11 stycznia 2014

Rozdział 355

         Świat wirował dookoła mnie setkami tysięcy barw poranka. Dominowało złoto, mieszając się z oślepiającym żółcią różem. Nie było już żadnych dźwięków, umilkły przenikliwe, podniosłe dzwoneczki. Muzyka zmieniła się w szary, bezkształtny szum. Nigdy w życiu nie uczestniczyłam w takiej teleportacji. Na początku myślałam, że to przez zmęczenie… ale czułam się niesamowicie rozbudzona. Byłam teraz bogiem. Tylko w moich rękach leżał los wszystkich Śmierciożerców. Jedno moje zawahanie i wszyscy osuniemy się w nicość. Chaos ostatnich wydarzeń sprawił, że mój umysł stał się nie tylko pusty, ale i niesamowicie, idealnie biały. Nie mogłam myśleć, a moja wyobraźnia nie działała. Nadal czułam tę przedziwną lekkość, jakbym wciąż przebywała poza ciałem.
Wydawało mi się, że lecimy przez nieprzyzwoicie długi tunel, a sekundy ciągną się w nieskończoność. Ale w końcu powróciliśmy do przytłaczającej rzeczywistości. Nagle zdałam sobie sprawę, że klęczę na zakurzonej podłodze wśród ciemności i rozgardiaszu, nieco odcięta od dźwięków i obrazów, jakbym była pod wodą. Przez moment nie widziałam, co działo się dookoła mnie. Lord Voldemort powiedział coś swym silnym, rozkazującym głosem, po czym czyjeś zaskakująco delikatne dłonie postawiły mnie na nogi. Ujrzałam Barty’ego bardzo blisko mnie i cienie biegające w różne strony. Ostatnie wydarzenia mocno nadszarpnęły moje siły.
Czarny Pan otworzył usta, mając zamiar przemówić, ale ja go uprzedziłam:
- Później.
Spojrzałam na niego znacząco, po czym odnalazłam dłoń Bartemiusza i pociągnęłam ją lekko w stronę, gdzie znajdowała się jego sypialnia. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z wujem. Praktycznie przebiegłam przez spowity głębokim mrokiem korytarz i wymacałam klamkę. Gdy uchyliłam drzwi, ujrzałam doskonale znane mi wnętrze. Skierowałam się prosto w stronę przykurzonego łóżka, na którym usiadłam. Crouch uczynił to samo. Wystarczył jeden, krótki pocałunek, aby zasnął głębokim, spokojnym snem. Przez jakiś czas wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, czując jednocześnie pustkę i nadmiar emocji, które zgromadziły się we mnie po tej chaotycznej, pełnej wszystkiego nocy. Barty spał tak spokojnie tylko dzięki czarom. Gdyby nie one, z całą pewnością miałby problem z ukojeniem myśli tak, jak ja.
W pewnym momencie ocknęłam się. Musiałam natychmiast iść do Czarnego Pana i porozmawiać z nim. Nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Przez ostatnie tygodnie nie było między nami najlepiej, to stało się nie do zniesienia. Poza tym cała ta niedorzeczna wojna… Nie, nie mogłam o niej myśleć. Nie mogłam przeżywać tego wszystkiego od nowa, choć byłam przekonana, że w przyszłości czeka mnie podobne starcie. Wcześniej czy później, ale, tak, to jest nieuniknione.
Opuściłam komnatę, nawet nie oglądając się za siebie. Swe kroki skierowałam w stronę Sali Tronowej. Po drodze nie napotkałam żywego ducha, choć wiedziałam, że żaden ze Śmierciożerców nie odważył się opuścić pałacu swego pana. Te mury stały się teraz najbezpieczniejszym miejscem na świecie… twierdzą, która w każdym momencie mogła stać się celem. Aczkolwiek nikt nie byłby tak głupi, aby zaatakować zamek Lorda Voldemorta tuż po wielkiej bitwie, gdy wszyscy waleczni lizali rany i usiłowali odbudować to, co teraz stało się ruiną.
W sali jak zwykle panował chłód i półmrok, rozproszony przez delikatny płomyk w wielkim kominku. Czarny Pan siedział na swym tronie, oczekując cierpliwie mojej wizyty. Jego długie, białe palce drgnęły impulsywnie, a szkarłatne oczy rozjarzyły się, gdy weszłam do środka, jednak sam Voldemort zachował powagę. Kiedy byłam wystarczająco blisko, ruchem ręki wskazał na swe kolana. Usiadłam, tak, jak mi to zasugerował i nagle powróciły wspomnienia dawnych lat, gdy właśnie tak siadałam na jego kolanach, obejmowałam go rękami za szyję… Uczyniłam to, a wuj zaskakująco nie opierał się.
- Naprawdę myślałem, że to już koniec – rzekł i przełknął ślinę, jakby nagle zaschło mu w gardle. Patrzył gdzieś w ciepły mrok, skutecznie unikając mojego wzroku.
- Rozumiem. Dla mnie to również nie była zbyt udana noc. Jednak… - zawahałam się przez chwilę, ale twarz wuja nadal wyrażała przenikliwe zamyślenie, więc kontynuowałam: - Jednak teraz możemy zacząć wszystko od nowa. Nie jesteś stratny, oni również. Otrzymaliśmy ostatnią szansę.
Obawiałam się, że te słowa wywołają w nim gniew, lecz, o dziwo, Lord Voldemort zgodził się z tym milcząco, kiwając lekko głową. Jego nieruchome oczy nieco drgnęły.
- Mogłem cię stracić…
- Tak.
- I jedyne, o czym wtedy myślałem… Że byłem dla ciebie ostatnio zbyt surowy. Nie wiem, co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić, ja wszystko rozumiem. Ty po prostu taki jesteś, a czasy, kiedy byłam małą dziewczynką i mogłam cię ująć swoją niewinnością już dawno minęły – odparłam, na co Czarny Pan niespodziewanie zareagował cichym śmiechem.
- O nie, Sophie, ty nigdy nie byłaś dla mnie ani niewinna, ani mała, możesz mi wierzyć – rzekł, lecz, widząc moje badawcze spojrzenie, dodał pospiesznie: - Na wszystko nadejdzie jeszcze pora.
Przytuliłam twarz do jego piersi, pod którą wyczułam bicie serca – mocne i miarowe. W tym momencie zdał mi się tak ludzki, jak nigdy dotąd. Ale ja również taka byłam. Czułam swoje ciało dokładnie i przenikliwie, każda bitewna rana pulsowała bólem, lecz był to dobry, szczęśliwy ból.
Voldemort odetchnął gwałtownie, jakby o czymś sobie przypomniał i zaczął:
- A Snape…
- Wszystko jest dobrze. To jest już całkiem nowe życie. Nie ma tego, co przed twoją i moją śmiercią dzisiaj.
Nic już nie odpowiedział, tylko przytulił mnie mocniej, tak, jak dawniej. Nie czułam do niego żadnych urazów, tak, jak on wybaczył mi wszystko, co było do wybaczenia. Tabula rasa. Tabula rasa dla wszystkiego, co się wcześniej wydarzyło. Wraz z naszą śmiercią i ponownym odrodzeniem zniknęło to, co powodowało zwady. Mogliśmy zacząć życie od nowa. Czarny Pan mógł na nowo planować, tworzyć… Nigdy nie był bardziej potężny, niż teraz, a ja nigdy nie byłam bardziej wykończona…
- Panie mój?
- Tak?
- Podczas bitwy przeżyłam moment zawahania – wyznałam szczerze. – Ale teraz jestem już przekonana, że tylko tobie chcę służyć. I chcę się w to zaangażować.
Koniuszki jego zimnych palców ogarnęły moje policzki, a twarz znalazła się tuż przy mojej. Poczułam namiętność jego warg na moich i zaciskające się dookoła mnie żelazne ramiona. Jak za dawnych czasów. Ale to była tylko namiastka przeszłości. Odsunął się ode mnie tak prędko, jak się przy mnie zjawił, pozostawiając w moim sercu przyjemne ciepło, pozwalające na chwilę zapomnieć o zimnym dotyku bitewnych wspomnień. Teraz kochałam go najbardziej na świecie, nie byłam w stanie myśleć o kimkolwiek innym.
Wiedziałam, że dzień był słoneczny, ale ja nie odczuwałam tego. Dla mnie wciąż świat pogrążony był w mroku nocy, która po części była przyczyną mego zmęczenia. Jeszcze nigdy nie wyczerpałam tak swojej mocy. Musiałam zregenerować siły, aby odrodzenie dokonało się w pełni.
- Udam się na spoczynek – poinformowałam Czarnego Pana. Byłam niesamowicie wyciszona i wewnętrznie senna.
Wuj zrozumiał od razu. Pożegnał mnie, a ja opuściłam salę bez słowa. Nie poszłam jednak do swojej sypialni. Skierowałam swe kroki na najwyższe piętro, biegnąc po schodach tak zwinnie, jakby oświetlały je ciepłe promienie majowego słońca, które, nie mając dostępu do wnętrza zamku, pieściły tylko jego obojętne mury.
W małym, wypełnionym ciemnością pokoiku przypominającym swą wielkością i położeniem komórkę na miotły odnalazłam trumnę. Z początku wydała mi się niesamowicie stereotypowa, wręcz groteskowa, lecz nic tak dobrze nie przywoływało paraliżującego, głębokiego snu, o który tak rozpaczliwie wołała każda komórka mego ciała.
Gdy wzrok już przyzwyczaił się do całkowitej ciemności, otworzyłam lakierowaną, mahoniową pokrywę i wśliznęłam się do środka. Trumna wyścielona była gładkim, szarym adamaszkiem. Poduszka obszyta była delikatną, białą koronką. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam wieko. Ogarnął mnie ślepy, gęsty mrok i, towarzyszący mu, przyjemny paraliż.

*

         Sama nie wiem, jak długo spałam. Leżąc w trumnie, nie miałam w ogóle snów, co było właśnie moim celem. Kiedy wstałam, bitwa o Hogwart stałą się wydarzeniem minionym i całkowicie wyśnionym. Wszystkie emocje umarły w tym małym, ciemnym, schludnym pokoiku.
W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że wciąż mam na sobie tę samą, podniszczoną szatę, w której zginęłam. Jak to możliwe, że nie wyczułam odoru śmierci i starej krwi? Natychmiast pobiegłam się przebrać i oczyścić.
Po drodze nadal nie spotkałam nikogo, lecz ujrzałam całkiem spore zmiany. Całe czwarte piętro skąpane było w blasku wpadających przez wyszorowane, wysokie okna promieni słonecznych. Czarne podłogi lśniły tak, że oczy łzawiły, gdy dłużej się w nie wpatrywało. Po prostu wszystko wróciło do normy. Poczułam się tak, jakby ten rok w ogóle nie minął. Jakby nic się nie wydarzyło.
Lecz pozostałe piętra przywołały mnie z powrotem do rzeczywistości. Nadal wyglądały na nietknięte przez czarodziejskie dłonie Stworka.

Pierwsze, co zrobiłam, to udałam się do Sali Tronowej, gdzie miałam nadzieję zastać wuja. Nie zawiodłam się. Stał wyprostowany przed wygaszonym kominkiem i wpatrywał się intensywnie w stronę jakiegoś oprawionego w skórę albumu. Gdy usłyszał skrzypnięcie zawiasów, natychmiast go zamknął.
- Co tam masz? – zapytałam, podchodząc doń pewnie i żwawo.
- Długo spałaś. Trzy dni – zauważył, ignorując moje pytanie, więc je powtórzyłam:
- Co tam masz?
Zawahał się przez chwilę, ale w końcu rzekł:
- Planuję, jak wcielić w życie mój kolejny, znakomity pomysł. Może nawet nie jak, lecz kiedy.
Pokiwałam z uznaniem głową.
- Nie próżnujesz – powiedziałam cicho. – Myślisz, że będę mogła pomóc ci jakoś w realizacji?
- Hmm. Myślę, że tak – przyznał bez choćby odrobiny sarkazmu w głosie, co rozpaliło w moim sercu wielki płomień nadziei. – Jednak z tym jeszcze poczekamy jakiś czas. Domyślam się, że przyda ci się odpoczynek… oczywiście w granicach naszego domu. Na zewnątrz wciąż nie jest bezpiecznie, zwłaszcza dla osób, które zostały zdemaskowane. Wielu moich Śmierciożerców utraciło wpływy oraz pracę, głównie w Ministerstwie Magii. Lecz to przecież nie stanowi żadnego problemu, ci, które mieli dość rozsądku, aby zachować anonimowość, wciąż szpiegują dla mnie.
Od razu wykryłam, że coś przede mną zataił, to byłoby zbyt proste, gdyby było w pełni tak, jak mówił. Mimo to milczałam na ten temat i posłusznie zgodziłam się z jego uprzejmą propozycją. Szybko dowiedziałam się, że Bartemiusz również otrzymał dla swojej dyspozycji kilka dni, co wywołało we nie radość zaprawioną lekko niepokojem. Co takiego sprawiło, że Czarny Pan stał się tak łaskawy?

Najpierw pobiegłam do sypialni Barty’ego, lecz była całkiem pusta, więc udałam się do ogrodu. Wydawało mi się, że nie odwiedzałam tego miejsca przez całe lata, choć znajdowało się przecież tuż pod moim nosem.
Uchylając drzwi do ogrodu, czułam się jak Mary Lennox, która właśnie odkryła sekretne wejście do tajemniczego, zakazanego miejsca za omszałym murem. Blask słońca oślepił mnie na kilkanaście dobrych sekund, więc stałam tak do momentu, aż nie odzyskałam wzroku. Dopiero wtedy ujrzałam ogród w pełnej okazałości. Mimo przepięknej, majowej pogody, rośliny wyglądały okropnie. Niektóre rozrosły się okropnie, inne zaś zwiędły lub w ogóle nie pojawiły się tego roku na powierzchni. Niemniej jednak ogród ten miał swój czas mimo chaosu, który w nim panował. Huśtawkę obrosły dzikie róże, które pachniały teraz mocno w ciepłym powietrzu, które wdychałam. Nieopodal wielkiego krzewu kwiatów pracował Barty pochylony nisko nad ziemią, operując przy swych ukochanych roślinkach tak zwinnie, jak artysta malujący detale twarzy na płótnie. Podbiegłam do niego tak cicho, jak tylko mogłam i objęłam go ramionami za szyję, a on wzdrygnął się, zaskoczony moim nagłym pojawieniem się.
- Przestraszyłaś mnie!
- Tak, wiem, przepraszam.
Odsunęłam się od niego i opadłam na huśtawkę. Liny zatrzeszczały pod moim ciężarem, a ja zaczęłam się mocno bujać w przód i w tył. Ciepły, przesycony różaną wonią powiew rozwiał mi włosy, porywając je do szalonego tańca.
- Chciałbym porozmawiać o bitwie – zaczął Bartemiusz po króciutkiej chwili milczenia, podczas której huśtałam się tak wysoko, że zaczepiałam szatą o konary drzewa, kiedy ta odchylała się do tyłu.
- Zdarzyło się tyle, że nie wystarczy nam dnia, gdybyśmy chcieli wszystko omówić – odparłam beztrosko. Tak naprawdę nie chciałam już mówić o bitwie. Zapragnęłam zacząć całkiem nowe życie, które, owszem, mogło być przyprawione przeszłością, ale wspomnienie Wielkiej Bitwy o Hogwart było jeszcze zbyt świeże. Chciałam, aby te rany zabliźniły się tak, by żadna siła rozmyślań nie była w stanie ich rozerwać.
Crouch jednak  nie dawał za wygraną. Odłożył nawet różdżkę, odwrócił się w moją stronę i wytarł pokryte ziemią dłonie w wierzch brudnej już szaty. Jego twarzy była spięta i stanowcza.
- Sophie, obiecałem ci coś, jeśli przeżyję to starcie – rzekł.

~*~

         No i po bitwie. Spodziewaliście się takiego zakończenia? Całą „bitewną” relację możecie przeczytać na Proroku Frozenki.
Zaczynamy wszystko od nowa. Postanowiłam dać szansę każdemu bohaterowi, dlatego wskrzesiłam wszystkie martwe ciała na terenie Hogwartu. To się nazywa kwintesencja „Mody na sukces”! Szczerze powiedziawszy nie mogłam się już doczekać, kiedy zakończę HP7, teraz będę mogła pisać swobodniej, bo ograniczająca mnie fabuła Rowling praktycznie się skończyła. Tylko ten rozdział jest taki nudny i spokojny, aby oddzielić jeden chaos od drugiego. Widzimy się więc niebawem z całym nowym-starym SCP :*

18 komentarzy:

  1. ~Areti
    11 stycznia 2014 o 11:41

    Po pierwsze kocham facebooka za to, że wysyłasz tam powiadomienia o rozdziałach :D A po drugie bardzo fajny rozdział :) Cieszę się, że relacje na lini Sophie – Czarny Pan są w końcu takie jak dawniej ^^ Czyli znów wszyscy się kochamy <3 :D No a tak poza tym, to już nie mogę się doczekać aż rozpocznie się kolejny etap tej historii :)) Jak sobie pomyślę ile lat już czytam to opowiadanie to sama w to uwierzyć nie mogę!! ;)
    Pozdrawiam,
    Areti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 stycznia 2014 o 15:15
      Najważniejsze na koniec rozdziału zostawiłam! xD A relacja Sophie-Barty? Domyślam się, że większość z Was wolałaby czytać o relacjach Czarny Pan-Sophie-Barty, nawet nie wykluczam tego, ale też i nie potwierdzam xD

      Usuń
    2. ~Areti
      11 stycznia 2014 o 22:48

      Hahaha :D No bo wtedy jest najciekawiej! Jeszcze jakby do tego wpleść Armanda lub innego nieśmiertelnego ;D Wiesz taka mieszanka wybuchowa xD A co do relacji Sophie – Barty to zarejestrowałam, ale czekam na rozwój sytuacji ^^

      Usuń
    3. 12 stycznia 2014 o 12:32
      O, fakt, zapomniałam o Armandzie! Ale będzie jeszcze z nim kilka ważnych wątków xD

      Usuń
  2. ~Semirkowa
    12 stycznia 2014 o 16:54

    Czekamy na wydanie książki xd
    Rozdział przeczytam poźniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 stycznia 2014 o 11:29
      Też chciałabym już coś wydać :<

      Usuń
    2. ~Semirkowa
      14 stycznia 2014 o 14:36

      to marzenie każdego blogera o wydaniu ksiażki ;D

      Usuń
    3. 17 stycznia 2014 o 12:12
      Pewnie dlatego tworzą blogi, to w zasadzie taka namiastka książki… Myślałam kiedyś nad „wydaniem” tego, co mam na blogach, ale strasznie dużo kasy poszłoby na druk xD

      Usuń
  3. ~Evelyn
    14 stycznia 2014 o 15:42

    Och rzeczywiście najlepsze na koniec! Ale rozdział jeden z takich jakie lubię :D. Jestem ciekawa co będzie dalej, bardzo bo bitwa potoczyła się przecież zupełnie inaczej niż w książce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 17 stycznia 2014 o 12:13
      Teraz zaczyna się całkiem nowe opowiadanie, powiem, że do bitwy to był taki przerośnięty prolog. Mogę w końcu zacząć SCP xD

      Usuń
  4. ~Kira
    24 stycznia 2014 o 12:44

    O matko :O jak ja mogłam zapomnieć o siostrzenicy *___* głupia ja. Pewnie dlatego, że ostatnio miałam bardzo sporo na głowie, w tym egzaminy zawodowe, które mnie całkowicie dobiły :/ ale nie ma co się martwić. Szybko nadrobiłam zaległe rozdziały i muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś. W bitwie o Hogwart spodziewałam się śmierci bohaterów, ale tutaj było na odwrót, z czego ogromnie się cieszę. Dobrze, że Sophie przeżyła, w końcu jest to moja ulubiona postać .< Czekam aż napiszesz książkę, z pewnością pierwsza ją kupię :D
    Nagłówek też prześliczny <3
    Pozdrawiam i teraz muszę zacząć komentować te rozdziały -,- szkoła potrafi jednak dobić…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 stycznia 2014 o 13:35
      Szkoła… Studia dopiero zatruwają. Na czas sesji zawiesiłam blogi. To taki utajony wojownik: niby nie tak strasznie na wykładach itp. A jak przychodzi sesja, to się zaczyna prawdziwa wojna.
      Właśnie zaskoczyło mnie, że zawiesiłaś bloga na onecie, ale mimo to nadal Cię tam o postach informuję hue hue xD Dobrze, że nie zmieniłaś adresu na blogspocie, bo bym nie poznała, że to Twój blog xD

      Usuń
    2. ~Kira
      24 stycznia 2014 o 14:29

      hahahah, powiadamiałaś? xD Ja tam nie wchodziłam chyba od roku >.< Teraz powiadamiaj na tym blogu na blogspocie xDDD tak będzie lepiej ^___^
      Współczuję z tymi studiami :< A tak po za tym to na jakim jesteś profilu? :)

      Usuń
    3. 24 stycznia 2014 o 14:45
      Jestem na psychologii stosowanej.
      Okej, zaraz zapiszę sobie bloga xD

      Usuń
    4. ~Kira
      25 stycznia 2014 o 00:57

      Uuu, nieźle XD ja gdybym zdała maturę, a to pewnie mało prawdopodobne, bo nie całkowicie nie rozumiem matematyki to chciałabym iść dalej na grafikę:D
      A kiedy nowy rozdział? xD jestem ciekawa planu Toma <3

      Usuń
    5. 28 stycznia 2014 o 22:24
      Plan Toma to tam jeszcze odległy xD A plan Barty’ego? :D
      Rozdział będzie… hmm… dzisiaj miałam zerówkę z socjologii, jutro wprowadzenie do psychologi… może mi się uda w weekend, a jeśli nie, to końcem następnego tygodnia, po biofizjologii xD

      Usuń
  5. ~Bee
    26 stycznia 2014 o 23:09

    aaa! jak ja cię kocham, za to że będziesz to kontynuować! Gdy dodałaś przedprzed ostatni rozdział obiecałam sobie że nie przeczytam tego opowiadania do końca, bo bałam się że uśmiercisz postać którą ubóstwiam (np. Voldemorta). Ale przeczytałam. I jeszcze raz dziękuję że będziesz to kontynuować <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 stycznia 2014 o 22:25
      Nigdy bym tego nie zakończyła, haha, a przynajmniej nie tak xD

      Usuń