  tutaj, aby uczcić bohaterską śmierć Syriusza Blacka. Został on niesłusznie oskarżony o zabójstwo trzynastu mugoli i jednego czarodzieja. W Azkabanie spędził dwanaście lat, po czym uciekł. Ministerstwo Magii uniewinniło go po śmierci. Jako jego przyjaciele i rodzina, pragniemy również uczcić jakoś jego śmierć. Dlatego – machnął różdżką, a niedaleko nagrobka Darli pojawiła się jakaś budowla, przykryta wielkim, szarym płótnem – ten pomnik będzie symbolem naszego uznania i miłości do niego.
Po raz trzeci machnął różdżką, a płótno opadło, odsłaniając kamienny pomnik, wysoki na dwa metry, przedstawiający wielkiego psa, stojącego na skale. Do niej też przyczepiona była tabliczka z napisem:

A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć…

Piękne słowa, mówiące dokładnie o mnie i Syriuszu. Sądzę jednak, że Dumbledore nie pofatygował się, by znaleźć ten cytat, aby mówił on o mnie. Zapewne miał dotyczyć Harry’ego i Syriusza. Ale chyba mu trochę nie wyszło, chyba że nie wiem o jakimś zdarzeniu, dotyczącego tej dwójki.
Dumbledore truł jeszcze przez kilkanaście minut, jakim to Syriusz był cudownym mężczyzną, a jakim dobrym i szlachetnym… Wszystko pięknie, ładnie, ale wychodzi na to, że nie znał go takiego, jakiego ja znałam. Przez te tygodnie, spędzone z nim tuż po jego ucieczce, poznałam jego tajemnice, których nikomu jeszcze nie mówił. Wspominał mi o Primavarze, którą z resztą widziałam we wspomnieniach Snape’a.

Przemowę Dumbledore’a zakończył aplauz.
- Sądzę, że teraz powinien wypowiedzieć się kolega szkolny Syriusza – dodał i wszedł w tłum ludzi. Jego miejsce zajął teraz Lupin. On z kolei wspominał o czasach szkolnych, powiedział coś o Jamesie, nawet w jego wypowiedzi pojawiło się imię i nazwisko Primy… Poproszono później McGonagall, jako wychowawca Syriusza, też wypowiedziała się o nim, jak o pojętnym uczniu, lecz dość leniwym.
- Syriusz uciekł z Azkabanu o własnych siłach, ale nie poradziłby sobie poza jego murami bez pomocy Sophie Serpens – rzekł Dumbledore, kiedy McGonagall zeszła z widoku. – Proszę, aby Sophie powiedziała kilka słów.
Wyszłam z tłumu i stanęłam do niego twarzą.
- Słowa nie opiszą tego, co chciałabym mu powiedzieć – zaczęłam. – Wiem, że Syriusz dostał już ode mnie piosenkę, ale nie zdziałała ona tego, czego bym chciała. Dlatego teraz stworzę dla niego nową. I choć on już nigdy nie powróci, nigdy nie będzie miał okazji jej posłuchać, to dedykuję ją Syriuszowi.
Zdjęłam ciemne okulary i cisnęłam je gdzieś w trawę. Machnęłam różdżką, a przede mną pojawił się czarny fortepian. Usiadłam przy nim i zaczęłam grać:

- Notice me *
Take my hand
Why are we
Strangers when
Our love is strong
Why carry on without me

Everytime I try to fly
I fall without my wings
I feel so small
I guess I need you, baby
And everytime I see you in my dreams
I see your face
It’s haunting me
I guess I need you, baby

I make believe
That you are here
It’s the only way
I see clear
What have I done
You seem to move on easy

And everytime I try to fly
I fall without my wings
I feel so small
I guess I need you, baby
And everytime I see you in my dreams
I see your face
You’re haunting me
I guess I need you, baby

I may have made it rain
Please forgive me
My weakness caused you pain
And this song’s my sorry

At night I pray
That soon your face
Will fade away

And everytime I try to fly
I fall without my wings
I feel so small
I guess I need you, baby
And everytime I see you in my dreams
I see your face
You’re haunting me
I guess I need you, baby

Przez cały czas trwania tej piosenki, po moich policzkach płynęły czerwone, krwawe łzy. Kiedy ostatnia nuta ucichła, a ja podniosłam wzrok, zauważyłam, że wszyscy patrzą na mnie, ich twarze są blade jak papier, ale tylko jedna osoba płakała. Przyciskała do ust chusteczkę, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Była bardzo podobna do tej nastoletniej Primavary, ale teraz wyglądała o wiele starzej.

Wstałam i dałam znak ręką. Człowiek, dowodzący tą zamówioną przeze mnie siódemką, krzyknął:
- Powstać!
Czarodzieje wstali z krzeseł. Położyli broń na lewym ramieniu i strzelili. Za pierwszym razem, większość osób zakryło sobie uszy rękami. Drugi strzał. I trzeci. Należało się to Syriuszowi. Zginął bohaterską śmiercią, a bohaterzy zasługują na hołd. Czymże byłaby ta marna impreza bez oddania hołdu człowiekowi pokroju Syriusza?

~*~

Pisałabym jeszcze, ale boją się, że by to Was zanudziło. Mam nadzieję, że się podobało. Siedziałam nad nim od rana. Dedykacja jest dla wszystkich czytelników. Może niezbyt to oryginalne, ale nie chcę teraz nikogo tu wywyższać. Och, i jeszcze jedna informacja. Przeczytajcie ją, bardzo proszę, mimo iż będzie trochę długa. W poniedziałek idę na pieszą pielgrzymkę, tak samo jak rok temu. Wrócę dopiero 13 sierpnia, więc rozdział oczywiście się nie ukaże przez te cztery dni. No, nie było tak długo xD

TU tłumaczenie piosenki. Britney Spears – Everytime 

21 komentarzy:

  1. aleksandraa@vp.pl
    8 sierpnia 2009 o 14:22

    Witam!Może to SPAM, ale też uczciwa wymiana!Na blog http://snake-and-lion.blog.onet.pl pojawiła się nowa notka o losach Draco i Hermiony ( Są to bohaterzy książki J.K Rowling ).Mogę informowac cię o noych postach, jeśli zechcesz! ; – )Możesz wejśc i zobaczyc, albo skasowac ten komentarz! ZAPRASZAM!

    OdpowiedzUsuń
  2. aleksandraa@vp.pl
    8 sierpnia 2009 o 14:36

    Witam!Może to SPAM, ale też uczciwa wymiana!Na blog http://snake-and-lion.blog.onet.pl pojawiła się nowa notka o losach Draco i Hermiony ( Są to bohaterzy książki J.K Rowling ).Mogę informowac cię o noych postach, jeśli zechcesz! ; – )Możesz wejśc i zobaczyc, albo skasowac ten komentarz! ZAPRASZAM!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aleksandraa@vp.pl
      8 sierpnia 2009 o 15:39

      Snake-and-lion.blog.onet.plPrzepraszam cię. Nie zauważyłam twojego anty SPAMU. Blog był w remoncie. Już jest wszystko dobrze. Mam nadzieje. Jak chcesz to możesz przeczytac. Pozdrawiam i przepraszam.

      Usuń
    2. 8 sierpnia 2009 o 18:44
      Dobrze już, spoko… Nie wnerwiam się już. Przeczytam Twój blog, może nie będzie mnie wnerwiał, jak większość opowiadań o Draconie i Hermionie. Ale po co aż 2 spamy?

      Usuń
  3. ~Claudia
    8 sierpnia 2009 o 18:18

    Ja osobiście wolę skromne uroczystości pożegnalne, niż z jakimiś dziwnymi, wymuszonymi „dodatkami” . Są według mnie zbęde bo pogrzeb to nie przedstawienie w którym ktoś może się pokazać. Początek fajny, jak zwykle cieszę się, że był Barty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 sierpnia 2009 o 18:49
      Strzelanie było wymuszone? Myślałam, że będzie takie… inne. Bo wszędzie to ludzie tylko płaczą, ryczą, zawodza i składają kwiaty. I jeszcze mówią „moje kondolencje” rodzinie zmarłego. A strzealnie, wydaje mi się, że było oryginalne xD

      Usuń
  4. gabika138@onet.eu
    8 sierpnia 2009 o 18:50

    Wow, ale nagłówek! Można się przestraszyć ;).Właśnie opublikowałam prolog u siebie na nowym blogu. Zapraszam Cię serdecznie ;).[siostrzenicavoldemorta]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 sierpnia 2009 o 13:08
      Prawda? Ja miałam taką tapetę na komputerze. Dopóki się nie popsuł, teraz się boję cokolwiek w nim zmieniać xD

      Usuń
  5. ~Olka
    8 sierpnia 2009 o 19:35

    Fajny rozdział.Ta impreza pożegnania Syriusza była taka trochę……inna….nikt nie ryczał,nikt nie składał kwiatów.To było właśnie fajne.Czekam na next.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 sierpnia 2009 o 13:08
      Tak, była inna, na tym mi właśnie zalerzało xD

      Usuń
  6. ~a
    8 sierpnia 2009 o 22:59

    fajny wpis.–http://test-iq.tumblr.com test iq

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Cam.
    9 sierpnia 2009 o 00:15

    Najbardziej podobało mi się zakończenie. Nawet lekko się wzruszyłam [ale nie płakałam, żeby nie było]. Eh, smutno się zrobiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 sierpnia 2009 o 13:09
      Woow, wywołać u Ciebie wzruszenie… czuję się nieco zaszczycona xD Mnie tam nic nie wzruszy, chyba że całkowicie naprawiony komputer xD

      Usuń
  8. ~kicsyława
    9 sierpnia 2009 o 00:29

    Najlepsze byly te strzaly na koncu! Jak najbardziej ta notka mi sie spodobala, bo mimo, ze to byla stypa, to nie bylo ciaglego lamentu i westchniec oraz slow do Soph pt. „tak mi przykro, Syriusz byl cud miod i wogole (XD)” od ludzi ktorzy go nie znali,lub widzieli jeden, dwa razy. Bylo… inaczej niz na zwyklej stypie i to bylo wlasnie najlepsze… A o Albusie daruje sobie komentarze. A i ciesze sie ze nareszcie chciaz przez moment nie zwracano uwagu na pottera, bo to jest debil XD (ale jestem szczera ;])czekam na 13 sierpnia ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 sierpnia 2009 o 13:11
      Może uda mi się jeszcze jutro coś opublikować. Już mam prawie napisany 168, ale nie miejmy zbytnich nadziei, bo się komp dziś znów popsuł. Prawie się ze szczęścia popłakałam, kiedy go tata naprawił xD

      Usuń
  9. andziaa131@buziaczek.pl
    9 sierpnia 2009 o 20:36

    Nowy rozdział ww.dark-lady-s.blog.onet.plSerdecznie zapraszam xD. / Eles.

    OdpowiedzUsuń
  10. ineskryszen@autograf.pl
    9 sierpnia 2009 o 23:08

    Rozdział fenomenalny. Mówię serio. Bardzo mi się podobał, ale nie wyobrażam sobie Dumbla w szacie w gwiazdki. xD No i fajny był pomysł z tym hołdem. I nie wiem czemu Barty tak stronił od Soph. Może jestem nie kumata czy cóś, ale nie wiem. xDI wgl zadedykowałam Ci notkę u siebie, ale to tak notabene. ;)I czekam na 168 ;**Nadine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 sierpnia 2009 o 04:47
      No, to się zdziwisz jeszcze bardziej po następnym rozdziale xD Mogę prosić o adres Twojego bloga, bo chyba go zgubiłam… xD

      Usuń
    2. ineskryszen@autograf.pl
      10 sierpnia 2009 o 10:05

      Już przeczytałam i rzeczywiście się zdziwiłam. xD Barty jedzie na urlop? HA, Czarny Pan do Egiptu, żeby się OPALIŁ?! xDD Może w kąpielówkach z Myszką Miki jeszcze. xD Ja normalnie czasami nie mogę. xD Masz świetne pomysły. xDEch, wszyscy go gubią. ^^www.hogwarts-banned-love.blog.onet.plA ja spadam jechać do Zakopanego. xDNadine ;*

      Usuń
    3. 21 sierpnia 2009 o 12:40
      Tak, w kąpielówkach z myszką miki xD

      Usuń
  11. ~Nadia
    4 sierpnia 2010 o 23:08

    Przeczytałam.

    OdpowiedzUsuń